Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Czym i jak przekonywać inwestorów offshoringowych?

Rozmowę prowadzi Leszek Szmidtke, dziennikarz PPG i Radia Gdańsk.

Leszek Szmidtke: Dobre kwalifikacje za rozsądną cenę – to w skrócie hasło inwestorów z branży usług biznesowych. Trójmiasto dysponuje takimi atutami, a mimo to Kraków czy Wrocław ściągnęły wielokrotnie więcej inwestorów. Dlaczego?

Paweł Adamowicz: Panuje przekonanie, że są to miasta z dużą liczbą szkół wyższych i studentów, a szczególnie absolwentów poszukiwanych przez inwestorów kierunków. Dlatego nasze uczelnie powinny szukać rozwiązań odpowiadających wyzwaniom rynku pracy.

Spotyka się pan z rektorami i rozmawia na ten temat?

Spotykam się i rozmawiam, ale uczelnie mają pełną autonomię. W ostatnich latach zauważam lepsze reagowanie na potrzeby rynku pracy. Jednak elastyczność powinna być jeszcze większa i władze uczelni muszą myśleć z kilkuletnim wyprzedzeniem o czekających ich zmianach w gospodarce.

Alan Aleksandrowicz: Kraków, Wrocław oraz Warszawa to krajowa czołówka. Razem z Łodzią i Poznaniem jesteśmy tuż za podium. Tworzenie warunków do powstawania nowych uczelni jest jakimś rozwiązaniem. Tym bardziej że na przykład w Krakowie oraz sąsiadujących gminach jest więcej szkół wyższych niż w Trójmieście.

Większa konkurencja powinna być nie tylko w przypadku uczelni. Były wiceminister spraw zagranicznych Paweł Wojciechowski mówi, że jest zbyt mała rywalizacja między polskimi miastami. Jak będzie większa, to inwestorzy chętniej będą przybywać…

Z naszej perspektywy rywalizacja jest bardzo ostra i w kilku przypadkach musieliśmy toczyć zacięte boje o inwestorów. W ostatnim czasie wygraliśmy dla Trójmiasta Sony Pictures oraz Willisa. Niestety, w tym samym czasie nie udało się nam przekonać dwóch innych firm, Franklin Templeton oraz UniCredit, do osiedlenia się w Gdańsku.

Analizujecie wygrane i przegrane bitwy. Jakie są wnioski?

Centra usług biznesowych, zarówno Franklin Templeton jak i UniCredit, ściśle współpracują z niemieckimi oddziałami tych koncernów. Dlatego ważnym argumentem była liczba absolwentów germanistyki czy szerzej – znajomość języka niemieckiego wśród studentów. W tym punkcie przegraliśmy z Poznaniem i Szczecinem. U nas przeważa język angielski, silną pozycję mają języki skandynawskie. Nie jestem jednak pewien, czy suche dane statystyczne odzwierciedlają stan rzeczywisty. W Trójmieście te firmy bez problemu mogły znaleźć odpowiednią liczbę pracowników sprawnie posługujących się językiem niemieckim. Kolejnym ważnym argumentem była bliskość Niemiec. W takich przypadkach trudno konkurować z Wrocławiem, Poznaniem czy Szczecinem.

Geografia jest nieubłagana. Jakie inne słabe punkty należy poprawić?

Przede wszystkim należy zwiększyć liczbę wyższych uczelni z kierunkami poszukiwanymi przez inwestorów. Zachęcamy do zakładania takich szkół w Gdańsku; dobrym przykładem jest Polsko-Japońska Wyższa Szkoła Technik Komputerowych, która otworzyła oddział w naszym mieście.

Namawiamy inwestorów do wspólnego tworzenia pomagisterskich centrów doskonałości, zajmujących się wyposażaniem absolwentów szkół wyższych w specjalistyczną wiedzę potrzebną w ich firmach. Przez długie lata słabością Gdańska był brak przestrzeni biurowej. Dziś mamy takich powierzchni więcej i ta poważna bariera na pewien czas zniknęła. A czas jest bardzo ważny, gdyż deweloperzy nie będą budować nowych biurowców bez choćby częściowego zapełnienia portfela zamówień. Natomiast inwestorzy z interesującej nas branży nie chcą czekać kilka lat na wybudowanie od podstaw nowego biurowca. Tam decyzje zapadają szybko i jeżeli nie ma odpowiedniego miejsca, szukają go w innych miastach. Najlepsi studenci czy absolwenci nie wystarczą, jeżeli nie mają miejsca na podjęcie pracy.

Inwestorzy z sektora usług biznesowych łatwo się osiedlają, ale równie szybko mogą poszukać innego miejsca. Wartość takiej inwestycji jest też dużo niższa niż fabryki. Dlaczego warto zabiegać o takie firmy?

Każde miejsce pracy jest ważne i nie można wybrzydzać. Tym bardziej że sektor BPO (Business Process Offshoring) oferuje dobrze płatne stanowiska dla ludzi z wysokimi kwalifikacjami. Miasto bardzo się cieszy z takich ludzi: kupują mieszkania, wyposażają, robią zwykle większe zakupy, uczestniczą w wydarzeniach kulturalnych i sportowych. Ich aktywność obywatelska też jest większa.

Nieprawdą jest ulotność inwestycji offshore. Łatwiej dziś zdemontować fabrykę samochodów lub AGD, niż znaleźć wysoko wykwalifikowanych pracowników w nowym miejscu.

Dla inwestorów jakość życia ma znaczenie?

Przedstawiciele firm szukających lokalizacji o tym wspominają, ale przede wszystkim liczą się kadry oraz powierzchnie biurowe. Natomiast nieprawdą jest ulotność inwestycji offshoringowych. Łatwiej dziś zdemontować fabrykę samochodów lub AGD, niż znaleźć wysoko wykwalifikowanych pracowników w nowym miejscu.

To są zwykle młodzi ludzie, więc łatwiej podejmują decyzję o przeniesieniu się do Krakowa, Wrocławia czy Budapesztu.

Wbrew pozorom nie są tacy skorzy do przeprowadzek. Z naszych obserwacji w innych miastach wynika, że pracownicy tego sektora częściej zostają, kiedy ich firma zmienia lokalizację, niż robotnicy z fabryk produkcyjnych. Firmy mają tego świadomość i jeśli się osiedlają, to na dłużej.

Wspomniany już minister Wojciechowski twierdzi, że samorządy nie doceniają tych „miękkich” czynników.

Znamy wagę tych argumentów i dlatego z inicjatywy miasta Gdańska Fundacja Oświatowa podjęła się zorganizowania przedszkola i szkoły z językiem angielskim jako językiem podstawowym. Pracownicy nasi i Agencji pomagają rozwiązywać indywidualne sprawy obcokrajowców zatrudnionych w tych firmach. Doceniamy znaczenie „miękkich” czynników, ale wiemy też, na co inwestorzy spoglądają przede wszystkim. Wspieramy również inwestorów w późniejszych miesiącach i latach.

Zadowolenie inwestora jest najlepszą reklamą. Słowa prezesa Intela mają na świecie znacznie większą wartość niż przedstawicieli instytucji rządowych lub samorządowych.

Czyli narzekania przedstawicieli firm na brak takiego wsparcia poinwestycyjnego nie są panu obce?

Wiem, że są takie sygnały. Jednak zarówno Agencja, jak i Urząd Miasta dokładają starań, żeby nasi inwestorzy nie mieli powodów do narzekań. Oczywiście, nie wszystko można od razu załatwić, i nie wszystko można w ogóle załatwić, ale Gdańsk pod tym względem na pewno się wyróżnia na korzyść. W każdej firmie pytamy na różne sposoby, m.in. poprzez ankiety, jak oceniają nasze miasto. Często spotykam się z szefami firm. Budujemy trwałe relacje z inwestorami, którzy się u nas osiedlili, i doceniamy ich znaczenie. Przecież ich zadowolenie jest najlepszą reklamą. Słowa prezesa Intela mają na świecie znacznie większą wartość niż przedstawicieli instytucji rządowych lub samorządowych.

Czy offshoring jest tak ważną branżą, że należy tworzyć dla niej specjalne plany czy nawet strategię wytyczającą kierunki poszukiwań i rozwoju?

Nie musimy tego pisać, my to robimy. Już dziś na terenie metropolii gdańskiej pracuje w tym sektorze około 13 tys. ludzi. Uczymy się i dostosowujemy do potrzeb tego segmentu. Jak trzeba, to o 7 rano spotykam się z inwestorami. Tak właśnie było niedawno z przedstawicielami amerykańskiego koncernu Willis. Udało się ich przekonać, choć pojawił się pewien problem i czekamy na decyzję ministra finansów.

Minister zmienił zasady wspierania inwestycji zagranicznych. Firmy, które mogą korzystać ze środków unijnych, nie dostają wsparcia z funduszy rządowych. Zmiana reguł w czasie procesu inwestycyjnego mocno skomplikowała nam sytuację.

Czy starania o ściąganie działalności offshoringowej wiążą się z inwestycjami w miejską infrastrukturę?

Bezpośrednio nie, ale ułatwiamy zadanie tym deweloperom, którzy chcą budować biurowce. W Urzędzie Miejskim jest specjalna ścieżka przyspieszająca otrzymanie zgody i pozwoleń związanych z takimi inwestycjami. Dzięki tej współpracy mamy dziś w Gdańsku odpowiednią ilość powierzchni biurowych.

Jest też specjalna uchwała, dzięki której parki biznesowe mogą uzyskać zwolnienie z podatku od nieruchomości. W kraju mało jest przypadków, żeby deweloperzy w tym sektorze mogli liczyć na takie wsparcie.

Nie zamykamy się we własnych opłotkach. Cieszymy się, że inwestycje takie jak Thomson Reuters lub Sony Pictures znalazły się w Gdyni, a nie w Krakowie czy Wrocławiu. Metropolia jest przecież wspólnym miejscem pracy. Tam również będą pracować gdańszczanie

Czy to są wnioski wynikające z osiedlenia się kilku inwestorów w Gdyni, mimo że pracownicy gdańskiej instytucji wywołali ich zainteresowanie?

To doskonale pokazuje nasze podejście. Nie zamykamy się we własnych opłotkach. Cieszymy się, że inwestycje takie jak Thomson Reuters lub Sony Pictures znalazły się w Gdyni, a nie w Krakowie czy Wrocławiu. Metropolia jest przecież wspólnym miejscem pracy. Tam również będą pracować gdańszczanie. Podobnie jak w gdańskich firmach, a nawet urzędzie miejskim, pracują mieszkańcy Gdyni, Wejherowa, Pruszcza czy Żukowa.

Ale inwestorzy zgodnie podkreślają potrzebę silnej współpracy, szczególnie Gdańska i Gdyni.

Staramy się współpracować ze wszystkimi samorządami. Tym bardziej że jedynie w Gdańsku jest tak sprawny zespół ludzi przygotowanych do ściągania inwestorów z sektora BPO. Gdańska Agencja Rozwoju Gospodarczego pracuje dla całej metropolii.

Wspólny zespół, wspólna promocja i wspólny budżet spowodują, zdaniem pytanych inwestorów, dużo większą skuteczność.

Też jestem o tym przekonany, ale nie znajdujemy zrozumienia w Gdyni. Wielokrotnie organizowaliśmy różne wyjazdy promocyjne i zapraszaliśmy sąsiadów. Zaproszenia przyjmowały Sopot i Pruszcz Gdański, natomiast Gdynia – ani razu. Mimo to promujemy również Gdynię.

Zrobiliśmy wspólnie z GE Money Bank badania i wyszło z nich, że struktura zatrudnienia w firmach jest podobna: 1/3 to mieszkańcy Gdańska, nieco mniej Gdyni, a reszta pracowników pochodzi z Sopotu i innych miejscowości wchodzących w skład metropolii.

Jak wyglądają zabiegi o inwestorów?

Jesteśmy obecni na targach, w pismach branżowych. Ściśle współpracujemy z PAIiIZ, gdyż część potencjalnych inwestorów trafia do nas poprzez tę rządową agencję.

Najskuteczniejszą metodą jest bezpośrednie dotarcie do zainteresowanych. Na szczęście na takie wyjazdy są unijne środki w Regionalnym Programie Operacyjnym i z tego korzystamy. Nasza delegacja niedawno była na największych w Europie targach offshoringowych w Edynburgu. Zabieramy również przedstawicieli firm, które się u nas osiedliły, na różne wyjazdy i promujemy się poprzez tych inwestorów. Taka właśnie delegacja z przedstawicielami pięciu firm wróciła niedawno ze Stanów Zjednoczonych. Amerykanie coraz mniej chętnie inwestują bezpośrednio w innych krajach. Wolą nawiązać współpracę z firmą z Gdańska i zlecić jej wykonanie produkcji lub usług. Dla amerykańskich firm jest to mniej ryzykowne rozwiązanie niż budowanie na miejscu zespołu od zera. Dla nas jest to też korzystne, gdyż dzięki temu na miejscu będą powstawały duże i dobre firmy.

Czy polskie firmy są zainteresowane offshoringiem i czy szukacie inwestorów na rodzimym rynku?

Takich przypadków jest niewiele, ale fala powoli narasta. Spodziewam się, że krajowe koncerny energetyczne będą wyodrębniały usługi biznesowe. PZU już stworzyło centra usług: księgowe, kadrowe czy finansowe. Między innymi takie centrum powstało w biurowcu na ulicy Arkońskiej.

Za jakiś czas zniknie jeden z dzisiejszych atutów, czyli niższe niż w krajach Europy Zachodniej koszty pracy. Czym wówczas będziemy zachęcać do inwestowania?

Oczywiście, w tej grupie zawodowej różnice w płacach będą się zmniejszały. Dlatego już dziś musimy zmieniać nasz wizerunek: przestać eksponować właśnie niskie koszty pracy, a zacząć pokazywać wartość intelektualną i kompetencje Polaków. Przecież w matematyce nasi studenci są jednymi z najlepszych na świecie.

Czyli wracamy do początku naszej rozmowy: wysoki poziom kształcenia, współpraca uczelni z gospodarką, otwarcie na potrzeby rynku pracy.

Kreatywność, talent, tolerancja są niezwykle ważne w budowie społeczeństwa i gospodarki przyszłości. W Gdańsku, na Pomorzu, w Polsce musimy być otwarci na inność, na nowe prądy, nie zaniedbując własnej tożsamości. Taka metropolia będzie przyciągać ludzi i firmy.

Dziękuję za rozmowę.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Globalna identyfikacja Pomorza – czyli o budowaniu pomorskich marek i spójnej promocji regionu

Rozmowę prowadzi Leszek Szmidtke, dziennikarz PPG i Radia Gdańsk.

Leszek Szmidtke: Teoretycznie Pomorze ma najważniejsze dla inwestorów argumenty: co roku tysiące absolwentów wyższych uczelni, powierzchnie biurowe, pomoc samorządów, a jednak nie widać masowego napływu inwestycji BPO/SSC ( Business Process Offshoring/Shared Services Centers ). Dlaczego?

Piotr Ciechowicz: Rzeczywiście, potencjał ludzki daje nam 3.–4. miejsce w Polsce, pod względem powierzchni biurowych jest to również 3.–4. pozycja. Pierwsza fala inwestorów popłynęła do Warszawy, później do Krakowa i Wrocławia. Mniej więcej od 2006 r. na Pomorzu zaczyna się osiedlać coraz więcej firm z tego sektora. Większy napływ inwestorów dotyczy nie tylko Trójmiasta, ale także Elbląga, Koszalina oraz Torunia. A mimo to firm offshoringowych jest ciągle za mało. Dlaczego? Zbyt mało ludzi na świecie o nas wie. Ciągle brakuje ofensywy informacyjnej. Do tej pory nie zbudowaliśmy jasnego, precyzyjnego i nieskonfliktowanego przekazu. Mimo to mamy duże szanse na napływ inwestorów. Kraków i Wrocław są już nasycone firmami, a decyzje o wyborze miejsca podejmuje się przede wszystkim na podstawie dostępności kadr. Ważne są oczywiście istniejące powierzchnie biurowe, pomoc udzielana takim firmom przez samorządy, ale pierwsze pytania dotyczą ludzi: ich wykształcenia, liczby oraz oczekiwań płacowych. Nasz region ma jeszcze duży potencjał, większy niż Kraków i Wrocław. Pojawiają się też inne miasta: Rzeszów, Toruń, Bydgoszcz, a nawet Lublin. Są to ośrodki akademickie bardzo interesujące dla usług biznesowych. Plasujemy się między pierwszą a drugą grupą. Natomiast dodatkowe czynniki, na przykład wysoka jakość życia, powodują coraz większe zainteresowanie trójmiejską metropolią.

Czy polskie miasta ostro rywalizują o inwestorów?

Inwestor szuka nowej lokalizacji stopniowo: najpierw wybiera część świata, później kraj, i dopiero wtedy przygląda się poszczególnym miastom. Na tym ostatnim etapie do akcji wkraczają różne instytucje regionalne bądź miejskie, zajmujące się obsługą inwestorów. Na tym poziomie konkurencja momentami bywa brutalna. Niekiedy pracownicy instytucji poszczególnych miast przekraczają granice etycznego zachowania, próbując deprecjonować przeciwników.

Ale to nie jest walka na argumenty. Były wiceminister spraw zagranicznych Paweł Wojciechowski, będąc wcześniej szefem PAIiIZ, za zasługę poczytywał sobie pewne ucywilizowanie konkurencji. Jednak zdaje się, że przez rządową instytucję przechodzi tylko część inwestorów.

Jesteśmy partnerem PAIiIZ. Przez rządową agencję przechodzi mniej więcej 1/3 inwestorów, z którymi mamy do czynienia. Pozostałe firmy, którym oferujemy tutejsze lokalizacje, zdobywają pomorskie instytucje. Natomiast PAIiIZ ma dużo większe środki i możliwości promocji niż my.

Z badań, które zleciliśmy, wynika jednoznacznie, że jedyną rozpoznawalną w świecie marką związaną z naszym regionem identyfikowaną przez inwestorów jest Gdańsk. Wniosek jest prosty: nie uciekniemy od Gdańska jako marki.

Dzięki środkom unijnym regionalne i lokalne agencje też mogą aktywniej promować region i miasta. Tylko że robicie to oddzielnie.

Rzeczywiście, nie ma wspólnej promocji jednolitego produktu, jakim są na przykład powierzchnie biurowe, zasoby ludzkie naszego województwa itp. Jest kilka instytucji zajmujących się reklamowaniem naszego potencjału, m.in. Pomorska Specjalna Strefa Ekonomiczna i jej słupska odpowiedniczka. W Gdańsku mamy InvestGDA. Gdynia również powołała zespół ludzi zajmujący się takimi działaniami. Jest wreszcie Agencja Rozwoju Pomorza i nasze Centrum Obsługi Inwestora. Natomiast nie udało się zbudować marki „województwo pomorskie”. Z badań, które zleciliśmy, wynika jednoznacznie, że jedyną rozpoznawalną w świecie marką związaną z naszym regionem identyfikowaną przez inwestorów jest Gdańsk. Podkreślam, że nie mówię o turystyce, ale o inwestycjach. Wniosek jest prosty: nie uciekniemy od Gdańska jako marki związanej z naszym regionem. Dlatego zadaniem takiej instytucji jak nasza, czyli o charakterze regionalnym, jest wzmocnienie i właściwe obudowanie tej marki. Pracujemy nad europejskim projektem „System promocji i informacji gospodarczej”, którego zadaniem jest właśnie zbudowanie i wypromowanie takiej marki.

Inwestorzy, z którymi rozmawiałem, są wyjątkowo zgodni, że brakuje wspólnego zespołu ludzi, wspólnego budżetu i wspólnej promocji dla całego regionu.

Agencja Rozwoju Pomorza jako instytucja o charakterze regionalnym chce stworzyć identyfikowalne w świecie marki, którymi będą się posługiwały wymienione instytucje ściągające inwestorów. Pod koniec czerwca spotkaliśmy się w gronie przedstawicieli instytucji zajmujących się promocją oraz szukaniem inwestorów. Przedstawiliśmy cele naszych działań i zostały one zaakceptowane. Próbujemy zdefiniować nasze słabe i mocne strony. Badanie jest złożone i, jak na polskie realia, rewolucyjne. Zlecając to zadanie PricewaterhouseCoopers oraz Instytutowi Badań nad Gospodarką Rynkową, chcemy się dowiedzieć, jakie nasz region będzie miał szanse i możliwości w najbliższych dwudziestu latach. Badania będą prowadzone nie tylko na terenie naszego województwa, ale również w przestrzeni europejskiej i nawet światowej. Gospodarka ma charakter globalny, inwestorzy przybywający do Gdańska, Gdyni, a także do innych miast pochodzą z niemal wszystkich kontynentów i dlatego musimy znaleźć miejsce dla Pomorza w tej globalnej układance. Nie możemy na przykład nastawiać się na branże, które za kilka lat będą schyłkowe.

Czy BPO, albo szerzej usługi biznesowe, są dziedziną, w którą warto inwestować i zabiegać o firmy działające w tej branży?

Jesteśmy po pierwszym etapie badań, w których określono potencjał instytucji zajmujących się ściąganiem inwestorów. Na podstawie dotychczasowych obserwacji można powiedzieć, że usługi biznesowe są ważną częścią gospodarki, ale z pewnym zastrzeżeniem. Mają charakter odtwórczy, nawet BPO niesie mało innowacyjności. Dopiero wejście na wyższy szczebel, czyli KPO (Knowledge Process Offshoring) – poprzez przesunięcie do takich krajów jak Polska jednostek o charakterze badawczym – pozwoli osiągnąć nową jakość. Dobrym przykładem jest Intel.

Czy trzeba podjąć jakieś dodatkowe działania, żeby więcej takich firm osiedlało się w naszym regionie?

Argumenty, dzięki którym można ściągnąć inwestorów z całej branży, są podobne. Musimy pokazać, jakich mamy ludzi oraz miejsca. Oczywiście, w przypadku sektora bardziej zaawansowanego potrzebni są lepiej wykwalifikowani specjaliści. Oprócz dobrej znajomości języków obcych potrzebna jest wiedza z takich dziedzin jak biologia, chemia, biotechnologia itp.

Jeżeli nie poradzimy sobie z brakiem współpracy świata nauki ze światem biznesu, inwestorzy bardziej zaawansowani technologicznie będą nas omijać. Znamy pojedyncze przypadki dobrej współpracy, ale jeżeli chcemy realizować ambitne projekty, musi to być skala masowa.

Jednak w przypadku firm z tego najbardziej zaawansowanego sektora napotykamy poważną barierę. Nasze uczelnie słabo współpracują z gospodarką. Bez sprawnego przepływu osiągnięć naukowych, gotowych do wdrażania produktów, niewielu inwestorów reprezentujących outsourcing inżynierii będzie zainteresowanych Gdańskiem lub Gdynią.

Niestety, nie jest to najmocniejsza strona naszego regionu. Jeżeli nie poradzimy sobie z brakiem współpracy świata nauki ze światem biznesu, inwestorzy bardziej zaawansowani technologicznie będą nas omijać. Znamy pojedyncze przypadki dobrej współpracy, ale jeżeli chcemy realizować ambitne projekty, musi to być skala masowa. Wyższe uczelnie muszą zmienić swoje mechanizmy. To się zaczyna dziać, jednak ten proces może potrwać długo. Jest coraz więcej prób, włączają się też do tego samorządy, inne instytucje i dzięki temu powstają parki naukowo-technologiczne, inkubatory przedsiębiorczości. Znowu zaczyna coś się dziać wokół bardzo interesującego projektu trzech największych pomorskich uczelni – BioBaltica.

Czy nowe uczelnie są potrzebne?

Są potrzebne i między uczelniami jest konkurencja. Konkurują głównie uczelnie prywatne, które po latach działalności okrzepły. Już nie zajmują się wyłącznie dydaktyką. Niektóre zainwestowały w nowoczesne laboratoria. Jednak żeby osiągnąć poziom wyposażenia Politechniki lub Uniwersytetu, potrzebują znacznie więcej czasu oraz pieniędzy.

Inwestorzy zwracają uwagę na brak kształcenia biznesowego na uczelniach technicznych. Wydaje się, że zapełnienie tej luki nie powinno być wielkim kłopotem. Tylko czy takie potrzeby są doceniane w środowiskach akademickich?

Niedawno uczestniczyłem w spotkaniu z władzami Politechniki Gdańskiej. Jeden z potencjalnych inwestorów chciał wiedzieć, czy pomorskie uczelnie mogą otworzyć nową specjalizację. Wprawdzie nie jest to firma z sektora BPO i trwające negocjacje nie pozwalają na ujawnienie nazwy, ale co innego jest istotne. Rektor Politechniki dosłownie po kilku minutach rozmowy podpisał list intencyjny gwarantujący, że stworzy warunki do kształcenia studentów w stosownych specjalizacjach, kiedy inwestor osiedli się w naszym regionie.

Kolejna słabość naszego regionu, na co zwracają uwagę przedstawiciele firm, które znalazły swoje miejsce na Pomorzu, to brak opieki poinwestycyjnej.

Niestety, to poważne niedomaganie instytucji, które mają się opiekować inwestorami – także Agencji Rozwoju Pomorza. Koncentrowaliśmy się tak bardzo na ściągnięciu firm na nasz teren, że zapomnieliśmy o ważnej części całego procesu, jakim jest właśnie późniejsza opieka. To wspólny grzech zaniedbania, a problemy są bardzo różne. Począwszy od przeniesienia przystanku autobusowego, zgrania rozkładów jazdy autobusów z pociągami SKM czy też doświetlenia ulic, aż po otwieranie przedszkoli i szkół angielsko- oraz niemieckojęzycznych. Bardo ważne jest docenienie inwestora, a także stworzenia mu komfortu pracy. A przede wszystkim wywiązanie się z podjętych zobowiązań. Te i wiele innych cech składają się na nasz obraz w świecie. Firmy, które się u nas osiedliły, są dla innych najbardziej wiarygodnym źródłem informacji o warunkach w Gdańsku, Gdyni lub Słupsku.

Czy wielu drażliwych sytuacji można by uniknąć, gdyby istniał sprawny przepływ informacji, dialog między różnymi urzędami, uczelniami oraz firmami?

Wspominałem o diagnozie instytucji zajmujących się inwestorami i najlepiej wypadła w tej części InvestGDA, która prowadzi regularne ankiety i spotkania z przedsiębiorcami. Jednak nawet oni stawiają pierwsze kroki. Niezbędne są spotkania, dialog z firmami, ale także między instytucjami zajmującymi się obsługą inwestorską, między samorządami. Należy jeszcze zwrócić uwagę, że jest obojętne, czy firmy osiedlą się w Gdańsku, Gdyni, a nawet Słupsku – korzystamy na tym wszyscy. Znane są już takie przypadki i mam nadzieję, że dzięki coraz bliższej współpracy będziemy mieli coraz lepszą promocję, obsługę inwestorów, a firm przybywających do nas będzie coraz więcej i będą to przedsiębiorstwa przynoszące największe korzyści regionowi.

Dziękuję za rozmowę.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Polska ważnym graczem na międzynarodowym rynku BPO

Rozmowę prowadzi Leszek Szmidtke, dziennikarz PPG i Radia Gdańsk.

Leszek Szmidtke: Jak pan ocenia opiekę poinwestycyjną nad firmami z branży offshoringu?

Jacek Levernes: Wiele zależy od samorządów, prezydentów miast oraz ich urzędników. Występują takie przypadki, że liczy się tylko pozyskanie inwestora, a później władze miasta przestają się interesować firmami. Jednak częściej nasi członkowie zrzeszeni w ABSL, czyli stowarzyszeniu reprezentującym przedsiębiorstwa z sektora usług biznesowych, chwalą późniejszą współpracę z samorządami. Władze zdają sobie sprawę, że firmy, które już się osiedliły, w pewnym sensie wystawiają referencje dla następnych inwestorów.

Czy płynące w świat opinie od działających w Polsce firm z sektora BPO ( Business Process Offshoring ) są pozytywne i przyczyniają się do osiedlania się w naszym kraju kolejnych inwestorów?

Polska jest w czołówce krajów Europy Środkowo­‑Wschodniej, jeżeli chodzi o inwestycje tego sektora. Moim zdaniem Polska ma szanse konkurować nawet w skali globalnej. Ten rynek rozwija się bardzo dynamicznie. Widać coraz więcej zaawansowanych usług, szczególnie wsparcia decyzyjnego. Oczywiście takie inwestycje będą napływały, jeżeli polski rynek będzie konkurencyjny i przyjazny dla inwestorów. Mam na myśli nie tylko koszty, ale również jakość, dostęp do zasobów ludzkich: zarówno absolwentów wyższych uczelni, jak i doświadczonych specjalistów.

Czy dobre kadry i stosunkowo niskie koszty wystarczają, żeby Polska była atrakcyjna dla inwestorów z sektora SSC ( Shared Services Centers )/BPO?

Lepszym pojęciem niż „dobre kadry” są zasoby ludzkie, a dostępność do dobrze wykwalifikowanych absolwentów wyższych uczelni jest bardzo ważna. W przypadku firm bardziej zaawansowanych technologicznie jeszcze ważniejsi są ludzie z 5–7-letnim doświadczeniem w tej branży. Drugim czynnikiem są oczywiście koszty. Inwestorzy kalkulują wysokość wynagrodzeń, które muszą być konkurencyjne nie tylko w stosunku do Europy Zachodniej, ale także krajów sąsiadujących. Jeżeli Polska chce być graczem na globalnym rynku, to duże znaczenie ma też wartość dodana, gdyż trudno konkurować z Indiami niskimi kosztami. Trzecim ważnym kryterium jest infrastruktura. Lotniska i gęsta sieć połączeń mają ogromne znaczenie dla tego sektora. Do tego dochodzi przestrzeń biurowa. Nasze firmy potrzebują elastycznego rynku. Ważna jest również pomoc ze strony państwa oraz samorządów.

Czy stabilizacja prawna i makroekonomiczna są czynnikami, które mają decydujące znaczenie w czasie podejmowania decyzji o lokowaniu inwestycji?

Te czynniki mają ogromne znaczenie i są fundamentem decyzji o inwestowaniu w danym kraju. Jako stowarzyszenie bardzo uważnie się temu przyglądamy i mamy zastrzeżenia na przykład do prawa pracy. Czasami nawet niewielkie zmiany bardzo by nam pomogły w rozwijaniu działalności. Na przykład na każdych 500 pracowników trzeba zatrudnić specjalistę od BHP. W fabrykach produkujących jakieś towary lub urządzenia ma to swoje uzasadnienie. Natomiast w przypadku mojego centrum we Wrocławiu, gdzie pracuje prawie 2 tysiące ludzi, czterech specjalistów BHP nie ma większego sensu. Jedna lub dwie osoby wystarczą. Tradycyjny przemysł rządzi się nieco innymi prawami niż nowoczesne usługi.

Wśród czynników decydujących o inwestowaniu w danym kraju wymienił pan tzw. twarde argumenty, o ekonomicznym charakterze. Czy wysoka jakość życia, dobre wrażenie czy życzliwość i zaangażowanie miejscowych władz mogą mieć wpływ na ostateczną decyzję?

W przypadku wielkich korporacji czynniki emocjonalne mają mniejsze znaczenie. Decydują twarde dane, liczby oraz fakty. Między innymi dlatego korporacje są bardziej przejrzyste niż małe lub średnie firmy. Mechanizmy kontrolne, różne audyty umożliwiają dokładny nadzór ze strony akcjonariuszy i dlatego najważniejsze są argumenty merytoryczne. Zazwyczaj jest to koszyk różnych czynników, które decydują o wyborze państwa czy miasta.

Kryzys w napływie inwestycji zagranicznych dotyka również usług biznesowych?

Sytuacja gospodarcza jest bardzo skomplikowana. Tym bardziej że od początku kryzysu, w ciągu ostatnich dwóch lat, wiele się wydarzyło. Z jednej strony słychać, że Polska dzięki trudnej sytuacji gospodarczej na całym świecie wzmocniła swoją konkurencyjność. Z drugiej strony pojawiają się informacje o ograniczeniu wysokości ulg w specjalnych strefach ekonomicznych. Taki zabieg może, moim zdaniem, obniżyć konkurencyjność polskiej gospodarki w stosunku do sąsiadów, szczególnie Czech i Słowacji. Słabnięcie złotówki w ostatnich kilku miesiącach też ma znaczenie dla inwestorów. Dla firm sektora SSC/BPO rozliczających się w euro i dolarach Polska staje się bardziej konkurencyjna. Jako stowarzyszenie zrzeszające firmy z tej branży widzimy w perspektywie możliwości inwestycyjne i dlatego niedługo Ernst&Young otworzy swoje centrum we Wrocławiu, zatrudniając około tysiąca osób. Natomiast większa niż kilka lat temu jest konkurencja państw i miast ubiegających się o takie inwestycje. Równocześnie mniej jest firm gotowych przenosić swoje centra lub tworzyć nowe.

Inwestycje SSC/BPO wymagają nieustannej troski. Dzisiejsza pewna przewaga konkurencyjna nie oznacza, że nie trzeba już nic robić i tak będzie zawsze.

Czy w najbliższym czasie możliwy jest powrót do tak dynamicznego rozwoju, jaki obserwowaliśmy w tym sektorze jeszcze 3–4 lata temu?

Zbyt wiele czynników może mieć wpływ na przyszłość tego rynku, żeby pokusić się o próby przewidywania przyszłości. A przecież mogą o tym zadecydować wydarzenia zarówno w Polsce, jak i w innych zakątkach świata. Natomiast inwestycje SSC/BPO wymagają nieustannej troski. Dzisiejsza pewna przewaga konkurencyjna nie oznacza, że nie trzeba już nic robić i tak będzie zawsze. Cały czas należy podnosić konkurencyjność. Kraje, podobnie jak firmy, konkurują między sobą. Dlatego cały czas trzeba patrzeć na to, co robią inni, i szukać nowych rozwiązań.

Czy rządowe i samorządowe instytucje odpowiedzialne za ściąganie inwestorów do Polski dobrze się wywiązują ze swoich zadań?

Jako ABSL prowadzimy dialog z naszymi partnerami i widzimy, jak się zmieniają. Jest zrozumienie i chęć do wprowadzania nowych pomysłów zwiększających konkurencyjność Polski na globalnym rynku.

Należy dbać nie tylko o chętnych do inwestowania, ale także o firmy już działające. Samorządy powinny o tym pamiętać.

Przyciąganie inwestorów odbywa się na kilku płaszczyznach, na których działają instytucje rządowe oraz samorządowe. Skoncentrujmy się na koniec na samorządach. Proszę o krótką instrukcję obsługi, co należy poprawić, żeby skuteczniej ściągać firmy z sektora usług biznesowych, zwłaszcza te bardziej zaawansowane technologicznie.

Działania rządowe i samorządowe są tak samo ważne. Pełnią nieco inne funkcje i dlatego się uzupełniają. Jeżeli inwestorzy zostaną dobrze obsłużeni, to ich opinie będą referencjami dla potencjalnych chętnych. Wracamy do pierwszego pytania, gdyż należy dbać nie tylko o chętnych do inwestowania, ale także o firmy już działające. Samorządy powinny o tym pamiętać.

Dziękuję za rozmowę.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

O sile pierwszego wrażenia, „miękkich” argumentach i nie do końca wykorzystanym potencjale

Rozmowę prowadzi Leszek Szmidtke, dziennikarz PPG i Radia Gdańsk.

Leszek Szmidtke: Z raportów przygotowanych m.in. przez Deloitte wynika, że Polska staje się coraz mniej atrakcyjna dla inwestorów. Dlaczego tak się dzieje i czy również sektor usług biznesowych znajduje się wśród branż mniej zainteresowanych naszym krajem?

Paweł Wojciechowski: Atrakcyjność kraju, który przyciąga inwestorów zagranicznych, jest sprawą bardzo złożoną. Są trzy główne siły napędowe: inwestorzy szukający surowców, inwestorzy szukający rynków i wreszcie inwestorzy poszukujący efektywności, zazwyczaj efektywności kosztowej: niskich płac przy względnie wysokiej jakości pracowników. Te dwie ostatnie siły napędowe decydowały dotychczas o atrakcyjności inwestycyjnej Polski. Są jeszcze inne elementy wpływające na decyzje inwestorów, na przykład rozwój infrastruktury, nie tylko drogowej lub kolejowej, ale także telekomunikacyjnej. Mimo widocznej poprawy nadal jest to nasza pięta achillesowa. Drugą poważną barierą jest jakość prawa. Niestety, pod tym względem w rankingach Banku Światowego Polska nadal znajduje się na odległych pozycjach. Jestem pewien, że uproszczenie prawa znacząco wzmocniłoby naszą atrakcyjność inwestycyjną.

To są czynniki wpływające na wszystkie inwestycje zagraniczne i decydujące o ich większym lub mniejszym napływie. Czy jednak usługi biznesowe podlegają tym samym procesom, co na przykład przemysł motoryzacyjny?

W Europie Zachodniej dominują inwestycje w sferze usług, w Polsce zaś przeważają te o charakterze produkcyjnym. Usługi biznesowe wiążą się z mniejszymi nakładami inwestycyjnymi, ale umożliwiają utworzenie dużej liczby dobrych miejsc pracy. Polska w ostatnich kilku latach wyraźnie postawiła na ściąganie inwestycji usługowych, zwłaszcza centrów usług wspólnych w sektorze BPO (Business Process Offshoring ). Osiedliły się one w Krakowie, Warszawie, Wrocławiu. Nieco mniej firm tego typu trafiło do Trójmiasta, Poznania i Szczecina. Kryzys wyhamował wzrost kosztów pracy. Zachęcił duże korporacje do ich redukcji i przechodzenia na outsourcing w lokalizacjach, gdzie są one niższe. Wydaje mi się, że szanse w sektorze BPO wykorzystujemy bardzo dobrze, choć nadal istnieje duży potencjał wzrostu.

Minione lata to różne doświadczenia. Był okres dużego przyrostu firm offshoringowych, później pewne wyhamowanie. Chyba dzięki temu łatwiej zrozumieć, co najbardziej decyduje o atrakcyjności w tej branży.

Kiedy odwiedzałem jedną z firm w Bangalore w Indiach, dostałem książkę, w której znalazłem receptę na ich sukces: „Brains + low costs” , czyli niskie koszty odpowiednio wykwalifikowanych pracowników są podstawowym atutem w sektorze BPO.

W porównaniu z innymi krajami Europy Środkowo­‑Wschodniej Polska ma wysokie koszty pracy.

W stosunku do Bułgarii czy Rumunii są one rzeczywiście wyższe, ale dużo niższe niż w krajach Europy Zachodniej. Ważnym czynnikiem jest również wielkość zasobów dobrze wykwalifikowanych, wykształconych i znających po kilka języków obcych pracowników. Firmy lokujące się w Polsce zwykle obsługują europejskich klientów i znajdują u nas ludzi z odpowiednimi kwalifikacjami językowymi.

Czy bliskość cywilizacyjna, kulturowa mają znaczenie?

Oczywiście tak, ale można też odwrócić rolę tych czynników. Gdy tworzy się centrum outsourcingowe na kilkaset czy nawet kilka tysięcy osób, dostępność do bazy kulturalnej i rekreacyjnej ma również istotne znaczenie. Jakość życia jest w wielu przypadkach atrakcyjnym dodatkiem do dobrych zarobków. Centra outsourcingowe w Bangalore otoczone są drutem kolczastym, co jest zrozumiałe ze względów bezpieczeństwa pracowników, ale na pewno nie podnosi ich jakości życia. W Polsce nie ma takich dysproporcji. Mamy zupełnie inną jakość życia – pracę dobrze harmonizującą z czasem wolnym.

Przy decyzji o lokalizacji inwestycji tak naprawdę liczy się pierwsze wrażenie. Dlatego tak ważną rolę odgrywa PAIiIZ i regionalne Centra Obsługi Inwestorów. Podczas przyjmowania zespołów szukających lokalizacji wręcz rytuałem jest zabieganie o to, aby w danym miejscu czuć było nie tylko motywację do pracy i profesjonalizm, lecz także przyjacielskie nastawienie. W Polsce te „miękkie” elementy są ciągle niedoceniane.

Czyli nie tylko „twarde” argumenty natury ekonomicznej mają znaczenie, ale również „miękkie”, związane właśnie z jakością życia, jakąś sympatią do danego miejsca?

Pracując w PAIiIZ, wielokrotnie przekonałem się, że często decydowały właśnie „miękkie” czynniki. W dużych światowych koncernach z sektora BPO pracują osoby zajmujące się szukaniem lokalizacji dla kolejnych oddziałów firmy. Nie mają one zbyt wiele czasu i tak naprawdę liczy się pierwsze wrażenie. Dlatego tak ważną rolę odgrywa Polska Agencja Informacji i Inwestycji Zagranicznych oraz regionalne Centra Obsługi Inwestorów jako punkty kontaktowe. Podczas przyjmowania zespołów szukających lokalizacji wręcz rytuałem jest zabieganie o to, aby w danym miejscu czuć było nie tylko motywację do pracy i profesjonalizm, lecz także przyjacielskie nastawienie. W Polsce te „miękkie” elementy są jeszcze ciągle niedoceniane.

Jak skutecznie ściągać takich inwestorów? Co może zrobić administracja rządowa?

Musimy upraszczać prawo tak, żeby było bardziej przyjazne dla przedsiębiorców. Nie ma w tym przypadku znaczenia, czy są to inwestorzy polscy czy zagraniczni. Nieprzejrzyste prawo i wynikająca z tego nadmierna biurokracja oraz brak pewności gospodarczej mogą być barierą wzrostu. To jest fundament i od niego w dużym stopniu zależy, czy w różnych rankingach tworzonych przez firmy konsultingowe lub Bank Światowy Polska będzie wędrowała w górę czy w dół. Dla inwestorów takie rankingi mają znaczenie. Wiele krajów, promując się w folderach, eksponuje swoją wysoką pozycję w różnych zestawieniach. Singapur na przykład powołuje się na kilka ważnych rankingów, w których jest w ścisłej czołówce. Przedsiębiorcy nie mają czasu na wnikliwe analizy, dlatego rankingi mają tak duże znaczenie. Nieprzejrzyste prawo zwiększa ryzyko inwestorów. Inwestorzy reprezentujący wysokie technologie, bardziej wyspecjalizowane usługi biznesowe, szczegółowo analizują te ryzyka. Pytają na przykład, jak wyglądają regulacje związane z prawem patentowym, jak można przetwarzać dane osobowe dla celów outsourcingowych i jak je następnie przenosić w operacjach na całym świecie.

A zagraniczna promocja kraju i promocja regionów?

Z jednej strony Polska wciąż jest krajem nieodkrytym przez inwestorów. Nie mamy też reputacji porównywalnej z krajami intensywnie się promującymi i mogącymi wykazać się wysokimi pozycjami w rankingach. Z drugiej strony większość znanych mi firm zagranicznych, które osiedliły się w naszym kraju, jest zadowolona ze swojej inwestycji. Nie z tego powodu, że mamy dobre prawo czy drogi, ale przede wszystkim dlatego, że mamy chłonny rynek i wykwalifikowanych, zmotywowanych pracowników.

Opieka poinwestycyjna przynosi dobre efekty w późniejszych działaniach promocyjnych, szczególnie gdy opiera się na współpracy z izbami gospodarczymi. Takie działania niewiele kosztują, a dają doskonałe efekty. Nieoceniona jest opinia kolegi z branży o udanej inwestycji w Polsce. Koncentrowanie się na szukaniu nowych inwestorów i zapominanie o „starych” zmniejsza efektywność działań promocyjnych.

Jednak od przedstawicieli firm z sektora usług biznesowych działających w naszym regionie słyszałem narzekania na pozostawienie ich bez wsparcia. Mogli liczyć na pomoc do chwili, w której się osiedlili. Później przestały się nimi interesować samorządy i rządowe agencje.

Zanim odszedłem z PAIiIZ, starałem się, aby priorytetowym elementem promocji była opieka poinwestycyjna. Uważam, że przynosi to dobre efekty w późniejszych działaniach promocyjnych, szczególnie gdy opiera się na współpracy z izbami gospodarczymi, zwłaszcza bilateralnymi. Takie działania niewiele kosztują, a dają doskonałe efekty. Nieoceniona jest opinia kolegi z branży o udanej inwestycji w Polsce. Koncentrowanie się na szukaniu nowych inwestorów i zapominanie o „starych” zmniejsza efektywność działań promocyjnych. Prawdziwym ciosem dla reputacji kraju jako miejsca lokowania inwestycji są delokalizacje całych zakładów pracy. Dlatego warto „dopieszczać” obecnych już w Polsce inwestorów zagranicznych. Sporo przestrzeni w tej kwestii oferuje współpraca Agencji z izbami bilateralnymi.

Jak skuteczne są PAIiIZ oraz liczne odpowiedniki samorządowe w poszukiwaniu inwestorów offshoringowych?

Z punktu widzenia inwestora ważna jest konkurencja różnych miast. W innych krajach taka wewnętrzna konkurencja jest dużo ostrzejsza niż w Polsce. Na poziomie krajowym nie jest to szczególnie istotne, ale dla samorządów, a tym bardziej dla inwestora, ma ogromne znaczenie. Agencja, moim zdaniem, dobrze się wywiązuje z roli arbitra między miastami i regionami. Mamy rozsiane po kraju strefy ekonomiczne, samorządy terytorialne oraz samorządy gospodarcze, również dysponujące środkami na promocję. Jest wreszcie w miarę zobiektywizowany proces wyboru lokalizacji pod inwestycje. Ten proces został oddzielony od bezpośredniej opieki nad inwestorem. Dzięki temu unikamy sytuacji, w której jedna strefa czy też jeden samorząd jest bardziej uprzywilejowany i tam najczęściej trafiają inwestorzy.

Czy Agencja ma wystarczające środki na te cele?

Uważam, że w całym systemie środków jest dużo. Niestety, są one bardzo rozproszone w administracji publicznej. Ministerstwo Spraw Zagranicznych jest na czwartym miejscu wśród ministerstw dysponujących pieniędzmi na zagraniczną promocję kraju. Dodatkowe fundusze na promocję mają zarówno inne resorty, jak i samorządy terytorialne oraz specjalne strefy ekonomiczne. Z tym połączone jest zróżnicowanie kompetencji, i to na wielu płaszczyznach: stref, samorządów, ministerstw, agencji etc. To wymaga innego ułożenia całego systemu.

Interesująca nas branża BPO jest bardzo zróżnicowana, ale są tam kąski bardziej smakowite; o kogo powinniśmy jako kraj, regiony, strefy ekonomiczne zabiegać najbardziej?

Oczywiście o takie inwestycje, które mają największą wartość dodaną, czyli są najbardziej zaawansowane technologicznie. Zatem powinniśmy przykładać większą wagę do centrów księgowych niż call center, ale największe znaczenie mają centra badawczo-rozwojowe.

W jaki sposób można skutecznie zabiegać o usługi biznesowe o charakterze badawczo-rozwojowym?

Czynnikiem przyciągającym firmy mocno zaawansowane technologicznie jest dobra współpraca między już działającymi inwestorami a wyższymi uczelniami. Nie chodzi o absolwentów dobrze przygotowanych do pracy w takich centrach, chociaż to też jest bardzo ważne, ale o wdrożenia. Świat nauki musi współpracować z gospodarką, wykazywać inicjatywę i staranie przygotowywać innowacyjne produkty. Z jednej strony należy rozumieć potrzeby biznesu i ważnym zadaniem jest wspieranie kierunków zamawianych, porozumień firm z uczelniami. Z drugiej strony rozwój takich firm będzie się opierał na zapleczu w postaci uczelnianych ośrodków naukowych i wciąganiu ich do gospodarki. Niestety, ciągle jeszcze ta współpraca nie układa się tak, jak powinna. Uczelnie są gotowe, ale oczekują finansowania badań i procedur wdrożeniowych przez firmy. Bez dobrej współpracy uczelni z firmami trudno mówić o ściąganiu offshoringu z najwyższej półki.

Jak będzie wyglądał rynek offshoringu za dziesięć lat i jak Polska wykorzysta swój potencjał?

Firmy tego sektora szukają jakości. Nie można jednak zapominać, że jakość powiązana jest z infrastrukturą techniczną, prawną, że liczą się wspomniane czynniki „twarde” i „miękkie”. Musimy też pamiętać, że ten biznes łatwo wchodzi, ale równie łatwo może opuścić nasz kraj i na przykład osiedlić się u sąsiadów. Najgorszym rozwiązaniem w takiej sytuacji byłby tzw. drenaż mózgów, czyli odejście pracowników w ramach tej samej korporacji do innych lokalizacji. Dlatego należy tworzyć warunki zachęcające ich do pozostania jak najdłużej w obecnej firmie. W odniesieniu do sektora BPO duże znaczenie ma ilość i jakość powierzchni biurowej i z takim ograniczeniem jeszcze kilka lat temu borykała się Polska. Inwestor w ciągu najwyżej pół roku musi mieć budynek co najmniej klasy B. Te argumenty mają duże znaczenie dziś, ale tak samo będzie za dziesięć lat. Jesteśmy na początku drogi i przyciąganie usług biznesowych na szeroką skalę wymaga wielu starań. Musimy osiągnąć masę krytyczną w ilości i jakości inwestorów, żeby Polska pozostała dla nich atrakcyjna w sektorze BPO. Kraków jest już znany, sytuuje się wysoko w wielu rankingach, podobnie jak Warszawa i Wrocław. Trójmiasto ma pewien dystans do nadrobienia.

Dziękuję za rozmowę.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Gospodarka Pomorza w II kwartale 2010 r.

Stan gospodarki województwa pomorskiego w II kwartale 2010 r. przeanalizowany został pod kątem koniunktury gospodarczej, działalności przedsiębiorstw, obrotów handlu zagranicznego, rynku pracy oraz poziomu wynagrodzeń. Dokonano także przeglądu najważniejszych wydarzeń, potencjalnie istotnych dla rozwoju regionu.

Koniunktura gospodarcza

II kwartał 2010 r. był okresem, w którym oceny koniunktury gospodarczej były najlepsze od początku 2008 r. Przewaga oceniających pozytywnie stan gospodarki nad wyrażającymi opinie negatywne była wyraźna. Wartość bieżącego wskaźnika koniunktury w rekordowym miesiącu (kwiecień) wynosiła 28,3 pkt (w skali od –100 do +100). W następnych miesiącach oceny nie były aż tak korzystne, choć nadal pozytywne. Kwartał zamknął się wartością wskaźnika koniunktury wynoszącą 20,3 pkt. Był to nadal jeden z najlepszych wyników w ostatnich dwóch latach. W porównaniu z marcem 2010 r. wskaźnik koniunktury zyskał 5,8 pkt. Wysokie oceny w II kwartale są zjawiskiem typowym. Skala ożywienia jest wyraźnie wyższa niż przed rokiem, co nie jest zaskakujące, ale także wyższa niż w 2008 r.

Oceny koniunktury w II kwartale 2010 r. były wyraźnie lepsze niż przeciętnie w Polsce, co również jest zjawiskiem typowym. Szczególnie duże różnice wystąpiły w kwietniu i maju. Przewaga województwa pomorskiego wydaje się mieć trwałe podstawy. Gospodarka regionu jest silnie zdywersyfikowana. Główne branże nie dominują jej struktury. Jest to powód, dla którego tak poważne zmiany jak choćby likwidacja Stoczni Gdynia S.A. nie odbiły się wyraźnie na ocenach koniunktury. Ponadto wydaje się, że pomorscy przedsiębiorcy lepiej niż inni radzą sobie z dynamicznie zmieniającą się sytuacją gospodarczą. To dzięki ich działaniom przemodelowana została geograficzna struktura handlu zagranicznego województwa pomorskiego w okresie recesji w krajach UE.

Oceny wyprzedzające koniunktury są również optymistyczne. Pozwala to przypuszczać, że kolejny kwartał będzie okresem, w którym uwarunkowania działalności gospodarczej będą korzystne.

Rysunek 1. Koniunktura gospodarcza w województwie pomorskim i w Polsce w latach 2008–2010

ppg_3_2010_rozdzial_17_rysunek_1

Przedział wahań wskaźnika wynosi od –100 do +100. Wartości ujemne oznaczają przewagę ocen negatywnych, dodatnie – pozytywnych.
Źródło: Opracowanie IBnGR

 

Działalność przedsiębiorstw

W II kwartale 2010 r. po raz kolejny odnotowano wzrost liczby podmiotów gospodarczych. Przyrost ten był stały – następował w każdym kolejnym miesiącu omawianego okresu. Na koniec czerwca liczba podmiotów gospodarczych wyniosła blisko 256 tys. Wzrost poziomu przedsiębiorczości w II kwartale był zjawiskiem typowym i spodziewanym. Jest to efekt dwóch procesów: po pierwsze, napływu na rynek pracy absolwentów szkół ponadgimnazjalnych oraz wyższych uczelni; po drugie, wiosenno­-letniego ożywienia gospodarczego, które w przypadku województwa pomorskiego jest szczególnie wyraźne ze względu na znaczną rolę turystyki w gospodarce regionu. Ważne dla oceny tendencji w zakresie przedsiębiorczości jest porównanie zmian mających miejsce w analizowanym okresie w stosunku do analogicznych kwartałów dwóch poprzednich lat. Liczba podmiotów gospodarczych w końcu czerwca 2010 r. w porównaniu z końcem marca tego roku wzrosła o 1,4 proc. Był to wzrost większy niż w drugim kwartale 2009 r. (1,2 proc.) i jednocześnie mniejszy niż w analogicznym okresie 2008 r. (1,8 proc.). Dane te potwierdzają, że zarówno warunki, jak i perspektywy prowadzenia działalności gospodarczej oceniane są obecnie lepiej niż przed rokiem, choć nie tak pozytywnie jak przed załamaniem się globalnej koniunktury w ostatnim kwartale 2008 r.

Ocena rosnącego poziomu przedsiębiorczości pozostaje niezmiennie pozytywna, nawet jeżeli po części jest efektem wymuszonego samozatrudnienia, pozwalającego byłemu pracodawcy obniżyć koszty działalności gospodarczej. Ponadto, jeżeli w dłuższej perspektywie przedsiębiorca nie osiąga sukcesu, to najważniejsze, że nie traci kontaktu z rynkiem pracy. Oprócz tego prowadzenie własnej działalności gospodarczej poszerza uniwersalne kompetencje i dostarcza doświadczeń bardzo przydatnych w roli nie tylko pracodawcy, ale także pracownika. Wszystko to zwiększa elastyczność na rynku pracy, co jest cechą bardzo pożądaną.

Rysunek 2. Dynamika produkcji sprzedanej, budowlano-montażowej i sprzedaży detalicznej w województwie pomorskim w latach 2008–2010

ppg_3_2010_rozdzial_17_rysunek_2

Źródło: Opracowanie IBnGR na podstawie danych Urzędu Statystycznego w Gdańsku

Wyniki działalności przedsiębiorstw w II kwartale 2010 r. zasadniczo należy ocenić pozytywnie. Decyduje o tym dodatnia dynamika produkcji budowlano­-montażowej oraz sprzedaży detalicznej. W ujęciu miesięcznym bardzo wysoka dynamika cechowała kwiecień i maj, co związane było z przyspieszeniem prac, które było możliwe w wyniku poprawy warunków pogodowych. Ważniejszy jest jednak fakt, że wartość produkcji budowlano­-montażowej sukcesywnie zbliża się do wielkości notowanych przed rokiem. W kolejnych miesiącach II kwartału różnica ta ulegała systematycznej redukcji. Dane te wskazują, że branża powoli wychodzi z trudnej sytuacji, jaka charakteryzowała cały 2009 r.

Również pozytywnie ocenić należy zmiany w zakresie sprzedaży detalicznej. Choć nie były one tak spektakularne jak w budownictwie, to wyraźnie dodatnia dynamika sprzedaży świadczy o stabilnym popycie wewnętrznym, zapewniającym funkcjonowanie przedsiębiorstwom zorientowanym na rynek lokalny.

Jedynym negatywnym zjawiskiem był spadek dynamiki produkcji sprzedanej przemysłu, choć nadal osiągała ona wartości wyższe niż w analogicznych miesiącach roku poprzedniego. Redukcja ta wystąpiła w czerwcu. Wyniki z wcześniejszych dwóch miesięcy były bardzo optymistyczne. Obserwowana redukcja jest po części wynikiem osłabienia eksportu.

 

Handel zagraniczny

W czerwcu 2010 r. wartość eksportu wynosiła 447,3 mln euro. Wolumen importu kształtował się na poziomie 826,5 mln euro. Saldo wymiany handlowej województwa pomorskiego z zagranicą pozostawało ujemne. Eksport nie pokrywał importu aż w 46 proc.

W stosunku do marca 2010 r. wartość eksportu praktycznie nie uległa zmianie. Był to efekt jego wyraźnego wzrostu w kwietniu, a następnie spadku w kolejnych dwóch miesiącach. Z kolei wolumen importu wzrósł w ciągu II kwartału 2010 r. o 27 proc. Wzrost ten następował sukcesywnie w kolejnych miesiącach. W efekcie ujemne saldo handlu zagranicznego osiągnęło poziom 379,2 mln euro. Była to wartość najwyższa od stycznia 2008 r.

W porównaniu z analogicznym okresem roku poprzedniego eksport zmalał o 4 proc., a import wzrósł o 17 proc. Obroty handlu zagranicznego pozostają nadal wyraźnie niższe niż w III kwartale 2008 r., czyli przed eskalacją globalnego kryzysu finansowego. Dotyczy to w szczególności wolumenu eksportu.

Najważniejszym pod względem udziału w eksporcie kierunkiem geograficznym pomorskiego handlu zagranicznego w czerwcu 2010 r. były kraje kapitalistyczne. Ich udział wynosił 47,4 proc. Drugie miejsce zajmowały kraje członkowskie UE z udziałem w eksporcie wynoszącym 37,7 proc. Wyraźnie niższe znaczenie mają kraje byłego ZSRR (10,2 proc.) oraz pozostałe (3,9 proc.). W stosunku do czerwca ubiegłego roku znacząco wzrosła rola krajów kapitalistycznych względem państw UE w zakresie odbioru produktów wytwarzanych w województwie pomorskim. Przed rokiem udział obu grup państw był praktycznie taki sam (po blisko 40 proc.). Obserwowana zmiana to efekt głębszego spowolnienia czy też recesji w krajach UE niż w państwach kapitalistycznych. Jednocześnie pozytywnie świadczy o zdolności pomorskich eksporterów do dostosowania się do zmiennych uwarunkowań rynkowych.

Z punktu widzenia udziału w imporcie do regionu najważniejszym partnerem województwa pomorskiego są kraje byłego ZSRR, których udział wynosił w czerwcu 33,8 proc. Udział pozostałych trzech grup krajów (kraje kapitalistyczne, państwa UE, pozostałe kraje) kształtował się na poziomie 20–25 proc. W stosunku rocznym zaobserwowano daleko idące przemiany struktury kierunkowej importu. Silnie wzrosło znaczenie państw byłego ZSRR (o blisko 11 pkt proc.) i krajów kapitalistycznych (o 17 pkt proc.) kosztem państw UE (spadek o 10 pkt proc) i pozostałych państw (o 18 pkt proc.).

 

Rynek pracy i wynagrodzenia

II kwartał 2010 r. był okresem, w którym ugruntowaniu uległa, zapoczątkowana kwartał wcześniej, rosnąca tendencja w zakresie zatrudnienia w sektorze przedsiębiorstw. Liczba zatrudnionych na koniec czerwca 2010 r. wyniosła 270,6 tys. W stosunku do końca marca wzrosła o 1,5 proc. Wzrost ten był wyższy o 0,5 pkt proc. w stosunku do odnotowanego w I kwartale tego roku. Wzrost liczby pracujących jest oczywiście bardzo pozytywnym sygnałem. W niewielkim stopniu wynika on z sezonowego ożywienia. Sektor przedsiębiorstw o liczbie pracujących powyżej dziewięciu osób jest, jak pokazał miniony rok, mało wrażliwy na tego typu fluktuacje. Decydujące znaczenie dla dalszych zmian w zatrudnieniu będą miały oceny koniunktury. Jeżeli będą utrzymywać się na poziomie zbliżonym do notowań czerwcowych, to spodziewać się można kontynuacji wzrostu.

W zakresie wynagrodzeń, po silnych fluktuacjach, jakie miały miejsce w pierwszym kwartale, odnotowano stabilizację na poziomie nieodbiegającym istotnie od notowanego w 2009 r. Przeciętne miesięczne wynagrodzenie brutto w sektorze przedsiębiorstw kształtowało się w czerwcu na poziomie 3341 zł. Było to o 7 proc. mniej niż w marcu, który był jednak miesiącem nietypowym. W stosunku do analogicznego okresu roku poprzedniego wynagrodzenia wzrosły o 2 proc. Obserwowane zmiany nie odbiegają zatem istotnie od typowych wahań obserwowanych w 2009 r.

Rysunek 3. Wielkość zatrudnienia i poziom przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia brutto w sektorze przedsiębiorstw w województwie pomorskim w latach 2008–2010

ppg_3_2010_rozdzial_17_rysunek_3

Źródło: Opracowanie IBnGR na podstawie danych Urzędu Statystycznego w Gdańsku

II kwartał 2010 r. był okresem wyraźnego spadku liczby bezrobotnych. Na koniec czerwca w województwie pomorskim grupa ta liczyła 99,9 tys. osób. W każdym z miesięcy analizowanego okresu spadki liczby bezrobotnych były znaczne – zamykały się w granicach od 3 do 5 proc. Były one wyraźniejsze niż w analogicznych miesiącach roku poprzedniego (1–2 proc.), choć niższe niż przed dwoma laty (5–7 proc.). Głębszy niż przed rokiem, sezonowy wzrost popytu na pracę świadczy, że najpoważniejsze skutki spowolnienia gospodarczego pomorski rynek pracy ma za sobą. Nie oznacza to, że tendencja spadkowa w zakresie liczby bezrobotnych się utrwali, niemniej należy spodziewać się, że jesienno­-zimowy spadek aktywności gospodarczej będzie mniej dotkliwy dla rynku pracy niż w 2009 r.

Spadek bezrobocia ogółem znalazł odzwierciedlenie w redukcji liczby bezrobotnych w wieku do 25 lat, w wieku 50 lat i więcej oraz długotrwale bezrobotnych. Skala tej redukcji była jednak różna. Podobnie jak w poprzednim kwartale, ponadprzeciętny spadek liczebności cechował grupę bezrobotnych w wieku do 25 lat. Powody tego stanu rzeczy także nie uległy zmianie – dwa wydają się mieć decydujące znaczenie. Po pierwsze, lepiej wykorzystują oni rosnący popyt na pracę z powodu wyższej mobilności zawodowej i przestrzennej. Po drugie, początek sezonu letniego generuje popyt na pracę skierowany w znacznej mierze, ze względu na warunki pracy i poszukiwane predyspozycje, do osób młodych. W perspektywie kwartalnej minimalny spadek liczebności cechował grupę długotrwale bezrobotnych. Okres wyraźnie słabszej koniunktury trwa już blisko półtora roku. Osoby, które straciły pracę na jego początku i do tej pory nie mogły jej znaleźć, zasilają właśnie tę kategorię bezrobotnych. Fakt, że następuje dalszy spadek jej liczebności, wskazuje, że obserwowane ożywienie na rynku pracy ułatwia podjęcie zatrudnienia także przedstawicielom tej kategorii bezrobotnych.

W stosunku do czerwca 2009 r. w każdej z trzech wymienionych kategorii odnotowano wyższą liczbę bezrobotnych. Nadwyżka ta była najmniejsza w przypadku bezrobotnych do 25. roku życia. Przyczyny takiego stanu rzeczy zostały już omówione wyżej. Grupą, w której wzrost był największy, są bezrobotni w wieku 50 lat i więcej. Często postrzegani są oni przez pracodawców jako pracownicy mniej elastyczni, a także mniej perspektywiczni, co przy konieczności redukcji zatrudnienia powoduje, że zwalniani są częściej. Z tych samych powodów trudniej znaleźć im kolejne miejsce pracy.

Rysunek 4. Liczba bezrobotnych i ofert pracy zgłoszonych do urzędów pracy w województwie pomorskim w latach 2008–2010

ppg_3_2010_rozdzial_17_rysunek_4

Źródło: Opracowanie IBnGR na podstawie danych Urzędu Statystycznego w Gdańsku

Po wyraźnym wzroście liczby ofert pracy, jaki miał miejsce w lutym i marcu 2010 r., w II kwartale odnotowano ich spadek. W czerwcu do PUP zgłoszono 5,5 tys. ofert. Było to o 23 proc. mniej niż w marcu, który był bardzo dobrym miesiącem w omawianym zakresie. Jednocześnie było ich o 14 proc. więcej niż w analogicznym miesiącu roku poprzedniego. W kolejnych miesiącach spodziewać się należy ustabilizowania liczby ofert pracy, a w IV kwartale – ich spadku, choć powinien być on mniejszy niż w poprzednim roku.

 

Ważniejsze wydarzenia

Przegląd ważniejszych wydarzeń gospodarczych warto zacząć od kwestii wdrażania funduszy europejskich. W kwietniu podpisano kolejne umowy o unijne dofinansowanie z Regionalnego Programu Operacyjnego dla Województwa Pomorskiego na lata 2007–2013. Łączna wartość obecnego wsparcia wynosi ponad 106 mln zł. Na liście podmiotów, które otrzymały unijne dofinansowanie z RPO, znalazły się m.in. samorządy lokalne, placówki służby zdrowia, wyższe uczelnie oraz miejskie przedsiębiorstwa. Regionalny Program Operacyjny dla Województwa Pomorskiego na lata 2007–2013 to najważniejszy dla województwa program unijnego dofinansowania, w ramach którego przewidziano pozyskanie ponad 850 mln euro na cele inwestycyjne.

Z kolei w czerwcu podsumowano trzy lata wdrażania Programu Operacyjnego Kapitał Ludzki na Pomorzu. Do tej pory na jego realizację przeznaczono 357,5 mln euro. W województwie pomorskim do końca 2009 r. ze wsparcia skorzystało blisko 64,5 tys. osób. Udzielono dotacji na rozpoczęcie działalności gospodarczej ponad 3 tys. uczestników projektów POKL. Dotychczas w województwie podpisano ponad 800 umów o wartości ponad 636 mln zł, co daje ponad 43 proc. wszystkich środków dostępnych w latach 2007–2013.

Dzięki funduszom europejskim możliwa jest realizacja wielu inwestycji infrastrukturalnych. Jedną z nich jest budowa obiektu Gdańskiego Inkubatora Przedsiębiorczości. W jej wyniku polepszą się warunki rozwoju działalności najbardziej innowacyjnych i operatywnych mieszkańców Gdańska i regionu. Obiekt powstanie dzięki wsparciu Unii Europejskiej i Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Pomorskiego. Inkubator, poza opieką prawną, mentorską i doradczą, którą świadczy już teraz, będzie mógł zaoferować także infrastrukturę i miejsca pod wynajem lokalu na preferencyjnych warunkach. Wartość inwestycji opiewa na 58 mln zł, z czego 32 proc. to dofinansowanie unijne. Partnerem projektu i administratorem inkubatora jest Gdańska Fundacja Przedsiębiorczości, założona w 2005 r. przez miasto Gdańsk.

Duże znaczenie dla rozwoju województwa ma zagwarantowanie odpowiednich dostaw energii. W przypadku energii elektrycznej nie chodzi jedynie o zapewnienie odpowiednich mocy, ale także pozostałych parametrów. Temu celowi ma służyć Park Jakości Energii Elektrycznej. Powstanie on w Gdańskim Parku Naukowo­-Technologicznym i będzie pierwszym tego typu obiektem w Polsce. List intencyjny w tej sprawie podpisali m.in. przedstawiciele Pomorskiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej, Grupy Energa S.A., Polskich Sieci Energetycznych, Urzędu Marszałkowskiego Województwa Pomorskiego, Electric Power Research Institute (EPRI) oraz Uniwersytetu Gdańskiego i Politechniki Gdańskiej. Park Jakości Energii Elektrycznej będzie wydzielonym obszarem, na którym odbiorcy energii elektrycznej otrzymają prąd o stałych, ściśle określonych parametrach. Na tym terenie nie wystąpią np. spadki napięć, zmiany częstotliwości i przerwy w dostawach. Początkowo park będzie miał charakter pilotażowy i będą mogły z niego korzystać jedynie firmy działające w GPNT. Ostatecznie ma objąć działaniem Gdańsk i województwo pomorskie. Koncepcja tworzenia Parków Jakości Energii została wypracowana przez amerykański Instytut Badawczo­-Rozwojowy Energetyki (EPRI). Gdański park prawdopodobnie będzie drugim w Europie, po Amstel w Holandii. W USA pierwsze parki powstały 15–18 lat temu. Obecnie jest ich siedem.

Coraz istotniejszym problemem związanym z zapewnieniem dostaw energii elektrycznej jest stan sieci przesyłowych. W ciągu najbliższych dwóch lat Energa zainwestuje 2,5 mld zł w poprawę bezpieczeństwa dostaw energii w północnej i środkowej Polsce. Pieniądze na ten cel pozyskała z trzech międzynarodowych instytucji finansowych: Nordyckiego Banku Inwestycyjnego, Europejskiego Banku Inwestycyjnego (EBI) oraz Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju (EBOiR). Łącznie Enerdze udało się pozyskać 2,5 mld zł i tym samym zamknąć proces finansowania największego w historii spółki programu inwestycji w sieci przesyłowe. Ma on być zrealizowany do 2011 r. Do tego czasu Energa zbuduje i zmodernizuje 6 tys. km sieci elektroenergetycznej, co pozwoli na przyłączenie 134 tys. nowych użytkowników, w tym prawie 340 odnawialnych źródeł energii.

Na obszarze województwa pomorskiego istnieją korzystne warunki geologiczne do utworzenia magazynów gazu w opróżnionych pokładach soli kamiennych i potasowych. Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo chce zbudować takie magazyny gazu w okolicach miejscowości Kosakowo. Miałyby tam powstać instalacje na sprężony gaz. Inwestycja obejmuje wykonanie 10 komór o łącznej pojemności 250 mln m3 gazu oraz budowę niezbędnej infrastruktury naziemnej. Jej zakończenie planowane jest na 2020 r., przy czym do roku 2014 magazyny powinny uzyskać pojemność na poziomie 100 mln m3. Wartość tej inwestycji to ok. 546 mln zł, w tym przewidywane dofinansowanie UE wyniesie 311 mln zł. Zgodziła się już na nie Komisja Europejska.

Lista rozpoczętych dużych inwestycji drogowych jest w przypadku województwa pomorskiego coraz dłuższa. Dopisać do niej należy dwie kolejne. Pierwsza z nich to budowa ostatniego, zachodniego odcinka Trasy W–Z; jej wykonawcą została Skanska S.A. Oferta przedstawiona przez tę firmę była najbardziej konkurencyjna i wynosiła 89,5 mln zł – to prawie połowa pierwotnie zakładanej kwoty. Dofinansowanie unijne przedsięwzięcia sięgnie 85 proc. Prace mają potrwać do końca maja 2012 r. Cała trasa W-Z umożliwi szybkie i bezpieczne połączenie ważnych arterii transportowych, czyli drogi krajowej S7 oraz autostrady A1, ze śródmieściem Gdańska oraz ułatwi dojazd z centrum miasta do obwodnicy Trójmiasta, a także usprawni połączenie pomiędzy portem lotniczym w Gdańsku Rębiechowie a śródmieściem miasta oraz stadionem PGE Arena Gdańsk. Budowa ostatniego odcinka trasy W–Z będzie prowadzona równoległe z inną wielką drogową inwestycją, czyli z rozbudową Węzła Karczemki, którą na zlecenie GDDKiA za 186,5 mln zł realizuje Budimex.

Drugą ważną inwestycją jest budowa mostu przez Wisłę na wysokości Kwidzyna. Siódmego czerwca wojewoda pomorski przekazał zezwolenie na budowę. Po blisko dwudziestu latach oczekiwań możliwe będzie rozpoczęcie budowy przeprawy, która połączy Kwidzyn z autostradą A1 i usprawni połączenie powiatu kwidzyńskiego z aglomeracją trójmiejską. Dzięki inwestycji miasto stanie się bardziej atrakcyjne dla potencjalnych inwestorów. Przeprawa przez Wisłę powstanie w ciągu drogi krajowej nr 90. Inwestycja powinna zakończyć się w 2012 r. Szacowany koszt mostu na Wiśle z drogami dojazdowymi to 400–500 mln zł.

Należy także wspomnieć o aktualnym etapie prac na 17-kilometrowym odcinku Południowej Obwodnicy Gdańska. Zakończyły się ziemne prace przygotowawcze: wymiana ziemi, usuwanie humusu i układanie podłoża pod drogę ekspresową. Drogowcy mają już za sobą wbijanie betonowych pali, które stabilizują grunt pod obiektami inżynierskimi w ciągu obwodnicy. Wszystkie pale mają razem 160 km długości. Trwa formowanie potężnych nasypów, którymi pobiegną najazdy na estakady. Rozpoczęto też betonowanie 69 ogromnych podpór, które będą podtrzymywać największą z w Polsce estakadę o długości 2,8 km. Południowa Obwodnica Gdańska ma być gotowa w maju 2012 r. i stanowić będzie obejście terenów urbanistycznych Gdańska oraz usprawnienie powiązań komunikacyjnych terenów portowych w Gdańsku i Gdyni z Obwodnicą Trójmiasta, drogą krajową nr 7 oraz autostradą A1.

Wielkim, a zarazem niewykorzystanym zasobem turystycznym są szlaki wodne regionu, zwłaszcza te położone na Żuławach. Znajdują się one na zapleczu terenów nadmorskich, w bezpośrednim sąsiedztwie Gdańska i Elbląga. Uwarunkowania te sprzyjają generowaniu ruchu turystycznego. Do 2012 r. mają zostać przystosowane do potrzeb żeglarstwa kanały i drogi wodne o łącznej długości prawie 300 km. Na początku maja marszałek województwa pomorskiego, wraz z przedstawicielami 13 samorządów z województw pomorskiego i warmińsko­-mazurskiego, podpisał umowę w sprawie realizacji pierwszego etapu projektu pod nazwą „Pętla Żuławska – rozwój turystyki wodnej”. Dotyczy on terenu Żuław i Zalewu Wiślanego wraz z Mierzeją Wiślaną oraz szlaków wodnych, m.in. na Wiśle, Martwej Wiśle, Szkarpawie, Nogacie, Kanale Jagiellońskim, Elblągu i Pasłęce. W ramach projektu ma powstać między innymi nowoczesna infrastruktura żeglarska, umożliwiająca cumowanie około 450 jednostek pływających. W planach jest budowa pięciu portów żeglarskich, dziesięciu przystani jachtowych i czterech przystani żeglugi pasażerskiej. Ostatecznie „Pętla Żuławska” ma być dostępna dla żeglarzy zarówno od strony Morza Bałtyckiego, jak również ze szlaków śródlądowych, w tym międzynarodowych. Dzięki położeniu na międzynarodowej drodze wodnej E 70, łączącej Kaliningrad z Antwerpią, będą mogli z niej korzystać także turyści z Europy Zachodniej i Rosji. Pierwszy etap realizacji projektu obejmuje modernizację kanałów i dróg wodnych. Ma to kosztować 84 mln zł. Projekt będzie realizowany dzięki funduszom z Programu Operacyjnego Innowacyjna Gospodarka 2007–2013.

Przegląd wydarzeń dotyczących infrastruktury zamykają informacje o inwestycjach przyczyniających się do tworzenia wysokiej jakości przestrzeni metropolitalnej. Do 2014 r. ma być zagospodarowany północny cypel Wyspy Spichrzów w Gdańsku. Pod koniec kwietnia ogłoszono zwycięzcę konkursu na koncepcję zabudowy terenu. Zostało nim gdańskie Biuro Architektoniczne Mat. Na wyspie ma powstać wielofunkcyjny kompleks mieszkaniowo­-usługowy, Muzeum Bursztynu i hotel. Trzydzieści procent zabudowy mają zajmować mieszkania. W projekcie znalazło się też miejsce dla zwodzonej kładki nad Motławą, łączącej Długie Pobrzeże z północnym cyplem wyspy. Zwycięski projekt nie będzie jednak w pełni realizowany, gdyż konkurs z założenia miał stworzyć tylko wytyczne do opracowania planu miejscowego zagospodarowania tego terenu. Szczegółowe projekty wykonają różne pracownie. Teren zostanie zagospodarowany w ramach partnerstwa publiczno­-prywatnego, w formie spółki utworzonej przez miasto i dewelopera Polnord S.A. Spółka ma być powołana po uchwaleniu nowego planu zagospodarowania. Według założeń, miasto wniesie do spółki aportem grunt o szacunkowej wartości 59 mln zł, a Polnord – wkład pieniężny w tej samej wysokości.

W sąsiedztwie opisywanego wyżej obszaru, przy Długim Pobrzeżu, uruchomiony został w czerwcu pięciogwiazdkowy luksusowy hotel znanej sieci Hilton. Oferuje 150 pokoi i apartamentów, posiada centrum konferencyjno­-biznesowe o łącznej powierzchni 600 m2. To drugi, po warszawskim, taki obiekt w Polsce.

Coraz lepsza infrastruktura jest jednym z czynników przyciągających inwestorów. Ma ona także znaczenie dla firm z branży usługowej. Obecna już od grudnia 2009 r. Sony Pictures Global Business Services w maju oficjalnie otworzyła w Gdyni swoje centrum finansowe. Ostatecznie ma być w nim zatrudnionych 150 osób – głównie doświadczonych księgowych i analityków. Centrum zajmuje się obsługą finansową europejskich spółek koncernu Sony.

Coraz dynamiczniej rozwijają swoją działalność trójmiejskie terminale kontenerowe, co obrazują zwiększone obroty ładunków w największym polskim terminalu kontenerowym DCT w Gdańsku. W pierwszej połowie 2010 r. przeładunki przekroczyły tam wolumen obrotów całego 2009 r., osiągając wielkość 173 279 TEU.

Charakter wizerunkowy dla miasta i regionu, a promocyjny dla firmy ma oficjalne nadanie nazwy „PGE Arena Gdańsk” stadionowi budowanemu w gdańskiej Letnicy. Umowa sponsoringu tytularnego, podpisana 25 maja pomiędzy PGE Polska Grupa Energetyczna a spółką BIEG 2012, jest największym projektem sponsoringu tytularnego w Polsce. PGE nabyła prawa do nazwy gdańskiego stadionu, wygrywając oficjalny konkurs. Wartość jej oferty wyniosła 35 mln zł. Środki te będą wpłacane w pięciu rocznych transzach. Stadion piłkarski PGE Arena Gdańsk pomieści 44 tys. widzów. Jego fasada będzie pokryta poliwęglanowymi płytami w kolorach, które nadadzą mu wygląd gigantycznego bursztynu. Obiekt został zaprojektowany zgodnie z wszelkimi wymogami UEFA. W czasie mistrzostw Euro 2012 mają na nim zostać rozegrane trzy spotkania grupowe i jedno ćwierćfinałowe. Zakończenie budowy PGE Areny Gdańsk jest planowane na początek 2011 r.

W czerwcu podpisano list intencyjny w sprawie korytarza transportowego Bałtyk–Adriatyk. Deklarację parafowali przedstawiciele siedmiu województw (pomorskiego, kujawsko­-pomorskiego, warmińsko­-mazurskiego, mazowieckiego, łódzkiego, śląskiego i wielkopolskiego), przez które korytarz będzie przebiegał. Stało się to w Gdyni, w ramach Bałtyckiego Salonu Gospodarki Morskiej. Zdaniem przedstawicieli województw, korytarz Bałtyk–Adriatyk stanowi ważny szlak komunikacyjny dla Skandynawii, Polski oraz krajów Europy Środkowej i Południowej. Przechodzi przez Warszawę, Katowice, Zilinę, Breclav, Brno, Bratysławę do Wiednia, poprzez Graz, Klagenfurt, Villach, Udine, Triest, Wenecję aż do Bolonii. Powołana grupa robocza, pod przewodnictwem województwa pomorskiego, ma działać na rzecz urzeczywistnienia idei ustanowienia korytarza, co wymaga podjęcia działań na arenie międzynarodowej, a także przekonania regionalnych społeczności do tego projektu.

Tematem, który zagościł w debacie publicznej i porusza wyobraźnię mieszkańców i polityków, jest kwestia gazu łupkowego. Ruszyły poszukiwania jego złóż na Pomorzu. Prace wiertnicze rozpoczęły się w miejscowości Łebień, w gminie Nowa Wieś Lęborska. Pierwszy odwiert wykonała kanadyjska firma Lane Energy. Wstępne wnioski z odwiertów powinny być znane pod koniec roku. Potencjalnie trzy czwarte województwa pomorskiego może być położone na złożach gazu łupkowego. Taki teren obejmują wydane koncesje na poszukiwanie gazu. Kolejny odwiert w województwie ma być wykonywany w gminie Cedry Wielkie pod Gdańskiem. Według niektórych ekspertów, w Polsce może być od 1,4 do nawet 3 bln m3 gazu uwięzionego w łupkach. Dla porównania, ilość gazu w konwencjonalnych złożach szacuje się w Rosji na 47 bln, w Katarze – 14 bln, a w Iraku – 3 bln m3.

Jednym z ciekawszych wydarzeń przyszłego roku będzie Europejska Konferencja Morska w ramach Europejskich Dni Morza, która odbędzie się 20 maja 2011 r. w Polskiej Filharmonii Bałtyckiej na Ołowiance w Gdańsku. Europejski Dzień Morza to inicjatywa Unii Europejskiej zapoczątkowana w roku 2008. Najpierw zorganizowano go w Brukseli, w 2009 r. w Rzymie, a w roku bieżącym obchodzony był w hiszpańskim Gijon. Organizacja towarzyszących mu wydarzeń ma na celu zwiększenie wiedzy społeczeństwa o znaczeniu europejskich mórz, podkreślenie znaczenia gospodarczego europejskiego przemysłu morskiego i roli regionów przybrzeżnych. To również okazja do promowania znaczenia morza dla tożsamości Europy i zwrócenia uwagi na rolę, jaką morza mogą pełnić w naszych zmaganiach z globalizacją.

Na zakończenie warto wspomnieć o nietypowej, choć ważnej z wielu względów imprezie planowanej na 9–17 lipca przyszłego roku. Chodzi o Hanzeatyckie Regaty Łodzi Solarnych 2011. Gdańsk i Elbląg znalazły się w komitecie organizacyjnym, a sponsorem strategicznym jest Energa S.A., która od lat szczodrze wspiera przedsięwzięcia Wydziału Oceanotechniki i Okrętownictwa Politechniki Gdańskiej. Trasa regat wynosi ponad 200 km i zostanie podzielona na pięć etapów. Start będzie miał miejsce w Elblągu, a trasa wytyczona zostanie w kierunku jeziora Drużno, następnie Nogatem do Malborka, potem przez śluzy Gdańska Głowa i Przegalina do Gdańska. Na lokalnych wodach w Gdańsku odbędą się także pływania pokazowe i sprinterskie. W regatach ma wziąć udział łącznie 40 ekip, średnio po osiem osób każda. Należy mieć nadzieję, że wydarzenie to przyczyni się do popularyzacji stosowania alternatywnych źródeł energii elektrycznej.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Gaz łupkowy a społeczności lokalne

Informacje na temat potencjalnego występowania gazu łupkowego w Polsce wywołały wielką publiczną debatę. Środki masowego przekazu, administracja publiczna oraz przedsiębiorstwa wydobywcze przeprowadziły analizy i symulacje, ukazujące wagę tego zjawiska dla rozwoju całego kraju. Obecnie o korzyściach geopolitycznych i ekonomicznych dla Polski, wynikających z wydobycia gazu łupkowego, wiadomo już dużo. Niewiele jednak zostało powiedziane o tym, jak prace poszukiwawcze i wydobywcze wpłyną na społeczności lokalne. Jest to szczególnie ważne dla regionu pomorskiego, gdyż na znacznym jego terytorium – jak wynika ze wstępnych analiz – zasoby tego surowca mogą występować.

Rysunek 1. Obszar województwa pomorskiego, na którym potencjalnie występują tzw. niekonwencjonalne złoża gazu ziemnego

ppg_3_2010_rozdzial_14_rysunek_1

Źródło: Opracowanie własne

Gruntowna i niezależna analiza wpływu na społeczności lokalne wydaje się kwestią kluczową w chwili, kiedy wiemy już, że rozpoczęcie wydobycia gazu łupkowego jest, z punktu widzenia polskich interesów strategicznych i makroekonomicznych, jak najbardziej pożądane, a odnalezienie złóż surowca – bardzo realne. Jest to szczególnie istotne zważywszy, że materiały, z którymi można się zapoznać, są w dużej mierze sprzeczne. Jednocześnie brak jest wiarygodnych studiów naukowych, które zawierałyby analizę korzyści i zagrożeń wydobycia gazu łupkowego dla społeczności lokalnych. Okres pomiędzy rozpoczęciem poszukiwań złóż a ich eksploatacją wykorzystać należy na wszechstronną analizę wpływu wydobycia na region i społeczności lokalne.

 

Szansa na rozwój?

Jak można się było przekonać, śledząc debatę publiczną, większość pozytywnych efektów wydobycia gazu dla społeczności lokalnych jest związana ze sporym zastrzykiem finansowym.

Największą, bo wpływającą na wszystkich członków społeczności, korzyścią z wydobywania na jej terytorium gazu łupkowego są dodatkowe wpływy do gminnego budżetu. Wpływy te, w wysokości 60 proc. opłat koncesyjnych i eksploatacyjnych za wydobycie gazu, trafiają do budżetu gminy. Nowe źródło dochodu, szczególnie w przypadku gmin wiejskich, może doprowadzić do skokowego wzrostu wydatków inwestycyjnych, m.in. na gminną infrastrukturę. Finansowanie budowy kanalizacji czy też dofinansowanie ośrodków zdrowia i szkół to możliwość dokonania skoku cywilizacyjnego w wymiarze lokalnym.

Inną szansą jest napędzanie lokalnej koniunktury gospodarczej. Obok możliwości włączenia się w prace wydobywcze istnieje cała paleta usług, które na rzecz przedsiębiorstw wydobywczych i ich pracowników mogliby świadczyć mieszkańcy gminy: począwszy od pracy przy transporcie materiałów potrzebnych do produkcji, a skończywszy na zapewnieniu bazy noclegowej pracownikom. Inwestycje nie tylko bezpośrednio zapewniają nowe miejsca pracy, ale też dostarczają dodatkowego rynku zbytu dla lokalnych towarów i usług.

Korzyści związane z wydobywaniem gazu łupkowego to m.in. większe wpływy do gminnego budżetu oraz napędzanie lokalnej koniunktury gospodarczej.

Kolejnym, nie mniej ważnym czynnikiem rozwojowym są fundusze, które trafią do mieszkańców społeczności lokalnych z tytułu dzierżawy oraz częściowego wykupu gruntów. Fundusze te mogą zostać wykorzystane na inwestycje w prowadzonej przez nich działalności gospodarczej (także o charakterze rolnym), a tym samym wpływać wtórnie na polepszenie lokalnej koniunktury gospodarczej.

 

Łyżka dziegciu

Diabeł tkwi jednak w szczegółach. Analizując informacje o funkcjonowaniu tego typu przedsięwzięć w Stanach Zjednoczonych oraz plany polskich regulacji, można dostrzec również negatywne strony wydobywania gazu łupkowego dla lokalnych społeczności.

Po pierwsze, dodatkowe wpływy do budżetu gminy muszą być częściowo przeznaczone na wydatki ponoszone w związku z wydobyciem gazu. Po drugie, polski rząd zastanawia się nad zmniejszeniem opodatkowania przedsiębiorstw wydobywczych. Ma to za zadanie zmaksymalizować opłacalność wydobycia, a tym samym zachęcać do inwestowania. Te działania mogą prowadzić do zmniejszenia wpływów do lokalnych budżetów.

Biorąc pod uwagę skomplikowane technologie wykorzystywane przy pracach wydobywczych oraz rachunek ekonomiczny, może się okazać, że – po pierwsze – nie będzie możliwości zatrudnienia mieszkańców w samym procesie wydobywczym, po drugie zaś – prace, które mogliby oni wykonywać, taniej będzie zlecić firmom spoza obszaru danej gminy. Niestety, podobnie rzecz się ma z usługami i towarami, które mogłyby być kupowane od lokalnych przedsiębiorców. Także w tym wypadku możliwe jest, że brak infrastruktury, np. gastronomicznej i noclegowej, uniemożliwi wystąpienie tego czynnika prorozwojowego.

Ryzyko, które niesie ze sobą wydobycie gazu łupkowego, to m.in. większe wydatki gminne oraz niewykorzystanie potencjału lokalnych pracowników

Co do wykupu gruntów i dzierżaw, istnieje możliwość, że osoby, które uzyskają rekompensaty za wykorzystanie ich gruntu pod wydobycie gazu łupkowego, przeznaczą je na zakup nieruchomości poza terenem gminy i wyemigrują z obszaru wydobycia.

 

Ryzyko dla środowiska

Wszelkie zagrożenia wynikające z prowadzenia prac związanych z wydobyciem gazu łupkowego mają mniejszy lub większy związek z ich wpływem na środowisko naturalne. Ze środowiskiem tym zaś wiąże się bezpośrednio życie codzienne mieszkańców.

Wydobycie gazu łupkowego wymaga, obok tradycyjnego odwiertu głębinowego, także odwiertu poziomego i tzw. szczelinowania hydraulicznego (ang. fracking). Do stworzonego poprzez wiercenia otworu, znajdującego się na głębokości od 1 do 4 km (na Pomorzu najprawdopodobniej będą to odwierty płytsze: od 1 do 2 km), wlewa się płyn zawierający wodę, piasek i niewielką ilość chemikaliów. Celem tego procesu jest uszczelnienie powstałych podczas wiercenia szczelin i niejako wypchnięcie gazu z naturalnych pokładów, co pozwala na jego wydobycie. W ten sposób część skażonej chemicznie wody (dodatkowo obciążonej metalami ciężkimi i materiałem radioaktywnym) pozostaje w szczelinach podziemnych, część zaś wydobywa się wraz z gazem na powierzchnię. W obu przypadkach płyn stanowi potencjalne zagrożenie dla środowiska i ujęć wody pitnej.

Woda znajdująca się głęboko pod ziemią może skazić wodę pitną czerpaną ze źródeł głębinowych (docierając do nich poprzez naturalne szczeliny) lub też doprowadzić do tego, że przedostaną się do niej znajdujące się pod ziemią gazy, w tym metan. Wydobytą na powierzchnię skażoną wodę trzeba, przynajmniej czasowo, zmagazynować w zbiorniku w najbliższej okolicy. W razie niestarannego zabezpieczenia takiego zbiornika możliwe jest przedostanie się jego zawartości do wód powierzchniowych, z których również czerpana jest woda pitna.

W przypadku awarii instalacji, które wprowadzają oraz odprowadzają skażoną wodę z odwiertu, możliwe jest skażenie znacznych powierzchni gruntu (w tym pól uprawnych). W następstwie wybuchu wydobywanego gazu może nastąpić także zanieczyszczenie powietrza potencjalnie groźnymi dla zdrowia toksynami. Warto dodać, że w Stanach Zjednoczonych zdarzały się przypadki udokumentowanego, nielegalnego wylewania skażonej wody do strumieni. Dziś nieznane są skutki zdrowotne oddziaływania tych substancji na człowieka, choć wiadomo, że część z nich jest toksyczna, a nawet ma działanie rakotwórcze.

 

Aspekty estetyczne

Obok możliwych następstw awarii liczne są także niedogodności związane z wydobyciem. Utrapieniem dla najbliżej położonych od miejsca odwiertu zabudowań jest hałas (słyszalny na odległość do 500 m), który generują z jednej strony maszyny wchodzące w skład instalacji, z drugiej – ciężarówki i cysterny dowożące materiały konieczne do produkcji i odbierające odpady. Nie bez wpływu na jakość życia mieszkańców są także odczuwalne podziemne drgania, które związane są z kolejnymi frackingami odwiertu.

Choć gazu łupkowego nie wydobywa się odkrywkowo, to jednak instalacje i infrastruktura konieczna do prowadzenia tej działalności (w tym rurociągi), a przede wszystkim zbiorniki magazynujące skażoną wodę, wpływają na wygląd lokalnego krajobrazu. Jeśli dodamy do tego możliwość przedostawania się do atmosfery gazów, trzeba zdać sobie sprawę, że może to dodatkowo pogorszyć jakość życia mieszkańców.

 

Inne zagrożenia

Obok zagrożeń dla środowiska naturalnego i codziennych niedogodności istnieją także dwa zasadnicze obciążenia gminy wynikające z powstania na jej terenie instalacji wydobywczych. Po pierwsze – konieczność przynajmniej czasowego składowania odpadów produkcyjnych, głównie skażonej chemikaliami wody. Przyjmuje się, że fracking wymaga od 7,5 do 11,3 mln l wody (z której 30–40 proc. wydobywa się na powierzchnię) oraz 450–680 t piasku. Wodę należy następnie zutylizować, ponieważ niemożliwe jest jej ponowne użycie w procesie wydobywczym ani w żadnym innym celu. Drugim obciążeniem jest konieczność ciągłego inwestowania w system drogowy niszczony przez ciężarówki.

Wszystkie te czynniki mogą prowadzić do obniżenia się poziomu życia mieszkańców oraz potencjalnego zagrożenia dla ich zdrowia. Mogą one uderzyć także, wbrew argumentom o stymulowaniu lokalnej gospodarki, w zasobność ich portfela. Z jednej strony obniżają atrakcyjność turystyczną gminy, co jest szczególnie ważne dla terenów, na których właśnie turystyka stanowi jeden z ważnych działów lokalnej gospodarki i źródeł dochodu mieszkańców. Z drugiej strony istnieje ryzyko spadku cen nieruchomości i ziemi (w tym rolnej), a więc realnego zubożenia członków społeczności.

Konsekwencje wydobywania gazu łupkowego to m.in. potencjalne zagrożenia dla środowiska i ujęć wody pitnej, hałas związany z wydobyciem i wpływ na wygląd krajobrazu.

Informacje powyższe pochodzą w znacznej mierze z opracowań organizacji pozarządowych, grupujących członków lokalnych społeczności mieszkających na terenach prowadzenia wydobycia, które działają w Stanach Zjednoczonych. Zarówno to źródło, jak i informacje koncernów wydobywczych nie są w 100 proc. wiarygodne, ponieważ każda ze stron ma swój interes ekonomiczny lub ideologiczny w przedstawianiu rozmiarów zagrożeń związanych z wydobyciem. Jednocześnie brakuje badań, które pozwoliłyby oszacować wielkość i realność tych zagrożeń.

 

Potrzeba uregulowań i konsultacji

Udokumentowanie licznych przypadków patologii doprowadziło do tego, że niektóre samorządy lokalne w Stanach Zjednoczonych wprowadziły moratorium na prowadzenie działalności wydobywczej, a Federalna Agencja Ochrony Środowiska (EPA) rozpoczęła prace nad kompleksową oceną wpływu wydobycia m.in. na jakość wody pitnej. Podobnie po doniesieniach o potencjalnych pokładach surowców na terenie krajów członkowskich Unii Europejskiej, Komisja Europejska postanowiła rozpocząć prace nad oceną możliwych skutków działalności wydobywczej dla środowiska.

W kontekście powyższych rozważań należy zastanowić się, w jaki sposób zmaksymalizować korzyści z wydobycia gazu dla lokalnych społeczności, a jednocześnie zminimalizować ewentualne zagrożenia. Oczywiście, wstępem do tego powinny być odpowiednie uregulowania prawne, zobowiązujące inwestorów do stosowania właściwych rozwiązań technologicznych, które minimalizują ryzyko wystąpienia awarii. Ważną kwestią jest jednoczesny monitoring skutków wydobycia dla środowiska i likwidacja ewentualnych szkód. Wymaga to zastosowania restrykcyjnych unormowań prawnych chroniących środowisko naturalne, a także wsparcia lokalnej społeczności przez przedsiębiorstwa w zakresie większym, niż jest to obecnie przyjęte.

W tym kontekście warto zwrócić uwagę na problematykę protestów społecznych. Wystąpienie silnych postaw „nimba” („not in my backyard”, czyli brak zgody na prowadzenie danej działalności w najbliższym sąsiedztwie) jest prawdopodobne, na co wskazują m.in. analitycy Clatham House, jednego z brytyjskich think­-tanków.

Zmiany prawne stanowią jedynie pierwszy krok do tego, aby w pełni przekonać mieszkańców do prowadzenia wydobycia gazu w ich najbliższym sąsiedztwie. Istnieje potrzeba aktywnego informowania i konsultowania szczegółów inwestycji z członkami społeczności lokalnych.

Zmiany prawne stanowią jedynie pierwszy krok do tego, aby w pełni przekonać mieszkańców do prowadzenia wydobycia gazu w ich najbliższym sąsiedztwie. Istnieje potrzeba aktywnego informowania i konsultowania szczegółów inwestycji z członkami społeczności lokalnych. Muszą oni uświadomić sobie wszystkie zalety i wady związane z prowadzeniem wydobycia gazu ze złóż niekonwencjonalnych i wyposażeni w taką wiedzę – współuczestniczyć w podejmowaniu ostatecznej decyzji.

Zastosowanie technik deliberatywnych pozwoliłoby decydentom uzyskać szczegółowe informacje na temat nie tylko tego, jaką obywatele podjęliby decyzję, ale też tego, jakie kwestie są dla nich najistotniejsze i jakie działania należałoby przeprowadzić, żeby np. zmienili pierwotnie negatywną opinię i zgodzili się na wydobycie gazu łupkowego w swoim bezpośrednim sąsiedztwie. Postępując w ten sposób, można wyjść naprzeciw potrzebom społeczności lokalnych i zminimalizować zagrożenie blokowania przez nie tych istotnych z punktu widzenia całego kraju, a także regionu, inwestycji. Jednak aby to osiągnąć, należy zrozumieć, że decyzje nie mogą zapadać jedynie w gabinetach ministerialnych, lecz powinny brać pod uwagę opinie wszystkich zainteresowanych. W szczególności tych, którzy bezpośrednio mogą odczuć ich negatywne konsekwencje.

Skip to content