Categories
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Powinniśmy jeść żywność ze swojego regionu

Zbigniew Nowak

Właściciel Zakładów Mięsnych "Nowak"

Rozmowę prowadzi Leszek Szmidtke, dziennikarz PPG i Radia Gdańsk.

Jakie pomorskie marki związane z żywnością są znane w Europie?

Chyba trudno znaleźć taką markę znaną w krajach europejskich. Być może Wilbo, firma związana z przetwórstwem rybnym.

Nie mamy wypromowanego produktu, który byłby obecny w niemieckich lub francuskich sklepach? Dlaczego?

Za krótko jesteśmy na europejskich rynkach, żeby to było możliwe. Moja firma zaczynała od półtorej tony, a dziś żywi milion dwieście tysięcy ludzi. Przez ten czas udało się stworzyć markę o charakterze regionalnym.

„Nowak” jest marką regionalną i nawet nie chcemy funkcjonować na europejskich rynkach. Podpisaliśmy jednak umowę z czterema innymi polskimi firmami i zamierzamy w przyszłości stworzyć markę ogólnokrajową „Dobre”. Wspólnie chcemy zaistnieć na rynku krajowym i europejskim.

Chyba czas nie jest jedyną barierą w wychodzeniu poza region?

Bardzo ważny jest czas oraz chęci. „Nowak” jest marką regionalną i nawet nie chcemy funkcjonować na europejskich rynkach. Podpisaliśmy jednak umowę z czterema innymi polskimi firmami i zamierzamy w przyszłości stworzyć markę ogólnokrajową „Dobre”. Każda z firm ma wytwarzać kilka produktów, w których się specjalizuje, i wspólnie chcemy zaistnieć na rynku krajowym i europejskim. Tym bardziej że łatwiej dostarczyć duży transport do Hiszpanii niż niewielką dostawę na Śląsk. Oczywiście, musimy się do tego przygotować. Wróciłem właśnie z budowy, gdzie powstaje duże centrum dystrybucyjne. Będzie tam też rozbiór mięsa drobiowego. Unowocześnianie dystrybucji wyrobów jest jednym z ważniejszych elementów sprzedaży wędlin.

Taka inwestycja oznacza, że wierzy pan w coraz większe zapotrzebowanie na wędliny drobiowe.

Drób, poza sporadycznymi wyjątkami, jest najtańszym mięsem na naszym rynku. Ma jeszcze jedną zaletę – mało tłuszczu. Na marginesie warto wspomnieć, że tłuszcz jest nośnikiem smaku i wyroby drobiowe nigdy nie będą tak smaczne jak na przykład wieprzowe. Cena oraz propagowanie zdrowego trybu życia, czyli unikanie tłuszczy, foruje właśnie wyroby drobiowe.

Wspomniał pan o znaczeniu ceny. Czy za kilkanaście lat cena ciągle będzie decydowała o większości zakupów?

Myślę, że w coraz mniejszym stopniu. Widać to na przykładzie Stanów Zjednoczonych, gdzie żywność stanowi ledwie kilka procent wydatków gospodarstw domowych. W przypadku polskich rodzin żywność stanowiła kiedyś aż 33% wydatków, dziś, zdaje się, jest to kilkanaście procent. Produkty żywnościowe aż tak bardzo nie drożeją. Pomijam mijający rok, ale tu przyczyną podwyżek jest raczej spadek pogłowia trzody chlewnej. Jeżeli z 22 milionów sztuk zostaje niewiele ponad 13 milionów, to cena mięsa w sklepach musi wzrosnąć.

Chcąc utrzymać sprzedaż na obecnym poziomie, musi pan zwiększać asortyment i promocję.

Klient jest zawsze ciekawy nowych produktów. Są dwie postawy: jedni cenią sobie produkty tradycyjne, które znają od lat, inni zaś szukają nowości. Lubimy, kiedy coś inaczej smakuje, wygląda.

Ma pan własne stada czy kupuje od zewnętrznych producentów?

Naszą ubojnię zamknęliśmy w 2003 r. Ubijaliśmy tam tylko 150 sztuk świń i to było za mało. Małe ubojnie przegrywają z dużymi i tańszymi. Dziś współpracujemy z kilkoma firmami: Skiba, Duda, Food Service. To polskie ubojnie, które są potentatami na rynku. Warto jednak zwrócić uwagę na co innego: ubojnie będą świadczyć usługi, natomiast będzie się rozwijała hodowla. Sam jestem rolnikiem i zamierzam wejść w bydło mięsne. W sklepach brakuje dobrej wołowiny, szczególnie takiej o charakterze ekologicznym.

W naszym regionie dominują mali oraz średni rolnicy i nie zanosi się na szybkie i poważne zmiany w strukturze gospodarstw rolnych. Dlatego pewnie duże ubojnie będą gdzie indziej szukały surowca.

Nawet nie odczuwamy potrzeby, żeby w naszym województwie powstała duża ubojnia. To jest uciążliwe dla środowiska i ludzi. Przekonają się o tym mieszkańcy okolic Kutna, gdzie włoski inwestor buduje największą ubojnię w kraju. To naprawdę olbrzymi zakład, w którym będzie się ubijać tysiąc sztuk na godzinę. Jako przetwórcy martwimy się o skutki rynkowe tej inwestycji, ale prawdziwy powód do niepokoju mają istniejące ubojnie.

Czy liczba małych i średnich ubojni oraz przetwórców będzie malała?

W Polsce jest około dwóch tysięcy przetwórców branży mięsnej i prawie sześćset ubojni. Podejrzewam, że przemiany będą podobne do tego, co dzieje się w handlu. We Francji duży, nowoczesny handel stanowi 85% rynku. Pozostałe 15% to tradycyjna sprzedaż. Do takich proporcji raczej nie dojdziemy, gdyż w naszym kraju wielu ludzi woli zjeść kiełbasę wyrabianą w tradycyjny sposób, kupowaną z tradycyjnych przetwórni. Jako przewodniczący Rady Krajowej Stowarzyszenia Rzeźników i Wędliniarzy mam kontakty z wieloma przetwórcami i większość z nich, mimo kryzysu, dobrze sobie radzi. Klientów jest trochę mniej i może kupują trochę tańsze wędliny, ale nie jest to żaden dramatyczny spadek. Moja firma ma 17-procentowy wzrost rok do roku, więc trudno mówić o kryzysie. Jego skutki odczuwamy gdzie indziej – są problemy z kredytami obrotowymi, ponieważ banki podniosły marże.

Pana działalność to jeden z nielicznych przykładów współpracy ze środowiskami naukowymi i przełożenia wyników badań na produkcję. Najbardziej znany produkt to wędliny Brassica, które jednak wielkiego sukcesu nie odniosły.

Z Politechniką Gdańską współpracuję od wielu lat i nadal doskonalimy wędliny Brassica. Rzeczywiście, sukcesu w tym przypadku nie odnieśliśmy. Kupujący często powtarzali, że to dobry pomysł dołączyć do wędliny świeże warzywa, że smakuje, ale jak otwierają lodówkę, to zbyt mocno czuć zapach kapusty. Niewiele tu można zmienić, bo izocjaniany w kapuście powodują taki właśnie zapach, ale przecież stanowią bardzo ważny składnik i nie można z nich zrezygnować. Ten zapach świadczy też, że kapusta w wędlinie jest świeża. Brassica można kupić w wybranych sklepach. Niestety, nie jest to produkt dla masowego odbiorcy. Mimo to szukamy nowych rozwiązań. Razem z naukowcami z Krakowa pracujemy nad innym pomysłem – kanapką LeenLife. Do tej pory sprzedaliśmy 115 ton tych wyrobów, możemy więc mówić o sukcesie. Polacy za mało jedzą potraw, które dostarczają niezbędnych nienasyconych kwasów tłuszczowych Omega 3 i Omega 6. Dawniej, gdy trzoda chlewna była hodowana w tradycyjny sposób, potrawy mięsne zawierały sporo tych składników. Dzisiejsza hodowla przemysłowa doprowadziła do tego, że świnie utraciły kwasy nienasycone, pozostały zaś w wieprzowinie nasycone kwasy tłuszczowe. Te nie są człowiekowi tak potrzebne jak kwasy tłuszczowe, białka, witaminy, sole mineralne, które musimy dostarczać naszemu organizmowi.

Czy na Pomorzu będzie się rozwijała taka współpraca z naukowcami, owocująca żywnością prozdrowotną? Są inni chętni?

Tego jestem pewien, chociaż dzisiaj jeszcze na tym nie zarabiamy. Jest za mało chętnych do kupowania takich produktów, to mniej więcej 10% konsumentów. Lekarze twierdzą, że 50%-70% chorób człowieka wynika z niewłaściwego odżywiania. Jednak prawidłowym odżywianiem się jest zainteresowana mała część społeczeństwa. My zaś mamy już odpowiednie maszyny, zadbaliśmy o surowiec, ale jeszcze nie stać nas na właściwą promocję. Medialne kampanie kosztują ogromne pieniądze, których na razie nie mamy – wciąż dopłacamy do produkcji żywności prozdrowotnej. Jednak prędzej czy później wzrośnie zainteresowanie tymi produktami, bo człowiek musi jeść rzeczy z odpowiednimi składnikami. Krakowscy naukowcy opatentowali w Szwajcarii koncentrat niezbędnych nienasyconych kwasów tłuszczowych Omega 3 i Omega 6 i promują dietę LeenLife, czyli dodawanie tego koncentratu do podstawowych produktów spożywczych: kiełbasy, sera, masła i chleba. W Europie to nie jest żadna nowość, sam widziałem w Norwegii na przystanku plakaty reklamujące parówki z Omega 3. Polski patent różni się od innych pomysłów tym, że kwasy nienasycone uzyskuje się z lnu. To jest bardzo ważne, gdyż człowiek powinien jeść żywność pochodzącą z jego regionu. Składniki niezbędne do komplementarnego odżywiania się są właśnie w danym regionie i dlatego większe znaczenie ma dla nas na przykład kapusta niż dalekowschodnie warzywa. Oleje lniane w tej części Europy zawierają niezbędne dla naszych organizmów składniki. Tym bardziej że krakowscy naukowcy opracowali system oczyszczania lnu, dzięki któremu otrzymujemy doskonały produkt. Na południu Polski jest już fabryka produkująca koncentrat, która część swojej produkcji przeznacza na eksport.

Czy promocja wystarczy, żeby produkty tak wzbogacone zaczęły się sprzedawać?

Nie obejdzie się bez wsparcia resortu zdrowia. Ministerstwo propaguje akcję „Poznaj dobrą żywność” i my tam prezentujemy już 17 wyrobów. Czekamy też na opinię ekspertów o żywności z kwasami Omega 3 i Omega 6.

Badania żywności o charakterze prozdrowotnym powinny być zadaniem rządu?

Oczywiście. To musi zostać objęte rządowymi programami. Razem z doktor Małgorzatą Mikulewicz rozpoczęliśmy badania kliniczne nad wpływem żywności z tymi składnikami na ludzi. To jednak potrwa kilka lat. Nie ma wątpliwości, że sole mineralne, witaminy, kwasy nienasycone dostarczane z żywnością są dużo korzystniejsze niż łykane jako tabletki czy napoje kupione w aptece.

Koncerny farmaceutyczne mają na takie badania ogromne pieniądze. Mali i średni przedsiębiorcy nie mają nawet na promocję, a co dopiero na badania.

I to jest ogromny problem. Niech koncerny produkują i sprzedają kapsułki z kwasami Omega 3 – to ich prawo, ale naszym celem jest profilaktyka. Odżywiając się właściwie, nie będziemy musieli sięgać po inne środki.

Dziękuję za rozmowę.

O autorze:

Zbigniew Nowak

Dodaj komentarz

Skip to content