Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Wpływ koniunktury gospodarczej na rynek pracy

Teoria ekonomii i obserwacje empiryczne pozwalają na określenie ogólnej zależności między stanem koniunktury makroekonomicznej a sytuacją na rynku pracy. Najogólniej mówiąc, dobra koniunktura powoduje poprawę sytuacji na rynku pracy, a zła koniunktura pogorszenie. Niemniej jednak, koniunktura makroekonomiczna jest bardziej odpowiedzialna za zmiany na rynku pracy, takie jak wzrost i spadek zatrudnienia bądź bezrobocia, niż za stan rynku pracy. Poziom zatrudnienia i bezrobocia kształtowany jest bowiem historycznie przez wzajemne oddziaływanie wielu czynników zewnętrznych i wewnętrznych dla regionu. Do ważniejszych czynników zewnętrznych należy polityka gospodarcza, system regulacyjny, do czynników wewnętrznych sytuacja demograficzna oraz szeroko rozumiane warunki lokalne. W przypadku wpływu ogólnokrajowej koniunktury makroekonomicznej na regionalne rynki pracy mechanizm przenoszenia impulsów jest dość oczywisty, choć daleki od automatycznego. Zwykle poprawa na rynkach pracy pojawia się z opóźnieniem wobec zmiany koniunktury i okres opóźnienia może być różny w zależności od innych okoliczności gospodarczych.

Zmiany koniunktury najwcześniej pojawiają się w regionach o największym potencjale gospodarczym. W Polsce w trzech najsilniejszych gospodarczo województwach wytwarzane jest blisko 44 procent produktu krajowego brutto, a w czterech najsilniejszych ponad połowa (51,5 proc.). Impulsy z silniejszych regionów rozchodzą się do reszty kraju głównie poprzez powiązania kooperacyjne i zakupy zaopatrzeniowe. Wiadomo, że rynki pracy reagują na zmiany koniunktury, jednak reakcje te odbywają się z różną siłą w różnych okresach i w różnych regionach. Poprawa stanu koniunktury nie oznacza natychmiastowej poprawy na rynku pracy. W Polsce do początku 2005 roku przez kilka lat wskaźniki rynku pracy pogarszały się, by po przekroczeniu punktu zwrotnego, konsekwentnie poprawiać się w kolejnym okresie. Zmiany koniunktury są częstsze, jednak we wpływie zmian na sytuację na rynku pracy liczy się ogólna tendencja koniunktury, a nie krótkookresowe jej wahania.

Rysunek 1. Wskaźnik bieżącej koniunktury dla całej Polski i województwa pomorskiego w okresie styczeń 2001 r. – styczeń 2007 r.

06_01

Źródło: IBnGR.

Koniunktura gospodarcza w województwie pomorskim zwykle zmienia się w podobnych kierunkach co koniunktura ogólnopolska, różne są jednak relacje dotyczące opóźnienia bądź wyprzedzenia tych zmian. Widać także, że przedsiębiorstwa działające w województwie pomorskim są nieco bardziej czułe na zmiany koniunktury niż można to obserwować dla próby ogólnopolskiej. Wyrazem tego zjawiska jest większa zmienność wskaźnika koniunktury w województwie niż w całej Polsce. Inaczej mówiąc – jeśli koniunktura w całej Polsce się pogarsza, to w Pomorskiem pogarsza się nieco bardziej. Podobnie w przypadku poprawy – poprawa w województwie pomorskim jest zazwyczaj nieco bardziej wyraźna niż przeciętnie w Polsce.

06_t1

Jeżeli przyjąć za początek rozważań luty 2005 roku, kiedy to miało miejsce odwrócenie tendencji negatywnych, to okazuje się, że względna poprawa stopy bezrobocia była większa w województwie pomorskim niż w trzech województwach o największym potencjale gospodarczym: mazowieckim, śląskim i wielkopolskim. W okresie do grudnia 2006 roku pomorska stopa bezrobocia zbliżyła się znacząco do średniej krajowej i obniżyła się aż o 6,2 punktów procentowych, czyli więcej niż średnio w kraju i w trzech najsilniejszych gospodarczo województwach. Mimo to pozostaje ona wyższa od czterech porównywanych stóp bezrobocia.

Taki wzorzec zmian stopy bezrobocia w województwie pomorskim nie jest zaskakujący. W województwach silnych gospodarczo poprawa sytuacji na rynku pracy nie musi być większa niż w województwach słabszych gospodarczo. Trudniejsze jest bowiem obniżanie stopy bezrobocia przy jej niskim wyjściowym poziomie. Istotniejsze jest to, że silne gospodarczo województwa kreują tendencję zmian. Wiele wskazuje na to, że stopa bezrobocia w województwie pomorskim w najbliższych latach zbliży się do ogólnopolskiej stopy bezrobocia, a nawet osiągnie wartość poniżej niej.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Demografia a zasoby pracy

Rozwój społeczno-gospodarczy kraju czy regionu zdeterminowany jest wieloma czynnikami. Istotny wpływ ma tu poziom nauki i techniki, położenie geograficzne, zasoby naturalne, panujący system polityczny, metody zarządzania gospodarką itp. Pamiętając o powyższych, nie sposób pominąć roli, jaką w procesach rozwojowych spełnia czynnik demograficzny. Wskazać tu można na różnego rodzaju skutki, jakie wynikają ze zmian w liczbie i strukturze ludności według płci i wieku dla polityki oświatowej, rynku pracy, służby zdrowia, opieki społecznej itp.

Artykuł opisuje uwarunkowania demograficzne zasobów pracy w województwie pomorskim. Przedstawia aktualny stan, opierając się w tym względzie na liczbach z lat 2002 i 2005 oraz perspektywy wynikające z danych dla lat 2010, 2015 i 2020.

05_t1

Rozwój liczebny ludności

Dynamika liczby ludności w województwie pomorskim w ostatnich latach kształtuje się odmiennie niż w całym kraju. W ciągu trzech lat (2002-2005) ludność w województwie wzrosła o 15,4 tys. osób, czyli o 0,7%, podczas gdy w kraju w tym samym czasie zmalała o 62,0 tys. osób tj. o 0,2%. Zauważmy jednak – informują o tym dane w tablicy 1. – że przyrost ludności w województwie wystąpił wyłącznie na wsi, miasta zaś wykazały spadek liczebny populacji. Podobne zjawisko obserwować będziemy w nadchodzących latach i to zarówno w województwie pomorskim, jak i w całym kraju.

O przyroście liczby ludności w województwie pomorskim w ostatnich latach rozstrzygał głównie przyrost naturalny. W ciągu trzech badanych lat (2003-2005) wyniósł on 13,8 tys. osób. Oznacza to, że liczba urodzeń przewyższała liczbę zgonów. W całym kraju było odwrotnie. Przyrost naturalny ludności w tych samych latach był ujemny, czyli liczba zgonów przewyższała liczbę urodzeń.

Jeśli wymienioną uprzednio liczbę przyrostu naturalnego w województwie za ostatnie trzy lata odniesiemy do przyrostu rzeczywistego, okaże się, że blisko 90% jego stanu przypada na przyrost naturalny. Jak widać, przyrost wędrówkowy ludności w ostatnich latach nie odegrał większej roli w przyroście rzeczywistym ludności.

Ludność według społeczno-ekonomicznych grup wieku

Przedmiotem naszego zainteresowania będzie klasyfikacja ludności według społeczno-ekonomicznych grup wieku. Klasyfikacja tego typu pozwala wyróżnić trzy duże grupy wiekowe: wiek przedprodukcyjny (0-17 lat), produkcyjny (18-59 lat kobiety, 18-64 lata mężczyźni) i poprodukcyjny (60 lat i więcej kobiety, 65 lat i więcej mężczyźni). Prezentacja struktury ludności w tym ujęciu wiąże się ściśle z procesami zachodzącymi na rynku pracy. Odpowiednie dane dla województwa pomorskiego w 2002 i 2005 roku ukazano w tablicy 2.

Populacja w wieku przedprodukcyjnym

Zwraca uwagę spadek liczby ludności w wieku przedprodukcyjnym. W ciągu trzech lat (2002-2005) zbiorowość ta zmalała o 39,7 tys. osób, czyli o 7,6%, w większym stopniu w miastach, w mniejszym zaś na wsi. Spowodowało to zmniejszenie się udziału względnego omawianej zbiorowości w ogólnej liczbie ludności z 23,7% do 21,8% (tablica 2.). Stała, wyraźnie malejąca tendencja liczby ludności w wieku 0-17 lat utrzyma się w województwie pomorskim i w nadchodzących latach. Informują o tym dane w tablicy 3. Zmniejszy się ona z 479,0 tys. osób w 2005 roku do 424,1 tys. w 2010 i 388,9 tys. w 2020 roku. W 2020 roku liczba ludności w wieku przedprodukcyjnym będzie o około 90,0 tys. osób mniejsza niż w 2005 roku. Jej udział procentowy w ogólnej liczbie ludności skurczy się do 17,5%.

Będzie to rezultat spadku liczby urodzeń, jaki zaobserwowano w latach 90. i pierwszych latach XXI wieku. Z prognoz GUS wynika, że ubytek liczby ludności w wieku przedprodukcyjnym w większym stopniu wystąpi w miastach, w mniejszym zaś na wsi. Zniżkowa tendencja w liczbie ludności w wieku przedprodukcyjnym w miarę upływu czasu – determinować będzie liczebność i strukturę ludności w wieku produkcyjnym.

05_t2

Ludność w wieku produkcyjnym

Kolejna grupa wieku – oparta na społeczno-ekonomicznych przesłankach klasyfikacyjnych, ściśle związana z rynkiem pracy to populacja w wieku produkcyjnym. Ludność w wieku produkcyjnym jest ważnym czynnikiem determinującym rozwój społeczno-ekonomiczny kraju czy regionu. Zjawiska demograficzne najsilniej oddziaływają na gospodarkę właśnie przez liczbę i strukturę ludności w tym wieku. Zbiorowość ta określa wielkość potencjalnych zasobów pracy, te zaś z kolei rozmiary zatrudnienia. W efekcie ludność w wieku produkcyjnym jest istotnym elementem siły produkcyjnej społeczeństwa.

Granice wieku produkcyjnego są zakreślane dość szeroko. Rozpiętość między najmłodszymi rocznikami tej grupy – 18 lat, a najstarszymi liczącymi 59 lat (kobiety) i 64 lata (mężczyźni) wynosi odpowiednio 42 i 47 roczników. Oznacza to, że w grupie wieku produkcyjnego np.: w 2005 roku znajdowały się generacje o różnej liczebności; są jeszcze w tej zbiorowości liczne roczniki wyżu z lat 50., mniej liczne roczniki niżu urodzeń z lat 60.; odnajdziemy tu także stosunkowo liczną generację, która przyszła na świat w latach 70. itp.

Proces ubytku naturalnego i migracyjnego ludności w wieku produkcyjnym, jaki się dokonywał w ostatnich kilku latach, był rekompensowany nowymi generacjami, które osiągnęły 18 lat – wywodzącymi się z wyżu urodzeń drugiej połowy lat 70. i pierwszej połowy lat 80. W rezultacie tych procesów ludność w wieku produkcyjnym w latach 2002-2005 zwiększyła swą liczebność o 44,5 tys. osób, czyli o 3,2%. Wzrost ten w większym stopniu dotyczył wsi, w mniejszym zaś miast województwa pomorskiego.

Rosnąca tendencja w tym względzie trwać będzie do około 2010 roku; wówczas populacja w wieku produkcyjnym osiągnie około 1440 tys. osób (tablica 3.), po czym obserwować będziemy jej stały spadek. W 2015 roku obniży się do około 1402 tys. osób, a w 2020 roku stanowić będzie już tylko 1344 tys. osób. W stosunku do 2005 roku obniży się o blisko 71 tys. osób.

Jak informują dane w tablicy 3., ubytek liczby ludności w wieku produkcyjnym wystąpi tylko w miastach, na wsi natomiast obserwować będziemy odmienną tendencję, a mianowicie wzrost liczebny tej populacji. Trzeba nadmienić, że o wielkości przyrostu lub ubytku liczby ludności w wieku produkcyjnym w danym okresie rozstrzygają: liczebność młodej generacji wstępującej w wiek produkcyjny, liczba osób wychodząca z wieku produkcyjnego (i wstępująca w wiek poprodukcyjny), a ponadto poziom zgonów i rozmiary migracji wewnętrznych i zagranicznych występujących w tej populacji.

Ludność w wieku 19-24 lata

Oceniając kształtowanie się liczby ludności w wieku produkcyjnym, szczególną uwagę należy zwrócić na liczebność populacji w wieku 19-24 lata. Jest to bardzo prężna i mobilna grupa społeczna. W tym wieku najczęściej podejmuje ona pierwszą pracę albo studia wyższe, względnie poszukuje pracy. W wieku 19-24 lata zawiera się dość często małżeństwa, zabiega o mieszkanie, wydaje potomstwo itp. Można powiedzieć, że populacja ta zaznacza bardzo wyraźnie swą obecność w życiu społeczno-gospodarczym i demograficznym.

05_t3

Stan liczebny ludności w wieku 19-24 lata w województwie pomorskim w latach 2002-2005 oraz prognozy do 2020 roku ukazuje tablica 4.

Trzeba zaznaczyć, że wzrost lub spadek liczby ludności w omawianej grupie wieku jest wynikiem wstępowania do niej urodzonych wcześniej generacji i opuszczania tej grupy wiekowej przez osoby, które zmarły, wyemigrowały lub osiągnęły wiek 25 lat w badanym okresie.

Tablica 4. wykazuje, że w okresie 2002-2005 zbiorowość osób w wieku 19-24 lata nieznacznie zwiększyła swą liczebność, ale tylko na wsi. W całym województwie w 2005 roku liczyła ona 228,7 tys. osób.

Nadchodzące lata charakteryzować się będą stałym i znaczącym spadkiem tej populacji. Według prognozy GUS w 2010 roku wyniesie ona 201,8 tys. osób, a w 2020 roku już tylko 144,2 tys. (tablica 4.). Malejąca dynamika przełoży się na duży spadek udziału względnego tej zbiorowości w ogólnej liczbie ludności: z 10,4% w 2005 roku do 6,5% w 2020 roku. Przewidywana zniżkowa tendencja – i to zarówno w liczbach bezwzględnych, jak i udziałach procentowych – obejmie miasto oraz wieś; w większym jednak stopniu to pierwsze środowisko.

Z malejącej liczby ludności w wieku 19-24 lata płyną określone wnioski dla wielu dziedzin życia społeczno- -gospodarczego, w tym zwłaszcza dla polityki rynku pracy.

Ludność w wieku poprodukcyjnym

Trzecią grupę wieku wyodrębnioną na podstawie kryteriów społeczno-gospodarczych stanowi ludność w wieku poprodukcyjnym. Zbiorowość tę tworzą kobiety w wieku 60 lat i więcej oraz mężczyźni w wieku 65 lat i więcej.

Jak wskazują dane w tablicy 2., populacja ta w latach 2002-2005 wzrosła liczebnie. Dotyczyło to zarówno miast, jak i wsi. W nadchodzących latach – mamy tu na uwadze lata objęte prognozą, czyli do 2020 roku – będzie ona nadal stale i dynamicznie zwiększać swą liczebność (tablica 3.) Będzie to skutek wkraczania w wiek poprodukcyjny licznych roczników wyżu demograficznego z lat 50., a także stałego wydłużania przeciętnego trwania życia mieszkańców województwa pomorskiego.

Wobec szybko rosnącej liczby ludzi w wieku poprodukcyjnym poważnym problemem społecznym pozostaje nadal konieczność lepszego wykorzystania wiedzy, kwalifikacji i doświadczenia życiowego osób w starszym wieku, cieszących się niejednokrotnie dobrym zdrowiem i chęcią do aktywnego działania.

Włączanie ludzi w podeszłym wieku do czynnego życia społecznego i zawodowego, dającego im satysfakcje i pełniejsze zadowolenie z życia, chronić ich będzie od samotnej bezczynności, która niekorzystnie wpływa na stan psychiczny i fizyczny.

05_t4

 

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Rynek pracy jeszcze nie jest doskonały

Sytuacja na rynku pracy Pomorza, mimo widocznej i systematycznej poprawy, nadal daleka jest od zadowalającej. Stopa bezrobocia w naszym województwie spada najszybciej w kraju – między styczniem 2006 r. a styczniem 2007 r. stopa bezrobocia zmniejszyła się o 3,9 pkt. proc. – ale jej poziom nadal przewyższa średnią krajową.

Kolejnym wielkim wyzwaniem jest bardzo duże zróżnicowanie wewnątrzregionalne – na lokalnych rynkach pracy. W Trójmieście stopa bezrobocia waha się między 5 a 6 proc., a tymczasem w położonym niemalże w sąsiedztwie aglomeracji powiecie nowodworskim przekracza 34 proc. Przykład tego powiatu wyłamuje się z ogólnej prawidłowości, którą obserwujemy od lat w naszym województwie, że im dalej od Trójmiasta, tym wyższa jest stopa bezrobocia. Pokazuje to, jak ważną jest kwestia mobilności nie tylko zawodowej – a więc gotowości do zmiany pracy, zawodu – ale także mobilności przestrzennej, czyli gotowości do zmiany miejsca zamieszkania lub dojeżdżania do pracy na większą odległość. Gotowość ta zależy nie tylko od chęci czy nastawienia mieszkańców naszego regionu, ale w dużej mierze – a może nawet przede wszystkim – od możliwości, jakie daje dostępność (także kosztowa) transportu. Dla migracji na stałe, czyli zmiany miejsca zamieszkania, kluczowe znaczenie ma rynek nieruchomości i wynajmu mieszkań. A ten w ostatnim czasie wydaje się stanowić coraz większą barierę mobilności przestrzennej. Paradoksalnie, często łatwiej jest wyjechać za granicę. Kuszą nie tylko znacznie wyższe wynagrodzenia, ale także coraz niższe koszty transportu i coraz liczniejsze przykłady sukcesów emigrantów. Działa tu efekt kuli śnieżnej. Na szczęście dobra koniunktura gospodarcza, którą notujemy na Pomorzu, wzrost gospodarczy i pozytywne przełożenie na poziom wynagrodzeń – przeciętne miesięczne wynagrodzenie brutto w sektorze przedsiębiorstw w 2006 r. wzrosło o 8,9 proc. – napawają optymizmem. Jestem przekonana, że obok korzystnych tendencji w realnej gospodarce, również coraz lepsze działania publicznych instytucji rynku pracy oraz możliwości dofinansowania ze środków Europejskiego Funduszu Społecznego programów zapobiegania bezrobociu i ograniczania jego skali sprawią, że już niedługo nasz regionalny rynek pracy będzie dobrze działającym „silnikiem” pomorskiej gospodarki. Młodzi Pomorzanie natomiast wyjeżdżać będą za granicę w poszukiwaniu pracy tylko wtedy, gdy będą chcieli, a nie dlatego, że w naszym regionie nie mogą znaleźć interesującej, rozwojowej i dobrze płatnej pracy.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Pomorski rynek pracy – diagnoza sytuacji

Od pewnego czasu na polskim rynku pracy mamy do czynienia z paradoksalną sytuacją. Z jednej strony, mimo spadającego poziomu bezrobocia, istnieje ciągle liczna rzesza bezrobotnych, z drugiej zaś pracodawcom coraz dotkliwiej doskwiera brak rąk do pracy. Z taką sytuacją mieliśmy również do czynienia w województwie pomorskim w III kwartale 2006 roku. Jakie czynniki są jej źródłem? Są to niewątpliwie: dobra koniunktura gospodarcza, niedopasowanie strukturalne kwalifikacji bezrobotnych do potrzeb rynku pracy, wysokie pozapłacowe koszty pracy skutkujące podejmowaniem pracy nierejestrowanej oraz wyjazdy do pracy za granicą, popularne wśród ludzi młodych oraz osób z doświadczeniem w swoim zawodzie. Odpowiedź na pytanie o znaczenie wymienionych czynników w kształtowaniu stanu rynku pracy województwa pomorskiego nie jest łatwa, niemniej jednak na podstawie różnorodnych analiz pewne jakościowe oceny są możliwe. Rynkowa logika zależności pomiędzy podażą i popytem przyczyn spadku bezrobocia nakazuje poszukać w rosnącej koniunkturze gospodarczej, której efektem powinien być wzrost liczby miejsc pracy. Jaka zatem była koniunktura w województwie pomorskim w III kwartale 2006 roku? W opinii przedsiębiorców była ona bardzo dobra. Wskaźnik bieżącej koniunktury rekordowe wartości osiągnął w lipcu 2006 roku, przekraczając poziom 40 pkt. Z kolei w sierpniu koniunktura w województwie pomorskim bardzo wyraźnie przewyższała notowania ogólnopolskie.

Rysunek 1. Wskaźnik bieżącego klimatu koniunktury w województwie pomorskim w okresie styczeń 2001 r. – listopad 2006 r.

03_01

Źródło: IBnGR.

W kolejnych miesiącach poprawa koniunktury postępowała wolniej niż w trzecim kwartale. W listopadzie 2006 roku przewaga deklaracji wskazujących na poprawę koniunktury była nadal wyraźna, chociaż nie aż tak jak w rekordowym lipcu – wskaźnik koniunktury kształtował się bowiem na poziomie 30 pkt. Jednocześnie przedsiębiorcy wskazywali na trudności z pozyskaniem odpowiednich pracowników. Takie problemy zgłosiło 46 proc. respondentów z województwa pomorskiego, podczas gdy odsetek ten kształtował się przeciętnie w Polsce na poziomie 43 proc.

Bardzo dobra koniunktura znalazła odzwierciedlenie w przyroście liczby miejsc pracy. W końcu III kwartału 2006 roku w całym sektorze przedsiębiorstw w województwie pomorskim szacunkowo pracowało ok. 510 tys. osób. W stosunku do końca kwartału poprzedniego odnotowano więc wzrost liczby pracujących o ok. 6,9 tys. W omawianym okresie liczba bezrobotnych spadła o 11,7 tys. do poziomu 130,2 tys. osób.

W bilansie pracujących i bezrobotnych zabrakło więc ok. 4,8 tys. osób. Powyższe zestawienie wyraźnie wskazuje na dominującą rolę rosnącego zatrudnienia w spadku bezrobocia. Do wyjaśnienia pozostają natomiast przyczyny spadku bezrobocia o dodatkowe 4,8 tys. osób ponad liczbę nowych miejsc pracy. Pomijając względy demograficzne, których krótkookresowy wpływ na wielkość bezrobocia jest znikomy oraz odpływ do pracy w sektorze publicznym, który prawdopodobnie również nie miał dużego udziału w spadku bezrobocia, zwrócić należy uwagę na dwa czynniki. Po pierwsze, na odpływ do pracy nierejestrowanej. Siłą rzeczy skali zjawiska nie można ocenić w sposób ilościowy – rozmiary „klina podatkowego” przemawiają jednak za podkreśleniem znaczenia tego czynnika. Po drugie, część omawianego spadku była z pewnością efektem migracji – choć pewnie zjawisko to dotyczyło głównie pracujących oraz „formalnie” bezrobotnych, a więc osób, które pracowały nielegalnie. Ich miejsca prawdopodobnie zajęte zostały, przynajmniej po części, przez faktycznie bezrobotnych.

Niezależnie od pozytywnych zmian, jakie zachodzą na rynku pracy w województwie pomorskim, bezrobotni są nadal dużą grupą liczącą 130 tys. osób. Z drugiej strony, wg badań GUS w I półroczu 2006 roku liczba deklarowanych wolnych miejsc pracy w województwie kształtowała się na poziomie 5 tys. Ekstrapolując te dane na całą populację podmiotów gospodarczych, można mówić o 10 tys. wolnych miejsc pracy [1]. Powyższe dane wskazują więc na poważne niedopasowanie kwalifikacyjno-zawodowe bezrobotnych w stosunku do oczekiwań rynku pracy.

Rysunek 2. Dynamika pracujących w sektorze przedsiębiorstw wg sekcji PKD w województwie pomorskim na tle Polski w III kwartale 2006 r. w stosunku do kwartału poprzedniego.

03_02

Źródło: Opracowanie IBnGR na podstawie danych US w Gdańsku i GUS.

Wyraźny wzrost liczby pracujących, jaki odnotowano w województwie pomorskim w III kwartale, był jednak zróżnicowany w zależności od rodzaju działalności gospodarczej. Biorąc pod uwagę osiem sekcji PKD, stwierdzić należy, że w sześciu z nich odnotowano dodatnią i wyższą od krajowej dynamikę pracujących. Najwyższe jej wartości cechowały przetwórstwo przemysłowe. Była to jednocześnie sekcja, w której województwo pomorskie wyróżniało się najwyższą dynamiką pracujących w porównaniu do zmian obserwowanych w kraju. Wyraźna wzrostowa dynamika liczby pracujących odnotowana została również w budownictwie oraz w obsłudze nieruchomości i firm.

Spadek liczby pracujących odnotowany został w dwóch sekcjach – handlu oraz w hotelarstwie i gastronomii. W skali kraju nie odnotowano tak negatywnych zmian. Omawiany spadek miał jednak charakter sezonowy. Funkcjonowanie handlu po części, a hotelarstwa i gastronomii w dużej mierze, uzależnione jest od ruchu turystycznego, który koncentruje się w okresie letnim, a więc w II kwartale.

Bardziej szczegółowa analiza dynamiki liczby pracujących potwierdza prymat działalności produkcyjnej w tym zakresie. W III kwartale 2006 roku, w pierwszej dziesiątce działów PKD o największych wartościach dynamiki, sześć związanych było właśnie z tym rodzajem działalności gospodarczej. Podkreślić należy, że działalności te cechowały się również wysoką dynamiką pracujących w porównaniu do zmian odnotowanych w kraju. Na tym tle szczególnie wyróżniała się produkcja sprzętu radiowotelewizyjnego i telekomunikacyjnego.

W sytuacji spadającego bezrobocia niezwykle ważną kwestią są zmiany zachodzące w jego strukturze. Szczególnie istotna jest odpowiedź na pytanie, czy spadkowi bezrobocia ogółem towarzyszył spadek udziałów bezrobotnych zaliczanych do grup znajdujących się w szczególnej sytuacji na rynku pracy. Pod uwagę wzięto trzy grupy: bezrobotnych w wieku do 25 lat, w wieku 50 lat i więcej oraz bezrobotnych długotrwale. Spadek udziału tych grup w bezrobociu ogółem byłby pozytywnym zjawiskiem świadczącym o zmniejszaniu się skali bezrobocia strukturalnego. Niestety, w III kwartale 2006 roku odnotowano wzrost odsetka bezrobotnych w wieku do 25 lat oraz w wieku 50 lat i więcej. Udział pierwszej grupy w bezrobociu ogółem wzrósł o 0,3 pkt. proc. – do poziomu 22,2 proc. Wzrost ten był nieznacznie niższy od obserwowanego przeciętnie w kraju (0,4 pkt. proc.). Udział drugiej grupy wzrósł natomiast o 0,8 pkt. proc. do poziomu 18,3 proc. przy średnim wzroście wynoszącym dla Polski 0,5 pkt. proc. W przeciwieństwie do dwóch opisanych powyżej grup spadek udziału w bezrobociu ogółem odnotowano w odniesieniu do długotrwale bezrobotnych. Dla województwa pomorskiego wyniósł on 0,4 pkt. proc., przy średniej dla Polski wynoszącej 0,5 pkt. proc. Spadek udziału odnotowany w regionie był więc nieznacznie mniejszy od przeciętnego w kraju. Ważne jednak, że nastąpił, co oznacza, że przynajmniej część długookresowo bezrobotnych integrowała się ponownie z rynkiem pracy lub przynajmniej, dzięki poprawie koniunktury, legalizowała zatrudnienie.

Opisane powyżej zmiany na rynku pracy dotyczyły województwa pomorskiego ogółem. Tymczasem sytuacja na lokalnych rynkach pracy jest bardzo silnie zróżnicowana, o czym świadczą trzy wybrane przykłady dotyczące: stopy bezrobocia, wskaźnika intensywności deficytu/nadwyżki i zmian odsetka długotrwale bezrobotnych.

Stopa bezrobocia na koniec III kwartału 2006 roku była silnie zróżnicowana w układzie powiatów. O ile najwyższa stopa bezrobocia przekraczała 30 proc., o tyle najniższa – jedynie 5 proc. Najwyższa stopa bezrobocia cechowała powiat bytowski (32,2 proc.), nowodworski (32 proc.) i sztumski (30,5 proc.), najniższą zaś zaobserwowano w powiatach grodzkich Trójmiasta: Sopot (5,3 proc.), Gdynia (6,3 proc.) i Gdańsk (6,7 proc.). Duże przestrzenne zróżnicowanie poziomu bezrobocia jest jednym z symptomów jego strukturalnego charakteru. Dobrym przykładem jest powiat nowodworski sąsiadujący z Gdańskiem. Stopa bezrobocia była w nim ponad czterokrotnie wyższa niż w Gdańsku. Różnica taka utrzymywała się przez długi czas, co świadczyło o małej mobilności zawodowej i przestrzennej bezrobotnych z tego obszaru. Dopiero w ostatnich miesiącach spadki stopy bezrobocia odnotowane w powiecie nowodworskim były wyższe od przeciętnych.

Istotną kwestią z punktu widzenia funkcjonowania lokalnych rynków pracy jest to, na ile wielkości i strukturze bezrobotnych odpowiada liczba i struktura składanych ofert pracy.

Rysunek 3. Stopa bezrobocia w powiatach województwa pomorskiego w końcu III kwartału 2006 r.

03_03

Źródło: Opracowanie IBnGR na podstawie danych GUS.

Rysunek 4. Napływ bezrobotnych i ofert pracy w I połowie 2006 r. w powiatach województwa pomorskiego

03_04

Źródło: Opracowanie IBnGR na podstawie danych US w Gdańsku.

W I połowie 2006 roku zdecydowanie największa liczba ofert była dostępna w Gdańsku i Gdyni oraz w pasie powiatów położonych w północnej części województwa, w szczególności w powiecie słupskim. W południowej i środkowej części województwa ofert pracy pojawiało się zdecydowanie mniej. Wyjątkiem były powiaty: tczewski i starogardzki.

Opisana struktura przestrzenna znalazła potwierdzenie również w rozkładzie wskaźnika intensywności deficytu/nadwyżki uwzględniającego, oprócz liczby ofert pracy, również wielkość napływu bezrobotnych. Deficyt potencjalnych pracowników wyraźnie zaznaczył się w powiecie słupskim. W Słupsku i w Gdyni w tym zakresie odnotowano równowagę, a w trzech pozostałych powiatach z tej samej klasy niewielką nadwyżkę. Bardzo duża nadwyżka napływających do bezrobocia względem zgłoszonych ofert pracy zaznaczyła się w powiecie kartuskim oraz trzech powiatach wschodniej części regionu – malborskim, sztumskim i kwidzyńskim. Województwo pomorskie, w I połowie 2006 roku, było więc regionem głębokich kontrastów, jeżeli chodzi o relację pojawiających się ofert pracy do napływu bezrobotnych. Równowaga pomiędzy tymi procesami odnotowana została w sporadycznych przypadkach, a dominowała nadwyżka napływu bezrobotnych.

W III kwartale 2006 roku, w stosunku do kwartału poprzedniego odnotowano zróżnicowane zmiany udziałów bezrobotnych długookresowo w powiatach województwa pomorskiego. W niektórych powiatach nastąpił wzrost udziału tej kategorii w ogóle bezrobotnych, w innych spadek, a w jeszcze innych – udział nie uległ istotnym zmianom. Tylko w powiecie kwidzyńskim nastąpił najwyższy wzrost udziału – o ponad 2 pkt. proc. W powiatach słupskim i tczewskim ten wzrost był niższy, ale jednak znaczący. W dużej grupie powiatów odnotowano wyraźny spadek udziału długotrwale bezrobotnych, szczególnie widoczny w Trójmieście i w powiatach sąsiednich, a więc na trójmiejskim lokalnym rynku pracy. Bardzo wyraźny spadek cechował też Słupsk i powiat sztumski.

Przedstawione przykłady wyraźnie wskazują, że poprawa sytuacji na rynku pracy województwa pomorskiego miała różny zakres w zależności od powiatu. Szczególnie wyraźna była ona na trójmiejskim rynku pracy, a więc w Trójmieście i powiatach je otaczających. Wyraźna poprawa została również zauważona w niektórych powiatach o wysokiej stopie bezrobocia – np. w nowodworskim lub sztumskim, podczas gdy np. w powiecie bytowskim była ona stosunkowo niewielka. O zmianach na powiatowych rynkach pracy w dużej mierze decydują zatem uwarunkowania lokalne, modyfikujące oddziaływanie takich czynników, jak np. wzrost koniunktury gospodarczej.

Rysunek 5. Zmiana udziału bezrobotnych długookresowo w bezrobociu ogółem na koniec III kwartału 2006 r. w stosunku do kwartału poprzedniego

03_05

Źródło: Opracowanie IBnGR na podstawie danych WUP w Gdańsku.

03_t1

03_t2

Przypisy:

1 Wśród przedsiębiorców pojawiają się opinie, że jest ich znacznie więcej.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Polityka rynku pracy – historia choroby

Objawy

Pierwsze niepokojące, zewnętrzne objawy pojawiły się stosunkowo niedawno, w roku 2004, kiedy jedną z konsekwencji przystąpienia Polski do Unii Europejskiej stało się otwarcie rynków pracy niektórych państw członkowskich. Nagle okazało się, że pomimo kilkunastoprocentowego, a często kilkudziesięcioprocentowego bezrobocia, pomimo dramatycznie niskiego wskaźnika zatrudnienia występuje zjawisko braku rąk do pracy. Co więcej, nie dotyczy to tylko dobrze wyszkolonych specjalistów, ale i pracowników, wobec których na wstępie nie wymaga się żadnych kwalifikacji poza motywacją do pracy. Przez kilkanaście lat, od 1990 roku choroba rozwijała się bezobjawowo. Symptomy dysfunkcji sygnalizowane przez pracodawców były lekceważone. Dzisiaj zespół chorobowy wykazuje następujące cechy: • najniższy w UE-25 poziom zatrudnienia (w 2005 roku w Polsce pracowało zaledwie 12 890 tysięcy osób [1]),

– łączne wydatki Funduszu Pracy w latach 1990-2006 wyniosły ponad 100 miliardów złotych,

– najwyższa w UE-25 stopa bezrobocia,

– najwyższy w OECD koszt rent (3,98% PKB),

– niska średnia wieku przechodzenia na emeryturę (57 lat),

– niski wskaźnik zatrudnienia osób niepełnosprawnych (13%),

– wysoki udział długotrwale bezrobotnych i osób z grup szczególnego ryzyka,

– ukryte bezrobocie na wsi,

– bezrobocie młodzieży,

– niski wskaźnik kształcenia ustawicznego (UE – 9,9%, PL – 5,5%),

– drenaż mózgów,

– niski poziom zdolności do zatrudnienia.

Przyczyny choroby – próba diagnozy

Analiza przyczyn obecnej zapaści polskiego rynku pracy musi być przeprowadzona wielowymiarowo. Poszukiwać należy w obszarze założeń systemowych, predyspozycjach sprzyjających powstaniu choroby, innych obszarach polityki państwa, jak również w warunkach zewnętrznych.

Naturalną konsekwencją wprowadzenia radykalnych reform ekonomicznych na początku lat dziewięćdziesiątych były zwolnienia grupowe. Konieczne było więc podjęcie działań osłonowych wobec osób tracących bezpieczeństwo socjalne. Przyjęto jednak błędne założenia. Pierwszym z nich było niedoszacowanie skali syndromu wyuczonej bezradności, wynikającego z życia w systemie totalitarnym i uzależnienia od państwa. Drugim była błędna ocena, iż bezrobocie dotknie 50-70 tysięcy osób. Lawina narastającego bezrobocia szybko wymknęła się spod kontroli. Trzecim błędem było przekonanie, że szok związany z transformacją będzie krótkotrwały, że „niewidzialna ręka rynku” przyniesie dobrobyt całemu społeczeństwu. Praktyka pokazała, że jest wręcz przeciwnie. Czwartym błędem było założenie, że państwo, a ściślej mówiąc rząd, najlepiej poradzi sobie z problemami społecznymi, tworząc centralnie sterowane systemy instytucji, których funkcjonowanie jest ściśle regulowane, a które to systemy finansowane są z podatków. Zapomniano przy tym o konieczności wprowadzenia obiektywnych wskaźników skuteczności działania tych instytucji. Piątym błędem był podział polityki na sektory. Bariery pomiędzy edukacją, polityką rynku pracy, pomocą społeczną, integracją osób niepełnosprawnych zostały wyznaczone od najwyższego do najniższego szczebla. Doszło do paradoksalnej sytuacji, w której nawet w obrębie jednego ministerstwa nie można było prowadzić zintegrowanej polityki. Dramatem jest niedostosowanie oferty edukacyjnej do potrzeb pracodawców. W tej sytuacji wbrew deklaracjom o „dawaniu wędki” zafundowano społeczeństwu „rybę”. Pozostawienie sporej części społeczeństwa samej sobie, na zasiłku, bez stworzenia możliwości zatrudnienia stało się pierwszym krokiem postępującej degradacji, czego przykładem jest sytuacja na terenach postpegeerowskich. Zabrakło koncepcji sprzyjających inwestowaniu na tych obszarach, podtrzymaniu zatrudnienia, chociażby o charakterze socjalnym, zabrakło wyobraźni, co do dramatycznych skutków długotrwałego bezrobocia.

Dynamiczny wzrost stopy bezrobocia i związane z tym napięcia społeczne w latach dziewięćdziesiątych stały się przyczyną działań kolejnych rządów mających na celu redukcję bezrobocia. Najczęściej działania te były obliczone na krótką metę, a ich podstawą nie były analizy ekonomiczno-społeczne. Do tych działań należały chociażby takie jak: zmiana kryteriów uprawniających do zasiłków, co spowodowało „przesunięcie” bezrobocia do obszaru pomocy społecznej, bezkrytyczne „wypychanie” w pełni sprawnych pracowników na wcześniejsze emerytury, nieszczelny system przyznawania rent z tytułu niezdolności do pracy. W latach 2003-2005 w województwie pomorskim nastąpił sześciokrotny wzrost kwoty wypłaconej przez ośrodki pomocy społecznej na zasiłki z tytułu bezrobocia.

Istota choroby tkwi w systemie finansowania, a ściślej mówiąc mechanizmie redystrybucji. Państwo ściąga z przedsiębiorców i innych podatników cały zespół haraczy. W tym procesie są generowane wysokie koszty związane z poborem i redystrybucją.

Dla przykładu plan Funduszu Pracy na rok 2007 zawiera następujące pozycje:

– przychód 7 565 mln złotych,

– koszt poboru składki 34 mln złotych,

– koszt wysyłki zawiadomień, wezwań związanych z zasiłkami i świadczeniami 57 mln złotych,

– koszt poradnictwa zawodowego, wyposażenia klubów pracy 49,6 mln złotych.

Do tego dochodzi nietrafność przeznaczenia tych środków, sztywność, brak zdolności do reagowania na zmieniająca się sytuację. Znaczna część tych środków przeznaczona jest na zasiłki, do których uprawnionych jest zaledwie 13,5% bezrobotnych. Państwo jest zobowiązane wypłacić zasiłki i zapewnić opłacenie składki na ubezpieczenie zdrowotne wszystkim uprawnionym. Środków na zasiłki nie wolno przeznaczać na inne cele, chociażby na zatrudnienie. Doszło do paradoksalnej sytuacji, w której środki, które powiat musi wydać na zasiłki dla bezrobotnych, wielokrotnie przekraczają kwoty; które w tym samym powiecie przeznaczyć można na inwestycje i rozwój. Powiat, który otrzymuje te środki nie jest zatem zainteresowany spadkiem stopy bezrobocia, bo wraz z tym spadają realne dochody. Co więcej, środki przeznaczone na tak zwane aktywne formy walki z bezrobociem dzielone są według algorytmu, który „karze” województwa i powiaty, w których bezrobocie spada. Im mniej bezrobotnych, tym mniej środków z algorytmu. Gwoździem do trumny jest powiązanie środków na wynagrodzenia pracowników urzędów pracy z owym algorytmem. Im mniej bezrobotnych i co za tym idzie środków na aktywne formy walki z bezrobociem, tym mniej środków na wynagrodzenia. Ten sam mechanizm został zastosowany w algorytmie dotyczącym dochodów samorządów województw. Efekt jest taki, najprościej mówiąc: im mniej bezrobotnych, tym mniej środków na rozwój! Trudno sobie wyobrazić bardziej patologiczny mechanizm.

Bezrobotny, któremu urząd pracy zapewnia ubezpieczenie zdrowotne i zasiłek, nie jest zainteresowany zatrudnieniem. Łatwo policzyć dlaczego. Wysokość zasiłku nie odbiega od najniższego wynagrodzenia, a koszty związane z zatrudnieniem są istotne. Ubranie, buty, dojazd, przedszkole dla dzieci – kosztują, a do tego trzeba jeszcze pracować. W momencie utraty prawa do zasiłku wypłacanego przez urzędy pracy można uzyskać zasiłek okresowy z tytułu bezrobocia w ośrodku pomocy społecznej. Te środki również pochodzą z redystrybucji. Ich również nie wolno wydać na inne cele. Wójt, burmistrz nie ma zatem żadnej motywacji do redukcji ilości i wysokości zasiłków. Im mniej wyda, tym mniej dostanie w przyszłym roku.

Choroba ta wywołuje „przerzuty” na inne, życiowe funkcje organizmu państwa. Rozwija się strefa nielegalnego zatrudnienia. Przedsiębiorcy, którzy zatrudniają legalnie pracowników, nie są często w stanie znieść konkurencji ze strony tych, którzy nie ponoszą pozapłacowych kosztów pracy, nie są nękani przepisami, kontrolami i biurokracją. Przenoszą się w szarą strefę, wyprowadzają firmy za granicę lub bankrutują. Kolejny przerzut dotyczy systemu emerytalnego. Bezrobotni, którzy nie opłacają składek, stanowią bombę z opóźnionym zapłonem. Mieszanka wybuchowa złożona z zadłużenia ZUS, braku składek, zmian demograficznych oraz nieuchronnego spadku tempa wzrostu gospodarczego może spowodować krach systemu emerytalnego. To samo dotyczy ubezpieczenia zdrowotnego. Koszty ekonomiczne tego mechanizmu autodestrukcji nie są jedyne, a być może nawet nie najważniejsze. Z pozostawaniem na długotrwałym bezrobociu wiąże się utrata godności, rozpad więzi rodzinnych i społecznych, potem pojawiają się postawy roszczeniowe, redukcja potrzeb i aspiracji, zatrzymanie w rozwoju, a nawet regres. Kolejne pokolenia wychowywane w rodzinach, w których życie na cudzy koszt jest normą, nie widzą wartości w pracy, nie uważają, że jest to sposób na utrzymanie się, dobrobyt. Jednak widzą wokół siebie kolorowy świat dóbr materialnych. Jeżeli nie praca, uczciwie zarobione pieniądze są sposobem na wejście w ich posiadanie, to jakich zachowań możemy się spodziewać?

Rozwijając się przez siedemnaście lat, choroba wytworzyła cały szereg mechanizmów odporności na terapię. Bronić jej będą bezrobotni, dla których każda zmiana może oznaczać utratę status quo, bronić jej będą pracownicy urzędów pracy i pomocy społecznej, bronić też będą rządy, które „zapędziły się” w populizmie i nie są w stanie powiedzieć „stop”. Jedynymi zainteresowanymi zmianą mogą być przedsiębiorcy i podatnicy, którzy opłacają ten mechanizm utrwalania bezrobocia. Ale oni są jeszcze za słabi. Zbyt niski poziom świadomości co do mechanizmów funkcjonowania państwa, oddalenie ośrodka decyzyjnego od zwykłego podatnika, brak zainteresowania mediów tego rodzaju tematami, mała skuteczność organizacji pracodawców, to przejawy tej słabości. Paradoksalna jest sytuacja, w której sięgamy po wsparcie funduszy unijnych na wzrost zatrudnienia i spójności społecznej, a z własnych podatków przeznaczamy znacznie większe środki na utrwalanie bezrobocia.

Rozpoznanie może być tylko jedno: nowotwór złośliwy z rozległymi przerzutami, pożerający swojego żywiciela. Rokowanie

Bez natychmiastowej, szokowej terapii czeka nas kryzys finansów publicznych, załamanie systemów emerytalnych, rentowych, opieki zdrowotnej oraz rewolucja milionów ludzi żyjących dziś na cudzy koszt, którym pewnego dnia rząd nie zapewni utrzymania. Grozi nam zmarnowanie rozwijającej się gospodarki oraz wsparcia z funduszy strukturalnych Unii Europejskiej. Konieczna terapia

Warunkiem powodzenia terapii jest jednoczesne, zintegrowane i kompleksowe zastosowanie szeregu instrumentów. Pierwszym z nich jest redukcja pozapłacowych kosztów zatrudnienia pracownika. Dotyczy to zarówno wysokości składek, podatków, jak i utrudnień związanych z biurokracją oraz kontrolami.

Drugim działaniem powinno być umożliwienie wykorzystania środków – dotychczas przeznaczanych na zasiłki – na wsparcie zatrudnienia. Warunkiem otrzymania zasiłku przez okres dłuższy niż trzy miesiące powinno być przy braku oferty na otwartym rynku podjęcie pracy na rzecz gminy. Wraz z rejestracją bezrobotny powinien otrzymać pakiet świadczeń i usług umożliwiający zmianę kwalifikacji oraz doradztwo i pośrednictwo w zatrudnieniu. Optymalnym rozwiązaniem jest wprowadzenie rynku tych usług w oparciu o zasadę „pieniądz za człowiekiem”. Firmy szkoleniowe, doradcze i agencje pośrednictwa pracy mogą w takim modelu konkurować jakością, skutecznością i ceną usług. Zasiłki z tytułu bezrobocia wypłacane przez ośrodki pomocy społecznej powinny również być przyznawane pod warunkiem podjęcia zatrudnienia na rzecz gminy.

Trzecim, niezbędnym działaniem jest zaprzestanie redystrybucji Funduszu Pracy według algorytmu utrwalającego bezrobocie. Fundusz ten powinien zostać „zamrożony” na obecnym poziomie i stanowić przez ściśle określony czas (3-5 lat) dotację celową dla powiatów, którą można w tym czasie wykorzystać na wzrost zatrudnienia. Po upływie tego czasu dotacja powinna ulec przekształceniu w limit dochodów powiatu pochodzący z udziału w podatkach od osób fizycznych i przedsiębiorstw. Te środki powiat mógłby wykorzystać już na cele rozwoju. Zadaniem powiatu pozostałaby wypłata zasiłków tym, dla których nie ma oferty zatrudnienia. Konieczne jest uelastycznienie instrumentów aktywnej polityki rynku pracy. Środki na wynagrodzenia pracowników oraz na funkcjonowanie publicznych służb zatrudnienia powinny być zagwarantowane w budżecie powiatu na określonym poziomie, z wysoką premią za osiągane rezultaty mierzone liczbą osób, które podjęły zatrudnienie w wyniku działań podjętych przez te instytucje. Taki mechanizm pozwoliłby w przeciągu kilku lat na likwidację w całości bądź redukcję składki pracodawców na Fundusz Pracy. Powiaty w tym modelu będą zainteresowane wzrostem zatrudnienia i możliwością wykorzystania znacznych środków na cele rozwojowe w perspektywie kilku lat.

Kolejnym działaniem musi być wymuszenie dostosowania oferty edukacyjnej do potrzeb rynku pracy. Tutaj do zastosowania jest kilka instrumentów. Począwszy od kształtowania świadomości rodziców i uczniów, poprzez zaprzestanie finansowania szkół kształcących w zawodach nadwyżkowych, udział pracodawców w kształceniu zawodowym, kończąc na opłatach za naukę wraz z systemem stypendialno-kredytowym.

Integracja działań instytucji rynku pracy i pomocy społecznej jest warunkiem koniecznym dla zaprzestania procederu wyłudzania świadczeń. Funkcje policji zatrudnienia powinny zostać przekazane do struktur mających rzeczywiste uprawnienia policyjne. Integralne powiązanie instrumentów i środków Funduszu Pracy, PFRON, Europejskiego Funduszu Społecznego na szczeblu powiatu pozwoli na osiągnięcie w perspektywie kliku następnych lat realnego wzrostu zatrudnienia. Dobra sytuacja gospodarcza powinna sprzyjać rozpoczęciu prac nad ubezpieczeniem od bezrobocia. Konieczne jest jednak podjęcie natychmiastowej terapii z wykorzystaniem dobrej sytuacji gospodarczej i funduszy europejskich.

Przypisy:

1 Dane Głównego Urzędu Statystycznego.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Państwo konkuruje z biznesem

Ze Zbigniewem Borkowskim , Wiceprzewodniczącym Gdańskiego Związku Pracodawców, Prezesem Infracorr Sp. z o.o., rozmawia Dawid Piwowarczyk

Czy pomorski rynek pracy jest z punktu widzenia pracodawcy rynkiem ciekawym?

Ciekawym z tego względu, że mimo bezrobocia faktycznie brakuje chętnych do pracy, coraz większym problemem jest znalezienie pracownika o odpowiednich kwalifikacjach i podejściu do pracy.

Czy Pana zdaniem brakuje raczej osób wysoko wykwalifikowanych, czy personelu niższego szczebla?

W moim przypadku odczuwalny jest brak zarówno jednych, jak i drugich. Wzajemne oczekiwania potencjalnych pracowników i pracodawców w sektorze prywatnym są diametralnie różne. Teoretycznie jest to w pełni zrozumiałe, ale praktycznie brak akceptacji wzajemnych oczekiwań jest jedną z przyczyn niechęci do podejmowania zatrudnienia.

Czy samorządy, ograny państwa wspierają biznes?

Kolejne ekipy rządzące próbują coś robić, ale od lat nie widać efektywnych działań. Biznes w Polsce jest ciężarem dla państwa, które nie dostrzega jego kreatywnej roli w rozwoju. W myśleniu polityków ciągle zdaje się obowiązywać przekonanie, że celem działalności przedsiębiorstw jest zabezpieczanie potrzeb społeczeństwa. Co więcej, administracja publiczna coraz częściej zaczyna być konkurentem na rynku pracy.

Pracownicy wolą pracę w sektorze publicznym?

Tak. Za sektorem publicznym przemawia bardzo duża, w porównaniu z pracą w prywatnej firmie lub prowadzeniem własnej działalności, stabilność pracy. O ile firmy prywatne często oceniają efektywność, przydatność pracownika, przeprowadzają reorganizacje i restrukturyzację, to z sektora publicznego praktycznie nie sposób „wylecieć”. – Przez lata biznes kusił jednak lepszymi płacami.

Tak jest nadal, ale obecnie te dysproporcje zmniejszają się. Firmy często nie są w stanie mocno podnosić uposażenia swoim pracownikom, bo w przeciwieństwie do urzędów one same muszą generować dochody, z których mogą opłacać swoich pracowników i przeznaczać środki na rozwój. Dlatego nie ma już tego zjawiska, które obserwowaliśmy na początku lat 90-tych, że najlepsi absolwenci, pracownicy trafiali do firm prywatnych lub sami zakładali własny biznes.

Myśli Pan, że uda się to zmienić? – Ważne byłoby zrozumienie przez polityków roli, jaką odgrywa biznes. Ponadto przeprowadzenie takiej modyfikacji systemu, by wspierał on prywatne firmy jako ten element gospodarki, który ma największy wpływ na jej rozwój, a zatem i na tworzenie nowych miejsc pracy. Poprzez różne protezy w systemie nie da się go ulepszyć. Potrzebne są generale zmiany, które mogą wnieść dopiero nowe pokolenia u władzy.

Dziękuję za rozmowę.

Skip to content