Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Sytuacja gospodarcza województwa pomorskiego w I kwartale 2018 r.

Pobierz PDF

Koniunktura gospodarcza

Oceny koniunktury gospodarczej w województwie pomorskim na koniec I kwartału 2018 r. w ujęciu branżowym były dobre – Pomorze, podobnie jak cała polska gospodarka już od kilkunastu kwartałów korzysta na niezłej koniunkturze gospodarczej na świecie, w tym w dużej mierze na ożywieniu w strefie euro.

W sześciu spośród siedmiu analizowanych sektorów liczba przedsiębiorców pozytywnie oceniających warunki gospodarowania przeważała nad liczbą opinii negatywnych. Niezmiennie najlepsze noty cechowały sektor informacji i komunikacji, w którym wartość wskaźnika ogólnej sytuacji przedsiębiorstwa w marcu br. sięgnęła +34,8 pkt. Niewiele mniej – +31,7 pkt. – wyniósł wskaźnik odnoszący się do handlu detalicznego. Warto zauważyć, że dobre nastroje panują w tej branży już od 1,5 roku. Mogą być one w dużej mierze spowodowane wzrostem zamożności gospodarstw domowych, związanym m.in. ze wzrostem poziomu wynagrodzeń oraz uruchomieniem rządowego programu 500+.
Dobrze sytuację gospodarczą oceniali również reprezentanci firm działających w sektorze handlu detalicznego (+31,7 pkt. pod koniec kwartału), transportu i gospodarki magazynowej (+14,3 pkt.), handlu hurtowego (+10,9 pkt.), przetwórstwa przemysłowego (+10,4 pkt.) oraz zakwaterowania i usług gastronomicznych (+3,6 pkt.). Nie licząc handlu hurtowego, były to noty wyższe od obserwowanych pod koniec IV kwartału 2017 r.

Negatywne nastroje cechowały wyłącznie przedsiębiorców reprezentujących budownictwo (–2,3 pkt.). Były one jednak lepsze niż pod koniec IV kwartału 2017 r. Warto też zauważyć, że w styczniu i lutym nastroje były pozytywne, co w tej branży – a w szczególności zimą – jest w ostatnich latach w Polsce i na Pomorzu rzadkością.

Wykres 1. Indeks bieżącej ogólnej sytuacji przedsiębiorstwa wg sektorów w województwie pomorskim w okresie od marca 2017 do marca 2018 r.

Przedział wahań wskaźnika wynosi od –100 do +100. Wartości ujemne oznaczają przewagę ocen negatywnych, dodatnie – pozytywnych.
Źródło: Opracowanie IBnGR na podstawie danych GUS

W sześciu spośród siedmiu analizowanych branż odnotowano poprawę, biorąc za punkt odniesienia sytuację sprzed roku (marzec 2017 r.). Najwyższy wzrost (+24,8 pkt.) nastąpił w przypadku handlu detalicznego. Wysoki był on także w przypadku zakwaterowania i usług gastronomicznych (+18,4 pkt.) oraz budownictwa (+14,2 pkt.). Regres w ujęciu rocznym odnotowano jedynie w branży informacji i komunikacji (–3,6 pkt.). Może to mieć miejsce z uwagi na coraz większe nasycenie lokalnego rynku, choć z drugiej strony warto pamiętać, że ogólne nastroje dotyczące tej branży nadal pozostają bardzo dobre.

W dwóch sektorach koniunktura gospodarcza w województwie oceniana była lepiej niż przeciętnie w Polsce – mowa tu o sektorze handlu detalicznego (+16,7 pkt.) oraz informacji i komunikacji (+1,1 pkt.). Mając na uwadze nastroje reprezentantów pierwszej z tych branż pod koniec I kwartału 2018 r., województwo pomorskie znalazło się na pierwszym miejscu wśród wszystkich polskich regionów.
W gorszej sytuacji niż przeciętnie w kraju znaleźli się natomiast reprezentanci branży przede wszystkim zakwaterowania i usług gastronomicznych, gdzie indeks bieżącej ogólnej sytuacji przedsiębiorstwa kształtował się na poziomie o 13,3 pkt. niższym od wartości ogólnopolskiej. Zauważalnie gorzej (o 7,4 pkt.) od przedsiębiorców z Polski ogółem swoją sytuację ocenili też pomorscy przedsiębiorcy działający w branży przetwórstwa przemysłowego.

Na przestrzeni ostatnich siedmiu lat – analizując indeks bieżącej ogólnej sytuacji przedsiębiorstwa w uśrednieniach dla pierwszych kwartałów poszczególnych lat – można zauważyć poprawę nastrojów przedsiębiorców we wszystkich siedmiu branżach. Największa, za sprawą wzrostu zamożności Pomorzan cechuje handel detaliczny (+46,5 pkt.). Dzięki ogromnym inwestycjom infrastrukturalnym diametralnie zmieniła się też sytuacja sektora transportu i gospodarki magazynowej, w którym odczucia przedsiębiorców w I kwartale 2018 r. były średnio o 37,8 pkt. proc. wyższe niż w roku 2011. Wyraźną, oscylującą w granicach 15,0‑25,0 pkt. proc. poprawę odnotowali również przedsiębiorcy z branż: budownictwa, zakwaterowania i usług gastronomicznych oraz informacji i komunikacji. Sektorem, w którym w siedmioletnim horyzoncie odnotowano najniższą poprawę nastrojów (o 7,1 pkt. proc.) jest przetwórstwo przemysłowe, w którym nadal jednak zdecydowanie przeważają odczucia optymistyczne.

Na podstawie indeksu przewidywanej ogólnej sytuacji przedsiębiorstwa można mówić o bardzo optymistycznych nastrojach przedsiębiorców – przeważały one w sześciu spośród siedmiu analizowanych sektorów. Pod tym względem wyróżniały się przede wszystkim branże: przetwórstwa przemysłowego (+19,6 pkt.), zakwaterowania i usług gastronomicznych (+16,9 pkt.) oraz budownictwa (+14,8 pkt.). W przypadku przemysłu może to być spowodowane trendem reindustrializacji, w ramach którego część produkcji przemysłowej jest przenoszona do Europy Środkowo­‑Wschodniej głównie z Dalekiego Wschodu, lecz także z Europy Zachodniej oraz Północnej. Jeśli natomiast chodzi o dwa pozostałe sektory, czynnikiem decydującym o poprawie nastrojów jest ich sezonowy charakter, a konkretniej – zbliżanie się sezonu letniego. Pogorszenie – i to nieznaczne – spodziewane jest jedynie w sektorze informacji i komunikacji (–2,4 pkt.). Kondycja tego sektora nadal jest jednak na Pomorzu bardzo dobra.

Ogólna przewaga opinii pozytywnych dotyczyła całej polskiej gospodarki – w skali kraju polepszenia swojej sytuacji spodziewali się reprezentanci wszystkich siedmiu sektorów, w tym, w przeciwieństwie do Pomorza, przedsiębiorcy z obszaru informacji i komunikacji.

Działalność przedsiębiorstw

Na koniec marca 2018 r. liczba podmiotów gospodarki narodowej wyniosła 294,8 tys. W stosunku do grudnia ub. r. uległa ona zwiększeniu o 1,1 tys. podmiotów. Większy wzrost odnotowano natomiast w ujęciu rocznym – w tym czasie liczba podmiotów gospodarczych wzrosła o ponad 7 tys. (2,5 proc.). Świadczy to o kontynuacji rozpoczętego ponad cztery lata temu trendu rozwoju przedsiębiorczości w województwie pomorskim. Naturalnie, w głównej mierze dotyczy on przedsiębiorstw najmniejszych, w tym samozatrudnienia.

Wyniki działalności przedsiębiorstw w pierwszym kwartale 2018 r. były bardzo dobre. W porównaniu z analogicznym okresem sprzed roku, produkcja sprzedana przemysłu wzrosła o 6,0 proc., sprzedaż detaliczna towarów – o 9,8 proc., a produkcja budowlano­‑montażowa – aż o 23,1 proc. W przypadku wszystkich tych branż, jest to kontynuacja trendu obserwowanego w 2017 r. – niemal we wszystkich miesiącach wartości notowane w bieżącym roku przewyższały te, obserwowane rok wcześniej.

Dobra, notowana od przynajmniej roku, kondycja sektorów produkcji budowlano­‑montażowej oraz sprzedaży detalicznej towarów może świadczyć o bogaceniu się Pomorzan, czego dowodem jest także stale rosnący poziom wynagrodzeń. Z kolei wyniki działalności przedsiębiorstw przemysłowych potwierdzają dobrą kondycję pomorskiego oraz szerzej – polskiego II sektora. Wskaźnik PMI (Purchasing Managers’ Index) branży wyniósł w marcu 2018 r. 53,7, a więc o 0,6 pkt. więcej niż prognozowano. Świadczy to o dalszej poprawie warunków do prowadzenia działalności przemysłowej w Polsce – trend ten jest już notowany od około trzech lat. Łyżką dziegciu w beczce miodu jest jednak fakt, że liczba nowych zleceń w przemyśle rosła pod koniec I kwartału br. najwolniej od ośmiu miesięcy. PMI polskiego sektora przemysłowego jest niezmiennie niższy od wartości wskaźnika osiąganych w krajach strefy euro.

Wykres 2. Dynamika produkcji sprzedanej, budowlano­‑montażowej i sprzedaży detalicznej w województwie pomorskim w okresie od stycznia 2015 do marca 2018 r.

Źródło: Opracowanie IBnGR na podstawie danych Urzędu Statystycznego w Gdańsku

Pierwszy kwartał 2018 r., był z perspektywy przedsiębiorstw przemysłowych dobry. We wszystkich trzech miesiącach notowany był stabilny, mieszący się w granicach 4‑7 proc., wzrost produkcji sprzedanej względem analogicznych okresów z roku poprzedniego. Jest to kontynuacja pozytywnego trendu trwającego już od połowy 2013 r.

Wyniki notowane w sektorze produkcji budowlano­‑montażowej były jeszcze lepsze – we wszystkich trzech miesiącach odnotowano wzrost produkcji w ujęciu rok do roku, a na szczególną uwagę zwracają wyniki: styczniowy (+22,3 proc.) oraz marcowy (+23,1 proc. w ujęciu rdr.). Trend dobrej kondycji branży, rozpoczęty na początku 2017 r. jest kontynuowany i jak na razie nic nie wskazuje, by miał się on załamać. Szczególnie, że firmy budowlane zapowiadają wzrost zatrudnienia oraz wzrost cen robót budowlano­‑montażowych.

I kwartał 2018 r. był udany także z punktu widzenia sprzedaży detalicznej. Również i w tym przypadku we wszystkich trzech miesiącach kwartału odnotowano wartości wyższe niż przed rokiem. Było to szczególnie zauważalne w styczniu (+17,3 proc. w ujęciu rdr.). Podobnie jak w przypadku produkcji budowlano­‑montażowej, również sprzedaż detaliczna towarów notuje od początku 2017 r. wyraźny trend wzrostowy. Wzrost popytu zgłaszanego przez gospodarstwa domowe na lokalnym rynku może wynikać m.in. ze względu na wypłaty z budżetu państwa w ramach programu 500+.

Handel zagraniczny

W I kwartale 2018 r. wartość eksportu wyniosła 2574,4 mln euro, zaś importu – 3119,3 mln euro. Saldo handlu zagranicznego było więc ujemne i wyniosło –544,9 mln euro. Ujemne saldo odnotowano także jeśli chodzi o polski handel zagraniczny ogółem. W okresie między styczniem a marcem br. wyniosło ono –0,9 mld euro. Jak szacują eksperci Ministerstwa Przedsiębiorczości i Technologii, do końca 2018 r. deficyt ma osiągnąć 2,5 mld euro. Wynikał on będzie z szybszego prognozowanego wzrostu importu (8,5% w skali roku) niż eksportu (7%). Ubiegły rok polska gospodarka zakończyła z dodatnim bilansem handlu zagranicznego, wynoszącym ok. +0,4 mld euro.

W porównaniu do obrotów z I kwartału 2017 r. zaobserwowano na Pomorzu zwiększenie zarówno wolumenu eksportu (o 18,8 proc.), jak i importu (o 14,5 proc.). Pomorski eksport i import były też w I kw. 2018 r. wyższe od wartości notowanych dwa lata temu.

W I kwartale 2018 r. w strukturze towarowej eksportu z województwa pomorskiego dominowały dwie grupy: statków, łodzi oraz konstrukcji pływających (15,0 proc.) oraz paliw (14,0 proc.). Znaczący udział tradycyjnie przypadał też na segment maszyn i urządzeń elektrycznych (9,5 proc.) oraz ryb i owoców morza (8,8 proc.). Udział wymienionych czterech grup w eksporcie województwa pomorskiego wyniósł w I kwartale 2018 r. 47,3 proc. To o 5,8 pkt. proc. więcej niż w IV kwartale ub. r. oraz o 5,6 pkt. proc. więcej niż przed rokiem.

Wykres 3. Struktura kierunkowa eksportu z województwa pomorskiego w I kwartale 2018 r.

Źródło: Opracowanie IBnGR na podstawie danych Izby Celnej w Warszawie

W strukturze kierunkowej największym udziałem cechowały się Niemcy (20,0 proc.). Na kolejnych pozycjach plasowały się: Holandia (11,7 proc.), Szwecja (6,1 proc.) oraz Francja (5,3 proc.). Wśród odbiorców dominują państwa UE, na które przypadało 77,6 proc. sprzedaży zagranicznej województwa. W skali ogólnokrajowej największym odbiorcą polskich dóbr w I kwartale 2018 r. również były Niemcy (27,8 proc.), za których plecami uplasowały się: Republika Czeska (6,4 proc.) i Wielka Brytania (6,2 proc.).

W I kwartale 2018 r. największą część pomorskiego importu stanowiła grupa paliw, która odpowiadała aż za 36,7 proc. całości. W czołówce znalazły się także segmenty: maszyn i urządzeń elektrycznych (9,5 proc.), ryb i owoców morza (8,4 proc.) oraz statków, łodzi i konstrukcji pływających (7,4 proc.). Towary z czterech wyżej wymienionych grup odpowiadały za 62,4 proc. importu ogółem. To o 0,7 pkt. proc. więcej niż przed rokiem i aż o 10,9 pkt. proc. więcej niż w poprzednim kwartale. Tak duża różnica względem IV kwartału 2017 r. wynika w głównej mierze ze znacznie większej wartości towarów importowanych w grupie statków, łodzi i konstrukcji pływających – w I kwartale 2018 r. wyniosła ona 230 mln euro, a w poprzednim niespełna 140 mln euro.

Wykres 4. Struktura kierunkowa importu do województwa pomorskiego w I kwartale 2018 r.

Źródło: Opracowanie IBnGR na podstawie danych Izby Celnej w Warszawie

Podobnie jak w poprzednich kwartałach zauważyć można spore podobieństwo struktury towarowej importu i eksportu. Pierwsza z nich jest bowiem w znacznym stopniu kształtowana przez drugą – na Pomorze importowane są towary podlegające przetworzeniu, które następnie są w sporej części eksportowane.

W I kwartale 2018 r. najistotniejszym partnerem importowym – głównie za sprawą paliw –pozostała Rosja (19,4 proc. importu). Mniejszy strumień produktów trafił do województwa pomorskiego z Chin (11,9 proc.), Norwegii (9,4 proc.), Niemiec (6,9 proc.), Kazachstanu (5,8 proc.) oraz Stanów Zjednoczonych (5,6 proc.). Struktura geograficzna importu do województwa pomorskiego różni się więc od struktury dla Polski ogółem, w której na pierwszym miejscu znajdują się Niemcy (22,6 proc.), na drugim Chiny (11,6 proc.), a na trzecim – Rosja (7,2 proc.).

Barometr innowacyjności

W I kwartale 2018 r. w Biuletynie Urzędu Patentowego opublikowano informację o 1142 wynalazkach zgłoszonych do opatentowania. Liczba zgłoszeń pochodzących z województwa pomorskiego sięgnęła 58, co stanowiło 4,7 proc. wszystkich zgłoszonych wynalazków. Jest to odsetek niższy o 1,5 pkt. proc. od obserwowanego w poprzednim kwartale, a także w analogicznym okresie 2017 r.

Wykres 5. Liczba pomorskich wynalazków zgłoszonych i opublikowanych w Biuletynie Urzędu Patentowego w 2018 r.

Źródło: Opracowanie na podstawie http://www.uprp.pl

Udział województwa w liczbie zgłaszanych patentów jest niższy od udziału regionu w liczbie mieszkańców całej Polski (6,0 proc. w 2017 r.), czy też w liczbie ogólnopolskich przedsiębiorstw (6,8 proc.). Niemniej, należy mieć na uwadze, iż statystyka patentowa jest zdominowana przez zgłoszenia z województwa mazowieckiego, w tym w szczególności z Warszawy.

Pomimo rosnącej z każdym rokiem liczby zgłaszanych patentów, polska gospodarka nadal w skali Unii Europejskiej jest mało innowacyjna. Pierwszy kwartał 2018 r. nie odmienił tej sytuacji. Innowacyjność nie rozwija się jednak w całym kraju równomiernie. Według badania „Indeks Millennium 2018 – Potencjał Innowacyjności Regionów”, cztery polskie województwa – mazowieckie, małopolskie, pomorskie oraz dolnośląskie – zostały uznane za te, w których rozwój innowacyjności następuje najszybciej. W ich przypadku dystans do najbardziej innowacyjnych europejskich gospodarek jest najmniejszy. Wśród zalet Pomorza znalazły się przede wszystkim konsekwentnie rozwijana aktywność naukowo­‑badawcza, wzrost nakładów na B+R oraz zwiększenie pracowników zajmujących się tą działalnością.

W strukturze zgłoszonych patentów przez pomorskich wynalazców w I kwartale 2018 r. ponad 33 proc. dotyczyło różnych procesów przemysłowych i transportu (Dział B w Międzynarodowej Klasyfikacji Patentowej). Istotnym, ponad 22‑procentowym udziałem cechował się również dział C – chemia i metalurgia.

Największa nadreprezentacja względem kraju dotyczyła w I kwartale 2018 r. działu B (+10,4 pkt. proc. względem kraju), natomiast największe odchylenie in minus w porównaniu z resztą Polski dotyczyło działu G (–6,7 pkt. proc. względem kraju). W analogicznym okresie ubiegłego roku największa nadreprezentacja dotyczyła działu F (+5,0 pkt. proc. względem kraju), a odchylenie in minus, działu C (–14,0 pkt. proc. względem kraju).

Tabela 1. Ogólnopolskie oraz pomorskie zgłoszenia wynalazków opublikowane w Biuletynie Urzędu Patentowego wg Międzynarodowej Klasyfikacji Patentowej (MKP) w I kw. 2018 r.

Dział MKP I kwartał 2018 r.
Pomorskie Polska różnica
% % pkt. proc.
Dział A – Podstawowe potrzeby ludzkie 16,7 18,7 –2,0
Dział B – Różne procesy przemysłowe; Transport 33,3 22,9 +10,4
Dział C – Chemia; Metalurgia 22,2 23,9 –1,7
Dział D – Włókiennictwo; Papiernictwo 1,9 0,6 +1,3
Dział E – Budownictwo; Górnictwo 1,9 6,7 –4,8
Dział F – Budowa maszyn; Oświetlenie; Ogrzewanie; Uzbrojenie; Technika minerska 16,7 12,8 +3,9
Dział G – Fizyka 1,9 8,6 –6,7
Dział H – Elektrotechnika 5,6 5,8 –0,2
RAZEM 100,0 100,0

Źródło: Opracowanie na podstawie http://www.uprp.pl

Mając na uwadze zgłoszenia wynalazków notowane narastająco od początku 2017 r., można zauważyć, że względem kraju Pomorze specjalizuje się przede wszystkim w dziale F (Budowa maszyn; Oświetlenie; Ogrzewanie; Uzbrojenie; Technika minerska), który charakteryzuje nadreprezentacja rzędu 4,4 pkt. proc. oraz w dziale B (Różne procesy przemysłowe, transport) gdzie nadreprezentacja sięga 2,7 pkt. proc.

Ważniejsze wydarzenia

Punktualny jak Port Lotniczy Gdańsk
Port Lotniczy Gdańsk został uznany za jedno z dziesięciu najbardziej punktualnych małych (od 2,5 do 5 mln pasażerów rocznie) lotnisk na świecie w raporcie OAG Punctuality League za rok 2017. To jedyny reprezentant polskich portów lotniczych w niniejszym rankingu.

Turyści docenili Gdańsk
Gdańsk znalazł się na piątym miejscu w zestawieniu Top Destination on the Rise opublikowanym przez serwis TripAdvisor. O tak wysokiej lokacie zadecydowały pozytywne opinie nadsyłane przez turystów z całego świata. Gdańsk jest jedynym polskim miastem, które znalazło się w tym rankingu.

Rakiety kosmiczne z Gdyni
Gdyńska firma SpaceForest uzyska z Narodowego Centrum Badań i Rozwoju dofinansowanie na budowę rakiety Suborbital Inexpensive Rocket. Ma być ona gotowa w 2022 r., a pierwsze prace z nią związane mają ruszyć już w kwietniu br. Rakieta będzie mogła wynieść ładunki o masie do 50 kg na wysokość 150 km.

Nowe zlecenie GSG Towers
Duńska firma Vestas zleciła gdańskiej stoczni GSG Towers budowę 15 naziemnych wież wiatrowych. Proces produkcyjny rozpocznie się w I połowie br.

Gdański e‑learning w Zjednoczonych Emiratach Arabskich
Gdańska firma edukacyjna Learnetic dostarczy technologie e‑learningowe do szkół w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Kontrakt z ministerstwem edukacji ZEA został podpisany już w lecie ub. r., jednak dopiero teraz informacja ta została upubliczniona. Learnetic został uznany za jedną z najlepszych firm edukacyjnych na świecie w rankingu 2018 Authoring Tools Top 20 List opublikowanym przez Training Industry Inc.

EFRA z opóźnieniem
Warty 2,3 mld zł Projekt EFRA, który miał zostać sfinalizowany w drugim kwartale 2018 r., opóźni się. W ramach realizowanej przez LOTOS inwestycji powstaną nowe instalacje, dzięki którym spora część niskomarżowej produkcji rafineryjnej zostanie zastąpiona produkcją paliw silnikowych. Gdański zakład stanie się wówczas najnowocześniejszą rafinerią w Unii Europejskiej.

Granty na rozwój przemysłu
Firmy oraz jednostki samorządu terytorialnego będą mogły wziąć udział w konkursie grantowym organizowanym przez Agencję Rozwoju Pomorza. Głównym celem projektu jest stworzenie w regionie parków przemysłowych skupiających mikro, małe oraz średnie przedsiębiorstwa. Maksymalna wartość grantu dla jednego wnioskodawcy to 11 mln zł. W ramach projektu kwalifikowalne będą wydatki związane z uzbrajaniem terenów, czyli zarówno prace planistyczne, jak i roboty ziemne, a także w ograniczonym zakresie roboty związane z budową wewnętrznych układów komunikacyjnych i obiektów kubaturowych, takich jak hale produkcyjne czy magazynowe.

Nowa fabryka powstanie w Gdańsku
Na terenie Pomorskiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej w Gdańsku Kokoszkach zostanie wybudowana fabryka produkująca prefabrykaty. Inwestorem jest spółka Kokoszki Prefabrykacja wchodząca w skład Grupy Kapitałowej Pekabex z Poznania.

Pomorski Pracodawca Roku – nagrody przyznane
Pracodawcy Pomorza jak co roku przyznali nagrody w konkursie „Pomorski Pracodawca Roku”. Zwycięzcami w swoich kategoriach okazały się: Sopockie Towarzystwo Ubezpieczeń Ergo Hestia (duże przedsiębiorstwo), Izohan (średnie przedsiębiorstwo), Izobud (małe przedsiębiorstwo) oraz Netz (mikroprzedsiębiorstwo). Tytuł Pracodawcy Roku Obszaru Metropolitalnego Gdańsk­‑Gdynia­‑Sopot 2017 przyznano firmie LPP.

PERN zbuduje nowe zbiorniki
Do 2020 r. na terenach Przedsiębiorstwa Eksploatacji Rurociągów Naftowych w Gdańsku zbudowane zostaną dwa zbiorniki na ropę naftową – o pojemności 100 tys. m² każdy. Finalizację prac zaplanowano na 2020 r. Projekt będzie kosztował ponad 140 mln zł.

Zmiana prezesa w ENERGA
Daniel Obajtek, pełniący dotąd funkcję Prezesa Zarządu ENERGA będzie kierował PKN Orlen. Pełniącym obowiązki Prezesa gdańskiego koncernu energetycznego została Alicja Klimiuk.

Nowa szefowa Rady Nadzorczej PSSE
Barbara Piątek została nową szefową Rady Nadzorczej Pomorskiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej. Nadal nie udało się wyłonić nowego Prezesa; spółką kieruje Wiceprezes Zarządu – Paweł Lulewicz.

Nowy właściciel Hydrobudowy Gdańsk
Inopa Construction – spółka działająca w branży deweloperskiej – zakupiła Hydrobudowę Gdańsk. Przejęty podmiot od 2015 r. znajdował się w stanie upadłości. Nowy właściciel nie planuje zmieniać dotychczasowego profilu działalności nabytego przedsiębiorstwa.

Iberdigest przenosi się do Gdyni
W Gdyni powstanie centrum operacyjne i finansowe hiszpańskiego koncernu spożywczego Iberdigest. Formalnie będzie ono funkcjonowało pod nazwą polskiej spółki­‑córki: Polska Meat.

Dobre wyniki Grupy ENERGA oraz LOTOSU
Grupa ENERGA oraz LOTOS opublikowały wyniki finansowe za 2017 r. W porównaniu z 2016 r. gdański koncern energetyczny odnotował wyższe przychody, wyższy wynik EBITDA oraz zysk netto. Również LOTOS pochwalił się znacznie wyższym (o prawie 65 proc.) zyskiem niż w roku poprzednim.

Nowy Prezes LOTOS-u
Po 15 miesiącach pracy stanowisko Prezesa Zarządu Grupy LOTOS stracił Marcin Jastrzębski. Jego następcą został Mateusz Bonca.

UPC nie przejmie Multimedii
Nie dojdzie do transakcji przejęcia spółki Multimedia Polska przez UPC. Decydującą barierą okazały się przedłużające negocjacje z Urzędem Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Według UOKiK realizacja transakcji spowodowałaby ograniczenie konkurencji na rynkach płatnej telewizji i dostępu do internetu w 11 polskich miastach.

Terminal promowy w budowie
Rozpoczęły się prace związane z budową terminalu promowego przy Nabrzeżu Polskim w Gdyni. Dzięki realizacji inwestycji gdyński port będzie mógł przyjmować promy o długości do 240 m. Terminal ma być gotowy do oddania za trzy lata. Inwestycja pochłonie około 200 mln zł.

Crist buduje statek polarny
Gdyńska stocznia Crist rozpoczęła budowę w części wyposażonego polarnego statku pasażerskiego. Zleceniodawcą jest armator z Norwegii.

Port Gdynia planuje zbudować terminal intermodalny
Zarząd Portu Morskiego Gdynia planuje przeprowadzić inwestycję związaną z budową nowego terminalu intermodalnego. Terminal umożliwi obsługę terenów logistycznych gdyńskiego portu przez transport kolejowy.

Powstanie Nowe Nabrzeże Oliwskie
Zarząd Portu Morskiego Gdańsk ogłosił przetarg na unowocześnienie i rozbudowanie Nabrzeża Oliwskiego. Modernizacja nabrzeża ma się zakończyć w drugiej połowie 2020 r.

Nowy prom do Nynäshamn
Od przełomu I i II kwartału br. linię Gdańsk­‑Nynäshamn będzie obsługiwał kolejny prom o nazwie Nova Star.

Duże inwestycje w trójmiejskich portach morskich
Port Gdańsk zaplanował na nadchodzące lata duże inwestycje infrastrukturalne, wśród których znajdą się m.in. pogłębienie toru wodnego w Porcie Wewnętrznym czy budowa Nabrzeża Północnego przy Naftoporcie. Nie próżnuje również gdyński port, który do 2020 r. wyda na inwestycje ponad 1 mld zł. W planach znajduje się m.in. budowa centrum logistycznego oraz pogłębienie torów wodnych.

Nowy kontrakt Remontowej Shipbuilding
Gdańska stocznia Remontowa Shipbuilding zbuduje dwa statki wielozadaniowe dla Urzędów Morskich w Gdyni i Szczecinie. Mają one zostać zrealizowane do połowy 2020 r.

Port Gdańsk zmodernizuje Dworzec Drzewny
Port Gdańsk planuje zmodernizować od lat niewykorzystywane nabrzeże, tzw. Dworzec Drzewy. Przy Nowym Dworcu Drzewnym mają być obsługiwane największe jednostki wpływające do gdańskiego portu.

Nowe połączenia lotnicze
W nowym, letnim rozkładzie lotów z Portu Lotniczego Gdańsk im. Lecha Wałęsy uruchomione zostaną nowe trasy m.in. do Lwowa (WizzAir), Rygi (AirBaltic), Wiednia (WizzAir) oraz Aten (Ryanair). Linie Lufthansa ogłosiły natomiast zwiększenie liczby połączeń na trasie z Gdańska do Monachium i Frankfurtu.

Duże środki na tabor kolejowy
Zarząd Województwa Pomorskiego rozpisze przetarg na zakup 5 elektrycznych zespołów trakcyjnych z opcją rozszerzenia oferty o 3 kolejne. Pociągi będą mogły obsłużyć m.in. linię Słupsk­‑Trójmiasto. Na ten cel zostało zabezpieczonych 133 mln zł.

Rekordowa liczba pasażerów w Porcie Lotniczym Gdańsk
Port Lotniczy Gdańsk obsłużył w ub. r. ponad 4,6 mln pasażerów, co stanowi najwyższy wynik w historii. Gdańskie lotnisko uplasowało się tym samym na trzecim miejscu wśród wszystkich polskich portów lotniczych, za plecami warszawskiego lotniska Chopina oraz krakowskiego Portu Lotniczego im. Jana Pawła II. Jesienią lotnisko uzyska kategorię III podejścia w radiowy systemie nawigacyjnym, wspomagającym lądowanie samolotu ILS. Kategoria III B pozwoli na lądowanie samolotu nawet przy niewielkiej widoczności.

Pożyczki na rewitalizacje
Od marca br. można ubiegać się o pożyczki na odnowę zdegradowanych dzielnic w pomorskich miastach. O środki mogą starać się m.in. kluby sportowe, spółdzielnie mieszkaniowe i stowarzyszenia. Na pożyczki rewitalizacyjne Bank Gospodarstwa Krajowego przeznaczy 95 mln zł.

INNOship
W marcu został uruchomiony program sektorowy INNOship, który został zainicjowany przez Związek Pracodawców FORUM OKRĘTOWE. Członkami Związku są stocznie produkcyjne i remontowe, dostawcy usług, kooperanci i producenci wyposażenia okrętowego, a także inne firmy i instytucje aktywne w branży przemysłu stoczniowego. Na program zostało przeznaczone 240 mln zł. ze środków Programu Operacyjnego Inteligentny Rozwój.

Pomoc regionalna dla MŚP z sektora stoczniowego
Dzięki inicjatywie samorządów województw: pomorskiego oraz zachodniopomorskiego, Komisja Europejska podjęła decyzję w sprawie przyjęcia programu pomocy regionalnej na rzecz inwestycji dla MŚP działających w sektorze stoczniowym. Podmiotom tym będzie przysługiwać wsparcie w formie dotacji, pożyczek oraz gwarancji i poręczeń spłaty kredytów. Przedmiotowa pomoc przyznawana będzie MŚP, które wpisywać się będą głównie w kody NACE 30.11 – „Produkcja statków i konstrukcji pływających” oraz 30.12 – „Produkcja łodzi wycieczkowych i sportowych”.

Konferencja „Business Beyond Borders – Destination Africa”
19 marca w gdyńskim PPNT odbyła się konferencja „Business Beyond Borders – Destination Africa”. Wzięło w niej udział ponad 130 osób reprezentujących przedsiębiorstwa, uczelnie wyższe, fundacje, stowarzyszenia z województwa pomorskiego. Do współpracy handlowej zachęcali obecni na konferencji przedstawicie krajów Afryki w osobach m.in. Ambasadora Republiki Zambii w Berlinie Anthony’ego Mukwity czy Ambasadora Republiki Federalnej Nigerii w Warszawie Erica Adagogo Bell­‑Gama.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Crowdfunding – siła tłumu

Pobierz PDF

Rozmowę prowadzi Marcin Wandałowski – redaktor prowadzący „Pomorskiego Przeglądu Gospodarczego”.

Na czym polega crowdfunding?

Idea ta polega na organizacji zbiórki na konkretny cel w zamian za zaoferowanie pewnej konkretnej korzyści. Aby móc powiedzieć, że crowdfunding „się zadział”, konieczne jest spełnienie kilku warunków. Po pierwsze, zbiórka na dany cel powinna się odbywać w świecie wirtualnym, w internecie – albo na specjalnie dedykowanej platformie, albo ‒ co jest jednak mniej popularne ‒ na stronie internetowej danej instytucji, firmy czy użytkownika. Po drugie, potrzebny jest konkretny cel. Tu praktycznie nie ma ograniczeń – cele mogą być teraźniejsze bądź rozłożone w czasie, duże lub małe, mogą być nimi usługi, produkty lub wydarzenia itd. Muszą być one jednak jasno zdefiniowane – osoba wpłacająca pieniądze musi dobrze wiedzieć, na co zostaną przeznaczone środki.

Kolejnym koniecznym warunkiem jest „crowd”, czyli tłum. W crowdfundingu nie chodzi o znalezienie jednej osoby, która wyłoży całe środki na realizację danego projektu, lecz o zaangażowanie masy, tłumu – kilkuset czy kilku tysięcy osób, które utożsamiają się z danym celem i są gotowe wpłacić na niego pewną kwotę. Ostatnią kwestią jest świadczenie zwrotne, czyli nagroda – coś, co wspierający otrzyma w zamian za wpłatę. Ten warunek rozróżnia de facto crowdfunding od zbiórki publicznej, w której zachodzi jednostronna relacja: wpłacający nie otrzymuje nic oprócz ewentualnego podziękowania, drobiazgu w postaci np. naklejki czy własnej satysfakcji.

W crowdfundingu nie chodzi o znalezienie jednej osoby, która wyłoży całe środki na realizację danego projektu, lecz o zaangażowanie masy, tłumu – kilkuset czy kilku tysięcy osób, które utożsamiają się z danym celem.

Przyznam, że crowdfunding zawsze najbardziej kojarzył mi się ze zbiórkami na cele charytatywne. Widzę, że było to błędne przekonanie…

Kampanie charytatywne są dziś w sieci bez wątpienia najbardziej widoczne, to one w największym stopniu oddziałują na naszą świadomość. Faktycznie określa się je często jako crowdfunding, mówi się nawet o crowdfundingu donacyjnym lub charytatywnym. Nie chcę tego negować, niemniej jednak w klasycznym rozumieniu crowdfundingu relacja między organizatorem a uczestnikami jest dwustronna. Czasem może ona również zachodzić przy okazji zbiórek charytatywnych. Przykładowo, ktoś może zbierać na nowoczesny wózek inwalidzki, a jednocześnie przeprowadzać kampanię uświadamiającą społeczeństwu, że osoby niepełnosprawne napotykają w codziennym życiu wiele barier, z których ludzie zdrowi nie zdają sobie nawet sprawy, w zamian zaś może oferować liczne świadczenia zwrotne związane ze swoją inicjatywą (zdjęcia z wyprawy, relacje na żywo itd.).

Nie ma zatem crowdfundingu bez nagrody…

Owszem – crowdfunding w czystej postaci jest oparty na nagrodzie. Wyobraźmy sobie, że chcę wydać książkę i potrzebuję na ten cel 15 tys. zł. Wpłacającym, w zamian za ich wsparcie finansowe, oferuję np. przesłanie publikacji w postaci drukowanej czy też udział w warsztatach z kreatywnego myślenia. Na tym polega crowdfunding w najbardziej popularnym tego słowa znaczeniu.

Nagrody są dla wszystkich takie same, niezależnie od wysokości wpłaconej kwoty?

W crowdfundingu nagrody są konstruowane przez projektodawcę, który ustala od kilku do kilkunastu ich rodzajów. Pozostańmy przy przykładzie książki: za wpłatę 5 zł autor zobowiązuje się wysłać maila z podziękowaniem, za 50 zł przesyła książkę z autografem, a za 1000 zł umieszcza logo danej firmy na okładce. Im więcej ktoś wpłaci, tym więcej otrzyma w zamian. Ważne jest jednak, by nie były to rzeczy, które można sobie zwyczajnie kupić w sklepie – nagrody powinny być czymś specjalnym, unikatowym, powinny oferować niezwykłe doświadczenie wspierającym. Mogą to być np. warsztaty, spotkanie czy książka ze wspomnianym autografem.

Z jakimi konsekwencjami musi się liczyć organizator zbiórki, który nie dotrzyma umowy – nie zrealizuje nagród?

Po pierwsze, to raczej jego koniec w internecie ‒ jeśli kiedykolwiek będzie jeszcze chciał zrobić kampanię, na pewno nie otrzyma wsparcia. Po drugie, teoretycznie wiążą się z tym konkretne konsekwencje prawne. W praktyce jednak, kiedy ktoś wpłacił 20 zł i nie otrzymał swojej nagrody, prawie na pewno nie będzie szedł z tym do sądu. W porównaniu z koniecznymi do poniesienia kosztami, czasem i nerwami szkoda się w to po prostu angażować. To niestety stwarza pole do oszustw – nie tylko w Polsce, lecz na całym świecie. Takie rzeczy czasem się zdarzają. Zdecydowanie więcej jest jednak historii z happy endem.

W jakiego typu zbiórkach internauci najchętniej biorą udział?

Przede wszystkim w takich, w których identyfikują się z celem i mogą nabyć unikatowe doświadczenia czy poczuć się częścią pewnej społeczności skupionej wokół projektu. Na przykład ostatnio w Gdańsku przeprowadzona została fantastyczna kampania, której celem było uzbieranie środków na zakup „serca” kawiarni – profesjonalnego ekspresu do kawy. Owa kawiarnia wyróżnia się tym, że będzie zatrudniać osoby niepełnosprawne umysłowo. Uczestnicy zbiórki mieli więc okazję dołożyć swoją cegiełkę do tego, by osoby te znalazły zatrudnienie, poczuły się docenione, w choć minimalnym stopniu się uniezależniły. Inny ciekawy przykład to zbiórka organizowana przez jedną z amerykańskich gwiazd muzyki pop, w której nagrodą za najwyższą wpłatę była możliwość wybrania tatuażu, który piosenkarz wykona na swoim ramieniu. Ostatnio w Polsce odbył się projekt Biblia Audio, a jedną z nagród było odczytanie fragmentu Biblii, który zostanie zamieszczony na nagraniu. Jak widać, w crowdfundingu ogranicza nas tylko wyobraźnia.

A jeśli nie uda się uzbierać kwoty pieniędzy, która została zdefiniowana w zbiórce, lub zbierzemy znacznie wyższą sumę?

W pierwszym wypadku środki trafiają z powrotem do wspierających, a organizator akcji nie musi realizować projektu. Natomiast jeśli minimalnym celem była kwota 15 tys., a udało się uzbierać 100 tys., pieniądze wpływają na jego konto. Zazwyczaj bowiem ustalony przez organizatora cel jest pewnym minimum – np. uzyskując 15 tys. zł, wydam 500 egzemplarzy książki, jeśli natomiast uzyskam 25 tys. zł, to oprócz wydania książek zobowiązuję się do zorganizowania warsztatów w trzech polskich miastach. Kolejnym progiem, np. przy uzbieraniu 30 tys., może być stworzenie dodatkowych materiałów do książki. I tak dalej, i tak dalej. Kampanie crowdfundingowe są budowane w taki właśnie sposób i dlatego pieniądze są dalej wpłacane po przekroczeniu pierwszego minimalnego progu.

Do tej pory rozmawialiśmy o crowdfundingu raczej pod kątem społecznym. Jakie może być jego zastosowanie od strony stricte biznesowej?

Coraz większą popularność zdobywa na świecie crowdfunding udziałowy, zwany też po prostu crowdinvestingiem. Polega on na „tłumnym” inwestowaniu. Wiele początkujących firm, start­‑upów oferuje sprzedaż np. 10% swoich akcji rozproszonemu inwestorowi. Kto wie, być może za 10 czy 20 lat któraś z nich okaże się jednorożcem, a jej akcjonariusze świetnie na tym zarobią.

Coraz większą popularność zdobywa na świecie crowdinvesting. Polega on na „tłumnym” inwestowaniu. Wiele początkujących firm, start­‑upów oferuje sprzedaż np. 10% swoich akcji rozproszonemu inwestorowi. Kto wie, być może za 10 czy 20 lat któraś z nich okaże się jednorożcem.

Crowdinvesting stanowi dziś ciekawą alternatywę dla tradycyjnego inwestowania. W Wielkiej Brytanii już teraz obowiązuje system podatkowy, w myśl którego dzięki inwestowaniu w start­‑upy można odpisać sobie te kwoty od podatku. Inwestowanie staje się tam bardzo popularne. Według statystyk suma pieniędzy zainwestowanych w crowdfunding udziałowy przekroczyła w minionym roku na Wyspach łączną kwotę zainwestowaną przez venture capital. Ta statystyka porusza wyobraźnię.

Pod jaką jeszcze postacią może występować biznesowy crowdfunding?

Pod klasyczną, czyli bazującą na nagrodzie. Jest to szczególnie popularne w Stanach Zjednoczonych, gdzie ludzie wpłacają pieniądze na dany projekt i otrzymują w zamian np. gadżet technologiczny rozwijany dzięki ich wsparciu. Wiele amerykańskich firm otwiera akcje crowdfundingowe mające pomóc im w rozwijaniu nowinek technologicznych, np. gogli VR, smartwatchów, robotów rosnących razem z dzieckiem. Trend ten dotarł już do Europy, jednak nie ma jeszcze takiej dynamiki jak w Stanach.

Jakiego typu firmy poszukują wsparcia za pomocą crowdfundingu?

Bez wątpienia najczęściej korzystają z niego rozpoczynające swoją działalność start­‑upy, dla których crowdfunding bywa dobrą opcją dofinansowania rozwijanego projektu. Uważam zresztą, że zanim start‑up otrzyma finansowanie od aniołów biznesu, venture capital czy private equity, dobrze, by zaczął od crowdfundingu jako sposobu na udowodnienie, że potrafi sprzedać swój produkt, znaleźć tłum, który uzna go za coś wartościowego. Jeśli odzew będzie marny, może to świadczyć o tym, że koncepcja nie jest najlepsza – albo na dany produkt nie ma popytu, albo też firma nie potrafi dotrzeć do ludzi. To dla start­‑upu świetna informacja zwrotna, na jej podstawie można np. zmienić koncepcję, dopracować w niej pewne rzeczy czy nawet pójść w inną stronę – to przecież również wielka wartość. Tym bardziej że swoich sił w crowdfundingu można wypróbować, nie mając jeszcze rozwiniętego produktu, założonej spółki itd. – a zatem ponosząc minimalne koszty. To także doskonałe badanie rynku, papierek lakmusowy, na którego podstawie potencjalny inwestor może podjąć decyzję dotyczącą swojego zaangażowania w projekt.

Zanim start‑up otrzyma finansowanie od aniołów biznesu, venture capital czy private equity, dobrze, by zaczął od crowdfundingu jako sposobu na udowodnienie, że potrafi sprzedać swój produkt, znaleźć tłum, który uzna go za coś wartościowego. To doskonały sposób na zbadanie rynku.

To podejście dość radykalne – na pewno bowiem znajdziemy firmy z dobrymi pomysłami, które jednak nie potrafią sprzedać swoich produktów, bo nie wiedzą, jak to zrobić, albo też ich pracownicy nie mają odpowiednich zdolności interpersonalnych, by przekonać potencjalnych klientów. Nie oznacza to jednak, że należy je od razu skreślać…

Zgodzę się, jednak z drugiej strony nawet jeśli mam świetny produkt, a nie potrafię go sprzedać, pokazać jego wartości, to prawdopodobnie moja przygoda z biznesem na tym się zakończy. Chyba że ktoś z zewnątrz dostrzeże w nim potencjał i będzie wiedział, jak trafić z tym do ludzi. Szansa na to nie jest jednak wielka.

Czy w crowdfunding mogą się zaangażować także większe spółki?

Teoretycznie nie ma przeciwwskazań, o ile wokół takiej firmy jest zbudowana pewna społeczność identyfikujących się z nią osób. Tu pojawia się jednak pytanie: po co mi crowdfunding. Czy chcę go wykorzystać do pozyskania pieniędzy, czy jako narzędzie marketingowe? A może chcę upiec dwie pieczenie na jednym ogniu? Czy duża firma powinna w ogóle sięgać po pieniądze swojej społeczności? Wszystko zależy od strategii danego potentata, od branży, w której działa, od sposobu, w jaki komunikuje się ze swoimi klientami. Generalnie sądzę jednak, że duzi gracze częściej będą przez społeczność ignorowani, ponieważ są po prostu mniej autentyczni od małych początkujących podmiotów starających się od zera zbudować swój pomysł.

Jakie są ryzyka związane z crowdfundingiem?

Po pierwsze, nie ma gwarancji, że zbiórka crowdfundingowa – nawet świetnie zaplanowana i przygotowana – się powiedzie. Mogę skupić wokół siebie dużą, zaangażowaną społeczność, a projekt się nie uda – tak po prostu czasem bywa. Drugim ważnym elementem jest to, że mój pomysł staje się publiczny, ogólnodostępny – każdy może o nim przeczytać w internecie. Oczywiście, organizując zbiórkę crowdfundingową, nie muszę przedstawiać wszystkich detali projektu. Niemniej jednak, jeśli piszę książkę, organizuję wydarzenie itp. – wszyscy o tym wiedzą. Odkrywam karty.

Bardzo często organizatorom zbiórek zdarza się nie doszacować kosztów – może się okazać, że się przeliczę i potrzebuję tak naprawdę dwukrotnie większej sumy pieniędzy, by zrealizować cel. Dochodzi do tego ryzyko prawno­‑administracyjne. Crowdfunding jest legalny, można się z niego rozliczyć, natomiast temat jest dość nowy. Wiele rzeczy się zmienia i będzie się zmieniało. Trzeba być z tym na bieżąco.

Gdzie crowdfunding w odsłonie biznesowej jest dziś najpopularniejszy? Jak na tym tle prezentuje się Polska?

Każdy typ crowdfundingu ma się dziś najlepiej w Stanach Zjednoczonych. Jest on również bardzo popularny w Wielkiej Brytanii. Polska jest na samym początku drogi – odbyło się u nas raptem kilkanaście, może dwadzieścia kilka projektów udziałowych, podczas gdy globalnie są one liczone w tysiącach. Aby ruszyć z miejsca, potrzeba nam wielu dobrych przykładów, udanych praktyk, które przekonają niezdecydowanych.

Czy motorem napędowym crowdfundingu biznesowego mogą być polskie start­‑upy? Jakie w całej tej układance może być miejsce Pomorza?

Zdecydowanie tak – polskie start­‑upy doskonale wiedzą, co to jest crowdfunding, i coraz częściej się w niego angażują. Z pewnością mogą być kołem zamachowym, budują się wokół nich całe społeczności. Obecnie większość z nich celuje jednak w zagranicę, bo w Polsce mają ograniczony zasięg. Biorą więc na razie udział przede wszystkim w międzynarodowych platformach crowdfundingowych.

Generalnie crowdfunding najdynamiczniej będzie się rozwijał w miejscach będących skupiskami start­‑upów. To tam bowiem jest najwięcej osób kreatywnych, chętnych do zaangażowania się. W polskich warunkach największym skupiskiem młodych perspektywicznych firm jest bez wątpienia Warszawa, natomiast Trójmiasto plasuje się w polskiej czołówce. Sądzę, że nasze pomorskie perspektywy są dobre.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Branża stoczniowa – awansuj albo giń

Pobierz PDF

Rozmowę prowadzi Marcin Wandałowski – redaktor prowadzący „Pomorskiego Przeglądu Gospodarczego”.

Skąd wziął się pomysł na to, by zbudować od zera firmę produkującą konstrukcje stalowe na potrzeby przemysłu morskiego? Czy nie jest to typ działalności zarezerwowany dla wielkich stoczni?

Naszą firmę założyłem wraz z dwoma wspólnikami 18 lat temu. To typowa historia z tamtych lat – zdecydowaliśmy się na rozpoczęcie biznesu, rzucając na szalę swój prywatny majątek jako zabezpieczenie. Wierzyliśmy, że uda nam się zaistnieć w branży produkcji konstrukcji stalowych. Od samego początku mieliśmy świadomość, że wykonując jedynie proste prace, dużo nie osiągniemy. Nie chcieliśmy być kolejną firmą „tłukącą tony” o bardzo niskiej wartości dodanej. Takie produkty może wykonywać prawie każdy lekko przyuczony spawacz. Bycie w pełni uzależnionym od konkurowania cenowego jest ryzykowne i mało perspektywiczne. Naszym celem było możliwie szybkie rozpoczęcie produkcji bardziej zaawansowanych produktów.

Na początku jednak nie mieliście chyba wyjścia i musieliście zacząć od rzeczy prostych i niskomarżowych…

Owszem, zaczynaliśmy od zupełnie prostych rzeczy, takich jak produkcja pokryw lukowych – było to typowe przerzucanie ton. Tak jak Pan wspomniał – to był nasz start, nie mieliśmy innego wyboru. Żeby w ogóle uruchomić produkcję, musieliśmy przedstawić bankowi promesę rozwoju. Było to możliwe wyłącznie dzięki kontraktowi ze Stocznią Gdynia na produkcję pokryw lukowych. Przez pierwszych kilka lat działalności byliśmy skazani na współpracę z tym partnerem. Były lata, kiedy cała nasza produkcja szła właśnie do gdyńskiej stoczni. Wiadomo jednak, jak ona skończyła. Nam na szczęście udało się jeszcze trafić na moment, w którym była wypłacalna. Uzyskaliśmy dzięki temu stabilność.

Gdyńska stocznia nie pociągnęła Was w dół, gdy upadała?

Na szczęście nie – zanim doszło do jej upadłości, zaczęliśmy rozglądać się za zagranicznym partnerem do współpracy. Takim, z którym można wiązać plany na przyszłość, a nie tylko tymczasowo. Zwróciliśmy się do dwóch światowych gigantów z branży produkcji morskich konstrukcji stalowych o wyższym stopniu złożoności – skandynawskich koncernów MacGregor i TTS. Specjalizują się one w dostawie między innymi urządzeń takich jak: burty, rampy, unoszone pokłady czy drzwi zewnętrzne. Wszystkim swoim produktom zapewniają globalny serwis – jeśli któreś z ich urządzeń zepsuje się gdziekolwiek na świecie, są oni zobowiązani w ciągu kilkunastu godzin je naprawić. Udało nam się nawiązać współpracę w dużej mierze dzięki nabytym już wcześniej kontaktom osobistym z przedstawicielami tych firm.

Jaki był zakres tej współpracy?

Od ponad 15 lat dostarczamy na ich zlecenie zestawy drzwi i ramp, w które wyposażane są największe statki pasażerskie na świecie. Jeśli spojrzeć na kadłub statku jako całość, zajmujemy się produkcją najbardziej zaawansowanych elementów. Dostarczamy nie tylko blachę, ale też powiązaną z nią instalację hydrauliczną, siłowniki, instalację elektryczną. To konkretny wyrób, który jest pakowany, a następnie wysyłany do stoczni, gdzie spawają go do burty.

Naszą produktywność oceniam na 2,5–3‑krotnie wyższą niż w tradycyjnie realizowanym przemyśle stoczniowym. Świadczy to o skali złożoności i wartości towaru, który produkujemy. W branży stoczniowej produkcja statków pasażerskich jest dziś zresztą najbardziej zaawansowanym i opłacalnym biznesem. Cruiser budowany w niemieckiej stoczni Meyer Werft ma wartość około miliarda euro. Rocznie powstają tam takie dwa. Najdroższy statek wyprodukowany w polskiej stoczni – kablowiec z Remontowej, miał wartość 120 mln euro. Można łatwo zauważyć różnicę.

W branży stoczniowej produkcja statków pasażerskich jest dziś najbardziej zaawansowanym i opłacalnym biznesem. Udało się nam pod niego podpiąć.

Odgrywacie zatem rolę zaawansowanego podwykonawcy?

Tak – pozwala nam to uzyskać stabilizację działalności na wysokim poziomie. Trzeba mierzyć siły na zamiary. Stanięcie w szranki z globalnymi gigantami przekracza nasze możliwości finansowe i organizacyjne. Aby myśleć o przejęciu ich funkcji, musielibyśmy nie tylko produkować, ale i serwisować urządzenia na całym świecie. Wymagałoby to stworzenia potężnej firmy. Nie tylko my, ale też żadne polskie przedsiębiorstwo z branży stoczniowej nie jest w stanie równać się z takimi konkurentami.

Patrząc na skalę projektu, jakim jest budowa cruisera, podwykonawców takich jak Wy musi być w całym procesie wielu. Czy można zatem powiedzieć, że najnowocześniejsze statki pasażerskie są w istocie „składakami” powstałymi z części produkowanych we wschodnioeuropejskich stoczniach?

Najprostsze elementy są produkowane za granicą, natomiast Niemcy zostawiają sobie najbardziej wartościowe czynniki tworzące wartość. Taka jest kolej rzeczy – jeśli poważnie myśli się o biznesie, trzeba pozostawiać u siebie rzeczy generujące najwyższy dochód. Dotyczy to nie tylko branży stoczniowej, ale też każdej innej. Produkcja prostych elementów nie ma długoterminowych perspektyw – taka działalność prędzej czy później przenosi się w inne miejsce. Wspominałem o naszych początkach i produkcji pokryw lukowych. Teraz w Europie nigdzie się ich już nie produkuje – tę działalność w całości przejęli Chińczycy.

Jeśli poważnie myśli się o biznesie, trzeba pozostawiać u siebie rzeczy generujące najwyższy dochód. Dotyczy to nie tylko branży stoczniowej, ale i każdej innej. Produkcja prostych elementów nie ma długoterminowych perspektyw – taka działalność prędzej czy później przenosi się w inne miejsce.

Czym jeszcze, oprócz produkcji konstrukcji dla MacGregora i TTS, zajmuje się Wasza firma?

Korzystamy na rosnącym – głównie w Skandynawii, Francji i Wielkiej Brytanii – popycie na połączenia promowe ‒ produkujemy linkspany oraz gangwaye. Pierwsza z tych konstrukcji jest swego rodzaju podnoszonym mostem, który ma za zadanie połączyć keję z promem pasażersko­‑samochodowym, który do niej dobił. Druga to natomiast odpowiednik „rękawa” łączącego na lotnisku samolot z terminalem, tyle że wykorzystywany przez statki.

Jakie są Wasze główne przewagi konkurencyjne?

Naszym podstawowym atutem jest jakość, możliwa do uzyskania dzięki wieloletniemu doświadczeniu oraz bardzo dobrej kadrze pracowniczej – zarówno inżynierskiej, jak i pracowników fizycznych. Niezwykle istotna w kontakcie z kontrahentami jest też stabilność finansowa firmy – jesteśmy wiarygodnym partnerem, nie prosimy o traktowanie na szczególnych warunkach. Dochodzi do tego terminowość. Jeszcze nigdy nie zdarzyło nam się nie zdążyć z projektem na czas. W tej chwili w branży zwraca się na to dużą uwagę.

Jak wygląda otoczenie konkurencyjne firmy?

Produkcją wykonywanych przez nas konstrukcji stalowych do cruiserów zajmuje się w Europie jeszcze jeden wykonawca z Chorwacji. Do niedawna konkurowaliśmy też z dwoma innymi firmami – z Łotwy oraz Francji – które w tym momencie znajdują się jednak w stanie upadłości. Z pewnością dałoby się znaleźć chińskie przedsiębiorstwa zajmujące się podobnymi rzeczami. Nie dorównują nam one jakością, lecz są znacznie tańsze. Jeżeli klientowi zależy na jakości, wybierze nas, jeżeli zaś na cenie – firmę z Chin. Naszą cenę podtrzymujemy świadomie – nie chcemy rywalizować na tej płaszczyźnie z Azjatami. I tak nie mielibyśmy szans w wyścigu z nimi. Uważamy, że dostarczamy bardzo dobry towar, za który oczekujemy godziwego wynagrodzenia. Koszty pracy cały czas rosną. Musimy podnosić wartość produktu, żeby móc zapłacić naszym pracownikom. Długoterminowo nie ma innego wyjścia.

Czy Waszą sytuację poprawiają masowe migracje Ukraińców, którzy mogą być skłonni pracować za niższe pieniądze niż polscy fachowcy?

Potrzebujemy naprawdę wysoko wykwalifikowanych pracowników – z tzw. górnej półki w przekroju całego przemysłu stoczniowego. Osób, które są samodzielne, potrafią czytać rysunek techniczny, które posiadają odpowiednie kwalifikacje. Trudno nam się w tym momencie posiłkować Ukraińcami, ponieważ nie znajdujemy wśród nich osób o pożądanych przez nas doświadczeniu i predyspozycjach.

Czy wykwalifikowanych pracowników, których poszukujecie, nie kusi wyjazd na Zachód?

Choć wynagrodzenia w naszej firmie są wysokie, nie jesteśmy w stanie powstrzymać osób, które chcą zarobić więcej za granicą – takie jest ich prawo. Praktycznie wszyscy, którzy się na to decydują, wybierają Skandynawię. Jednak już zarobki, jakie oferuje się im np. w Niemczech, nie są o wiele wyższe od możliwych do uzyskania u nas i nie stanowią dla nich pokusy. Odpływ pracowników jest dla nas bez wątpienia problemem – zostali przecież wyszkoleni, nabrali umiejętności i kultury współpracy z zagranicznym klientem. Łatwo im się później zaadaptować w podobnych warunkach w Norwegii, głównie w sektorze offshore. Nieco inaczej ma się sytuacja, jeśli chodzi o kadrę inżynierską – tu rotacja nie jest aż tak duża. Polski rynek wydaje się dla specjalistów z tej dziedziny dość atrakcyjny.

Choć wynagrodzenia w naszej firmie są wysokie, nie jesteśmy w stanie powstrzymać osób, które chcą zarobić więcej za granicą, przede wszystkim w Skandynawii. Jednak już zarobki, jakie oferuje się im np. w Niemczech, nie są o wiele wyższe od możliwych do uzyskania u nas i nie stanowią dla nich pokusy.

Vogen jest jedną z wielu firm tworzących trójmiejski ekosystem stoczniowy. Czy działalność w takim otoczeniu stanowi dla Was pewną korzyść, czy też nie jest to przez Was odczuwane?

W tej branży każda firma jest w pewien sposób powiązana z innymi. W przemyśle stoczniowym nie ma możliwości rozłożenia produkcji w czasie. Jest kontrakt na budowę statku i musi on być zrealizowany w konkretnym terminie bez względu na przeróżne problemy. Bez współpracy z kooperantami, po sąsiedzku, nie da się tego zrobić. Często jesteśmy proszeni o pomoc przy kontrakcie realizowanym przez inne lokalne przedsiębiorstwo, a innym razem to my prosimy o wsparcie. Nie da się tu działać zupełnie samemu. Inna rzecz, że w ogóle by się to nie opłacało – nie ma sensu tworzyć całych działów firmy z myślą o jedynie sporadycznie wykonywanych procesach. Generowałoby to koszty przy braku stałego dochodu.

W przemyśle stoczniowym nie ma możliwości rozłożenia produkcji w czasie. Jest kontrakt na budowę statku i musi on być zrealizowany w konkretnym terminie bez względu na przeróżne problemy. Bez współpracy z kooperantami, po sąsiedzku, nie da się tego zrobić.

A zatem współpraca jest lepszą strategią niż „zabijanie się” o każdą złotówkę?

Zwłaszcza podczas koniunktury. Wiadomo, że gdy nadchodzi słabszy okres, każdy dba bardziej o siebie. Ale gdy niedawno panował boom na offshore’y, przedsiębiorstwa, które popodpisywały kontrakty, nie dałyby rady zrealizować ich samemu – były wręcz skazane na współpracę. A chętnych było sporo – na początku „fali”, gdy ktoś się pod nią podpiął, mógł liczyć na bardzo duże profity. To zresztą uśpiło czujność wielu przedsiębiorstw. Liczne firmy, zajmujące się dotąd zupełnie innymi rzeczami, zaczęły wchodzić w offshore z myślą o szybkim zarobku. Branża rozrosła się z kilku do kilkunastu, jeśli nie kilkudziesięciu firm, spośród których wiele było spoza Wybrzeża, niektóre były nawet z centrum Polski. Wzrost podaży spowodował presję na spadek cen, co obniżyło również marże. Kiedy rynek się załamał, przedsiębiorstwa, które skupiły się wyłącznie na offshore, wpadły w poważne tarapaty. Nasza działalność była na szczęście zdywersyfikowana i nie odczuliśmy aż tak mocno tego załamania. Teraz, gdy rozkwit offshore minął, rynek stał się bardzo mały.

Co może być kolejną jaskółką, która uczyni wiosnę? Gdzie szukać nowego boomu?

Najbardziej przewidywalna jest dziś z pewnością produkcja dużych statków pasażerskich. Stocznie, takie jak Meyer Werft w Niemczech, STX we Francji czy Fincantieri we Włoszech, mają zapełniony portfel zleceń do 2025 roku. Każda z nich buduje 1–2 statki rocznie. Nie ma jak na razie sygnałów, by miało się to załamać. Przeciwnie – wiele firm szuka pomysłu na to, jak podpiąć się pod ten segment.

Czy Azjaci walczą o odbicie także tego sektora?

Bez wątpienia wielkim rynkiem są Chiny – mieszkańcy Państwa Środka bogacą się i chcą zwiedzać świat drogą morską. W tej chwili Chińczycy starają się podłączyć pod produkcję, sami jeszcze nie są w stanie produkować takich statków. Są przymiarki, próbują wejść na rynek. Prędzej czy później na pewno im się to uda.

Jak w przemyśle morskim pozycjonuje się Pomorze? Specjalizujemy się przede wszystkim w pracach kadłubowych?

Raczej tak. Jedynym wyjątkiem jest Remontowa, która dostarcza w pełni wyposażone statki i je woduje. Czasem takie zlecenia ma też Stocznia Crist. Większość pozostałych firm zajmuje się natomiast pracami kadłubowymi. Nie jest to jednak produkcja perspektywiczna.
Jaka powinna być zatem wizja, strategia pomorskiego przemysłu stoczniowego? Jedyną opcją jest podpięcie się pod produkcję cruiserów?
Nie mamy potencjału, by zająć się ich produkcją od początku do końca. Jeśli natomiast nie „chwyci się” produktu końcowego, to można pełnić funkcję co najwyżej podwykonawców – przede wszystkim mniej zaawansowanych, najbardziej pracochłonnych elementów.

Nie brzmi to zbyt optymistycznie. Czy jednak pewną nadzieją, powiewem świeżości dla pomorskiej branży może stać się nadejście nowego pokolenia? Może jego reprezentanci będą mieli lepsze pomysły, większą odwagę?

Moje pokolenie zaczynało pracować za komuny i po 1989 roku musiało przestawić się na nowe tory. Wiązało się to z nauką od początku nieznanego dotąd podejścia do biznesu. Stare doświadczenia, z minionego okresu, nie były właściwie do niczego potrzebne – nastąpił zwrot o 180 stopni. Nie było to łatwe przejście. Z kolei obecnie młodzi z jednej strony nie mają takiego bagażu doświadczeń, a z drugiej myślą bardzo perspektywicznie – gdzie można zrobić karierę, gdzie jest ciekawa praca, w których branżach przemysł jest najbardziej rozwojowy. Z ich perspektywy przemysł stoczniowy taki nie jest. Trudno, by pojawiły się tu przełomowe zmiany technologiczne, czy zmiana światowego status quo, w którym miejsce polskich firm jest raczej marginalne.

Dodatkowo biznes ten jest bardzo kapitałochłonny, co stanowi dla nas ogromną barierę. Zwróćmy uwagę, że polska branża stoczniowa zaczęła się rozwijać dopiero po wojnie. W Niemczech kapitał i doświadczenie buduje się już od XVIII wieku. Nie da się tego nadrobić w ciągu roku czy dwóch. Nawet jeśli więc przyjdzie młode pokolenie, zastanie takie warunki, jakie są. Nie wiem, czy będą chcieli angażować swoją energię, czas i środki w rozwój biznesu z tak dużymi barierami wejścia. Większość nowych, intensywnie rozwijających się branż nie stawia aż tak wysokich wymogów. Gdybym był dziś młody, właśnie tam spróbowałbym swoich sił.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Jak przedsiębiorca może zainspirować młodzież?

Pobierz PDF

Rozmowę prowadzi Marcin Wandałowski – redaktor prowadzący „Pomorskiego Przeglądu Gospodarczego”.

Skąd wziął się pomysł na to, by założyć fundację mającą za zadanie kształtować przedsiębiorcze postawy wśród młodzieży?

Cztery lata temu problemy zdrowotne spowodowały, że nie mogłem już pracować jako dziennikarz. Kiedy dotarło do mnie, że nie wrócę do tego, czym do tej pory się zajmowałem i co bardzo lubiłem, musiałem ponownie „znaleźć na siebie pomysł”. Mój syn był wówczas uczniem gimnazjum, uczęszczał do klasy z elementami przedsiębiorczości. Zaproponowałem, że stworzę dla uczniów jego klasy okazję do poznania kilku firm – tak by wraz z innymi mógł zobaczyć, jak od kuchni wygląda funkcjonowanie takich organizacji.

Pierwsze z przedsiębiorstw, które odwiedzili – Professor Why – miało siedzibę w Olivia Business Centre (OBC). Firma ta dopiero co wprowadziła na rynek wirtualne laboratorium chemiczne. Namówiłem właścicieli, aby pokazali gimnazjalistom, w jaki sposób ono działa. Potrzebna była jednak do tego odpowiednia przestrzeń. Poprosiłem Prezesa OBC, Macieja Grabskiego, by udostępnił nam na kilka godzin Sky Club. Udało się. Dwa tygodnie później Maciej nakłonił mnie, bym zaczął organizować takie spotkania także dla innych młodych ludzi z całego regionu.

Co nastąpiło dalej?

Zacząłem rozmawiać ze znajomymi przedsiębiorcami. Niemal wszystkim spodobał się pomysł przyjmowania uczniów. Celem ich wizyt nie miało być jednak samo zwiedzanie firm – to za mało. Szybko doszliśmy do tego, że najważniejsze, co możemy tym młodym ludziom zaoferować, to spróbować wykształcić w nich postawy związane z przedsiębiorczością. Szczególnie zależało i zależy nam na uczniach spoza Trójmiasta i do nich przede wszystkim zaadresowaliśmy naszą propozycję.

Nie każdy ma jednak przecież naturalne predyspozycje do zostania biznesmenem…

Przedsiębiorczość rozumiem jako pewnego rodzaju życiową zaradność. Nie chodzi o to, żeby zmuszać młodzież do zakładania i prowadzenia własnej działalności gospodarczej, lecz o nauczenie ich tego, jak sobie radzić w życiu. Uważam, że warto młodym ludziom pokazywać przykłady firm, w których mogą kiedyś pracować lub które mogą też być inspiracją do otwarcia własnego biznesu. Takie wizyty są „dotykaniem” prawdziwego życia. Dla nastolatków jest to często nowość – zazwyczaj nie mają tego typu doświadczeń.

Przedsiębiorczość rozumiem jako pewnego rodzaju życiową zaradność. Nie chodzi o to, żeby zmuszać młodzież do bycia biznesmenami, lecz o nauczenie ich tego, jak sobie radzić w życiu.

Gdy zbliża się matura, młody człowiek musi podjąć decyzję – czym będzie się zajmował w przyszłości, czy wybierze studia albo od razu rozpocznie pracę zawodową? Ten wybór zwykle rzutuje na całe życie. Na ogół podejmowane decyzje są natomiast dość przypadkowe. Często opierają się one bowiem na modzie, chęci utrzymania dotychczasowych znajomości lub presji najbliższego otoczenia. Wierzę, że odwiedzenie firm, poznanie przedsiębiorców i pracowników – te wszystkie działania mogą być dla młodych wskazówką pomocną w dokonaniu właściwego wyboru.

Niestety, mimo niskiego bezrobocia wielu młodych ludzi z wyższym wykształceniem mierzy się dziś z tym, co dalej robić w życiu – skończyli kierunek, po którym trudno znaleźć przyzwoitą pracę, lub taki, który nie jest zgodny z ich zainteresowaniami…

Po studiach oczekiwania są duże, a jeszcze większa rodzi się frustracja, gdy nie uda się ich zrealizować. Szczególnie gdy podczas studiów dana osoba nie była aktywna, nie realizowała się w żaden sposób, nie nabywała żadnych doświadczeń związanych z pracą. Wówczas na rynku pracy dwa lub trzy fakultety mogą nie mieć większego znaczenia. Młodzi o tym nie wiedzą – bardzo wielu z nich kończy szkoły z przekonaniem, że „sobie w życiu poradzą”, po czym znajdują pracę, która nie daje im wiele satysfakcji, a mimo to – z różnych powodów – zaprzestają dalszego dążenia do znalezienia „swojego miejsca”. Jednym z głównych celów działalności naszej fundacji jest rozbudzenie w młodym człowieku chęci poszukiwania. Chcemy sprawić, by mógł zobaczyć, że dużo od niego zależy. Nie wszystko, ale dużo. Że warto być odważnym, bo wtedy znacznie powiększa się dostępny wachlarz możliwości.

W dobie nowoczesnych technologii i szybkich zmian na rynku pracy człowiek powinien być gotowy na to, by ciągle wybierać. To, co dziś jest dobrym wyborem, za 10 lat może być już złą opcją. Niech więc potrafi i ma odwagę, by wybrać wtedy coś nowego. Uważam, że zdolność do takiego szukania i odwaga do podejmowania wyzwań staną się niebawem kluczowymi kompetencjami na rynku pracy. Efektem naszej działalności ma być świadomy wybór przed pójściem na studia – tak, żeby nie marnować trzech lub pięciu lat.

W dobie nowoczesnych technologii i szybkich zmian na rynku pracy człowiek powinien być gotowy na to, by ciągle wybierać. To, na co zdecyduje się dzisiaj, za 10 lat może być już złą opcją. Niech więc potrafi i ma odwagę, by wybrać wtedy coś nowego.

Trudno się z tym nie zgodzić. W jaki jednak sposób wizyty w firmach mogą młodych ludzi uzbroić w większą odwagę, w umiejętność trafniejszego decydowania o własnym losie?

Jestem przekonany, że jeżeli młody człowiek zobaczy przykłady przedsiębiorczości, to mogą go one nakierować na dokonanie lepszego wyboru. Dana firma czy branża może zachęcić albo zniechęcić – to, że komuś się coś nie spodoba, również jest wartością. Dzięki temu będzie on w stanie wykluczyć ścieżkę rozwoju, która prędzej czy później okaże się dla niego niewłaściwa. Podczas spotkań w firmach proszę o to, by przedsiębiorcy i pracownicy nie ukrywali swoich porażek. Jeśli ktoś się po drodze przewrócił, potłukł – niech o tym opowie. Nie chodzi o to, by pokazać młodzieży lukrowany świat – to ma być świat prawdziwy, gdzie odnosi się zarówno sukcesy, jak i porażki, z których trzeba się podnieść, otrzepać z kurzu i iść dalej.

Za sprawą przedsiębiorczości można pokazać wiele radykalnych przykładów, które trafiają do wyobraźni młodego człowieka. Mówię o „radykalnych przykładach” dlatego, że w biznesie wiele spraw jest zero­‑jedynkowych. Albo spełnisz ileś kryteriów i osiągniesz sukces, albo się tobie nie uda i zostaniesz z niczym. To, czy ci się powiedzie, czy nie, jest w głównej mierze efektem twojej pracy. Aby marzenie się ziściło, musisz się napocić i napracować. Biznes jest do bólu pragmatyczny. Przedsiębiorcy są tego najlepszymi, inspirującymi przykładami – oni „coś” zrobili: pracowali, wzięli za siebie odpowiedzialność, nie liczyli, że spadnie im gwiazdka z nieba, byli i są odważni. Staramy się, aby opowiedzieli młodzieży swoją historię, początki, to, w jaki sposób wpadli na pomysł oraz jak go zrealizowali. Młodzi ludzie mają wyjść z takiego spotkania z przeświadczeniem, że warto się wysilić, popracować nad sobą, że rzeczy nie dzieją się same. Ważnym elementem jest to, by doświadczyli w firmie atmosfery codziennej pracy, żeby zobaczyli, czego warto szukać.

W świecie przedsiębiorstw nie można liczyć na to, że marzenie spełni się samo. Aby się ziściło, musisz się napocić i napracować. Biznes jest do bólu pragmatyczny.

W jaki sposób dobieracie odwiedzane firmy do profili poszczególnych klas – „biol.­‑chem.” odwiedza laboratoria, a „mat.­‑fiz.” przedsiębiorstwa zajmujące się big data?

Nasze podejście jest inne. Staramy się wytrącać młodzież z kolein, w które się wpuścili. To nie przejęzyczenie – wybierając taki czy inny profil w szkole średniej, często młodzi ludzie wpuszczają się w koleiny, z których nieraz trudno się wydostać – np. idą do klasy humanistycznej tylko dlatego, że nie lubią matematyki. Zależy nam na tym, by sobie uświadomili, że są też inne możliwości, by poszerzyli swoje horyzonty. Dlatego częściej jest tak, że uczniowie chodzą do firm będących odwrotnością profilu, w którym się uczą, np. humaniści uczą się kodowania. Raz się to sprawdza, a raz nie – ciągle szukamy Świętego Graala.

Podczas spotkań z przedsiębiorcami uczniowie biorą udział w warsztatach. Czego one dotyczą?

Szefowie i pracownicy firm wymyślają zadania. Na przykład w firmie logistycznej Loconi zadaniem uczniów było wytropienie drogi kontenerów od nadawcy do odbiorcy. W Doraco budują z makaronu i jadalnych pianek konstrukcje mające wytrzymać obciążenie. Z kolei w firmie informatycznej Kainos skupiono się bardziej na kwestii postaw – warsztaty dotyczyły przeniesienia na grunt szkolny sposobu kształtowania pracowników: ich umiejętności współpracy, zespołowego realizowania zadań itp. Staram się unikać sytuacji, w których to ja definiuję tematykę tych spotkań, ich sposób prowadzenia. Warto zaufać przedsiębiorcom – starają się. Trzeba brać pod uwagę, że organizacja wizyt i warsztatów nie jest ich statutową działalnością, nie mają w tym doświadczenia. To dla nich nie tylko wyzwanie, ale i koszt – przez dwie godziny kilku pracowników z szefem włącznie poświęca się uczniom.

Z mojej perspektywy wielkim osiągnięciem jest to, że w nasze działania udało się już zaangażować ponad 80 firm. Większość z nich przyjmuje uczniów raz na kwartał. Zapraszając do współpracy, szukamy przede wszystkim przedsiębiorstw gotowych do tworzenia nowej jakości na styku edukacji i biznesu. Chcemy to robić w długiej perspektywie i dlatego szukamy partnerów na lata.

Jakiego typu przedsiębiorstwa już współpracują z Fundacją?

Mamy tu zarówno przykłady wielkich marek typu Bayer, Hilton, Sony Pictures, Intel, jak i przedsiębiorstw lokalnych, zbudowanych na Pomorzu od zera – na nich najbardziej mi zależy. Wydaje mi się, że szczególnie te ten drugi typ firm działa na wyobraźnię młodego człowieka. Jeżeli spotka się on np. z trzydziestoletnim założycielem firmy, jest to dla niego wiarygodny przekaz, że „da się”.

Przez całą rozmowę przewija się kwestia zadowolenia z wyboru ścieżki zawodowej. Czy to zadowolenie powinno być mierzone przede wszystkim wysokością zarobków?

Staramy się pokazać młodym ludziom, że zarobki wcale nie są najważniejsze. Są o tyle istotne, że trzeba mieć za co przeżyć, utrzymać rodzinę. Jednak znam zbyt wiele przypadków niezadowolenia z miejsca pracy mimo wysokich zarobków, żeby można było obok tego przejść obojętnie. Kiedy można zaspokoić podstawowe potrzeby, ważniejsze staje się to, w jakiej atmosferze pracujesz. Wtedy zwraca się uwagę na to, kto jest twoim współpracownikiem, czy ludzie się do siebie uśmiechają, czy można ze sobą porozmawiać, jakie są relacje między szefem a podwładnymi.

Jak wiadomo, kapitał społeczny w polskich, także pomorskich, realiach bardzo kuleje. Uczniowie muszą zobaczyć, że są firmy, w których ludzie sobie ufają, że panują w nich prostolinijne relacje, że szef deleguje swoje zadania niżej, a osoby na różnych stanowiskach są ważne i odpowiadają za poszczególne części większego procesu. Folwarczny charakter biznesu ma się w Polsce dobrze, ale chcemy pokazywać, że nie wszędzie tak jest. Młody człowiek, który pozna przedsiębiorstwa współpracujące z naszą Fundacją, w przyszłości będzie szukał pracy, w której będzie traktowany podmiotowo, z szacunkiem. Odwiedzane firmy mają być świadectwem, że takie miejsca pracy można stworzyć nie za oceanem czy zachodnią granicą, ale u nas, za miedzą. Trzeba włożyć w to dużo wysiłku, ale to jest osiągalne.

Folwarczny charakter biznesu ma się w Polsce dobrze, ale chcemy pokazywać, że nie wszędzie tak jest.

Jakie relacje zachodzą dziś między światem szkolnym a światem firm – czy są one ze sobą w pewnym stopniu tożsame, czy też stanowią zupełnie rozdzielne byty?

W polskich realiach szkoły i firmy to dwa różne światy, dwa odrębne silosy. Powinno im być do siebie bardzo blisko, a jest im bardzo daleko. Symbioza między tymi środowiskami powinna być – moim zdaniem – czymś naturalnym. Obecnie tak niestety nie jest – za sprawą komunizmu oraz „dzikich” lat dziewięćdziesiątych wielu przedsiębiorców traktuje swoje firmy jako samotne wyspy, których nie obchodzi otoczenie. Model, który ukształtował się wówczas w polskiej przedsiębiorczości, można sprowadzić do tego, że przed drzwiami firmy zawsze stoją osoby szukające pracy, więc nie trzeba się przejmować potrzebami pracowników, bo zawsze znajdzie się ktoś inny na ich miejsce. Tymczasem sytuacja zmieniła się dziś diametralnie – bezrobocie jest bardzo niskie, brakuje ludzi do pracy. W takiej sytuacji firmy powinny się otworzyć, wyjść do szkół.

Z kolei w szkołach – szczególnie w liceach ogólnokształcących – panuje przekonanie, że są etapem pośrednim w edukacji i nie biorą odpowiedzialności za to, co się stanie z absolwentami. To błędne podejście. Od Edwarda Mazura, dyrektora bytowskiego ogólniaka, usłyszałem, że liceum ogólnokształcące jest też poniekąd szkołą zawodową – odpowiada bowiem za przygotowanie swoich uczniów do życia po maturze. Bardzo trafna opinia. Szkoda, że odosobniona.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Czasem dobrze nie wiedzieć, że „się nie da”

Pobierz PDF

Rozmowę prowadzi Marcin Wandałowski – redaktor prowadzący Pomorskiego Przeglądu Gospodarczego

Jak doszło do powstania firmy SpaceForest?

W 2004 r. wraz z dwójką wspólników założyliśmy firmę Telemobile Electronics, zajmującą się naprawą sprzętu telekomunikacyjnego, w szczególności wykorzystywanego przez operatorów sieci komórkowych. Wówczas po raz pierwszy zetknęliśmy się zawodowo z filtrami mikrofalowymi. Są to urządzenia wykorzystywane we wszystkich bezprzewodowych urządzeniach nadawczo-odbiorczych, np. radarach czy satelitach. Aby poprawnie funkcjonowały, muszą być odpowiednio dostrojone. Do tej pory proces ten musiał być ręcznie wykonywany. A jest to zajęcie nudne, żmudne i czasochłonne – dostrojenie jednego filtra może zająć fachowcowi od kilkunastu minut do kilku godzin. W wyniku doświadczeń związanych z naprawą tego sprzętu pojawił się pomysł, by zautomatyzować ten proces. W tym celu otworzyliśmy dział badawczo-rozwojowy firmy. Po kilku latach zdecydowaliśmy jednak, że wydzielimy spółkę zajmującą się B + R. Była to odpowiedź na uwagi niektórych klientów, dla których to, że jednocześnie zajmujemy się tworzeniem innowacji i naprawą sprzętu elektronicznego, było dość wątpliwe i niecodzienne. W taki właśnie sposób na początku 2012 r. powstała firma SpaceForest.

W jaki sposób udało się Wam rozwinąć prace badawczo-rozwojowe związane ze strojeniem filtrów?

Najpierw skupiliśmy się na stworzeniu oprogramowania wspomagającego i usprawniającego pracę człowieka. Kolejnym krokiem było zaprojektowanie robota samodzielnie strojącego filtry. W 2007 r. uzyskaliśmy dofinansowanie Narodowego Centrum Badań i Rozwoju na prace nad rozwojem oprogramowania. Pozostałe środki przeznaczone na ten cel pochodziły z zysków z napraw – inwestowaliśmy własne pieniądze. Dzięki temu udało nam się stworzyć pierwszą wersję oprogramowania oraz model pierwszego robota automatycznie strojącego filtry. Cały proces był niezwykle wiedzo- i czasochłonny – prace nad software’em rozpoczęliśmy w 2006 r., a pierwsza sprzedaż nastąpiła 6 lat później.

Proces komercjalizacji naszego oprogramowania był niezwykle wiedzo- i czasochłonny. Prace nad software’em rozpoczęliśmy w 2006 r., a pierwsza sprzedaż nastąpiła 6 lat później.

Za pracami badawczo-rozwojowymi w SpaceForest stoi mój kolega i wspólnik ‒ dr hab. inż. Jerzy Michalski. Opracowanie technologii w przeważającej mierze było możliwe dzięki jego uporowi, talentowi i zaangażowaniu. Zbudował wokół siebie cały zespół ludzi, którzy stanowią dziś badawczą „nogę” naszej firmy.

Wszędzie na świecie filtry mikrofalowe są strojone ręcznie? Nikomu innemu prace nad zautomatyzowaniem tego procesu się nie powiodły?

Wiele dużych firm, głównie producentów filtrów mikrofalowych, próbowało stworzyć takie oprogramowanie, jednak im się to nie udawało. W efekcie praktycznie na całym świecie filtry dalej są strojone ręcznie. A skala tego rynku jest ogromna – niektóre firmy produkują setki tysięcy, jeśli nie miliony sztuk filtrów rocznie.

Jakim cudem mała gdyńska firma stworzyła coś, co nie udało się globalnym potentatom?

Wydaje mi się, że kluczowe było to, że podeszliśmy do tego wyzwania z zupełnie innej strony niż producenci filtrów. Nie mieliśmy bagażu doświadczeń związanego z ich projektowaniem i produkcją, mogliśmy spojrzeć na problem z innej perspektywy. Dodatkowo nie mieliśmy przekonania, że tego „nie da się zrobić”. Wielu dużym firmom się to nie udało, więc nabrały pewności, że stworzenie takiego oprogramowania jest praktycznie niemożliwe. Do tego stopnia, że nawet po zaprezentowaniu naszego know-how nasi potencjalni klienci, których staraliśmy się nim zainteresować, nie chcieli uwierzyć, że osiągnęliśmy sukces. „Tym się nie udało, tamtym również, niemożliwe więc, że dokonała tego mała, niepozorna firma z Polski” – myśleli. Jak widać, bycie „czystą kartką” może czasem okazać się atutem w biznesie.

Udało nam się wypracować unikatowe know-how w dużej mierze dzięki temu, że nie mając dużego bagażu doświadczeń, mogliśmy spojrzeć na problem z innej perspektywy. Dodatkowo nie mieliśmy – jak wielu potentatów, którym się nie powiodło – przekonania, że tego „nie da się zrobić”.

To, co robicie, jest unikatowe w skali świata?

Według naszej wiedzy jesteśmy jedyną firmą na świecie, która komercyjnie sprzedaje oprogramowanie służące do strojenia filtrów mikrofalowych. Wiem, że od czasu, kiedy wyszliśmy na rynek i gdy pojawiły się publikacje naukowe naszych pracowników dotyczące tej technologii, wiele firm wróciło do tworzenia własnego oprogramowania. Niektórym z nich do pewnego stopnia się to udaje, lecz robią to tylko na własne potrzeby, w celu zdobycia przewagi konkurencyjnej na rynku. My natomiast sprzedajemy technologię każdemu, kto będzie zainteresowany.

Waszymi klientami są głównie producenci filtrów?

Naszym software’em oraz doskonalonymi właśnie rozwiązaniami automatycznymi są zainteresowane przede wszystkim firmy produkujące sprzęt do telefonii komórkowej, np. Nokia, Ericsson, Huawei, a także przedsiębiorstwa zajmujące się produkcją sprzętu do telekomunikacji satelitarnej czy tworzące rozwiązania radarowe dla wojska. Są to w przeważającej większości znane globalnie marki.

W jaki sposób udało się Wam dotrzeć do potentatów ze swoją ofertą?

Jak wspominałem, początkowo ogromną barierą było samo udowodnienie, że nasze algorytmy działają. Szczególnie gdy wiele osób twierdziło, że ich stworzenie jest niewykonalne. Nie zrażaliśmy się jednak – jeździliśmy na targi, tworzyliśmy publikacje naukowe, mówiąc wprost: wykonywaliśmy żmudną pracę po to, by przekonać reprezentantów branży, że faktycznie dokonaliśmy ‒ jak wielu się wydawało ‒ czegoś niemożliwego. Nareszcie udało nam się trafić z naszym know-how do pierwszego dużego klienta. Później, mając już rekomendacje z jego strony, było znacznie łatwiej.

Nazwa Waszej firmy wskazuje, że macie do czynienia z branżą kosmiczną – czy faktycznie tak jest?

Pierwszym klientem, który zdecydował się na kupno naszego oprogramowania, była firma produkująca filtry satelitarne – tu nastąpiło nasze pierwsze zetknięcie z branżą kosmiczną. Kończymy też obecnie drugi projekt realizowany dla Europejskiej Agencji Kosmicznej, którego celem jest stworzenie prototypu generatora służącego przemianie częstotliwości na satelitach telekomunikacyjnych. W efekcie końcowym ma z tego powstać gotowe do wyprodukowania, „sprzedawalne” urządzenie. Będzie je produkował nasz partner – na razie nie dysponujemy jeszcze odpowiednim zapleczem produkcyjnym. Obecnie jednak jesteśmy w trakcie budowy nowej siedziby spółki, w której zaplanowaliśmy pomieszczenia, gdzie będziemy mogli produkować zaawansowane urządzenia związane z elektroniką satelitarną.

Oprócz tego pracujemy też nad rozwojem rakiety badawczej – jest to nasza pasja. Kilka osób zatrudnionych w naszej firmie, w tym również ja, to modelarze rakietowi. Przez wiele lat robiliśmy modele rakiet dla własnej satysfakcji, w pewnym momencie pojawił się pomysł, czy naszego zainteresowania nie przenieść na obszar komercyjny. Wzięliśmy już chociażby udział w trzyletnim projekcie pod egidą Komisji Europejskiej, w ramach którego stworzyliśmy rakietę badawczą, wyposażoną w różnego typu czujniki komunikujące się ze sobą bezprzewodowo, a nie za pomocą kabli, co jest obecnie w tej branży standardem.

W jaki sposób chcecie przekuć rakietowe hobby w biznes?

W Szwecji i Norwegii istnieją przynajmniej dwa ośrodki oferujące usługi rakietowe, w ramach których klienci mogą przetestować, przebadać swoje urządzenia elektroniczne czy pomysły naukowe w warunkach mikrograwitacji. Planujemy stworzyć taką usługę także w Polsce – takiej oferty nie ma jeszcze na krajowym rynku. Naszymi klientami mogłyby być zarówno uczelnie, jak i firmy komercyjne, których produkty mają być docelowo umieszczane na orbitach w kosmosie.

W Szwecji i Norwegii istnieją przynajmniej dwa ośrodki, oferujące usługi rakietowe, w ramach których klienci mogą np. przetestować zachowanie swoich urządzeń elektronicznych w warunkach mikrograwitacji. Planujemy być pierwszą firmą, która stworzy taką usługę na polskim rynku.

Kosmos to więc nie tylko wysyłanie ludzi na Księżyc…

Kosmos to dziś przede wszystkim bardzo perspektywiczny biznes, czego najlepszym dowodem są firmy zarabiające ogromne pieniądze na wynoszeniu i obsłudze satelitów oraz przesyle informacji.

Czy w Polsce mamy pewne doświadczenia w tej branży?

Nie mogę mówić o całym sektorze kosmicznym, lecz bez wątpienia mamy tradycje związane z rakietami. W latach 70. prof. Jacek Walczewski prowadził zaawansowany projekt dotyczący rozwoju rakiet meteorologicznych. Polacy mogli być bodajże piątym krajem, który przekroczył umowną granicę kosmosu. Wiele osób twierdzi nawet, że tak się stało, jednak osiągnięcie to nie zostało oficjalnie uznane. Kiedy program rakietowy zaczął nabierać tempa, Związek Radziecki go wygasił. Od tego czasu w Polsce w zakresie użytkowania rakiet cywilnych nie działo się już praktycznie nic. Ponowne zainteresowanie tematem rakiet badawczych można obserwować dopiero na przestrzeni kilku ostatnich lat.

Czy jako SpaceForest zajmujecie się też innego typu projektami niezwiązanymi ze strojeniem filtrów i z branżą kosmiczną?

Owszem – projektujemy i produkujemy urządzenia na zamówienie. Ostatnio Politechnika Gdańska zleciła nam wyprodukowanie na jej licencji kilku przyrządów edukacyjnych do pomiaru pola rozkładu w liniach mikropaskowych. Możemy się też pochwalić stworzonymi przez nas sprzęgaczami mikrofalowymi, które są wykorzystywane w akceleratorze cząstek w szwedzkim Lund. W ubiegłym roku wyprodukowaliśmy i sprzedaliśmy ponad 60 takich urządzeń na zlecenie Politechniki Warszawskiej. Oprócz tego zajmujemy się też dokonywaniem symulacji mechanicznych i elektromagnetycznych oraz ‒ w niewielkim już zakresie ‒ naprawą sprzętu elektrotechnicznego.

Jakiego typu specjalistów poszukujecie na rynku pracy?

Potrzebujemy przede wszystkim osób o kompetencjach w dziedzinie mikrofal – absolwentów wydziałów mikrofalowych, techników wysokich częstotliwości itp. Trafiają do nas głównie absolwenci Politechniki Gdańskiej. Generalnie jednak, jeśli chodzi o rekrutację pracowników, rzadko korzystamy ze standardowych ogłoszeń. Wiemy, kogo szukamy – przede wszystkim młodych i zdolnych ludzi, przy czym małe doświadczenie zawodowe lub jego brak nie stoją na przeszkodzie zdobycia pracy w naszej firmie. Doświadczeni fachowcy mają swoje przyzwyczajenia, które nie zawsze udaje się dopasować do naszej kultury organizacyjnej, sposobu pracy.

W jaki sposób znajdujecie na rynku takich właśnie młodych absolwentów bez doświadczenia?

Jednym ze sposobów pozyskania pracowników jest proponowanie studentom Politechniki Gdańskiej tematów prac magisterskich, a kołom naukowym – konkretnych tematów badawczych. Nawiązujemy dzięki temu współpracę z osobami, które jeszcze studiują. Chcemy, by zaangażowali się naukowo w zagadnienia, które z naszego punktu widzenia nie są może stricte biznesowe, lecz pozwalają przyjrzeć się potencjalnym kandydatom – stylowi ich pracy, temu, jak myślą, jak współpracują. Wśród takich osób szukamy przyszłych pracowników. Mamy dzięki temu szerszy ogląd niż CV i list motywacyjny i większą pewność, że zatrudnimy kogoś, kto faktycznie będzie do naszej firmy dobrze pasował.

Poszukujecie przede wszystkim orłów w danej dziedzinie czy liczy się dla Was również otwartość osoby na inne dziedziny, umiejętność integrowania wiedzy z różnych dyscyplin?

Poszukujemy osób, które mają świadomość, że wiedzę można pozyskać z różnych źródeł, które mają otwarte horyzonty, nie zamykają się w jednym temacie, umieją rozwiązać skomplikowane zagadnienia. Nie zgadzam się z tezą, że gdy ktoś jest specjalistą w danej dziedzinie, musi się poruszać wyłącznie wewnątrz niej. Gdy mamy problem do rozwiązania, jeśli czegoś nie wiemy, to dowiadujemy się, uczymy, konsultujemy z kimś z zewnątrz. Osoby, które mają takie podejście, są bardzo cenne dla naszej firmy.

Jest to zresztą zgodne z filozofią pracy SpaceForest. Jak już mówiłem, zajmujemy się kilkoma typami działalności. W takim przedsiębiorstwie kluczem do sukcesu jest komunikacja. Dlatego też raz w tygodniu robimy zebranie, w którym uczestniczą wszyscy pracownicy. Po pierwsze dowiadują się z pierwszej ręki, co się dzieje w firmie, po drugie przedstawiamy im aktualne problemy i wyzwania, przed którymi stoimy. Mogą się do nich odnosić specjaliści z różnych dziedzin, którzy na co dzień nie uczestniczą w danych przedsięwzięciach. Liczymy na to, że ktoś spojrzy na te zagadnienia z zupełnie innej strony, wpadnie na jakiś abstrakcyjne, lecz genialne rozwiązanie. Już nieraz mieliśmy takie przypadki. Czasami niewiedza, że czegoś „nie da się zrobić”, jest bodźcem do dokonania przełomu.

W przedsiębiorstwie zajmującym się kilkoma typami działalności naraz kluczem do sukcesu są komunikacja oraz otwieranie specjalistów z poszczególnych dziedzin na problemy, którymi nie zajmują się na co dzień.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Migranci – czy tylko „ręce do pracy”?

Pobierz PDF

Rozmowę prowadzi Marcin Wandałowski – redaktor prowadzący „Pomorskiego Przeglądu Gospodarczego”.

Migracje to wyzwanie, które tak naprawdę przed kim dziś głównie stoi? Przed lokalnymi społecznościami, instytucjami czy rynkiem pracy? Przed państwami, regionami czy miastami?

Przed wszystkimi po trochu – migranci krążą, a dylematy i wyzwania z nimi związane „rozlewają się”. Nie da się zarządzać kwestiami rozwoju rynku pracy czy edukacji obcokrajowców, ograniczając się wyłącznie do pojedynczego miasta. Całe wsie, gminy, powiaty zmieniają się dziś pod wpływem napływu obcokrajowców. Do miana kluczowego zadania urasta to, w jaki sposób zarządzać migracjami, by móc jak najefektywniej wykorzystać ten proces, wprzęgając go w rozwój społeczno-gospodarczy danego regionu, miasta, powiatu czy nawet gminy.

Chodzi zatem o nakreślenie mądrej polityki migracyjnej. Kogo ona jednak powinna dotyczyć? O migrantach najczęściej mówi się w kontekście przybywających do Polski Ukraińców. Czy będzie nim jednak także menedżer wysokiego szczebla z zachodniej Europy, który przyjechał do Trójmiasta na kontrakt?

Migrantami są wszystkie osoby, które migrują. Polityka migracyjna powinna więc dotyczyć wszystkich obcokrajowców, którzy tu przyjechali, żyją obok nas, są naszymi sąsiadami, płacą tu podatki. Bez względu na stopę życiową i rodzaj wykonywanej pracy. Sednem problemu jest bowiem to, że każdy, kto przyjeżdża w dane miejsce, chce się w nim czuć dobrze. Nie zawsze bywa to łatwe. Dla przykładu przybywający do Polski cudzoziemcy nie otrzymują numeru PESEL – jak więc mają się zarejestrować w przychodni? Podobnego typu barier jest niestety sporo. Dlatego też powinniśmy dążyć do zapewnienia migrantom warunków, które umożliwią im funkcjonowanie w życiu danej społeczności na równych prawach z „tubylcami”. Mieszkający na stałe w Gdańsku cudzoziemiec powinien mieć te same możliwości co rdzenny mieszkaniec miasta. W urzędzie, w banku czy na poczcie. Nie chodzi o nic więcej – ci ludzie nie przyjeżdżają tu po to, by otrzymać przywileje. Tylko likwidując takie bariery, możemy sprawić, że mieszkający w Gdańsku Francuz czy Ukrainiec będą się czuli na tyle dobrze, by zostać tu na dłużej i opowiedzieć swoim rodakom o Pomorzu w superlatywach: to dobre miejsce do życia, pracy, inwestowania. Na tym nam, jako regionowi, powinno zależeć.

Powinniśmy dążyć do zapewnienia migrantom warunków, które umożliwią im funkcjonowanie w życiu danej społeczności na równych prawach z „tubylcami”. Mieszkający na stałe w Gdańsku cudzoziemiec powinien mieć te same możliwości co rdzenny mieszkaniec miasta. W urzędzie, w banku czy w przychodni.

Powinniśmy się starać o to, by migrantów integrować czy asymilować z lokalną społecznością?

Integracja polega na tym, że uznajemy, że ktoś przyjechał z innego kraju, pochodzi z innej kultury, ma swój język, zwyczaje. Nie udajemy, że te uwarunkowania nie istnieją. Podejście asymilacyjne zakłada natomiast, że skoro ktoś przyjechał do Polski z zagranicy, to jego obowiązkiem jest stanie się Polakiem i niejako ukrycie, zakamuflowanie swojej tożsamości. Nie uznaje się jego odrębnego pochodzenia, języka, oczekuje się od niego wręcz odcięcia się od swojej tożsamości kulturowej. Zdecydowanie bliżej mi do pierwszego z tych podejść – lepiej nie wymagać od nikogo ukrywania swoich korzeni kulturowych, lecz uszanować jego rodowód i wyznawane wartości, nastawić się na to, że to dobrze, że przynosi do naszego miasta czy firmy coś nowego.

Pamiętajmy jednak, że integracja nie jest zjawiskiem, które samo się wydarzy . Nie jest ukłonem czy podarkiem dla migrantów z naszej strony, lecz budowaniem standardów, które sprzyjają zarówno im, jak i nam samym. To gwarancja bezpieczeństwa, braku napięć czy konfliktów na tle narodowościowym, etnicznym, a także wzmacnianie naszych wspólnych kompetencji czerpania z tej różnorodności.

Czy cudzoziemcy, przede wszystkim Ukraińcy, przyjeżdżający na Pomorze do pracy mogą się tu czuć jak u siebie w domu?

Generalnie Pomorze jest bardzo dobrze odbierane przez migrantów: podobają im się sklepy, czystość, bezpieczeństwo, przyjazna przestrzeń publiczna i dobre nastawienie urzędników. Są też jednak rzeczy, które wymagają poprawy, jak chociażby system prawny, kwestie związane z legalizacją ich pobytu. Niestety, procedura ta jest dość uciążliwa i czasem może wywołać wrażenie, że nasze państwo stara się uchronić przed legalnym wpuszczeniem do Polski obywatela Ukrainy. Drugim dużym utrudnieniem są patologie związane z pośrednikami, którzy – mówiąc wprost – żerują na przyjeżdżających tu migrantach. Jest to najbardziej powszechne na rynku mieszkaniowym ‒ wynika to z tego, że niewielu Polaków chce wynająć swoje mieszkanie Ukraińcom. Otwiera to drogę działalności różnego typu szemranych agencji, oferujących pomoc w znalezieniu lokum za niemałą cenę. To negatywne zjawisko, z którym trzeba się uporać. Niestety dość często zdarzają się też sytuacje wyzysku, uzależnienia migrantów od agencji pracy tymczasowej, zatrudniających ich w dodatku bez pełnych umów obejmujących ubezpieczenie zdrowotne. Takie rzeczy wychodzą zazwyczaj dopiero wtedy, gdy pracownik dozna uszczerbku na zdrowiu podczas pracy.

Odnośnie do dyskryminacji na rynku mieszkaniowym: czy nie jest tak, że potrzebujemy pewnego rodzaju zmiany mentalnej, pozwalającej nam uwolnić się od stereotypów i lęków związanych z migrantami?

Wszyscy jesteśmy aktorami życia społecznego. Pytanie brzmi, kto z nas zaangażuje się w to, żeby kształtować te postawy w naszym środowisku we właściwy sposób – w naszych instytucjach, domach, sąsiedztwie itd. Wbrew wielu przekazom medialnym – Polacy nie zioną ksenofobią, nie jest tak, że boją się i nie przepadają za przyjeżdżającymi tu obcokrajowcami. Na pewno jako społeczeństwo nie jesteśmy „anty”. Niemniej jednak z pewnością potrzebujemy liderów biznesowych i społecznych po to, by publicznie oraz wewnątrz swoich firm wypowiadali się „pro”. Mam oczywiście świadomość, że nie wydarzy się to z dnia na dzień, a raczej będzie to dość powolny proces.

Wbrew wielu przekazom medialnym – Polacy nie zioną ksenofobią, nie jest tak, że boją się i nie przepadają za przyjeżdżającymi tu obcokrajowcami. Na pewno jako społeczeństwo nie jesteśmy „anty”. Niemniej jednak z pewnością potrzebujemy liderów biznesowych i społecznych po to, by publicznie oraz wewnątrz swoich firm wypowiadali się „pro”.

Na ile prawdziwe jest powszechne przekonanie, że przyjeżdżający do Polski Ukraińcy i Białorusini głównie parają się relatywnie prostymi zajęciami, podobnie jak kilkanaście lat temu Polacy emigrujący do Wielkiej Brytanii?

Choć na Pomorze przybywa coraz więcej ukraińskich informatyków czy wysokiej klasy specjalistów z innych dziedzin, którzy zasilają szeregi lokalnych firm, prawdą jest jednak, że większość migrantów ze Wschodu to osoby niezamożne, przyjeżdżające tu, by wykonywać najprostsze prace. Warto uświadomić sobie jedną rzecz: gdy pracują poniżej swoich kwalifikacji, stanowi to dla lokalnego rynku pracy stratę. Skoro bowiem ktoś przyjeżdża tu w celach zawodowych, najlepiej byłoby, by robił to, w czym jest dobry, w czym się specjalizuje ‒ tak, byśmy mogli w pełny sposób korzystać z jego umiejętności i talentów.

Czy nie jest tak, że jako Polacy mamy do czynienia z migracjami w wersji soft – ponad 90% przyjeżdżających do Polski migrantów to przecież bliscy nam kulturowo, rozumiejący nasz język sąsiedzi zza Buga. Nie doczekaliśmy się zalewu migrantów z Bliskiego Wschodu, bardziej obcych nam kulturowo, których trudniej zrozumieć.

I tak, i nie. Ukraińcy rzeczywiście są nam bliscy kulturowo, co jednak paradoksalnie nie zawsze jest korzystnym zjawiskiem. Może to bowiem prowadzić do bagatelizowania potrzeb tej społeczności ‒ powstaje błędne założenie, że są one takie same jak Polaków. Mimo bliskości geograficznej i kulturowej różnic nadal jest sporo: inaczej pracujemy, inne mamy normy życia rodzinnego, a także inną kulturę instytucjonalną.

To, że Ukraińcy są nam bliscy kulturowo, paradoksalnie może wcale nie pomagać w ich integracji, lecz prowadzić do bagatelizowania potrzeb tej społeczności, ponieważ powstaje błędne założenie, że są one takie same jak Polaków.

Poza tym bliskość kulturowa wcale nie musi być kluczem do dobrej integracji. Osobiście bardzo dobrze pracuje mi się z ludźmi z Północnej Afryki czy Bliskiego Wschodu. Są to często osoby o ciekawych, inspirujących wartościach, potrafiące wnosić cenne rzeczy do pracy całego zespołu. Nasze obawy przed nimi znajdują się zazwyczaj na bardzo atawistycznym poziomie. Proponowałabym więc odejść od myślenia: „dobrze, że przyjeżdżają do nas Ukraińcy, a tamci nie”. Poznajmy tych ludzi, dajmy im szansę, nauczmy się razem pracować, komunikować, przyjaźnić. Wtedy być może nasze lęki nieco się zmniejszą.

Nie da się jednak ukryć, że niechęć do migrantów z Bliskiego Wschodu skądś się musiała wziąć. Za najbardziej dobitny przykład często podaje się ataki terrorystyczne…

Proszę zauważyć, że za atakami terrorystycznymi stoi zazwyczaj drugie pokolenie migrantów. Od dziecka mówi się im, że są pełnoprawnymi członkami społeczeństwa, ale często wcale tak nie jest. Ich sufitem nierzadko jest możliwość pracy przy kasie w supermarkecie czy przy sprzątaniu hotelu. We Francji w procesach rekrutacyjnych wprowadzono zakaz ujawniania nazwisk kandydatów, bo przez lata wielu pracodawców od razu wyrzucało do kosza aplikacje brzmiące arabsko. Rzekoma równość okazywała się nieprawdziwa, jedynie hasłowa. Ludzie naprawdę nie dostawali szans, co wzbudziło ich gniew, frustrację, agresję. Nie jest to oczywiście usprawiedliwieniem dla terroryzmu, ale wskazuje, skąd mogły się wziąć pewne postawy.

Jeśli chodzi o budowanie polityki migracyjnej, zdajemy się dopiero raczkować. To dobra sytuacja, by nie powielić błędów niektórych państw Europy Zachodniej…

Uważam, że znajdujemy się w bardzo dobrym momencie historycznym. Jeszcze nie potraktowaliśmy – choć czasem niestety jesteśmy tego blisko – przybywających tu obcokrajowców w sposób instrumentalny, jak np. Niemcy Turków w latach 70. ubiegłego wieku. Nasi zachodni sąsiedzi uznali wówczas, że do ich kraju przyjechali nie ludzie, a ręce do pracy, które zrobią, co mają zrobić, i wrócą z powrotem do siebie. To była fałszywa, nieprawdziwa narracja. Zamiast inwestować w relacje z tymi osobami, potraktowano ich jak przedmioty, które pomogą w pracy w fabryce, budując dobrobyt Niemców. Podchodząc do ludzi w taki sposób, nie ma szans na zbudowanie dobrych, podmiotowych relacji.

Znajdujemy się dziś w bardzo dobrym momencie historycznym. Jeszcze nie potraktowaliśmy przybywających tu obcokrajowców w sposób instrumentalny, uznając ich za przedmioty, które pomogą w pracy w fabryce, budując dobrobyt rdzennej społeczności. Wiele państw Europy Zachodniej ponosi do dziś konsekwencje tego błędu.

Cały czas musimy się mierzyć z ryzykiem powtórzenia niemieckich błędów. Sama miałam okazję słyszeć pomorskich pracodawców mówiących, że Ukraińcy teraz tu trochę popracują, a później niech wracają do siebie. Nie róbmy im tego, czego sami jako Polacy doświadczaliśmy przez lata – a może nawet nadal doświadczamy – na Zachodzie. Pozwólmy im być naszymi sąsiadami, rozwijać się na rynku pracy, płacić podatki, budować nasz wspólny dobrobyt.

Skip to content