Skip to content
Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Jak przyciągnąć inwestorów z branż high-tech?

Działalność zaawansowana technologicznie jest specyficznym rodzajem działalności gospodarczej. Specyficzne będą więc również warunki tworzące, pożądane przez przedsiębiorców środowisko, w którym przyjdzie im prowadzić działalność gospodarczą. Niemniej jednak, oprócz cech charakterystycznych istnieją również te „uniwersalne”, kształtujące mikro i makro otoczenie przedsiębiorstwa, zachowujące tę samą wagę bez względu na branżę czy sekcję działalności. Zapewnienie pewnego poziomu tych ogólnych czynników jest warunkiem koniecznym w kontekście tworzenia przyjaznego klimatu dla przedsiębiorczości.

Na początku 2006 roku Instytut Badań nad Gospodarką Rynkową przeprowadził badania wśród przedstawicieli firm z udziałem kapitału zagranicznego, ulokowanych w województwie pomorskim. Celem badań ankietowych oraz wywiadów z przedstawicielami przedsiębiorstw było określenie, które z szeregu czynników wpływających na lokalizację przedsięwzięcia zadecydowały o ulokowaniu inwestycji na Pomorzu, jak również które z elementów w największym stopniu przeszkadzają w prowadzeniu działalności.

Jak wynikło z ocen uczestników badania, przykładowym czynnikiem decydującym o szansie przyciągnięcia inwestorów jest otoczenie administracyjne. Tam, gdzie władza lokalna tworzy dobry klimat, tam tworzą się przyczółki dla inwestycji, a jedna dobra inwestycja ciągnie za sobą następne. O ile współpracę z władzami gminnymi uznawano powszechnie za wzorową, o tyle zdecydowanie gorzej przedsiębiorcy oceniali swoje relacje z przedstawicielami administracji (samorządowej, jak i centralnej) wyższego szczebla. Zwracano uwagę na małą wiedzę o przedsiębiorstwach oraz brak informacji o dostępnych ofertach inwestycyjnych. Uznano to za element bierności w zabieganiu o nowe inwestycje.

3

Wysoka wiedzochłonność oraz wartość dodana, jaką charakteryzuje się branża wysokich technologii, zmienia wartość tradycyjnego polskiego atutu w pozyskiwaniu inwestycji z zagranicy w postaci niskich kosztów pracy. Jednocześnie w zdecydowanie większym stopniu niż na przykład w wypadku działalności przemysłowej, czy też usługowej, inwestorzy uwzględniają dostępność pracowników o wysokich kwalifikacjach.

Dla przedsięwzięć z branży high-tech jednym z ważniejszych czynników decydujących o lokalizacji jest obecność wyższych uczelni technicznych. Nie wystarczy już kształcić inżynierów. Programy nauczania powinny odpowiadać potrzebom rynkowym. Jest to problem o zasięgu nie tyle regionalnym, ile ogólnopolskim – na wydziałach uczelni technicznych brakuje specjalistycznych kierunków (na przykład mechatroniki), które przygotowałyby kadrę dla firm wysokotechnologicznych już ulokowanych w regionie. Współpraca z uczelniami technicznymi regionu jest mało sformalizowana, jest to raczej działalność czysto projektowa. System edukacyjny nie przygotowuje do rozwiązywania problemów, brakuje logicznego myślenia, brak podejścia systemowego, reakcyjnego, finansowego. Dużym problemem studentów jest nieumiejętność „sprzedania siebie”, zaprezentowania, komunikowania. Ale zmiany muszą także nastąpić w sferze myślenia samej kadry nauczającej na uczelniach technicznych.

O ile obecnie, w opinii przedsiębiorców, na Pomorzu nie brakuje inżynierów, o tyle trudno postrzegać jako atut strukturę absolwentów szkół wyższych, w której udział kierunków technicznych, przemysłowych oraz związanych z budownictwem kształtuje się na poziomie około 9%. Oznacza to, że w 2004/2005 roku na rynek pracy w województwie wkroczyło prawie 1,7 tys. inżynierów oraz 16,1 tys. absolwentów innych kierunków.

W kategorii zagrożeń związanych z przyszłością należy natomiast wskazać na strukturę przedmiotów oraz wyniki egzaminu maturalnego. Niepokoi liczba uczniów zdających egzaminy z matematyki oraz fizyki. W 2005 roku do egzaminu maturalnego z matematyki w województwach pomorskim i kujawsko-pomorskim podeszło 9855 maturzystów (czyli około 30% ogółu). Na wersję rozszerzoną zdecydowało się jednak tylko nieco ponad 1100 zdających. Do egzaminu z fizyki z astronomią w wersji podstawowej podeszło 2127, a w wersji rozszerzonej 2087 maturzystów. Odsetek wybierających matematykę oraz fizykę z astronomią jest nieznacznie wyższy niż przeciętnie w Polsce. Niemniej jednak, z rezultatów egzaminu wynika, iż 23% zdających egzamin w wersji rozszerzonej uzyskało punktację nieprzekraczającą 14% sumy punktów do zdobycia w wypadku fizyki oraz 12% w wypadku matematyki. Pozwala to wnioskować, iż problemu kształcenia kadr na potrzeby przedsiębiorstw sektora high-tech nie da się rozwiązać tylko i wyłącznie poprzez zmiany w szkolnictwie wyższym. Reform wymaga również szczebel niższy.

Inwestorzy narzekają, że mało jest instrumentów rzetelnej pomocy ze strony państwa. Brak infrastruktury, przepisów prawnych i chęci polityków do ułatwienia rozwoju firmom wysokotechnologicznym, na przykład informatycznym. Postanowienia, które są, okazują się częstokroć niezbyt trafnie dobrane. Tak jest w przypadku ustawy o Specjalnych Strefach Ekonomicznych. Z jej zapisów wynika na przykład, że warunkiem skorzystania z pomocy publicznej jest zachowanie prawa własności do składników majątkowych, z którymi związane były wydatki inwestycyjne przez co najmniej pięć lat. Tymczasem tempo postępu technologicznego sprawia, iż rzeczywisty okres eksploatacji wielu urządzeń produkcyjnych w przedsiębiorstwach działających w obszarze wysokich technologii może być zdecydowanie krótszy.

Z drugiej strony ułatwienie działalności w ramach SSE polega na tym, że przejęły one część decyzji administracyjnych od władz lokalnych, dzięki czemu inwestycje na wielką skalę mogą tam powstawać szybko i bez zbędnych zawirowań proceduralnych.

Firmy branż wiedzochłonnych nie dostrzegają polityki promocyjnej Gdańska. To, czego regionowi pomorskiemu brakuje, to liderów kilku kluczowych branż i jednego wiodącego inwestora, który by przyciągnął kolejne inwestycje (jak na przykład Łódź zachęciła do wybudowania fabryki Gillette, a zaraz za nią ulokowało się tam 10 dostawców). W regionie brakuje koordynacji na poziomie wojewódzkim, jeśli chodzi o wspólną wizję, działania promocyjne i proinwestycyjne. Występuje też istotny problem rywalizacji Gdyni z Gdańskiem, co powoduje osłabienie, czy wręcz zaniechanie wspólnych działań na poziomie szerszym. Brak tak zwanego power of one – siły jedności na poziomie lokalnym, integracji. Ponadto miasto powinno pomóc w zatrudnianiu młodych ludzi, w zatrzymaniu ich w regionie. Brakuje dobrej oferty programowej skierowanej tak do pracodawców, jak i młodych ludzi. Wszelkie programy oferowane przez instytucje publiczne są tymczasowe.

Badani inwestorzy branż wysokotechnologicznych wskazywali, że istotnym czynnikiem promocyjnym całego regionu jest osobista aktywność ludzi na rzecz Pomorza. Należy promować region na zewnątrz poprzez osobiste kontakty zarówno na szczeblu rządowym, jak i niższym.

Z czynników subiektywnych istotne dla firm wysokotechnologicznych są warunki i jakość życia (czystość, bezpieczeństwo, środowisko, czynniki naturalne, atrakcyjność turystyczna), stanowiące bodźce dla pracowników, którzy z powodzeniem mogą znaleźć zatrudnienie w innych miastach bądź krajach, gdzie żyje się lepiej. Aby zatrzymać takich pracowników i przyciągnąć nowych, Pomorskie powinno szczególnie zadbać o atrakcyjną ofertę turystyczną i kulturalną, tym bardziej, że posiada cenne walory naturalne.

Jak przyciągnąć inwestora z branży wysokotechnologicznej? Oto kilka propozycji dla władz lokalnych:

Po pierwsze, warto opracować i promować jednolitą spójną wizję przyciągania inwestorów z konkretnych kilku branż, które zostałyby uznane za wiodące; należy przy tym podkreślać sukces inwestorów już działających oraz dobrych firm z województwa (na przykład Intel, YDP, Prokom, GE Money Bank), których renoma znaczy wielokrotnie więcej niż komunikaty wysyłane przez władze samorządowe regionu. Potrzebna jest także aktywna promocja regionu zagranicą – organizacja imprez promocyjnych w wybranych krajach (na przykład najważniejszych partnerów handlowych czy krajach pochodzenia największych inwestorów zagranicznych).

Po drugie, atutem regionu jest mało promowana, wykwalifikowana siła robocza, która – nie znajdując zatrudnienia w regionie – zmuszona jest do poszukiwania go w innych lokalizacjach Polski i Europy; brakuje inicjatyw i programów, które umożliwiłyby młodym ludziom znalezienie pracy po studiach. To zadanie musi spoczywać na władzach lokalnych. Powinna zostać opracowana wręcz strategia zatrudnienia na Pomorzu – na kształt Europejskiej Strategii Zatrudnienia. Należy aktywizować współpracę uczelni, szczególnie Politechniki, z przemysłem tak, aby dopasować oczekiwania pracodawców i pracobiorców. Jednym z narzędzi w tym zakresie jest wspieranie rozwoju parków naukowo- technologicznych. Parki te będą jednocześnie ciekawą ofertą lokalizacyjną dla inwestorów.

Po trzecie, należy przyspieszyć tworzenie ofert lokalizacyjnych (terenów inwestycyjnych) dla potencjalnych inwestorów. Regiony, które nie posiadają wystarczającej liczby i odpowiedniej jakości przygotowanych lokalizacji są bezwzględnie pomijane przez potencjalnych inwestorów. Konieczne jest również instytucjonalne usprawnienie obsługi inwestora w regionie, poprzez stworzenie jednego mocnego centrum obsługi lub wygenerowanie przyjaznej i efektywnej współpracy instytucji już działających. W końcu niezbędne są także poprawa bezpieczeństwa publicznego oraz promocja turystyki i kultury w regionie. Dla inwestorów – zwłaszcza z branż wysokotechnologicznych – coraz bardziej istotne stają się czynniki subiektywne, takie jak: jakość i bezpieczeństwo życia pracowników i ich rodzin, ciekawa oferta rozrywkowa i wypoczynkowa.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Innowacyjny region morza Bałtyckiego – fakty i potencjał

Region Morza Bałtyckiego bezustannie stawia czoła rosnącej globalnej konkurencji. Jednak żadne z państw czy regionów wokół Bałtyku nie są szczególnie znane głównym potentatom w skali globalnej, na przykład Azji. Rządy, organizacje i obywatele spoza regionu mają problemy w rozróżnieniu cech charakterystycznych dla poszczególnych krajów. Natomiast agencje do spraw przyciągania inwestycji zagranicznych poszczególnych krajów w regionie zmuszane są do większych wysiłków w celu zwrócenia uwagi na krajową lub regionalną gospodarkę. Większość krajów w regionie jest mała, ale są także duże, takie jak Rosja, Niemcy i Polska. W tych ostatnich tylko niektóre tereny są częścią Regionu Morza Bałtyckiego, na przykład Pomorze. Zarówno małe kraje, jak i regiony tych większych są świadome, że wyzwaniem globalizacji jest zwiększanie konkurencyjności i innowacyjności.

Stworzenie Regionu Morza Bałtyckiego nie jest koncepcją nową, aczkolwiek do końca ery komunizmu nic się w tym zakresie nie działo. Zamiast tego kraje nordyckie rozwinęły współpracę odrębnie. Po przemianach w byłych krajach socjalistycznych coroczne szczyty Bałtyckiego Forum Rozwoju zbliżyły polityków oraz innych zaangażowanych uczestników do dyskusji nad możliwościami stworzenia regionu wokół Morza Bałtyckiego. Pomysł ten nawiązuje do dawnej idei Ligi Hanzeatyckiej.

Od czasu do czasu pojawiają się głosy, że mamy do czynienia ze sprzecznością pomiędzy skupianiem się na pojedynczych krajach z jednej strony, a mówieniem o „megaregionie” składającym się z kilku krajów i regionów z drugiej. Wątpliwości te nie są uzasadnione. Nie jest to bowiem kwestia wyboru „albo, albo”. Nawet jeśli kraje w regionie w jakiś sposób konkurują, to na pewno mogą też odnosić korzyści ze współpracy w obszarach wspólnego interesu. To wielowymiarowe odejście jest esencją dla tworzenia klastrów w sferze biznesu, uczelni, jednostek terytorialnych lub ich kombinacji.

Region Morza Bałtyckiego zdobył obecnie pozycję i uznanie – posiada mocne filary gospodarcze i badawczo-rozwojowe. Osiągnął masę krytyczną dającą mu doskonałe perspektywy dalszego rozwoju. Wskazują na to między innymi ostatnie badania dotyczące regionu, przeprowadzone przez Harvard Business School, Stockholm School of Economics i University in Lund.

Z raportu „The State of the Region Report 2005” (dostępny na stronie www.vinnova.se) płyną następujące wnioski dotyczące rozwoju regionu:

  • stabilny i imponujący realny wzrost PKB przez ostatnie 10 lat,
  • jedyny „megaregion” w Europie, który osiągnął na przestrzeni lat cele wyznaczone przez Strategię Lizbońską,
  • poziom dobrobytu w niektórych krajach należy do najwyższych na świecie, a w innych notowany jest najszybszy wzrost,
  • opierając się na różnych definicjach, w regionie występuje 7-8 wiodących klastrów gospodarczych o znaczeniu globalnym,
  • rozwój międzynarodowych sieci współpracy, w tym bardzo obiecująca sieć biofarmaceutyczna, łącząca świat nauki, biznesu i instytucji publicznych,
  • wysoki poziom inwestycji w badania i rozwój – z 7 liderów globalnych w tym zakresie 5 krajów należy do regionu,
  • generalnie wysoki, pomimo zróżnicowania, poziom efektywności rządów i administracji.

Na bazie przeprowadzonych analiz Vinnova podjęła w 2004 roku dwie inicjatywy mające dalej stymulować innowacyjność, konkurencyjność, wzrost gospodarczy i dobrobyt w regionie. Ze względu na już osiągnięte charakterystyki ambicją było dążenie do uzyskania innowacyjności i konkurencyjności w perspektywie globalnej. Metodą wybraną do wskazania dalszych inicjatyw rozwojowych było połączenie podejścia megaregionalnego z benchmarkingiem względem innych europejskich oraz globalnych regionów.

Jedna z inicjatyw polegała na połączeniu sił z Bałtyckim Forum Rozwoju w celu weryfikacji wcześniejszych deklaracji politycznych odnośnie Regionu Morza Bałtyckiego. Zainicjowanie Baltic Sea Initiative 2010 było wynikiem innowacyjnego połączenia sił. Coroczne szczyty, różnego rodzaju warsztaty oraz inne działania zbliżały partnerów ze sfery badawczej, biznesu, administracji publicznej w celu identyfikacji i rozwoju współpracy międzynarodowej w różnych obszarach istotnych dla konkurencyjności i innowacyjności regionu. Z uwagi na występujące podobieństwa i różnice od początku było oczywiste, że nie ma jednej metody odpowiadającej wszystkim i że zrównoważony wzrost nie pojawi się bez zaangażowania różnych partnerów lokalnych. W celu wspierania i dokumentowania potencjału regionu w ramach Baltic Sea Initiative, Vinnova sfinansowała projekt badawczy State of the Region Reports 2004 i 2005.

Przy okazji szczytu Bałtyckiego Forum Rozwoju, który odbył się w 2005 roku w Sztokholmie, nadano inicjatywie BSI nowy wymiar, ponieważ pojawiła się duża liczba nowych partnerów gotowych do podjęcia działań. Powstał komitet sterujący, składający się z przedstawicieli Nordyckiej Rady Ministrów, Vinnovy i TEKESu (reprezentujących agencje innowacyjne), Scanbaltu, Rady Doradczej Krajów Bałtyckich, Baltic Inward Investment & Promotion Agencies i Bałtyckiego Forum Rozwoju.

Komitet ten zadecydował o skupieniu się na następujących obszarach w kolejnym okresie działania:

  • rozwoju międzynarodowego systemu innowacji, bazującego na klastrach i innowacjach stymulowanych przez rynek,
  • rozwoju współpracy międzynarodowej w zakresie badań naukowych,
  • przezwyciężaniu przeszkód dla rozwoju rynku finansowego,
  • stworzeniu marki regionu i marketingu.

Kolejna inicjatywa – Northern Cluster Alliance – jest ukierunkowana na zbudowanie międzynarodowej sieci współpracy w zakresie stymulowania rozwoju klastrów i ułatwienie kontaktów między kluczowymi agencjami proinnowacyjnymi w regionie Morza Bałtyckiego. Stworzona sieć gromadzi reprezentantów z poszczególnych krajów operacyjnie odpowiedzialnych za rozwój systemów innowacyjnych oraz umożliwia wymianę dobrych praktyk, benchmarking i rozwój szkoleń w zakresie stymulowania klastrów.

W sierpniu 2005 roku Northern Cluster Alliance zdecydowała się przedstawić Dyrekcji Generalnej ds. Przedsiębiorstw Komisji Europejskiej aplikację na regionalny program rozwoju innowacyjności w ramach konkursu InnoNet. W zaproponowanym projekcie większość członków Nothern Cluster Alliance we współpracy z Radą Nordycką i Nordyckim Centrum Innowacji połączyło siły na poziomie politycznym i operacyjnym, aby zapoczątkować:

  • stworzenie wspólnych ram dla stymulowania i ewaluacji innowacyjności,
  • realizację jednego lub więcej ponadnarodowych programów innowacyjnych,
  • studia nad europejskimi ponadnarodowymi inicjatywami na rzecz innowacyjności, służącymi realizacji Strategii Lizbońskiej.

Krajami uczestniczącymi w projekcie są: Polska, Łotwa, Estonia, Rosja, Finlandia, Szwecja, Norwegia, Islandia i Dania. Decyzja Komisji Europejskiej odnośnie realizacji tego projektu jest pozytywna, co oznacza, że już wkrótce zacznie odbywać się wiele spotkań w regionie odnośnie innowacyjności. Czas operacyjnej współpracy jest już bardzo blisko. Nie możemy doczekać się, aby poznać wszystkie zainteresowane strony. Serdecznie zapraszamy do współpracy i udziału w projekcie!

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Edukacja głupcze!

Relacja z wystąpienia na Politechnice Gdańskiej Craiga Barretta – prezesa zarządu Intel Corporation.

30 marca 2006 roku w auli Politechniki Gdańskiej odbyło się spotkanie prezesa zarządu Intel Corporation Craiga Barretta ze studentami uczelni, środowiskiem akademickim oraz gospodarczym. W spotkaniu uczestniczyli również prezydent Gdańska Paweł Adamowicz, rektor Politechniki Gdańskiej prof. dr hab. inż. Janusz Rachoń oraz prezes Intel Technology Poland Leszek Pankiewicz.

Wykład wygłoszony przez prezesa Intel Corporation dotyczył wpływu nowoczesnych technologii na rozwój krajów i regionów. Zdaniem Craiga Barreta rozkwit technologii informatycznych doprowadził do znaczących zmian w warunkach gospodarowania. To właśnie za sprawą postępu technologicznego, a przede wszystkim rozwoju internetu w ostatnich latach zaobserwowaliśmy błyskawiczny wzrost rynku towarów i usług. Wkroczeniu na światowe rynki 3 miliardów Chińczyków oraz Hindusów towarzyszył wzrost konkurencji. Rozwój nowoczesnych technologii zapewnia bowiem nie tylko możliwości ekspansji, prowadzi również do nasilenia rywalizacji. Jak zatem pozostać konkurencyjnym?

Na receptę zaproponowaną przez prezesa Intel Corporation składają się trzy elementy. Po pierwsze, należy postawić na edukację. We współczesnym świecie wartość człowieka jest mierzona poziomem jego wiedzy. Kluczem rozwoju jest zatem ciągłe inwestowanie w kształcenie. Drugi ze składników recepty to kreatywność. Twórcze pomysły potrzebują finansowania, a zatem, co jest szczególnie istotne w wypadku Polski, musimy zwiększać nakłady na prace badawczo-rozwojowe. Ostatnią zaś spośród wymienionych przez Craiga Barretta części przepisu na sukces jest stworzenie przyjaznego dla biznesu otoczenia. Oprócz tworzenia warunków prawnych sprzyjających gospodarowaniu, należy podejmować działania pomagające w zaistnieniu nowych pomysłów na rynku. Szczególne zadanie w tym zakresie prezes Intel Corporation przypisuje uczelniom wyższym. W jego opinii to nie tylko kuźnie pomysłów, miejsca, gdzie rodzą się idee, to także instytucje pomagające w sprzedaży rozwiązań odpowiadających potrzebom rynkowym. Tylko te kraje, którym udaje się zapewnić wszystkie trzy z wymienionych warunków, są konkurencyjne i będą w stanie utrzymać wysoką konkurencyjność w przyszłości.

W drugiej części wystąpienia prezes Intela opowiedział o regułach, zapewniających powodzenie w prowadzeniu biznesu. Niezmiernie ważne jest zrozumienie nastręczającego się problemu. „Nie bójmy się pytać dlaczego” mówił Craig Barrett. Pytajmy tak długo, dopóki nie otrzymamy odpowiedzi wyjaśniającej wszystkie nasze wątpliwości. Dopiero to pozwoli lepiej zrozumieć zagadnienie oraz znaleźć optymalne rozwiązanie. Równie istotną zasadą w jego opinii jest konieczność wyprzedzania zmian. Podejmujmy działania wcześniej, zanim i tak zostaniemy do tego zmuszeni przez sytuację na rynku. Wśród argumentów przytoczonych przez Barretta warto wskazać na te odnoszące się do odmiennych reakcji przemysłu muzycznego oraz filmowego na powstanie nowych kanałów dystrybucji. O ile zagrożeń wynikających z możliwości swobodnego przesyłania dużych ilości informacji przez internet nie uniknięto w obydwu wypadkach, o tyle przemysł filmowy zaczął postrzegać ją jako szansę w kategorii nowego kanału dostępu do odbiorców.

Podczas kończącej spotkanie sesji pytań Craig Barrett zapowiedział, że Intel planuje podwojenie liczby pracowników gdańskiego centrum badawczo-rozwojowego w ciągu najbliższych 3 lat. Ponadto wraz z Prezydentem Gdańska, Rektorem Politechniki Gdańskiej oraz Dyrektorem Centrum Informatycznego Trójmiejskiej Akademickiej Sieci Komputerowej prezes amerykańskiego koncernu ujawnił plany związane ze zwiększeniem wydajności superkomputera używanego przez TASK.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

O innowacyjności Pomorza ”bez krawatów”

Relacja ze spotkania zorganizowanego w ramach realizacji projektu Regionalne Studia Innowacyjności i Konkurencyjności współfinansowanego ze środków Unii Europejskiej i budżetu państwa.

Notowała Sylwia Kupiec .

Maciej Dzierżanowski (Instytut Badań nad Gospodarką Rynkową):

Serdecznie witam na naszym spotkaniu! Chcielibyśmy w nieco luźniejszej formule porozmawiać o tym, czy Pomorze jest innowacyjnym regionem. Doskonałym punktem odniesienia do tej dyskusji jest wykład Craiga Barretta, prezesa Intel Corporation, na który mogliśmy Państwa zaprosić dzięki uprzejmości prezesa Leszka Pankiewicza. Odnośnie kwestii, co to właściwie jest innowacyjny region, otrzymaliśmy bardzo dobrą podpowiedź: innowacyjność kształtują trzy czynniki: smart people, smart ideas, smart environment, czyli zmyślni ludzie, dobre pomysły i przyjazne otoczenie. Chciałbym, żebyśmy porozmawiali zwłaszcza o przyjaznym otoczeniu, które jak usłyszeliśmy jest niezmiernie ważne i jednocześnie najtrudniej je stworzyć. Patrząc na region, dostrzeżemy szereg różnych elementów: firmy, administrację, wyższe uczelnie. Możemy dyskutować, czy firmy są dostatecznie innowacyjne – często mówi się, że raczej nie, ponieważ za mało inwestują w badania i rozwój. Wiele inicjatyw wspierania innowacyjności wychodzi właśnie z założenia, że firmy nie są innowacyjne. Może jednak nie jest tak źle – niedawno wyłoniliśmy pomorskich liderów innowacyjności, a poza tym generalnie firmy działają w warunkach konkurencji, co zmusza je do wprowadzania zmian i ulepszeń.

Przede wszystkim warto jednak zastanowić się, czy pozostałe elementy regionalnego systemu innowacji – tj. sektor badawczo-rozwojowy i administracja – są dostatecznie efektywne i sprawne? Czy tworzą owo przyjazne otoczenie sprzyjające rozwojowi innowacyjnych firm i klastrów? Kolejna istotna kwestia dotyczy tego, jakie czynniki i działania wpływające na innowacyjność należałoby wspierać środkami publicznymi, w tym z funduszy strukturalnych w ramach Regionalnego Programu Operacyjnego w latach 2007-2013? A zatem, czy jesteśmy innowacyjnym regionem? Czy poruszamy się do przodu, wyprzedzamy zmiany i wykorzystujemy nowoczesne technologie, czy też zamierzamy czekać aż bieg wydarzeń zmusi nas do bycia innowacyjnym? W jakim kierunku powinniśmy się poruszać? Jak Państwo to oceniają przez pryzmat własnych doświadczeń? Zapraszam do zabierania głosu, liczę na ożywioną i swobodną dyskusję.

Alina Landowska (Agencja Rozwoju Pomorza):

Czy rzeczywiście musimy czekać aż coś nas zmusi? Tak naprawdę rynek już zmusza nas do bycia innowacyjnymi! Jak to wygląda z perspektywy przedsiębiorstw?

Jacek Zimny (Siemens):

Uważam, że rynek wymusza rozwój technologii i innowacyjności, co z kolei przekłada się na stymulowanie rynku. Można powiedzieć, że jest to w pewnym sensie pętla zwrotna: z jednej strony klienci wymuszają innowacyjność, a z drugiej strony nowe technologie i innowacyjne rozwiązania kreują nowe potrzeby, nowy popyt.

Jacek Jettmar (Pomorska Sieć Innowacyjna „Brainet”):

Przede wszystkim należy postawić pytanie, gdzie powstają innowacje i komu służą? W przypadku takich międzynarodowych firm, jak Intel czy Siemens innowacje są pochodną ich zadań, kampanii oraz atmosfery i kultury organizacyjnej. Czy jednak ta innowacyjność zmienia nasz region? Ona niewątpliwie kreuje miejsca pracy, ale czy kreuje także nowe firmy, które na bazie know-how powstającego np. w Intelu czy Siemensie mogłyby tworzyć szanse dla młodych absolwentów? Kluczowym pytaniem w kontekście innowacyjności regionu jest to, czy powstają tu rodzime firmy, czy rodzi się własna wartość dodana? Trzeba ocenić, co jest pierwotnym źródłem innowacyjności regionu.

Maciej Stachowiak (Elab, ICT Pomerania):

Myślę, że mimo wszystko kolejne firmy powstają, jakkolwiek rynek trójmiejski – zwłaszcza w branży IT – jest stosunkowo słabo rozpoznany. W zeszłym roku stworzyliśmy inicjatywę klastra firm informatycznych (ICT Pomerania) i proste mapowanie wykazało, że istnieje prawie 1000 takich firm. Dyskusyjne jest ile z nich robi rzeczywiście coś nowatorskiego. Większość to jednoosobowe działalności, które dostarczają usługę, nie wytwarzają innowacji. W wielu przypadkach trudno jest bowiem pokonać barierę finansową i uruchomić własną działalność badawczo-rozwojową. Ja obserwuję jednak firmy z Pomorskiego Parku Naukowo-Technologicznego, niemal wszystkie robią coś wyjątkowego, naprawdę ciekawego, czego wcześniej nie widziałem. Jest zatem miejsce dla prawdziwych innowacji i to wśród firm naprawdę małych, chociaż z zewnątrz może to wyglądać na partyzantkę. Trudno natomiast mówić o wdrażaniu innowacji, które generuje Intel, bo on je generuje w zasadzie dla siebie.

Alina Landowska:

Przeciwstawiając usługi innowacjom, dotknęliśmy samej definicji innowacyjności. Podstawowa z nich – zaproponowana przez Schumpetera – określa innowacje jako nowe kombinacje w usługach, procesach, produktach. Często mamy natomiast do czynienia ze stereotypowym postrzeganiem innowacyjności przez pryzmat zaawansowanych technologii czy też firm takich jak Intel czy Siemens. Innowacje to także znacznie prostsze rozwiązania i zdecydowanie uważam, że są one obecne.

Krzysztof Cała (Parsifal):

Cieszę się, że podniosła Pani bardzo ważną kwestię zdefiniowania istoty innowacyjności. Jeżeli miałoby to być coś wyjątkowego, nowatorskiego, to za chwilę wszyscy popadlibyśmy w minorowy nastrój, ponieważ okazałoby się, że w zasadzie nie jesteśmy innowacyjni. Zaryzykowałbym jednak twierdzenie, że innowacyjność to w znacznej mierze zdolność dostosowania się do zmiennych warunków rynku, w tym umiejętność zachowania miejsc pracy. Oczywiście ktoś może powiedzieć, że jest to myślenie asekuracyjne. Chciałbym jednak dobrze zdefiniować innowacyjność. Sądzę, że można postrzegać ją jako cechę związaną z umiejętnością osiągnięcia sukcesu, wytworzenia takiej kombinacji, która będzie atrakcyjna dla rynku.

Stanisław Szultka (Instytut Badań nad Gospodarką Rynkową):

Jak powiedział prezes Intela, wyznacznikiem innowacyjności jest de facto zysk, czyli fakt, że firma potrafi na siebie zapracować. Obecnie wartość na rynku tworzy przede wszystkim wiedza. Jeżeli odniesiemy to do miejsc pracy, to wysoko opłacanymi będą te, które generują wartość bazującą na wiedzy. Taki jest współczesny model rozwoju firm i regionów. Powstaje więc pytanie jak do tego dojść na Pomorzu, gdzie z pewnością mamy firmy innowacyjne i konkurencyjne, ale gdzie bardzo dużo małych przedsiębiorstw nie tworzy wysoko płatnych miejsc pracy czy tzw. wysokiej wartości dodanej. Jak zatem stymulować powstawanie takich firm i takich miejsc pracy? Czy powinno się w tym zakresie bazować na dużych korporacjach typu Intel lub Siemens czy raczej na małych firmach opartych na nowych technologiach, takich jak EURx, które są w stanie eksportować know-how? Małopolska rozwija się w oparciu o duże korporacje, a jaką drogą ma iść Pomorze, jaki kierunek jest bardziej obiecujący? Czy mamy szansę na stworzenie 100 czy też 1000 małych, innowacyjnych firm w branży biotechnologii czy ICT? Co trzeba zrobić w regionie, jakie warunki stworzyć, żeby powstawały takie firmy jak EURx?

Piotr Skowron (EURx):

Trudno mi będzie dać dobrą, reprezentatywną odpowiedź z racji tego, że moja firma jest w pewnym sensie przeniesieniem działalności naukowo-badawczej w zakresie biotechnologii molekularnej ze Stanów Zjednoczonych. Amerykanie dużo zainwestowali w powstanie naszego laboratorium, tak więc nie musieliśmy starać się o środki na inwestycję. Tę inwestycję „spłacamy” teraz naszą innowacyjnością – generowaniem kolejnych kombinacji genów mających zastosowanie komercyjne. Niewątpliwie pojawia się jednak szereg świeżych pomysłów, w oparciu o które można by zrealizować nowe przedsięwzięcia.

Stanisław Szultka:

Mówi Pan, że przykład Pana firmy nie jest typowy, ale w gruncie rzeczy jest on reprezentatywny dla modelu, który przyniósł sukces Irlandii. Sukces ten bazował na tym, że Irlandczycy wracali do kraju z kapitałem amerykańskim i inwestowali. Pytanie, czemu nie ma więcej takich przypadków w Polsce? Jakie warunki muszą zostać spełnione?

Piotr Skowron:

Przypadek mojej firmy nie jest typowy, gdyż nie jestem stricte przedsiębiorcą. Do USA trafiłem po raz pierwszy w roku 1989 jako doktorant. W zasadzie nie byłem zainteresowany pracą w przemyśle biotechnologicznym – byłem sensu stricte naukowcem, a posuwanie się do praktycznych aspektów nauki uważałem poniekąd za ujmę. Życie bywa jednak przekorne i zmusiło mnie do zainteresowania się przemysłem. Byłem młodym doktorantem z niewielkim stypendium, zakładałem rodzinę.Byłem zmuszony „dorobić” i zostałem zatrudniony przez mały amerykański start-up założony przez trzy osoby, w tym profesora z uniwersytetu i pracownika znanej firmy biotechnologicznej. Firma opierała się na jednym pomyśle – wykorzystania nietypowego enzymu do przecinania DNA – ale okazało się, że to wystarczyło. Panowie zaprosili mnie do współpracy. Firma zatrzymała się na etapie zatrudniania 10 osób, powstały zarówno publikacje w prestiżowych czasopismach naukowych, jak i patent. Ja w tym czasie skończyłem pracę nad doktoratem i wróciłem do Polski – na Uniwersytet Gdański, potem na Politechnikę. Po pewnym czasie okazało się, że ten start-up został wykupiony przez dużą korporację. Dostałem od niej ofertę pracy, która była na tyle przekonująca, że zrezygnowałem z już „dopiętego” stypendium typu postdoc w jednym z najbardziej znanych laboratoriów na Uniwersytecie Wisconsin-Madison,pojechałem do Stanów na kontrakt do firmy biotechnologicznej. Po pięciu latach zdecydowałem się wrócić do kraju, a korporację amerykańską przekonałem do zbudowania laboratorium w Polsce. Ominęły mnie zatem te etapy tworzenia od podstaw firmy w Polsce. W skrócie, Amerykanie przenieśli centrum B+R do Polski.

Maciej Stachowiak:

Dotknął Pan jednak ważnego aspektu. Myślę, że potrzebujemy takiego pozytywnego wzorca zakładania biznesu. W Stanach Zjednoczonych jest ogólnie przyjęte, że jeżeli start-up upada, to nikt nie płacze z tego powodu.

Piotr Skowron:

Oczywiście, to nie jest żaden wstyd. Jest to raczej dobrze widziane jako podjęcie pewnej próby, ryzyka…

Maciej Stachowiak:

Odbywa się to w sposób elegancki, ludzie nie są dyskredytowani w środowisku…

Piotr Skowron:

Oczywiście. Uważani są raczej za rozwojowych „fighterów”, którym pewnie uda się następnym razem. Natomiast w naszym środowisku akademickim wszyscy czekają i zacierają ręce, myśląc: „niech się nie uda”. Doświadczyłem tego na własnej skórze.

Maciej Stachowiak:

Chciałbym na chwilę wrócić do definicji innowacyjności. EURx, dzięki inwestycji amerykańskiej produkuje technologie, rozwija nowe koncepcje bazujące w całości na polskiej myśli. Dlatego uważam, że definicja innowacyjności powinna wyżej stawiać poprzeczkę. Dla mnie prawdziwa innowacyjność to tworzenie czegoś nowego, co inni rzeczywiście będą chcieli kupować. Samo przeżycie, utrzymanie się na rynku, nie jest wynikiem innowacyjności, tylko pewnego sprytu i instynktu przetrwania. Nie satysfakcjonuje mnie też powiedzenie: jestem innowacyjny, bo mam zyski lub rośnie mi sprzedaż. Nie, to jest naturalna konsekwencja prowadzenia biznesu – np. sprzedaży jabłek lub gwoździ. Według mnie innowacją jest na przykład stworzenie prostej, nowej aplikacji, którą ktoś będzie chciał wykorzystać. Znam na przykład firmę, której pracownicy napisali proste oprogramowanie, które pomaga zarządzać bankowi flotą bankomatów i powoduje, że koszty utrzymania bankomatów istotnie maleją. To jest innowacyjna aplikacja, ponieważ nikt tego wcześniej w ten sposób nie robił. Tym rozwiązaniem jest zainteresowany nawet Euronet.

Krzysztof Cała:

Przykład, który Pan podał nasuwa mi myśl, że innowacyjność to niekoniecznie przełomowy w sensie myśli techniczne produkt, ale umiejętne połączenie dostępnych technologii z potrzebami klientów i możliwościami sfinansowania przedsięwzięcia.

Maciej Stachowiak:

Oczywiście, chociaż z drugiej strony często generujemy innowacje, na które wcale nie ma zbytu. Ktoś wymyśla urządzenie lub rozwiązanie, które przez długi czas jest niezauważane i dopiero po kilku latach znajduje praktyczne zastosowanie.

Jacek Jettmar:

Wróćmy jednak do szerszych uwarunkowań sprzyjających innowacyjności! Jeśli popatrzymy na sukcesy Intela czy Young Digital Planet, to zauważymy, że firmy te powstały na bazie doskonale wykształconych ludzi. Mieli oni bardzo dobrych profesorów, odbyli zagraniczne staże, potrafili śledzić literaturę oraz rynek i z pasją przystąpili do działania. Intel nie znalazł się na Pomorzu dlatego, że ma sentyment do ducha „Solidarności”, ale dlatego, że pojawił się genialny lider z kolegami i stworzyli dobrą firmę. Sukces Young Digital Poland polega na tym samym. Dlatego uważam, że kwestia edukacji jest sprawą podstawową. Jeżeli mamy mówić o innowacyjności w tym regionie – w znaczeniu podnoszenia konkurencyjności w skali europejskiej czy światowej – to powinniśmy postawić na lepsze kształcenie, najlepszych profesorów, praktyczne prace dyplomowe i doktorskie oraz jak największe otwarcie na świat. Trzeba dać młodym ludziom szansę otarcia się o inne uczelnie, inne sposoby myślenia, zebrania doświadczeń i sukcesów. Trzeba jednak zarazem stworzyć tym młodym ludziom warunki do powrotu. Ogromna ilość znakomitych absolwentów wyjeżdża i nie wraca – przy czym jest to szerszy problem, ponieważ w tej chwili Stany Zjednoczone żerują na absolwentach z Europy. Należy zrobić wszystko, żeby przeciwdziałać temu absolutnemu drenażowi mózgów z Polski. Po drugie, należy także zadbać o to, by jak najwięcej osób studiowało nauki ścisłe, w tym nowoczesne nauki biologiczne. Mamy wystarczająco dużo fachowców od marketingu czy zarządzania, brakuje natomiast ludzi, którzy byliby w stanie tworzyć bazowe innowacje techniczne. Powtarzam, jeżeli chcemy mówić o tym, co należy zrobić, żeby podnieść innowacyjność regionu, to trzeba przede wszystkim skupić się na edukacji: przekształcić uczelnie, sposób zarządzania, mentalność profesorów, zmienić kryteria awansowania naukowców. Jest to długi i ciężki proces. Widać już pewne zmiany. Od niedawna katedry i uczelnie ocenia się także pod względem ilości patentów. Inna rzecz, że paradoksalnie polski urząd patentowy ma 3 lata zaległości w przyznawaniu patentów. Cały czas znajdujemy się jeszcze w kompletnym niedostosowaniu.

Stanisław Szultka:

Rzeczywiście jest drenaż mózgów między Europą a Stanami Zjednoczonymi. Można zatem powiedzieć, nawiązując także do wypowiedzi prezesa Intela, że w Europie są dobrzy inżynierowie, dobrze wyedukowani ludzie, są też dobre pomysły, ale to Ameryce udało się wykształcić ten trzeci czynnik, czyli przyjazne otoczenie, które potrafi łączyć wszystkie elementy i tworzyć wartość rynkową. Powstaje pytanie, czy możemy i potrafimy stworzyć podobne otoczenie w Polsce, w naszym regionie?

Maciej Dzierżanowski:

Na pewno jest to wyzwanie, które powinniśmy podjąć. Musimy tworzyć to przyjazne otoczenie, skupiając się na elementach, które możemy zmieniać na poziomie regionalnym. Uważam, że bardzo istotny jest ten wątek uczelni. Nie wystarczy jednak powiedzieć sobie, że edukacja jest priorytetem – cały czas to słyszymy! Pytanie, jak pomorskie uczelnie powinny się zmieniać, bo one mogą się zmieniać od wewnątrz – na poziomie zarządzeń rektorów, nowych regulaminów itp. Jak Państwo widzą rolę uczelni: jako partnera w procesach innowacyjnych, czy tylko jako źródło cennych pracowników?

Maciej Stachowiak:

My obserwujemy potencjał studentów i próbujemy go ożywiać, realizując pilotażowy portal praktyk studenckich dla Politechniki Gdańskiej, który tak naprawdę przeradza się w portal ogólnopolski. Firmy i studenci zaczynają z niego korzystać i ci, którzy szukają możliwości wzajemnie się odnajdują. Nie możemy jednak czekać na uczelnie wyższe, ponieważ pomimo dobrych chęci, ich dynamika zmian jest zbyt powolna. Myślę, że jako przedsiębiorcy powinniśmy częściej i śmielej korzystać z zasobów ludzkich na uczelniach i nie czekać aż uczelnia powie nam, jak to robić. Musimy wypracować własne metody. W różny sposób można dotrzeć z merytorycznymi zadaniami do uczelni wyższych – np. ufundować kilka prac magisterskich. To my – firmy – powinniśmy docierać do uczelni, bo one będą się dostosowywać trochę wolniej.

Maciej Dzierżanowski:

Rozumiem, nie czekamy na uczelnie…

Maciej Stachowiak:

Nie możemy czekać. Są nam potrzebni dobrzy pracownicy, technicy, informatycy, ludzie, którzy mają pomysły i wyobraźnię, szukają różnych koncepcji i mają więcej zacięcia niż my. Myślę, że uczelnie będą powoli podążać do przodu we właściwym kierunku – ważne jest, że rozumieją tę konieczność. My natomiast musimy dokonać przewrotu w sposobie myślenia studentów i firm.

Piotr Skowron:

Ja rzeczywiście w niewielkim zakresie współpracowałem z uczelniami. Dwie osoby, jak do tej pory, robiły pracę magisterską w firmie. Obecnie cztery osoby mają zaawansowane prace doktorskie. Generalnie największym problemem jest konieczność zabezpieczenia używanych przez nas unikalnych technologii. Stąd konieczne jest znalezienie odpowiedniego kandydata, który jest na tyle zdolny i zmotywowany, aby został w firmie na stałe. Do tej pory jednak osoby, które do nas trafiły, zostały i jestem z tego bardzo zadowolony.

Maciej Dzierżanowski:

A dlaczego nie funkcjonują projekty stażowe w firmach?

Maciej Stachowiak:

Wczoraj przeprowadziliśmy rozmowę z Powiatowym Urzędem Pracy, ponieważ chcieliśmy zaproponować staż czterem osobom. Niestety okazało się, że nie możemy do naszej firmy wybrać konkretnej osoby z uczelni, którą urząd finansowałby przez rok. Może właśnie dlatego? Możliwe, że są to przesadne oczekiwania, ale wydaje mi się, że ograniczyłoby to przypadkowość osób i długotrwałe ich poszukiwanie.

Piotr Skowron:

Jeszcze słówko na temat stażów. Wiele zależy od tego, w jakim stopniu wyspecjalizowana jest działalność w danym przedsiębiorstwie. Na przykład w mojej firmie ograniczeniem jest stosunkowo długi czas przygotowania stażysty do pracy. Potrzebuję co najmniej roku na wydobycie umiejętności z człowieka, a jednocześnie nie chcę inwestować czasu, nie wiedząc, co z tego wyniknie. Wolę poszukać absolwentów i wybrać tych najlepszych, żeby od początku działać na pewnym gruncie.

Stanisław Szultka:

Ponieważ wróciliśmy do firm, warto postawić pytanie, jakie programy wsparcia kreować, żeby miało to realne przełożenie na powstawanie nowych i rozwój już istniejących przedsiębiorstw? Jak wspierać innowacyjność, wykorzystując fundusze strukturalne? Na co przeznaczać pieniądze, na jakie projekty? Czy kierować je na edukację, czy bezpośrednio do przedsiębiorstw?

Jacek Jettmar:

Uważam, że ciekawie byłoby także zorganizować dyskusję z takimi ludźmi, którzy przeszli długą drogę doświadczeń, z przedstawicielami firm, które nie były zakładane przez naukowców tylko przez bardzo przedsiębiorczych inżynierów czy farmaceutów – jak np. Impuls, Figiel, Infracor, Satel, Platan, Ziaja. Jeżeli chcemy, żeby ten region był innowacyjny, to nie możemy stawiać wyłącznie na doktorów, znakomicie wykształconych, świetnie władających językami i mających szczęście w poszukiwaniu dobrych partnerów za granicą. Musimy bazować na pewnej przeciętności, na wydobywaniu przedsiębiorczości oraz stwarzaniu ludziom i firmom odpowiednich warunków. Jest bardzo dużo przedsiębiorstw, które mają potencjał i kapitał, ale nie mają pomysłu na to, jak się trochę zmodernizować, na jakie produkty postawić. Mówiąc o systemie innowacyjnym naszego regionu, należałoby stworzyć pewne wsparcie w zakresie wiedzy i umiejętności formułowania czy restrukturyzowania firm, w znaczeniu lepszego dostosowania się do wymogów rynku, technologii i konkurencji. Chciałbym podkreślić, jak ważna jest zmiana mentalności, zwłaszcza wiedzy metodologicznej i umiejętności menedżerów w zakresie planowania strategicznego!

Maciej Stachowiak:

Na pewno istotna jest kwestia umiejętnego wykorzystywania funduszy unijnych. Ostatnio na jednym z seminariów prezentowany był przypadek bodajże Newcastle, gdzie zorientowano się, że finansowanie zbyt dużej ilości projektów nie jest zbyt efektywne. W efekcie zdecydowano się na wsparcie nie 250 różnych tematów, ale ok. 20 konkretnych projektów innowacyjnych.

Alina Landowska:

Czy Panowie, jako przedsiębiorcy byliby w stanie określić, jakie działania podejmowane w regionie mogłyby wesprzeć konkretne biznesowe przedsięwzięcia?

Piotr Skowron:

W kilku sferach pomoc regionalna na pewno byłaby przydatna. Ja miałem na przykład kłopot z gwałtownym exodusem laboratoriów. Gdyby w regionie były jakieś mechanizmy, które zapewniłyby mi jakieś lokum, to nie straciłbym pół roku na szukanie nowej siedziby i budowanie własnego laboratorium. Przytoczę znamienny przykład. W zeszłym roku nawiązaliśmy współpracę z firmą malezyjską, która w zamian za ograniczony dostęp do nieznanej im technologii zaoferowała dystrybucję poprzez istniejącą sieć naszych produktów na rynku azjatyckim. Dzięki założeniu strategicznego, technologicznego joint venture z niewielkim przedsiębiorstwem z Polski firma ta uzyskała od rządu malezyjskiego 400 tys. dolarów. Takie działanie jest doskonałym przykładem wsparcia ze strony rządu, który liczy na przepływ i rozwój technologii.

Maciej Dzierżanowski:

Być może wsparcie powinno być w większym stopniu kierowane bezpośrednio do firm. W Polsce pieniądze przekazywane są bardzo często na budowanie infrastruktury otoczenia biznesu, sieci i centrów transferu innowacji itp. Czy to jest rzeczywiście dobry kierunek, czy pieniądze trafiają tam, gdzie są potrzebne?

Piotr Skowron:

Przepraszam, ale ja nie zauważam istotnego wsparcia dla firm! Jeżeli ja mam przez pół roku czy rok starać się o zdobycie jakichś funduszy, a wynik podejmowanych przeze mnie wysiłków jest wysoce niepewny, to wolę w tym czasie wykonać kilka projektów na rzecz partnerów biznesowych i po prostu zarobić pieniądze.

Maciej Stachowiak:

Tak. Poza tym nawet po uzyskaniu dofinansowania dość długo czeka się na wypłatę środków.

Jacek Jettmar:

Uważam jednak, że powinno się przeprowadzić badanie efektywności środków przyznanych w ramach działania Sektorowego Programu Operacyjnego – Wzrost Konkurencyjności Przedsiębiorstw na bezpośrednie inwestycje w małych i średnich przedsiębiorstwach. Z tego co wiem, innowacyjność większości tych projektów opiera się na zakupie zachodnich maszyn. Innowacyjność firmy, która zakupi taką maszynę zanika w momencie, gdy jej konkurencja zaopatrzy się w nowocześniejszą generację urządzeń. Mówiąc w skrócie, niewiele w tym trwałego kreowania konkurencyjności. Z drugiej strony działanie SPO – WKP, w którym są pieniądze na badania i rozwój dla przemysłu i jednostek badawczo-rozwojowych nie zostało wykorzystane.

Maciej Stachowiak:

Wynika to z faktu, że procedura jest tak długotrwała i męcząca, że już w przedbiegach się rezygnuje albo głównym partnerem musi być działająca w regionie uczelnia wyższa lub inna instytucja badawcza, a tam ciężko jest w ogóle się z kimś dogadać.

Piotr Skowron:

Mam pewne pytanie odnośnie mechanizmów wspierania przedsiębiorców. Mam np. pomysł, jak zaprojektować molekularny „skalpel” przecinający sekwencje DNA w praktycznie dowolnej sekwencji nukleotydowej. Czy Agencja Rozwoju Pomorza jest w stanie np. przeznaczyć 1 mln dolarów na realizację tego projektu i wejście na rynek światowy z tym pomysłem?

Alina Landowska:

To chyba nie jest dobrze zaadresowane pytanie – należy raczej zastanowić się, czy istnieje taka możliwość w ramach całego systemu wsparcia. Na obecnym etapie planowania wykorzystania funduszy strukturalnych powstaje dokument nazywany Regionalnym Programem Operacyjnym. Należy w nim zapisać pewne działania, które będą mogły być finansowane ze środków unijnych w latach 2007-2013. Powstają tam zgrabne zapisy dotyczące systemu wspierania przedsiębiorczości. Uważam jednak, że jest pewna blokada wynikająca z braku dialogu pomiędzy władzami regionu a przedsiębiorcami właśnie na temat takich projektów, o jakim Pan mówi. Ważne jest uświadomienie tego, że tworząc mechanizmy ogólne, należy także ukierunkowywać te pieniądze (ponad 900 mln euro) na bardzo konkretne projekty. Sądzę, że nie ma tutaj dialogu, nie ma świadomości tego, jakie projekty można w regionie sfinansować. Jeżeli ten dialog nie zostanie zainicjowany już teraz, nie będziemy mieli szansy wykorzystania pieniędzy unijnych w sensowny sposób, a dodam jeszcze, że komisja będzie się dopytywać, czy wydajemy dostatecznie dużo środków na projekty innowacyjne. Jestem absolutnie za tym, aby takie projekty jak Pański były dofinansowane.

Maciej Dzierżanowski:

Takie komercyjne projekty powinny być jednak finansowane głównie poprzez fundusze venture capital, które częściowo mogłyby być zasilane środkami publicznymi. Niestety nie mamy jeszcze w regionie takich funduszy. Dotknęłaś jednak kwestii braku dialogu, rozmów z przedsiębiorcami. Prowadzi to do następnej kwestii, którą chcielibyśmy poddać pod dyskusję. Mianowicie, czy mamy sprawną i skuteczną administrację, która mogłaby wspierać innowacyjność w regionie? Czy przykładowo jest ona w stanie wyjść z procesem konsultacyjnym do przedsiębiorców? Dlaczego prezes Skowron ma chodzić i pukać do różnych drzwi, przedstawiając swój pomysł. To właśnie administracja, pracując nad dokumentami strategicznymi, powinna zorganizować odpowiedni proces konsultacyjny, żeby taki i inne projekty wyciągnąć i bardziej aktywnie wspierać ich realizację

Alina Landowska:

Zgadzam się. Uczestniczę w konsultacjach Regionalnego Programu Operacyjnego. Ręce mi opadają, gdy słyszę niektóre wypowiedzi, ale zgadzam się, że zapisy tego dokumentu powinny być konsultowane, tak aby przedsiębiorcy mogli praktycznie skorzystać ze środków unijnych. Z kim jednak konsultować te zapisy, z jakimi organizacjami przedsiębiorców? Nie można bowiem prowadzić szerokiego dialogu ze wszystkimi firmami!

Jacek Zimny:

Problemem administracji jest także niska świadomość potrzeby stymulowania innowacyjności i informatyzacji społeczeństwa. Istnieją trudności w przekonaniu jednostek samorządu terytorialnego do partnerstwa publiczno-prywatnego, które w cywilizowanej Europie umożliwia angażowanie kapitału prywatnego i rozwiązuje problem finansowania szeregu przedsięwzięć. Zadajemy sobie pytanie, czy województwo pomorskie jest innowacyjne, jak wypada na tle innych województw? Mówimy o Regionalnym Programie Operacyjnym w województwie, które nie ma zamkniętej strategii w obszarze IT. Na tle innych województw zostajemy w tyle. Czy władze lokalne mogą to zmienić? My organizujemy cykle spotkań z włodarzami, w powiatach, województwach itd., na których przekonujemy, że aby dany teren rozwijał się, potrzebny jest łatwy dostęp do informacji i wiedzy. Nasza firma promuje projekty internetowych urzędów. Te aplikacje mają służyć zautomatyzowaniu działań i ułatwieniu kontaktu klientów (także przedsiębiorców) z urzędami. Z pewnością warto zabiegać o wdrożenie rozwiązań opartych na współpracy podmiotów publicznych mogących pozyskać odpowiednie środki z sektorem biznesowym. Niestety nadal brakuje aktów wykonawczych do ustawy o partnerstwie publiczno-prywatnym.

Maciej Stachowiak:

Absolutnie się zgadzam! Dopowiem tylko, że w ramach inicjatywy klastra firm informatycznych ICT Pomerania chcemy doprowadzić do tego, żeby powstała w Trójmieście bezprzewodowa sieć internetowa. Odpłatna, ale ogólnodostępna. Korzystamy w tym zakresie z doświadczeń Finlandii i nawet uzyskaliśmy zainteresowanie ze strony Urzędu Miasta Gdańska, który wyraził chęć współpracy i partycypowania w kosztach takiego przedsięwzięcia. Okazuje się, że są na to pieniądze, tylko niekoniecznie wiadomo, jak je wydać, jak ma taka sieć działać. Nie dyskutujmy tutaj o technologii, bo pewnie można zrobić to na kilka sposobów. Zbudowanie sieci bezprzewodowej sprawi, że każdy człowiek, który ma jakieś urządzenie pozwalające na połączenie z Internetem będzie mógł łatwiej dotrzeć do dowolnej informacji, usługi, edukacji, rozrywki w dowolnym miejscu. Chcemy do tego przedsięwzięcia zaangażować wszystkich lokalnych operatorów, aby zbudować wspólną sieć.

Jacek Zimny:

Ja uczestniczyłem od początku w rozmowach na temat projektu Wireless City Gdańsk, gdy jeszcze nie było żadnych standardów w zakresie tej technologii. Były bardzo ambitne cele, prezentacje metropolii on-line. Natomiast prawda jest taka, że o tym się tylko mówi. Projekt Wireless City Gdańsk trwa już ok. 9 miesięcy. Z jednej strony mamy nowoczesne technologie i usługi dostępne on-line, z drugiej zaś trudne do przełamania administracyjne przeszkody i stereotypy.

Jacek Jettmar:

W zaproszeniu do dyskusji padło pytanie jak zdynamizować regionalny system innowacji poprzez konkurencję i współpracę? Powiedziałbym, że na obecnym etapie należałoby całkowicie postawić na współpracę. Musimy zgodzić się na pewną różnorodność, a jednocześnie tępić bezpośrednią konkurencję. Tam, gdzie pojawiają się przeciwstawne interesy, trzeba się połączyć. Dobrym przykładem jest projekt Wireless City, gdzie widoczne jest duże zaangażowanie dwóch partnerów: Intela i Politechniki. Nawet w przypadku odmiennych koncepcji należy porozumieć się w danej sprawie, rozwiązać problem, a nie konkurować ze sobą. Powszechność Internetu jest niewątpliwie jednym z kluczowych elementów systemu innowacyjnego. I można to osiągnąć – odsyłam Państwa do krótkiej informacji prasowej, która ukazała się kilka miesięcy temu. Absolwent architektury UW pojechał na wieś, gdzie został wybrany wójtem i przekonał swoich radnych, żeby nie budować kolejnych dróg do zagród, tylko sprawić, by w każdym domu był dostęp do Internetu.

Jacek Zimny:

Reprezentuję korporację, która nawet wypracowała pewien program o nazwie Broadband Everywhere. Organizowane są spotkania, na których zachęca się beneficjentów do pozyskiwania środków publicznych na ten cel. To właśnie samorządy mogą podciągnąć Internet pod każdą strzechę. My zapewniamy finansowanie oraz otoczenie dla każdego projektu. Tym samym odpowiadając na postawione pytanie, można powiedzieć, że jest zaangażowanie dużych korporacji w podnoszenie innowacyjności regionu.

Maciej Dzierżanowski:

Jacku, postawiłeś tutaj kontrowersyjną tezę, że należy ograniczać konkurencję. Każda teoria na temat innowacyjności mówi, że to właśnie konkurencja jest podstawowym czynnikiem sprawczym.

Jacek Jettmar:

Pracownicy Instytutu, Pani Alina czy ja reprezentujemy jednostki, które angażują się we wspieranie przedsiębiorczości, czyli mamy publiczną misję czynienia dobra. Chodzi o to, żebyśmy między sobą nie konkurowali, lecz współpracowali. Bo jeśli różne „sekty” będą głosiły tę samą prawdę, ale zwalczały siebie nawzajem, to potencjalni „wierni” nie będą chcieli z nikim rozmawiać.

Krzysztof Cała:

To bardzo ważny problem. W całej rozciągłości zgadzam się z Panem. Wiem, że ryzykownie brzmi stwierdzenie, że należy ograniczyć konkurencję. Sądzę jednak, że dużo więcej można by zrobić, gdyby udało się uzyskać pewien konsensus. Wiadomo jednak, że za realizacją pewnych przedsięwzięć stoją pieniądze, prestiż, inne gratyfikacje. Walka w kuluarach jest ostra i zażarta, niezależnie od tego, czy ktoś stoi z flagą pokoju z napisem: „chcę dla wszystkich jak najlepiej”. Tymczasem, zwłaszcza w przypadku projektów o dużym znaczeniu dla regionu, należałoby chętniej przystępować do współpracy czy poszukiwania pewnych kompromisowych rozwiązań.

Maciej Dzierżanowski:

Współpraca jest ważna, ale nie można eliminować konkurencji, zwłaszcza jeżeli chodzi o generowanie idei. Konkurencja jest drogą do poszukiwania niższych kosztów, lepszego zaspokojenia potrzeb.

Jacek Jettmar:

W Regionalnej Strategii Innowacji jasno określiliśmy jako jeden z celów – tworzenie grup branżowych, ponieważ chcemy przekonać firmy, np. firmy meblarskie, o tym, że ich konkurenci znajdują się w innych województwach, krajach itd. Chodzi o zjednoczenie się w celu rozwiązania pewnych problemów, takich jak: lepsze materiały, tańsze, lepsze okucia, może lepsze wzornictwo, o nawiązanie współpracy w tym zakresie, a nie wygryzanie się nawzajem na lokalnym rynku. Wówczas może mieć miejsce zarówno konkurencja, jak i współpraca. Konkurencja nie powinna występować pomiędzy tymi, którzy chcą wspólnie sfinansować jakiś postęp techniczny czy technologiczny. Chodzi o to, aby konkurencja ekspandowała tam, gdzie nie ma tego porozumienia. W Niemczech od wielu lat funkcjonują silne stowarzyszenia przemysłowe w poszczególnych branżach. To właśnie one stworzyły pewne zręby standaryzacji, normalizacji i kontroli rynku, dzięki czemu walczą z dużymi korporacjami. Bardzo istotne jest, aby zrozumieć, że nasza konkurencja jest w USA i innych krajach, a nie na lokalnym rynku.

Maciej Dzierżanowski:

Padła teza dotycząca współpracy między firmami. Jak to Państwo widzicie?

Jacek Jettmar:

Powiem może trochę prowokacyjnie, że nie wierzę w powodzenie klastra informatycznego, właśnie ze względu na to, że są to setki firm, a aplikacje, które mogą znaleźć zastosowanie i mają szansę na komercjalizację, mają dość ograniczony rynek. Firmy informatyczne są bardzo szeroko rozwinięte w wielu krajach w Europie, Azji, np. w Indiach. Znalezienie w takich układach luki rynkowej będzie bardzo trudne. Życzę sukcesu, ale naprawdę nie wierzę w powodzenie.

Maciej Stachowiak:

Zlecenia w Indiach kończą się ze względu na bliskość Pakistanu. To, że produkujemy rzeczy innowacyjne, o czym już mówiłem, to jest jedna kwestia. Klaster jest po to, aby wykorzystać pojawiające się szanse – przykładowo ostatnio zgłosiła się do nas niemiecka firma konsultingowa z propozycją projektu, który miałby objąć 150 programistów. Jedna firma nie jest w stanie tego zrealizować. To można wykonać w ramach konsorcjum firm – właśnie w ramach klastra.

Jacek Jettmar:

To jest zwykła kooperacja.

Krzysztof Cała:

To przedsięwzięcie doskonale wpisuje się jednak w szerszą definicję innowacyjności bliską przedsiębiorczości. Dbałość o kulturę przedsiębiorczości jest prostą drogą do wspierania innowacyjności. Nawet jeśli nie powstanie ewidentnie innowacyjny projekt, który zdobędzie świat, o którym wszyscy będą mówili, to istotne będzie to, że przy okazji takiego projektu tworzyć się będzie nowe pokolenie ludzi, którzy inaczej myślą o przedsiębiorczości, którzy uczą się współpracy.

Maciej Dzierżanowski:

Tak, ale przedsiębiorczość jest pochodną możliwości zrobienia biznesu, pochodną sprzyjającego otoczenia, tego smart environment. Chodzi m.in. o to, czy regionalna administracja będzie w stanie powoływać partnerstwa publiczno-prywatne, czy wprowadzać nowoczesne technologie? Pytanie, co jeszcze może zrobić administracja, aby stworzyć przyjazne środowisko dla innowacyjności i przedsiębiorczości?

Jacek Zimny:

Przede wszystkim administracja musi chcieć.

Maciej Stachowiak:

Powiedziałbym więcej – nie przeszkadzać i umiejętnie wspierać. My zorganizowaliśmy naszą inicjatywę klastra ICT oddolnie. Zdefiniowaliśmy istniejące firmy, zauważyliśmy pewne powiązania i nazwaliśmy to klastrem. Zaprosiliśmy do współpracy Solemis, Antenę. Widzę, że Panu Jettmarowi brak wiary. Poczekajcie rok, zobaczymy. Na pewno dzięki przeprowadzeniu kilku projektów firmy przekonają się, że warto być częścią klastra, warto podjąć pewną współpracę.

Maciej Dzierżanowski:

Należy cieszyć się, że takie inicjatywy powstają. Nie wiem, czy podobny potencjał jest w biotechnologii, czy raczej każdy pilnuje swojego know-how?

Piotr Skowron:

Są branże bardziej „okopane”, dbające o to, by nie utracić swojego know-how, a przy okazji uchwycić coś z zewnątrz. Ważna jest możliwość dialogu.

Maciej Stachowiak:

Dialog nas rozpręża. Trzeba poznać swoich konkurentów, aby być spokojniejszym.

Maciej Dzierżanowski:

Chciałbym jeszcze zadać Państwu ostatnie pytanie: w jakich obszarach powinna mieć miejsce interwencja publiczna?

Stanisław Szultka:

Przygotowując się do tego spotkania, rozmawialiśmy o tym, czy wspierać i ewentualnie jak wspierać innowacyjność Pomorza? Pojawia się pytanie, czy władze powinny stymulować innowacyjność poprzez wsparcie dla przedsiębiorstw, czy – mówiąc o społeczeństwie informacyjnym – poprzez budowę infrastruktury. Czy ułatwienie dostępu do pewnego rodzaju usług, np. e-urząd, przełoży się na zwiększenie stopnia korzystania z innych usług za pośrednictwem Internetu? Gdzie powinny być kierowane środki publiczne, na przykład w ramach RPO? Czy na dofinansowanie projektów innowacyjnych w przedsiębiorstwach, czy raczej na infrastrukturę społeczeństwa informacyjnego?

Jacek Zimny:

Mówiliśmy wcześniej o konieczności podnoszenia świadomości ośrodków administracji. Bez szkolenia tych pracowników nie będzie możliwe podniesienie ich świadomości. A żeby efektywnie przeprowadzać takie szkolenia, należy także zainwestować w infrastrukturę. Musimy również zauważyć, że duże inwestycje kierują się tam, gdzie już istnieje dobrze przygotowana infrastruktura. Raporty Głównego Urzędu Statystycznego badające dostęp do Internetu w dużych miastach, miasteczkach i wsiach potwierdzają bardzo duże zróżnicowanie pomiędzy miastami powyżej 100 tys. mieszkańców a terenami wiejskimi. Bez inwestycji w infrastrukturę, drogą radiową czy kablową, nie będzie możliwe przeprowadzenie szkoleń w urzędach, które zmieniłyby podejście i ułatwiłyby życie, co tak naprawdę przełożyłoby się z czasem na zmniejszenie bezrobocia, podniesienie poziomu innowacyjności itd.

Maciej Stachowiak:

Widzę, że mamy wspólny mianownik. W urzędach miast są pieniądze i urzędy chcą zmieniać sytuację w zakresie dostępu do Internetu, tylko nie wiedzą jak. Jest to także kierunek, który być może powinien znaleźć wsparcie w ramach RPO.

Alina Landowska:

Zgadzam się z tym, co powiedziałeś – infrastruktura jest niewątpliwie ważna. Wrócę jednak do pytania Staszka, które z mojego punktu widzenia jest szalenie ważne. Dlaczego? Ponieważ Marszałek powiedział, że powinniśmy stworzyć skoordynowany system wspierania przedsiębiorczości. Osobiście uczestniczę w budowaniu tego systemu i zostałam postawiona przed pytaniem: co ten system ma wspierać? Czemu i komu służyć? Jak wspierać kogoś z kim nie ma kontaktu i nie wiadomo jakie są jego potrzeby? Dlatego też chciałam dowiedzieć się, czy Panowie jako przedsiębiorcy korzystacie z instytucji otoczenia biznesu, infrastruktury wspierającej biznes? Jak oceniacie ten segment rynku, który działa tylko i wyłącznie dla Was? Ponadto przy rozmowie o dotacjach w ramach RPO powiedziałam, że inwestycje będą miały dwojaki charakter, tzn. bezpośrednich inwestycji do firm oraz inwestycji właśnie w instytucje otoczenie biznesu, które mają pomagać pośrednio poprzez szkolenia i doradztwo. Czy bardziej potrzebne jest wsparcie tych projektów inwestycyjnych, czy też potrzebna jest pomoc ze strony instytucji otoczenia biznesu? Czy uważacie Panowie za zasadne dofinansowywanie takich podmiotów?

Maciej Dzierżanowski:

Zmierzając ku końcowi, odpowiedzmy na pytanie Aliny i jednocześnie podsumowując, spróbujmy określić, w jaki sposób stymulować innowacyjność w regionie? Gdzie przyłożyć punkt ciężkości? Na jakie czynniki postawić?

Jacek Zimny:

Moja firma należy do izby niemieckiej, ale i do szeregu innych, niekoniecznie ściśle związanych z naszą branżą. Polsko-Niemiecka Izba Przemysłowo-Handlowa stara się przyciągnąć i zainteresować nowe firmy współpracą z tymi, które już od dawna zrzesza. Uważam, że musi nastąpić przełamanie stereotypów w tym zakresie. Taka powinna być rola instytucji, które Pani przytoczyła.

Piotr Skowron:

Według mnie brakuje grantów na określony pomysł, na rozbudowę infrastruktury oraz realizację pomysłu. Druga potrzeba to obsługa prawna. Moja branża jest na tyle wyspecjalizowana, że ciągle muszę zagłębiać się w literaturę fachową, przez co nie mam czasu na zgłębianie innych zagadnień, w tym właśnie otoczki prawnej. Wybór jest tego rodzaju – albo jestem twórcą i konkuruję z pomysłami kolegów z Japonii czy USA, albo jestem administratorem, „biegającym” dookoła spraw tak naprawdę zupełnie ubocznych w stosunku do konkretnego pomysłu. Nie da się pogodzić tych dwóch aktywności. Jeśli będę miał jakiś pomysł, to chciałbym udać się do placówki, która zapewni mi zabezpieczenie tego pomysłu na następnym etapie, czyli jeśli wyjdę z nim na zewnątrz, to nie zostanie on mi automatycznie odebrany. Nie musi być to od razu patent, mogą być umowy np. wstępne, dające ochronę na rok. W momencie realizacji tego pomysłu chciałbym uzyskać pomoc w zakresie rozwoju przedsięwzięcia od strony formalnej. Potrzebuję kogoś, kto tak zabezpieczy moje know-how etc., abym mógł skupić się na aspektach merytorycznych, tj. projektowaniu sekwencji DNA, planowaniu eksperymentów i pisaniu wniosku patentowego czy publikacji.

Krzysztof Cała:

Sadzę, że należy wspierać przedsiębiorczość, budować wokół niej dobrą aurę. Dla mnie jest to główny motor innowacyjności. Istotna jest także chęć niesienia pomocy przez różnego rodzaju urzędy. Problemem okazuje się bowiem nie sama czasochłonność czy trudność założenia firmy, lecz tak naprawdę utrzymanie jej od strony księgowości. Sprawa jest prosta, gdy pracuje się samemu, ale w momencie zatrudnienia każdej kolejnej osoby problemy są coraz większe. A jeśli dodatkowo przekroczy się magiczną liczbę pięćdziesięciu osób, te problemy jeszcze bardziej narastają. Koszty pracy – nie tylko związane z zatrudnieniem, ale także z obsługą firmy – są bardzo duże.

Maciej Stachowiak:

Na spotkaniu z innowacyjnymi firmami z Polski i Szwecji polscy przedsiębiorcy narzekali, że płacą wysokie podatki i prowadzą skomplikowaną księgowość. Szwedzi mają wyższe podatki i prowadzą równie skomplikowaną księgowość i jakoś sobie radzą. Co więcej, mają wyższe koszty utrzymania pracownika. Co ja bym zmienił? Obecnie pracuję również nad projektem we wczesnej fazie rozwoju i potrzebowałbym kapitału, który pomógłby mi to sfinansować. Niesie on w sobie potencjał innowacyjny, więc będzie można na nim zarabiać pieniądze. Jesteśmy jednocześnie w stanie poddać się wszelkim audytom i weryfikacjom, aby uzyskać to wsparcie. Uważam, że na takie przedsięwzięcia powinno się przeznaczać pieniądze. Druga rzecz, jak wspierać tę innowacyjność? Ważne jest tworzenie ośrodków badawczo-rozwoj owych, w których można by zatrudniać studentów. My na przykład wynajmujemy pomieszczenia, dajemy sprzęt, zagadnienia i problemy do opracowania, tak aby wyłonić ludzi dla siebie. W przypadku Pana Skowrona sprawa jest bardziej skomplikowana, ponieważ wymaga bardziej wyszukanego zaplecza technicznego. Mógłby Pan korzystać z laboratorium w PPNT w Gdyni. Byłoby dobrze, gdyby RPO dało możliwość finansowania takich centrów rozwojowych, opłacenia wynajmu powierzchni i wynagrodzeń dla 2-3 studentów, którzy by tam pracowali. Uważam, że jeśli robimy projekt badawczo-rozwojowy i realizuje się tam ciekawe rzeczy, to przez takie działanie można by obudzić w studentach pewną percepcję i świadomość innowacyjną. Może w przyszłości odejdą, aby tworzyć firmy studenckie, a może wygenerują technologię tak zaawansowaną, że będę chciał razem z nimi założyć nową firmę. Proszę zauważyć, że Politechnika ma wolną przestrzeń, którą chętnie by wynajmowała.

Jacek Zimny:

Pan Jettmar mówił o rozwijaniu współpracy w określonych branżach. Tym samym pomoc dla tego typu inicjatyw w ramach RPO i przeznaczanie środków dla parków technologicznych mogłaby wpłynąć na przewagę konkurencyjną regionu.

Maciej Dzierżanowski:

Cieszę się, że pozostają nadal tematy do dyskusji i pytania, na które chcielibyśmy uzyskać odpowiedzi. Myślę, że w związku z tym można zorganizować kolejne spotkanie, na przykład pod kątem konsultacji RPO. Te bardzo konkretne projekty, o których Państwo mówili, dają motywację do tworzenia Regionalnego Funduszu Inwestycyjnego, który nie tyle uruchamiałby bezzwrotne dotacje, ale po prostu inwestował w atrakcyjne przedsięwzięcia. To jest bardziej uzasadnione w przypadku projektów, które są blisko rynku.

Alina Landowska:

Chciałabym tylko zaznaczyć, że już niebawem zacznie działać fundusz z udziałem kapitału prywatnego i samorządu. Jeśli dobrze pójdzie, to otrzyma on również dofinansowanie ze środków unijnych. Powinno to stworzyć możliwość sfinansowania takich pomysłów.

Maciej Dzierżanowski:

Myślę, że udało się nam poruszyć parę wątków i z pewnością będziemy tę tematykę jeszcze podejmować. Nadal trwa dyskusja nad RPO i modyfikacje wciąż są możliwe. Także Regionalna Strategia Innowacji będzie z pewnością aktualizowana i będzie ewoluować. Należy te dokumenty traktować poważnie i próbować na nie wpływać. Bardzo podoba mi się także Państwa podejście: skoro określone instytucje publiczne nie dają sobie rady, to sektor przedsiębiorstw może interweniować i podejmować inicjatywy, które pozwalałaby przezwyciężyć pewną niemożność. Tutaj potrzebna jest jednak duża otwartość ze strony tych instytucji i umiejętne wsparcie tego typu procesów. Dziękuję bardzo za rozmowę i zachęcam do późniejszej lektury Pomorskiego Przeglądu Gospodarczego. Uruchamiamy również stronę internetową poświęconą innowacyjności i forum dyskusyjne. Mam nadzieję, że dyskusja będzie toczyła się dalej…

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Innowacyjność i przedsiębiorczość bez siebie żyć nie mogą

Innowacyjność w połączeniu z przedsiębiorczością może się stać kluczowym czynnikiem determinującym sukces młodego pokolenia. To połączenie jest szczególnie ważne, gdyż sama innowacyjność nie gwarantuje jeszcze sukcesu. Jedynie przeniesienie postaw innowacyjnych w sferę gospodarki może dać wymierne korzyści. Aby takie zjawisko miało miejsce, uczelnie wyższe wraz z władzami lokalnymi i regionalnymi powinny wspierać postawy innowacyjne, przedsiębiorczość akademicką oraz transfer technologii ze sfery nauki do biznesu.Postawy innowacyjne wśród młodych ludzi tworzą się podczas zdobywania wykształcenia. Proces ten zaczyna się już od najwcześniejszych lat nauki i rzutuje na sposób, w jaki młodzi ludzie myślą oraz działają w dorosłym życiu. Nasuwa się więc pytanie, czy edukacja promuje postawy innowacyjne? Można odnieść wrażenie, że podczas okresu kształcenia szkoły i uczelnie wyższe nagradzają za myślenie schematyczne, zapominając o kreatywności. Uważa się, iż najlepszy uczeń czy student jest osobą potrafiącą jak najdokładniej odtworzyć to, co zostało już napisane lub powiedziane. Rzadko dopuszcza się odpowiedzi konstruowane własnymi słowami. Wymiernym efektem takiego postępowania jest brak zdolności nowatorskiego, nieschematycznego myślenia wśród osób wchodzących na rynek pracy.

Innowacyjność wymaga również specyficznych cech osobowościowych. Potrzebna jest ponadprzeciętna zdolność do podejmowania ryzyka. Stoi to jednak w sprzeczności z poczuciem stabilizacji i bezpieczeństwa. Część młodych ludzi nie ma odwagi, aby ryzykować pieniędzmi i czasem, aby wcielić w życie nierzadko bardzo dobry pomysł. Przeświadczenie o istnieniu choćby minimalnego ryzyka niepowodzenia automatycznie dyskredytuje ideę w ich oczach. Poza tym bierność wymaga mniej wysiłku niż innowacyjność.

Nie jest jednak wystarczające posiadanie odpowiednich predyspozycji, cech osobowościowych i wyuczonych zachowań. Trzeba również posiadać odpowiednią wiedzę, która mogłaby zainspirować do działania. Można ją zdobyć w dwojaki sposób. Poprzez studiowanie i badanie danego zagadnienia lub przez partycypację i obserwowanie zjawisk zachodzących w praktyce. Ludzie młodzi powinni pamiętać o utrzymywaniu kontaktów i przeprowadzaniu rozmów z najlepszymi specjalistami w danej dziedzinie. Siedzenie nad pustą kartką i najtęższe myślenie o tym, jak zrobić biznes nic nie da, jeżeli w parze nie będzie szła dostateczna wiedza na dany temat. Pomysły na dobry biznes nie biorą się znikąd. Powstają na podstawie posiadanej wiedzy, inspirującej do wyłapywania luk bądź wymyślania niespotykanych zastosowań.

Najlepszym sposobem na wynajdywanie innowacyjnych pomysłów jest interdyscyplinarność. Pozwala ona dostrzec zastosowanie dla istniejących już rozwiązań w nowych dziedzinach. Osoby koncentrujące się na jednym wąskim zagadnieniu nie mają często wystarczającego potencjału do kreowania nowej linii myślenia poza własnym obszarem działalności. Interdyscyplinarność wymaga z kolei zdolności do dialogu, zaufania i współpracy.

Jednakże innowacyjność sama w sobie jest tylko sztuką dla sztuki. Można spełnić wszystkie opisywane powyżej warunki i nic z tego nie będzie wynikać. Kluczem do zmaterializowania dobrych pomysłów jest przedsiębiorczość. Pozwala ona myśleć kategoriami biznesowymi, co jest warunkiem koniecznym do odniesienia sukcesu. Przedsiębiorczość daje więc szansę na założenie własnej firmy. Ze względu na świeże, niekonwencjonalne spojrzenie może ona zyskać przewagę nad zastanymi, skostniałymi strukturami. Tak więc podstawowym błędem jest traktowanie innowacyjności i przedsiębiorczości jako zagadnień odrębnych.

Nieocenioną rolę w promowaniu innowacyjności i wspieraniu przedsiębiorczości może odgrywać administracja publiczna. We współpracy z uczelniami i biznesem powinna tworzyć warunki dla przedsiębiorczości akademickiej. Młodzi przedsiębiorcy potrzebują szerokiego wsparcia w momencie rozpoczynania działalności, które w późniejszym okresie może zaowocować nowymi miejscami pracy i wpływami do budżetu w postaci podatków. Wsparcie powinno być udzielane w postaci tworzenia parków technologicznych, inkubatorów oraz centrów transferu technologii. Te pierwsze mają za zadanie między innymi udostępniać powierzchnie biurową, laboratoria oraz usługi doradcze, rachunkowe i marketingowe po preferencyjnych cenach lub nieodpłatnie. Jednocześnie ich rolą, przy odpowiedniej masie krytycznej przedsiębiorstw, jest tworzenie atmosfery wymiany wiedzy i doświadczeń między firmami będącymi częścią przedsięwzięcia. Bliskość geograficzna ma nieoceniony wpływ na powstawanie innowacyjnych pomysłów i rozwiązań. Równocześnie inkubatory mają na celu pomaganie młodym przedsiębiorcom w fazie rodzenia się pomysłu. Ich zadaniem jest asystowanie przy tworzeniu biznes planu i rejestracji przedsiębiorstwa. Zaś rolą centrów transferu technologii jest pomoc studentom i pracownikom naukowym we wdrażaniu innowacyjnych pomysłów do gospodarki. Mają one za zadanie pomagać w zdobywaniu kontraktów biznesowych i ich negocjowaniu. Wsparcie w takiej postaci nie jest jednak wystarczające. Bardzo ważnym czynnikiem, który decyduje o rozpoczęciu działalności przez ludzi młodych jest dostęp do kapitału. Istnieje ogromne zapotrzebowanie na wszelakiego rodzaju fundusze pożyczkowe dla mikroprzedsiębiorstw, dostępność do kapitałów wysokiego ryzyka oraz tak zwanych aniołów biznesu. Administracja publiczna mogłaby oferować gwarancje na spłatę zaciągniętych pożyczek, co pozwoliłoby instytucjom finansującym na mniej restrykcyjne podejście do młodych przedsiębiorców, od których w normalnych warunkach wymagano by pełnych zabezpieczeń. Istnieje również możliwość stworzenia przez władze lokalne i regionalne specjalnego funduszu realizującego wspomniane cele.

Innowacyjność, zwłaszcza sektora przedsiębiorstw, jest jednym z priorytetowych obszarów wsparcia Unii Europejskiej. Środki przeznaczane na działania innowacyjne z roku na rok są większe. Ich celem jest zwiększenie konkurencyjności państw dwudziestki piątki w skali globalnej.

Podsumowując, postawy i działania innowacyjne są kluczową przesłanką konkurencyjnego rozwoju gospodarczego. Jednakże tylko w parze z przedsiębiorczością będą efektywnie spełniać swoją rolę. Właśnie dlatego koincydencja tych dwóch jakże spójnych postaw może stworzyć szansę młodemu pokoleniu na lepszą przyszłość.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Otwartość na smyczy!

Czyli jacy jesteśmy, a jacy chcielibyśmy być my – Pomorzanie!

Specjalista psychiatra dr Joanna Żurada-Wyrwińska: Czytałam kiedyś przekrój badań prowadzonych przez Uniwersytet Harvarda w Stanach Zjednoczonych. Wytypowano grupę wybitnych studentów z prestiżowych kierunków (grupę A). Wzorowych, świetnie się uczących i udzielających się w różnych organizacjach, ambitnych, zapowiadających się na prawdziwych liderów. Druga grupa B to byli studenci przeciętni, normalni, którzy poza nauką mieli też czas na wiele przyjemności. Obie grupy studentów były badane po 10, 20 i 30 latach. Z grupy A wyrosła prawdziwa elita. Ci najbardziej kreatywni zrobili największe kariery, zarobili największe pieniądze. Z kolei badanie poziomu ich optymizmu i szczęścia wypadło na bardzo niskim poziomie. Mieli dużo chorób układu krążenia, depresję, zaobserwowano duży odsetek rozwodów. Sukces pochłonął ich jakby w całości. Z grupy B dawni studenci zajęli niższe stanowiska. Lecz mimo to i tak zarabiali przyzwoite pieniądze, byli szanowani przez społeczność, w której się obracali, nie było prawie rozwodów. Byli szczęśliwi.

Wyobraźmy sobie takie badanie w naszej pomorskiej rzeczywistości. Dwie grupy studentów, Uniwersytet Gdański, popularne kierunki. Grupa A za 20 lat to ludzie sukcesu. Załóżmy – prezesi banków, szefowie wielkich korporacji na całym świecie. W wieku lat 20 odbywali już staże na uczelniach w całej Europie. W wieku lat 40 – nadal w Europie, wyposażeni w prestiż, ale ogołoceni z tradycji, domu, tożsamości grupowej – nieszczęśliwi, jak ci w Stanach Zjednoczonych. Grupa B – ta mniej zdolna – w wieku lat 20 także w Europie, dorabia w kawiarniach na całym świecie. W wieku lat 40 nadal w Europie, zajmuje przeciętnie prestiżowe stanowiska. Część powróciła na Pomorze. Pracuje, żeby przeżyć. Czyli obie grupy skazane na porażkę.

Czy taki scenariusz musi odegrać moje pokolenie? Czy jesteśmy na tyle otwarci na zmiany i mamy tyle możliwości, by uniknąć czarnej wizji? Czy zostaniemy wysłuchani? Te pytania i wiele innych zadałam specjaliście psychiatrze, dr Joannie Żuradzie-Wyrwińskiej oraz socjologowi, dr Jarosławowi Załęckiemu, a także nam wszystkim jako przedstawicielom młodego pokolenia. Oto wnioski:

Jako przedstawiciel tego pokolenia mogę śmiało wyznać, że jestem otwarta na zmiany. Ale jakie zmiany? Dbam o wykształcenie, które pozwoli mi na dużą elastyczność zawodową. Uczestniczę w wydarzeniach kulturalnych, zbieram doświadczenia zawodowe. Ale szczerze przyznam, że gdyby jutro ktoś zaproponował mi pracę w Krakowie, wcale nie pobiegłabym pakować walizek. Moja otwartość ma więc swoje granice, choć na pewno nie wynikają one ze stuprocentowej pewności zdobycia dobrej pracy na Pomorzu.

Dr J. Żurada-Wyrwińska: W Stanach Zjednoczonych jest inaczej. Wykształcone dzieci Polaków, którzy się zasymilowali, mają zupełnie inne podejście. Oni już wyrośli w pozytywnym myśleniu i nie rozumieją naszych problemów. „Jest trudno o pracę – to trzeba jej szukać”. Wiadomo, że po dobrych uniwersytetach trafia się do dobrze prosperujących firm. Na dobre posady jest trudno się dostać. Ale to tylko sygnał, że należy wysłać nie 50, ale 200 CV. Trendem tamtej młodzieży jest jeżdżenie za pracą. Jak jest praca na drugim końcu Stanów, to oni nie mają żadnych skrupułów. Nie patrzą na rodzinę czy przyjaciół, po prostu jadą. Są odważni.

Nasze młode pokolenie też jest odważne. Moja koleżanka zaledwie wczoraj powiedziała mi, że zapisuje się na wszystkie egzaminy w terminie zerowym i leci do Anglii. Jakiś czas temu skończyły się wyjazdy wakacyjne, teraz już nawet nie jeździ się po przygodę. Nieważne z kim się jedzie, do jakiej pracy i do jakiego kraju. Ważne tylko, ile się zarobi i żeby starczyło na cały rok. Ale przecież niektórzy zostają. Jest jeszcze drugi rodzaj odwagi. Tej, która każe nam codziennie rano wstawać z łóżka i walczyć. Udzielać się na uczelni i w pracy, a po pracy w przeróżnych organizacjach. Jest jeszcze odwaga histeryczna, która tym, co wyjechali, nakazuje wrócić. Ta odwaga to nadzieja na lepsze jutro.

Dr J. Załęcki: Zacznijmy od tego, że społeczeństwo obywatelskie w Polsce jest na początku rozwoju. Mimo iż mamy już rozwinięty samorząd terytorialny, zaangażowanie ludzi – mieszkańców jest wciąż na bardzo niskim poziomie. I to zarówno, jeśli chodzi o inicjatywy samorządowe, jak i obywatelskie. Wybory samorządowe, polityka lokalna ciągle spotyka się z nikłym zainteresowaniem, czym wyraźnie odstajemy od państw Unii Europejskiej. Mało Polaków angażuje się w organizacje pozarządowe. Owszem, jest pewna wąska elita, pewna grupa młodych ludzi, zresztą nie tylko młodych, ale to jest wciąż niewystarczająca ilość. To ciągle dużo mniej niż w państwach ustabilizowanej demokracji.

My – znaczy młode pokolenie angażujemy się w rozwój, ale własny. Kiedy mielibyśmy mieć czas na organizacje pozarządowe, gdy doba ma tylko 24 godziny. A pracodawcy żyją w przekonaniu, że ma przynajmniej trzydzieści parę. Na rozmowie kwalifikacyjnej, jeszcze zanim zdążę usiąść, przyszły pracodawca już pyta o trzy lata doświadczenia, dwa języki (poprawne politycznie minimum) i już jestem za drzwiami z dużą ilością pozornie wolnego czasu.

Dr J. Żurada-Wyrwińska: Ostatnio wróciłam z San Francisco i nawet tam dotarł już trend odchodzenia z wielkich firm. Młodzi ludzie nie chcą już żyć, by pracować. Wyjeżdżają, odwiedzają różne kultury, koncentrują się na swoim wnętrzu. Stawiają warunki swoim pracodawcom. Kilka dni temu rozmawiałam z młodą dziewczyną, która pytała mnie o adres dobrego psychologa. Zapytałam, dlaczego jest jej potrzebny. Jej odpowiedź była bardzo interesująca: „Czuję, że nie zrealizuję się bez tej pomocy”.

Pomoc jest nam wszystkim bardzo potrzebna. My jeszcze nie zeszliśmy z drzewa, jeśli chodzi o przestrzeganie prawa pracy. Często nie mamy możliwości wyboru. Naszą otwartość ogranicza 20% bezrobocie. Szybko się wypalamy, jeśli wszyscy wymagają, oczekują, a nic nie dają w zamian. Jak się rozwijać, kiedy za drzwiami na nasze stanowiska czyha 100 innych chętnych, młodszych, ze świeżymi pomysłami. Jeśli jesteś najlepszy w swojej branży, masz prawo do otwartości. Przynajmniej do czasu pierwszego potknięcia. Po pierwszej porażce jesteś bacznie obserwowany. Czujesz, że zaczynasz bać się współpracowników. Zaczynasz się pocić, siadając przy swoim biurku. To syndrom wypalenia. Znak, że niedługo zastąpi cię nowa jakość. A tobie otwartość uwiążą na smyczy i w twojej nowej pracy to szef będzie dyktował warunki.

Dr J. Załęcki: Jest całkowity brak komunikacji. Media lokalne w niewielkim stopniu prowadzą działalność społeczno-edukacyjną. Bardziej interesują się polityką ogólnopolską, tym co się dzieje w Warszawie, ostatecznie lokalnymi aferami. Rzadko pokazują jakiś pozytywny przejaw działalności. Czasem można coś dobrego przeczytać, ale to jest naprawdę kropla w morzu. Większość dzielnic nie ma rad osiedlowych, gdyż ludzie nie przejawiają takiej woli. Środowiska lokalne nie mają przywódców. Przeciętny gdańszczanin miałby problem ze wskazaniem choćby trzech znanych działaczy na Pomorzu, bo ich albo nie ma, albo ich nie widać, albo już dawno wyemigrowali do Warszawy.

No i tu się kończy rozmowa o otwartości, bo tak naprawdę nikogo to nie interesuje. Wszyscy o nas mówią, próbują zdefiniować. Nazywają pokoleniem X, pokoleniem CV, pokoleniem JP II. Wszyscy nam współczują, że musimy szukać pracy za oceanem. Ale czasem wystarczy włączyć telewizję i dowiedzieć się, co tak naprawdę interesuje nasze otwarte społeczeństwo. Dziennikarze przelecą tysiące kilometrów, by dowiedzieć się czy Andrzej Lepper zostanie wicepremierem, czy nie zostanie? Czy Zyta Gilowska zostanie w rządzie, czy nie zostanie? Otwarte społeczeństwo to, które chce coś zmienić i zmienia. Trzeba bowiem pamiętać, jak łatwo jest zaprzepaścić potencjał tkwiący w młodym pokoleniu. Rozwój, który się rozpoczął, nie może być całkowicie jednokierunkowy. Trzeba pamiętać, że rozwój jest dziełem ludzi, a nie maszyn. A człowiek szybko się męczy i wypala, nie jest we wszystkim perfekcyjny. Myślę, że młode pokolenie otwiera się na nowe technologie,

szuka nowych możliwości. Byle tylko nie stało się tak, jak w czarnej komedii czy dramatach Witkacego – że to, o co walczymy, obróci się przeciwko nam.

Dr J. Żurada-Wyrwińska: Takie zjawisko rzeczywiście istnieje, szczególnie w dużych aglomeracjach, w Warszawie. Młode kobiety, które są szalenie ambitne chcą być perfect we wszystkich dziedzinach: i w pracy, i w uprawianiu sportów, i w bywaniu w modnych miejscach, i w wyglądzie. One bardzo szybko się wypalą, a ich życie osobiste często wygląda tragicznie. To widać nawet w drobiazgach. Nadmiernie ambitni wolą się wyspać niż spotkać z przyjaciółmi. Czasem do nich dociera, że ich droga prowadzi do nikąd, i że całą energię pokładają w jednym kierunku. Ale strasznie trudno jest zejść z takiej drogi. Ja swoich pacjentów uczę, by byli elastyczni, pamiętali o drobiazgach, drobnych przyjemnościach, kontakcie z naturą, przyjaciółmi. Żeby nie wszystko było takie jednokierunkowe. W życiu potrzeba trochę luzu…

Gdybyśmy my – studenci Pomorza byli przedmiotem badań, jakie przeprowadzono w Stanach Zjednoczonych wiele lat temu, dobrze by było dla nas, gdybyśmy znaleźli się w umiarkowanej grupie B. Ponieważ dziś do rozwoju potrzebna jest nam otwartość, elastyczność i potencjał. Ale by poza kołem napędowym rozwoju być także człowiekiem, trzymajmy tę naszą otwartość trochę na smyczy.