Categories
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Potrafimy pracować i jednocześnie kształcić młodych

Włodzimierz Szordykowski

dyrektor Departamentu Rozwoju Gospodarczego Urzędu Marszałkowskiego Województwa Pomorskiego

Z Włodzimierzem Szordykowskim , Dyrektorem Pomorskiej Izby Rzemieślniczej Małych i Średnich Przedsiębiorstw rozmawia Dawid Piwowarczyk

Czy, Pana zdaniem, system edukacyjny zapewnia absolwentów o odpowiednich kwalifikacjach?

Niestety muszę przyznać, że nie zapewnia. W firmach potrzebujemy przede wszystkim osób dobrze przygotowanych do pracy. W związku z tym przez cały czas organizowana jest nauka zawodu na stanowiskach pracy. W tej chwili mamy do czynienia z systemem dualnym. Uczeń w szkole zawodowej zdobywa podstawy teoretyczne, a dzięki podpisanej z pracodawcą umowie przyswaja sobie też umiejętności praktyczne. Poprzez pracę uczy się, nabiera doświadczenia. Niestety u nas przez wiele lat odchodzono od kształcenia praktycznego na rzecz przekazywania wiedzy. To prowadzi do sytuacji, w której absolwenci szkół dopiero w firmach muszą się doszkalać, by dobrze i efektywnie wykonywać swoje obowiązki.

Nasze małe i średnie pomorskie firmy radzą sobie z takim wyzwaniem?

Badania Politechniki Gdańskiej pokazały, że poziom przygotowania kadry zarządzającej w małych i średnich firmach jest zazwyczaj niższy niż w większych podmiotach. Tymczasem, małe i średnie przedsiębiorstwa nie mogą pozwolić sobie na to, żeby zatrudniać dużą rzeszę specjalistów. Menadżer w takich firmach musi umieć skutecznie zajmować się wieloma dziedzinami. Pracownicy produkcyjni także nie mogą być specjalistami tylko w jednej, wąskiej dziedzinie. Dlatego potrzebne jest kształcenie interdyscyplinarne. Staramy się promować i wspierać działania w tym kierunku. Dobrym przykładem jest tutaj Politechnika Gdańska, która uruchamia kształcenie mechatroników, czyli osób z wiedzą mechaniczną, elektroniczną i informatyczną. Właśnie taka interdyscyplinarność jest przyszłością. Ważne jest też to, żeby już w czasie nauki, studiów młodzi ludzie mogli mieć kontakt z przedsiębiorstwami. Proponujemy na przykład, żeby prace końcowe – dyplomowe, licencjackie, magisterskie – miały charakter praktyczny, zajmowały się opisywaniem i diagnozowaniem konkretnego tematu, problemu w konkretnej firmie. Młody człowiek zyska wtedy cenną wiedzę, umiejętność rozwiązywania problemów praktycznych, a przedsiębiorca będzie miał okazję docenić korzyści, jakie niesie ze sobą współpraca i zatrudnianie młodych osób.

Czy likwidacja szkół zawodowych, ograniczenie nauczania w technikach nie było błędem?

Od dłuższego czasu obserwujemy tendencję likwidacji kształcenia technicznego na poziomie szkół średnich. Jest to pokłosie reformy edukacji, która zakładała, że kształceniu średniemu technicznemu będzie podlegał średnio co piaty uczeń, a nie, jak to było wcześniej, około 40% uczniów. Zgodnie z tymi założeniami aż 80% osób ma kształcić się w szkołach średnich kończących się maturą. Dla realizacji tych założeń nie tylko zwiększono nabór do liceów ogólnokształcących, ale utworzono też całkiem nowe jednostki – licea profilowane. Zgodnie z założeniem kształcenie zawodowe miało odbywać się bez żadnego kontaktu z praktyką. Efekt jest taki, że w szkołach tego typu kształci się obecnie osoby, które z jednej strony nie mają wystarczającej wiedzy, by studiować, a z drugiej, przede wszystkim z powodu braku umiejętności praktycznych, nie są też atrakcyjne dla pracodawców. System spowodował, że skrzywdzono młodych ludzi. Rozbudzono ich ambicje, a jeszcze bardziej ambicje rodziców, nie dając tak naprawdę skutecznych narzędzi do ich realizacji. Tymczasem, prawda jest taka, że znaczna część tych młodych ludzi ma duże zdolności manualne i w szkole zawodowej czy technikum mogłaby je skutecznie rozwijać. Przecież nie każdy chce być lekarzem czy adwokatem. Teraz już zrozumiano błąd i powoli planuje się odejście od liceów profilowanych.

Czy demografia pomaga, czy przeszkadza w dostosowywaniu systemu edukacji do potrzeb rynku pracy?

Niestety wydaje się, że demografia jest przeciwko nam. Widzimy to na przykład w wyraźnym spadku zainteresowania – także u nas w izbie rzemieślniczej – kształceniem zawodowym. Jeszcze kilka lat temu mieliśmy 8 tys. uczniów, a w tej chwili jest już poniżej 5 tys. uczniów rocznie. I coraz częściej, szczególnie w Trójmieście, firmy sygnalizują problem ze znalezieniem uczniów chętnych do podjęcia praktycznej nauki zawodu. Poza demografią przeciwko nam jest też to, że prestiż rzemieślnika nie jest u nas w kraju wysoki. Tymczasem okazuje się, że nasi pracownicy są bardzo dobrze oceniani za granicą.

Z czego wynika ten nasz sukces edukacji zawodowej?

To, czego szczególnie zazdroszczą rzemieślnicy z innych krajów, dotyczy tego, że nasi pracownicy potrafią pracować i równolegle kształcić młodszych. Jednocześnie jednak jest to kształcenie na najwyższym poziomie, bo kształcić może tylko osoba z tytułem mistrzowskim i uprawnieniami pedagogicznymi. My uczymy ludzi nie tylko zawodu. Uczniowie uczą się także, jak swoją wiedzę i umiejętności przekazać innym.

Czy tworzenie szkół przyzakładowych może być antidotum na braki na rynku pracy?

Uważam, że system szkół przyzakładowych był dobry, bo tam uczeń miał większą możliwość styczności z zawodem, miał praktykę na stanowisku pracy. Uczeń widział i mógł zapoznać się z technologią nie z książek, ale w rzeczywistym zakładzie pracy. I u nas w rzemiośle jest coraz większa grupa podmiotów gospodarczych zainteresowanych tworzeniem przy swoich firmach małych dziesięcioosobowych szkół. Motywacją są tutaj refundacje w wysokości kilkukrotności najniższej płacy i składki ZUS dla małoletnich uczniów.

Czy firmy nie marnują potencjału pracowników? Na przykład poprzez zlecanie prostych prac przygotowawczych, porządkowych wysokokwalifikowanemu pracownikowi.

Ja myślę, że ten problem rozwiąże się niedługo sam. Dzięki outsourcingowi firma i pracownicy są coraz częściej odciążani. Na przykład obecnie nie ma problemu ze zleceniem prania ubrań czy sprzątania podmiotom zewnętrznym. Oczywiście warto na przykład pomyśleć o tym, czy firmy nie powinny częściej zatrzymywać u siebie starszych, doświadczonych pracowników. Pracownik taki może już nie być bardzo przydatny w procesie produkcyjnym, ale może stać się nauczycielem dla młodej kadry.

Czy, Pana zdaniem, nie marnuje się potencjału kobiet?

Słyszę o takich przypadkach, ale dyskryminacji nie widzę. Na przykład, u nas w izbie na 23 osoby 19 osób to kobiety. Jest wiele dziedzin, w których dominują kobiety – na przykład szkolnictwo – gdzie, według mnie, występuje zbyt duże sfeminizowanie, choć pewnych naturalnych predyspozycji nie należy na siłę zwalczać. W innym przypadku dojdziemy do absurdów. Są na przykład prace wymagające dużej siły i tutaj bardziej predysponowani są mężczyźni. Problemem jest to, że każde stanowisko pracy jest kosztem i pracownicy muszą zarobić na jego utrzymanie. Jeżeli kobieta idzie na urlop macierzyński, jeżeli często bierze zwolnienie chorobowe ze względu na dziecko, a państwo nie jest w stanie pokryć pracodawcy tych strat, to zrozumiałe jest to, że traktuje on taką sytuację w kategorii obciążenia firmy. Często jest tak, że to sam system dyskryminuje zarówno mężczyzn, jak i kobiety. Pamiętam dobrze, jak kilka lat temu moja żona, pracownik naukowy UG, musiała wyjechać służbowo za granicę. Gdy dzieci zachorowały, miałem niesamowite problemy, by jako rodzic, ale ojciec, uzyskać zwolnienie lekarskie.

Czy gminy są sobie w stanie same poradzić z tym problemem?

Myślę, że nie. Samorządy mają lepsze rozeznanie w kwestiach lokalnych. Państwo na szczeblu centralnym powinno zająć się tworzeniem dobrego systemu prawnego. A wszystkie inne rzeczy – edukacja, pomoc socjalna – powinny być zarządzane z jak najniższego szczebla. Wtedy efektywność działalności państwa będzie największa.

Dlaczego pracodawcy nie chcą bardziej angażować się w kształcenie swoich kadr?

W naszym przypadku ta teza nie znajduje uzasadnienia. Z 2 tys. firm-członków izby aż dwie trzecie kształci młodych pracowników. Nasi członkowie wiedzą, że jest to dla nich szansa. Przez trzy lata kształcą takich młodych ludzi, odpowiednio ich formując, a jednocześnie mają niepowtarzalną okazję przyglądać się im przez tak długi okres i znajdować wśród nich swoich przyszłych pracowników. Standardowy proces rekrutacji nigdy nie da pracodawcy takich możliwości.

Czy wejście Polski do Unii Europejskiej było dla nas szansą, czy zagrożeniem?

Uważam, że cały czas jest to dla nas szansa. Nie możemy jednak powielać błędów innych. Obserwuję to na przykładzie niemieckich rzemieślników, którzy zamiast dostosowywać się do zmieniającej sytuacji, starają się wymuszać na władzach ochronę status quo. A to w realiach zmieniającej się gospodarki wolnorynkowej jest niemożliwe. Dlatego my musimy być gotowi do rywalizacji, ciągłej zmiany i dostosowywania się do trendów na rynku pracy. Problemem jest to, że nie tworzymy możliwości powrotu dla osób, które wyjechały do pracy za granicę i znaczna ich część jest już dla naszego rynku pracy stracona.

Czy Polska, Pomorze może przyciągać absolwentów, pracowników z innych regionów?

Uważam, że Pomorze ma taką szansę. By to jednak było możliwe, musimy zmienić nasze nastawienie. Musimy poważniej traktować nasze cele strategiczne i działać tak, by je osiągać. Problemem jest to, że często samorządy traktują gospodarkę jako coś, co jest od nich niezależne, co funkcjonuje samodzielnie. Tymczasem, doświadczenie uczy, że rozwój gospodarczy jest większy tam, gdzie samorządy potrafią współpracować z biznesem, tworzyć lepsze perspektywy dla funkcjonowania firm. Musimy być jak dobry gospodarz, który wie, kiedy zasiać, ile z plonu może skonsumować, ile może przeznaczyć na rozwój gospodarstwa, a ile musi zostawić na kolejny siew. Uważam jednak, że mamy potencjał, żeby być województwem o największej dynamice rozwoju w kraju.

Dziękuję za rozmowę.

Dodaj komentarz

Skip to content