Rozmowę prowadzi Leszek Szmidtke, dziennikarz Pomorskiego Przeglądu Gospodarczego i Radia Gdańsk.
Leszek Szmidtke: Polski model energetyki powstaje w opozycji do dominujących w Unii Europejskiej trendów. Jako jedyny kraj bronimy na przykład elektrowni węglowych, wetując konkluzje do tzw. mapy drogowej energetyki. Do czego zmierzamy w perspektywie najbliższych dwóch, trzech dekad?
Mikołaj Budzanowski: Przede wszystkim musimy zmodernizować naszą energetykę. Drugim krokiem jest znalezienie nowych rozwiązań – poszukiwanie innowacyjności w rozwoju krajowej energetyki nabiera niemal strategicznego charakteru. Dlatego będą powstawały elektrownie gazowe oraz elektrownia jądrowa. Moim zdaniem te inwestycje się nie wykluczają, gdyż są to źródła niskoemisyjne, a my po prostu potrzebujemy takiej energetyki. Nie bez znaczenia jest skok cywilizacyjny, a elektrownia jądrowa jest inwestycją, która otwiera przed nami nieznane do tej pory obszary. Natomiast gaz daje nam inne możliwości. Do 2020 roku zamierzamy zwiększyć krajowe wydobycie do wysokości 10 mld m3, czyli tyle, ile dziś importujemy z Rosji. 70 proc. krajowego zapotrzebowania gazu pochodzi z zagranicy i ograniczenie tak wysokiego uzależnienia jest jednym z naszych podstawowych zadań. Dodatkowo obowiązująca formuła cenowa powoduje, że importujemy gaz, płacąc najwięcej ze wszystkich krajów Unii. Dlatego tak duży nacisk kładziemy na poszukiwania gazu niekonwencjonalnego.
Krajowa gospodarka musi się opierać o własne źródła energii i dlatego węgiel – mimo planowanego wzrostu znaczenia innych technologii, w tym głównie gazowych i atomowych – będzie jeszcze długo jej fundamentem. Sytuacja może zacząć się zmieniać, gdy na rynku pojawi się gaz z łupków i być może niekonwencjonalna ropa naftowa.
Zatem będziemy odchodzili od energetyki opartej na węglu?
Będą się zmieniały proporcje, ale w najbliższej perspektywie energia powstająca ze spalania węgla będzie najtańsza i będzie miała największe znaczenie dla przemysłu oraz odbiorców indywidualnych. Krajowa gospodarka powinna się opierać o własne paliwa i dlatego węgiel jeszcze długo będzie jej fundamentem. Mamy nadzieję, że już wkrótce dołączy do niego gaz z łupków i być może ropa naftowa, wydobywana z niekonwencjonalnych źródeł.
Gaz łupkowy w ilości komercyjnej wcale nie jest przesądzony, a finansowanie i opłacalność inwestycji w elektrownię jądrową też stoją pod znakiem zapytania. Dalsze bazowanie na węglu grozi poważnymi konsekwencjami wobec tworzącego się europejskiego rynku energii.
Jestem jednak optymistą i zakładam, że oba te strategiczne dla Polski cele zostaną zrealizowane.
Duże pieniądze są potrzebne na poszukiwania gazu niekonwencjonalnego i równie duże na budowę elektrowni jądrowej. Gdzie ich szukać?
Musimy się zdobyć na poważny wysiłek. Stany Zjednoczone też zaryzykowały, bo przecież 20 lat temu wiedziano o gazie łupkowym o wiele mniej niż dziś. Wiemy, że mamy gaz łupkowy – chociaż ciągle nie wiemy ile – mamy też oczywiście węgiel i gaz konwencjonalny. Jestem też przekonany, że PGE znajdzie finansowanie dla budowy elektrowni jądrowej.
Kiedy zaspokoimy już krajowe potrzeby, będzie można myśleć o eksporcie gazu. Być może część z olbrzymich kwot, które UE wydaje na import gazu – w 2011 roku było to ponad 350 mld dolarów – będzie mogła w przyszłości trafić do Polski, zmniejszając jednocześnie uzależnienie całej UE od zewnętrznych dostawców.
Do niedawna Stany Zjednoczone utrzymywały zakaz eksportu gazu. Cała produkcja była kierowana na rynek wewnętrzny, co, dzięki wysokiej podaży gazu łupkowego, spowodowało szybki spadek ceny gazu i tym samym dało gospodarce duży zastrzyk taniego paliwa. W jakim stopniu ten model można powtórzyć w Polsce?
Kiedy zaspokoimy krajowe potrzeby będzie można myśleć o eksporcie gazu, zarówno drogą lądową, jak i morską. Nasze możliwości eksportowe są obecnie dość ograniczone. Poprawiamy jednak naszą infrastrukturę i za pewien czas, m.in. za sprawą interkonektorów, przepływ „błękitnego paliwa” będzie możliwy w obie strony. Docelowo także gazoport w Świnoujściu powinien mieć możliwość eksportowania gazu. Jednak warto zwrócić uwagę na inny problem, który nie był obecny w Stanach Zjednoczonych. Polska jest częścią Unii Europejskiej i prawnie nie można zakazać eksportu tego surowca. Firmy wydobywcze też nie będą działały na swoją niekorzyść, ograniczając się do rynku krajowego, jeżeli będzie można sprzedać gaz korzystniej za granicą. O tym wszystkim trzeba myśleć już dziś, gdyż czekają nas spore zmiany na europejskim rynku gazowym. Już powstają tzw. huby czy lokalne rynki gazowe wymuszające coraz większą konkurencję. Dziś Unia Europejska przeznacza na import gazu olbrzymie pieniądze – w 2011 roku ponad 350 mld dolarów. Te pieniądze trafiają do krajów, które nie są członkami Wspólnoty, a to oczywiście zwiększa uzależnienie Unii od dużych, zewnętrznych dostawców. Wydaje mi się, że Komisja Europejska dostrzega ślepą uliczkę i poszukuje alternatyw, takich jak liberalizacja rynku gazu czy postawienie na własne wydobycie. W tych trendach upatruję też szansy dla Polski.
Jest szansa, że na Pomorzu powstanie taki gazowy hub?
Dostęp do morza oraz odpowiednia infrastruktura są ogromnymi atutami, gdy mówimy o bezpieczeństwie energetycznym kraju i o handlu gazem. Można powiedzieć, że nasze bezpieczeństwo jest liczone w kilometrach morskiej linii brzegowej. Doskonałym przykładem jest Naftoport. Gdyby nagle ustały dostawy ropy drogą lądową, to właśnie Naftoport pozwala na szybką reakcję i wznowienie zaopatrzenia przez morze. Dzięki temu jesteśmy bezpieczniejsi.
Powinniśmy dyskutować nie tylko o wielkich źródłach energii, ale także o energetyce rozproszonej – źródłach ulokowanych nawet w małych miejscowościach. Dlatego też energetyka powinna zajmować ważne miejsce w regionalnych strategiach, które, uwzględniając lokalne uwarunkowania, powinny podejmować kwestię bezpieczeństwa energetycznego na poziomie regionu.
Czy w kraju, który ma wspólną sieć energetyczną jest miejsce na regionalne bezpieczeństwo energetyczne?
Jest miejsce dla takich inicjatyw. Powinniśmy dyskutować nie tylko o wielkich źródłach energii, ale także o energetyce rozproszonej – wielu mikroźródłach, rozsianych na terenie poszczególnych miejscowości czy szerzej – regionów. Dlatego też energetyka powinna zajmować ważne miejsce w regionalnych strategiach, które, uwzględniając lokalne uwarunkowania, powinny podejmować kwestię bezpieczeństwa energetycznego na poziomie regionu. Duże inwestycje w Opolu lub Ostrołęce służą całemu krajowemu systemowi. Natomiast jest też miejsce dla mniejszych inicjatyw składających się na szeroko rozumianą energetykę rozproszoną, istotną z regionalnego punktu widzenia. Nie bez znaczenia jest szybki efekt, który można osiągnąć dzięki takim źródłom.
Dziękuję za rozmowę.