Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

W partnerstwie i odważnie – zdecydujmy wspólnie

Rozmowę prowadzi Leszek Szmidtke, dziennikarz Pomorskiego Przeglądu Gospodarczego i Radia Gdańsk.

Leszek Szmidtke: Regionalna strategia stworzona kilka lat temu sięga roku 2020. Czy na obecnym etapie modyfikacji wyłaniają się nowe cele na najbliższe osiem lat, czy też stare pozostają aktualne?

Mieczysław Struk: W najbliższych latach mamy kilka fundamentalnych problemów do rozwiązania. Przede wszystkim pogłębia się deficyt na rynku pracy. Nasze firmy są też za mało innowacyjne. Tymczasem niskie koszty pracy będą coraz mniejszym atutem, dotyczącym tych gałęzi gospodarki, które nie znajdują się w czołówce rozwoju. Pomorska gospodarka będzie się rozwijała, jeśli na szeroką skalę powstaną tu nowoczesne produkty, a jej usługi będą rozpoznawane na całym świecie. Wyzwań jest więcej – wśród nich znajduje się transport. Leżymy z boku głównych szlaków komunikacyjnych, dlatego pomorskim „być albo nie być” są dobre połączenia z resztą kraju i Europy. Nie chodzi już tylko o autostradę A1 czy linię kolejową E65. Sięgamy dalej, tworząc koncepcję transeuropejskiego korytarza transportowego Gdynia­‑Berlin. Porty, podejścia od strony morza, cała infrastruktura – to druga strona tego medalu.

Nadrabiamy w ten sposób zaległości, jednak w strategii powinny pojawić się też nowe pomysły.

M.S.: Wspomniana problematyka nie jest wyłącznie gonieniem czołówki. Naszym celem jest również nowe otwarcie w tych dziedzinach. Gęsta, nowoczesna i sięgająca nawet poza granice Polski sieć komunikacyjna jest wielką szansą. Widzimy już, jak dziś rozwijają się nasze porty. Przybywa terminali, operatorów i powstaje coraz większe zaplecze logistyczne. Na bieżąco też należy rozwiązywać problemy – na przykład do Gdyni nie mogą teraz zawijać największe kontenerowce. Dlatego niezbędne jest pogłębienie podejścia i utworzenie tzw. obrotnicy. Będziemy skutecznie konkurować z Hamburgiem lub Kłajpedą, kiedy zadbamy o dobrej jakości infrastrukturę. Dynamika wzrostu przewozów w naszych portach jest tak duża, że utrzymanie jej przez kilka lat da nam pozycję największego po Petersburgu hubu na Bałtyku.

Wiesław Byczkowski: Światowy kryzys sprzyja temu rozwojowi, gdyż najwięksi przewoźnicy szukają oszczędności i dlatego zainteresowali się takimi portami jak Gdańsk i Gdynia. Korzystna sytuacja nie będzie trwała wiecznie i dlatego trzeba ją dobrze wykorzystać. Rzeczywiście Petersburg, póki co, jest poza naszym zasięgiem. Wynika to m.in. z tańszej niż w portach Unii Europejskiej obsługi, z czego chętnie korzystają armatorzy. Bardzo ważne jest otoczenie portów, które umożliwia przeładowywanie i przerabianie dostarczanych towarów – żeby nie „przelatywały” przez nasz region.

Z rozwoju transportu morskiego chyba też należy wyciągnąć wnioski, pracując nad modyfikacją strategii. Przed laty został on marginalnie potraktowany.

M.S.: Rzeczywiście, nie doceniliśmy tego potencjału, ale eksperci, na opiniach których się opieraliśmy, taki właśnie obraz kreowali. Ich zdaniem byliśmy zbyt daleko od głównych szlaków komunikacyjnych, żeby porty morskie oraz portowe zaplecze mogły odgrywać większą rolę.

Ta zmiana wskazuje na co najmniej dwa elementy, które należy wziąć pod uwagę przy poprawianiu strategii: tzw. czynniki zewnętrzne, które mogą być albo korzystne, albo niekorzystne, oraz zaangażowanie i pomysłowość pojedynczych ludzi. Dobrą ilustracją tzw. czynnika ludzkiego jest choćby Boris Wenzel, prezes DCT.

M.S.: Jego wizja i konsekwencja odegrały w Gdańsku dużą rolę, ale w Gdyni mamy podobną sytuację i też bardzo dynamicznie rozwijają się tam terminale. Takich szans Pomorze ma więcej – wymienię tylko ICT, biotechnologię oraz energetykę. W ostatnim przypadku nie chodzi tylko o wydobywanie gazu z łupków, ale także o budowę nowych sieci przesyłowych, farm wiatrowych i innych odnawialnych źródeł, wreszcie elektrowni węglowych, gazowych i jądrowej.

Czy na horyzoncie widnieje coś, co może znacząco zmienić nasz region?

M.S.: Duże zmiany może przynieść właśnie energetyka. Szczególnie elektrownia jądrowa oraz gaz łupkowy mogą odcisnąć piętno na niemal każdej dziedzinie życia, począwszy od układów komunikacyjnych, poprzez rynek pracy, turystykę, a na edukacji skończywszy.

Pierwsza strategia została przygotowana przez ekspertów. Po kilku latach poprawili ją urzędnicy, ale oba dokumenty nie odpowiadały w pełni potrzebom. Największym ich mankamentem była chęć objęcia strategią wszystkich dziedzin. Teraz poszliśmy inną drogą. Chcemy wybrać najważniejsze kierunki i na nich się skoncentrować.

To, co powstanie po modyfikacjach, będzie strategią marszałków, regionu?

M.S.: Pierwsza strategia została przygotowana przez ekspertów. Po kilku latach poprawili ją urzędnicy, ale oba dokumenty nie odpowiadały w pełni potrzebom. Największym ich mankamentem była chęć objęcia strategią wszystkich dziedzin. Teraz poszliśmy inną drogą. Chcemy wybrać najważniejsze kierunki i na nich się skoncentrować. Robimy to jednak w sposób partnerski i partycypacyjny. W tworzeniu takich dokumentów, a szczególnie w późniejszej ich realizacji, powinno nam towarzyszyć poczucie, że jesteśmy ich współwłaścicielami. Dlatego zaangażowaliśmy ekspertów, mamy cztery grupy tematyczne (kapitału ludzkiego, gospodarki, infrastruktury i zasobów naturalnych), ale też podzieliliśmy województwa na cztery subregiony i tam również prowadzimy dialog. Jednym z zadań zespołów tam pracujących jest identyfikacja barier utrudniających rozwój.

Jan Olbrycht, mówiąc o swoich doświadczeniach, zwracał uwagę, że podczas tworzenia strategii za bardzo koncentrowano się na bieżących problemach, zamiast próbować przewidzieć, z czym będziemy mieli do czynienia za kilka lat i jak będzie można sobie z tym poradzić.

W.B.: Między innymi dlatego tym razem nie będziemy próbowali zadowolić wszystkich. Dokonamy wyboru najważniejszych celów i dopasujemy to do finansowych i kompetencyjnych możliwości samorządu regionalnego. Nie będziemy więcej wyręczać gmin i powiatów.

A jak ma wyglądać partnerstwo?

W.B. Jednym z wniosków wypływających z badań jest tworzenie zaplecza intelektualnego, zdolnego do szybkiego reagowania na zmianę. Żeby nie było jak we Francji w 1940 r., kiedy to mieli znakomicie przygotowanych generałów, ale do prowadzenia poprzedniej wojny. Podobnie jest ze strategiami. Najczęściej są polepszeniem przeszłości lub teraźniejszości, a nie wybieganiem w przyszłość i reagowaniem na wydarzenia.

Gdzie szukacie partnerów?

W.B.: Wspominałem o subregionach, o tematycznych grupach roboczych, do których zaprosiliśmy ekspertów. W subregionach naszymi partnerami są samorządowcy, przedstawiciele organizacji pozarządowych, kościołów, a nawet indywidualne osoby. Konsultacje rozbudowaliśmy zdecydowanie ponad nasze zobowiązania. Chcemy wykorzystać zasoby tam drzemiące. Ten wysiłek pomoże nam później wyrównywać różnice między poszczególnymi częściami województwa.

ppg-1-2012_w_partnerstwie_i_odwaznie

Trudno oczekiwać, żeby duże firmy chciały wykorzystywać elementy naszej strategii lub żebyśmy opierali się na założeniach znajdujących się w planach dużej firmy. Nie wiemy też, jakie będą na przykład losy Grupy Lotos lub ENERGI (gdy np. dojdzie do zmiany właściciela). Poza tym nie możemy uzależniać naszej interwencji ze środków publicznych od planów rozwojowych dużych firm.

Czy przyjęte założenia pozwolą wykorzystać potencjał wiedzy zgromadzony na przykład w dużych firmach, które również budują swoje strategie?

W.B.: Powinniśmy rozmawiać, ale trudno oczekiwać, żeby duże firmy chciały wykorzystywać elementy naszej strategii lub żebyśmy opierali się na założeniach znajdujących się w planach dużej firmy. Nie wiemy też, jakie będą na przykład losy Grupy Lotos lub ENERGI (gdy np. dojdzie do zmiany właściciela). Poza tym nie możemy uzależniać naszej interwencji ze środków publicznych od planów rozwojowych dużych firm.

M.S.: Rozmawiamy z przedstawicielami dużych zakładów, dowiadujemy się o problemach i planach. Zbieramy te informacje i uwzględniamy w budowaniu naszej strategii. Brakuje nam nie wiedzy o tym, co się dzieje, lecz informacji, jak powiązać poszczególne elementy życia gospodarczego i społecznego. Musimy sobie odpowiedzieć, jak na przykład parki naukowo­‑technologiczne mają współpracować z biznesem, politechniką i uniwersytetami.

Nowym elementem w pomorskim krajobrazie są obszary metropolitalne. Jak je włączyć w tworzenie nowej strategii, a później w proces strategiczny?

M.S.: W czasie prac poszczególnych zespołów subregionalnych bardzo żywo jest dyskutowany temat relacji dużych miast, tworzącej się metropolii i reszty województwa. Ponieważ chcemy konkurować z innymi regionami w kraju, a nawet w innych państwach, trzeba wspierać wspólne inicjatywy miast tworzących metropolię. Wspólna komunikacja, promocja gospodarcza, ochrona środowiska są działaniami, na które należy kierować środki publiczne. Natomiast nie powinny być wspierane lokalne potrzeby lub ambicje.

Budując konkurencyjność, musimy się oprzeć na dużych miastach. Dlatego będziemy wspierać te elementy rozwoju metropolii, które będą miały znaczenie dla całego regionu. Na konkurencyjności jednak się nie kończy, gdyż równorzędnym zagadnieniem jest spójność regionu. Prezydent Gdańska lub Gdyni może się tym nie przejmować, ale nas musi to interesować.

ppg-1-2012_w_partnerstwie_i_odwaznie_2

Za kilka lat może się zdarzyć, że emancypacja doprowadzi do rozbieżnych interesów metropolii z resztą regionu.

M.S.: Adam Struzik zapytał niedawno, czy ma być jedynie marszałkiem polnym, czy też całego województwa. Nie jest to więc wyłącznie nasz problem. Jednak nie obawiam się tego procesu. Budując swoją dobrze rozumianą konkurencyjność, musimy się oprzeć na dużych miastach. Dlatego będziemy wspierać te elementy rozwoju metropolii, które będą miały znaczenie dla całego regionu. Przypomnę, że nie jesteśmy i nie będziemy w stanie wspierać wszystkiego i przed nami trudny wybór priorytetów. Na konkurencyjności jednak się nie kończy, gdyż równorzędnym zagadnieniem jest spójność regionu. Prezydent Gdańska lub Gdyni może się tym nie przejmować, ale nas musi to interesować. Zależy nam, żeby w subregionach określano bariery rozwojowe. Dziś wszyscy zgodnie akcentują problem dostępności komunikacyjnej. Słabość edukacji, wykluczenia cyfrowego – to kolejne obszary ważne dla wielu lokalnych samorządów, a które w metropolii są mniej palące. Władze regionalne muszą brać takie zróżnicowanie pod uwagę i niwelować różnice.

W.B.: Musimy wybrać, czy chcemy się zadowolić słabym poziomem wykształcenia na terenach najbardziej oddalonych od głównych miast subregionalnych, zwłaszcza od Trójmiasta, czy też poprawić sieć komunikacyjną na tyle, żeby korzystanie z najlepszych uczelni czy też z dużo lepszej oferty kulturalnej nie było wielką wyprawą z noclegiem.

Czy przyszły program regionalny powstanie na podstawie strategii?

M.S.: Tak. I to nie tylko Regionalny Program Operacyjny na lata 2014–2020, ale także inne narzędzia finansowe, jak choćby budżety i być może interwencja państwa wynikająca z Krajowej Strategii Rozwoju Regionalnego.

W.B.: Nie wolno traktować tej strategii jako intelektualnej nakładki na program operacyjny. Samorząd regionalny ma naprawdę niewielkie pieniądze do dyspozycji. Zdecydowana większość pochodzi od samorządów gminnych, powiatowych i oczywiście z budżetu państwa. Dlatego mówiąc o strategii, koncentrujemy się na tym, co jest w naszym zasięgu pod względem kompetencji i finansów. Chcemy dokonać dobrego wyboru, tak żeby w roku 2020 bez wstydu spoglądać w oczy mieszkańcom.

Dziękuję za rozmowę.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Dobra strategia to sztuka wyboru

Redakcja „Pomorskiego Przeglądu Gospodarczego” zadała mi kilka pytań. Oto moje odpowiedzi.

ppg-1-2012_strategiczne_menu

Pytanie 1. Jaka jest aktualność modeli rozwoju w warunkach kryzysu: które z nich w takich okolicznościach wydają się najbardziej odpowiednie, a które tracą na znaczeniu?

Trudno mi jest wskazać „modele rozwoju” i ich odpowiedniość do określonych, „kryzysowych”, koniunkturalnych warunków gospodarowania. Samo pojęcie kryzysu jest zresztą niejasne, szczególnie gdy uwzględni się różne jego czynniki sprawcze i przebieg w poszczególnych krajach czy regionach.

Stwierdźmy jasno i wyraźnie: w Polsce nie ma kryzysu i nie było go od 1992 r. Owszem, były okresy spowolnienia wzrostu, ale ani razu polska gospodarka nie weszła w fazę recesji (poza jednym kwartałem 2000 r.). Kryzys pojawił się i trwa w bliższym i dalszym otoczeniu naszego kraju, ale jak do tej pory wykazujemy zadziwiającą odporność na zewnętrzne zakłócenia, notując wzrost o prawie 16% w latach 2008–2011, co jest ewenementem w Europie (następny kraj, Słowacja, osiągnęła w tym czasie 8%, kolejna Szwecja tylko 3,5% wzrostu PKB), a wiele krajów europejskich zanotowało silne spadki – np. Łotwa o 17,1%, Grecja o 11,9%, Irlandia o 9,2%, Estonia o 9,8%1 – niektóre z tych spadków utrzymują się do dziś. Nawet dość powolny wzrost o ok. 2,5% prognozowany na 2012 r. nie stawia nas w szczególnie niekorzystnej sytuacji w porównaniu z innymi krajami UE.

Czy z tego, że – jak do tej pory – ciągle jesteśmy „zieloną wyspą” w Europie, jednoznacznie wynika, że tak będzie stale? Oczywiście nie. Co więcej, można nawet postawić tezę, że wpadliśmy w pułapkę tego sukcesu. Ma to dwa wymiary:

  • narasta przeświadczenie, że skoro jest tak dobrze, to nie należy niczego zmieniać, bo obecny sposób zarządzania gospodarką jest świetny i trzeba go kontynuować;
  • jedyne zmiany, jakie należy wprowadzić, to – w obliczu (zbyt chyba rygorystycznych) konstytucyjnych progów ostrożnościowych – przywracanie równowagi finansów publicznych, czego trzeba dokonywać w drodze powszechnych cięć wydatków publicznych.

Obie te tezy wydają się błędne. Jak wynika z wielu analiz (w tym z raportu „Kurs na innowacje. Jak wyrwać Polskę z rozwojowego dryfu?”), Polska od lat znajduje się w innowacyjnym impasie – corocznie jest wykazywana wśród krajów o najmniejszej zdolności innowacyjnej i w zasadzie nie ma w tej mierze poprawy. Mimo szumnych zapowiedzi, udział wydatków w PKB na naukę nie rośnie (tniemy przecież wydatki!), sama nauka nie jest reformowana (wprowadzane przez MNSW zmiany to często kosmetyka, czasem wręcz szkodliwa), a instytucje łączące naukę z biznesem pozostają słabe i nieefektywne. Dość duży potencjał eksportowy, uzyskany dzięki inwestycjom zagranicznym skierowanym do sektorów średnich technologii, nie wymusza popytu na innowacje ze strony przedsiębiorstw – te z kapitałem zagranicznym uzyskują nowe technologie z firm­‑matek, a firmy polskie ciągle jeszcze w znacznej większości upatrują swoich przewag konkurencyjnych w niskich kosztach produkcji, nie zaś w poziomie innowacyjności.

Trzeba przy tym zauważyć, że niektóre kraje na średnim poziomie rozwoju (np. Słowenia) czy szybko rozwijające się (Chiny) zareagowały na kryzys przyspieszeniem wysiłków zmierzających do zwiększenia swojego potencjału innowacyjnego. Słowenia już w 2009 r. zwiększyła nakłady na badania i wspieranie nowych technologii oraz na przyspieszenie budowy sieci szerokopasmowych. Podobną drogę wybrały Chiny (nakłady na naukę stanowią tam ponad 1,7% PKB – udział ten jest prawie trzy razy większy niż w Polsce).

Działania takie wynikają ze słusznego przeświadczenia, że świat po kryzysie będzie w jeszcze większym stopniu nastawiony na innowacje, mimo potencjalnego czasowego spowolnienia ich powstawania w wyniku recesji i ograniczeń w finansowaniu spowodowanych mniejszą dostępnością kapitału. Jednocześnie ci, którzy konkurują ceną, skazują się na relatywny niedostatek, ponieważ zamożni są drodzy – i tylko innowacyjna gospodarka może być gospodarka bogatą.

„Nowy model rozwoju” musi być oparty na nowych technologiach, wyższej produktywności, lepszej organizacji nie tylko produkcji, ale i sektora publicznego – musi być rozwojem innowacyjnym, nie zaś powielającym dawne, przedkryzysowe wzorce.

„Nowy model rozwoju” musi być oparty na nowych technologiach, wyższej produktywności, lepszej organizacji nie tylko produkcji, ale i sektora publicznego (w tym nowego modelu edukacji) – musi być rozwojem innowacyjnym, nie zaś powielającym dawne, przedkryzysowe wzorce. To wielkie wyzwanie stojące przed Polską i innymi krajami Europy, a także przed ich regionami, które będą pełniły coraz ważniejsze funkcje wraz z postępami decentralizacji jako odpowiedzi na rosnącą złożoność procesów społecznych, gospodarczych i technologicznych.

Oczywiście nie wszystkie regiony mogą uzyskać podobny poziom badań naukowych, zaawansowania technologicznego swojej gospodarki i potencjału innowacyjnego. Każdy region może jednak wspierać najlepsze zespoły badawcze, wybrane innowacyjne przedsięwzięcia biznesowe i sieci wsparcia oraz rozprzestrzeniania technologii i innowacji. Każdy region może intensywnie budować społeczeństwo informacyjne oraz sprawną e­‑administrację. W każdym regionie należy także dążyć do budowania systemu edukacyjnego, tworzącego korzystny klimat dla przedsiębiorczości i innowacyjności, do czego niezbędne jest zwiększanie zdolności do współdziałania w twórczym rozwiązywaniu problemów.

Pytanie 2: Jaka jest rola programowania strategicznego? Już z odpowiedzi na pierwsze pytanie jednoznacznie wynika, że u podstaw racjonalnych działań obliczonych na średni i daleki horyzont czasowy nieodzownie muszą znaleźć się strategiczne studia i analizy oraz opracowane na ich podstawie strategie rozwoju.

Strategię należy rozumieć jako „organizację przyszłego działania”. Jest to dokument, który jest świadectwem dokonanych wyborów. Ograniczoność środków powoduje, że nigdy nie można zrealizować wszystkich zamierzeń i marzeń, z niektórych trzeba zrezygnować albo w ogóle, albo odłożyć je na przyszłość (vide absolutnie słuszne przesuniecie terminu budowy lotniska centralnego i szybkiej kolei Y po 2030 r.).

Z tego względu w strategii należy przedstawić uzasadnienie dokonanych wyborów. Powinny one mieć nastawienie prorozwojowe, tzn. zawierać przedsięwzięcia, które będą zwiększać konkurencyjność regionu2, wzmacniając jego „bazę eksportową” i zwiększając zewnętrzny popyt na zasoby regionu (ale bez ich drenowania na zewnątrz).

Nie oznacza to, że w strategii nie mogą znaleźć się przedsięwzięcia o nastawieniu socjalnym. Nowoczesne państwo nie może i nie powinno uwolnić się od roli opiekuńczej i znaczące środki publiczne musi przeznaczać na cele socjalne. Formułując tego typu cele, należy jednak, po pierwsze, starać się podejmować głównie takie przedsięwzięcia w sferze społecznej, które zwiększają potencjał rozwojowy regionu (mogą więc mieć charakter społecznych inwestycji), a po drugie, o ile mają mieć nastawienie wyłącznie socjalne, jasno to wskazać, bez udawania, że działania takie mają zwiększyć zdolność rozwojową i/lub przyczynić się do wzrostu gospodarczego3.

Wynikiem dokonania wyborów strategicznych – i ograniczenia ich do najważniejszych, prorozwojowo zorientowanych przedsięwzięć – powinna być niewielka liczba celów strategicznych. Muszą one być sformułowane jasno i nieogólnikowo. Powinny też dać się łatwo przełożyć na cele niższego szczebla, a te – na działania operacyjne.

Ponadto, w strategii nie powinny znaleźć się zagadnienia związane z codziennym, rutynowym funkcjonowaniem administracji, służby zdrowia, szkolnictwa, placówek kultury itp. – chyba że rozważa się podjęcie zadań, których realizacja przyczyni się do rozwoju regionu. Przykładami takich przedsięwzięć może być budowa teatru o znaczeniu ponadregionalnym, tworzenie silnej szkoły wyższej4, zainicjowanie wyspecjalizowanego ośrodka badań medycznych itp.

Wynikiem dokonania wyborów strategicznych – i ograniczenia ich do najważniejszych, prorozwojowo zorientowanych przedsięwzięć – powinna być niewielka liczba celów strategicznych. Muszą one być sformułowane jasno i nieogólnikowo. Powinny też dać się łatwo przełożyć na cele niższego szczebla, a te – na działania operacyjne5. Sama strategia powinna być zwarta, niezbyt długa (można ją uszczegółowić w załącznikach), komunikatywna i precyzyjna, co wynika z jej funkcji informacyjnych.

Ważną funkcją strategii jest jej rola informacyjna. Strategia województwa przedstawia mieszkańcom, partnerom społecznym, samorządowym i gospodarczym, a także podmiotom wobec regionu zewnętrznym (warto więc, by skrót strategii był udostępniony w językach obcych), zamierzenia władzy regionu, zapraszając tym samym do współpracy w realizacji wspólnych zadań.

Strategia jest także „dokumentem­‑matką” dla innych dokumentów strategicznych, takich jak plan przestrzennego zagospodarowania, strategia innowacji itp. – które nie mogą być ze strategią rozwoju regionu sprzeczne, i które powinny służyć realizacji jej celów w zakresach, w jakich zostały opracowane.

Pytanie 3. Kto jest właścicielem strategii? Strategia jest najważniejszym własnym dokumentem władzy – w przypadku województwa – samorządu regionalnego. Strategia określa zamierzenia podmiotu władzy, które zobowiązuje się on podjąć w horyzoncie obowiązywania strategii – uzasadnionym okresem jest ok. dziesięć lat. Strategia jest dokumentem, dzięki któremu opracowujący ją podmiot będzie mógł racjonalnie organizować swoje przyszłe działania.

Z powyższego wynika, że w strategii dominujące miejsce powinny zająć te przedsięwzięcia, które władza regionalna może sama podjąć, i za które może odpowiadać politycznie przed wyborcami. Strategia nie powinna więc w ogóle zawierać celów, których realizacja uwarunkowana jest decyzjami podmiotów od samorządu regionalnego zupełnie niezależnych (np. rządu, organizacji międzynarodowej, innych województw, gmin, przedsiębiorstw, prywatnych inwestorów). Jedyny uprawniony sposób odwoływania się do działalności takich podmiotów polega na ujęciu wariantowym typu: „jeżeli coś się stanie [np. zostanie zbudowana autostrada], to na rozwoju województwa odbije się to w następujący sposób…”. Samorząd województwa może – i powinien – oddziaływać na te podmioty, jednak nie może brać na siebie odpowiedzialności za skutki autonomicznych decyzji przez nie podejmowanych. Zobowiązanie do podjęcia prób oddziaływania może oczywiście być zawarte w strategii6.

Należy odróżnić strategię działań władzy od „strategii regionu”. W tym drugim ujęciu – w moim przekonaniu niewłaściwym – w polu strategii znajduje się wszystko, co dzieje się i co może się dziać w regionie. W takim przypadku strategia nie ma gospodarza, nikt nie odpowiada za jej realizację.

Ujęcie takie jak zaprezentowane wyżej należy odróżnić od ujęcia, w którym opracowuje się nie strategię działań władzy, lecz „strategię regionu”. W tym ujęciu – w moim przekonaniu niewłaściwym – w polu strategii znajduje się wszystko, co dzieje się i co może się dziać w regionie. W takim przypadku strategia nie ma gospodarza, nikt nie odpowiada za jej realizację – staje się de facto analizą możliwości, a nie dokumentem organizującym przyszłe działania.

Podmioty niezależne od władzy regionalnej są elementami zewnętrznego i wewnętrznego otoczenia regionu i w tym właśnie kontekście powinny być w strategii rozpatrywane. Strategia powinna odnieść się do najważniejszych impulsów (pozytywnych i negatywnych) płynących z otoczenia. Otoczeniem jest np. szeroki układ międzynarodowy, a także procesy zachodzące w skali całego kraju, w tym polityka rządu w sferze rozwoju regionalnego, relacje rząd­‑samorząd (a więc tempo i zakres decentralizacji), relacje z sąsiednimi regionami (także z zagranicznymi w przypadku regionów nadgranicznych), oddziaływanie największych ośrodków metropolitalnych położonych w pobliżu regionu. W strategii regionu (województwa) w szczególności powinny zostać uwzględnione te długofalowe działania podejmowane przez elementy wewnętrznego otoczenia regionu – układy lokalne (miasta i gminy wiejskie oraz związki gmin) – które są zbieżne z celami rozwoju regionu zapisanymi w strategii i które mogą mieć znaczenie regionalne, a przynajmniej ponadlokalne (procesy o znaczeniu wyłącznie lokalnym w strategii regionu nie powinny być uwzględnione, ich kształtowanie leży bowiem w gestii samorządu miasta czy gminy, nie zaś marszałka i sejmiku).

Pytanie 4. Czy konieczność uporania się z kryzysem w strefie euro, którego głównym przejawem są działania na szczeblu rządów narodowych, nie ograniczy znaczenia i podmiotowości regionów?

Nie sądzę, by tak się miało stać. Przeciwnie, kryzys może nasilić tendencje autonomizacji silniejszych regionów, co może wymusić kolejne kroki decentralizacji. Ale oczywiście ostateczny rezultat jest trudny do przewidzenia, ponieważ niewiele jeszcze jesteśmy w stanie powiedzieć na temat samego kryzysu, jego przebiegu i długofalowych rezultatów.

 

1 Zob. „Gazeta Wyborcza” z 23 lutego 2012 r.

2 Region jest konkurencyjny, jeżeli wygrywa konkurencję o kapitał (zarówno własny, jak i zewnętrzny), szczególnie niosący przedsięwzięcia innowacyjne i zaawansowane technologicznie (a więc przynoszące dużą wartość dodaną i miejsca pracy wysokiej jakości), oraz jeżeli stwarza przedsiębiorstwom w nim zlokalizowanym takie korzystne warunki, dzięki którym poprawiają one swoją długofalową konkurencyjność. Są to niejako dwie strony tego samego procesu, wzajemnie się wzmacniające i od siebie uzależnione.

3 Takie „udawanie” jest powszechną praktyką w polityce spójności. Zarówno Komisja Europejska, jak i rządy oraz władze regionalne i lokalne finansują wiele przedsięwzięć o znaczeniu wyłącznie socjalnym (poprawiających warunki życia mieszkańców), starając się jednocześnie wykazać, że mają one znaczenie prorozwojowe (klasycznym przykładem są tu ścieżki rowerowe, w założeniu zwiększające ruch turystyczny, a w rzeczywistości będące chodnikami dla pieszych. Przykłady takie są na porządku dziennym).

4 Za błędne uważam np. włączenie do Średniookresowej Strategii Rozwoju Kraju (bardzo zresztą słabego dokumentu) całego zespołu celów „sprawne państwo”. Podniesienie jakości rządzenia (w Polsce zresztą coraz niższej) nie jest celem – jest uwarunkowaniem celów strategicznych, nie może być także przedmiotem wyboru strategicznego, jest bowiem oczywiste, że jakość tę należy stale poprawiać.

5 W drugiej edycji strategii regionalnych wiele z nich zawierało trzy zespoły celów: gospodarczy, społeczny i przestrzenny. To schematyczne ujecie oczywiście nic nie znaczyło i było furtką, która pozwalała utrzymać pełną dowolność w korzystaniu ze środków Unii Europejskiej. Na drugim biegunie znajdowały się strategie zawierające ok. dziesięciu celów strategicznych – niemożliwych do zapamiętania, a tym bardziej do wykonania. Klasą samą w sobie były strategie zawierające kilka „pól”, „priorytetów” i „celów” albo „działań” – tworzące zupełnie niezrozumiałe konstrukcje intelektualne i w zasadzie nienadające się do operacjonalizacji.

6 Wiele strategii województw zawiera jednak stwierdzenia, że w horyzoncie ich działania zostanie wybudowana autostrada, podjęta duża inwestycja zagraniczna czy uruchomione lotnisko krajowe, Są to oczywiste błędy metodologiczne – wystarczy jedna decyzja ministra (np. niedawna o zaniechaniu budowy lotniska centralnego czy szybkiej kolei Y), by strategia zbudowana wokół takich założeń stała się wątpliwa.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Nie skazujmy się na dryf rozwojowy

Rozmowę prowadzi Leszek Szmidtke, dziennikarz Pomorskiego Przeglądu Gospodarczego i Radia Gdańsk

Leszek Szmidtke: Polska gospodarka, polskie firmy tracą dotychczasowe atuty wynikające na przykład z niższych kosztów pracy. Dochodzimy do ściany?

Jerzy Hausner: Nasza gospodarka się rozwija i ciągle posiada spore atuty. Niestety coraz wyraźniej widzimy, że mnożą się bariery i nasz rozwój okupiony jest coraz większym wysiłkiem i nakładami. Jednak nie tylko gospodarka jest temu winna. Moim zdaniem większe znaczenie ma otoczenie, czyli państwo i społeczeństwo. Idąc tropem Janusza Czapińskiego, można powiedzieć, że nasz rozwój ma charakter molekularny i opiera się na mikrospołecznych strukturach. Rozwija się życie rodzinne, społeczne i gospodarcze na lokalnym poziomie. Dlatego dobrze wygląda na przykład budownictwo mieszkaniowe i powstaje dużo małych firm. Natomiast wszystko, co zależy od dużego, zbiorowego wysiłku, co jest zależne od jakości komunikacji społecznej – tzw. umiejętności miękkich – wygląda dużo gorzej. Z tego powodu bardziej złożone problemy, jak gospodarka wodna lub transport kolejowy, nie prezentują się najlepiej. Jak, w takim razie, mamy sobie poradzić z bardziej skomplikowanymi systemami opartymi na przepływie informacji? Jesteśmy przedsiębiorczy, ale nie innowacyjni.

Zmiana na lepsze musi się dokonać poprzez otoczenie, w którym działają firmy. Dlatego skok jakościowy powinien się odbyć poprzez szkoły, uczelnie, sądy, samorządy terytorialne, a nawet urzędy skarbowe.

Czyli rozwiązania należy szukać w sferze mentalnej, społecznej, a nie gospodarczej?

Trzeba dołożyć do tego jeszcze sferę państwową. Mała innowacyjność polskiej gospodarki to nie tylko problem przedsiębiorstw. Firmy, które robią karierę na skalę europejską lub nawet globalną, są innowacyjne, bo inaczej nie poradziłyby sobie na bardziej konkurencyjnych rynkach niż nasz. Niestety takich lokomotyw mamy za mało, a przedsiębiorstwa działające w kraju w większości nie szukają nowych rozwiązań. Dlatego prawdopodobieństwo, że z małej polskiej firmy narodzi się globalny gracz, jest niewielkie. Zmiana na lepsze musi się dokonać poprzez otoczenie, w którym działają firmy. Dlatego skok jakościowy powinien się odbyć poprzez szkoły, uczelnie, sądy, samorządy terytorialne, a nawet urzędy skarbowe.

20, a nawet 10 lat temu nikt nie myślał, że polska firma będzie chciała debiutować na NASDAQ albo będzie kupowała za miliardy dolarów dużą kanadyjską firmę. Więc może to kwestia czasu?

To jest kwestia czasu, ale nie można go rozumieć linearnie. W rozwoju nie dochodzi się automatycznie do kolejnych celów, nie przekracza się kolejnych progów, gdyż znaczenie mają pewne formuły. Przez pewien czas działają, później się jednak wyczerpują i gospodarka już nie rośnie. Nasza gospodarka rozwija się według formuły, którą nazywam dyfuzją naśladowczą. Polega na imporcie narzędzi zarządczych oraz urządzeń. Dziś bardzo pomaga nam kapitał zagraniczny, wytwarzający w Polsce produkty i eksportujący je w świat. Niestety zagraniczni inwestorzy nie rozwijają tych produktów i nie tworzą nowych w naszym kraju. Myśl jest na zewnątrz, a nad Wisłą są często tylko montownie. Cieszymy się z inwestycji w business centres, ale w większości polega to na prostym fakturowaniu. Powinno nam zależeć na takim rozwoju umiejętności osób pracujących w centrach biznesowych, który umożliwi im zajmowanie się coraz bardziej skomplikowanymi procedurami i zagadnieniami. Powinno nam zależeć na powstawaniu centrów badawczo­‑rozwojowych. Czas w rozwoju ma znaczenie, ale musi też nastąpić postęp jakościowy. Dlatego potrzebujemy działań wyzwalających proinnowacyjne zachowania przedsiębiorstw.

Czy narzędzia, które może wykorzystać władza publiczna, są wystarczające do takiej zmiany?

Moim zdaniem narzędzia wykorzystywane obecnie przez władze publiczne nie przystają do potrzeb. Doskonałym przykładem jest Ministerstwo Gospodarki. Czy to jest ministerstwo rozwoju, polityki strukturalnej, które potrafi pobudzać przedsiębiorczość i formułować programy zmian? Spójrzmy dalej, Ministerstwo Rozwoju Regionalnego nie zajmuje się przecież rozwojem regionalnym, tylko absorpcją środków unijnych. Niepokojące jest też, że prawie cała działalność prorozwojowa jest finansowana ze środków europejskich. Krajowe pieniądze stanowią skromną część. Jeżeli do tego dołożymy niską efektywność wydawania środków, to robi się z tego klasyczna bańka. Technicznie wydajemy unijne środki dobrze, ale jakościowo wygląda to mizernie. Dlatego należy postawić pytanie, jaki będzie efekt tak wydawanych pieniędzy. Jednak zasadniczy problem to brak tego, co określić trzeba suwerenną myślą strategiczną. Nie ma państwowej strategii rozwoju gospodarczego, a w konsekwencji nie ma układu instytucjonalnego mogącego tworzyć i uruchamiać narzędzia kształtujące ten rozwój.

Co jest przyczyną tej słabości?

Za słabością instytucjonalną kryje się niewłaściwy układ bodźców, struktur organizacyjnych, narzędzi oraz niezdolność do perspektywicznego myślenia. Jako państwo potrafimy się zmobilizować, mamy zdolność reaktywną, ale już ograniczoną zdolność responsywną – przykładem jest zamieszanie wokół ACTA. Natomiast rozwój oznacza działania prospektywne, czyli wyprzedzające. Te zaś wymagają dużej zdolności myślenia strategicznego. Gdy zapytać o centra myśli strategicznej rządu lub państwa, to widać, że przez moment był to Michał Boni ze swoim zespołem. Z tym, że bardzo interesujące i nowatorskie raporty przygotowane przez tez zespół nie przekładały się na operacyjne działania rządu czy szerzej – administracji publicznej.

W dzisiejszym świecie nie ma pełnej niezależności i wybór polega na stopniu współzależności. Może się ona przerodzić w zależność, czyli peryferyjny i podporządkowany rozwój, jeżeli nie buduje się własnej podmiotowości.

Presja Komisji Europejskiej, która zapowiada w nowym okresie programowania odejście od polityki spójności na rzecz innowacyjności, nie zmusi nas do zmiany myślenia i działania?

Unia Europejska ma za sobą bolesne doświadczenia ze strategią lizbońską. Zapisane tam próby pobudzania konkurencyjności gospodarki zakończyły się porażką. Obecnie bardziej rozwinięta część wspólnoty koncentruje się na bieżących problemach, ale szybko wróci do zastanawiania się, jak podnosić konkurencyjność europejskiej gospodarki w dłuższej perspektywie. Tylko, że w Brukseli recepty na polską gospodarkę nie wymyślą. Sami musimy to zrobić. Powinna powstać nasza suwerenna myśl rozwojowa powiązana z kierunkami rozwoju wypracowanymi przez Unię Europejską. W dzisiejszym świecie nie ma pełnej niezależności i wybór polega na stopniu współzależności. Może się ona przerodzić w zależność, czyli peryferyjny i podporządkowany rozwój, jeżeli nie buduje się własnej podmiotowości. Stajemy wobec kluczowego wyzwania: jak budować podmiotowość gospodarczą, a istotą podmiotowości jest konkurencyjność. Dlatego musimy dokonać bilansu mocnych i słabych stron i wybrać te kierunki rozwoju, które pozwolą budować przewagi konkurencyjne. Na pewno ich nie stworzymy, będąc tanim producentem i wykonawcą tanich usług.

Spoglądając na strategie regionalne i programy operacyjne trudno dopatrzyć się różnic. Tak jakby dla województwa podkarpackiego i pomorskiego był ten sam wzór. Każde województwo chce być innowacyjne i odmienia innowacyjność przez wszystkie przypadki.

Czy te wybory dotyczą w równym stopniu władzy centralnej i samorządów różnych szczebli?

Spoglądając na strategie regionalne i programy operacyjne trudno dopatrzyć się różnic. Tak jakby dla województwa podkarpackiego i pomorskiego był ten sam wzór. Każde województwo chce być innowacyjne i odmienia innowacyjność przez wszystkie przypadki. Tymczasem są między nimi kolosalne różnice i muszą one znaleźć własne koncepcje rozwoju z uwzględnieniem wspólnego organizmu jakim jest unitarna Polska. Budując strategie trzeba dokonać wyboru. Oczywiście jest to ryzyko, ale należy je podjąć.

Kto ma tworzyć taką strategię i ponosić odpowiedzialność za podejmowane ryzyko?

Tworzenie strategii odbywa się na co najmniej trzech poziomach. Nim przystąpi się do jej konstruowania, trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie: czy na poziomie regionu prowadzimy jakąś politykę? Jeżeli prowadzimy, to jak ona wygląda, kto za co odpowiada i jakie narzędzia są do dyspozycji. Polityka regionalna nie polega na wydawaniu unijnych pieniędzy. Wystarczy, że tak ją rozumie Ministerstwo Rozwoju Regionalnego. Nieefektywne wydawanie pieniędzy w gruncie rzeczy jest obciążeniem, a nie rozwojem. Dlatego myśląc o przyszłości, trzeba postawić kolejne pytanie: z czego regiony mają czerpać dochody? Samorządy regionalne muszą się zmierzyć na przykład z dylematem, co zrobić, żeby wytwarzana energia była czystsza i jednocześnie tańsza. Dopiero później przychodzi czas na tzw. kwestie narzędziowe, na szukanie ekspertów, tworzenie projektów, szukanie partnerów, współpracy z różnymi środowiskami: biznesowymi, pozarządowymi itd. Zdolność do współpracy i do zwrotnej refleksji decydują, czy wizje można zrealizować. Jeden z moich ulubionych przykładów: co zyskało Opole na autostradzie łączącej Wrocław z Katowicami? Chyba tylko to, że szybciej można ominąć to miasto.

Co wyzwala perspektywiczne myślenie, stymuluje rozwój?

Potrzebujemy swobody działania, zdolności komunikowania i wreszcie umiejętności współdziałania.

Jest miejsce na wartości?

Mieszczą się w tym co nazwałem „zdolnością komunikowania”. Wartości nie można narzucić i dlatego jest to część większej całości. Dyskutując o wieku emerytalnym widzimy, że nie można tego rozpatrywać w kategoriach księgowych. Za tym się kryją również pewne zasady społeczne, wartości rozwojowe. Jeżeli w ten sposób będziemy podchodzić do poważnych wyzwań, jest szansa na porozumienie. W innym wypadku będziemy mieli próbę sił, a z tego nic dobrego nie wyniknie. Skoro jesteśmy przy emeryturach, to w ilu województwach mamy refleksję o starzeniu się społeczeństwa i skutkach, jakie niesie ten proces?

W północnej części Polski nie znam takiego przypadku żeby samorząd regionalny poddawał ten problem pod dyskusję lub był zawarty w strategiach.

Widziałem jeden dokument podejmujący ten temat przygotowany przez samorząd województwa małopolskiego. A przecież starzeje się nie tylko Europa, Polska, ale również nasze województwa i miasta. Władze samorządowe wszystkich szczebli powinny się zdobyć na taką refleksję. Ten proces niesie określone konsekwencje i nie można tego ignorować.

Wydźwięk pańskiego raportu nie był zbyt optymistyczny. Taka jest również pańska ocena przyszłości?

Jestem wręcz genetycznym optymistą. „Rozwój” nie jest kategorią wiary, ale przekonania o istnieniu mechanizmów pozwalających rozwiązywać problemy. Najczęściej rozwiązanie jednych rodzi inne, które też trzeba będzie pokonać. Wszystko zaczyna się jednak od refleksji, nowych idei, a później potrzebne są umiejętności przełożenia ich na praktykę. Jednak mimo optymizmu dostrzegam w Polsce umacnianie się barier rozwojowych i jeżeli nie usuniemy ich teraz, to z czasem będzie to coraz trudniejsze. Wtedy zamiast płynnego pokonywania trudności przeżyjemy zapaść, która otworzy dopiero drogę do rozwoju. Rozwijanie się w ten sposób jest bardzo kosztowne i bolesne.

Dziękuję za rozmowę.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Zmienne losy regionów i miast – od czego zależą

W procesie rozwoju gospodarczego całego kraju znaczenie niektórych miejsc rośnie, innych zaś maleje. Dochodzi do migracji pracy i ludności. Taka jest naturalna kolej rzeczy. Wzrost gospodarczy nie jest neutralny geograficznie – niektóre miasta rozwijają się szybciej niż inne. Studiowanie tego typu przemian to podstawowe zajęcie badaczy z dziedziny ekonomii regionalnej i geografii ekonomicznej. W ciągu ostatnich pięćdziesięciu lat wyczerpująco udokumentowano i przeanalizowano różne modele rozwoju regionalnego i rozwoju miast w Europie, Ameryce Północnej i innych częściach świata. Dziedzina ta jest też bogato opisana w literaturze.

W tym artykule proponuję krótki przegląd najistotniejszych wniosków, które można wysnuć na podstawie wspomnianej rozległej literatury. Z natury rzeczy, mój dobór źródeł ma charakter osobisty i wynika z własnego doświadczenia badacza (a czasami również praktyka), pracującego na terenie Kanady, obu Ameryk i Europy. Opracowanie dotyczy głównie tzw. rozwoju regionalnego, czyli zmiennych losów konkretnych miejsc, ze szczególnym naciskiem na los tych, które w ogólnym rozrachunku ponoszą klęskę. Dotyczy też skuteczności kierowanych pod ich adresem programów pomocowych.

Próby administracyjnego ograniczania migracji ze wsi do miasta nie mają szans powodzenia i prowadzą do powstawania osiedli i społeczności o niskim poziomie życia, oficjalnie pozostających w konflikcie z prawem.

Zgromadzone w przeszłości wnioski podsumowuję w dwunastu punktach:

1. Wzrost urbanizacji jest procesem nieuniknionym, nie do zatrzymania i nieodwracalnym.

Nie ma na świecie kraju, w którym jednocześnie dokonał się rozwój gospodarczy i można było uniknąć wzrostu urbanizacji – czyli masowej migracji ludności z terenów wiejskich do miast.

Wynika to z podstaw ekonomii. Wzrost dochodów i rentowności powoduje spadek udziału wydatków na żywność w gospodarstwie domowym (prawo Engla), przy jednoczesnym wzroście wydajności pracy w sektorze rolnictwa. Nieuniknioną wspólną konsekwencją obu tych procesów jest ciągły spadek zapotrzebowania na pracę na roli. Do tej pory żaden system polityczny – kapitalistyczny, komunistyczny czy inny – nie był w stanie zmienić tej podstawowej logiki. Jedyny sposób na zatrzymanie procesów urbanizacyjnych to powstrzymanie wzrostu rentowności i wzrostu dochodów, czyli, innymi słowy, utrzymywanie biedy.

Próby administracyjnego ograniczania migracji ze wsi do miasta nie mają szans powodzenia i prowadzą do powstawania osiedli i społeczności o niskim poziomie życia, oficjalnie pozostających w konflikcie z prawem.

Próby kontrolowania migracji wewnątrz kraju za pomocą wewnętrznych systemów paszportowych lub lokalnych ograniczeń meldunkowych zawsze kończyły się niepowodzeniem – niezależnie od tego, czy podejmowane były przez reżimy lewicowe czy prawicowe. Chiński system hukou , w ramach którego osoby pragnące przenieść się z obszaru wiejskiego do miasta muszą najpierw uzyskać pozwolenie na zmianę miejsca zamieszkania (inaczej pozostają poza prawem), nie spełnia żadnego ze swoich podstawowych celów. Główne osiągnięcie systemu hukou to stworzenie na terenie największych miast Chin olbrzymiej rzeszy nielegalnie przemieszczających się osób. Podobnie, nigdy nie udało się w okresie apartheidu w Republice Południowej Afryki skutecznie kontrolować napływu ludności afrykańskiej do „białych” miast za pomocą systemu książeczek dla czarnoskórych. Jednym z powodów całkowitego upadku systemu apartheidu był nieustanny napływ ludności afrykańskiej do „nielegalnych” miasteczek otaczających większe miasta.

Z przykładów tych wyłania się dość oczywisty wniosek: próby administracyjnego ograniczania migracji ze wsi do miasta nie mają szans powodzenia i prowadzą do powstawania osiedli i społeczności o niskim poziomie życia, oficjalnie pozostających w konflikcie z prawem.

2. Próby hamowania rozwoju miast kończą się niepowodzeniem. Rzadko udaje się wyznaczanie granic rozwoju miasta.

Ileż razy można usłyszeć urzędnika (zwykle w krajach rozwijających się), który mówi: „Miasto x czy y jest za duże – musimy zatrzymać jego dalszy rozwój”. Nasuwa się odpowiedź: „Nawet o tym nie myśl”. Próby wyznaczania geograficznych granic rozwoju miasta prowadzą do powstawania tzw. nieformalnych (lub nielegalnych czy dzikich, używając przymiotników mniej poprawnych politycznie) osiedli poza wyznaczoną granicą. Niezależnie od nazewnictwa, powstaje czarny rynek nieruchomości, wyłączony z normalnie funkcjonującej i zarządzanej części miasta – to powszechne zjawisko zwłaszcza w krajach rozwijających się, ale spotykane również w społeczeństwach rozwiniętych.

Skuteczność prób wyznaczania granic wokół miasta jest odwrotnie proporcjonalna do tempa jego rozwoju. Próby takie są szczególnie nieskuteczne w krajach rozwijających się, ogarniętych gorączką urbanizacji, gdzie niemal dosłownie „wybuchają” nowe miasta. Im większa jest presja wzrostu, tym bardziej bezowocne są próby jego ograniczenia, ale również tym większe prawdopodobieństwo tworzenia się czarnych rynków, przepełnionych korupcją i brakiem bezpieczeństwa budowlanego. Efektem ubocznym źle zaplanowanego wyznaczania granic rozwoju jest sztuczne podwyższanie wartości tych części miasta, zwykle położonych w centrum, gdzie budowanie jest dozwolone – co wpływa na wzrost cen i zapewnia dodatkowe zyski właścicielom i agencjom nieruchomości. W wielu krajach rozwijających się prowadzi to do zwiększania przepaści społecznej pomiędzy pełnym zieleni śródmieściem i położonymi na obrzeżach miasta dzikimi osadami. To częsty widok w miastach Ameryki Łacińskiej.

Na takie zjawiska nie są odporne również społeczeństwa bogate, chociaż występujące tam skutki są mniej katastrofalne – choćby ze względu na to, że rozwój miast jest „naturalnie” spowolniony. Wyznaczanie granic wokół miast, które generalnie przestały się już rozwijać, to jak zamykanie drzwi do stajni, kiedy koń się znarowił. Mimo to, jest to ulubiony rodzaj działań zmotywowanych ekologicznie planistów. Kiedyś pasy zieleni były jednym z ostatnich krzyków mody. Nie uważam, by trzeba było z nimi walczyć, gdyż efektem końcowym (zwykle niezamierzonym) jest powstawanie terenów zielonych i parków wokół miasta. Jeżeli jednak presja wzrostu będzie nadal działać, zieleń nie powstrzyma rozwoju urbanistycznego, tworząc jedynie sytuację, w której nowe budownictwo po prostu „przeskoczy” poza pas zieleni. Właśnie to stało się w moim sąsiedztwie, w stolicy Kanady – Ottawie.

3. Formę (strukturę) rozwoju miasta można kształtować. Istnieje możliwość wprowadzania bardziej efektywnych form urbanistycznych.

Bardzo ważne jest, by odróżniać próby zahamowania lub spowolnienia wzrostu miast (bezowocne) od polityki zmierzającej do kształtowania rozwoju miasta w sposób najbardziej efektywny z punktu widzenia kosztów oraz budowy i utrzymania infrastruktury finansowanej ze środków publicznych. Wolałbym nie używać słowa „planowanie”, gdyż ma ono zabarwienie ideologiczne, jednak kwestia, o której mowa mieści się w ramach pojęcia planowania urbanistycznego. Inteligentne planowanie miasta jest możliwe.

Unikać błędów na początku i brać pod uwagę skutki długoterminowe. Większość inwestycji w zakresie infrastruktury transportowej nadaje kształt przyszłym formom urbanistycznym.

Patrząc z perspektywy ekonomicznej, istotnym uzupełnieniem właściwego funkcjonowania efektywnego rynku jest dostarczanie dóbr publicznych. „Dobra publiczne”, które w żargonie ekonomicznym odnoszą się do dóbr (w tym również usług) niedostarczanych przez rynek spontanicznie, są szczególnie istotne dla dużych miast: drogi, ulice, systemy kontroli ruchu, oświetlenie, parki, transport publiczny itd. Dobra te muszą być finansowane – w całości lub części – z podatków. Szczególnie istotny wpływ na to, w jaki sposób rozwija się miasto, ma infrastruktura transportowa. Może ona być zarządzana w sposób niepubliczny (płatne autostrady, kolej), jednak to, dokąd prowadzą szlaki komunikacyjne, prawie zawsze planowane jest przez władze publiczne. Z punktu widzenia efektywności kosztowej, zwłaszcza w przypadku infrastruktury kapitałochłonnej i podlegającej efektowi skali, istotne jest, by na szlaku inwestycji jak najmniej było skupisk budynków mieszkalnych czy użytkowych. Wpływ na to mają kolejne elementy związane z planowaniem miasta: prawo budowlane, miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego itd. Istniejące związki przyczynowo­‑skutkowe tworzą czasami trudną do rozwikłania pętlę, co nie ułatwia pracy planistom i lokalnym władzom.

Unikać błędów na początku i brać pod uwagę skutki długoterminowe. Większość inwestycji w zakresie infrastruktury transportowej nadaje kształt przyszłym formom urbanistycznym.

Decyzje planistyczne to po części sprawa preferencji publicznych – i tak powinno pozostać. Historia uczy nas jednak, że prawie niemożliwa jest ingerencja w formy urbanistyczne kształtowane poprzez inwestycje infrastrukturalne w ciągu wielu dekad, już po ich wybudowaniu. Niezależnie od tego, jak bardzo planiści transportu na terenie wielkiej metropolii Los Angeles chcieliby zmienić istniejącą sytuację, to i tak mają dzisiaj do czynienia z rozproszonym modelem urbanistycznym o niskiej gęstości zaludnienia, co nie ułatwia zapewnienia usług transportu publicznego.

Lekcja, którą warto wyciągnąć (tam, gdzie jest to możliwe): unikać błędów na początku i brać pod uwagę skutki długoterminowe. Większość inwestycji w zakresie infrastruktury transportowej nadaje kształt przyszłym formom urbanistycznym.

4. Próby zmiany modeli rozwoju regionalnego na poziomie ogólnokrajowym generalnie nie przynoszą skutku.

Zasady dla wewnętrznych struktur urbanistycznych na poziomie lokalnym, obowiązują z podwójną mocą dla ogólnokrajowego modelu rozwoju urbanistycznego. Raz stworzona hierarchia urbanistyczna jest prawie niezmienna, zwłaszcza na samym szczycie.

Państwo nie powinno dążyć do planowania wzrostu liczby ludności miast lub do zmiany istniejących regionalnych modeli wzrostu. Nie oznacza to jednak, że decyzje strategiczne nie mają wpływu na ścieżki rozwoju.

Jedną z najbardziej zaskakujących prawidłowości geografii ekonomicznej krajów jest wyjątkowa stabilność hierarchii miast na tle upływu czasu, szczególnie w krajach o dłuższej historii osadnictwa. W Europie wszystkie najważniejsze sto lat temu miasta do dzisiaj pełnią rolę najważniejszych ośrodków miejskich. Prawie zawsze podobnie jest w przypadku drugiego co do wielkości miasta w kraju. Zadziwiająco stabilne są również proporcje względne. Obszar metropolitalny Paryża jest siedem razy większy od obszaru metropolitalnego Lyonu – drugiego co do wielkości miasta Francji, podobnie jak miało to miejsce dwieście lat temu. Jedynie w młodszych krajach, gdzie modele osadnictwa jeszcze nie skostniały, takich jak Stany Zjednoczone, Kanada czy Australia, można spodziewać się większych zaburzeń w zakresie rankingu miast.

Państwo nie powinno dążyć do planowania wzrostu liczby ludności miast lub do zmiany istniejących regionalnych modeli wzrostu. Nie oznacza to jednak, że decyzje strategiczne nie mają wpływu na ścieżki rozwoju.

Ze względu na istnienie bogatszych, starzejących się społeczeństw można oczekiwać wzrostu atrakcyjności przede wszystkim miejsc o cieplejszym klimacie i z innych względów uprzywilejowanych geograficznie (morze, góry, jeziora). Nie jest to jednak coś, co można poddać regułom prowadzonej polityki – nie sposób przecież mówić o nasłonecznieniu w kategoriach prawnych.

Lekcja, którą warto wyciągnąć, jest prosta: państwo nie powinno dążyć do planowania wzrostu liczby ludności miast lub do zmiany istniejących regionalnych modeli wzrostu. Nie oznacza to jednak, że decyzje strategiczne nie mają wpływu na ścieżki rozwoju (patrz pkt następny).

5. Dramatyczne zmiany ścieżek rozwoju regionalnego prawie zawsze są wynikiem wydarzeń zewnętrznych albo wstrząsów, których nie można było przewidzieć.

Zdarza się, że miasta zaczynają chylić się ku upadkowi lub, na odwrót, pną się w górę w rankingach. Jednak zmiany takie zdarzają się rzadko.

Tam, gdzie pojawiają się ogólne zmiany regionu czy miasta, najczęściej są one wynikiem fundamentalnej transformacji politycznej lub technologicznej. Zmiany granic i podziały ideologiczne, do których dochodziło w przeszłości w Europie, miały wpływ na losy miast – czego dowodem jest rozwój miast zachodnioniemieckich w porównaniu z miastami wschodnioniemieckimi: Lipsk podupadł, a Monachium rozwinęło się. W Stanach Zjednoczonych, odmienny rozwój Nowego Orleanu (niegdyś głównej metropolii Południa) oraz Atlanty (miasta obecnie powszechnie uważanego za siłę napędową Południa) ma swoje korzenie w wojnie secesyjnej i smutnym dziedzictwie niewolnictwa.

Większe inwestycje publiczne lub prywatne w zakresie połączeń transportowych nigdy nie pozostają geograficznie neutralne – zawsze pojawiają się zwycięzcy i przegrani.

W czasach bardziej współczesnych głównym źródłem zmian rozwojowych (pozytywnych i negatywnych) są zmiany technologiczne. Zmiany w zakresie technologii produkcji stali oraz zapotrzebowania na węgiel powstrzymały rozwój wielkich metropolii „stalowych”, takich jak Essen, Pittsburgh czy angielskie Birmingham. Pojawienie się ruchu lotniczego oznaczało, że brak portu morskiego przestawał był utrudnieniem w rozwoju ośrodków biznesowych i finansowych. Wątpliwe jest, by amerykańskie miasta Denver i Atlanta osiągnęły swoją obecną pozycję bez rozwoju lotnictwa. Z tego samego powodu miasta portowe utraciły pozycję quasi­‑monopolistów w zakresie usług finansowych.

Większe inwestycje publiczne lub prywatne w zakresie połączeń transportowych nigdy nie pozostają geograficznie neutralne – zawsze pojawiają się zwycięzcy i przegrani.

Większe ogólnokrajowe lub wewnątrzkontynentalne inwestycje infrastrukturalne mogą całkiem odmienić pozycję konkurencyjną danego miasta. Obserwowana od lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku stagnacja Buffalo jest w dużej mierze związana z budową Drogi Wodnej Świętego Wawrzyńca. Symbolem tego rodzaju zmian, przynajmniej w Stanach Zjednoczonych, jest budowa Kanału Erie w latach czterdziestych XIX w. – bez czego Nowy Jork być może nigdy nie wyprzedziłby Filadelfii i nie zyskał miana „Big Apple”. Są to jednak bardzo rzadkie przypadki.

Można z tego wyciągnąć dwie lekcje: pierwsza – żadne korzyści nie trwają wiecznie i niemądrze jest budować na podstawie tylko jednego elementu (patrz również pkt 10); druga – większe inwestycje publiczne lub prywatne w zakresie połączeń transportowych nigdy nie pozostają geograficznie neutralne – zawsze pojawiają się zwycięzcy i przegrani.

6. Dominujące rynki naturalnie przyciągają wzrost. Spadające koszty transportu i bardziej otwarte granice wzmacniają przyciąganie rynków.

Na świecie istnieje na to mnóstwo przykładów. Gospodarka meksykańska przesuwa się na północ, na zasadzie przyciągania przez głównego partnera i źródło bezpośrednich inwestycji. Monterrey, położone blisko granicy z Teksasem, to wschodząca przemysłowa metropolia Meksyku. W Chinach wzrost koncentruje się w nadmorskich konurbacjach Szanghaju i Kantonu/Hongkongu, gdzie generowane są największe zarobki i dochody.

Nie mniej widoczne jest przyciąganie historycznego gospodarczego centrum Europy – obszaru o kształcie banana rozciągającego się od Londynu po Mediolan (nazywanego przez geografów „europejskim bananem”). Najbogatsze części Włoch znajdują się na północy kraju, podobnie jak najbogatsze regiony Hiszpanii. Wschodzące hiszpańskie ośrodki przemysłowe to Barcelona i Bilbao. Z tych samych przyczyn gospodarki Słowacji i Węgier ciążą w kierunku zachodnim – w stronę gospodarczego centrum Europy.

Poprawa infrastruktury transportowej zawsze, z zasady, zwiększa przyciąganie dominujących rynków. Gęsta sieć połączeń drogowych, kolejowych i lotniczych, skupiona w ekonomicznym centrum Europy, wzmacnia ogólnoświatową dostępność i przyciąganie Europy. Wszystkie cztery porty lotnicze obsługujące największą liczbę pasażerów na tym kontynencie (Londyn, Paryż, Frankfurt i Amsterdam) leżą w obrębie lub w pobliżu gospodarczego centrum Europy.

Można z tego wyciągnąć dwie lekcje: pierwsza – prawie nie sposób przeciwstawić się przyciąganiu rynków; także tutaj występują zwycięzcy i przegrani; druga – nie można liczyć na to, że inwestycje w infrastrukturę transportową zmniejszą przyciąganie dominujących rynków.

7. Naturalnym wynikiem integracji gospodarczej i wzrostu handlu są korytarze handlowe, łączące rozwijające się miasta.

W Stanach Zjednoczonych istnienie od ponad 200 lat zintegrowanej (pozbawionej granic) gospodarki całego kontynentu oraz polaryzujące wpływy rynków i wymiana handlowa doprowadziły do powstania gęstej sieci wzajemnie powiązanych ze sobą korytarzy handlowych, napędzających gospodarki uprzywilejowanych w ten sposób miast.

W toku dalszej integracji i pogłębiania więzi europejskich należy spodziewać się jednoczesnego wzmocnienia dużych konurbacji oraz składających się z wielu miast korytarzy handlowych.

Najbardziej znane jest megalopolis rozciągające się na północno­‑wschodnim wybrzeżu USA, od Bostonu do Waszyngtonu, zamieszkane przez blisko 60 mln ludzi i obejmujące obszary Nowego Jorku, Filadelfii i Baltimore. Ta aglomeracja rozprzestrzenia się w kierunku południowym, wzdłuż głównych autostrad międzystanowych, obejmując dzisiaj szeroki pas rozwijających się miast pomiędzy Bostonem i Atlantą. Podobnie potężny korytarz wzrostu powstaje na Zachodnim Wybrzeżu, łącząc obszary San Diego, Los Angeles i Zatoki San Francisco.

Lekcja, którą można z tego wyciągnąć, dotyczy głównie Europy. W toku dalszej integracji i – miejmy nadzieję – pogłębiania więzi europejskich należy spodziewać się jednoczesnego wzmocnienia dużych konurbacji (czasami nawet ponadnarodowych, takich jak Kolonia­‑Akwizgran­‑Maastricht­‑Liège) oraz składających się z wielu miast korytarzy handlowych – nie tylko wzdłuż tradycyjnego „europejskiego banana”, ale także na linii powracających korytarzy, takich jak Hamburg­‑Berlin­‑Drezno­‑Praga­‑Wiedeń.

8. Rozmiar i położenie mają znaczenie – regiony nieposiadające żadnej z tych zalet są na gorszej pozycji.

Sytuacja regionów, które ani nie posiadają wystarczająco dużego miasta, ani nie leżą w obrębie (lub w pobliżu) korytarza handlowego, jest gorsza w warunkach obecnej gospodarki globalnej, opierającej się na wiedzy. Istnieją dwa wyjątki od tej reguły: regiony o naturalnym uroku (słońce, fale), atrakcyjne dla mobilnych społeczności (przypominam pkt 4), oraz regiony wyjątkowo obficie obdarzone zasobami naturalnymi (ropa, minerały, energia hydroelektryczna).

Można spierać się o to, co oznacza „wystarczająco” duże miasto. Pojęcie to ma inne znaczenie dla Chin (gdzie miasto z milionem mieszkańców uważa się za małe) i dla Nowej Zelandii (gdzie dziesięciokrotnie mniejsze może być postrzegane jako duże). Badania wskazują, że w warunkach europejskich i północnoamerykańskich konieczne jest osiągnięcie progu pół miliona mieszkańców, by zagwarantować autonomiczny potencjał rozwoju.

Badania podkreślają również istnienie silnego związku pomiędzy wielkością miasta a liczbą pracowników posiadających wyższe wykształcenie. Wysoko rozwinięte gałęzie przemysłu i działalność badawcza naturalnie ciążą ku aglomeracjom posiadającym duże uniwersytety oferujące wiele kierunków nauczania oraz dobre szkoły techniczne. Wszystkie najważniejsze ośrodki naukowo­‑technologiczne w Ameryce Północnej zlokalizowane są w metropoliach co najmniej jednomilionowych. Dwa najważniejsze pod tym względem regiony‑ Zatoka San Francisco i obszar Bostonu – zlokalizowane są w metropoliach ponadpięciomilionowych.

Równie mocno można spierać się o pojęcie dobrej lokalizacji. Oczywistą zaletą jest, na przykład, bliskość Nowego Jorku czy Frankfurtu. Oxford i Cambridge przyciągają wysoko rozwinięte gałęzie przemysłu nie tylko dlatego, że posiadają szacowne uniwersytety, ale również dlatego, że położone są w promieniu stu kilometrów od Londynu. Na tej samej zasadzie położenie w pobliżu rozwijającego się rynku jest korzystniejsze niż bliskość rynku podupadającego.

Najistotniejszą kwestią jest to, że wielkość i usytuowanie miasta to cechy dziedziczone, których nie da się łatwo zmienić. W przypadku mniejszych i położonych bardziej na uboczu miejscowości inicjatywy rozwojowe, które nie biorą pod uwagę ograniczeń związanych z rozmiarem i odległością, mają małe szanse powodzenia.

9. Wyspecjalizowany przemysł, oparty na dużych, o wysokim kapitale zakładach, rzadko stanowi receptę na długoterminowy wzrost.

Obszarom z tradycjami związanymi z górnictwem i przemysłem ciężkim wyjątkowo trudno jest przestawić się na nowoczesną gospodarkę opartą na wiedzy. Jest to również przestrogą – wyspecjalizowany przemysł często niesie ze sobą zalążek autodestrukcji. W Stanach Zjednoczonych podstawowym przykładem jest Detroit – kiedyś jedno z najszybciej rozwijających się miast, dzisiaj pogrążone w – wydaje się – nieodwracalnym procesie upadku. Oprócz Detroit można podać wiele innych przykładów: amerykański „pas rdzy” (nazwa mówi sama za siebie), angielskie Midlands, niemieckie Zagłębie Ruhry, belgijska Walonia itd.

Wspólną cechą wszystkich tych przykładów jest obecność dużych zakładów przemysłowych lub innych wielkich przedsięwzięć (jak kopalnie czy stocznie) – bardzo kapitałochłonnych i mających silne organizacje związkowe. Duży rozmiar przedsiębiorstwa ułatwia działalność związkową. Kapitałochłonność zaś, w połączeniu ze standardowymi technologiami produkcji masowej, oznacza z kolei, że przedsiębiorstwo (również pod wpływem dodatkowych nacisków ze strony związków) płaci relatywnie wysokie pensje za stosunkowo nisko wykwalifikowaną pracę. Powstające w wyniku tego środowisko, nieprzychylne z punktu widzenia długoterminowego rozwoju, niesie ze sobą skutki zarówno społeczne, jak i ekonomiczne: lokalne nastawienie mentalne i środowisko pracy, które nie sprzyja nauce na poziomie wyższym, innowacyjności czy powstawaniu nowych firm. Jeżeli mając niskie wykształcenie, można dobrze zarabiać, to po co studiować na uniwersytecie? Jeżeli zakład produkcyjny daje bezpieczeństwo zatrudnienia, to po co myśleć o zakładaniu własnej firmy?

Jak uczy historia podobnych miejsc, najgłębszym ich problemem jest to, że powstającą w ten sposób lokalną mentalność bardzo trudno zmienić. Tradycyjnie hutnicze i górnicze miasta Walonii czy Midlands pozostają w tarapatach od ponad pięćdziesięciu lat. Nastawienia mentalne, wyrobione przez duże zakłady przemysłowe i środowisko związkowe, mogą utrzymywać się jeszcze długo po zamknięciu ostatniego zakładu czy kopalni. Nie znam ani jednego przypadku, gdzie udało się znaleźć łatwe rozwiązanie tego problemu. Droga do uzdrowienia jest zawsze długa.

Nauka płynąca w tym przypadku niekoniecznie podnosi na duchu: obszary tego rodzaju wymagają specjalnej troski i zróżnicowanych strategii – dostosowanych do społeczności. Gotowe narzędzia nie istnieją.

10. Obszary peryferyjne – jeśli mają się rozwijać – muszą być konkurencyjne kosztowo.

Chyba że, jak wspominałem wcześniej, są szczęśliwymi posiadaczami bardzo bogatych zasobów naturalnych czy też mają wyjątkowy urok. Miejscowość, która nie jest dużym miastem ani nie leży w pobliżu dużego miasta i nie jest łatwo dostępna dla dużych rynków, musi zrekompensować swoje niekorzystne położenie poprzez zaoferowanie czegoś innego. Niemal we wszystkich przypadkach, w których wcześniej peryferyjne lub w inny sposób niekorzystnie usytuowane miejscowości zdołały dokonać zwrotu i przyciągnąć przedsiębiorczość, stało się tak ze względu na relatywnie niższe koszty – zwłaszcza niższe koszty pracy.

Rynek pracy musi być elastyczny. Jeżeli społeczności o niekorzystnym położeniu geograficznym mają stawać do rywalizacji, należy pozwolić na to, by koszty były niższe niż w innych częściach kraju.

Z wyjątkiem urokliwych miejscowości nadmorskich dobrym przykładem jest tutaj amerykańskie Południe. Ze swojego matecznika w Detroit przemysł samochodowy konsekwentnie przesuwa się coraz bardziej na południe: do małych i średnich miast stanów Kentucky, Tennessee i Alabama. Przemysł tekstylny i odzieżowy w znacznym stopniu przemieścił się z Nowej Anglii i Nowego Jorku do Północnej i Południowej Karoliny. Nietrudno znaleźć przyczyny takiej sytuacji. We wszystkich przypadkach nowe miejsca oferują otoczenie mniej przesycone związkami zawodowymi (często z tzw. prawem do pracy, zakazującym umów związkowych z pracodawcą) oraz niższe płace, a także niższe ceny nieruchomości i koszty infrastrukturalne. Jest mało prawdopodobne, by wspomniane zakłady przemysłowe przeniosły się do małych i średnich miast Południa – a już na pewno nie w tak masowej skali – w przypadku braku zachęty kosztowej. Mogłyby wówczas po prostu przenieść się do Meksyku czy Ameryki Środkowej, co i tak zrobiło wiele innych zakładów.

Płynie z tego ważna lekcja, choć niekoniecznie łatwa do przyjęcia przez społeczności leżące na uboczu: należy unikać rozwiązań prawnych opierających się wyłącznie na przepisach ogólnokrajowych – zwłaszcza w zakresie rynku pracy. Trzeba też wystrzegać się stosowania ogólnokrajowych umów związkowych. Rynek pracy musi być elastyczny. Jeżeli społeczności o niekorzystnym położeniu geograficznym mają stawać do rywalizacji, należy pozwolić na to, by koszty były niższe niż w innych częściach kraju. To może okazać się jedynym rozwiązaniem.

Czasami jeden człowiek – dynamiczny burmistrz czy przedsiębiorca – może zdecydować o sukcesie. Istotnym warunkiem powodzenia jest również to, by lokalna społeczność sprzyjała nauce, innowacyjności i przedsiębiorczości.

11. Wiele czynników pozostaje niewyjaśnionych – aktywa niematerialne, dobre (lub złe) zarządzanie czy zwykłe szczęście nigdy nie są elementami bez znaczenia.

Liczy się wielkość miasta, ale również wiele innych kwestii (oprócz położenia i klimatu). Nawet bardzo duże miasta mogą przeżywać załamania. Najbardziej zaawansowane modele ekonometryczne rzadko kiedy pozwalają na wyjaśnienie więcej niż 50 proc. zmian zaobserwowanych w rozwoju miast czy regionów. Czasami jeden człowiek – dynamiczny burmistrz czy przedsiębiorca – może zadecydować o sukcesie. Istotnym warunkiem powodzenia jest również to, by lokalna społeczność sprzyjała nauce, innowacyjności i przedsiębiorczości. Miasto musi być zarządzane sprawnie i uczciwie; powinny zostać zapewnione także usługi komunalne. To oczywiste podstawy dobrego zarządzania miastem, które nie wymagają specjalnego komentarza – ale niekoniecznie muszą być obecne w krajach rozwijających się. Dobrego zarządzania nie można łatwo zmierzyć czy wprowadzić do wzorów ekonometrycznych.

Istotnym punktem jest otwartość gospodarki miasta. Ludzie i firmy mogą przychodzić i odchodzić wedle własnego uznania. W dużych, zróżnicowanych gospodarkach, takich jak Stany Zjednoczone czy Unia Europejska – posiadających struktury federalne lub quasi­‑federalne i o głęboko zakorzenionych tradycjach lokalnej autonomii – dobre zarządzanie to nie tylko cnota, ale wręcz konieczność konkurencyjna. Miasta źle zarządzane, słynące z korupcji, przemocy czy niesprawnych instytucji, zawsze będą omijane.

W Stanach Zjednoczonych dodatkowym czynnikiem leżącym u podstaw rozciągniętego w czasie procesu podupadania Nowego Orle­anu (na długo przed huraganem Katrina) była zła sława miasta – zasłużona czy nie – dotycząca endemicznej korupcji, kumoterstwa i ogólnie złego zarządzania. Stan Luizjana, w którym leży Nowy Orlean, ma bogatą (i niefortunną) tradycję niedoinwestowania w dziedzinie edukacji, skutkującą jednym z najniższych wskaźników wykształcenia na terenie Stanów Zjednoczonych. Na drugim końcu spektrum, mimo „ekscentrycznego” położenia geograficznego, aglomeracja Minneapolis­‑St. Paul systematycznie wyprzedza inne miasta amerykańskie pod względem wielu wskaźników. Obszar ten cieszy się reputacją aglomeracji dobrze zarządzanej, a stan Minnesota tradycyjnie dużo inwestuje w edukację – co może być historyczną spuścizną po okresie osadnictwa skandynawskiego. Również takie kwestie trudno ująć w modele matematyczne.

12. Rząd centralny – jeżeli pragnie maksymalizować szanse wszystkich społeczności w kraju – powinien koncentrować się na dostarczaniu wysokiej jakości centralnie finansowanej infrastruktury (zarówno społecznej, jak i technicznej) oraz na zapewnieniu ogólnokrajowych ram instytucjonalnych, umożliwiających osiągnięcie wystarczającego stopnia elastyczności lokalnego rynku pracy.

Taki wniosek naturalnie wypływa z poprzednich jedenastu punktów. Podejście takie pozostawia jednak wiele kwestii do rozstrzygnięcia na poziomie warunków lokalnych – tak jak normalnie ma to miejsce w społeczeństwie demokratycznym.

Jaka infrastruktura będzie finansowana i na którym poziomie administracyjnym będzie odbywać się zarządzanie, to w dużej mierze kwestie politycznego wyboru i spuścizny instytucjonalnej – różnej w różnych krajach, szczególnie jeśli chodzi o tzw. infrastrukturę społeczną, czyli między innymi placówki oświatowe. W Stanach Zjednoczonych, szkolnictwo podstawowe jest w dużej mierze finansowane i zarządzane na poziomie lokalnym, w Kanadzie – na poziomie prowincji, a w większości jednorodnych państw europejskich – na poziomie ogólnokrajowym. W przypadku szkolnictwa wyższego zróżnicowanie w zakresie odgórnego finansowania i zarządzania placówkami jest jeszcze większe – od modelu całkowicie (lub w większości) prywatnego i zdecentralizowanego po model bardzo scentralizowany i finansowany ze środków publicznych.

Pomijając infrastrukturę społeczną, państwo musi zapewnić co najmniej dobre funkcjonowanie ogólnokrajowych systemów transportowych, by nie „karać” ponad miarę małych społeczności leżących na uboczu. Dotyczy to nie tylko publicznych wydatków na budowę i utrzymywanie infrastruktury technicznej (dróg, portów czy lotnisk – jeżeli nie pozostają one w rękach prywatnych), ale również stosownych rozwiązań prawnych, zapewniających konkurencję pomiędzy dostawcami transportu. Wracając do Stanów Zjednoczonych, jest bardzo mało prawdopodobne, by różne gałęzie przemysłu amerykańskiego przeniosły się na Południe, a na pewno nie na tak masową skalę, gdyby nie federalne inwestycje w system autostrad międzystanowych. Aby doszło do takiej migracji, potrzebne były zarówno elastyczne rynki pracy, jak i odpowiednie elementy infrastrukturalne. W Europie wielkim dobrodziejstwem dla wielu mniejszych społeczności usytuowanych peryferyjnie okazało się otwarcie nowych połączeń lotniczych w związku z dopuszczeniem do rynku tanich przewoźników.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Pomorze 2030 – siedem różnych wizji rozwoju

Ostatnie dwadzieścia lat w Polsce i na Pomorzu to procesy przechodzenia do gospodarki rynkowej. Osiągnięto wiele w dziedzinie modernizacji przedsiębiorstw i podnoszenia poziomu wykształcenia społeczeństwa. Czy jednak w pełni wykorzystaliśmy nasz potencjał i czy zbudowaliśmy podstawy konkurencyjności gospodarki i wysokiej jakości życia społeczeństwa w nadchodzących dekadach?

Starożytna chińska klątwa brzmi: „obyś żył w ciekawych czasach”. Można powiedzieć, że dzisiaj urzeczywistnia się ona na naszych oczach. Kryzys finansowy doprowadził do zakwestionowania dotychczasowego modelu rozwoju – opierającego się w dużej mierze na zadłużaniu się zarówno krajów, ludności, jak i przedsiębiorstw. Postępująca w szybkim tempie rewolucja w technologiach informacyjnych i komunikacyjnych w istotny sposób zmieniała nasze życie, sprawiając, że świat „stał się mniejszy”, a interakcje pomiędzy poszczególnymi ludźmi, przedsiębiorstwami i instytucjami bardzo przyspieszyły. Jakie z tego okresu wyjdzie Pomorze? Czy jako dynamiczny i atrakcyjny region? Czy przeciwnie – jako peryferia bez perspektyw, z której co bardziej dynamiczne jednostki będą po prostu uciekać?

 Ostatnie dwadzieścia lat w Polsce i na Pomorzu to procesy przechodzenia do gospodarki rynkowej. Osiągnięto wiele w dziedzinie modernizacji przedsiębiorstw i podnoszenia poziomu wykształcenia społeczeństwa. Czy jednak w pełni wykorzystaliśmy nasz potencjał i czy zbudowaliśmy podstawy konkurencyjności gospodarki i wysokiej jakości życia społeczeństwa w nadchodzących dekadach?

Jaką strategie mamy i o jakiej rzeczywistości marzymy

Ostatnie dwadzieścia lat w Polsce i na Pomorzu to procesy przechodzenia do gospodarki rynkowej, jej rozwój oraz związany z tym proces liberalizacji wielu obszarów życia społeczno­‑gospodarczego. Realizowaną w tym okresie strategię – w sposób bardziej lub mniej celowy – można scharakteryzować następującymi priorytetami:

  1. ściślejsza integracja z krajami zachodnimi (vide NATO i Unia Europejska);
  2. modernizacja w stylu zachodnim – ukierunkowana na „doganianie Zachodu”;
  3. oparcie rozwoju na imporcie kapitału z zewnątrz (vide napływ inwestycji zagranicznych, kredyty, fundusze strukturalne).

Strategia ta umożliwiła modernizację przedsiębiorstw państwowych i powstanie nowych, zdolnych do konkurowania w gospodarce otwartej. Środki przeznaczone na rozwój przedsiębiorstw i kapitał ludzki umożliwiły modernizację i rozbudowę parku maszynowego wielu przedsiębiorstw (zarówno dużych, jak i tych mniejszych), pozwoliły też wielu rocznikom młodego pokolenia uzyskać wykształcenie wyższe (w dużej części humanistyczne o profilu marketingu i zarządzania). Napływ środków z Unii Europejskiej umożliwił realizację inwestycji, które przyczyniają się do modernizacji i rozbudowy infrastruktury transportowej (autostrada, drogi w aglomeracji, planowana rozbudowa kolei), kulturowej (filharmonia, stadiony, hale sportowe) czy edukacyjnej (czego przykładem jest nowy campus Uniwersytetu Gdańskiego).

Zewnętrzne uwarunkowania i trendy będą tworzyły reguły, według których Pomorze będzie musiało „grać” o swój rozwój. To, czy uda się znaleźć klucz do rozwoju, który zapewni dobrobyt w najbliższych dziesięcioleciach, zależy jednak w dużym stopniu od tego, jakie będą wewnętrzne (regionalne) decyzje dotyczące kierunków inwestowania dostępnych środków.

Czy jednak możemy z pełnym zadowoleniem stwierdzić, że odnieśliśmy sukces na miarę naszych aspiracji? Czy w pełni wykorzystaliśmy nasz potencjał i – co najważniejsze – czy zbudowaliśmy podstawy konkurencyjności gospodarki i wysokiej jakości życia społeczeństwa w nadchodzących dekadach?

Napływ inwestycji zagranicznych stworzył miejsca pracy, ale najczęściej – poza nielicznymi wyjątkami, takimi jak Intel – nie takie, które oparte są na kreatywności i wysokiej innowacyjności. Młodzi ludzie, którzy ukończyli studia wyższe, najczęściej mają możliwość pracy albo w różnego rodzaju centrach usługowych (np. księgowych), obsługujących przedsiębiorstwa i klientów indywidualnych krajów wysoko rozwiniętych, lub mogą znaleźć zatrudnienie przy obsłudze dystrybucji funduszy pomocowych z UE (pisanie wniosków, ich rozliczanie, szkolenia z tego zakresu). Czy jednak w ten sposób zdobywają kompetencje, które pozwolą im rozwinąć kariery zawodowe za 5, 10 czy 15 lat?

Środki z funduszy strukturalnych pozwoliły na rozbudowę bazy dydaktycznej i badawczej uczelni wyższych. Nie udało się jednak zreformować jednostek naukowych tak, aby były w stanie tworzyć rozwiązania technologiczne, które byłyby podstawą innowacyjnej gospodarki Pomorza. Trzeba przyznać, że również regionalne przedsiębiorstwa generowały głównie popyt na nowe maszyny i technologie importowane z Zachodu. Niewątpliwie w ten sposób modernizowały się i zwiększały swoją produktywność. Czy jednak dzisiaj możemy uczciwie powiedzieć, że pomorska gospodarka jest na tyle innowacyjna, by patrzeć w przyszłość bez obaw o jej długookresową konkurencyjność?

Zewnętrzne uwarunkowania i trendy będą tworzyły reguły, według których Pomorze będzie musiało „grać” o swój rozwój. To, czy uda się znaleźć klucz do rozwoju, który zapewni dobrobyt w najbliższych dziesięcioleciach, zależy jednak w dużym stopniu od tego, jakie będą wewnętrzne (regionalne) decyzje dotyczące kierunków inwestowania dostępnych środków.

Scenariusze dla Pomorza

Zewnętrzne uwarunkowania i trendy będą tworzyły reguły, według których Pomorze będzie musiało „grać” o swój rozwój. To, czy uda się znaleźć klucz do rozwoju, który zapewni dobrobyt w najbliższych dziesięcioleciach, zależy jednak w dużym stopniu od tego, jakie będą wewnętrzne (regionalne) decyzje dotyczące kierunków inwestowania dostępnych środków.

Pierwszą opcją jest wybór strategii „doganiania Zachodu”, polegającej na nadrabianiu zaległości i koncentracji środków na inwestycjach w infrastrukturę transportową, budowę stadionów oraz próbę obrony dzisiejszej struktury gospodarczej – vide próba „reaktywacji” budowy statków na Pomorzu.

Drugą opcją jest strategia „ucieczki do przodu” – inwestycji w te obszary, które będą decydowały o przewadze w świecie jutra, czyli w edukację, kulturę, technologię i gospodarkę wiedzy. Wdrożenie tej strategii wymaga wzięcia pod uwagę istniejących uwarunkowań i potencjału regionu, ale równie ważne – a może i ważniejsze – jest znalezienie „pomysłu na Pomorze” – wizji, która będzie atrakcyjna w nadchodzącej przyszłości.

Oto kilka propozycji.

„Centrum usług dla Europy”

Jedna z możliwych dróg rozwoju regionu to stać się „centrum usług dla Europy” . W tym scenariuszu Pomorze, mając oparcie w wykwalifikowanych pracownikach, dobrze rozwiniętej infrastrukturze komunikacyjnej oraz wysokiej jakości życia, przyciąga i rozwija inwestycje usługowe obsługujące kraje starej Europy. W krótkim okresie pozwala to na podniesienie poziomu dochodów społeczeństwa i poziomu życia. Młodzi ludzie po studiach nie będą musieli wyjeżdżać za granicę i tam rozpoczynać swoich karier. Czy jednak w dłuższym okresie chcemy być „księgowym Europy”? Sektor ten oferuje obecnie relatywnie dobrze płatne, ale stosunkowo mało kreatywne miejsca pracy. W dłuższej perspektywie istnieje ryzyko ich utraty – czy to z powodu przenoszenia tego typu działalności do krajów o jeszcze niższych kosztach pracy, czy też z powodu ograniczania popytu na pracę spowodowanego automatyzacją niektórych procesów biznesowych.

„Jezioro Bałtyckie”

Inną możliwą strategią jest ukierunkowanie rozwoju na szerszą integrację i współpracę w ramach państw i regionów Morza Bałtyckiego. Kraje skandynawskie mają istotne kompetencje w kluczowych z punktu widzenia dzisiejszej i „jutrzejszej” gospodarki dziedzinach, takich jak: technologie IT, biotechnologie czy technologie związane z energetyką odnawialną. Z kolei Pomorze dysponuje stosunkowo dobrze wykwalifikowaną, bardziej przedsiębiorczą i wciąż jeszcze relatywnie tańszą siłą roboczą, a także pewnym zapleczem produkcyjnym. Te czynniki mogą uzupełniać kompetencje Skandynawów. W sytuacji rosnących cen surowców energetycznych, coraz większego zainteresowania kwestiami środowiskowymi, przyspieszenia obserwowanych już obecnie procesów reindustrializacji, będzie rosła presja i opłacalność wytwarzania pewnych produktów bliżej rynków zbytu. Na duże odległości opłacalne będzie przewożenie jedynie produktów o najwyższej wartości dodanej. Takie warunki rodzą szanse na zbudowanie ekosystemu gospodarczego w obrębie „Jeziora Bałtyckiego” , który będzie miejscem wytwarzania produktów o wysokiej wartości „made in BSR (Baltic Sea Region)”, kojarzonych z wysoką jakością i zaawansowaniem technologicznym.

„Lotniskowiec Azji”

Biorąc pod uwagę rosnące znaczenie gospodarek krajów azjatyckich, obiecującą strategią może być postawienie na te kraje i stanie się europejską „bramą do Azji” czy raczej „lotniskowcem Azji” . Strategia ta wymagałaby nie tylko inwestycji mających na celu rozwój połączeń komunikacyjnych i transportowych, ale również inwestycji w edukację językową, poznanie kultury, które zwiększałyby prawdopodobieństwo lokowania inwestycji azjatyckich w naszym regionie oraz kontakty naszych przedsiębiorców z krajami azjatyckimi. O tym, że scenariusz ten jest realny, świadczy m.in. podpisane niedawno Strategiczne Partnerstwo pomiędzy Chinami a Polską. Pozostaje jednak pytanie czy jesteśmy gotowi na takie otwarcie i przyjęcie tego partnerstwa ze wszystkimi tego konsekwencjami. Czy zechcemy nie tylko uczyć się języka mandaryńskiego, tak jak do tej pory uczyliśmy się angielskiego, ale także zaakceptować w naszym otoczeniu ludzi uznających inny świat wartości, ludzi o innej kulturze i kolorze skóry? Czy potrafimy traktować ich nie jak dostarczycieli tanich produktów, ale równorzędnych partnerów, a czasem i przełożonych? Należy mieć świadomość, że wraz ze wzrastającą rolą krajów azjatyckich, a także relatywnym spadkiem zamożności społeczeństw krajów zachodnich, konkurencja o bycie przyczółkiem Chin będzie wzrastała i coraz więcej regionów zacznie ubiegać się o ten status. Jednym z atutów Pomorza w tej rywalizacji będzie oczywiście dostępność bezpośrednich połączeń transportu morskiego.

Przytoczone wyżej scenariusze zakładają mniej lub bardziej otwartą gospodarkę i budowanie rozwoju Pomorza, z wykorzystaniem potencjału zewnętrznego. W scenariuszach tych rozwój regionu uzależniony jest od zewnętrznych czynników – czy to w związku z napływem inwestycji zagranicznych, czy z włączeniem się w międzynarodowe łańcuchy wartości.

„Rodzima przedsiębiorczość”

Co jednak zrobić w sytuacji, gdy geopolityczna zawierucha, wywołana rozlewającym się kryzysem gospodarczym, spowoduje zmianę warunków gry globalnej, co będzie skutkowało ograniczeniem podaży kapitału (w postaci inwestycji zagranicznych) czy wręcz narastaniem tendencji protekcjonistycznych? W takich okolicznościach Pomorze będzie musiało oprzeć się na potencjale endogenicznym. Rozwój regionu w takim scenariuszu będzie uwarunkowany z jednej strony potencjałem ekonomicznym przedsiębiorstw o kapitale rodzimym. Z drugiej strony będzie on zależał od efektywności inwestycji w infrastrukturę, naukę, kulturę, które obecnie realizujemy i będziemy realizować w najbliższej przyszłości. Jeśli pomorskie przedsiębiorstwa utrzymają zdrowe podstawy finansowe i jeśli uda się zmodernizować potencjał naukowy, a dodatkowo te dwa elementy spotkają się i będą generować innowacyjny rozwój, mamy szansę na – być może nie najszybszy, ale jednak – wzrost zapewniający zrównoważony rozwój regionu. Możemy wtedy mówić o realizacji scenariusza „rodzimej przedsiębiorczości” .

„Nisza technologiczna”

W wyjątkowo sprzyjających okolicznościach region mógłby pokusić się o ukierunkowane inwestycje w niektórych niszach, np. energetyce odnawialnej, biotechnologii morskiej, w których Pomorze ma kompetencje naukowe oraz potencjał gospodarczy zainteresowany i zdolny do wdrożenia nowych rozwiązań technologicznych (scenariusz „niszy technologicznej” ). Potencjalnym obszarem takiej niszy mogłaby być energetyka, a Pomorze, na bazie naszych lokalnych koncernów, mogłoby stać się regionem, który zostałby liderem w zastosowaniu innowacyjnych technologii w obszarze energetyki odnawialnej i miejscem urzeczywistnienia się idei Smart Grid.

„Rezydencja Pomorze”

Pewną alternatywą dla rozwoju opartego na innowacyjnej gospodarce może być scenariusz nazwany „rezydencją Pomorze” . W scenariuszu, w którym najważniejsze są: czyste i atrakcyjne środowisko naturalne, rozwój kultury, edukacji oraz usług wspierających (np. opieka, usługi medyczne dla osób starszych), Pomorze staje się atrakcyjnym miejscem do spędzania czasu i zamieszkania. Dzięki temu przyciąga dysponujących odpowiednim kapitałem imigrantów z innych krajów, nie tylko zachodnich, ale także bogacących się mieszkańców krajów azjatyckich. Kaszubskie miejscowości stają się miejscem powstawania coraz to nowych ośrodków czy wręcz osiedli, gdzie starsi ludzie wypoczywają na łonie natury, korzystają z zaawansowanych zabiegów poprawiających ich sprawność i zwiększających komfort życia. Aglomeracja Gdańska z kolei zapewnia jednostkom o bardziej wysublimowanych potrzebach kulturalnych dostęp do tzw. kultury wysokiej. Kluczowy dla tego scenariusza jest jednak wizerunek regionu jako atrakcyjnego miejsca do życia, czystego, bogatego w zasoby kultury. Niewątpliwie istotną przeszkodą, czy wręcz czynnikiem uniemożliwiającym jego zrealizowanie, byłyby takie elementy jak eksploatacja na szerszą skalę zasobów gazu łupkowego czy budowa elektrowni atomowej lub węglowej.

Od nas zależy jednak, jak będziemy się zachowywać w zmieniających się uwarunkowaniach oraz czy chcemy być kreatorem naszej rzeczywistości, czy raczej naśladować innych i podążać wydeptanymi ścieżkami.

Jeśli te elementy zawiodą, będziemy mieli do czynienia z realizacją scenariusza „zacofanych peryferii” , który będzie charakteryzował się regresem gospodarczym oraz wysysaniem z regionu zasobów, również tych intelektualnych, przez silniejsze centra rozwoju – Warszawę, Wrocław czy metropolie zagraniczne (zachodnioeuropejskie, a w dalszej perspektywie także azjatyckie).

 Od nas zależy jednak, jak będziemy się zachowywać w zmieniających się uwarunkowaniach oraz czy chcemy być kreatorem naszej rzeczywistości, czy raczej naśladować innych i podążać wydeptanymi ścieżkami.

Czy wiemy, dokąd i jak chcemy iść w przyszłości?

To, który scenariusz się urzeczywistni, zależy od wielu czynników. Niektóre z nich są od nas niezależne lub zależą w niewielkim stopniu. Przykładem może być przyszłość Unii Europejskiej albo szybkość przesuwania się centrum gospodarczego do krajów azjatyckich – Chin, Indii. Te zjawiska w istotny sposób wpłyną na warunki, w których przyjdzie nam funkcjonować i które nie pozostaną bez wpływu na tempo oraz kierunki rozwoju Polski i Pomorza.

Od nas zależy jednak, jak będziemy się zachowywać w zmieniających się uwarunkowaniach oraz czy chcemy być kreatorem naszej rzeczywistości, czy raczej naśladować innych i podążać wydeptanymi ścieżkami. Środki, które w najbliższych latach będziemy – jako region – mieli do dyspozycji (bez względu na to czy będą to środki z Unii, czy własne), można przeznaczyć albo na budowę dróg, albo na inwestycje zwiększające nasz potencjał innowacyjny i kreatywny. Środki na rozwój kapitału ludzkiego również można wydać na różne sposoby – inwestując w nowe budynki (edukacyjne, laboratoryjne) albo wypełnić te, które już mamy, treścią (badaniami, przyciągnąć „talenty”). Możemy kształcić osoby, które będą potrafiły sprawnie odpowiadać na pytania, pracując w call center, przepisywać tabelki z danymi finansowymi lub rozliczać wnioski z dofinansowania z funduszy unijnych albo możemy kształcić ludzi, którzy będą posiadali wiedzę, umiejętności i pewność siebie, umożliwiające im tworzenie nowych produktów i usług oraz samodzielne kreowanie nowej rzeczywistości. To dzisiejsze decyzje, nasza wizja rozwoju (lub jej brak) zdecydują o kształcie naszej rzeczywistości jutro.

Wybór, którego dokonamy, zdecyduje nie tylko o tym, czy Pomorze będzie atrakcyjnym miejscem do życia i pracy za 20 lat, ale też dla kogo będzie atrakcyjne. Dzisiejsi 50‑latkowie będą już wtedy na emeryturze, w połowie swej kariery zawodowej znajdą się ci, którzy dzisiaj zaczynają pracę, a na rynek pracy wchodzić będą osoby, które dziś przychodzą na świat lub mają po kilka lat. Czy Pomorze w roku 2030 będzie miejscem, które stwarza szanse i daje dobre perspektywy rozwoju młodym ludziom?

Powyższe pytania i dylematy pokazują, że równie ważne jak to, jakie będą nasze wybory, jest , w jaki sposób do nich dojdziemy i kto o nich zadecyduje. Czy uda nam się zbudować interaktywny proces debaty publicznej, która nie tylko wyłoni priorytety i kierunki rozwoju, ale także zbuduje realny pomorski konsensus na rzecz rozwoju? Konsensus ten powinien zostać oparty na naszej pomorskiej podmiotowości – wierze we własne możliwości do bycia kreatorem rzeczywistości, a nie tylko statystą. Konsensus ten wreszcie musi opierać się na rzeczywistym dialogu z różnymi grupami społecznymi, bazować na wzajemnym szacunku oraz uwzględniać różne potrzeby i aspiracje. Tylko tak będziemy mogli znaleźć własną ścieżkę rozwoju w tych ciekawych czasach.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Gospodarka Pomorza w IV kwartale 2011 roku

Koniunktura gospodarcza

Nastroje pomorskich przedsiębiorców w IV kwartale 2011 r. były zmienne1. W październiku oraz listopadzie indeks koniunktury bieżącej pozostawał na poziomie zbliżonym do wrześniowego. Zachowanie wskaźnika wojewódzkiego odbiegało tym samym od notującego w tym okresie spadki indeksu ogólnopolskiego. Grudzień przyniósł zdecydowane pogorszenie nastrojów również w województwie. W rezultacie tych zmian, na koniec roku wartość wskaźnika koniunktury bieżącej w województwie pomorskim sięgnęła –13 pkt, przy nocie ogólnopolskiej kształtującej się na poziomie –9,4 pkt.

Obserwowane zmiany nie odbiegają od notowanych w latach ubiegłych. Ostatni kwartał oznacza z reguły pogorszenie nastrojów przedsiębiorców. Jego obecna skala, sięgająca w ujęciu kwartalnym –28 pkt, jest jednak zdecydowanie większa od zmian obserwowanych w ubiegłym roku (–25 pkt) oraz przed dwoma laty (–20 pkt).

Nie najlepszy obraz stanu gospodarki widoczny jest w większości województw. W grudniu 2011 r. tylko w pięciu regionach indeks koniunktury bieżącej przyjmował dodatnie wartości. Liderem rankingu okazało się województwo warmińsko-mazurskie, które wyprzedziło lubelskie oraz kujawsko-pomorskie. Pomorskie uplasowało się na 12. pozycji, wyprzedzając dolnośląskie, łódzkie, świętokrzyskie oraz lubuskie.

Rysunek 1. Koniunktura gospodarcza w województwie pomorskim i w Polsce w latach 2009–2011

ppg_1_2012_rozdzial_14_rysunek_1

Przedział wahań wskaźnika wynosi od –100 do +100. Wartości ujemne oznaczają przewagę ocen negatywnych, dodatnie – pozytywnych.
Źródło: Opracowanie IBnGR

Zachowanie indeksu wyprzedzającego świadczy o złych perspektywach w nadchodzącym kwartale. Na koniec roku wyprzedzający wskaźnik koniunktury osiągnął rekordowo niską wartość –52,8 pkt, wskazując, że liczba przedsiębiorców pesymistycznie oceniających warunki gospodarowania w nadchodzących miesiącach zdecydowanie przeważa nad liczbą optymistów. Niemniej zachowanie indeksów w latach ubiegłych wskazuje, że tego typu sytuacja jest charakterystyczna dla tego kwartału. Zastanawiać może jedynie znaczna przewaga pesymistów w województwie pomorskim na tle wartości wyprzedzającego wskaźnika ogólnopolskiego kształtującego się na poziomie –21,2 pkt.

 

Działalność przedsiębiorstw

W IV kwartale 2011 r. liczba podmiotów gospodarczych zmniejszyła się. Na koniec grudnia było ich 258,2 tys., czyli o 0,5 proc mniej niż w końcu września, i o 0,8 proc. mniej niż rok wcześniej. Spadki wystąpiły w listopadzie i grudniu. W porównaniu z pozostałymi miesiącami lat 2010 i 2011 były one znaczne. Jedynie w kwietniu 2011 r. wystąpiła większa redukcja.

Odnotowane zmiany liczby podmiotów gospodarki narodowej potwierdzają hipotezę o powrocie do sezonowej cykliczności, w której to przyrosty obserwowane są w II i III kwartale, a spadki w I i IV. Zanikła ona pod koniec 2008 r., kiedy to zaczęto obserwować, niemal nieprzerwany wzrost liczby przedsiębiorstw, trwający do końca 2010 r. Nie jest jedynie jasne, czy za obserwowanymi spadkami kryje się tylko sezonowa redukcja aktywności gospodarczej, czy też mamy do czynienia z kulminacją poprzedzającą głębszy spadek. Niewątpliwie potencjał wyraźnego wzrostu liczby podmiotów gospodarczych w obecnych uwarunkowaniach się wyczerpał. Pierwszy kwartał 2012 r. zapewne przyniesie dalszą redukcję ich liczby. Ważnym okresem będzie sezon wiosenno-letni. Jeżeli podczas jego trwania liczba przedsiębiorstw nie zostanie odbudowana do poziomu sprzed roku, hipoteza o przesileniu i zmianie trendów w zakresie przedsiębiorczości na negatywne mocno się uprawdopodobni.

Ocena wyników działalności przedsiębiorstw w IV kwartale jest pozytywna. We wszystkich trzech analizowanych aspektach – produkcji sprzedanej przemysłu, produkcji budowlano-montażowej i sprzedaży detalicznej – nastąpił wyraźny wzrost w porównaniu z analogicznym miesiącem roku poprzedniego. Szczególnie listopad i grudzień charakteryzowała wysoka dynamika.

Najwyższy wzrost odnotowano w produkcji budowlano-montażowej (o 37 proc.). Produkcja ta rosła szczególnie wyraźnie w listopadzie i grudniu w porównaniu z analogicznymi miesiącami poprzedniego roku. Grudzień był najlepszym miesiącem od początku 2009 r. po czerwcu, w którym to produkcja budowlano-montażowa wzrosła o blisko 55 proc. Biorąc pod uwagę efekty mnożnikowe, jakie budownictwo generuje w innych branżach, ten wzrost produkcji jest bardzo istotny z punktu widzenia gospodarki regionu.

Wysoka i stabilna dynamiką cechowała sprzedaż detaliczną. Mimo że w stosunku do III kwartału nastąpiła w tym zakresie poprawa, to dynamika nie była tak wysoka jak w II kwartale 2011 r. Niemniej obserwowany przez cały 2011 r. systematyczny wzrost sprzedaży detalicznej niewątpliwie sprzyjał względnej stabilności gospodarczej.

Rysunek 2. Dynamika produkcji sprzedanej, budowlano­­‑montażowej i sprzedaży detalicznej w województwie pomorskim w latach 2009–2011

ppg_1_2012_rozdzial_14_rysunek_2

Źródło: Opracowanie IBnGR na podstawie danych Urzędu Statystycznego w Gdańsku

W IV kwartale miały miejsce znaczne fluktuacje dynamiki produkcji sprzedanej przemysłu. W październiku spadła ona niemal do zera. W listopadzie nieznacznie wzrosła, by w grudniu wykazać się dynamiką o 20 proc. wyższą w stosunku do analogicznego okresu roku poprzedniego. Dynamika grudniowa zaliczała się do najwyższych w trzech minionych latach.

 

Handel zagraniczny

W listopadzie 2011 r.2 wartość eksportu wyniosła 524,4 mln euro, a importu 830,2 mln euro. W stosunku do listopada 2010 r. odnotowano wzrost wartości eksportu (o 35 proc.), przy jednoczesnym spadku wartości importu (o 34 proc.; dynamika wyrażona w euro). Mimo wszystko, dzięki wyższej dynamice eksportu ujemne saldo wymiany handlowej województwa pomorskiego z zagranicą zostało zmniejszone w stosunku rocznym i wyniosło 305,8 mln euro, wobec 870,1 mln euro w listopadzie 2010 r. W stosunku miesięcznym eksport wzrósł o 4 proc., a import o 7 proc.

W listopadzie 2011 r. największy udział (51 proc.) w strukturze importu miały nadal kraje byłego ZSRR3. W stosunku rocznym ich udział wzrósł istotnie, bo o 22,5 pkt proc. O ponad 4 pkt proc. zwiększył się również udział pozostałych krajów (z 16 do 20 proc.). Istotnie spadł natomiast udział krajów kapitalistycznych – o ponad 25 pkt proc., do poziomu 5,7 proc. Zanotowano także nieznaczny (o 1,2 pkt proc.) spadek udziału krajów UE w imporcie. W listopadzie 2011 r. stanowił on 22,5 proc. ogółu importu. Jest to druga co do wielkości grupa krajów importujących towary z województwa pomorskiego.

W strukturze geograficznej eksportu w listopadzie 2011 r. na pozycji lidera nadal (jak przed rokiem) znajdowały się kraje UE. Ich udział dodatkowo wzrósł o 5,7 pkt proc. – do poziomu 60 proc. Drugą co do wielkości grupę krajów – partnerów eksportowych Pomorskiego – stanowią kraje kapitalistyczne, których udział w stosunku rocznym uległ jednak zmniejszeniu o ponad 13 pkt proc. – do poziomu 17 proc. Pozostałe kraje oraz kraje byłego ZSRR odnotowały wzrost znaczenia wobec roku poprzedniego. Ich udział jest zbliżony, ok. 10-procentowy. Warto odnotować istotny (o 4,4 pkt proc.) wzrost udziału krajów Europy Środkowo-Wschodniej, do poziomu 5 proc.

 

Rynek pracy i wynagrodzenia

W IV kwartale 2011 r. miały miejsce dość wyraźne fluktuacje zatrudnienia. w sektorze przedsiębiorstw. Choć w październiku i grudniu wystąpił jego niewielki wzrost, to o obrazie kwartału decydował znaczny (1,5 tys. osób) spadek zatrudnienia, jaki miał miejsce w listopadzie. W efekcie na koniec grudnia przeciętna liczba zatrudnionych wyniosła 279 tys. W stosunku do końca III kwartału była ona niższa o 0,2 proc., ale w relacji do końca 2010 r. wyższa o 1,5 proc. Omawiany kwartał był siódmym z rzędu, kiedy w ujęciu rocznym nastąpiło zwiększenie analizowanego miernika, jednak wzrost ten nie należał do najwyższych. Omawiane zmiany, choć generalnie niekorzystne, nie były na tyle znaczne, aby można było mówić o przełamaniu stagnacyjnego trendu zatrudnienia, jaki cechował cały 2011 r. W kontekście skutków globalnego kryzysu finansowego i spowolnienia gospodarczego w Polsce stagnacja zatrudnienia w sektorze przedsiębiorstw nie jest najgorszym z możliwych wariantów zdarzeń. Warto zauważyć, że poziom zatrudnienia wciąż przekracza wartości notowane w 2008 r., kiedy stan rynku pracy był dobry.

W IV kwartale 2011 r. miał miejsce dalszy wyraźny wzrost wynagrodzeń. Przeciętne miesięczne wynagrodzenie brutto w grudniu osiągnęło 3849 zł. Było ono aż o 7,6 proc. wyższe niż we wrześniu i o 3,1 proc. wyższe w porównaniu z analogicznym miesiącem roku poprzedniego. Choć kwartalny wzrost wynagrodzeń był bardzo wysoki, to wiązał się z wypłatą premii i nagród rocznych. Być może perspektywa zbliżającego się podniesienia składki emerytalno-rentowej także miała tu pewne znaczenie. Natomiast w perspektywie rocznej dynamika wynagrodzeń plasowała się poniżej wskaźnika inflacji. Można zatem stwierdzić że stagnacji zatrudnienia towarzyszy niewielki spadek realnych wynagrodzeń. Jak pokazał trudny dla pracowników 2009 r., nominalny spadek wynagrodzeń nie następuje nawet w okresie spowolnienia gospodarczego. W znacznej mierze wynika to z deficytu wykwalifikowanych pracowników – robotników i rzemieślników oraz operatorów maszyn i urządzeń.

Rysunek 3. Wielkość zatrudnienia i poziom przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia brutto w sektorze przedsiębiorstw w województwie pomorskim w latach 2009–2011

ppg_1_2012_rozdzial_14_rysunek_3

Źródło: Opracowanie IBnGR na podstawie danych Urzędu Statystycznego w Gdańsku

Rysunek 4. Liczba bezrobotnych i ofert pracy zgłoszonych do urzędów pracy w województwie pomorskim w latach 2009–2011

ppg_1_2012_rozdzial_14_rysunek_4

Źródło: Opracowanie IBnGR na podstawie danych Urzędu Statystycznego w Gdańsku

IV kwartał 2011 r. był okresem wzrostu bezrobocia. Na koniec roku liczba bezrobotnych wynosiła 106,7 tys. Było to o 7,2 proc. więcej niż w końcu września i o 1,9 proc. więcej niż przed rokiem. Wzrost bezrobocia w ciągu IV kwartału miał charakter sezonowy. Niepokojące jest jednak to, że dynamika tego wzrostu była o 1 pkt proc. wyższa niż przed rokiem. Biorąc również pod uwagę rosnącą liczbę bezrobotnych, w stosunku rocznym, mówić można o niewielkim pogorszeniu stanu rynku pracy.

Wzrost liczby bezrobotnych w perspektywie kwartalnej przełożył się na dodatnią dynamikę liczebności trzech analizowanych grup, znajdujących się w szczególnej sytuacji na rynku pracy – bezrobotnych w wieku do 25 lat, w wieku 50 lat i więcej oraz długotrwale bezrobotnych. W każdej z tych kategorii, w porównaniu z końcem września, przybyło od 6 do 8 proc. bezrobotnych.

W stosunku do końca grudnia 2010 r. liczba bezrobotnych ogółem minimalnie wzrosła. Zmiany w strukturze były jednak większe. Liczba bezrobotnych w wieku do 25 lat spadła o 1 proc. i był to jedyny spadek w grupie trzech analizowanych kategorii bezrobotnych. Mimo sezonowego wzrostu bezrobocia wśród ludzi młodych, w dłuższej perspektywie widać, że w warunkach stagnacji lub nieznacznego pogorszenia stanu rynku pracy radzą oni sobie lepiej od innych bezrobotnych. Zawdzięczają to większej mobilności zawodowej (paradoksalnie, po części wynika ona z małego doświadczenia zawodowego) jak i przestrzennej – częściej decydują się na migracje zagraniczne. W pozostałych dwóch grupach odnotowano wzrost liczby bezrobotnych. O ile w przypadku bezrobotnych w wieku 50 lat i więcej był on względnie niski (o 4 proc.), o tyle w zakresie liczby bezrobotnych długookresowo wyniósł 13 proc. Jest to nadal konsekwencja nie najlepszego stanu rynku pracy w dwóch poprzednich latach. Część osób, które utraciły pracę w 2009 r. i w trzech kwartałach 2010 r., przez ponad rok nie zdołała ponownie się zatrudnić, a więc zasili omawianą kategorię bezrobotnych.

W IV kwartale miał miejsce systematyczny i bardzo głęboki spadek liczby ofert pracy zgłaszanych do PUP. W grudniu złożono ich zaledwie 2,5 tys. Było to o 46 proc. mniej niż we wrześniu i o 25 proc. mniej niż w grudniu 2010 r. Tak małej ich liczby ofert nie odnotowano przynajmniej od stycznia 2008 r. Nawet pod koniec tego roku, kiedy efekty finansowego kryzysu zaczęły dotykać realną gospodarkę, spadek liczby ofert pracy w omawianym segmencie nie był tak znaczny.

 

Ważniejsze wydarzenia

Drogi do Gdańska ważne dla KE

Co najmniej 20 mld euro potrzeba na inwestycje proponowane w Polsce przez Komisję Europejską w ramach tzw. funduszu infrastrukturalnego. Takie szacunki podają unijni urzędnicy, który opracowali projekt funduszu. Komisja Europejska proponuje stworzenie funduszu, aby można było sfinansować kluczowe dla Unii inwestycje drogowe, kolejowe, telekomunikacyjne i energetyczne. Komisja wymieniła drogi łączące największe miasta – Warszawę, Gdańsk, Wrocław i Łódź. Bruksela zamierza też usprawnić połączenia kolejowe z największych lotnisk do miast.

Trasa W-Z gotowa szybciej

Pięć miesięcy wcześniej niż planowano został oddany do użytku ostatni odcinek trasy W-Z w Gdańsku. Dwupasmowa, długa na prawie 12 km trasa łączy centrum miasta z obwodnicą Trójmiasta i autostradą A-1. Docelowy układ drogowy w tej części Gdańska ma być gotowy w maju 2012 r., po zakończeniu rozbudowy węzła Karczemki, uważanego za największy w północnej części kraju. Trzeci, ostatni odcinek trasy W-Z zrealizowała za 89,5 mln zł firma Skanska. Unia Europejska współfinansowała 85 proc. tej kwoty. Inwestorem była miejska spółka Gdańskie Inwestycje Komunalne.

W Pruszczu Gdańskim otwarto obwodnicę

Obwodnica jest największą inwestycją w historii tego miasta. Wartość nakładów na jej budowę wyniosła 61 mln zł. Została sfinansowana po połowie z budżetu miasta oraz z dotacji Unii Europejskiej. W ramach projektu wybudowano także wiadukt nad torami kolejowymi, most na rzece Raduni, duże rondo w ciągu drogi wojewódzkiej nr 226 oraz trzy skrzyżowania. Wykonano też renowację rowów melioracyjnych oraz wzmocniono brzegi rzeki. Do ukończenia pozostało jeszcze oświetlenie trasy – ma być uruchomione pod koniec roku. Natomiast do maja 2012 r. na skrzyżowaniu z ul. Grunwaldzką stanie sygnalizacja świetlna.

Jest umowa, będzie tunel

Hiszpańskie konsorcjum Obrascon Huarte Lain, w którego skład wchodzi także Hydrobudowa Polska, wykona 2,4-kilometrowy odcinek Trasy Słowackiego w Gdańsku od Węzła Marynarki Polskiej do Węzła Ku Ujściu. W ramach inwestycji zostanie wydrążony tunel pod Martwą Wisłą. W połowie października Gdańskie Inwestycje Komunalne podpisały umowę z przedstawicielami konsorcjum w sprawie realizacji inwestycji. Cała Trasa Słowackiego ma mieć długość około 10 km. Ma m.in. usprawnić połączenie gdańskiego lotniska z portem. Budowę trasy podzielono na cztery części. Trzy pierwsze odcinki są już realizowane. Wyzwaniem logistycznym będzie drążenie tunelu pod Martwą Wisłą. Odbędzie się to za pomocą specjalistycznego urządzenia, tzw. kreta. Jego tarcza wiercąca ma średnicę ponad 12 m. Tunel będzie miał długość prawie 1,4 km. Koszt budowy całego odcinka wyniesie około 900 mln zł.

Gaz łupkowy w Lewinie

Talisman Energy Polska uruchomił próbne odwierty w Lewinie, w gminie Linia, na Kaszubach. Na głębokości około 3 tys. m pod powierzchnią ziemi zalegają grube warstwy iłów, w których, jak wskazuje doświadczenie z innych miejsc na świecie, powinien być gaz. Nie wiadomo natomiast, jakiej jakości będzie ten surowiec. Do eksploatacji przemysłowej złoża wykonać trzeba szereg czynności – sprawdzić jakość kopaliny, oszacować pokłady i przeliczyć, czy wydobycie będzie opłacalne. Działania te zajmą jeszcze sporo czasu. Firma ma w Polsce trzy koncesje na poszukiwania gazu łupkowego. Talisman Energy jest globalnym producentem ropy naftowej i gazu. Działa przede wszystkim w Ameryce Północnej, na terenie Morza Północnego i Azji Południowo­‑Wschodniej.

Pomorzanie dowiedzą się więcej o łupkach

Samorząd województwa pomorskiego zorganizuje akcję informacyjną dla mieszkańców gmin, w których są lub będą prowadzone poszukiwania gazu łupkowego. Planowane jest między innymi uruchomienie specjalnej strony internetowej. Zagadnienie jest ważne, bo 85 proc. powierzchni województwa objęte jest koncesjami na poszukiwanie złóż. W najbliższych latach może być wykonanych ok. 100 odwiertów. Tymczasem w regionie doszło już do kilku konfliktów w związku z pracami poszukiwawczymi. Obawy rolników dotyczą przede wszystkim bezpieczeństwa środowiska, prywatnej własności mieszkańców oraz walorów turystycznych Pomorza. W celu uniknięcia nieporozumień planowane jest uruchomienie wielu przedsięwzięć mających na celu poinformowanie zainteresowanych, jakie mogą być skutki poszukiwań i ewentualnej eksploatacji złóż. Samorząd planuje utworzenie portalu internetowego, na którym pojawią się najważniejsze informacje dotyczące gazu z łupków. Przygotowane będą też publikacje o prowadzonych poszukiwaniach i ich skutkach.

Więcej dorszy i śledzi, mniej łososia i szprota

Polscy rybacy mogą wyłowić w 2012 r. ponad 20 tys. t dorszy na Bałtyku i około 3 tys. t śledzi na Bałtyku zachodnim. Są to wielkości większe niż w roku poprzednim. Zmalały natomiast limity połowu łososia, szprota i śledzia na Bałtyku centralnym. Decyzję o nowych limitach kwot połowowych na 2012 r. na Bałtyku przyjęli w Luksemburgu ministrowie rolnictwa UE. W myśl porozumienia, w 2012 r. polscy rybacy będą mieli prawo do wyłowienia 17 947 t dorsza na Bałtyku wschodnim i 2487 t dorsza na Bałtyku zachodnim. Natomiast zmniejszą się limity przyznane na połowy łososia. Będzie można wyłowić 7704 sztuki łososia, czyli nieco ponad połowę mniej niż obecnie. Cięcia obejmą także połowy śledzia na Bałtyku centralnym. Kwota połowowa zmniejszy się do 19 537 t, czyli o 27 proc. Ponadto polscy rybacy będą mogli wyłowić w sumie 433 t gładzicy z rodziny flądrowatych (o 5 proc. mniej) i 66 128 t szprotów (o 22 proc. mniej niż obecnie).

Centrum OIE Support w Gdańsku

OIE Support otworzył oddział w nowej siedzibie Gdańskiego Inkubatora Przedsiębiorczości STARTER. Amerykańska firma OIE Support oferuje ponad 250 wyspecjalizowanych studiów licencjackich, magisterskich i doktoranckich online w ramach ogólnoświatowej sieci uniwersytetów skupionych w Laureate International Universities. Centrum ma zatrudnić na początku 125 osób, choć ich liczba może wzrosnąć nawet do 400. Pracownicy będą odpowiedzialni za kontakty z potencjalnymi oraz obecnymi studentami, jak również za doradztwo w zakresie rozwoju naukowego i zawodowego. Zatrudniani są humaniści, absolwenci np. pedagogiki, socjologii i psychologii ze znajomością języka angielskiego. Otwarcie oddziału amerykańskiej firmy OIE Support w Gdańsku jest kolejną inwestycją na Pomorzu w tzw. BPO, czyli sektor usług dla biznesu. Wcześniej swoje przedstawicielstwa otworzyły w Trójmieście m.in. Sony Pictures, Geoban, Transcom, Intel i Thomson Reuters.

Datera w dziesiątce rankingu Deloitte

Sześć polskich firm znalazło się w pierwszej dziesiątce rankingu Deloitte, uwzględniającego najszybciej rozwijające się technologicznie innowacyjne firmy w Europie Środkowej. Wśród nich jest także pomorska firma Datera (telekomunikacja i IT). Ranking Technology Fast 50 jest organizowany niezależnie w kilkudziesięciu krajach świata, w tym z regionu Europy Środkowej. W tegorocznym zestawieniu dotyczącym tego regionu znalazły się firmy z Bułgarii, Czech, Węgier, Litwy, Polski, Rumunii, Serbii i Słowacji. Przedsiębiorstwa są zestawiane w rankingu na podstawie procentowego wzrostu przychodów operacyjnych i ujmowane w kategorii głównej „Technology Fast 50” oraz w dwóch podkategoriach: „Wschodzące Gwiazdy” oraz „Wielka Piątka”. Zwycięzcą w głównej kategorii rankingu, w tegorocznej edycji zestawienia dotyczącego Europy Środkowej, jest rumuńska firma Vola.ro, sprzedająca bilety lotnicze w internecie. Z polskich firm w pierwszej dziesiątce znalazły się spółki Netmedia, Inwestycje.pl, Datera, Kompan.pl, Technitel Polska i Ideo.

zNOKAUTują rynek porównywarek?

Gdyńska Grupa Nokaut chce przejąć porównywarki internetowe Skąpiec.pl i Opineo.pl. Firma zajmująca się działalnością na rynku e­‑commerce planuje sfinansować inwestycje z emisji akcji. Chce pozyskać z giełdy ok. 35–50 mln zł. Część tych środków spółka zamierza przeznaczyć m.in. na nabycie nowego oprogramowania i dalszą ekspansję rynkową.

Innowator dla rozbudowy PPNT

Rozbudowa Pomorskiego Parku Naukowo­‑Techno­logicznego została uznana za „Najlepszy Projekt Infrastrukturalny 2011” w konkursie „Innowator”. Organizatorem plebiscytu jest Central European Quality Institute, natomiast inwestycja jest realizowana przez Gdyńskie Centrum Innowacji. Nagrody „Innowator” przyznaje Akademia Samorządu, złożona z laureatów poprzednich edycji konkursu. Nagradzane są najlepsze projekty i spółki samorządowe oraz najlepiej zarządzane jednostki samorządowe. Członkowie Akademii brali pod uwagę innowacyjność, kreatywność, przedsiębiorczość, efektywność i użyteczność.

Inżynieria kosmiczna na PG

Krajowe Centrum Inżynierii Kosmicznej ma powstać na Politechnice Gdańskiej. Jednocześnie PG i Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu będą współpracować przy budowie radioteleskopu „Hevelius 90m” i powołaniu Narodowego Centrum Radioastronomii. Rektorzy obu uczelni, prof. Henryk Krawczyk i prof. Andrzej Radzimiński, podpisali w tej sprawie list intencyjny. Radioteleskop zostanie zlokalizowany w Borach Tucholskich. Powinien być gotowy najpóźniej w 2015 r. Średnica talerza ma wynieść 90 m. Tym samym radioteleskop będzie trzecim tak dużym urządzeniem na świecie po zlokalizowanych w Niemczech i USA.

Schlumberger łowił na PG

Światowy gigant z branży naftowej zatrudni studentów i absolwentów PG. To największe na świecie przedsiębiorstwo zajmujące się usługami związanymi z obsługą pól naftowych. Spółka zatrudnia obecnie ponad 100 tys. osób, które pracują w ponad 80 krajach. Firma 8 listopada zorganizowała informacyjne spotkanie na PG. Szczególnie poszukiwano absolwentów i studentów ostatniego roku studiów z dziedzin: informatyka, budownictwo lądowe, chemia, elektrotechnika oraz mechanika.

GOM w walce z bezrobociem

Gdański Obszar Metropolitalny inicjuje wspólne działania na rynku pracy. W ich ramach w maju 2012 r. w Gdańsku odbędą się Metropolitalne Targi Pracy Przedsiębiorczości i Edukacji. Aktywnie poszukujący pracy będą mogli bezpłatnie korzystać z komunikacji miejskiej MZK. Do projektu działań na rynku pracy włączyły się Powiatowe Urzędy Pracy z Gdańska, Gdyni, Kartuz, Malborka, Pucka, Tczewa, Wejherowa i Nowego Dworu Gdańskiego. Podpisano między innymi deklarację o swobodzie miejsca prowadzenia działalności gospodarczej. Dzięki niej osoby bezrobotne, które będą ubiegać się o przyznanie środków na otwarcie własnej firmy, np. w PUP w Tczewie, będą mogły bez przeszkód rozpocząć działalność w Gdańsku, Malborku czy Wejherowie.

Mały ruch graniczny z Kaliningradem

Ministrowie spraw zagranicznych Polski i Rosji podpisali w Moskwie umowę o małym ruchu granicznym między obwodem kaliningradzkim a częścią województwa pomorskiego i warmińsko­‑mazurskiego. Umowa może zacząć obowiązywać od najbliższego sezonu letniego. W województwie pomorskim mały ruch graniczny obejmie blisko jedną trzecią terytorium województwa, m.in. Gdańsk, Sopot i Gdynię oraz powiaty pucki, gdański, nowodworski, sztumski, wejherowski i malborski. Porozumienie umożliwi wielokrotne przekraczanie granicy polsko­‑rosyjskiej przez mieszkańców stref przygranicznych obu państw. Nie będą do tego potrzebne wizy, tylko stosowne pozwolenia. Odprawa graniczna w ramach małego ruchu powinna odbywać się znacznie szybciej i bez drobiazgowych kontroli.

 

1 Instytut Badań nad Gospodarką Rynkową od stycznia 2001 roku prowadzi badanie koniunktury gospodarczej w województwach. Badanie prowadzone jest metodą testu koniunktury, polegającą na comiesięcznym ankietowaniu określonej grupy podmiotów gospodarczych. Ankietowani odpowiadają na pytania dotyczące swoich odczuć związanych z ogólną sytuacją gospodarczą w województwie oraz na pytania dotyczące sytuacji swoich firm. Pytania dotyczą między innymi poziomu produkcji, sprzedaży, zatrudnienia. Szczegóły tutaj.

2 W momencie składania do druku najnowsze dostępne dane. Dane za rok 2011 pochodzą ze zbioru otwartego, co oznacza, że przez cały rok sprawozdawczy rejestrowane są dane dotyczące wszystkich miesięcy (bieżących i poprzednich w przypadku dosyłania brakujących danych) oraz korekt rejestrowanych za okres sprawozdawczy, którego dotyczą. Dane na dzień 21.03.2012.

3 Do krajów byłego ZSRR należą: Azerbejdżan, Białoruś, Kazachstan, Kirgistan, Mołdawia, Rosja, Ukraina, Uzbekistan. Do krajów kapitalistycznych zaliczają się m.in.: Watykan, Norwegia, Liechtenstein i Szwajcaria w Europie, USA, Australia, Japonia, Kanada, Singapur, Nowa Zelandia, Wyspy Marshalla. Za kraje Europy Środkowo‑Wschodniej uważa się m.in.: Bośnię i Hercegowinę, Chorwację, Serbię i Czarnogórę.

Niniejszy artykuł powstał na podstawie następujących materiałów, w całości opublikowanych na niniejszej stronie: A. Hildebrandt, 2011, Handel zagraniczny w województwie pomorskim , I. Wysocka, 2011, Wiadomości gospodarcze , P. Susmarski, 2011, Koniunktura gospodarcza w województwie pomorskim w grudniu 2011 r. , M. Tarkowski, 2011, Poziom rozwoju gospodarczego województwa pomorskiego i jego zmiany w grudniu 2011 r.

Opis ważniejszych wydarzeń przygotowała I. Wysocka. Wyboru i zestawienia dokonał M. Tarkowski.

Skip to content