Postawione w tytule pytanie przypomina mi spór o to, czy kapitał ma narodowość, czy nie. Dla mnie kapitał nie ma narodowości. I jeżeli mam do wyboru zagraniczną inwestycję i brak inwestycji, to wolę zdecydowanie inwestycję niemiecką, rosyjską czy chińską niż brak inwestycji połączony z upieraniem się o wyjątkowość naszej własnej przedsiębiorczości. W obliczu zglobalizowanego świata wydaje się absurdalne upatrywanie problemu w tym, z jakiego źródła pochodzi kapitał. Wszystkie podmioty inwestujące w Polsce i tak podlegać będą polskiemu prawu, a co więcej, w świetle członkostwa Polski w UE przyznawanie szczególnych preferencji polskim inwestorom może zostać potraktowane jako sprzeczne z paradygmatem uczciwej konkurencji prawa wspólnotowego.Z punktu widzenia prawa i ekonomii sprawa jest oczywista: zagraniczne inwestycje, tak jak wszystkie inwestycje, przeprowadzone zgodnie z prawem i dobrze określoną strategią, są korzystne dla rozwoju gospodarczego kraju. Nie ma znaczenia, z jakiego państwa pochodzi inwestor, ważne są raczej przepisy prawa, polityka gospodarcza i inwestycyjna, sposób przyciągania inwestorów i wykorzystania tych inwestycji przez dany region czy państwo.
Mimo powyższej argumentacji istnieje jednak pewien problem związany z zagranicznymi inwestycjami, głównie z socjologiczną sferą ich oddziaływania. Łatwo nam zaakceptować obecność bliskiego kulturowo inwestora, powiedzmy „europejskiego”. Czy jesteśmy jednak mentalnie gotowi na przyjęcie na Pomorzu dużej liczby inwestorów arabskich, azjatyckich czy rosyjskich? Czy w naszej świadomości nie funkcjonują przypadkiem stereotypy, które każą nam widzieć jako bardziej odpowiedzialnych i wzbudzających zaufanie inwestorów euroatlantyckich, a informacje o mnożących się inwestycjach arabskich, azjatyckich, rosyjskich odbierać z niepokojem? I wreszcie, jaki wpływ mogłyby mieć te nasze potencjalne stereotypy na przyciągnięcie tych inwestycji? Czy w ogóle powinniśmy się kierować kryterium pochodzenia etnicznego w zmultikulturyzowanym świecie biznesu?
Warto zwrócić uwagę na kulturowy aspekt inwestycji. Inwestor nie przynosi wyłącznie kapitału, pomysłu, technologii, lecz „całego siebie”, a więc swoje zwyczaje handlowe, a także kapitał ludzki, a zatem ludzi z innego kręgu kulturowego, czasem cywilizacyjnego, którzy wnikają do lokalnej społeczności. Nagle może się okazać, że prezesami nowych przedsiębiorstw na Pomorzu, członkami kadry zarządzającej, doradcami i strategami coraz częściej są ludzie spoza europejskiego kręgu cywilizacyjnego, którzy przecież w sposób zrozumiały i naturalny zaczną współkształtować nasze postawy, którzy np. niekoniecznie muszą rozumieć wymiar typowo polskich świąt, jak uroczystość Wszystkich Świętych czy Wigilia Bożego Narodzenia. Zwyczajowe normy obowiązujące w kraju, w którym przyszło im inwestować, będą w dużym stopniu odbiegały od norm znanych im z rodzinnego domu, z kraju pochodzenia. Czy jednak może to być jakąkolwiek przyczyną potencjalnych problemów związanych z inwestorami spoza kręgu cywilizacji zachodnioeuropejskiej? Śmiem wątpić.
Nie wolno nam popełnić błędu europocentryzmu. Niczym nieuzasadnione będzie ograniczenie poszukiwań inwestorów zagranicznych wyłącznie do partnerów europejskich, znanych i sprawdzonych tylko dlatego, że są nam bliżsi i mogliśmy ich lepiej poznać. Rozwój ekonomiki światowej zdaje się wskazywać, że coraz częściej i bliżej powinniśmy przyglądać się państwom Wschodu, zwłaszcza Azji. Dlaczego różnice, w gruncie rzeczy tylko obyczajowe, zwyczajowe, mają deprecjonować jednego inwestora, a brak tych różnic – faworyzować drugiego?
Można postawić jeszcze śmielszą tezę, wydawałoby się oczywistą, ale dla wielu w naszym kraju jeszcze niedostrzegalną. Otóż, zderzenie kulturowe, nowe spojrzenie na organizację pracy, osiedlanie się w Polsce ludzi z innych cywilizacyjnie obszarów paradoksalnie może być nowym atutem naszego kraju, w tym Pomorza. Jest to ważne również z punktu widzenia koniecznej dywersyfikacji źródeł inwestycji. Ci, którzy podnoszą, że pochodzenie kapitału ma znaczenie, mają rację co do jednego: niedobra dla rozwoju gospodarczego jest przewaga tylko jednego inwestora, uzależniająca nasz rynek od działań jednego podmiotu. Niedobra zatem będzie sytuacja, w której ograniczymy się do inwestorów z Unii Europejskiej. Chodzi tu o klasyczną zasadę wolnej konkurencji. Im większa liczba inwestorów z różnych krajów, o różnych możliwościach i kapitale, tym zdecydowanie lepsza sytuacja klientów, zwłaszcza gdy u któregoś z inwestorów zaczną się problemy.
Również dotychczasowe doświadczenia gospodarcze naszego regionu wskazują na pozytywne aspekty inwestycji zagranicznych. W województwie pomorskim obecni są już inwestorzy z Europy Zachodniej (Francuzi, Niemcy, Holendrzy, Skandynawowie), Stanów Zjednoczonych, Azji (Filipin, Chin) [1]. Świadectwem naszego zainteresowania zagranicznymi inwestycjami może być również ostatnia oficjalna misja gospodarcza do Indii władz samorządu województwa pomorskiego, miasta Gdańska oraz Pomorskiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej [2].
Pomorze zawsze było miejscem otwartym, innowacyjnym, w którym powstawały odważne wizje i rozsądne pomysły. To tu zrodziła się „Solidarność”, która przecież nie była monolitem, jednolitą wizją, lecz wynikiem współpracy przeróżnych środowisk dla dobra wspólnego. Pomorze, jako region złączony z morzem, zamieszkiwany w przeszłości przez ludzi różnych narodów i religii, powinno być wzorem i nowatorem rozwoju w kierunku otwarcia na świat. Nie uchronimy polskiej kultury przez zamykanie się na zagranicznych inwestorów, obawy przed ich azjatyckim czy arabskim pochodzeniem, gdyż nasze lęki to głównie rezultat niewiedzy o ich poziomie biznesowym, technologicznym i naukowym. Gdybyśmy zobaczyli, jak wielu studentów matematyki w Indiach prezentuje bardzo wysoki poziom, to może uświadomilibyśmy sobie, że świat nie kończy się na Europie. Inna sprawa, że potencjalni pozaeuropejscy inwestorzy muszą przyjąć nasz „europejski system wartości”: akceptację działalności opartej na prawie równym dla wszystkich, rozbudowane gwarancje praw człowieka, związane zwłaszcza z prawem pracy, tolerancję i akceptację dla różnic obyczajowych. Jeżeli inwestor jest gotowy przyjąć nasze reguły gry, to powinno być dla niego miejsce na równych prawach. Tym bardziej że zawsze możemy się od innych czegoś nauczyć. A naszą sprawą jest, jak prawnie i ekonomicznie zabezpieczyć się przed nieprzewidzianymi problemami.
W debacie Gdańskiego Areopagu poświęconego „Prawdzie”, w listopadzie 2001 r., prof. Janusz Danecki, odpowiadając na moje pytanie dotyczące wpływu wejścia Polski do Unii Europejskiej na nasze życie, nasze myślenie, powiedział: „Nasze wejście do Europy musi mieć wpływ na zmianę naszego myślenia. Musimy nauczyć się być tolerancyjnymi, bardziej akceptującymi inne kultury, innych ludzi. Oni będą wśród nas, ale nadal będą inni i musimy w tym widzieć coś pozytywnego. Marzę o tym, że dziennik telewizyjny będzie czytał u nas Polak pochodzący z Chin czy Nigerii, tak jak to się dzieje w BBC. Marzę, że na uniwersytetach katedry polonistyki obejmować będą Arabowie. Tak się przecież dzieje w całej Europie i Stanach Zjednoczonych”. Zobaczymy, jak będzie z inwestorami w naszym regionie i kraju [3].
Przypisy:
1 http://www.arp.gda.pl/pl/dokumenty/inwestycje_zagraniczne
2 http://www.gdansk.pl/article_news.php?category=512&article=7829 &history=&PHPSESSID=c2066a751c5125836e2b6f5b0e8f6230
3 Gdański Areopag. Forum Dialogu. Prawda; red. ks. Witold Bock, ks. Krzysztof Niedałtowski, Anna Śpiewak, Katarzyna Żelazek; Wydawnictwo Bernardinum, Pelplin-Gdańsk 2004 r.