Ze Zbigniewem Markowskim , Prezesem Zarządu O.M. Finance, rozmawia Leszek Szmidtke , dziennikarz PPG i Radia Gdańsk.
- Leszek Szmidtke: Gminy, powiaty i regiony szukają inwestorów. Oczywiście najbardziej pożądane są duże firmy. Jak ich zwabić na Pomorze, jak poradzić sobie z krajową i międzynarodową konkurencją?
Zbigniew Markowski: Trzeba wygenerować pomysły, by zainteresować naszym regionem obcy kapitał. Taką próbą są między innymi Bałtyckie Forum Metropolitalne i Memorandum Inwestycyjne dla Metropolii. Pokazujemy, podobnie jak firma idąca na giełdę, prospekt metropolii, jej zasoby, możliwości i potencjał wzrostu. Dobrze przygotowana i wypromowana oferta pozwala lokować się tu firmom, które mają własną klarowną strategię. Jedni poszukują kapitału, a drudzy mówią: chętnie zainwestujemy, ale jakie będziemy mieć z tego korzyści?
Chcę podkreślić, że promocja regionu lub miasta jest takim samym elementem marketingu jak promocja produktu: samochodu, ciągnika czy lekarstwa. Konkurujemy o kapitał z innymi regionami nie tylko kraju, ale i Europy czy wręcz świata. Kapitał szuka odpowiedniego miejsca do inwestowania. Takiego, w którym są dobre rynki, fachowcy, czyli to, co decyduje o efektywności. Kiedy patrzę na promocję Pomorza, to jestem pełen uznania dla tego, co robi marszałek Kozłowski, prezydent Adamowicz, Karnowski, burmistrzowie, a nawet wójtowie. Gdynia natomiast idzie własną ścieżką, sama organizuje wyjazdy, fora inwestycyjne, ale moim zdaniem większy skutek odnoszą wspólne działania. Aglomeracja Gdańska jest na mapie Europy świetnym produktem. Natomiast poszczególne miasta mogą pozostać niezauważone.
- Jednak nie jesteśmy w czołówce województw ściągających najwięcej inwestorów zagranicznych. Zatem co trzeba zrobić, by promocja była skuteczniejsza i aby po pierwszych oględzinach potencjalni inwestorzy nie odjeżdżali zniechęceni?
Obserwujemy falę zainteresowania. Odnosi się to zarówno do kraju, jak i regionów. Oczywiście decyduje stabilna gospodarka i prawo, wysoki wzrost gospodarczy, niska inflacja, a przede wszystkim zasoby dobrej siły roboczej. I w tym kontekście Gdańsk, Pomorze wychodzą z niebytu. Zaczynają do nas napływać renomowani inwestorzy, choćby Reuters. Jednak spoglądając chłodno na pomorskie potrzeby oraz możliwości, dochodzimy do wniosku, że powinny nas zainteresować tylko takie inwestycje, w których decydującym elementem są ludzie. Musimy przyciągać inwestorów, których działalność będzie się opierać na wiedzy i doświadczeniu zasobów ludzkich, a nie na stworzeniu od zera nowych fabryk. W naszym regionie nie potrzebujemy na przykład nowej fabryki samochodów.
- Oczywiście, ale żeby tacy renomowani inwestorzy chcieli do nas przyjść, to muszą się dowiedzieć, że jest takie miejsce, taki region. Tymczasem wspominał pan, że brakuje wspólnej promocji. A poza tym akcja promocyjna polegająca na pokazaniu się na billboardach, konferencje prasowe, a nawet reklamówki w telewizji mogą zachęcić turystów, ale nie inwestorów.
Z całą pewnością. Dlatego podejmujemy kroki, choćby wspomniane Bałtyckie Forum Metropolitalne, za którymi idą prezentacje Gdańska, Pomorza w różnych stolicach. Zapraszamy tam wybranych inwestorów, a nie jedynie dziennikarzy czy miłośników turystyki. Przychodzą na te prezentacje poważni przedsiębiorcy, szefowie funduszy inwestycyjnych, ludzie decydujący o projektach, i to jest skuteczna forma docierania do potencjalnych inwestorów. Warto jeszcze zwrócić uwagę, że działający u nas inwestorzy sami zaczynają przyciągać kapitał. Hinduscy przedsiębiorcy sprowadzają swoich dostawców, podwykonawców - tak jak korporacja Zensar. Ten przykład pokazuje również, że tacy inwestorzy otwierają przed nami swoje rodzime rynki. Dlatego wizyta pomorskiej delegacji w Indiach może przynieść bardzo ciekawe rezultaty.
- Czyli szukając sposobów ściągania inwestorów, nie można zapominać o kluczu narodowym, etnicznym czy choćby towarzyskim?
Tak. Kiedyś importerem kapitału była Azja, a szczególnie Chiny oraz Indie. Dzisiaj coraz częściej oba te kraje eksportują kapitał. W Polsce na przykład spółka Mittal uczyniła z nieefektywnego hutnictwa bardzo zyskowny sektor gospodarki. Jednak większą wartość mają hinduskie firmy informatyczne, a my mamy świetne kadry, na dodatek są to ludzie znający język angielski. Dlatego cieszą się tak dużym wzięciem.
- Czy pomorskie poszukiwania zagranicznych inwestorów są przemyślane, mają selektywny charakter, czy też cieszymy się z każdego, kto wyrazi chęć inwestowania?
Urzędy w naszych miastach i gminach otrzymują wiele pytań od inwestorów. Są wśród nich budujący hotele, stacje benzynowe. Nam jednak powinno zależeć na tych, którzy uczynią dwie rzeczy: zahamują emigrację z Pomorza doskonale wykształconych fachowców, ludzi utalentowanych, mogących być liderami, oraz uszanują nasze unikalne środowisko, będą tworzyli w harmonii z przyrodą. Powinniśmy rozwijać gospodarkę morską opartą na wiedzy, logistykę, natomiast unikać dużego przetwórstwa, np. wspomnianych fabryk samochodów.
- Czy powinna być jedna instytucja zajmująca się wspólną promocją, która już na miejscu będzie prowadziła inwestorów za rękę? Czy też każda gmina, tak jak do tej pory, ma dbać wyłącznie o siebie?
Jako osoba o poglądach liberalnych powinienem powiedzieć, że każdy powinien to robić na własną rękę. Jednak w tym wypadku potrzebna jest jedna instytucja. Inwestora trzeba długo nakłaniać i łatwo go zrazić. Gdańsk, Sopot, Gdynia czy inne gminy nie mają takiego potencjału przyciągania. Działając razem, stwarzają dużo lepsze warunki. W jednym mieście można odpoczywać, w innym robić zakupy, pójść do restauracji, a w trzecim tworzyć wartość dodaną. Trzeba działać wspólnie, ponieważ koszty promocji są wysokie, na ulokowanie się firm potrzeba dużo czasu, no i jesteśmy wtedy odpowiednim partnerem dla zagranicznych oraz krajowych dużych i średnich firm. Wreszcie na koniec sprawa bardzo istotna: tak jak wspomniałem, musi być wspólne biuro obsługi inwestorów. Jest cała masa problemów: administracyjnych, prawnych, budowlanych. Zwykle inwestor potrzebuje kogoś, kto wytłumaczy niejasności, będzie pośrednikiem między nim a konkretną gminą. To jest poważne utrudnienie, bo każda gmina jest inna, ma różne plany zagospodarowania, zwyczaje urzędników, inny punkt widzenia władz. Inwestor zniechęca się, pokonując samodzielnie kolejne bariery. Potrzebna jest opieka, wyjaśnianie i dlatego jestem zwolennikiem jednego biura obsługi inwestorów, zwłaszcza dla średnich i dużych firm.
- Trudno sobie wyobrazić, że samorządy naszych miast i gmin miałyby dobrowolnie wyzbyć się kompetencji, władzy.
Głęboko w to wierzyłem. Byłem jedną z osób z tzw. grona G5, które przywróciło koncepcję metropolii gdańskiej. Wydaje mi się, że większość gmin docenia znaczenie tego kierunku. Niestety, nie wszystkie. Kilka z nich uważa, że to ogranicza ich wolność. Tylko jaka jest alternatywa? Co się stanie, kiedy wspólnie nie będziemy przyciągać inwestorów? Oczywiście znajdą sobie inne miejsce, i to niekoniecznie w Polsce. A nawet jeżeli zdecydują się na nasz kraj, to mają świetne warunki w okolicach Krakowa lub Wrocławia. Tam wszystkie działania są doskonale skoordynowane i współpraca sąsiadujących gmin układa się bardzo dobrze. Mamy więc nie tylko konkurencję międzynarodową, ale także silną krajową.
- Skoro brakuje koordynacji, to może chociaż sąsiadujące z Gdańskiem lub Gdynią gminy samodzielnie próbują wabić zagranicznych inwestorów?
Są tam młodzi ludzie pełni entuzjazmu i chęci, widać coraz więcej profesjonalizmu, ale nie tylko urzędnicy decydują, czy inwestor wybierze daną gminę. Brakuje terenów właściwie przygotowanych, czyli z miejscowymi planami zagospodarowania oraz infrastrukturą. Duże miasta, jak Gdańsk lub Gdynia, są w stanie przygotować się w ten sposób na przyjęcie inwestorów. Pozostałe gminy stoją przed poważnym dylematem i zwykle na coś innego muszą kierować pieniądze. Może zatem samorząd wojewódzki powinien pomóc w przygotowaniu terenów inwestycyjnych? Brakuje również środków na promocję. Wielu radnych uważa, że wydatki na promocję i marketing to wyrzucone pieniądze. To nieprawda, dlatego trzeba im uzmysłowić, że ściągnięcie inwestorów to proces wieloletni. Inwestorowi nie można też zaproponować jednej tylko lokalizacji. Dlatego potrzebna jest wspólna strategia dla całego regionu. Mając taki fundament, można się dopiero zastanawiać, jakie tereny nadają się pod inwestycje i jak je przygotować.
- Zachętą dla zagranicznych inwestorów miały być specjalne strefy ekonomiczne. Gminy często uważają, że ulokowanie na ich terenie podstrefy daje im niemal gwarancję ściągnięcia inwestorów, i na tym poprzestają. Czy z regionalnej perspektywy to rzeczywiście skuteczne narzędzie?
Tak. Niektóre strefy radzą sobie naprawdę dobrze. Mam jednak wątpliwości, dlaczego należy preferować kapitał obcy kosztem kapitału lokalnego. Polski rząd powinien tak ustalać reguły, by przedsiębiorstwa działające w każdym zakątku kraju były konkurencyjne. W początkowym etapie strefy były dobrym sposobem na ściąganie kapitału, i to dużych inwestorów. Na tym tle pomorska strefa radziła i nadal radzi sobie nieźle. Chyba jako jedyna w Polsce ma podstrefy na terenie innych województw: kujawsko-pomorskiego oraz zachodniopomorskiego.
- Jednak specjalne strefy ekonomiczne mają ograniczony repertuar zachęt, a oczekiwania inwestorów są większe niż kilkanaście lat temu.
Polacy rzeczywiście chyba nie zauważyli, że jedną z cech kapitału jest duża płynność. Kieruje się efektywnością, ceną siły roboczej, wysokością podatków, jakością prawa czy lokalizacją. Jeżeli się okaże, że takie same albo lepsze warunki proponują Rumunia, Bułgaria czy inne kraje, to nic nie powstrzyma kapitału przed przeniesieniem się do tych krajów. To oczywiście będzie skutkowało zamykaniem zakładów w Polsce. Dlatego musimy szukać i wybierać takich inwestorów, dla których wiedza i ludzie są najważniejsi. Zakład produkujący samochody można postawić niemal wszędzie. Natomiast takie firmy jak działający w Gdańsku Intel szukają czegoś innego. Nawet gdy z jakiegoś powodu zakończą działalność w danym miejscu, to zostaną ludzie, znakomici fachowcy, których potencjał można wykorzystać w inny sposób. Koszty pracy w Polsce rosną i będą rosły. Dla światowych koncernów produkujących lodówki czy samochody to sygnał, że czas się rozglądać za nowymi miejscami.
Dziękuję za rozmowę.