Jajszczyk Andrzej

Prof. dr hab. inż. Andrzej Jajszczyk – dyrektor Narodowego Centrum Nauki i profesor telekomunikacji w Akademii Górniczo­-Hutniczej w Krakowie. Autor bądź współautor siedmiu książek, ponad 270 artykułów naukowych, a także 19 patentów. Był konsultantem producentów, operatorów i agencji rządowych w Polsce, Australii, Kanadzie, we Francji, w Indiach, Niemczech i Stanach Zjednoczonych. Kierował polskimi zespołami w siedmiu projektach badawczych Unii Europejskiej. Redaktor wielu polskich i zagranicznych czasopism naukowych. Laureat nagrody Fundacji na Rzecz Nauki Polskiej. Członek rady programowej Polskiego Forum Obywatelskiego przy Instytucie Badań nad Gospodarką Rynkową.

O autorze:

Innowacyjność, kreatywność i jakość wykształcenia będą decydowały o naszym poziomie życia i miejscu w świecie. Niskimi kosztami pracy nie przebijemy Chin czy Indii - tylko jako dobrze wykształcone i zorganizowane społeczeństwo możemy myśleć o miejscu w czołówce. Niestety, stan naszej nauki i edukacji pozostawia wiele do życzenia. Wszyscy wiemy o żenującym poziomie ich finansowania. Jasne też jest, że samo zwiększenie tego poziomu nie jest w stanie uzdrowić sytuacji. Potrzebne są daleko idące zmiany systemowe.Słusznie jesteśmy dumni z ogromnego zwiększenia liczby studiujących w ostatnich kilkunastu latach. Nie powinniśmy jednak zapominać, że żadna z naszych uczelni nie mieści się w rankingach pierwszych trzystu placówek naukowych świata, a jedynie trzy są w pierwszej pięćsetce. Niewątpliwie potrzebujemy co najmniej kilku uczelni na najwyższym światowym poziomie. Tylko to umożliwi kształcenie niezbędnych krajowi elit i zapobiegnie ich odpływowi za granicę. Pożądane zmiany nie będą możliwe bez głębokich reform ustawowych i przekształceń sterowania nauką i edukacją. Jednak nawet w obecnie istniejących ramach prawnych można osiągnąć bardzo wiele. Potrzebna jest do tego wizja, odwaga i determinacja. Te ośrodki i uczelnie, które będą je posiadały, za kilkanaście lat mają szansę na odgrywanie wiodącej roli w kraju. Kierunek nieuchronnych zmian może nam wskazać przykład Stanów Zjednoczonych, kraju przodującego w innowacyjności. Na około 4000 działających tam najróżniejszych typów i jakości uczelni wyższych, tylko około pięćdziesiąt to placówki najwyższej marki, kształcące elity i pochłaniające lwią część środków przeznaczanych w tym kraju na naukę. Biorąc pod uwagę, że w Polsce istnieje około 400 uczelni wyższych zarówno państwowych, jak i niepublicznych, prosty rachunek wskazuje, że zakładając te same proporcje, najwyższą rangę może uzyskać tylko pięć jednostek. Musimy też pamiętać, że malejące roczniki maturzystów zwiększą w najbliższych latach konkurencję między uczelniami w Polsce, a także doprowadzą do likwidacji części z nich. Te procesy będzie pogłębiał odpływ najlepszych absolwentów szkół średnich do uczelni zagranicznych. Gdańsk, a także całe Trójmiasto ma bardzo dobrą pozycję startową. Wspaniałe zabytki, piękne nadmorskie położenie, bogate życie kulturalne, liczne uczelnie o ugruntowanej w Polsce pozycji - wszystko to przyciąga i będzie przyciągać chętnych do studiowania. Co jednak zrobić, by chociaż jedna z trójmiejskich uczelni osiągnęła poziom światowy, a co za tym idzie - wpłynęła na atrakcyjność inwestycyjną okolicy dla firm poszukujących najlepiej wykwalifikowanych pracowników? W moim artykule skoncentruję się na trzech zagadnieniach: podniesieniu poziomu kadry, zwiększeniu jakości kształcenia oraz sprawniejszym zarządzaniu uczelniami. Polskie uczelnie oparte są na wzorcach wprowadzonych około 200 lat temu w zupełnie innych niż obecnie warunkach gospodarczych i społecznych, a także w czasach gdy naukę i kształcenie na poziomie wyższym uprawiała bardzo wąska grupa ludzi. Ich istotą jest wielostopniowa hierarchia i statyczność. Uznanie zależy od zdobycia habilitacji i profesury, nie zaś od rzeczywiście uzyskiwanych wyników naukowych. Taka struktura, a także kolegialność podejmowania zbyt wielu decyzji są z natury antyinnowacyjne. W kręgach akademickich coraz częściej zauważa się anachroniczność istniejącego systemu. W szczególności, na razie nieśmiało, postuluje się zniesienie habilitacji, a przynajmniej zmianę jej charakteru na proces oceny wyłącznie dorobku naukowca. Obrońcy tego rzadko już spotykanego na świecie stopnia argumentują, że jest on niezbędny, ponieważ zbyt niski jest poziom bronionych u nas doktoratów. Moim zdaniem właśnie zwiększenie jakości prac doktorskich jest jednym z kluczy do posiadania najlepszych uczelni. Można to osiągnąć stosunkowo prostymi środkami. Należy na przykład powoływać recenzentów wyłącznie spoza rady naukowej jednostki, z której pochodzą doktorant i jego promotor, a także wprowadzić wymóg, aby recenzent rozprawy doktorskiej był aktywny naukowo w ostatnich pięciu latach. Powinno się również zachęcać do pisania rozpraw doktorskich w języku angielskim, szczególnie w dyscyplinach ścisłych i technicznych. W powiązaniu z obowiązkiem zamieszczania całości rozpraw w Internecie, można byłoby w ten sposób skonfrontować ich wyniki ze światem. Ważnym elementem podnoszenia jakości nauki może być jawność dorobku naukowego. Dorobek ten powinien być dostępny na stronach internetowych uczelni i innych jednostek naukowych. Te powszechnie dostępne informacje powinny być wyłączną podstawą ocen okresowych oraz not związanych z awansami czy nagrodami. To one powinny także kwalifikować danego naukowca do roli recenzenta, na przykład doktoratu. Typowy model kariery to zdobywanie stopni. Począwszy od magistra, przez doktora, doktora habilitowanego, aż do profesora, a potem praca do emerytury w tych samych murach. Dotyczy to szczególnie uczelni o długiej tradycji akademickiej i najwyższej renomie. Tylko placówki stosunkowo nowe bądź o słabym stanie kadrowym są zmuszone do pozyskiwania osób z zewnątrz. Brak ruchliwości kadr powoduje przyzwyczajenie do zastanych rozwiązań i ułatwia kreowanie się trwałych, nie zawsze pozytywnych układów personalnych. Mobilność kadr jest koniecznym warunkiem kreatywności i tworzenia zespołów mogących konkurować z najlepszymi w świecie. Jednym z warunków mobilności jest łatwość zatrudniania i zwalniania pracowników. Dlatego też podstawową formą zatrudnienia na uczelniach wyższych i innych placówkach naukowych powinny być kontrakty terminowe (na przykład 3 lub 5-letnie) z możliwością ich odnawiania. Mianowania (ale też z możliwością odwołania) powinny dotyczyć tylko kluczowych pracowników. Podobnie jak w Niemczech należy wprowadzić ustawowy zakaz zatrudniania (na przykład przez 5 lat) własnych doktorantów. Powinno się też zabronić przyjmowania do pracy dzieci pracowników w tej samej uczelni. Sam proces zatrudnienia powinien odbywać się na zasadzie otwartych konkursów. Ich warunki i wyniki powinny być jawne i dostępne w Internecie. Podstawowym "produktem" wyższej uczelni są jej absolwenci. Uczelnie powinny dbać, by oferowane przez nie programy studiów były nowoczesne i aktualne. Dodatkowym problemem jest nazbyt teoretyczny profil niektórych kierunków, na przykład matematyki (studentów nie uczy się choćby praktycznych metod statystycznych stosowanych w branży ubezpieczeniowej, badaniach opinii publicznej czy służbie zdrowia; uwzględniają to programy wielu uczelni zagranicznych). Dydaktyka powinna być przydzielana zgodnie z kompetencjami, na zasadzie uczelnianego konkursu na prowadzenie poszczególnych przedmiotów. Obecnie obowiązujące uregulowania prawne wprowadzają trójstopniowy system studiowania, obejmujący licencjat (studia inżynierskie), studia magisterskie i doktoranckie. Należy zachęcać, na przykład poprzez wprowadzanie odpowiednich systemów stypendialnych, do studiowania na przynajmniej dwóch uczelniach. Takie podejście, powszechnie stosowane w Stanach Zjednoczonych, rozszerza horyzonty absolwentów i lepiej przygotowuje ich do przyszłej pracy. Zmniejszające się roczniki studentów powinny skłaniać ambitne uczelnie do przyciągnięcia młodzieży z zagranicy przez uruchamianie kształcenia w języku angielskim, a także przez profesjonalne działania marketingowe. Uczelniami, częstokroć ogromnymi firmami zatrudniającymi wiele tysięcy pracowników, kierują wyłaniani w drodze wyborów uczeni, a nie odpowiednio wykształceni menedżerowie. System wyborów jest absurdalny. Wyobraźmy sobie sytuację, w której dyrektora naczelnego stoczni, a także jego zastępców i kierowników działów, wybierają w tajnych wyborach wszyscy pracownicy oraz przedstawiciele klientów stoczni. Taką sytuację mamy właśnie na uczelniach - dyrektorem naczelnym jest rektor, zastępcami prorektorzy, kierownikami działów dziekani i prodziekani, a klientami studenci. Prowadzi to niejednokrotnie do wyboru osób, co do których nie ma obawy, że będą wymagały solidnej pracy bądź, co gorsza, będą chciały cokolwiek zmienić w dobrze znanym systemie. Decyzje podejmowane większością głosów powodują często, że środki na uczelni przydziela się nie tym, którzy otwierają nowe i obiecujące kierunki badań, a tym, którzy mają najwięcej pracowników, czyli często jednostkom o bardzo długiej tradycji, ale niekiedy zajmujących się tematyką przebrzmiałą i nikomu niepotrzebną. Utrwala się tym samym przestarzała struktura uczelni. Ideałem byłoby rozdzielenie stanowisk rektorów, jako przedstawicieli świata akademickiego uczelni, i menedżerów (na przykład z tytułem kanclerza) zarządzających dużym i skomplikowanym przedsiębiorstwem, jakim jest na ogół uczelnia wyższa. Taki podział istnieje już na wielu uczelniach prywatnych. Kanclerz powinien być wybierany w jawnym i otwartym konkursie oraz zatwierdzany przez odpowiednio skonstruowany organ związany z daną uczelnią. W przypadku uczelni prywatnych są w nim po prostu przedstawiciele właścicieli. Na uczelniach państwowych organ taki (rada patronacka) musiałby odpowiednio reprezentować interesy państwa, lokalnego samorządu, a także sponsorów i organizacje wspierające. Co więcej, definiowałby kierunki rozwoju uczelni i decydował o większych inwestycjach. Rektorzy wybierani przez wszystkich pracowników naukowo-dydaktycznych uczelni mieliby za zadanie reprezentowanie placówki, nadzorowanie funkcjonowania życia akademickiego oraz nadawanie stopni naukowych (w tym tytułu doktora honoris causa). Jakkolwiek omawiane rozwiązanie nie może być obecnie w pełni zrealizowane na uczelniach państwowych z powodu istniejących ograniczeń ustawowych, można wprowadzać jego elementy, tworząc rady patronackie czy odpowiednio kształtując uprawnienia organów wybieralnych. Można także kreować bardziej elastyczne struktury uczelni2. W przypadku Trójmiasta warto by rozważyć połączenie niektórych placówek w jeden silny organizm. Nie ulega wątpliwości, że posiadanie elit intelektualnych, wspieranych przez innych, dobrze wykształconych obywateli, będzie decydowało o miejscu Polski w świecie. Istnienie dobrych wyższych uczelni będzie też rzutowało na konkurencyjną pozycję miast i regionów. Czego innowacyjne firmy oczekują od pomorskich uczelni i sektora badawczo-rozwojowego? Barbara Kwiatkowska (Stabilator): Wiążemy ogromne nadzieje z sektorem badawczo-rozwojowym, a zwłaszcza z Politechniką Gdańską, z którą od lat współpracujemy. To właśnie ośrodki naukowo-badawcze mogą przyspieszyć postęp technologiczny, dając szansę rozwojową dla regionów i całej gospodarki. Od sektora tego, jako źródła systematycznego zdobywania wiedzy na światowym poziomie, oczekujemy informacji przydatnych dla wskazania kierunku rozwoju przedsiębiorstwa. Niestety dużą wadą polskiego sektora badawczo-rozwojowego, będącego zapleczem naukowo-technicznym przemysłu i innych dziedzin gospodarki, jest jego znaczna izolacja od rynku. Jan Mioduski (Techno-Service): Nasza firma od lat współpracuje z Politechniką Gdańską (w szczególności z Wydziałem Elektroniki, Telekomunikacji i Informatyki) oraz Instytutem Teletechnicznym i Radiotechnicznym w Warszawie. Jako jedni z pierwszych włączyliśmy się także w ideę tworzenia Centrum Zaawansowanych Technologii Pomorze. Od pomorskich uczelni w głównej mierze oczekujemy zwiększenia pragmatyzmu podejmowanych działań i ich konkretyzacji w kierunku praktycznego wykorzystania nowoczesnych materiałów i technologii w przemyśle. Chcielibyśmy mieć praktyczną możliwość rozwijania i poszerzania oferty naszej firmy w oparciu o potencjał naukowo--badawczy uczelni. Sądzimy, że dobrze służyłoby temu tworzenie wraz z uczelniami interdyscyplinarnych laboratoriów, zajmujących się certyfikowaniem urządzeń i wyrobów oraz oferujących wsparcie merytoryczne i projektowe. Będą one nie tylko stymulować rozwój przedsiębiorstw, ale poprzez włączanie studentów i kadry dydaktyczno-naukowej w rozwiązywanie realnych problemów, pozwolą kształcić inżynierów tak, aby skutecznie umieli oni łączyć zdobytą wiedzę z jej praktycznym zastosowaniem. Marek Stawski (Profarm): Nasza firma współpracuje z kilkoma ośrodkami naukowymi w Polsce, między innymi z Akademią Medyczną w Gdańsku. Bardzo chwalimy sobie te kontakty, gdyż dają nam one wymierne korzyści przy wprowadzaniu do produkcji nowych leków i kosmetyków. Ale w naszym regionie funkcjonuje jeszcze wiele uczelni, które mogą być zdecydowanie bardziej przydatne dla przemysłu. Odczuwalny jest brak bezpośrednich kontaktów pomiędzy przedsiębiorcami i naukowcami (roboczych spotkań, otwartości firm i uczelni). To duże wyzwanie dla organizacji biznesowych, naukowych i samorządowych - pole do podjęcia wspólnych działań. Nowoczesna technika i nauka to niewątpliwie inspiracja do działań innowacyjnych - najkrótsza droga do sukcesu.

O autorze:

Na sukces przedsiębiorstw ma wpływ wiele różnorodnych czynników. Jednym z nich może być nauka. Dobrym przykładem korzystania z osiągnięć naukowców jest amerykańska firma Qualcomm, projektująca i sprzedająca układy scalone do telefonów komórkowych, założona przez dwóch profesorów, absolwentów słynnego Massachusetts Institute of Technology, Irvina Jacobsa i Andrew Viterbiego. W ubiegłym roku firma przyniosła ponad trzy miliardy dolarów zysku. Znaczną część przychodów firmy stanowią opłaty za prawa patentowe rozwiązań telefonii trzeciej generacji. Głównym konkurentem Qualcommu na rynkach globalnych jest firma Broadcom, którą założył profesor University of California Los Angeles Henry Samueli. Obie firmy nie produkują wymyślanych przez siebie układów scalonych, a przychody czerpią przede wszystkim z wyników badań naukowych – swoich i zlecanych uczelniom – oraz z projektowania układów. Są oczywiście i przedsiębiorstwa produkcyjne, które systematycznie przeznaczają ogromne środki na badania i rozwój, dbając o stałe unowocześnianie swoich produktów. Na przykład znany wytwórca samochodów Daimler Benz wydaje corocznie na te cele więcej niż wynoszą całkowite nakłady na naukę w Polsce. Przedsiębiorstwa opierające swój sukces na komercjalizacji badań naukowych istnieją także w naszym kraju. Można tu wymienić firmę Ammono, założoną przez absolwenta Uniwersytetu Warszawskiego Roberta Dwilińskiego i jego trzech kolegów. Ammono produkuje największe w świecie i znakomitej jakości kryształy azotku galu, pożądane przez światowy przemysł urządzeń półprzewodnikowych. Jeden taki kryształ o średnicy ok. 5 cm ma wartość sportowego BMW. Warto zauważyć, że najskuteczniejszą i najszerzej stosowaną w świecie metodę wytwarzania klasycznych kryształów półprzewodnikowych wymyślił w 1916 r. także nasz rodak, Jan Czochralski.
Nie ma ścisłego związku między innowacyjnością a badaniami naukowymi. Wiele innowacji ma charakter wyłącznie organizacyjny, a część badań naukowych nie ma w ogóle aspektów praktycznych.
Innowacyjność a nauka Wbrew często powielanej opinii, nie ma ścisłego związku między innowacyjnością a badaniami naukowymi. Wiele innowacji ma np. charakter wyłącznie organizacyjny, a część badań naukowych nie ma w ogóle aspektów praktycznych. Wdrożenie osiągnięć naukowych jest po prostu jednym z wielu sposobów tworzenia innowacji. Sposobem bardzo skutecznym i przynoszącym ogromne zyski, jak widać z wcześniejszych przykładów. Warto też zauważyć, że postulat, aby instytuty naukowe i wyższe uczelnie były źródłem innowacji, nie jest uzasadniony. Takim źródłem mogą być, poza wyjątkowymi przypadkami, firmy korzystające z pracy naukowców. Przekucie odkryć naukowych w rozwiązania praktyczne może, i powinno, być wspomagane przez jednostki wdrożeniowe, stanowiące swego rodzaju ogniwo pośrednie. Jednostki te mogą być samodzielnymi bytami, ale mogą być również wyspecjalizowanymi działami firm wytwarzających produkty oparte na wynikach badań naukowych bądź agendami uczelni czy instytutów badawczych. Można w tym kontekście przypomnieć, że w czasach tzw. realnego socjalizmu usiłowano zmusić jednostki naukowe do skoncentrowania się na wdrożeniach. Skutki, zarówno dla gospodarki, jak i nauki, były opłakane. Doświadczenia krajów najbardziej innowacyjnych i wytwarzających znaczną część swojego dochodu narodowego dzięki zaawansowanym technologiom wskazują wyraźnie, że badania aplikacyjne powinny być przede wszystkim domeną gospodarki i jednostek badawczo­‑rozwojowych bezpośrednio z nią związanych, a państwo ma wspierać badania podstawowe, stanowiące w dłuższej perspektywie bazę do potencjalnych aplikacji. Nieprzypadkowo amerykańska agencja grantowa National Science Foundation wspiera wyłącznie badania podstawowe, a dysponująca ogromnym budżetem tajwańska National Science Council tylko 20 proc. środków przeznacza na badania stosowane. Również w Europie, po okresie fascynacji i wiary w skuteczność projektów nastawionych na aplikacje, realizowanych w ramach tzw. programów ramowych, postanowiono znacząco zwiększyć środki przeznaczane na prace badawcze podejmowane przede wszystkim w celu zdobywania nowej wiedzy o podstawach zjawisk i obserwowalnych faktów, bez nastawienia na bezpośrednie zastosowania praktyczne. Wyrazem tego było powołanie European Research Council. Pojawiające się niekiedy w Polsce opinie, że jesteśmy krajem zbyt biednym, by finansować badania podstawowe i powinniśmy skierować całość środków na badania stosowane, wynikają najczęściej z naiwnej wiary w bezpośredni utylitaryzm nauki lub niezrozumienia skomplikowanych mechanizmów rządzących innowacyjnością. Rola poszczególnych podmiotów Jednym z warunków odniesienia sukcesu na rynku globalnym przez przedsiębiorstwa korzystające z najnowszych technologii jest właściwe przypisanie ról poszczególnym podmiotom – w szczególności państwu, przedsiębiorstwom i jednostkom naukowym – a następnie ich realizacja.
Rozpoznawalne w świecie sukcesy naukowe, nawet w badaniach podstawowych, mogą stanowić nieoceniony sygnał marketingowy dla firm i indywidualnych odbiorców produktów polskich przedsiębiorstw, wzmacniając zaufanie do jakości towarów i zachęcając do współpracy przemysłowej.
Państwo Instytucje państwa powinny odgrywać szczególnie aktywną rolę w budowie potencjału intelektualnego kraju, stanowiącego niezbędne podglebie, na którym mogą tworzyć się innowacje. W tym przypadku rola omawianego podmiotu polega na finansowaniu badań podstawowych i współfinansowaniu szkolnictwa wyższego. To pierwsze jest realizowane w Polsce głównie za pośrednictwem Narodowego Centrum Nauki. Znaczenie badań podstawowych dla późniejszych sukcesów aplikacyjnych zgrabnie ujmuje angielskie powiedzenie: „There is no applied science without science to be applied” (nie ma nauki stosowanej bez nauki, którą można zastosować), będące parafrazą wcześniejszej wypowiedzi Ludwika Pasteura, prekursora mikrobiologii. Należy również pamiętać, że rozpoznawalne w świecie sukcesy naukowe, nawet w badaniach podstawowych, mogą stanowić nieoceniony sygnał marketingowy dla firm i indywidualnych odbiorców produktów polskich przedsiębiorstw, wzmacniając zaufanie do jakości towarów i zachęcając do współpracy przemysłowej. Ważnym obowiązkiem państwa jest tworzenie regulacji ułatwiających współpracę przedsiębiorstw i nauki, w tym przejrzystego prawa dotyczącego własności intelektualnej, prawa patentowego itp. Należy także zwiększać kompetencje pracowników sądownictwa w radzeniu sobie ze sprawami na styku nauka­‑wdrożenia. Brak sędziów o odpowiednich kwalifikacjach w tym zakresie, a także opieszałość sądów stanowią poważne utrudnienia w funkcjonowaniu firm innowacyjnych, współpracy między podmiotami oraz rozstrzyganiu sporów. Źle również przedstawiają się kompetencje sędziów w sprawach obejmujących podmioty zagraniczne, a nawet ich kompetencje językowe, co utrudnia samodzielne zapoznawanie się z dokumentami. Państwo może kształtować system podatkowy tak, aby promował zastosowania wyników badań naukowych w praktyce. Warto się jednak zastanowić, czy dla podmiotów gospodarczych o globalnych ambicjach większą wartością niż ewentualne zwolnienia podatkowe nie jest prostota całego systemu podatkowego. Znaczącą rolę może odegrać finansowanie przez państwo i jego agendy, a w szczególności Narodowe Centrum Badań i Rozwoju, dużych projektów naukowych, istotnych z punktu widzenia długofalowych interesów kraju, w tym jego obronności. Ważne jest przy tym, aby pieniądze podatników wspierały wyłącznie projekty wdrożeniowe współfinansowane w znaczącym stopniu przez same przedsiębiorstwa. Państwo powinno także promować polską naukę w świecie. Dotyczy to osiągnięć oraz wybitnych postaci z przeszłości (takich jak Mikołaj Kopernik, pionier przemysłu naftowego Ignacy Łukasiewicz, wspomniany już Jan Czochralski czy matematyk Stefan Banach), jak i sukcesów najnowszych. Samorządy Sprawdzonym sposobem pomagania przez samorządy przedsiębiorstwom innowacyjnym, zwłaszcza nowo powstającym, jest tworzenie i wspieranie parków technologicznych i inkubatorów przedsiębiorczości. Warto jednak pamiętać – co zauważono ostatnio w Kanadzie – że zbyt długie i hojne pomaganie firmom w ten sposób może spowodować ich zbytnie uzależnienie od jawnych czy ukrytych dotacji i spadek konkurencyjności. Wyższe uczelnie Wyższe uczelnie, wbrew niektórym przekonaniom, nie są powołane do realizacji celów gospodarczych. Jednak ich pośredni wpływ na sukces polskich przedsiębiorstw w skali globalnej może być ogromny. Uniwersytety, politechniki i akademie mają kształcić ludzi o otwartych głowach, umiejących stawiać istotne pytania i rozwiązywać problemy. Powinny też kształtować postawy innowacyjne, a także kształcić studentów zagranicznych, którzy w dłuższej perspektywie mogą stać się ambasadorami produktów z naszego kraju. Ważnym zadaniem uczelni jest prowadzenie badań naukowych, głównie o charakterze podstawowym, oraz stanowienie bazy ekspertów, służących swą wiedzą gospodarce i instytucjom państwa. Pozauczelniane instytucje badawcze Instytuty badawcze, działające poza strukturami wyższych uczelni, zależnie od ich charakteru, koncentrują się na prowadzeniu badań podstawowych bądź stosowanych. Ten drugi przypadek dotyczy przede wszystkim jednostek branżowych związanych z konkretnymi działami gospodarki. Istnienie instytutów branżowych powinno zależeć od rzeczywistych potrzeb korzystających z ich usług przedsiębiorstw bądź organów państwa, które opłacają potrzebne im badania.
Wejście na rynki światowe i utrzymanie się na nich będzie w wielu przypadkach wymagało korzystania z wyników pracy naukowców.
Przedsiębiorstwa produkcyjne i usługowe Polskie przedsiębiorstwa w niewielkim na ogół stopniu korzystają w swojej działalności z wyników badań naukowych. Wynika to często z faktu, że wytwarzają i eksportują produkty stosunkowo proste bądź słabo przetworzone. W wielu przypadkach do powiększenia zysku wystarcza uruchomienie prostych rezerw lub wprowadzenie innowacji znanych już wcześniej na rynku globalnym. Wraz ze stopniowym otwieraniem się Polski i wzrostem konkurencji sytuacja ta ulega zmianie. Wejście na rynki światowe i utrzymanie się na nich będzie w wielu przypadkach wymagało korzystania z wyników pracy naukowców. Przedsiębiorstwa coraz częściej będą zmuszone do prowadzenia bądź zlecania potrzebnych im badań stosowanych, tak aby wytwarzane przez nie towary mogły sprostać międzynarodowej konkurencji. Będą też wyszukiwały, skupowały i wdrażały wynalazki powstałe w laboratoriach uczonych. Podobnie jak w krajach najbardziej rozwiniętych, w interesie dużych korporacji będzie także leżało finansowanie badań podstawowych, na przykład przez fundowanie stanowisk profesorskich w wybranych dyscyplinach czy finansowanie nagród dla wybitnych naukowców. Poza zyskiem marketingowym i wizerunkowym może się to przełożyć na stymulujące innowacje kontakty z naukowcami i zatrudniającymi ich jednostkami. Widoczność na arenie międzynarodowej może też dać polskim firmom sponsorowanie międzynarodowych konferencji naukowych. Instytucje działające na styku nauka­‑gospodarka Bardzo ważną rolę w rozwoju powiązań między nauką a gospodarką powinny spełniać wyspecjalizowane w tym firmy. Do ich głównych zadań powinno należeć: monitorowanie potrzeb gospodarki i państwa, wyszukiwanie obiecujących osiągnięć naukowych, zlecanie (bądź pośredniczenie w zlecaniu) badań aplikacyjnych, gromadzenie funduszy zwiększonego ryzyka (venture capital) czy pomoc w uzyskaniu ochrony własności intelektualnej. Osoby prywatne Jakkolwiek brakuje w Polsce dłuższej tradycji angażowania środków prywatnych w finansowanie działalności naukowej, należy przypuszczać, że wzorem innych krajów będzie się u nas stopniowo rozwijać działalność charytatywna, w tym wspieranie wybranych badań naukowych (np. medycznych), fundowanie stanowisk profesorskich czy stypendiów naukowych.
Błędem byłoby administracyjne zmuszanie jednostek naukowych do podejmowania obowiązków wdrożeniowych, a także zastępowanie nakazami czy dotacjami mechanizmów rynkowych przymuszających przedsiębiorstwa do innowacji.
Podsumowanie Nie ulega wątpliwości, że odniesienie przez przedsiębiorstwa sukcesu na rynku globalnym jest w coraz większym stopniu uzależnione od mądrego korzystania ze zdobyczy nauki. Mamy na to mnóstwo przykładów z wielu krajów świata. Powinniśmy, jako państwo, rozumnie wspierać rozwój innowacyjności i powiązań między nauką a gospodarką. Nie jest to jednak proces prosty i błędem byłoby administracyjne zmuszanie jednostek naukowych do podejmowania obowiązków wdrożeniowych, a także zastępowanie nakazami czy dotacjami mechanizmów rynkowych przymuszających przedsiębiorstwa do innowacji. Powinniśmy ułatwiać powstawanie sieci powiązań między przedsiębiorstwami, uczelniami, instytutami badawczymi, samorządami i wyspecjalizowanymi firmami obsługującymi procesy wdrażania wyników badań naukowych, a także usuwać różnorodne bariery administracyjne. Jest duża szansa, że doprowadzi to do pożądanych skutków.

Skip to content