Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Pracy mamy na kolejne 20 lat

Z Tomaszem Klajborem , Kierownikiem Projektu Biura Wdrażania Regionalnej Strategii Innowacji, rozmawia Dawid Piwowarczyk .

– Czy można powiedzieć, że Pomorze jest regionem innowacyjnym?

– Patrząc na wskaźniki, które przekazywał między innymi Instytut Badań nad Gospodarką Rynkową, można powiedzieć, że jesteśmy na poziomie średniej krajowej. Najbardziej podstawowym – jakkolwiek nie przekazuje on całości obrazu – jest wskaźnik liczony w ten sposób, że jeżeli firma wprowadziła jakiekolwiek nowe rozwiązanie w ciągu ostatnich trzech lat, to jest już uznawana za innowacyjną. Licząc w ten sposób, około 17% pomorskich firm zostało uznanych za innowacyjne – i jest to średnia krajowa. Kiedy w ten sam sposób weryfikowano firmy w Unii Europejskiej, otrzymywano wskaźnik na poziomie 50%. Tak więc możemy sobie otwarcie powiedzieć, że z innowacyjnością jest w województwie pomorskim raczej słabo.

– Wspomniał Pan, że powyższy wskaźnik nie jest doskonały. Jak zatem należy definiować innowacyjność? To będzie miało istotne znaczenie dla diagnozowania problemów i sposobów wsparcia.

– Rzeczywiście jest wiele definicji. Należy jednak podkreślić, że innowacja to nie tylko wynalazek, genialna idea czy myśl naukowca, która może być rozwijana przez lata. Ważne jest, żeby dała ona efekt ekonomiczny w postaci zarobku dla firmy. Innowacje to także wprowadzanie systematycznych zmian, usprawnień do produktów, procesów czy usług. Czyli tak na prawdę innowacyjność dotyczy prawie wszystkich, jeżeli nie wszystkich, przedsiębiorstw.

– Jak słyszeliśmy, z innowacjami nie jest w Pomorskiem najlepiej. Jak możemy to zmienić?

– Ma temu służyć m.in. projekt Biura Wdrażania, będący pochodną Regionalnej Strategii Innowacji dla województwa pomorskiego (RIS-P). Strategia ta została opracowana w taki sposób, żeby inkorporować i dostosować do naszych warunków tzw. model szwedzki – potrójnej helisy. Rzecz sprowadza się do tego, by świat naukowców, sektor firm i sektor publiczny ze sobą współpracowały i żeby te relacje były ściślejsze. RIS-P została opracowywana w taki sposób, by była realna i nadawała się do wdrożenia. W odczuciu wielu osób jest najbardziej operacyjną strategią, jakie do tej pory zostały opracowane w Polsce. W naszym sposobie działania twardo stąpamy po ziemi i stawiamy sobie realne cele, które mogą pozytywnie wpływać na relacje: sektor naukowy – biznes, a w konsekwencji podnosić innowacyjność naszego regionu.

– Przejdźmy więc do konkretów. Co robimy, żeby wyzwolić „eksplozję innowacyjną”, pozwalającą Pomorzu awansować do światowej ekstraklasy?

– Tak jak już powiedziałem, Regionalna Strategia Innowacji to nie zbiór pobożnych życzeń czy tylko wizja. W tej strategii jest konkretnie powiedziane, jakie działania należy podjąć, żeby przyspieszyć procesy podnoszenia konkurencyjności Pomorza. Oprócz wykorzystania potencjału istniejących firm i sfery B+R, należy zagospodarować możliwości jakie dają: Pomorska i Słupska Specjalna Strefa Ekonomiczna oraz Pomorski i Gdański Park Naukowo-Technologiczny. Należy utworzyć wśród współpracujących instytucji naukowych Centrum Zaawansowanych Technologii Pomorze, które byłoby zdolne generować nowe idee i produkty, na których nasze przedsiębiorstwa by zarabiały.

– Czy istnieje taka szansa? Kiedy te projekty ujrzą światło dzienne?

– To już się dzieje. Jeśli chodzi o centrum zaawansowanych technologii, to powstało już konsorcjum zawiązane przez wyższe uczelnie naszego regionu, instytucje badawczo-rozwojowe oraz przedsiębiorców. Co do innych projektów, są one obecnie na różnym poziomie analizy i wdrażania. Pracujemy z grupami branżowymi firm, dla rozwoju przedsiębiorstw innowacyjnych projektujemy niezbędną dla nich infrastrukturę. Proponujemy na przykład, aby w powiatach województwa pomorskiego powstawały inkubatory przedsiębiorczości. Staramy się zainteresować samorządy lokalne pomysłami budowania centrów edukacyjno-wdrożeniowych, które miałyby inicjować rozwój innowacji społecznych, podnosić wykształcenie mieszkańców, ale także szkolić i doradzać przedsiębiorcom odnośnie zaawansowanych technologii. Pod pojęciem infrastruktury dla firm innowacyjnych rozumiemy także większe, zorganizowane kompleksy przemysłowe, które miejmy nadzieje powstaną przy naszej pomocy w Słupsku i Kwidzynie. W Gdańsku tworzony jest obecnie park naukowo-technologiczny przy ulicy Trzy Lipy. Potrzebne jest również Regionalne Centrum Transferu Innowacji, czyli sieć instytucji, które będą wspierały proces transferu technologii. Cały system strategia RIS-P nazywa Pomorską Siecią Innowacji – siecią, w ramach której współpracować będzie szereg podmiotów, o których wspominałem.

– Jakie jeszcze działania są podejmowane? Przyznam, że jako humanistę martwi mnie sprowadzenie problemu do kwestii technicznych, a przecież innowacje to nie tylko maszyny i nowe technologie…

– Mówiąc o innowacyjności, myślimy nie tylko o podejściu technologicznym, aczkolwiek trzeba sobie też powiedzieć, że tak naprawdę pierwotna wartość dodana jest generowana właśnie w firmach produkcyjnych. Innowacje to także zmiany procesów i procedur. Także w usługach firmy mogą być innowacyjne (jakkolwiek przewaga konkurencyjna wydaje się słabsza), gdyż tego rodzaju nowości można łatwo skopiować i stają się one standardem rynkowym. Wracając jeszcze do Pana humanistycznych wątpliwości, chciałem podkreślić, że jednym z głównych celów strategii jest dojście do konsensusu odnośnie budowy społeczeństwa informacyjnego i podnoszenia poziomu innowacyjności naszego regionu. Istotnym celem jest jednak także kształtowanie kultury i edukacji proinnowacyjnej.

– Czy rzeczywiście przedsiębiorcy i zwykli ludzie nie są dostatecznie innowacyjni?

– Kultura innowacyjna to ważny problem. Europejskie systemy wprowadzania nowości są już dojrzałe, mają swą infrastrukturę, dobrze działają systemy transferu technologii i pomocy dla przedsiębiorstw, a kultura współpracy miedzy przedsiębiorcami i naukowcami jest dość dobrze zakorzeniona. Jednak Europa nadal zastanawia się, w jaki sposób zmienić mentalność ludzi, jak uczynić ich bardziej innowacyjnymi. Postęp powoduje, że obecnie nie możemy się już zatrzymać. Tylko innowacyjność jest w stanie zagwarantować nam przewagę nad innymi. Kulturę innowacyjną można zakorzeniać wśród ludzi, wśród lokalnych społeczności. Chodzi o to, żeby wyłonić z ich grona naturalnych liderów – osoby otwarte na nowe, lepsze rozwiązania. Poprzez takich ludzi można głębiej zakorzeniać pewne sposoby myślenia – rozwijać innowacje społeczne. Ci społeczni liderzy, zarażeni ideą innowacyjności będą na przykład wiedzieli, że czasem warto zapłacić więcej za jakieś nowe rozwiązanie (na przykład nowy system cieplny), bo w ostatecznym rozrachunku może się to opłacić. Nad takimi pomysłami można i należy pracować z ludźmi.

– Wspomniał Pan o edukacji, tymczasem nasz skostniały system szkolnictwa raczej tłamsi innowacje i kreatywność. Promowane są raczej przeciętność i wiedza odtwórcza. Szkoła nie jest miejscem gdzie wolne myśli i innowacyjne pomysły są szczególnie hołubione.

– Ale i tutaj zaczynamy obserwować duże zmiany. Dobrzy pedagodzy wiedzą, że najcenniejsze, co mogą ukształtować i rozwijać u swoich podopiecznych, to ciekawość świata, chęć poszukiwania odpowiedzi, rozwiązań. Innowacyjność młodych ludzi można jeszcze bardziej stymulować, na przykład poprzez wprowadzenie programów w zakresie przedsiębiorczości.

– Rozmawialiśmy o mentalności. Proszę powiedzieć, jak wygląda sytuacja jeżeli chodzi o naukowców? Czy nie ma ryzyka, że kolejne centrum badawcze stanie się kosztowną „zabawką”, dzięki której naukowcy będą mogli realizować swoje wizje, ale pożytek dla lokalnego biznesu będzie z tego niewielki lub żaden? Czy planując tego typu instytucje, widzicie konieczność ich praktycznego wykorzystania dla dobra regionu?

– Zawsze jest zagrożenie, że jeśli naukowiec lub ktokolwiek inny podejmuje pewną inicjatywę, to działa w myśl zasady: pieniądze z grantów trzeba spożytkować, choćby ostateczny efekt tych działań miałby być mizerny. Sposób, w jaki my planujemy i zachęcamy naukowców do współpracy, z góry zakłada model biznesowy. Ludzie nauki mają świadomość, że ich współpraca w ramach danej inicjatywy będzie miała służyć przedsiębiorczości. Oczywiście również na tym zarobią, ale korzyści powinny leżeć przede wszystkim po stronie firm. Pokazujemy także założenia Regionalnego Programu Operacyjnego, gdzie zostały zaproponowane pewne mechanizmy finansowania, w ramach których naukowcy będą musieli współpracować z przemysłem i uwzględniać potrzeby rynku. Nie będą to projekty, gdzie pozwala się na dowolną pomysłowość i kreatywność, często oderwaną od rzeczywistych potrzeb.

– Czy takie nowe podejście do pracy naukowej jest bezproblemowo i bez oporu akceptowane? Według obiegowej opinii naukowcy uważają się za lepszych, zaś przemysł i biznes traktują jako sprawy podrzędne. Czy taki pogląd jeszcze funkcjonuje i czy nie obniża możliwości współpracy na linii nauka-biznes? Czy w takich warunkach możliwe jest swobodne przekładanie potencjału wiedzy na sukces finansowy?

– Zmiana podejścia jest ciężka, ale powoli staramy się to wdrażać. To szerszy problem naszego „polskiego piekiełka” – jeżeli ktoś się wyrywa do przodu, to trzeba go zaraz za nogi złapać i do szeregu wyrównać. W świecie naukowców także panował zwyczaj, że jeżeli ktoś był przedsiębiorczy czy próbował coś zrobić dla przemysłu, był źle postrzegany na uczelni. Na szczęście to się powoli zmienia. Na Politechnice Gdańskiej mamy światłe kierownictwo pod przewodem rektora prof. Janusza Rachonia, który sam jest doskonałym menedżerem. Otrzymał ostatnio nagrodę gospodarczą od Prezydenta Rzeczpospolitej za swoją działalność naukową ukierunkowaną na przemysł. Choć sytuacja ulega zmianie, w kilka dni Ameryki na Pomorzu nie da się zbudować. Na pewno ten proces zajmie kilka lat.

– Czyli środowisko naukowe zaczyna rozumieć potrzeby innowacyjne?

– Tak! Zwłaszcza osoby decyzyjne na uczelniach i w ośrodkach naukowych. Dobrym przykładem jest konsorcjum Centrum Zaawansowanych Technologii, do którego należy m.in. Politechnika Gdańska, Uniwersytet Gdański i Akademia Medyczna. Może pewne rzeczy inni robią szybciej, ale ja uważam, że warto wszystko przemyśleć, zaplanować. Muszą zajść pewne procesy dojrzewania instytucji, ludzie muszą się przekonać, że to należy robić. Dlatego lepiej jest więcej czasu poświęcić na programowanie wszystkich procesów (na później odkładając pełne uruchomienie) niż realizować pewne wyrywkowe działania, które nie będą później ze sobą skoordynowane.

– Patrząc na pomorskie MSP, łatwo dostrzec, że dla wielu z nich równie ważne mogą być innowacje techniczne, co procesowe i zarządcze. Czy próbujecie zająć się również tym problemem?

– Rzeczywiście, tak jak wspominałem, innowacyjność może mieć charakter stopniowych ulepszeń. Tworzone w ramach realizacji strategii Centrum Transferu Innowacji ma wspierać taką gradacyjną innowacyjność w firmach. Odpowiedni specjalista odwiedzi na jeden dzień firmę, dokona jej audytu i zawyrokuje, że np. w procesie produkcyjnym, w celu odniesienia większych korzyści, powinna zostać zmieniona dana procedura. Taki sposób wspierania firm jest bardzo potrzebny.

– Czy przedsiębiorcy rozumieją konieczność dokonywania innowacji?

– Czasami są innowacyjni nawet o tym nie wiedząc! Inni znowu dużo mówią o wprowadzaniu nowych rozwiązań, ale ich działania w niewielkim stopniu je stymulują. Ważny jest także problem mentalny. Podczas spotkań organizowanych w ramach projektu Biura Wdrażania staramy się zmieniać tę mentalność. Nasz projekt jest skierowany przede wszystkim do przedsiębiorstw produkcyjnych i ma pomóc im w znalezieniu odpowiedzi na następujące pytania: czy jestem konkurencyjny i w jaki sposób, czy powinienem zmienić branżę, czy jest ona dostatecznie atrakcyjna, czy warto zainwestować w nowe środki, czy może raczej zamknąć zakład i zająć się czymś innym?

– Jednym z działań w projekcie są spotkania tzw. grup branżowych. Czy przedsiębiorcy potrafią w ramach tych spotkań przełamywać niechęć do współpracy z konkurencją?

– Tak, w ramach grup branżowych staramy się przekonać firmy, że nie warto wydawać pieniędzy np. na sprzęt czy własne laboratorium, które wykorzystywane będzie jeden dzień w tygodniu. Warto porozumieć się, stworzyć konsorcjum i zrealizować daną inwestycję wspólnie. Wówczas koszty radykalnie zmniejszą się, a uzyskany efekt będzie taki sam, jeśli nie większy. W ten sposób nasza konkurencyjność wzrośnie. To jeden z takich przykładów. Proponujemy im także wspólne projekty badawczo-rozwojowe. Tych pomysłów w analizie łańcucha wartości można mnożyć i pokazywać potencjał dla wspólnych projektów. Staramy się to robić i zachęcać do współpracy. Z doświadczeń zagranicznych wiemy, że na przykład w Niemczech istnieją bardzo silne zrzeszenia firm, które mogą wpływać nawet na zmianę polityki rządu. Efektem tych prac będzie przygotowanie, przy współpracy z konsultantami, strategii rozwoju tych grup, które będą wskazywać na działania, wykazujące wysokie prawdopodobieństwo szybkiej, wspólnej realizacji. Jest to dość trudny proces, gdyż wypisując na tablicy 20 indywidualnych celów strategicznych, które są dla firmy ważne, trzeba zorganizować wiele spotkań, aby te 5 czy 7 firm wspólnie wybrało kilka najistotniejszych. Niemniej jednak, jedna z tych grup wykazuje więcej inwencji, co powinno przenieść się na biznesowe realia bardzo szybko.

– Proszę powiedzieć, czy strategia innowacji bierze także pod uwagę obszary poza aglomeracją? Może jest tak, że nie wzbudza ona zainteresowania, tam gdzie biznes ma prawdziwe problemy i nie ma czasu zajmować się bolączkami kreowanymi przez naukowców?

– Innowacje nie są „zarezerwowane” tylko dla Trójmiasta. Potrzeba zwiększania innowacyjności dotyczy wszystkich, także podmiotów spoza aglomeracji. Dlatego też działamy na rzecz wsparcia rozwoju poprzez innowacje obszarów poza aglomeracją. Mamy już silne ośrodki w Słupsku, Kwidzynie czy Pruszczu Gdańskim, ale także przykłady innych dobrych inicjatyw lokalnych. Co jest ważne? Lokalne społeczności nie mogą zamykać się w sobie. Nie można obrażać się na Trójmiasto, że jest silne, lecz należy z tego korzystać. Dlatego głównym celem strategii jest wsparcie MSP w regionie poprzez szerokie wykorzystanie potencjału innowacyjnego aglomeracji. To nie jest tylko wymysł Pomorza. „Najsprytniejsze” regiony potrafią wykorzystać potencjał, który znajduje się w największych ośrodkach położonych na ich terenie. W ramach naszego programu podróżujemy po powiatach i rozmawiamy. Ostatnio byliśmy w Słupsku i Kwidzynie, gdzie rozmawialiśmy o tamtejszych problemach i rozwoju innowacyjności lokalnych miast i powiatów.

– Czy innowacje mają już odpowiedni priorytet, czy też nasi lokalni decydenci w dalszym ciągu wolą inwestować w drogi, wodociągi, czyli tak zwane działania twarde?

– Dotyka Pan bardzo wrażliwego tematu. Zgodzę się, że trzeba o tym dyskutować, przekonywać naszych regionalnych włodarzy, aby innowacyjność była jednym z priorytetów. Jest to trudne z jednej przyczyny. Nasi politycy są rozliczani przez społeczeństwo z widocznych efektów swojej pracy, przez co łatwiej jest wybudować nowy chodnik, niż planować rozwój regionu w perspektywie 10 lat. To rzeczywiście problem, ale nasze władze są wrażliwe na innowacyjność. Co więcej, myślę, że ta wrażliwość będziecie się zwiększać.

– Ale czy nie jest tak, że władza jest leniwa? Większość włodarzy woli budować drogi, a nie na przykład sieci bezprzewodowe. Mimo że to pierwsze poprawia tylko jakość życia, a to drugie stwarza szansę na rozwój zawodowy, otwiera nowe perspektywy przed mieszkańcami, ich dziećmi i wnukami?

– Ma Pan rację. Władzy często nie chce się myśleć długookresowo. Rzadko kto ma wizję. I tutaj jest też nasza rola. Musimy przekonywać władze samorządowe do myślenia proinnowacyjnego – to się zawiera w kategoriach kreowania innowacji społecznej. Dlatego też jeździmy do powiatów i pokazujemy cele strategii. Powtarzamy: „Szanowni Państwo, rury, kanalizacja, drogi to nie są najważniejsze sprawy. Trzeba myśleć o innowacyjności, o planowaniu rozwoju na najbliższe 5 czy 10 lat, a nie tylko od wyborów do wyborów.” Część ludzi i decydentów już teraz świetnie to rozumie. Istnieje jednak jeszcze całkiem spora grupa osób, która te kwestie bagatelizuje. Starają się utrwalać to, co już jest. A dzisiejszy świat jest na tyle dynamiczny, że takie osoby od razu stają na przegranej pozycji. I my staramy się im to uświadamiać, pokazywać, w czym można współcześnie upatrywać szans na sukces.

– A propos tematu, na który dżentelmeni nie rozmawiają. Czy policzono, ile te wszystkie działania, mające promować i wspierać innowacyjność, będą kosztować? Czy wiemy, skąd brać na to środki?

– Tak, pewne przymiarki zostały poczynione. Oszacowano m.in. koszty: bazowej infrastruktury, funkcjonowania systemu transferu technologii, stworzenia funduszy wsparcia finansowego dla firm. Mówiąc o tej infrastrukturze, myślę też o parkach naukowo-technologicznych, parkach technologicznych, centrach edukacyjno-wdrożeniowych, inkubatorach, itp. Wstępna przymiarka kosztów tych działań do 2013 roku oszacowana została na około 300 milionów zł, przy czym nie uwzględnia ona kwoty bezpośredniej pomocy dla przedsiębiorstw.

– I będą na to środki?

– Część na pewno uda się sfinansować z Regionalnego Programu Operacyjnego na lata 2007-2013, ale wiadomo, że RPO nie może być lekarstwem na wszystkie problemy. Znaczne środki będą także dostępne w ramach krajowych (sektorowych) programów operacyjnych – działań specjalnie dedykowanych na innowacje, gospodarkę i naukę. Tam istnieje duża szansa pozyskania dofinansowania.

– A niezbędny wkład własny? Przez kogo zostanie zagwarantowany?

– Oczywiście gros środków będzie pochodzić z funduszy publicznych. W ramach działań wdrożeniowych musimy jednak przewidzieć także poważną rolę dla przedsiębiorców i ich zrzeszeń. Bo przede wszystkim dla nich jest to robione. Przy realizacji konkretnych projektów badawczo-wdrożeniowych firmy musza być zaangażowane także finansowo, bo to one będą czerpały z tego profity.

– Podsumowując, czy jest szansa, że w perspektywie najbliższych pięciu, dziesięciu lat Pomorskie stanie się regionem innowacyjnym? Jakie są nasze główne atuty?

– Jestem przekonany, że tak. Zresztą są już pierwsze jaskółki, które o tym świadczą. Nasi partnerzy z sektora przedsiębiorstw mówią, że potrzebują systemu wspierania innowacji. Potrzebują kogoś, kto przyjdzie do ich firmy i powie, co robią źle, co należałoby zrobić, aby być bardziej konkurencyjnym. Ten system staramy się im zapewnić. Na pewno wielką szansą jest dla nas morze i potencjał, jaki tkwi w branży przemysłu okrętowego, nawet jeżeli jest on traktowany jako średnio zaawansowany technologicznie. Daje jednak ogromne pole do popisu dla innowacyjności. Wielką szansą jest leżący w bliskiej odległości Obszar Kaliningradzki, stanowiący wrota na wschód, które w procesach innowacyjnych powinny zostać wykorzystane. Sama nasza zdolność do bycia przedsiębiorczymi i innowacyjnymi to już ogromny atut, zwłaszcza w rękach młodych. Dlatego należałoby wspomóc ich pewnymi działaniami instytucjonalnymi. W końcu mamy też dobrych menedżerów, którzy konsekwentnie wdrażają strategię innowacji, podnosząc tym samym konkurencyjność i innowacyjność naszego regionu.

– Dziękuję za rozmowę.

Krajobraz wspierania innowacyjności w woj. pomorskim

Jan Szomburg, Jr. – zastępca redaktora naczelnego

Podstawowym punktem odniesienia dla wspierania innowacyjności jest Regionalna Strategia Innowacji dla Województwa Pomorskiego (RIS-P) uchwalona w grudniu 2004 roku przez Samorząd Województwa Pomorskiego. Jej głównym założeniem jest zbudowanie skutecznego i sprawnego systemu wspomagania rozwoju innowacji na Pomorzu. Pośrednio wskazuje ona na pożądane kierunki wydatkowania funduszy strukturalnych w regionie. Pełna treść RIS-P dostępna jest na stronach Urzędu Marszałkowskiego (www.woj-pomorskie.pl). Nadzór nad realizacją strategii sprawuje powołany przez Marszałka Województwa regionalny Komitet Sterujący.

Wdrażanie RIS-P jest realizowane m.in. w ramach projektu Biura Wdrażania Regionalnej Strategii Innowacji dla Województwa Pomorskiego (BW RIS-P) finansowanego w ramach działania 2.6 ZPORR. Jest on realizowany przez konsorcjum złożone z Politechniki Gdańskiej, Pomorskiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej, Gdańskiego Związku Pracodawców oraz Pomorskiej Izby Rzemieślniczej Małych i Średnich Przedsiębiorstw. Przewidywane cele projektu to: opracowanie koncepcji funkcjonowania Pomorskiej Sieci Innowacyjnej i stworzenie dla niej płaszczyzny wymiany informacji, utworzenie grup branżowych firm innowacyjnych oraz zespołów dla opracowania strategii wybranych dziedzin B+R, organizacja Regionalnych Forów Innowacji oraz konkursu Pomorski Lider Innowacji. Więcej informacji o BW RIS-P znaleźć można na stronie internetowej www.ris-pomorskie.pg.gda.pl. Na stronie tej dostępna jest także baza ofert technologicznych, która daje możliwość znalezienia partnera do wspólnego projektu – zarówno po stronie uczelni jak i przedsiębiorstw.

Równolegle od połowy 2005 roku realizowany jest również projekt Regionalna Strategia Innowacji dla Województwa Pomorskiego – uzupełnienie i plan działań. Jest on współfinansowany ze środków 6. Programu Ramowego Unii Europejskiej, zaś jego zadaniem jest poszerzenie i udoskonalenie przyjętej obecnie strategii. Ma to się m.in. dokonać poprzez transfer doświadczeń oraz rozwijanie współpracy z dwóch brytyjskich regionów uczestniczących w projekcie – Szkocji i Północno-Wschodniej Anglii. Po stronie polskiej projekt jest realizowany przez konsorcjum złożone z: Politechniki Gdańskiej, Uniwersytetu Gdańskiego, Agencji Rozwoju Pomorza, Centrum Techniki Okrętowej i Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową. Szczegółowe informacje o projekcie można uzyskać pod adresem www.eu-risp.pg.gda.pl.

Kolejnym projektem, który ma wspierać budowę regionalnego systemu innowacji jest projekt Regionalne Studia Innowacyjności i Konkurencyjności Gospodarki realizowany przez Instytut Badań nad Gospodarką Rynkową w ramach działania 2.6 ZPORR. Jego celem jest dostarczenie gruntownej wiedzy o regionalnych, krajowych i międzynarodowych uwarunkowaniach kształtujących procesy innowacyjne w gospodarce województwa pomorskiego oraz sformułowanie rekomendacji dla Urzędu Marszałkowskiego odpowiadającego za Regionalną Strategię Innowacji. Pośrednio wyniki projektu będą także użyteczne dla Biura Wdrażania RIS-P, władz powiatowych i gminnych, jednostek sektora B+R, instytucji otoczenia biznesu i innych podmiotów regionalnego systemu innowacyjnego. Więcej informacji nt. projektu pod adresem www.rcik.pl.

Niezależnie Agencja Rozwoju Pomorza S.A. i Uniwersytet Gdański realizują projekt pod nazwą Pomorskie Obserwatorium Gospodarcze finansowany z działania 2.6. ZPORR. POG ma stanowić skuteczne narzędzie monitorowania rozwoju sektora MSP na Pomorzu, a w konsekwencji umożliwić jego efektywne wspieranie. Więcej o projekcie na stronie www.pog.arpg.gda.pl.

W 2005 roku powstało Centrum Zaawansowanych Technologii „POMORZE” (CZT-P). Zrzesza ono w formie konsorcjum uczelnie wyższe, jednostki naukowo-badawcze i przedsiębiorstwa regionu Trójmiasta w celu wspólnego prowadzenia wieloletnich prac o charakterze badawczo-wdrożeniowym, skierowanych na działania mające największe szanse realizacji na rynku i przyczyniające się do wzrostu innowacyjności i konkurencyjności gospodarki. Projekt realizowany jest w ramach działania 2.6 ZPORR. Więcej informacji zawiera strona www.czt-p.pg.gda.pl.

Również w 2005 roku podpisana została umowa pomiędzy Regionalną Instytucją Finansującą a Pomorską Specjalną Strefą Ekonomiczną Sp. z o.o. na realizację kolejnego projektu spójnego z RIS-P: „Strategiczne doradztwo technologiczne i innowacyjne dla MSP, jako moduł Regionalnego Centrum Transferu Innowacji Pomorze”. Projekt realizowany jest w ramach działania 2.6 ZPORR. Głównym celem jest podniesienie konkurencyjności małych i średnich firm o charakterze produkcyjnym i produkcyjno-usługowym z województwa pomorskiego poprzez propagowanie konieczności opracowywania oraz wdrażania długoterminowych strategii rozwojowych, opartych o zaawansowane technologie i rozwiązania innowacyjne. Niezbędne informacje znaleźć można pod adresem: www.ris-pomorskie.pg.gda.pl.

W krajobraz instytucji wspierania innowacyjności na Pomorzu wpisuje się istniejące od 2003 roku Biuro Transferu Technologii Politechniki Gdańskiej (BTT PG). Projekt ten realizowany jest w ramach działania 2.6 ZPORR. Głównymi zadaniami BTT PG są: ochrona własności intelektualnej i przemysłowej, komercjalizacja technologii i wyników badań, kontraktowanie usług na rzecz przedsiębiorców oraz promocja przedsiębiorczości. W ramach biura funkcjonuje Akademicki Inkubator Gospodarczy. Na temat BTT PG więcej informacji uzyskać można pod adresem www.btt.pg.gda.pl.

Na terenie województwa pomorskiego funkcjonują również dwa parki naukowo-technologiczne, które tworzą infrastrukturę dla nowych firm technologicznych. Są to: Pomorski Park Naukowo-Technologiczny (PPNT) w Gdyni (www.ppnt.pl) oraz nowo powstały Gdański Park Naukowo-Technologiczny (GPN-T) w Gdańsku (www.strefa.gda.pl). Ideą parków technologicznych jest koncentracja na niewielkim obszarze czynników związanych z rozwojem firm, ułatwiających prowadzenie działalności gospodarczej oraz transfer i wdrażanie technologii przy wykorzystaniu efektów synergicznych.

W realizację RIS-P wpisuje się jeszcze wiele projektów proinnowacyjnych, w szczególności tych realizowanych w ramach działania 2.6 ZPORR. Są to: „System Stypendialny dla Doktorantów – Politechnika Gdańska dla Gospodarki Innowacyjnej Regionu” (Politechnika Gdańska), „Program stypendiów dla doktorantów Uniwersytetu Gdańskiego zajmujących się badaniami nad rozwojem gospodarki innowacyjnej Pomorza” (Uniwersytet Gdański), „Stypendia dla doktorantów Wydziału Chemii Uniwersytetu Gdańskiego na prowadzenie badań naukowych” (Uniwersytet Gdański), „Wicomm Forum – Regionalna zintegrowana platforma współpracy w dziedzinie inżynierii systemów komunikacji bezprzewodowej – Część I” (Politechnika Gdańska), „System gospodarki Elektronicznej Pomorza dla MSP” (Uniwersytet Gdański), „Absolwent w pomorskim przedsiębiorstwie – program stażowy dla absolwentów Wydziału Chemii Uniwersytetu Gdańskiego – (APoP)” (Uniwersytet Gdański), „www.innowacje.gdynia.pl” (Urząd Miasta Gdyni), „Pro-innowacyjna Gospodarka Morska – gwarancją zrównoważonego rozwoju regionu” (CETO), „Utworzenie Centrum Edukacyjno-Wdrożeniowego Zaawansowanych Technologii (CE-W) w Pomorskim Parku Naukowo-Technologicznym (PPNT)” (Gdyńskie Centrum Innowacji), „Innowacyjny system monitoringu oraz ocena rozkładu emisji związków toksycznych w spalinach silników okrętowych w wybranych regionach aglomeracji Trójmiasta” (Akademia Marynarki Wojennej), „Stworzenie sieci współpracy dla innowacyjnej gospodarki morskiej Pomorza” (Polski Rejestr Statków). Więcej informacji na stronie www.arpg.gda.pl.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Mózgi czy asfalty

Z Tomaszem Parteką , Dyrektorem Departamentu Rozwoju Regionalnego Urzędu Marszałkowskiego, rozmawia Dawid Piwowarczyk.

– Panie Dyrektorze, jak wygląda innowacyjność Pomorza z perspektywy Urzędu Marszałkowskiego? Jakie są atuty i szanse Pomorza jeżeli chodzi o innowacyjność?

– A możemy postawić sobie na początek inne pytanie?

– Proszę bardzo.

– Co to w ogóle jest innowacja? Utarł się dosyć powszechny pogląd wiążący innowacje z technologiami. W świetle takiej definicji byłaby to więc nowa maszyna, urządzenie, nowy środek transportu. Natomiast szersze ujęcie uznaje za innowację sposób myślenia – gotowość do zmian. Można tu użyć trochę przewrotnego sformułowania, że innowacją jest to, co wymyślamy dzisiaj, jutro wdrażamy, a pojutrze jest to już przestarzałe. Innowacja nie jest produktem, lecz procesem. I właśnie w tym ujęciu procesowym Urząd Marszałkowski ma najwięcej do zdziałania. Bo rozmawiamy przecież w gmachu, gdzie pracują samorządowcy, którzy nie mają żadnego bezpośredniego wpływu na technologie.

– Ale i tak mogą zrobić niemało dobrego lub złego dla innowacyjności.

– Tak, to prawda. Są w stanie kształtować otoczenie i zachodzące w nim procesy. Tutaj wracamy do pierwszego pytania i możemy powiedzieć, jakie są szanse i potencjały innowacyjne Pomorza. Oczywiście, nie sposób znaleźć takie wskaźniki i kryteria, dzięki którym można by było szybko i trafnie opisać tak szeroki i złożony temat. Proste spojrzenie to opisanie potencjału naukowego, badawczego i intelektualnego. To jest silna strona. Istnieje też coś takiego, jak gotowość do innowacji – kultura innowacyjna. Uważam, że Pomorze jest ukierunkowane na innowacyjność. Potwierdza to na przykład fakt, że nasze województwo ma najwyższy wskaźnik zakładanych firm na tysiąc mieszkańców. To zaś oznacza gotowość do pracy i zmian, a każda innowacja jest przecież zmianą.

– Jakie czynniki, czy też elementy otoczenia promują, a jakie blokują innowacyjność?

– Oczywiście, są środowiska o większej i mniejszej podatności na innowacyjność. Ważną rolę odgrywają kręgi naukowe, ponieważ cała nauka jest nastawiona na zmiany. Naukowiec musi szukać, eksplorować, tworzyć nowe metody, eksperymentować. Jego działanie jest więc forpocztą innowacyjności. Ale to nie jest jeszcze warunek wystarczający. Ważna jest też otwartość na zmiany i śmiałość ich podejmowania. Kultura innowacyjna musi dotyczyć szerokiego grona ludzi, nie tylko ze środowiska naukowego. Równie ważne, a może nawet ważniejsze jest to, żeby istniała ona wśród przedsiębiorców. Pytanie, czy są oni gotowi do wprowadzania zmian, polegających na przyswajaniu nowych technologii, nowych rozwiązań, pomysłów. Z tym jest chyba jeszcze nienajlepiej.

– Z czego to wynika?

– Problemem jest poziom ryzyka, z którym mamy obecnie do czynienia przy wdrażaniu rozwiązań innowacyjnych. Trzeba zaangażować często niemałe środki, które w dodatku bardzo ciężko pozyskać. A instytucji mogących służyć pomocą na razie brak. Przedsiębiorcy postępują więc z własnego punktu widzenia racjonalnie i nie angażują się w coś, co może być dla nich zbyt ryzykowne.

– Czy możemy obniżyć ten poziom ryzyka? Sprawić, żeby wizja potencjalnych zysków przeważyła nad obawami?

– Tak. W tym momencie dochodzimy do roli samorządu, który nie uczestniczy bezpośrednio w tworzeniu innowacji, ale kreuje warunki dla ich powstawania.

– Na czym polega ta kreacja?

– Po pierwsze, mamy dokumenty programowe, które otwierają ścieżkę do środków wsparcia. Po to została w 2004 roku uchwalona Regionalna Strategia Innowacji, aby sprecyzować cele, priorytety i działania, a także wskazać najważniejsze instytucje, które powinny w tym procesie uczestniczyć. Tutaj rola samorządu wojewódzkiego była wiodąca. Dzięki tym działaniom programowym stworzyliśmy dostęp do środków przewidzianych w Zintegrowanym Programie Operacyjnym Rozwoju Regionalnego. Kolejne, jeszcze większe środki pojawią się w Regionalnym Programie Operacyjnym na lata 2007-2013.

– A co z likwidacją bariery finansowej dla przedsiębiorców?

– Województwo pomorskie jest aktywne w tworzeniu finansowych instrumentów wsparcia dla przedsiębiorców, chcących podejmować działania mające na celu wdrażanie innowacji. Poza funkcjonującymi już funduszem pożyczkowym i funduszem poręczeń kapitałowych, zostanie utworzony fundusz kapitału wysokiego ryzyka Inveno. Pozwoli on na rozłożenie ryzyka wdrożenia innowacji pomiędzy przedsiębiorcę i zewnętrznych inwestorów. To poważny krok naprzód.

– A jak wygląda kwestia budowania zaplecza dla firm zainteresowanych innowacjami?

– Trzecim elementem jest stworzenie instytucji wsparcia. Na tym polu, w porównaniu z Niemcami, Anglią czy Szkocją, mamy bardzo duże opóźnienie. Polski przedsiębiorca, który albo zaczyna działalność, albo chce wejść w branże innowacyjne, napotyka na wielki problem – płytkość polskiego rynku konsultingowego. Funkcjonuje na nim relatywnie niewiele podmiotów, koncentrujących w dodatku swoją działalność głównie na doradztwie ogólnym. Praktycznie nie ma na rynku firm konsultingowych wyspecjalizowanych w innowacjach, a przecież planując działalność innowacyjną, niezbędne jest sporządzenie profesjonalnego biznes planu, który odpowie nam na pytanie o potrzebne nakłady, szanse sukcesu i możliwe zagrożenia. Taka firma doradcza powinna też umożliwiać dotarcie do myśli innowacyjnej. Chodzi więc o firmy, które będą pomostem łączącym przedsiębiorców ze sferą naukowo-badawczą. Potrzebne są takie warunki, w których przedsiębiorca ze swymi pomysłami nie będzie osamotniony. Dzięki naszym działaniom staramy się stworzyć właśnie na Pomorzu takie kompleksowe wsparcie. Chcemy zapewniać dostęp do źródeł pomocy finansowej, wiedzy oraz do profesjonalnych instytucji.

– A czy obecnie jest już wystarczający dostęp do wiedzy innowacyjnej?

– To kolejne zadania dla samorządu wojewódzkiego – tworzenie platformy wymiany informacji, platformy dyskusji. Takim miejscem swobodnego przepływu wiedzy są Fora Innowacji. Odbyło się ich już pięć i przyczyniły się one między innymi do ukształtowania ostatecznej formy Regionalnej Strategii Innowacji. Była też możliwość zaprezentowania doświadczeń tych krajów, które w promowaniu innowacji są już zdecydowanie dalej niż my. Mowa szczególnie o dobrych, sprawdzonych wzorach angielskich i szkockich. To kolejna z form działania samorządu w celu wspierania innowacji.

– A czy mamy jakąś wizję dotyczącą innowacji, która nie tylko zwalczyłaby nasze opóźnienie, ale znacząco przybliżyłaby do czołówki najbardziej innowacyjnych regionów świata?

– Tak, mamy dalekosiężne plany stworzenia proinnowacyjnej struktury przestrzennej. Określamy ten projekt jako Miasto Wiedzy (Science City), a w zasadzie dzielnica wiedzy. Chcemy, żeby za kilkanaście lat – bo jest to projekt kolosalny i długofalowy – metropolia Trójmiasta miała całe dzielnice, gdzie funkcje innowacyjności, nauki i wiedzy będą dominujące. Wzorujemy się tutaj na doświadczeniach i aspiracjach takich miast, jak Newcastle, czy Glasgow.

– Mamy już campusy uczelniane, czym one się różnią?

– Gdy mówimy o Mieście Wiedzy, nie mamy na myśli „gett wiedzy”. To właśnie odróżnia je od campusów uczelnianych. Takie kompleksy mogą być oczywiście częścią Miasta Wiedzy, które powinno skupiać także inkubatory przedsiębiorczości, obiekty edukacyjne czy miejsca zabawy wiedzą. To ostatnio duży hit w Europie. Tworzone są nowe miejsca dostępu do wiedzy, gdzie „oswaja się” ludzi – głównie młodzież – z najnowszymi informacjami ze świata nauki. Ale odbywa się to zupełnie inaczej niż jeszcze całkiem niedawno. Stwarza się praktyczną możliwość przeprowadzania małych doświadczeń. W ten sposób „zaraża się” młodzież wiedzą. Pokazuje się, że nie jest ona nudna i że innowacyjność powinna cechować nas w życiu codziennym. A właśnie to, uczące się jeszcze pokolenie już za chwilę będzie tworzyło innowacyjne jutro. Mamy już zaczątki takich dzielnic wiedzy. Są nimi parki (gdyński i gdański) naukowo-technologiczne, na terenie których powstają coraz to nowsze instytucje. W Gdańsku rozwój takiej dzielnicy opierać się będzie na kooperacji z Politechniką Gdańską i Akademią Medyczną oraz na poszukiwaniu nowych terenów. W tym miejscu rodzi się pytanie o wizję. Niedaleko Gdańskiego Parku Technologicznego przy ulicy Trzy Lipy istnieją duże tereny wykorzystywane jako ogródki działkowe. Tracą one coraz bardziej na znaczeniu i już wkrótce miasto stanie przed problemem ich ponownego zagospodarowania. I tutaj możliwe są dwa rozwiązania. Można te tereny sprzedać deweloperom mieszkaniowym. Gwarantuje to szybki i niemały, ale jednorazowy zysk. Można też przekazać te tereny pod dzielnicę wiedzy i zbudować część Miasta Wiedzy tak, żeby zrodziło się tutaj nowoczesne oblicze miasta. Ta druga opcja nie gwarantuje ani dużych, ani szybkich wpływów do kasy. Daje jednak zdecydowanie coś bardziej wartościowego – widoki na lepsze jutro i pieniądze nieporównywalnie większe, choć w nieco dalszej perspektywie. To wymaga jednak odpowiedniej kultury innowacyjnej samorządowych władz miejskich.

– Patrząc na to co już zrobiono, czy jest Pan zadowolony z Regionalnej Strategii Innowacji i z jej wdrażania?

– Jestem zadowolony ze strategii, natomiast nie z tempa jej wdrażania. Opóźnienia to jednak w dużej mierze wynik spowolnienia tempa rozwoju gospodarczego w ostatnich latach. Innowacje to bardzo specyficzny obszar. Tutaj nie da się budować dokładnego planu czasowego, jak na przykład przy planowaniu inwestycji drogowych. Czasami innowacje wymagają dojrzewania. I w tym względzie jestem bardzo niecierpliwy. Na przykład Politechnika Gdańska kreuje bardzo dobre działania dotyczące komercjalizacji badań i inicjatyw studentów. Założeniem jest, by duża ilość uczących się kończyła studia mając swoją firmę, najlepiej innowacyjną. Ale wdrożenie tych reform, zachęcenie naukowców i studentów do zmiany postaw i aspiracji to proces raczej na lata, a nie na parę tygodni czy miesięcy. Widać jednak pewną kompleksowość działań. Projekt Politechniki współgra z konceptem parku naukowo-technologicznego. Jest już inkubator studencki. Preinkubacja ma natomiast miejsce na uczelni. Wyzwala pewien rodzaj ciśnienia do założenia własnej firmy. Student jest stymulowany do innowacyjności, do działania. Służą temu konkursy, które dają szansę rozpoznania i zakorzenienia w inkubatorze ciekawych pomysłów. Firmy tam powstałe będą następnie wychodziły z inkubatora i trafiały do parku technologicznego. Choć to zdecydowanie właściwy kierunek, na razie mamy tylko incydentalne przypadki. Chciałbym, aby tych inkubatorów było już kilkadziesiąt, i to nie tylko w Trójmieście, ale i w Chojnicach, Słupsku czy Malborku. Wszędzie tam, gdzie istnieje już „ciśnienie” innowacyjne, jednakże nie ma ono dalekiego zasięgu. Wszystkie te reformy wymagają sporo czasu, ale okres lat 2007-2013 zapowiada się pod względem nakładów na innowacje bardzo obiecująco.

– Czy już wiemy, o jakich środkach na innowacje mówimy i czy ostatecznie nie będzie tak, że zostaną wykorzystane na inne cele?

– W tej chwili przy tworzeniu Regionalnego Programu Operacyjnego cały czas ścierają się dwie opcje. Mówiąc hasłowo: jedna chce inwestować w mózgi, a druga w asfalt. Oczywiście, opóźnienie cywilizacyjne regionu, zwłaszcza niektórych jego części, jest bardzo duże. Nie ma dróg, połączeń kolejowych, dekapitalizują się budynki, małe miasta umierają, środowisko nie jest jeszcze w dobrym stanie (chociaż w lepszym niż kiedyś). Prawie wszędzie są wodociągi, ale brak kanalizacji, toteż elementarne potrzeby są nadal niezaspokojone. Musimy jednak znaleźć konsensus, uzgodnić proporcje między kierowaniem środków na nadrabianie zapóźnienia cywilizacyjnego w zakresie infrastruktury a budowaniem warunków dla stabilnego rozwoju. Bez tego drugiego cały czas będziemy z tyłu. Musimy pamiętać, że gonimy świat, który nie stoi, lecz pędzi. Albo więc dobiegniemy do tego rozpędzonego pociągu, albo zostaniemy daleko w tyle. Albo szybki rozwój, albo czerwona latarnia. W najgorszym wypadku zostanie nam tylko pomachać tym, którym się udało i tkwić na peryferiach przez kilkadziesiąt następnych lat. Dogonić ten pociąg to nasze podstawowe wyzwanie.

– Ale w świetle większości badań Pomorze to jak najbardziej peryferia w stosunku do „jądra”.

– Ale pod jakimi względami. Uważam, że jesteśmy peryferiami wysokiej jakości. Zresztą ci eksperci, którzy tutaj przyjeżdżają, też uważają, że Pomorskie ma szanse. Jest bardzo dobra perspektywa związana z lotniskiem i terenami wokół niego. Wszystkie innowacyjne instytucje, przedsiębiorstwa, organizacje gospodarcze po prostu kochają transport lotniczy. Mimo że przepływ myśli, wiedzy i kapitałów odbywa się elektronicznie, to lotnisko znajdujące się w otoczeniu jest ogromnym atutem (perłą) lokalizacji. Z tego punktu widzenia te nasze peryferia są bardzo blisko „jądra”. Na pewno peryferyzujemy się przez wewnętrzną konkurencję. Potencjał wynikający ze statusu metropolii wciąż nie jest w 100% wykorzystany. To są oddzielne możliwości Gdańska i Gdyni, a proces integracji, ściślejszego współdziałania odbywa się bardzo powoli. Taka kooperacja nie jest niczym nowym. Weźmy choćby Rotterdam, Amsterdam czy Hagę – tam nie ma takiego poziomu konkurowania pomiędzy miastami zlokalizowanymi blisko siebie. Są wielkie metropolie niemieckie, które długo budowały związki komunalne głównego miasta i jego otoczenia. Ale na przykład związek komunikacyjny miast wokół Hamburga (16 różnych przewoźników drogowych, kolejowych, wodnych), który powstał dla realizacji wspólnego celu, pokazuje, że taka współpraca jest możliwa i przynosi pozytywne efekty. Choćby jeden wspólny bilet – przewoźnicy rozliczają się między sobą. Wszystko można zorganizować, potrzebny jest jednak pewien rodzaj kultury innowacyjnej i chęć współdziałania.

– Wydaje się, że w Polsce bardzo przydałaby się inwestycja w kulturę oraz znalezienie sposobu prowadzenia rozmów i negocjacji.

– To jest właśnie kwestia kultury innowacyjnej…

– Jak wygląda jej kształtowanie? Czy efekty są zadowalające, czy znowu mamy jakieś opóźnienia, niedociągnięcia?

– W przypadku gdyńskiego parku technologicznego czy powołanego później gdańskiego widać już, w jakim kierunku idziemy i jak to będzie wyglądało za niedługi czas. W Gdyni ta „skorupa” robi się już coraz ciekawsza, jej treść także. Zaczyna dojrzewać myślenie proinnowacyjne w instytucjach naukowych, szczególnie na Politechnice Gdańskiej, Akademii Medycznej. Inne uczelnie mogłyby szybciej kreować odpowiednie instytucje, upowszechniać komercjalizację wiedzy. Na uniwersytetach zachodnich żaden profesor czy badacz innowacyjny nie tyka się problemu upowszechniania i komercjalizowania technologii. Do tego są powoływane organizacje, które penetrują, kto co wymyśla, a następnie namawiają do rozpowszechniania, sprzedaży tej wiedzy. Kontrakt zawarty z danym naukowcem przynosi profity nie tylko jemu, ale też pośrednikowi i uczelni. U nas takich biznesowo zorientowanych jednostek organizacyjnych nadal nie ma. Wszyscy mówią o komercjalizacji badań, ale nie mamy szansy tego wykreować. Co ważne, tamte instytucje wykazują silne tendencje integracyjne. Część uniwersytetów tworzy jedną sieć. Znam przykład brytyjski, gdzie sześć uczelni powołało konsorcjum dla komercjalizacji badań. To daje oszczędność środków i dowodzi, że innowacje powstają dzięki interdyscyplinarności, na pograniczu różnych dziedzin nauki.

– Proszę powiedzieć, jak wygląda działalność Komitetu Sterującego ds. Regionalnej Strategii Innowacji?

– Komitet Sterujący ma dwie funkcje: sterującą i monitorującą. Nie jest to duży zbiór ludzi, grupuje bowiem przedstawicieli czterech reprezentacji: samorządu w osobie: marszałka, tworzącego warunki dla innowacji, przedstawicieli uczelni i jednostek B+R (nauka), przedstawicieli Związku Pracodawców i Izby Przemysłowo-Handlowej (przedsiębiorcy) oraz reprezentantów Biura Wdrażania RIS-P (wdrażanie), którzy raportują co jakiś czas (miesiąc lub dwa) o postępie w powstawaniu odpowiednich instytucji i realizacji działań. Ostatnio na przykład odbyło się posiedzenie komitetu na terenie Gdańskiego Parku Naukowo-Technologicznego, gdzie nastąpił przegląd instytucji już powstałych, jak również tych, które będą tworzone i finansowane ze środków unijnych w przyszłym okresie programowania. Istotna jest także funkcja monitoringu. Strategia zakłada szereg działań, toteż jednym z zadań Komitetu Sterującego jest sprawdzanie, które działania w jakim stopniu są realizowane. Komitet jest także miejscem kreowania nowych pomysłów…

– Tworzenia wizji…

– Tak. Na ostatnim posiedzeniu odbyła się na przykład ciekawa dyskusja, która dotyczyła dzielnic wiedzy. Namawialiśmy władze Gdańska, aby wokół parku technologicznego w rejonie Trzech Lip stworzyć warunki rozwoju nie tylko dla innych instytucji uzupełniających (innowacyjnych obiektów technologicznych), ale też dla odmiennej kultury mieszkania, rozrywki. Chodzi o wykreowanie pewnej wizji, ponieważ często działamy bardzo doraźnie i operacyjnie. Z drugiej strony jeździmy, oglądamy świat i widzimy, że pięć czy dziesięć lat temu, ktoś również miał jakąś wizję. Że w miejsce starych bloków czy fabryk (czy wręcz mieszkaniowych slumsów) powstaje piękna, nowa część miasta. I ta rewitalizacja nie polega na ogrodzonych apartamentach, strzegących spokoju bogatych mieszkańców. Wręcz przeciwnie – powstaje otwarta przestrzeń publiczna, gdzie na „wyższych piętrach” dziać się będzie pod względem technologicznym coś bardzo istotnego, a na „poziomie parteru” zwykli ludzie, będąc bardzo blisko tej wiedzy, zaspokajać będą swoje elementarne potrzeby. Jestem za taką wizją. Mam nadzieję, że ten temat zostanie podjęty w układzie związku metropolitarnego. Musimy wykreować to spojrzenie i wspierać jego wdrażanie. Musimy wiedzieć, czego chcą mieszkańcy Trójmiasta i jak widzą siebie w tej metropolii. Na razie realizują się w mieście konsumpcji, w pogoni za tańszym towarem w wielkopowierzchniowych obiektach handlowych. Ale mam nadzieję, że to minie.

– Panie dyrektorze, jakie działania można jeszcze sfinansować w ramach środków dostępnych ze Zintegrowanego Programu Rozwoju Regionalnego?

– Środki, które zostały na innowacje, są bardzo małe. Wobec tego nie pozwalają na finansowanie trwałych inwestycji w najbliższym roku. Starczą natomiast na stworzenie instytucji wsparcia przedsiębiorstw, które pomagałyby w rozwoju proinnowacyjnym. Możliwe będzie także kształcenie kadr w zakresie zarządzania projektami. Tak zainwestowane środki muszą dać efekt w postaci pomnożonych zysków – wiedza nie może się zmarnować. Informacje o innowacjach nie powinny być tajne, zarezerwowane tylko dla jednej firmy konsultingowej. Ta wiedza musi być znana i propagowana w jak najszerszym gronie.

– Czy jesteśmy w stanie trafić do czołówki najbardziej innowacyjnych regionów Europy lub na początek przynajmniej Polski?

– O Europie na razie wolę nie mówić, natomiast chciałbym, abyśmy znaleźli się wśród najbardziej innowacyjnych regionów w Polsce. Myślę, że jesteśmy na to „skazani”, gdyż posiadamy atuty, o których mówiliśmy na początku, czyli: potencjał naukowy, lokalizacja, infrastruktura i otwartość na innowacje. To cechy, których zazdroszczą nam ludzie z innych części kraju. Fakt, że Pomorze jest w czołówce absorpcji środków unijnych, również wynika z pewnej żarłoczności na nowość, rozwój, realizację założonych celów. To typowe dla społeczeństw zlokalizowanych nad morzem. Na całym świecie miasta tak usytuowane są bardzo otwarte. Muszą przyjmować ludzi z zewnątrz, nie znając ich. To cecha szczególnej mentalności i to właśnie ona jest bardzo istotna przy innowacji. Jeśli zaś chodzi o nasze szanse? W Regionalnym Programie Operacyjnym drugie działanie nosi nazwę „Wsparcie dla innowacji”. Dodatkowe środki będą także dostępne w ramach innego zapisu: „Infrastruktura społeczeństwa wiedzy”. Mamy więc dwa kierunki działań w RPO, które tworzą filary rozwoju innowacyjnego, stanowią podstawę realizacji Strategii Lizbońskiej w województwie pomorskim.

– Czy wiemy już, o jakich kwotach mówimy?

– Jeszcze nie. Jest to ciągłe spieranie się: ile na asfalty, a ile na mózgi. Ja oczywiście optuję za jak największymi środkami na to drugie. W tej chwili mowa jest o kwocie rzędu 8-10%, a zaczęliśmy od 12%. Istnieje jednak prawdopodobieństwo, że w negocjacjach z Komisją Europejską (RPO musi być bowiem negocjowane w Brukseli) usłyszymy: „Kochani, Europa musi być konkurencyjna dla świata. Regiony odgrywają tutaj dużą rolę i nie możecie zaniedbywać tych priorytetów”.

– I proszę przeznaczyć na innowacje nie 10, ale 80% środków?

– Bruksela sugeruje na spotkaniach, aby nawet 60% środków kierowane było na realizację celów związanych nie tyle z innowacjami, co z założeniami Strategii Lizbońskiej. Mowa także o zapisach odnośnie środowiska naturalnego. Ochrona środowiska także jest w dużym stopniu innowacyjna. Oczywiście. Na przykład cała energetyka odnawialna ma w sobie bardzo duży ładunek innowacyjności.

– Proszę mi jeszcze powiedzieć, czy administracja regionalna i lokalna są innowacyjne?

– To jest bardzo dobre pytanie – w jakim tempie urzędy staną się przyjazne dla innowacji w sensie społeczeństwa informacyjnego. Mówimy tutaj o informatycznym urzędzie, w którym wszystko będzie można załatwić przez Internet. W tej chwili Pomorskie jest w grupie województw, które tworzą podstawy takiego systemu. Mamy na przykład program „Wrota Pomorza” koordynowany przez samorząd wojewódzki, ale dający dostęp do wszystkich urzędów na terenie województwa. Chodzi o to, by system był zintegrowany, dawał możliwość dostępu do urzędów, a jednocześnie służył zwiększaniu przejrzystości działania władz. Pamiętam pierwszy rok samorządu, kiedy protokół z posiedzenia zarządu uznawany był za dokument wewnętrzny. W tej chwili wszystkie ustalenia są dostępne, jawne i interaktywne. Jest to z pewnością miara postępu. Oczywiście, nie powinniśmy z tym przesadzać, bo mimo iż ilość komputerów jest ogromna, jest jeszcze sporo ludzi, których na nie nie stać. Możemy wszystko permanentnie zelektronizować, ale duża część społeczeństwa nie będzie mogła w tym partycypować. Znowu wracamy do kultury. Lepiej powoli, ostrożnie oswajać dzieci i młodzież z wdrażaniem nowych form edukacyjnych tak, by chcieli to śledzić i uczestniczyć w rozwoju społeczeństwa informatycznego. Choć techniczna gotowość jest coraz większa (internautów stale przybywa), nie jest to jeszcze całe pokolenie.

– Ale czy sami urzędnicy i urzędy są innowacyjne, czy skostniałe?

– Każdy urząd na świecie ma dużą odporność na innowacje, ponieważ każda zmiana jest dla urzędnika zagrożeniem. Przedsiębiorca musi czuć się zagrożony, gdyż musi przetrwać. Petent dla urzędnika jest na ogół intruzem, a powinien być partnerem. Z tego punktu widzenia urząd jest pewnie mało innowacyjny. Ale mądry urząd tworzy formy innowacyjne, które wymuszają na obywatelu szybkie wypowiedzenie się w jakiejś konkretnej kwestii. Nie zamyka się i nie przekształca w niedostępną twierdzę. Ważne jest też działanie poszczególnych komórek, departamentów. Osobiście uważam, że Departament Rozwoju Regionalnego jest innowacyjny. Dowodem na to jest fakt, iż wykreował Regionalną Strategię Innowacji. Nikt nie nakazał nam stworzenia takiej strategii. Postanowiliśmy ją opracować, bo naszym zdaniem ma ona bardzo ważne znaczenie dla rozwoju Pomorza. W tej części urzędu myślenie innowacyjne jest stale obecne.

– A jak to wygląda w innych urzędach, na przykład gminnych czy powiatowych?

– To są inne światy. Interaktywność tych urzędów jest dobrą miarą podejścia proinnowacyjnego. Ważne, aby burmistrz, prezydent czy starosta był zorientowany na innowację, a nie blokował się z obawy przed nimi. Nie jest wcale tak, że im większe miasto, im bliżej metropolii, tym sytuacja proinnowacyjna zmienia się na lepsze. To się zresztą przekłada na aktywność w ramach korzystania ze ZPORR-u. Trzeba wykreować chęć zmian w aspekcie społecznym czy infrastrukturalnym. Przy czym zmiana polegająca na przegłosowaniu budowy większej ilości chodników nie jest żadną innowacją – to tylko zapewnienie elementarnego poziomu. Ważne jest stworzenie ośrodka, który służyłby i doradzał biznesowi innowacyjnemu. To jednak wymaga wyższego poziomu świadomości, a z tym jest bardzo różnie w poszczególnych samorządach.

– Czy jako Pomorzanie jesteśmy otwarci na innowacje, czy raczej nieufni wobec nich?

– Nie można powiedzieć, że jesteśmy już w pełni rozbudzeni. To nadal bardzo dalekie. Wykorzystujemy proste rezerwy. Brakuje procesu wizyjnego, perspektywicznego spojrzenia w przyszłość 10, 15 lat. Ogromna część spytanych losowo wójtów, burmistrzów czy prezydentów nie umiałaby sprecyzować takiego spojrzenia. Kolejna spora grupa powiedziałaby natomiast, że w natłoku pracy nad budową chodników, dróg i kanalizacji nie mają czasu na wizje prorozwojowe. To nas różni od innych rozwiniętych państw. Tam się rozmawia i myśli nie w perspektywie roku czy dwóch, ale stara się wyprzedzać potrzeby, aby być liderem w trwającym cały czas międzynarodowym wyścigu innowacyjnym i gospodarczym.

– Dziękuję za rozmowę.

Czego innowacyjne firmy oczekują od administracji publicznej i samorządowej?

Barbara Kwiatkowska (Stabilator):

Nasze oczekiwania wobec administracji publicznej to przede wszystkim zwiększenie efektywności działań legislacyjnych, dotyczących kształtowania właściwych i zaawansowanych systemów edukacji oraz proinwestycyjnych warunków prawnych w zakresie innowacyjności. Edukacja nie tylko tworzy warunki wzrostu, ale także rozwija umiejętności dostrzegania i wykorzystywania pojawiających się szans. Za bardzo istotną uważam również konieczność pilnej nowelizacji funkcjonującej od pół roku ustawy o kredycie technologicznym. W aktualnym brzmieniu ogranicza ona przedsiębiorcom dostęp do dodatkowych źródeł finansowania nowych zadań innowacyjnych. Dzieje się tak z uwagi na warunki, jakie już na starcie ma obowiązek spełnić wnioskodawca. Pożądana wydaje się także większa inicjatywa administracji w zakresie organizowania współpracy między samorządami, ośrodkami badawczo-rozwojowymi, przedsiębiorstwami, instytutami technologicznymi i instytucjami finansowymi, która w mojej opinii jest dalece niewystarczająca.

Jan Mioduski (Techno-Service):

Od administracji publicznej oczekujemy czytelnych procedur postępowania, a przede wszystkim skrócenia drogi administracyjnej, uzyskiwania zezwoleń i decyzji. Przydałoby się utworzenie tzw. szybkiej ścieżki, zwłaszcza dla firm realizujących inwestycje wpisujące się w strategię rozwoju regionu, podnoszących konkurencyjność gospodarki, a także tworzących nowe miejsca pracy. Dzisiejsze procedury trwające miesiącami skutecznie zniechęcają, a często – poprzez doprowadzenie do przekroczenia tzw. czasowego punktu krytycznego – uniemożliwiają podjęcie działań inwestycyjnych.

Marek Stawski (Profarm):

Samorząd powinien lepiej koordynować działania instytucji, przedsiębiorstw i uczelni w celu promowania działań innowacyjnych czy zdobywania środków finansowych. Pożądane jest także kreowanie i wskazywanie kierunku inicjatyw mających na uwadze rozwój regionu i jego tożsamość.

Notował Dawid Piwowarczyk, PPG

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Pomorska przedsiębiorczość przed szansą

Prace nad projektem Regionalnego Programu Operacyjnego dla województwa pomorskiego na lata 2007-2013 stały się okazją do odnowienia dyskusji na temat systemu wspierania przedsiębiorczości w regionie. Ważne i potrzebne okazało się rozpoczęcie prac nad budową „Pomorskiego Brokera”, czyli zebranie informacji o oferowanych przedsiębiorcom usługach finansowych, doradczych czy szkoleniowych oraz ich rozpowszechnianie za pośrednictwem portalu internetowego. Działania zainicjowane przez Agencję Rozwoju Pomorza spotkały się z przychylnym przyjęciem zarówno po stronie biznesu, jak i jego otoczenia. Dialog tych dwóch środowisk ma w założeniu rozwijać się na organizowanych cyklicznie Regionalnych Forach Przedsiębiorczości. A strategiczne decyzje w kwestiach związanych ze skoordynowanym systemem wspierania biznesu ma opiniować dla marszałka województwa Regionalna Rada Przedsiębiorczości. Przed nami interesująca dyskusja, która nie może pominąć kształtu, mechanizmów i struktury instytucjonalnej pomorskiego systemu. Czy mógłby on przypominać ten z północno-wschodniej Anglii?Trzon angielskiego systemu wsparcia tworzy sieć Business Link, której funkcjonowanie w północno-wschodniej Anglii finansuje rządowa agencja rozwoju regionalnego (OneNorthEast). Business Link posiada swoich operatorów w całym regionie – agencje rozwoju lokalnego, odpowiedniki jednostek samorządu terytorialnego czy prywatne instytucje otoczenia biznesu. W ich ofercie przedsiębiorca znajdzie informacje o wszystkich usługach oferowanych przez różnorodne regionalne organizacje. Charakterystyczną cechą tego systemu jest częściowa odpłatność przedsiębiorcy za wszystkie świadczone usługi – klient ma przez to większą świadomość wartości otrzymanego wsparcia. Brokerski charakter Business Link pozwala na świadczenie usług wysokiej jakości. W ramach szerokiej współpracy realizowane są różnorodne projekty, jak na przykład The Enterprise Programme, który promuje postawy przedsiębiorcze oraz udostępnia kompleksowe doradztwo w zakresie zakładania i prowadzenia własnej firmy.

Finansowanie wspierania biznesu składa się z kilku elementów: grantów rządowych, funduszy regionalnych i lokalnych oraz środków strukturalnych. Każdego roku brytyjskie Ministerstwo Handlu i Przemysłu inwestuje około 400 milionów funtów w bezpośrednie wspieranie biznesu, w ramach dziewięciu programów adresowanych do firm w różnych fazach rozwoju i wzrostu. Dwa z nich administrowane są na poziomie regionalnym: Selective Finance for Investment in England (dla wszystkich przedsiębiorstw zlokalizowanych bądź zamierzających prowadzić działalność na obszarach o cechach specjalnych stref ekonomicznych) oraz Grant for Research and Development (dla małych firm zamierzających wdrożyć innowacyjny produkt, technologię lub usługę). Liczne fundusze o zasięgu regionalnym (około 15), w większości z udziałem kapitału publicznego, cechuje prostota procedur i szybkość działania. Lokalne formy wsparcia finansowego nakierowane są przede wszystkim na przedsiębiorstwa rozwijające się. Obejmują one granty na tworzenie miejsc pracy, asystę techniczno-finansową w zakresie sporządzania biznes planów dla nowych przedsięwzięć, karencję w opłatach za użytkowanie pomieszczeń, przygotowanie lokalizacji pod nowe inwestycje. Środki unijne mają jedynie charakter uzupełniający w stosunku do licznych programów krajowych bądź regionalnych. Uporządkowany system dystrybucji tych środków pozwala na łatwą identyfikację działań adresowanych do osób zamierzających rozpocząć działalność gospodarczą, mikro, małych i średnich firm. Zapisy programowe jednoznacznie preferują postawy innowacyjne i proeksportowe.

Szczególne miejsce w systemie północno-wschodniej Anglii zajmuje wsparcie sektorowe. Jego specyfika polega na zintegrowanym podejściu, obejmującym wspieranie rozwoju współpracy sieciowej pomiędzy firmami, zarządzania w firmie, wdrażania innowacji, podnoszenia kwalifikacji kadr etc. Obecnie takim wsparciem objętych jest dziewięć sektorów. W przyszłości wspierane będą prawdopodobnie tylko trzy spośród nich – te, które zostaną uznane za decydujące o pozycji konkurencyjnej regionalnej gospodarki.

Uzupełnieniem całości jest ośrodek szkoleniowo-doradczy Learning and Skills Council (LSC), przygotowujący kadry dla biznesu. Działa on od 2004 roku i odpowiada za dokształcanie bądź pomoc w zmianie profilu zawodowego kadr regionalnych pod kątem ich lepszego dostosowania do potrzeb rynku pracy. Ośrodek ten zachęca do ustawicznego kształcenia, nabywania praktycznych umiejętności przez młodych pracowników. Zajmuje się też doradztwem i poradnictwem dla dorosłych zamierzających zmienić zawód. LSC współpracuje z publiczno-prywatną organizacją o charakterze uniwersyteckim, która umożliwia osobom dorosłym zdobywanie nowych umiejętności w systemie on-line, w ramach akredytowanej, krajowej sieci centrów wiedzy (znanej jako Learndirect).

W 2004 roku w Newcastle dokonano przeglądu i oceny efektywności – jak się okazało nadmiernie rozbudowanej – publicznej infrastruktury wspierającej biznes. Ocena wykazała niedostosowanie oferty usług do potrzeb klientów (to jest przedsiębiorców), co spowodowało przełom w sposobie zarządzania systemem wspierania biznesu w Północno-Wschodniej Anglii. Ograniczony dostęp do środków strukturalnych w nowej perspektywie finansowej (lata 2007-2013) okazał się dodatkowym bodźcem do przedefiniowania dotychczasowej polityki. Refleksja nad wielkością skonsumowanych dotąd środków (w tym unijnych) doprowadziła do wprowadzenia systemu oceny jakości świadczonych usług, co w dalszej perspektywie wyeliminuje słabsze instytucje. Powołana została także regionalna rada doradcza dla władz samorządowych, składająca się z przedstawicieli sektora prywatnego – małych, średnich i dużych firm. Rozpoczął się trzyletni proces reformy systemu wspierania przedsiębiorczości, który ma zakończyć się w roku 2007.

Proces ten wymaga także zmian w mentalności samych instytucji otoczenia biznesu. Dany projekt nie może być już tylko i wyłącznie prostym wydatkowaniem funduszy pomocowych z budżetu państwa bądź Unii Europejskiej, ale musi być oparty na modelu biznesowym. Przewiduje się, że zaangażowanie środków publicznych w system wsparcia musi wygenerować określoną prywatną aktywność biznesową, a podejmowane przedsięwzięcia (programy) powinny z czasem pokrywać samodzielnie swoje koszty z uzyskiwanych przychodów. Innymi słowy, instytucje wsparcia przedsiębiorczości same muszą wykazywać się przedsiębiorczością.

O sukcesie polityki wspierania przedsiębiorczości w północno-wschodniej Anglii będzie można mówić po roku 2007, kiedy intensywna przebudowa systemu zostanie zakończona. Zwiastuny tego sukcesu można jednak zauważyć już dzisiaj. To między innymi satysfakcja klientów korzystających ze skoordynowanego systemu usług okołobiznesowych.

Pomorski system, pomimo że stawia nas w czołówce regionów aktywnie wspierających przedsiębiorczość w kraju, wciąż nie jest dostatecznie skoordynowany i efektywny. Pomorskie instytucje funkcjonują w działającym od 1996 roku Krajowym Systemie Usług. KSU jest siecią dobrowolnie współpracujących ze sobą organizacji świadczących na rzecz mikroprzedsiębiorców, małych i średnich przedsiębiorstw (MSP) oraz osób podejmujących działalność gospodarczą usługi informacyjne, doradcze, szkoleniowe i finansowe (w tym udzielanie poręczeń i pożyczek). Rolę koordynatora systemu na poziomie krajowym pełni Polska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości (PARP). Satelity PARP w regionach – Regionalne Instytucje Finansujące – administrują instrumentami wsparcia MSP, a Punkty Konsultacyjne (PK) udzielają przedsiębiorcom podstawowych informacji z zakresu prowadzenia działalności. KSU akredytuje także bezpośrednich usługodawców pozarządowych, działających na rzecz sektora MSP w formule nie dla zysku (non profit) oraz wyspecjalizowane podmioty sektora prywatnego (instytucje doradcze i szkoleniowe, konsultanci i eksperci) w celu wdrażania poszczególnych instrumentów wspierania MSP przewidzianych w programach Phare 2000-2003 i sektorowym programie operacyjnym Wzrost Konkurencyjności Przedsiębiorstw.

Niska jakość usług świadczonych w ramach KSU poddaje pod wątpliwość sprawność działania całego systemu. Wiadomo już dzisiaj, że jego finansowanie zakończy się w roku 2007. Na Pomorzu funkcjonuje 9 PK oraz 25 LOP (Lokalnych Okienek Przedsiębiorczości). Proponuje się, aby w przyszłości wspomniany wcześniej „Pomorski Broker”, dofinansowany ze środków strukturalnych, skoncentrował się z jednej strony na rozbudowie sieci PK i LOP, z drugiej zaś na integrowaniu informacji o usługach dostępnych dla MSP w regionie. Pozostaje kwestia infrastruktury świadczącej te usługi. Nieadekwatne do popytu usługi i ich nierozpoznana jakość wymusza prace nad jednolitym, regionalnym systemem oceny ich efektywności, który pozwoli przetrwać najlepszym instytucjom otoczenia biznesu. Jednocześnie zapewni, że strumień środków unijnych w ramach nowego okresu programowania nie popłynie niekontrolowany, tak jak w latach 2004-2006, nie tworząc wartości dodanej dla regionu.

Czy regionalna sieć instytucji otoczenia biznesu i koordynowanie jej prac przez Regionalną Radę Przedsiębiorczości w zakresie nowych projektów może stać się fundamentem dla spójnego systemu wspierania MSP? Poważnym ograniczeniem są nieporównywalnie mniejsze środki finansowe od tych, które wydatkowane są w północno-wschodniej Anglii. W pomorskiej rzeczywistości brak przemyślanej strategii rozwoju systemu wspierania przedsiębiorczości i niewystarczający dialog pomiędzy sektorem MSP a jego otoczeniem z pewnością wywoła dyskusję. Będzie ona tym ciekawsza, że w obliczu nowych możliwości – w latach 2007-2013 zakłada się alokację około 10% wszystkich środków strukturalnych na bezpośrednie działania związane ze wspieraniem przedsiębiorczości, to jest około 97 milionów euro – Pomorze ma rzeczywistą szansę budowy efektywnego systemu. To dobry moment na ostatnie skonfrontowanie celów i potrzeb, które charakteryzują specyfikę pomorskiego sektora przedsiębiorstw. Ostatnia chwila na sformułowanie odpowiedzi na pytanie: dlaczego i jak chcemy wspierać przedsiębiorczość? Odpowiedzi niezwykle istotnej, ponieważ od konkurencyjności pomorskich przedsiębiorstw zależy przecież nasza pozycja w Europie.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Globalna konkurencja wymaga sprawnej i aktywnej administracji regionalnej!

Rozmowę prowadzą Maciej Dzierżanowski i Stanisław Szultka . Opracowanie i tłumaczenie Aleksandra Włoch .

Maciej Dzierżanowski: Dlaczego innowacyjność jest tak ważna dla regionalnej polityki gospodarczej?

– Innowacyjność jest niezwykle ważna, przy czym w tym kontekście nie zawęża się jedynie do technologii. Innowacje są tym, co firmy muszą wprowadzać, aby istnieć na rynku. Wynika to z różnorodnych potrzeb klientów, zmieniającego się zapotrzebowania na produkty i usługi. Aby odpowiedzieć na popyt, firmy muszą wprowadzać innowacje. Obecnie dużym problemem dla firm europejskich jest wzrastający popyt na tanie produkty z importu. Kiedyś na wielu rynkach odtwarzacz DVD kosztował około 200 funtów, a teraz można go kupić już za 20-30 funtów, co oznacza, że cena obniżyła się o około 90%. Te tanie odtwarzacze zostały wyprodukowane w Chinach. Nasi producenci musieli odpowiedzieć na tę konkurencję, rozwijając poprzez innowacje produkty dające nową wartość dodaną. Obecnie projektują płaskie i elastyczne ekrany, dodają nowe funkcje użytkowe i obniżają koszty, przenosząc samą produkcję do krajów, gdzie jest ona o wiele tańsza. Ta tendencja jest nieuchronna – produkcja z krajów o niskich kosztach będzie docierać na rynek europejski i nie będziemy w stanie tego zablokować. Zresztą byłoby to sprzeczne z prawem europejskim. Globalizacja będzie nieuchronnie poszerzać konkurencję na rynku produktów i usług. Pomorskie firmy przetrwają tylko wtedy, gdy będą w stanie wprowadzać innowacje, dające im przewagę konkurencyjną. Mogą to osiągnąć poprzez kreowanie nowych produktów i usług, wynajdywanie nowych rynków oraz podnoszenie efektywności.

M.D.: Czy władze regionalne powinny wspierać działalność innowacyjną sektora prywatnego? Czy taka interwencja jest uzasadniona?

– Zmiany produktów i procesów, zwłaszcza te radykalne są często trudne do przeprowadzenia dla firmy, ponieważ wiążą się zazwyczaj z kreatywną destrukcją. Dlatego też władze publiczne interweniują i zapewniają wsparcie, które pozwala firmom odnieść sukces w zakresie innowacyjności. Dla większości firm innowacje przyjmują formę minimalnych modyfikacji w zakresie wzornictwa produktów czy procesów, co można określić mianem nieznacznej (stopniowej) innowacyjności. Czasami – zwłaszcza w sektorach technologicznych – możemy mieć także do czynienia z przełomową, skokową innowacją, będącą pochodną nakładów na prace badawczo-rozwojowe o charakterze podstawowym (blue sky R&D). Obie te formy innowacyjności wymagają różnych rodzajów wsparcia, aby właściwie funkcjonować.

Stanisław Szultka: Jak to wsparcie powinno wyglądać i jakie obszary obejmować?

– Moim zdaniem różne kraje wymagają różnego typu wsparcia. Mówię to dlatego, że instytucje w poszczególnych krajach różnią się stopniem dojrzałości rozwoju. W naszym systemie we władzach lokalnych i regionalnych pracuje dużo osób, które są przyzwyczajone do pracy z firmami i prowadzenia aktywnej polityki rozwojowej. W Polsce nie ma natomiast tak dojrzałych instytucji publicznych i organizacji pozarządowych. W tej sytuacji uzasadnione jest inwestowanie w zdolności wspierania rozwoju gospodarczego przez wasze lokalne i regionalne władze. Przykładowo, wasza agencja rozwoju regionalnego jest zbyt słaba zarówno jeżeli chodzi o liczbę zatrudnionych, jak i budżet. Nie może zatem odgrywać takiej roli, jak w bardziej dojrzałych krajach europejskich, na przykład w Wielkiej Brytanii. Agencja Rozwoju Pomorza wymaga wielu dalszych inwestycji (w tym wzmocnienia zdolności do współpracy z biznesem), aby mogła koordynować wdrażanie regionalnej strategii gospodarczej. Urząd Marszałkowski ma zbyt wiele zadań i w dodatku nie posiada profesjonalnie wyszkolonych i doświadczonych pracowników, aby się z nich wywiązywać. Jako instytucja publiczna i demokratyczna urząd powinien pełnić rolę ostatecznego autorytetu, który bierze udział w kształtowaniu regionalnej strategii gospodarczej. Nie jest dla mnie jasne, czy liderzy polityczni w województwie pomorskim są świadomi, z jakim sukcesem klasa polityczna w innych krajach europejskich zarządza i motywuje instytucje oraz prowadzi politykę rozwoju gospodarczego. Widzieliśmy upadek całych przemysłów w naszym regionie, który wynikał z braku zdolności do konkurowania w latach 80. i 90. Jesteśmy przekonani o potrzebie aktywnego przywództwa sektora publicznego w zakresie stymulowania rozwoju gospodarczego. Wszędzie wymaga to indywidualnej odpowiedzialności idącej od najwyższego szczebla. Potrzebna jest też świadomość kompleksowości zmian, które muszą się dokonać, powiązania strategii z zasobami, reform instytucji i organizacji oraz ustalenia realnych celów wraz z zatrudnieniem dobrze wyszkolonych i opłacanych ludzi, którzy mogliby je realizować. Niestety, nie widzę tego w województwie pomorskim. Jest naprawdę ważne, aby w regionie mieć przynajmniej jedną lub dwie silne instytucje publiczne odpowiedzialne za tworzenie i wdrażanie polityki rozwoju gospodarczego. Według mnie obecnie tego nie macie.

M.D.: Jakie wyzwania stawia globalna konkurencja przed regionalną i lokalną administracją? Jak powinna ona na te wyzwania odpowiedzieć?

– Pierwszym wyzwaniem jest przyjęcie roli lidera i wzięcie odpowiedzialności za „definiowanie oczekiwań”. Politycy, czy też administracja, oczekują na przykład, że środowisko biznesowe będzie chciało inwestować w danym regionie, ponieważ jest on, według nich, atrakcyjny. Tymczasem konkuruje on z setką innych regionów, gdzie zagraniczni inwestorzy mogą ulokować swój kapitał. Nie jestem pewien, czy wasi politycy są w stanie uchwycić skalę globalnej konkurencji. Oferta musi być porównywalna i jednocześnie lepsza w stosunku do ofert innych regionów. Nie wystarczy jedynie nakręcić dobry film, choć ten o województwie pomorskim, który miałem okazję oglądać, jest naprawdę dobry. Kiedy jednak zapytałem polityków, naukowców i pracowników sfery publicznej o kluczowe firmy w sektorach, rynki, na których działają, najlepsze produkty sfery B+R, najmocniejsze uczelnie i ich komercyjnych partnerów, nie mogłem uzyskać konkretnych informacji. Zakres wiedzy o regionie nie jest wystarczający wśród przedstawicieli publicznych instytucji. Politycy będą mieli z tym duży problem, ponieważ polegają na opinii tych placówek w przyciąganiu inwestorów rozważających różne lokalizacje.

M.D.: Tak więc regionalni politycy i administracja muszą konkurować z innymi lokalizacjami na rynku globalnym. Żeby odnieść sukces muszą być tak dobrzy jak inni, a w zasadzie lepsi. Należy więc dążyć do doskonałości naszej administracji.

– Potrzebujecie władz, które będą świadome rzeczywistej konkurencji europejskiej i globalnej. Potrzebujecie kompetentnych urzędników, stosunkowo dobrze opłacanych, którzy będą pracować w administracji dlatego, że chcą, a nie dlatego, że muszą lub tak im się ułożyło. To jest duża różnica.

M.D.: Rozumiem, że w Newcastle również inwestowaliście w jakość administracji. Jak zmieniał się sposób jej funkcjonowania?

– Należy pamiętać, że funkcjonujemy w różnych reżimach. Rząd krajowy daje nam możliwość realizacji określonych kierunków polityki poprzez odpowiednią alokację środków centralnych (np. na priorytetowy kierunek budowy gospodarki opartej na wiedzy). Do tego dochodzą środki lokalne oraz europejskie. Bardzo istotne jest oczekiwanie, że największe instytucje publiczne będą ściśle współpracowały. Nie akceptuje się otwartej konkurencji pomiędzy nimi, na przykład regionalnym rządem, zarządem miasta oraz uczelniami. Oczekuje się od nas współpracy i koordynacji w zakresie planowania i co ważniejsze wdrażania określonych działań. Nie dzieje się to jednoznacznie, ale podążamy w tym kierunku. Na poziomie wdrażania oczekuje się od nas jasno sprecyzowanych celów i metod. Cele są identyfikowane na podstawie wspólnego rozumienia lokalnych mocnych stron sfery badawczo-rozwojowej oraz możliwości rynkowych i obecności innych zasobów (kapitału ludzkiego, fizycznego, kapitału wiedzy). Naszym zadaniem jest połączenie tych zasobów z potencjalnymi okazjami rynkowymi. Wymaga to kreowania i finansowania instytucji pośredniczących, w których zatrudnieni są profesjonaliści. Pełnią one rolę pasa transmisyjnego, przekładającego cele sektora publicznego na realizację komercyjnych planów działań. Funkcjonują one w partnerstwie z lokalnymi firmami, uniwersytetami oraz lokalną bazą naukową.

M.D.: Jak ważna jest kooperacja administracji z biznesem? Jak rozwinęliście współpracę w tym zakresie?

– Wkład i znaczenie sektora prywatnego jest bardzo duże. Przejawia się on w trzech formach. Po pierwsze, sektor prywatny powinien stanowić co najmniej połowę, jeżeli nie większość każdej rady nadzorczej, statutowej lub doradczej strategicznych instytucji w regionie. Przedstawiciele największych firm oraz reprezentanci MSP powinni w porozumieniu z politykami i naukowcami decydować o kierunkach inwestycji w gospodarce wiedzochłonnej. W Północno-Wschodniej Anglii jest to uwzględnione na każdym poziomie: od strategicznych instytucji, aż po operacyjne projekty, gdzie przedstawiciele sektora prywatnego są zaangażowani jako partnerzy lub członkowie komitetu sterującego. Drugi wymiar zaangażowania sektora prywatnego polega na dostarczaniu usług i odbywa się to zwykle drogą formalnego kontraktowania przez sektor publiczny. Jeśli zidentyfikujemy konkretne zapotrzebowanie na usługi wsparcia (dokonujemy tego drogą badania rynku), przygotowujemy specyfikację usługi i ogłaszamy publiczny przetarg. Oferta jest skierowana szeroko – do sektora prywatnego, publicznego, organizacji pozarządowych, non-profit i uczelni. Przetarg jest otwarty dla każdej instytucji, pod warunkiem, że posiada ona odpowiednie kompetencje i doświadczenie rynkowe. Stające do przetargu instytucje publiczne muszą spełnić dokładnie te same kryteria, co sektor prywatny. Nie preferujemy żadnej z grup. Wszystko zależy od tego, kto lepiej spełni kryteria cenowe i jakościowe. Po trzecie, sektor prywatny jest postrzegany jako ostateczny odbiorca systemu wsparcia. Ten system jest po to, aby wspierać firmy w generowaniu bogactwa i zatrudnienia, między innymi poprzez wykorzystanie wiedzy. W tym ostatnim zakresie dominuje więc podejście bazujące na zasysaniu technologii (technology pull), a nie jej wypychaniu do sektora prywatnego (technology push). Kształtowanie systemu wsparcia i jego poszczególnych elementów (projektów) zakłada konsultację z biznesem od samego początku. Pozwala to określić, jakie potrzeby, w jaki sposób powinny być zaspokojone.

M.D.: W jaki sposób zarządzacie programami wsparcia?

– Dla każdej nowej usługi w regionie prowadzony jest projekt pilotażowy, który testuje ją przez okres jednego roku. Jeśli dostawca odniesie sukces w tym okresie, prawdopodobnie uzyska finansowanie na kolejny rok lub dwa. W większości przypadków dostawca usług otrzymuje 3-letni kontrakt, przy czym pod koniec każdego roku przeprowadzana jest ewaluacja kosztów i efektywności. Jest całkiem normalne, że organizacja finansująca wraca do usługodawcy z informacją, że zmieniły się jej priorytety lub, że jest niezadowolona z wyników projektu i nie przedłuży finansowania. Często ogranicza się także wielkość dostępnych środków, co w praktyce oznacza wcześniejsze zakończenie projektu.

S.S.: Tak więc ewaluacja jest bardzo ważna dla kontynuacji finansowania określonych usług wsparcia?

– Zdecydowanie! W systemie wsparcia przedsiębiorczości mamy także przewidziany budżet na innowacje, to jest projektowanie i weryfikację nowych usług. Takie projekty zamykają się najczęściej w ciągu roku. W ten sposób można wprowadzać nowe usługi do systemu. Nie ma też problemu, jeżeli jakaś usługa się nie przyjmie. Spróbowaliśmy, nie wyszło – trzeba skupić się na czymś innym.

S.S.: Czyli, jak rozumiem, w Waszym regionie administracja publiczna definiuje priorytety, programy wsparcia innowacji i zapewnia finansowanie, a wsparcie dostarczane jest przez sektor publiczny i organizacje prywatne.

– Tak. Warto jeszcze podkreślić, że w naszym systemie zawsze występowała presja na ograniczanie budżetów publicznych, więc ten sektor musi mieć charakter przedsiębiorczy, musi działać na zasadach biznesowych. Nie chodzi o generowanie dochodu, lecz o mobilizowanie zewnętrznych źródeł finansowych i obniżanie kosztów operacyjnych.

M.D.: Wracając do poprzedniego pytania, czy można powiedzieć, że w kontekście globalnej konkurencji administracja powinna działać jak przedsiębiorstwo?

– Oczywiście rząd nie powinien konkurować z sektorem prywatnym, ale jedynie grać rolę dostawcy określonych dóbr i usług w obszarach, gdzie pojawiają się niedoskonałości rynku i sektor prywatny odmawia inwestowania. Jest to normalna praktyka zgodna z unijną polityką konkurencji. Podmioty publiczne zawsze muszą zmierzyć się z ogromnymi oczekiwaniami i dlatego tak ważne jest pozyskiwanie zewnętrznego finansowania. W północno-zachodniej Anglii środki pochodzą z programów krajowych, europejskich, miejskich i jak największej liczby innych partnerów. Dzięki temu można finansować działania w sposób zrównoważony, z maksymalnie zmniejszonym ryzykiem wyczerpania się środków. City Technology Office finansuje 75% działań ze środków zewnętrznych. Jedynie 1 na 4 funty pochodzi z budżetu miasta Newcastle. Jeden funt daje sektor prywatny, a dwa pozostałe organizacje europejskie, rząd krajowy oraz lokalne agencje rozwoju.

M.D.: Wróćmy do pytania o współpracę z sektorem prywatnym. Rozumiem, że regionalne agencje rozwoju mają bardzo bliskie powiązania z sektorem prywatnym w tym znaczeniu, że pracują z podmiotami, które zostały wybrane jako priorytetowe. Zatrudniają odpowiednich specjalistów i konsultantów.

– W Wielkiej Brytanii mamy do czynienia z klasyczną polityką wspierania klastrów. W ramach regionalnej strategii gospodarczej, której przegląd odbywa się co trzy lata, konkretne klastry i sektory technologiczne są hierarchizowane w zależności od warunków na rynku i szans rozwoju. W Newcastle podjęliśmy próbę wspierania klastrów na poziomie miasta, ale po czterech latach zarzucono tę politykę, ponieważ miała ona zbyt mały zasięg w skali biznesu. Obecnie polityka w regionie osadzona jest w regionalnej i miedzy regionalnej współpracy, ukierunkowanej na wsparcie określonych sektorów. Region dąży do inwestowania w przemysły o określonej masie krytycznej działalności biznesowej i zdolności do konkurowania na rynkach europejskich. W systemie finansów publicznych nigdy nie ma wystarczającej ilości pieniędzy, aby wesprzeć wszystkie klastry i sektory, więc muszą być dokonywane odpowiednie wybory. Priorytety definiowane są po ocenie potencjału rynku i mocnych stron poszczególnych sektorów. Jeśli sektor działa i jego waga z powodu spadku zatrudnienia zmniejsza się, szczupleje też rynek i zwiększa się konkurencja ze strony bardziej wpływowych firm. W efekcie sektor taki nie będzie wspierany, jeśli nie jest strategiczny dla regionu.

M.D.: Czyli wspieracie głównie obiecujące i rosnące przemysły?

– Są dwa poziomy wsparcia: na poziomie miasta (dystryktu lub podregionu) oraz na poziomie regionalnym. Czasem lokalne władze wspierają największych pracodawców w regionie lub te sektory, które postrzegane są jako kluczowi inwestorzy. Na poziomie regionalnym władze tworzą zespoły klastrowe składające się z kadry własnej i specjalistów. Następnie wraz z organizacjami miejskimi i podregionalnymi realizują komplementarne działania w zakresie umiejętności, nieruchomości oraz usług rynkowych. Jesteśmy proszeni o bliższą współpracę z kluczowymi klastrami oraz o koordynację ich działań. Oznacza to, że na poziomie lokalnym (miasta) nie wspieramy już takiej liczby klastrów jak kiedyś.

S.S.: W jaki sposób wybieracie te priorytetowe sektory lub klastry? Jak przekonujecie innych, że właśnie te są najważniejsze?

– Proces planowania gospodarczego jest poważnym przedsięwzięciem. Ma przy tym bardzo formalny tryb. Dokumenty strategiczne mają duże znaczenie dla kierunków rozwoju lokalnej edukacji, umiejętności, wsparcia dla biznesu, wykorzystania ziemi, planowania przestrzennego, inwestycji mieszkaniowych i sektorowych polityk wsparcia. Priorytety wynikają ze strategii. Proces ten prowadzony jest przez regionalną agencję rozwoju, a właściwie pracowników departamentu strategii. Opracowują oni rekomendacje oparte o publiczną wymianę zdań, doradztwo profesjonalnych konsultantów oraz pracowników, którzy oceniają znaczenie poszczególnych klastrów/sektorów. Przy wybieraniu priorytetów patrzymy na perspektywy konkretnych sektorów, wykorzystując do tego metody planowania scenariuszowego i foresightu. Czasem zdarza się, że określone przemysły są zbyt duże i ważne, żeby je utracić (np. chemiczny lub motoryzacyjny). W tych przypadkach sektory te są automatycznie włączone w działania wspierające klastry. Niekoniecznie są uwzględniane w działaniach proinnowacyjnych i protechnologicznych, ponieważ to sektory zdolne do samodzielnego inwestowania w tym zakresie. Większą część środków publicznych wydajemy na technologie i sektory, dla których widzimy duże szanse rynkowe lub dostrzegamy dopasowanie pomiędzy małym biznesem i potencjałem badawczo-rozwojowym naszych uczelni. W planowaniu sektorowym często zatrudniamy renomowaną firmę konsultingową, która zapewnia profesjonalne doradztwo. Nie jest to może PriceWaterhouseCoopers, ale znana, specjalistyczna firma doradztwa technologicznego z Wielkiej Brytanii lub Europy. Firma taka przygotowuje raport na temat konkretnego sektora, który regionalne władze biorą pod uwagę przy opracowaniu swoich działań. Po identyfikacji kluczowych sektorów i opracowaniu scenariusza działań, przechodzi się do konsultacji z całą gamą prywatnych i publicznych organizacji. Przyznanie środków jednemu sektorowi (tudzież lokalizacji) oznacza oczywiście, że nie dostanie ich inny. Wybór ten jest więc niewątpliwie drażliwy politycznie, dlatego też trzeba rozmawiać, w celu uzyskania dla strategii odpowiedniej legitymizacji. Proponowanie czegoś na bazie konkretnej argumentacji nadal może się komuś nie podobać, ale argumenty oparte na racjonalnej analizie najczęściej zwyciężają. To zapewnia uznanie i wsparcie dla strategii zarówno ze strony sektora prywatnego, jak i publicznego.

M.D.: Wspomniał Pan o strategii rozwoju gospodarczego. Czy to oznacza, że nie macie regionalnej strategii innowacji?

– Trzy lata temu mieliśmy oddzielną regionalną strategię innowacji, ale obecnie nasza perspektywa jest inna. Region ma wiele problemów gospodarczych i musi stawić czoła wielu wyzwaniom globalnej konkurencji. Musimy podnosić kwalifikacje ludzi, aby byli bardziej elastyczni i zdolni do działania, także jako pracownicy firm globalnych. Nasze nieruchomości i tereny muszą

oferować firmom technologicznym odpowiedni poziom zaplecza biznesowego. W celu przyciągnięcia innowacyjnych, naukowych i technologicznych talentów musimy optować za holistycznym podejściem do wspierania rozwoju gospodarczego. W tej optyce programy wspierania biznesu, edukacji i szkoleń, inwestycji, marketingu i eksportu są projektowane we wzajemnym powiązaniu. Wszystkie zawierają w sobie wsparcie dla innowacji produktowych i procesowych.

M.D.: Więc innowacje są motywem przewodnim ogólnej strategii rozwoju gospodarczego?

– Tak, ale nie w znaczeniu księżycowych prac badawczo-rozwojowych, choć przewidujemy miejsce dla badań o charakterze podstawowym – akademickich projektów spekulacyjnych. Te ostatnie stanowią jednak naprawdę niewielki odsetek projektów. Większość to programy badawcze i rozwojowe w sektorze prywatnym i publicznym, z jasno określonymi oczekiwaniami i bliską perspektywą komercjalizacji. Oczekuje się najczęściej produktów komercyjnych w okresie 3-5 lat.

M.D.: Jakie podmioty są głównymi „właścicielami” strategii? Jaka jest rola władz miasta?

– Duże miasto w regionie musi być liderem w rozwoju działalności innowacyjnej, aby zapewnić sukces kluczowych celów strategii rozwoju gospodarki opartej na wiedzy. W Europie gospodarka ta koncentruje się w miastach. To miasta są miejscami, które przyciągają talenty przede wszystkim swą specyficzną przestrzenią kulturową. Mam tu na myśli sytuację, gdzie ludzie, wiedza i kapitał spotykają się i oddziałują na siebie. Gospodarka oparta na wiedzy jest fenomenem prawie wyłącznie miejskim. Konsekwencją w warunkach globalnych jest to, że miasta konkurują między sobą.

M.D.: Uważa Pan, że władze miejskie powinny być aktywne w procesie zarządzania rozwojem regionalnym?

– Zgadzamy się z tym, że regionalna agencja rozwoju (OneNorthEast) ma przywództwo regionalne i tworzy ramy dla lokalnej kooperacji. Jednakże to władze miasta, jeśli mają takie przekonanie, mogą rozwinąć określone działania, które nie są dość intensywnie wspierane przez regionalną strategię gospodarczą. Mogą zainwestować własne zasoby. Jest na to wiele przykładów. W przypadku Newcastle mogę przytoczyć dwie inicjatywy: w zakresie rozwoju turystyki i kultury oraz rewitalizacji terenów miejskich. Rady Miasta Newcastle i Gateshead stworzyły bardzo silne partnerstwo z prywatnym sektorem i zainwestowały między innymi w projekt Europejska Stolica Kultury 2008. Dopiero w obliczu sukcesu tego projektu regionalna agencja rozwoju przyznała, że był to dobry pomysł i zaczęła uruchamiać swoje wsparcie. Rewitalizacja terenów miejskich jest ważna nie tylko ze względu na to, że kreuje miejsca pracy, ale także dlatego, że tereny te są zadbane i bezpieczne oraz posiadają dobry profil i image. To leży w gestii odpowiedzialności miast. W przypadku Newcastle przejście od gospodarki opartej na przemyśle węglowym i ciężkim do gospodarki bazującej na usługach zajęło 15-20 lat. Regionalna agencja rozwoju powstało dopiero w 2001 roku Wcześniej podstawową pracę wykonywało więc miasto, oczywiście przy współpracy z lokalnymi partnerami. Pracując z rządem nad projektami wspólnymi, zakupiliśmy ziemię, nabyliśmy tereny pod rozwój komercyjny i oczyściliśmy budynki. Miasto ma nadal wiodącą rolę jeżeli chodzi o rewitalizację terenów.

M.D.: Pana rekomendacja dla województwa pomorskiego polegałaby na wzmocnieniu UrzęduMarszałkowskiego i Agencji Rozwoju Pomorza, ale czy widziałby Pan też ważną rolę miast Gdańska i Gdyni?

– Tak. Radziłbym nie konkurować ze sobą i zaadoptować wspólną markę, jakkolwiek wiem, że jest to prawie niemożliwe. Na marginesie, moja rada brzmi, aby promować region pod marką Gdańska, ponieważ nikt poza Polską nigdy nie słyszał o Gdyni, czy nawet o Pomorzu. Wszyscy słyszeli o Gdańsku. Wiem, że jest to duży problem, ale proszę mi wierzyć, że także mało kto kojarzy północno-wschodnią Anglię. Na lotnisku, na mapie czy w telewizji pojawia się zawsze Newcastle. Taka jest rzeczywistość. Jeśli lecimy do województwa pomorskiego nie widać napisu „województwo pomorskie”, tylko „Gdańsk”.

M.D.: Czyli nie zalecałby Pan promowania marki Trójmiasta?

– Zgadza się. Nie uważam, żeby taka marka istniała poza Polską. Emblematem międzynarodowym jest natomiast Gdańsk i w tym szerokim kontekście trzeba go używać. Nie sądzę, aby komuś to zaszkodziło. Regionalna strategia gospodarcza nie powinna opierać się na konkurowaniu na rynku regionalnym, ale na rynku międzynarodowym. Gdańsk jest marką o silnych skojarzeniach. Czy ktokolwiek słyszał o Solidarności w związku z województwem pomorskim? Lub o Lechu Wałęsie i województwie pomorskim? Oczywiście nie. Tak samo jeżeli chodzi o Trójmiasto. Bez wyjątku wszystkie pozytywne skojarzenia wiążą się z Gdańskiem.

Ale nie mówię tu o wspieraniu Rady Miasta Gdańska. Chodzi o trzy miasta w aglomeracji trójmiejskiej, które współpracowałyby, jeżeli chodzi o strategiczne lokalizacje i ich prezentację inwestorom zagranicznym. Wszystkie uczelnie w Trójmieście, instytucje otoczenia biznesu powinny stworzyć jedną wspólną sieć i właśnie tak prezentować się światu. Nie ma żadnej przeszkody, która powstrzymywałaby wykreowanie takiego systemu w kontekście regionalnej strategii gospodarczej, ze znacznie silniejszą agencją rozwoju regionalnego, koordynującą wsparcie dla biznesu. To nie powinno pozostawać w gestii miast, ponieważ te mają ostatecznie inne priorytety. Mogą się tym zajmować częściowo, ale tylko w wyspecjalizowanych obszarach. Powinny rozwijać określone usługi i wprowadzać innowacje, ukierunkowując w ten sposób cały system wsparcia.

S.S.: Wspomniał Pan o priorytecie gospodarki opartej na wiedzy i o koncepcji Miasta Nauki. Jest to dość duży projekt i inwestycja. Czy uważa Pan, że taka koncentracja publicznej interwencji jest dobrym rozwiązaniem czy powinna być bardziej rozproszona?

– Powiedziałbym, że to zależy od miejsca, w jakim jesteście w procesie tworzenia gospodarki opartej na wiedzy. Tam, gdzie jesteśmy my, musimy koncentrować nasze środki. Wy nie jesteście jeszcze na tym etapie. Musicie zbudować podstawowy system wspierania biznesu. Muszą powstać nieruchomości przemysłowe z nowoczesnymi rozwiązaniami i możliwościami – inkubatory, parki biznesu o dobrym standardzie (nie parki handlowe, jak uważa większość Polaków). W województwie pomorskim widać jednoznacznie, że mamy do czynienia z niedoskonałością rynku, jeżeli chodzi o nieruchomości. Nie widzę, aby sektor prywatny inwestował dużo w przestrzenie produkcyjne czy biurowce o wysokim standardzie. Nie dostrzegam inwestycji sektora publicznego w inkubatory dla nowych przedsiębiorstw. W waszym regionie nie obserwuję programów menedżerskich i szkoleniowych dla kluczowych sektorów. Są to programy względnie niedrogie i mogą być szeroko dostępne. To elementy, które są potrzebne waszemu regionowi, ponieważ cały czas musicie modernizować gospodarkę. Na razie tego nie macie. Jeżeli jednak zainwestujecie środki publiczne, udowodnicie sektorowi prywatnemu, że tego typu inwestycje przynoszą efekty. Tak właśnie stało się u nas. Mieliśmy kryzys gospodarczy i sektor prywatny nie chciał inwestować w Newcastle, bo to było okropne miejsce. Przez 25 lat inwestorzy mówili, że w północno-wschodniej Anglii nie można nic zarobić z uwagi na duże bezrobocie i brak biznesowych perspektyw. To sektor publiczny przez ten cały okres podejmował ryzyko, budował parki biznesowe, szkolił społeczeństwo, pomagał w finansowaniu firm w fazie start-up, inwestował w infrastrukturę rozwojową. Po całym tym wysiłku nagle firmy prywatne uznały, że sektor publiczny nie musi się już tym zajmować. Przejęły więc pałeczkę, po części wykorzystując granty. To zaś automatycznie oznaczało, że wydawanych było mniej publicznych pieniędzy. Sektor publiczny uruchomił rynek – tak to działa.

M.D.: Czy uważa Pan, że jest wykonalne, aby powtórzyć ten scenariusz w sytuacji, kiedy nie mamy w Polsce tradycji i dobrych regulacji dla partnerstwa publiczno-prywatnego?

– Nie musicie mieć partnerstwa publiczno-prywatnego. Tylko sektor publiczny jest w stanie ponosić ryzyko na początku. Dlatego należy zaakceptować, że przez pięć kolejnych lat to sektor publiczny będzie właścicielem dużej ilości ziemi i nieruchomości i będzie wykorzystywał do ich rozwoju środki z Unii Europejskiej.

M.D.: Sugeruje Pan, że na początku jest silna potrzeba inwestowania przez sektor publiczny, ale czy nie należałoby od razu pozyskać zaangażowania sektora prywatnego?

– Uważam, że przez kolejnych pięć lat potrzebujecie potężnych inwestycji sektora publicznego. Chodzi o wykorzystanie posiadanych nieruchomości i połączenie ich z unijnymi pieniędzmi w celu rozwinięcia potencjału rozwojowego. Waszym problemem jest to, że nie macie odpowiedniej kultury, dojrzałości instytucjonalnej. Wiele badań realizowanych w waszym środowisku biznesowym pokazuje, że poziom korupcji w polskich instytucjach publicznych jest bardzo wysoki, jeden z najwyższych w Europie. Kontrola prawna tych instytucji nie jest wystarczająco skuteczna. Dlatego też, z uwagi na możliwości nadużyć, strategia rozwoju poprzez tworzenie partnerstw publiczno-prywatnych jest wysoce ryzykowna. Moim zdaniem przez najbliższe 4-5 lat lepiej nauczyć się kultury organizacji, mądrości, wydajności oraz zdolności do inwestowania posiadanego kapitału. Następnie zaplanować włączanie sektora prywatnego jako znaczącego partnera. Uważam, że sektor publiczny jest na razie bardzo daleko od umiejętności zarządzania partnerstwem publiczno-prywatnym.

M.D.: Jak osiągnąć tę poprawę w administracji publicznej?

– Musicie zatrudniać i szkolić zdolnych ludzi. Płacić im przyzwoite wynagrodzenie, a nie 1/3 tego, co płaci sektor prywatny. Jest w Europie takie powiedzenie, że jeżeli płacisz grosze, to nie możesz zbyt wiele się spodziewać (if you pay peanuts you get monkeys). Drugi ważny problem to zarozumiałość kierowników i wyższych urzędników. Wydaje im się, że nie potrzebują specjalistycznych szkoleń, bo przecież są już menedżerami. To kwestia ukształtowania uczących się organizacji – zrozumienia potrzeby ciągłego usprawniania pracy i podnoszenia zdolności własnych pracowników. Kiedy rozmawiam z dyrektorami z regionalnej administracji, widzę rezygnację. Są przygnębieni swoją niemocą i nie widzą szans na poprawę tego stanu rzeczy. Uważają, że rynek i tak sam wszystko załatwi. Sektor publiczny jest po to, aby administrować pieniędzmi. Takie jest moje odczucie. Trzecia kwestia dotyczy strachu przed utratą pracy w obliczu zmian politycznych. My mamy profesjonalną służbę cywilną, więc kiedy 30-letnie skrzydło lewicowe zostało zmienione na administrację liberalną, mieliśmy całkiem nowy zestaw polityków, ale wszyscy doświadczeni urzędnicy wyższego szczebla pozostali. Niektórzy co prawda odeszli, ale tylko dlatego, że kierownicy urzędów sami chcieli coś zmienić. Motorem tych zmian organizacyjnych nie były czynniki o charakterze politycznym. Przyczyną była potrzeba obniżenia kosztów. Liberałowie przyszli z bardzo agresywnym planem, więc podjęto decyzję, aby zmienić struktury organizacyjne. Na koniec dodam, że zmian tych dokonywali ci sami urzędnicy, którzy funkcjonowali pod rządami lewicowymi.

M.D.: Zapewne sugerowałby Pan zatrudnianie w administracji również ludzi z sektora biznesowego? Jaki odsetek Pana pracowników pochodzi z biznesu?

– W zasadzie cała moja kadra z City Technology Office pracowała w sektorze prywatnym, tylko 10% z niego nie pochodzi. W poprzednim departamencie około połowa ludzi miała korzenie w sektorze prywatnym. Ja również. Nie powiem, że tak jest zawsze, ale to wyraźna tendencja. Coraz częściej pracownicy w administracji mają doświadczenie biznesowe.

M.D.: Wymienił Pan kilka ważnych obszarów współpracy. Jak według Pana administracja publiczna może wpływać na uczelnie i ich bliską współpracę z przemysłem? Czy jest to możliwe i potrzebne?

– Rozwijamy długookresowe relacje z wyższą kadrą zarządzającą różnych organizacji. Spotykamy się regularnie i wszyscy jesteśmy zaangażowani w kwestie związane z planowaniem regionalnym. Nasi pracownicy rozwijają z uniwersytetami wspólne projekty, które dotyczą zatrzymywania absolwentów, tworzenia firm spin-out z uczelni oraz rekrutowania zagranicznych studentów. Miasto także może pomóc, kiedy uczelnia chce przebudować campus. Jest wiele obszarów potencjalnej współpracy, między innymi zbudowanie wspólnej strategii rozwoju przestrzennego miasta i uczelni. Uczelnia musi być traktowana jak przedsięwzięcie biznesowe o potencjale międzynarodowym, które zatrudnia dużo ludzi i przyciąga talenty do regionu.

M.D.: Zakładacie również konkretne instytucje, takie jak centra doskonałości.

– Centra doskonałości rzeczywiście nie zostały rozwinięte przez uczelnie, ale przez sektor publiczny jako odrębne instytucje. Stwierdzono, że uczelnie nie są skuteczne w dostarczaniu komercyjnych produktów B+R i że potrzebne są instytucje, które będą działać jak pomosty, łączące potrzeby rynku biznesowego z potencjałem badawczym naukowców. Większość instytucji biznesowych w naszym regionie wątpiła, czy same uczelnie mają zdolności do wyprodukowania badań komercyjnych, to w końcu nie jest ich główne zadanie. Stąd niezbędne są instytucje pośredniczące, które definiowałyby potrzeby biznesu, a następnie organizowały jego współpracę z uczelniami. Z naszego doświadczenia wynika, że te dwa światy mówią odrębnymi językami.

M.D.: Władze publiczne wsparły także rozwój tzw. Domu Wiedzy (House of Knowledge)?

– Tak, Dom Wiedzy to dobry pomysł, ale rozkręca się powoli. Pięć uniwersytetów, które go utworzyło, zatrudnia tysiące badaczy. Zaledwie 2 miliony funtów ze wszystkich nakładów na badania zostało wpłacone przez biznes za pośrednictwem Domu Wiedzy. W wartościach realnych jest to niewiele, ale zawsze jakiś początek.

M.D.: Na pewno są jeszcze inne kontrakty – uniwersytety mają własne projekty z biznesem.

– Oczywiście. Ale potrzebne są instytucje pośredniczące, które znają rynek i zatrudniają pracowników z doświadczeniem biznesowym, jak również posiadających odpowiednią wiedzę i zrozumienie dla technologii. Jeśli zaangażuje się te osoby i wykorzysta takie instytucje jako pośredników pomiędzy departamentami uczelni, rynkiem i firmami, będzie to najlepszy sposób na rozwinięcie strategii wykorzystania badań w praktyce gospodarczej. To właśnie dzieje się w Szkocji, Anglii i całej Europie.

M.D.: Moje ostatnie pytanie brzmi: czy mógłby Pan powtórzyć trzy główne rekomendacje dla regionu pomorskiego?

– Inwestować w instytucje pośredniczące, aby działały jako pomost pomiędzy rynkiem i sektorem badawczo-rozwojowym. Stworzyć sieć wspierania biznesu, która będzie niezależna i prowadzona przez sektor prywatny. Musicie także szkolić swoich menedżerów sektora publicznego i zapewnić im odpowiedni poziom stabilności i pewności zatrudnienia, aby mogli działać w dłuższej perspektywie, być otwarci na to, co dzieje się w otaczającym nas konkurencyjnym świecie.

– Dziękujemy za rozmowę.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Uczelnie wyższe na miarę wyzwań współczesności

Innowacyjność, kreatywność i jakość wykształcenia będą decydowały o naszym poziomie życia i miejscu w świecie. Niskimi kosztami pracy nie przebijemy Chin czy Indii – tylko jako dobrze wykształcone i zorganizowane społeczeństwo możemy myśleć o miejscu w czołówce. Niestety, stan naszej nauki i edukacji pozostawia wiele do życzenia. Wszyscy wiemy o żenującym poziomie ich finansowania. Jasne też jest, że samo zwiększenie tego poziomu nie jest w stanie uzdrowić sytuacji. Potrzebne są daleko idące zmiany systemowe.Słusznie jesteśmy dumni z ogromnego zwiększenia liczby studiujących w ostatnich kilkunastu latach. Nie powinniśmy jednak zapominać, że żadna z naszych uczelni nie mieści się w rankingach pierwszych trzystu placówek naukowych świata, a jedynie trzy są w pierwszej pięćsetce. Niewątpliwie potrzebujemy co najmniej kilku uczelni na najwyższym światowym poziomie. Tylko to umożliwi kształcenie niezbędnych krajowi elit i zapobiegnie ich odpływowi za granicę.

Pożądane zmiany nie będą możliwe bez głębokich reform ustawowych i przekształceń sterowania nauką i edukacją. Jednak nawet w obecnie istniejących ramach prawnych można osiągnąć bardzo wiele. Potrzebna jest do tego wizja, odwaga i determinacja. Te ośrodki i uczelnie, które będą je posiadały, za kilkanaście lat mają szansę na odgrywanie wiodącej roli w kraju. Kierunek nieuchronnych zmian może nam wskazać przykład Stanów Zjednoczonych, kraju przodującego w innowacyjności. Na około 4000 działających tam najróżniejszych typów i jakości uczelni wyższych, tylko około pięćdziesiąt to placówki najwyższej marki, kształcące elity i pochłaniające lwią część środków przeznaczanych w tym kraju na naukę. Biorąc pod uwagę, że w Polsce istnieje około 400 uczelni wyższych zarówno państwowych, jak i niepublicznych, prosty rachunek wskazuje, że zakładając te same proporcje, najwyższą rangę może uzyskać tylko pięć jednostek. Musimy też pamiętać, że malejące roczniki maturzystów zwiększą w najbliższych latach konkurencję między uczelniami w Polsce, a także doprowadzą do likwidacji części z nich. Te procesy będzie pogłębiał odpływ najlepszych absolwentów szkół średnich do uczelni zagranicznych.

Gdańsk, a także całe Trójmiasto ma bardzo dobrą pozycję startową. Wspaniałe zabytki, piękne nadmorskie położenie, bogate życie kulturalne, liczne uczelnie o ugruntowanej w Polsce pozycji – wszystko to przyciąga i będzie przyciągać chętnych do studiowania. Co jednak zrobić, by chociaż jedna z trójmiejskich uczelni osiągnęła poziom światowy, a co za tym idzie – wpłynęła na atrakcyjność inwestycyjną okolicy dla firm poszukujących najlepiej wykwalifikowanych pracowników? W moim artykule skoncentruję się na trzech zagadnieniach: podniesieniu poziomu kadry, zwiększeniu jakości kształcenia oraz sprawniejszym zarządzaniu uczelniami.

Polskie uczelnie oparte są na wzorcach wprowadzonych około 200 lat temu w zupełnie innych niż obecnie warunkach gospodarczych i społecznych, a także w czasach gdy naukę i kształcenie na poziomie wyższym uprawiała bardzo wąska grupa ludzi. Ich istotą jest wielostopniowa hierarchia i statyczność. Uznanie zależy od zdobycia habilitacji i profesury, nie zaś od rzeczywiście uzyskiwanych wyników naukowych. Taka struktura, a także kolegialność podejmowania zbyt wielu decyzji są z natury antyinnowacyjne.

W kręgach akademickich coraz częściej zauważa się anachroniczność istniejącego systemu. W szczególności, na razie nieśmiało, postuluje się zniesienie habilitacji, a przynajmniej zmianę jej charakteru na proces oceny wyłącznie dorobku naukowca. Obrońcy tego rzadko już spotykanego na świecie stopnia argumentują, że jest on niezbędny, ponieważ zbyt niski jest poziom bronionych u nas doktoratów. Moim zdaniem właśnie zwiększenie jakości prac doktorskich jest jednym z kluczy do posiadania najlepszych uczelni. Można to osiągnąć stosunkowo prostymi środkami. Należy na przykład powoływać recenzentów wyłącznie spoza rady naukowej jednostki, z której pochodzą doktorant i jego promotor, a także wprowadzić wymóg, aby recenzent rozprawy doktorskiej był aktywny naukowo w ostatnich pięciu latach. Powinno się również zachęcać do pisania rozpraw doktorskich w języku angielskim, szczególnie w dyscyplinach ścisłych i technicznych. W powiązaniu z obowiązkiem zamieszczania całości rozpraw w Internecie, można byłoby w ten sposób skonfrontować ich wyniki ze światem.

Ważnym elementem podnoszenia jakości nauki może być jawność dorobku naukowego. Dorobek ten powinien być dostępny na stronach internetowych uczelni i innych jednostek naukowych. Te powszechnie dostępne informacje powinny być wyłączną podstawą ocen okresowych oraz not związanych z awansami czy nagrodami. To one powinny także kwalifikować danego naukowca do roli recenzenta, na przykład doktoratu.

Typowy model kariery to zdobywanie stopni. Począwszy od magistra, przez doktora, doktora habilitowanego, aż do profesora, a potem praca do emerytury w tych samych murach. Dotyczy to szczególnie uczelni o długiej tradycji akademickiej i najwyższej renomie. Tylko placówki stosunkowo nowe bądź o słabym stanie kadrowym są zmuszone do pozyskiwania osób z zewnątrz. Brak ruchliwości kadr powoduje przyzwyczajenie do zastanych rozwiązań i ułatwia kreowanie się trwałych, nie zawsze pozytywnych układów personalnych. Mobilność kadr jest koniecznym warunkiem kreatywności i tworzenia zespołów mogących konkurować z najlepszymi w świecie. Jednym z warunków mobilności jest łatwość zatrudniania i zwalniania pracowników. Dlatego też podstawową formą zatrudnienia na uczelniach wyższych i innych placówkach naukowych powinny być kontrakty terminowe (na przykład 3 lub 5-letnie) z możliwością ich odnawiania. Mianowania (ale też z możliwością odwołania) powinny dotyczyć tylko kluczowych pracowników. Podobnie jak w Niemczech należy wprowadzić ustawowy zakaz zatrudniania (na przykład przez 5 lat) własnych doktorantów. Powinno się też zabronić przyjmowania do pracy dzieci pracowników w tej samej uczelni. Sam proces zatrudnienia powinien odbywać się na zasadzie otwartych konkursów. Ich warunki i wyniki powinny być jawne i dostępne w Internecie.

Podstawowym „produktem” wyższej uczelni są jej absolwenci. Uczelnie powinny dbać, by oferowane przez nie programy studiów były nowoczesne i aktualne. Dodatkowym problemem jest nazbyt teoretyczny profil niektórych kierunków, na przykład matematyki (studentów nie uczy się choćby praktycznych metod statystycznych stosowanych w branży ubezpieczeniowej, badaniach opinii publicznej czy służbie zdrowia; uwzględniają to programy wielu uczelni zagranicznych). Dydaktyka powinna być przydzielana zgodnie z kompetencjami, na zasadzie uczelnianego konkursu na prowadzenie poszczególnych przedmiotów.

Obecnie obowiązujące uregulowania prawne wprowadzają trójstopniowy system studiowania, obejmujący licencjat (studia inżynierskie), studia magisterskie i doktoranckie. Należy zachęcać, na przykład poprzez wprowadzanie odpowiednich systemów stypendialnych, do studiowania na przynajmniej dwóch uczelniach. Takie podejście, powszechnie stosowane w Stanach Zjednoczonych, rozszerza horyzonty absolwentów i lepiej przygotowuje ich do przyszłej pracy.

Zmniejszające się roczniki studentów powinny skłaniać ambitne uczelnie do przyciągnięcia młodzieży z zagranicy przez uruchamianie kształcenia w języku angielskim, a także przez profesjonalne działania marketingowe.

Uczelniami, częstokroć ogromnymi firmami zatrudniającymi wiele tysięcy pracowników, kierują wyłaniani w drodze wyborów uczeni, a nie odpowiednio wykształceni menedżerowie. System wyborów jest absurdalny. Wyobraźmy sobie sytuację, w której dyrektora naczelnego stoczni, a także jego zastępców i kierowników działów, wybierają w tajnych wyborach wszyscy pracownicy oraz przedstawiciele klientów stoczni. Taką sytuację mamy właśnie na uczelniach – dyrektorem naczelnym jest rektor, zastępcami prorektorzy, kierownikami działów dziekani i prodziekani, a klientami studenci. Prowadzi to niejednokrotnie do wyboru osób, co do których nie ma obawy, że będą wymagały solidnej pracy bądź, co gorsza, będą chciały cokolwiek zmienić w dobrze znanym systemie.

Decyzje podejmowane większością głosów powodują często, że środki na uczelni przydziela się nie tym, którzy otwierają nowe i obiecujące kierunki badań, a tym, którzy mają najwięcej pracowników, czyli często jednostkom o bardzo długiej tradycji, ale niekiedy zajmujących się tematyką przebrzmiałą i nikomu niepotrzebną. Utrwala się tym samym przestarzała struktura uczelni.

Ideałem byłoby rozdzielenie stanowisk rektorów, jako przedstawicieli świata akademickiego uczelni, i menedżerów (na przykład z tytułem kanclerza) zarządzających dużym i skomplikowanym przedsiębiorstwem, jakim jest na ogół uczelnia wyższa. Taki podział istnieje już na wielu uczelniach prywatnych. Kanclerz powinien być wybierany w jawnym i otwartym konkursie oraz zatwierdzany przez odpowiednio skonstruowany organ związany z daną uczelnią. W przypadku uczelni prywatnych są w nim po prostu przedstawiciele właścicieli. Na uczelniach państwowych organ taki (rada patronacka) musiałby odpowiednio reprezentować interesy państwa, lokalnego samorządu, a także sponsorów i organizacje wspierające. Co więcej, definiowałby kierunki rozwoju uczelni i decydował o większych inwestycjach. Rektorzy wybierani przez wszystkich pracowników naukowo-dydaktycznych uczelni mieliby za zadanie reprezentowanie placówki, nadzorowanie funkcjonowania życia akademickiego oraz nadawanie stopni naukowych (w tym tytułu doktora honoris causa). Jakkolwiek omawiane rozwiązanie nie może być obecnie w pełni zrealizowane na uczelniach państwowych z powodu istniejących ograniczeń ustawowych, można wprowadzać jego elementy, tworząc rady patronackie czy odpowiednio kształtując uprawnienia organów wybieralnych. Można także kreować bardziej elastyczne struktury uczelni2. W przypadku Trójmiasta warto by rozważyć połączenie niektórych placówek w jeden silny organizm.

Nie ulega wątpliwości, że posiadanie elit intelektualnych, wspieranych przez innych, dobrze wykształconych obywateli, będzie decydowało o miejscu Polski w świecie. Istnienie dobrych wyższych uczelni będzie też rzutowało na konkurencyjną pozycję miast i regionów.

Czego innowacyjne firmy oczekują od pomorskich uczelni i sektora badawczo-rozwojowego?

Barbara Kwiatkowska (Stabilator):

Wiążemy ogromne nadzieje z sektorem badawczo-rozwojowym, a zwłaszcza z Politechniką Gdańską, z którą od lat współpracujemy. To właśnie ośrodki naukowo-badawcze mogą przyspieszyć postęp technologiczny, dając szansę rozwojową dla regionów i całej gospodarki. Od sektora tego, jako źródła systematycznego zdobywania wiedzy na światowym poziomie, oczekujemy informacji przydatnych dla wskazania kierunku rozwoju przedsiębiorstwa. Niestety dużą wadą polskiego sektora badawczo-rozwojowego, będącego zapleczem naukowo-technicznym przemysłu i innych dziedzin gospodarki, jest jego znaczna izolacja od rynku.

Jan Mioduski (Techno-Service):

Nasza firma od lat współpracuje z Politechniką Gdańską (w szczególności z Wydziałem Elektroniki, Telekomunikacji i Informatyki) oraz Instytutem Teletechnicznym i Radiotechnicznym w Warszawie. Jako jedni z pierwszych włączyliśmy się także w ideę tworzenia Centrum Zaawansowanych Technologii Pomorze. Od pomorskich uczelni w głównej mierze oczekujemy zwiększenia pragmatyzmu podejmowanych działań i ich konkretyzacji w kierunku praktycznego wykorzystania nowoczesnych materiałów i technologii w przemyśle. Chcielibyśmy mieć praktyczną możliwość rozwijania i poszerzania oferty naszej firmy w oparciu o potencjał naukowo–badawczy uczelni. Sądzimy, że dobrze służyłoby temu tworzenie wraz z uczelniami interdyscyplinarnych laboratoriów, zajmujących się certyfikowaniem urządzeń i wyrobów oraz oferujących wsparcie merytoryczne i projektowe. Będą one nie tylko stymulować rozwój przedsiębiorstw, ale poprzez włączanie studentów i kadry dydaktyczno-naukowej w rozwiązywanie realnych problemów, pozwolą kształcić inżynierów tak, aby skutecznie umieli oni łączyć zdobytą wiedzę z jej praktycznym zastosowaniem.

Marek Stawski (Profarm):

Nasza firma współpracuje z kilkoma ośrodkami naukowymi w Polsce, między innymi z Akademią Medyczną w Gdańsku. Bardzo chwalimy sobie te kontakty, gdyż dają nam one wymierne korzyści przy wprowadzaniu do produkcji nowych leków i kosmetyków. Ale w naszym regionie funkcjonuje jeszcze wiele uczelni, które mogą być zdecydowanie bardziej przydatne dla przemysłu. Odczuwalny jest brak bezpośrednich kontaktów pomiędzy przedsiębiorcami i naukowcami (roboczych spotkań, otwartości firm i uczelni). To duże wyzwanie dla organizacji biznesowych, naukowych i samorządowych – pole do podjęcia wspólnych działań. Nowoczesna technika i nauka to niewątpliwie inspiracja do działań innowacyjnych – najkrótsza droga do sukcesu.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Naukowcy muszą służyć gospodarce!

Z Wojciechem Sadowskim , Prorektorem Politechniki Gdańskiej ds. Współpracy ze Środowiskiem Gospodarczym i z Zagranicą, rozmawia Dawid Piwowarczyk.

– Panie Rektorze, co to znaczy innowacyjność z punktu widzenia naukowca i rektora uczelni technicznej na początku XXI wieku?

– Innowacyjność to przede wszystkim rozwiązywanie problemów dnia dzisiejszego z myślą o dniu jutrzejszym. To odpowiedź na konkurencję gospodarczą, to ciągła gotowość do wprowadzania nowych produktów i rozwiązań gospodarczych. Innowacyjność to po prostu konieczność w dobie globalnej gospodarki, gdzie rynek bardzo szybko nasyca się w nowe technologie. Ci, którzy chcą dalej przetrwać na rynku, muszą wdrażać nowe produkty. Pod innowacjami należy rozumieć zmiany przyczyniające się do postępu w określonej dziedzinie.

– Czy Politechnika jest innowacyjna? Ona też dostarcza pewien „produkt” na rynek.

– Politechnika Gdańska, tak jak każda uczelnia, jest innowacyjna, ponieważ nauka jest sama w sobie innowacyjna. Nauka zawsze stoi o krok do przodu w stosunku do tego, co jest już na dzień dzisiejszy wdrożone do gospodarki. Staramy się, aby Politechnika była nowoczesną uczelnią techniczną, kształcącą inżynierów, kompetentnych specjalistów różnych dziedzin techniki, ale również aby powstawała tutaj wiedza, na bazie której tworzone będą nowe produkty lepiej zaspakajające potrzeby społeczne. Politechnika oprócz „typowej” edukacji bardzo silnie akcentuje szeroko rozumianą przedsiębiorczość akademicką. Chcemy, by naukowcy i studenci nie koncentrowali się tylko na wewnętrznej satysfakcji z pracy naukowo-badawczej (choć to niewątpliwie powinno być bardzo ważne). Naukowiec Politechniki musi dzisiaj bardzo często zatrzymywać się na etapie swoich badań i weryfikować, czy to co robi nadaje się do komercjalizacji, wdrożenia do gospodarki. Pod tym względem w ostatnich latach zmieniło się na naszej uczelni bardzo dużo.

– W mentalności naukowców często tkwi stereotyp, że nauka to coś lepszego niż przemysł. Czy jest to problem?

– Nauka, badania to oczywiście bardzo ważny element działalności uczelni. Współpraca ze środowiskiem gospodarczym odgrywa jednak znaczącą rolę, pracujemy nad formami transferu wiedzy i szukania nowych możliwości powiązań pomiędzy nauką a gospodarką. Tworzymy swoistą platformę porozumienia pomiędzy naukowcami a przedsiębiorcami. To nie prawda, że naukowcy patrzą z pogardą na „praktyków” gospodarczych. W dawnym systemie finansowania nauki, w różnego rodzaju rozliczeniach i raportach jako produkt naukowy figurowały przede wszystkim osiągnięcia publikacyjne (książki, artykuły itp.). W ubiegłym roku weszła w życie nowa ustawa dotycząca finansowania nauki, która preferuje rozwiązania wdrożeniowe. Otóż obecnie w tak zwanej ocenie parametrycznej uczelni, która wpływa na poziom jej finansowania, bardzo silnie uwzględnia się działalność wdrożeniową. Jeśli więc naukowiec odkrył bądź zbadał coś, co może być interesujące z punktu widzenia gospodarki, powinien to wdrożyć lub udostępnić do wdrożenia, ponieważ może z tego tytułu bardzo wiele zyskać. Nutka lekceważenia ze strony naukowców dla gospodarki to już zdecydowanie przeszłość. Proszę mi wierzyć, że jako prorektor współpracuję ze środowiskiem gospodarczym – przez cały czas mam kontakty z przedsiębiorcami, z firmami. Jestem profesorem fizyki, ale te powiązania nie stanowią dla mnie żadnej ujmy. Próba wciągnięcia przedsiębiorcy w dyskusję jest często dużym wyzwaniem. Przedstawiciele świata biznesu wykazują się bardzo często pewnym dystansem w kontaktach z naukowcami. O problemach przedsiębiorców, płaszczyznach współpracy naukowców z przedsiębiorcami rozmawiamy na przykład w ramach realizacji projektu Biura Wdrażania Regionalnej Strategii Innowacji dla Województwa Pomorskiego, które zostało utworzone na PG. Jedną z ciekawszych inicjatyw są np. targi „Politechnika dla gospodarki innowacyjnej”, które zainicjowaliśmy w ubiegłym roku. Idea targów była następująca: naukowcy z Politechniki – ponad 110 zespołów – mieli zaprezentować swoje osiągnięcia, ale takim językiem, który byłby jasny dla przedsiębiorców. Muszę przyznać, że spotkało się to z bardzo dużym odzewem środowiska gospodarczego. W tym roku będziemy prowadzić drugą edycję tych targów. Oczywiście musimy się uczyć, jak przekazywać nasze osiągnięcia naukowe, które powstają w środowisku naukowym, akademickim i dla przeciętnego człowieka często są niezrozumiałe. To swoista popularyzacja wiedzy inżynierskiej, technicznej i naukowej – mogę stanowczo stwierdzić, że jest z tym coraz lepiej. Gama naszych kontaktów z przedsiębiorcami jest już tak duża, że niektóre jednostki uczelniane, ukierunkowane na taką współpracę (jak Biuro Transferu Technologii), muszą zwiększyć swoją liczebność, żeby sprostać potrzebom. Jeszcze cztery lata temu w Biurze Transferu Technologii pracowała jedna osoba, dzisiaj zatrudnionych jest tam siedem osób.

– Co zrobić, aby sami naukowcy byli chętni do zakładania przedsiębiorstw? Jest wiele dziedzin, które dosyć łatwo skomercjalizować. Z drugiej strony może dla Politechniki byłoby lepiej, gdyby praktycy przychodzili czasami uczyć, przynosząc ciekawe pomysły czy nowe spojrzenie.

– Po pierwsze, profesorowie zakładają już firmy i takich przedsięwzięć mamy kilka. Na Politechnice działa już pięć firm profesorskich, które realizują konkretne produkcje w oparciu o swoją wiedzę. Niedawno podpisaliśmy umowę o współpracę z Parkiem Naukowo-Technologicznym, gdzie mogą lokować się „politechniczne” firmy. Studentom zwiększyliśmy ilość przedmiotów fakultatywnych ukierunkowanych na rozbudzanie przedsiębiorczości. Pojawiły się m.in. takie przedmioty/zajęcia, jak: ABC zakładania firmy, ABC biznesu, ścieżki kariery. To bardzo ciekawe propozycje edukacyjne. Jeżeli zaś chodzi o drugą część Pana pytania, to jest już tak, że wykładowcami są liderzy wiodących firm. Chętnie widzimy w murach naszej uczelni również przedsiębiorców. Na wielu wydziałach PG prowadzone są seminaria, krótkie specjalistyczne wykłady, przez specjalistów pracujących w firmach. W ramach wykładu „Ścieżki kariery” przedsiębiorcy i liderzy firm dzielą się swoją wiedzą i doświadczeniami ze studentami Politechniki Gdańskiej. Spotyka się to z pozytywnym odzewem młodzieży. Wymiernym efektem tych działań są firmy studenckie, które tworzą się bezpośrednio na naszym politechnicznym podwórku. Nie tak dawno przekazaliśmy do Parku Naukowo-Technologicznego siedem firm, których twórcami są studenci Politechniki. Z inicjatywy mojego prorektoratu, we współpracy z Grupą Lotos zorganizowano ciekawy konkurs pod nazwą „Jaskółki przedsiębiorczości”, którego celem było wygenerowanie biznes planu na ciekawe przedsięwzięcie gospodarcze. Spłynęło 13 bardzo ciekawych pomysłów studenckich, z których połowa jest już uruchomiona w ramach inkubatora Politechniki Gdańskiej i Parku Naukowo-Technologicznego.

– Ale system stymulowania rozwoju przedsiębiorczości akademickiej nie jest jeszcze optymalny. Jakie są główne bariery rozwoju?

– Z mojego punktu widzenia jednym z głównych problemów jest kwestia ochrony własności intelektualnej. Do tej pory naukowcy swoje osiągnięcia przelewali na papier, publikowali, pisali książkę, kładli na półkę i taki był finał całej tej działalności naukowej. Niektórzy po cichu czy też w ramach szarej strefy próbowali coś tworzyć i produkować we własnym imieniu, korzystając z potencjału i infrastruktury uczelni. Dzisiaj staramy się uregulować kwestie ochrony własności intelektualnej, czyli tego, co jest tworzone przez naukowców, aby mogli swobodnie zakładać firmy, tworzyć i eksperymentować w jawnych strukturach gospodarczych.

– Patrząc na amerykańskie czy zachodnioeuropejskie uczelnie, widzimy, że duże dochody pochodzą ze sprzedaży praw autorskich oraz prac zleconych przez przemysł czy też szeroko pojęty biznes. Jak to wygląda u nas – czy istnieje szansa zbudowania podobnego modelu?

– Politechnika Gdańska realizuje dużo wspólnych przedsięwzięć z przemysłem lub na zlecenie jednostek gospodarczych. W zasadzie mógłbym sypać takimi przykładami z rękawa. Bardzo dużo firm z naszego regionu korzystało w takim czy innym zakresie z usług naukowców Politechniki Gdańskiej na zasadzie zlecenia pewnych badań, ukierunkowanych na rozwiązywanie problemów gospodarczych. Wiele firm powstało dzięki kadrom czy też absolwentom Politechniki Gdańskiej. Doskonale znany jest przykład gdańskiego oddziału Intela, którego podwaliny stworzyli absolwenci naszej uczelni. Założona przez nich firma okazała się na tyle interesująca, że Intel – światowy potentat – kupił ją i dzisiaj jest to chluba i wizytówka naszego regionu. Kolejna firma high-tech – Young Digital Planet – została założona przez czterech studentów Politechniki. Właśnie na zasadzie inkubowania pewnego pomysłu spróbowali oni „zabawy” w software edukacyjny i okazało się to wspaniałym przedsięwzięciem gospodarczym. Do tego stopnia, że YDP jest marką niemalże światową. Jeśli chodzi o współpracę z firmami, realizujemy bardzo dużo zleceń dla Polpharmy, Lotosu, Siemensa, Philipsa, Jabila, YDP i innych. Sytuacja na tym polu wygląda więc zadowalająco. Bardzo nam natomiast zależy na większej aktywizacji społeczności akademickiej, tak aby co najmniej kilka lub kilkanaście procent naukowców próbowało zrealizować własne przedsięwzięcia gospodarcze. Dlatego też wspieramy firmy profesorskie. Jako prorektor uczelni uważam jednak, że firmy te powinny mieć charakter pewnej inicjacji gospodarczej. Jeśli zaś biznes będzie się rozkręcał, należy szukać wsparcia lub współpracy z firmą, która ma już określoną pozycję na rynku. Profesor powinien być przede wszystkim kreatorem naukowych, innowacyjnych rozwiązań. Natomiast w firmie potrzebne są osoby operacyjne. Naukowcy często nie znają się na prowadzeniu przedsiębiorstw. Jednak dla stworzenia efektywnego sytemu wspierania nauki przez przemysł, tak jak ma to miejsce w wielu krajach, konieczne są mechanizmy prawno-finansowe, aby każda ze stron, a przede wszystkim świat gospodarczy był taką działalnością zainteresowany.

– Jak w wizję rozwoju innowacyjności na Pomorzu wpisuje się Centrum Zaawansowanych Technologii? Czy jest ono w stanie inkubować najnowsze technologie?

– CZT Pomorze jest bardzo ciekawą inicjatywą, która tworzy niezmiernie interesującą wizję łączenia całego środowiska naukowo-akademickiego naszego regionu z szeregiem innowacyjnych i kreatywnych firm. Obecnie w CZT mamy 30 partnerów. Są tam Uniwersytet Gdański, Politechnika Gdańska, Akademia Medyczna, Akademia Morska czy Akademia Marynarki Wojennej. Ale są też takie firmy, jak YDP, Polpharma, Lotos, Jabil, Sprint – czyli marki znane nie tylko w regionie, ale w całym kraju. CZT-P działa jako płaszczyzna współpracy naukowców z firmami. Przygotowujemy dalszą strategię rozwoju Centrum Zaawansowanych Technologii wspólnie z Pomorską Specjalną Strefą Ekonomiczną i Parkiem Naukowo–Technologicznym „Trzy Lipy”. To przedsięwzięcie, mam nadzieję, będzie sztandarowym projektem dla naszego regionu integrującym naukę z gospodarką w zakresie najnowszych technologii. Obecnie w CZT mamy cztery obszary działań: technologie informacyjne, telekomunikacja; biotechnologia, chemia żywności i leków; ochrona środowiska; nowe materiały, technologie. W obrębie tych czterech modułów powstają bardzo ciekawe przedsięwzięcia wdrożeniowe, które będą przejmowane przez firmy.

– Panie Rektorze, jest Pan po części współautorem Regionalnej Strategii Innowacji. Jak Pan ocenia jej realizację?

– Opracowanie Regionalnej Strategii Innowacji dla Woj. Pomorskiego (RIS-P) było niezmiernie ważnym etapem przygotowującym nasz region do właściwego zagospodarowywania funduszy strukturalnych. Na PG zostało utworzone Biuro Wdrażania RIS-P. Cały czas mamy do czynienia z nowymi wyzwaniami. Aktualnie powołaliśmy konsorcjum dziesięciu partnerów, z którymi chcielibyśmy realizować m.in. projekt utworzenia Centrum Transferu Innowacji. Chodzi o to, aby zbudować kanały kontaktowe między firmami, przedsiębiorcami a światem akademickim. Przy czym ta nić kontaktów ma być dwutorowa. Z jednej strony ma to być system przekazywania potrzeb czy problemów, które pojawiają się bezpośrednio w firmach, z drugiej zaś do tego systemu wtłaczane będą osiągnięcia naukowców całego naszego środowiska akademickiego, w takiej formie, aby przedsiębiorca mógł bardzo szybko odnaleźć właściwą dla siebie informację. Jeśli chodzi o wdrażanie innowacji jednym z głównych problemów jest w moim odczuciu umiejętność porozumiewania się przedsiębiorców i naukowców. Każda z tych grup operuje swym własnym, hermetycznym językiem i niestety nie ma łącznika. Centrum Transferu Innowacji ma być takim łącznikiem, który zwiąże obydwa języki i umożliwi obustronne porozumiewanie się. Jestem przekonany, że można to zrobić! Taki system przetestowaliśmy już na Politechnice Gdańskiej w ramach działalności Biura Transferu Technologii. Mamy tam specjalną bazę, która pozwala z jednej strony na formułowanie przez przedsiębiorców pewnych problemów, z drugiej zaś na przedstawienie ofert naukowców. Przedsiębiorcy nierzadko boją się przekraczać mury uczelni, mając na uwadze funkcjonujący wciąż stereotyp hermetycznego i zarozumiałego świata naukowców. Ludzie są jednak różni, dlatego myślę, że podobnie jak w życiu jest to po prostu kwestia pewnego otwarcia się.

– Czy władze regionalne czują i rozumieją innowacje?

– Ogólnie, termin innowacje jest bardzo modny, często brzmi donośnie w oficjalnych wystąpieniach. Władze na różnych szczeblach, jak również spore grupy społeczeństwa, nie czują często potrzeby wspierania działalności innowacyjnej, przynajmniej na początku. Wprowadzanie nowych produktów wymaga jednak wysokich nakładów właśnie w pierwszej fazie. To dlatego wielkie firmy, jak: Intel, Microsoft czy General Motors, które posiadają markę i duży kapitał, mogą wdrażać nowe technologie – po prostu je na to stać. Natomiast mniejszym firmom trzeba na początku troszeczkę pomóc. Warto to zrobić, ponieważ wydane w ten sposób środki z „budżetowego garnuszka” mogą się bardzo szybko zwrócić i zacząć przynosić zyski. Wiadomo natomiast, jakie są w kraju nastroje polityczne – ciągle dominują nawyki i hasła dawnego systemu: wszyscy mają ten sam żołądek, wszystkich trzeba tak samo wspierać. Niestety taka polityka nie tworzy tzw. lokomotyw dla gospodarki. Wydając po złotówce na obywatela, nie doprowadzimy do wzrostu kreatywności ogółu. Natomiast komasując te środki i wydając większe kwoty na mniejszą grupę bardziej kreatywnych podmiotów, możemy doprowadzić do powstania lokomotyw rozkręcających gospodarkę. Niestety, pogląd ten nie jest powszechny i popularny w społeczeństwie, jak również nie znajduje wielu zwolenników wśród decydentów.

– W naszym kraju ciągle zachwycamy się tak zwanymi twardymi inwestycjami, czyli inwestycjami w infrastrukturę. Inwestycje miękkie, na przykład w kapitał ludzki, są marginalizowane i uważane za „marnowanie środków”. Czy to nie jest dla nas zabójcze?

– Bardzo często mamy na Politechnice wizyty tak zwanych potencjalnych inwestorów. Kiedy badają nasz region, zaczynają od rozpoznania zasobów ludzkich – kogo potencjalnie mogliby zatrudnić w swojej firmie. Dzisiaj dzięki wysokiemu postępowi technologicznemu potrafimy szybko produkować, budować, tworzyć nowe dobra potrzebne człowiekowi. Natomiast jeśli nie będziemy mieli kadr, wykwalifikowanych ludzi, to nie będą nam potrzebne ani autostrady, ani piękne fabryki, bo okaże się, że tych urządzeń nie będzie miał kto obsługiwać, pomieszczenia nikomu nie będą potrzebne, a po nowych drogach nie będzie miał kto jeździć. Na poziomie środowiska gospodarczego coraz bardziej widoczny zaczyna być pogląd, że niezmiernie ważnym elementem, który może być decydujący w rozwoju naszej gospodarki, są zasoby ludzkie i ich właściwe wykorzystanie. Nie ma nic gorszego niż zniszczenie człowieka, który ma w sobie potencjał i aspiracje. Można mu bardzo szybko pokazać, że jest niepotrzebny w tym kraju czy regionie i może znaleźć sobie pracę za granicą. Czy jednak chodzi o to, aby nasz region był znany tylko z piasku leżącego nad morzem? Uważam, że mamy bardzo duży potencjał – silny ośrodek akademicki, sporą liczbę młodych, kreatywnych ludzi, którym trzeba stworzyć szanse. To także ważne dla ludzi starszych. Jeśli młodzi nie będą mieli pracy, nie będzie pieniędzy na emerytury. Niektórzy wciąż sobie tego nie uświadamiają. Jestem za jak najefektywniejszym wykorzystaniem zasobów ludzkich.

– Tymczasem kadry drenuje z Pomorza nie tylko zagranica, ale coraz częściej Kraków, Wrocław czy Łódź.

– Zostańmy na poziomie kraju. Gdańsk – bo przecież Trójmiasto jest kojarzone tylko z nim – jest miastem o tradycjach historycznych. Chlubiliśmy się tą tradycją i być może przez dłuższy czas nie dbaliśmy o przygotowanie terenów pod inwestycje, sporządzenie dobrej oferty gospodarczej. Jednocześnie kształciliśmy ludzi i ten potencjał akademicki jest tu znaczący: Akademia Medyczna, Politechnika, Uniwersytet Gdański i inne uczelnie. Doprowadziło to do sytuacji, że mamy rzeszę dobrze wykształconych ludzi, a jednocześnie oferty rynku pracy nie nadążają za ich potrzebami i aspiracjami. Młodzi po studiach są bardziej ambitni i nie mogą zadowolić się jedynie tą spuścizną historyczną, dlatego też szukają atrakcyjnych miejsc (gdzie mogą znaleźć atrakcyjną pracę), jakimi są obecnie Wrocław, Śląsk, Małopolska czy region łódzki. Tam ulokowały się większe i ciekawsze inwestycje zagraniczne i nasi młodzi ludzie tam często wyjeżdżają. W krajach wysoko rozwiniętych standardem jest mobilność ludzi. Człowiek nie może wiązać się na stałe poprzez zbudowanie domu, zasadzenie drzewa i zakotwiczenie w jednym miejscu. Musi szukać rozwiązań optymalnych dla swojego rozwoju, a te są funkcją wielu zmiennych. Jeśli chcemy uniknąć dalszej peryferyzacji naszego regionu, musimy starać się tworzyć atrakcyjne miejsca pracy, przyjazną przestrzeń życiową. Wtedy ta mobilność będzie dla nas korzystna. To do nas będą przyjeżdżać, my będziemy pozyskiwać atrakcyjniejszych pracowników, naukowców czy artystów. Na razie nie potrafimy tego robić, dlatego ruch jest odwrotny – absolwenci, naukowcy, artyści uciekają, wyjeżdżają do innych regionów, krajów, szukając lepszych warunków egzystencji. Wierzę, że to się będzie zmieniać na naszą korzyść.

– Czy nie wydaje się Panu, że moglibyśmy rozwijać się szybciej?

– Żaden rozwój nie może mieć stale funkcji rosnącej, ale i żaden upadek nie trwa wiecznie. Powiedziałbym, że jest to jakaś funkcja zmienna: „raz na wozie, raz pod nim”. Mam nadzieję, że po okresie hołubienia czy też patrzenia tylko na aspekty historyczne, zaczniemy otwierać Gdańsk na innowacje. Są już nawet takie pomysły. Myślę, że to, co zaproponowaliśmy w Regionalnej Strategii Innowacji (m.in. stworzenie Parku Naukowo-Technologicznego w obiektach Trzech Lip) jest z pewnością dobrym krokiem. Niedawno nasze miasto i Politechnikę odwiedził prezes Intela Craig Barret. To była jedyna taka wizyta w kraju. Po prostu widział tutaj potencjał i przyjechał. Z zaciekawieniem obserwuję przykład Intela, który rozwija się z roku na rok, bo są tu odpowiednio wykształceni ludzie. Ten przykład jest bardzo ciekawy, ponieważ pokazuje, jak ważna jest myśl innowacyjna, która nie wymaga oprzyrządowania czy budowania wieżowców. Po prostu myśl, która bardzo szybko się komercjalizuje. Ale jedna firma to za mało. Musimy stwarzać warunki, by takich przedsiębiorstw były dziesiątki.

– Czy Pomorskie jako region możemy nazywać regionem innowacyjnym?

– Czy jesteśmy innowacyjni? Posłużę się pewnym przykładem, który jednak nie będzie pełną odpowiedzią na Pana pytanie. W zeszłym roku, we współpracy między innymi z Instytutem Badań nad Gospodarką Rynkową, zorganizowaliśmy projekt dotyczący wdrażania Regionalnej Strategii Innowacji. Został on przeprowadzony w ramach konkursu 6. Programu Ramowego UE i oceniony na pierwszym miejscu spośród wszystkich projektów, jakie z całej Europy trafiały do Komisji Europejskiej. Dlaczego? Bo tworzyli go ludzie kompetentni, kreatywni i z pewną wizją. Czy Pomorze jest regionem innowacyjnym? Myślę, że tak. Po pierwsze dlatego, że mamy naprawdę duży potencjał innowacyjny, który drzemie w zasobach ludzkich. Mamy ciekawe położenie geograficzne, które należy dobrze wykorzystywać. Mamy pewne produkty regionalne, które mogą rozkręcać koniunkturę. To wszystko drzemie w kategorii potencjału innowacyjnego. Są jednak potrzebne różnorodne działania, aby ten potencjał uaktywnić.

– Dziękuję za rozmowę.

Skip to content