Z Agnieszką Kapciak , dyrektor Departamentu Koordynacji Programów Regionalnych Ministerstwa Rozwoju Regionalnego, rozmawia Dawid Piwowarczyk .
– Pani Dyrektor, czy jako osoba odpowiedzialna w ramach Ministerstwa za monitorowanie regionalnych programów może Pani powiedzieć, że sytuacja w kraju jest optymalna?
– Niewątpliwie jest jeszcze wiele do zrobienia. Myślę, że na przykład raport Instytutu pokazuje, że zmiany następują, ale nie zawsze w skali i w kierunku, który byśmy preferowali. Tak więc czeka nas jeszcze wiele pracy i to zarówno na poziomie regionalnym, jak i na poziomie centralnym, gdzie musimy koordynować pewne działania.
– Czy trzy lata większego napływu środków pozwalają nam już oceniać efektywność ich wydatkowania; ich wpływ na regiony i ich rozwój?
– Jest jeszcze za wcześnie, żeby wyrokować, czy środki były wydawane dobrze, czy źle. Do tej pory wydatkowaliśmy kilkanaście procent i najwcześniej za dwa, trzy lata będziemy w stanie to ocenić. Niewątpliwie jednak w wielu przypadkach udało się już rozwiązać lokalne problemy. Teraz czeka nas ocena wpływu tych pojedynczych projektów na całościowy obraz regionów i kraju.
– Czy uważa Pani, że w perspektywie kolejnego okresu programowania i napływu zdecydowanie większych środków unijnych powinniśmy wspierać liderów, czy outsiderów?
– Są zwolennicy jednej i drugiej opcji. Uważam, że żadne ekstremalne rozwiązanie nie jest dobre. Nie można inwestować tylko w liderów, bo okaże się, że inni nie korzystają z tego rozwoju. Ważne jest to, żeby pogodzić rozwój naszych największych i najważniejszych pięciu-sześciu regionów, a jednocześnie nie dopuszczać do tracenia dystansu przez te najsłabsze regiony.
– Jesteśmy w ministerstwie, które zajmuje się rozwojem regionalnym. Czy to zadanie nie powinno być realizowane właśnie regionalnie, a nie centralnie? Czy Ministerstwo jest konieczne i jaki jest jego wpływ na wspieranie polityki regionalnej?
– Nie wiem, czy to dobrze, że istnieje specjalne ministerstwo. Nie zgodziłabym się jednak z poglądem, że rozwój regionalny może być budowany tylko oddolnie bez centralnej koordynacji. Rozwój to nie jest prosta suma oddolnych inicjatyw. To także jakaś spójna krajowa wizja, która łączy regionalne działania w jeden wielki projekt. Należy pamiętać, że województwa otrzymają większość środków na rozwój ze środków strukturalnych. Według mnie dobrze, że istnieje Ministerstwo, które może koordynować działania, wytyczać kierunek, osiągając pozytywne efekty synergii. Co więcej, takie ministerstwa istnieją w prawie wszystkich krajach unijnych. Tak więc ośrodek koordynujący politykę regionalną i wydatkowanie środków pomocowych jest naprawdę potrzebny.
– Pani Dyrektor, czy środki unijne nas nie zaślepiają? Obecnie myślimy o polityce regionalnej głównie przez pryzmat pieniędzy, które ma nam „dać” Bruksela.
– Środki unijne, nawet w największej puli, nie są w stanie zaspokoić naszych wszystkich potrzeb. To tylko pewnego rodzaju stymulator przyspieszający pozytywne zmiany w naszych regionach. Obecnie realizujemy wiele projektów, w których nie wykorzystujemy środków pomocowych, lecz własne. Im większe środki, tym większy apetyt i więcej pomysłów na ich zagospodarowanie.
– I większa skala marnotrawstwa.
– Myślę, że w ogólnym rozrachunku zmarnowane środki to będzie na prawdę bardzo mały procent, jeżeli nie promil. Co więcej, monitorowanie, na przykład u nas, pozwoli mam w przypadku zaistnienia nieprawidłowości dokonać przesunięcia z jednego priorytetu do innego.
– Czy ministerstwo jest w stanie pomóc regionom w wyborze projektów, w ustaleniu, co należy realizować w pierwszej kolejności?
– Myślę, że sami decydenci szczebla regionalnego najlepiej wiedzą, co jest ważniejsze, co powinno być szybciej realizowane.
– Często jednak istnieje pokusa, by robić nie to, co niezbędne, lecz to, co bardziej medialne, co zauważą wyborcy, idąc do kolejnych wyborów. Czy nie jest tak, że często działamy w perspektywie okresów wyborczych, a nie w oparciu o planowanie średnio- i długookresowe?
– Oczywiście, pokusy zawsze istnieją i będą istnieć, ale właśnie programowanie w dłuższych okresach ma zapobiegać takiemu koniunkturalnemu działaniu. Powstają już dokumenty na okres na przykład do 2020 roku. Jeszcze dłuższy horyzont czasowy ma przygotowywana krajowa strategia zagospodarowania przestrzennego. Właśnie przy okazji tego pytania wyraźnie widać, jak ważna jest rola szczebla centralnego, jako tego, który może koordynować pewne działania.
– Czy jesteśmy w stanie opracować metody optymalnego wyboru projektów? Doświadczenia obecnego programowania pokazują, że wybory budziły wiele wątpliwości, pojawiały się nawet zarzuty o stronniczość, promowanie gorszych projektów. Czy jesteśmy w stanie temu zaradzić?
– Moim zdaniem nie wszystkie projekty muszą być wybierane w jednakowym trybie. Na przykład, jeżeli planujemy wydatkowanie środków na główne drogi krajowe i wojewódzkie, to wiadomo, że sieć takich połączeń jest już dawno znana i tylko te drogi, szlaki kolejowe, czy lotniska, które zostały wcześniej wskazane mogą liczyć na pomoc i dofinansowanie. Takie działanie jest jak najbardziej słuszne. W przypadku innych projektów najważniejsze są jasne kryteria oceny. Beneficjenci mają wtedy jasność, co do wymogów i co to tego, czy w ogóle jest sens aplikowania, a oceniający unikają oskarżeń o stronniczość.
– Czy nastąpi uproszenie systemu? Czy krokiem w dobrą stronę nie jest na przykład takie przeorientowanie procedur, by beneficjent w pierwszej kolejności składał informację o samym projekcie i jego założeniach, a dopiero po pozytywnej decyzji zaczynał zbierać niezbędną dokumentację?
– System należy na tyle uprościć, by był maksymalnie efektywny i przejrzysty. Musimy jednak skupić się na tym, że wybieramy projekty, inwestycje, a nie właściwie postawione przecinki, pieczątki i podpisy. Musimy zachować właściwe proporcje.
– Czy nie jest tak, że wdrożony w naszym kraju system kontroli projektów jest już na tyle skomplikowany i kosztowny, że jego utrzymanie kosztuje kilkakrotnie razy więcej, niż wynosiłyby ewentualne straty, przed którymi on ma chronić? Czy ktoś w Ministerstwie próbował to policzyć?
– Nie znam takich wyliczeń. Ważne jest też to, że trudno szacować, jakie oszczędności przynosi mniej lub bardziej restrykcyjny system. Ale uważam, że trzeba tutaj zachowywać zdrowy rozsądek. Oczywiście kontrola musi być. Wymogi jej prowadzenia wynikają między innymi z prawa unijnego.
– Czy wybory samorządowe nie zaburzyły prac regionów? Czy województwa będą gotowe na wykorzystywanie środków?
– Uważam, że nie powinno być dużych zawirowań. Z jednej strony mamy szereg dokumentów, takich jak strategie, które są dorobkiem wspólnym danego regionu i nawet zmiana władz nie powinna wpływać na ich realizację. Po drugie, mam nadzieję, że ewentualna wymiana będzie dotyczyła tylko najważniejszych stanowisk, a tzw. personel techniczny, który w dużej mierze decyduje o sukcesie regionów w zakresie aplikowania i rozliczania środków – pozostanie ten sam. Pamiętajmy też o tym, że nowa władza nie oznacza, że problemy danego regionu znikną.
– Poruszyliśmy tutaj ważny problem kadr. Czy badamy ich jakość, skuteczność działania?
– Prowadzimy kilka projektów w tym kierunku. Próbujemy na przykład określić optymalny układ. Staramy się pomóc, sugerując optymalne składy wydziałów, grup projektowych.
– Czy polskie regiony są dobrze przygotowane na globalizację? Czy pozostaniemy peryferią, czy też mamy szansę przesunąć się w kierunku jądra?
– Przykład Finlandii pokazuje, że bardzo szybko można awansować. Startujemy z jakiegoś punktu i teraz musimy tak się starać wykorzystać nasze silne strony, by polskie regiony w globalnym wyścigu nie stały na przegranych pozycjach. Oczywiście, przykłady krajów i regionów „starej Unii” pokazują, że jedni lepiej, a inni gorzej wykorzystują swoją szansę.
– Szef Departamentu Rozwojowego w Pomorskim Urzędzie Marszałkowskim powiedział mi kiedyś, że stajemy obecnie przed poważnym wyborem – inwestować w beton i asfalt, czy w mózgi i ludzi. W co Pani radziłaby inwestować?
– To dosyć drastyczne postawienie sprawy, ale ja jestem za inwestycjami w kapitał ludzki. Oczywiście, należy pamiętać o proporcjach i o tym, że musi istnieć również podstawowa infrastruktura. Infrastrukturą powinny być głównie te elementy, które poprawiają atrakcyjność gospodarczą regionu, a nie te projekty, które tylko poprawiają standard życia mieszkańców.
– Czy to, co się dzieje obecnie, napawa optymizmem? Czy możemy prognozować, że za kilka lat będziemy zadowoleni z tego, co udało nam się zrobić?
– Gdybym nie była przekonana, co do słuszności naszych działań, nie pracowałabym w tym miejscu, co obecnie. Uważam, że pracujemy dobrze, idziemy w dobrym kierunku i nasze działania przyniosą pozytywny, zamierzony skutek.