Struk Mieczysław

Mieczysław Struk jest Marszałkiem Województwa Pomorskiego od 2010 roku. Absolwent Wydziału Turystyki i Rekreacji Akademii Wychowania Fizycznego we Wrocławiu. Ukończył podyplomowe studia organizacji i zarządzania oraz integracji europejskiej na Uniwersytecie Gdańskim, a także trzyletnie studia doktoranckie na Wydziale Zarządzania i Ekonomiki Usług Uniwersytetu Szczecińskiego. Od 1990 roku przez 12 lat był burmistrzem Jastarni, a od 1998 roku jest radnym Sejmiku Województwa Pomorskiego.

O autorze:

Tekst ukazał się w kwartalniku „Pomorski Thinkletter” wydawanym przez Instytut Badań nad Gospodarką Rynkową.

Ostatnie kilka lat jest okresem wielu turbulencji, których doświadcza świat, Polska i Pomorze. W 2020 roku wybuchła pandemia, w 2022 roku Rosja zaatakowała Ukrainę, rozpoczynając wojnę w pobliżu naszych granic. To natomiast wywołało kryzys humanitarny i masową falę uchodźców w krajach sąsiednich, w tym w Polsce. Ponadto coraz bardziej namacalnie odczuwamy zmiany klimatu w postaci różnego rodzaju huraganów, gwałtownych opadów czy długich okresów suszy i upałów. Powyższe czynniki powodują następne wyzwania. Rosnące ceny energii i żywności przekładają się na problemy ubóstwa energetycznego i głodu, co daje impuls do migracji, ale również zakłóceń w łańcuchach dostaw.

Kryzysy pojawiają się tak często, że jedyne, czego możemy być pewni, to nadejście kolejnych „czarnych łabędzi”, wywołujących ogromne zawirowania w sferze politycznej, gospodarczej, społecznej, klimatycznej. Czasy, w których żyjemy, scharakteryzowane akronimem VUCA¹ – cechują się dużą zmiennością, niepewnością, złożonością oraz niejednoznacznością. Jak zatem przygotować się do przyszłości, w której pewne wydaje się jedynie to, że będzie nieprzewidywalna? Te pytania stawiają sobie liderzy polityczni, gospodarczy eksperci i naukowcy. Zastanawiając się, jaka przyszłość czeka nas tu na Pomorzu, warto zadać następujące pytania: Gdzie dziś jesteśmy – z jakimi zasobami (atutami i słabościami) wchodzimy w ten okres? Jakie wyzwania nas czekają? Jak powinniśmy na nie odpowiedzieć, najlepiej wykorzystując nasze atuty?

Gdzie jesteśmy?

Pomorze w ostatnich dwóch dekadach dokonało znaczącej transformacji gospodarczej, społecznej oraz infrastrukturalnej. Dziś jesteśmy w innym miejscu niż 20 lat temu, gdy region dopiero budował swoją tożsamość, zaplecze instytucjonalne i potencjał inwestycyjny. Droga, którą przeszliśmy, doprowadziła nas do miejsca, w którym naszym podstawowym wyzwaniem nie są dziurawe drogi, wysokie bezrobocie czy wyeksploatowane budynki naszych uczelni, instytucji kultury czy edukacji. Obecnie stopę bezrobocia mamy na jednym z najniższych poziomów w UE, zaplecze infrastrukturalne i laboratoryjne pomorskich uczelni w wielu dziedzinach jest na najwyższym światowym poziomie. Ponadto nakłady na działalność badawczo­‑rozwojową w roku 2020 osiągnęły wartość 1,75 proc. PKB, co jest dobrym prognostykiem dla rozwoju innowacyjności na Pomorzu.

Pomorze w ostatnich dwóch dekadach dokonało znaczącej transformacji gospodarczej, społecznej oraz infrastrukturalnej. Dziś jesteśmy w innym miejscu niż 20 lat temu, gdy region dopiero budował swoją tożsamość, zaplecze instytucjonalne i potencjał inwestycyjny.

Te sukcesy nie wzięły się z niczego. Pomorze, dzięki skutecznej koordynacji działań wielu partnerów samorządowych, zbudowało jedno okienko w zakresie przyciągania inwestycji do regionu – Invest in Pomerania. To m.in. dzięki temu udało się pozyskać inwestorów, którzy zmieniają obraz pomorskiej gospodarki, zapewniając jednocześnie atrakcyjne oraz dobrze płatne miejsca pracy. Dobrym przykładem jest tu Northvolt, producent baterii, spółka założona przez Petera Carlssona, byłego wiceprezesa Tesli, której misją jest „odesłanie ropy do historii”. Korzyści z tej inwestycji to nie tylko pól tysiąca miejsc pracy czy 200 mln dolarów ulokowane w regionie. To również zaistnienie Pomorza i Gdańska w świadomości globalnych inwestorów działających w obszarze energii odnawialnej i dowód na atrakcyjność regionu dla tego typu przedsięwzięć.

W technologie i innowacje na Pomorzu inwestują nie tylko podmioty z kapitałem zagranicznym. Polpharma Biologics to utworzona kilka lat temu spółka, mająca swą siedzibę na terenie Gdańskiego Parku Naukowo­‑Technologicznego, będąca częścią grupy Polpharma. Podmiot ten, odpowiedzialny za rozwój innowacyjnych leków biotechnologicznych zatrudnia obecnie ponad 600 pracowników. W Międzynarodowym Centrum Technologii Kwantowych powstałym przy Uniwersytecie Gdańskim pracuje obecnie zespół ok. 60 osób. Na co dzień prowadzą badania na najwyższym światowym poziomie w sferze technologii kwantowych. Dziedzinie, która jest jednym z najszybciej rozwijających się obecnie obszarów nauki, mających znaczący potencjał do komercjalizacji, m.in. w zakresie szeroko rozumianej kryptografii. To właśnie tu, na Pomorzu, rodzą się innowacje unikalne w skali świata.

Prawie ćwierć wieku funkcjonowania samorządu regionalnego w obecnym kształcie pozwoliło również wypracować szereg mechanizmów oraz instytucji, które dziś pozwalają realizować politykę rozwoju regionu. Siedem lat temu samorząd województwa pomorskiego powołał Pomorski Fundusz Rozwoju, który zapewnia instrumenty finansowe dla przedsięwzięć rozwojowych samorządów, przedsiębiorstw i innych podmiotów.

Prawie ćwierć wieku funkcjonowania samorządu regionalnego w obecnym kształcie pozwoliło wypracować szereg mechanizmów oraz instytucji, które dziś pozwalają realizować politykę rozwoju regionu.

Przytaczam te pozytywne przykłady i sukcesy województwa pomorskiego nie tyle, by się chwalić, ale po to, aby pokazać, jaką drogę przeszliśmy my wszyscy – samorząd, nasze przedsiębiorstwa czy uczelnie.

Trzy wyzwania na drodze do nowego modelu rozwoju

Nasz sukces ma jednak również inne konsekwencje. Mianowicie, prostsze rezerwy rozwojowe, takie jak relatywnie tania siła robocza, dotacje inwestycyjne dla firm otrzymane w ramach polityki spójności oraz mało zaawansowane podwykonawstwo dla przedsiębiorstw z krajów starej UE, zostały w dużej mierze wykorzystane i nie będą stanowiły już tak silnego motoru rozwojowego jak w ostatnich dekadach. Co więcej, zbliżając się w poziomie rozwoju do najbardziej rozwiniętych krajów, w coraz mniejszym stopniu możemy korzystać ze swoistej renty zapóźnienia, tj. wykorzystywać sprawdzone rozwiązania (tzw. dobre praktyki) z krajów wysoko rozwiniętych. Po przejściu do grupy krajów wysokorozwiniętych dalszy rozwój uzależniony jest o wypracowania własnej ścieżki wzrostu. Znalezienia pomysłu na siebie i zbudowania takiego ekosystemu łączącego biznes, administrację i sektor wiedzy, który w efektywny sposób będzie odpowiadał na pojawiające się wyzwania oraz zapewniał sprawną oraz efektywną implementacje nowych, innowacyjnych rozwiązań. Jak pokazuje historia, sukces na tym etapie rozwoju wcale nie jest pewny, co jest definiowane jako „pułapka krajów średniego rozwoju”.

Prostsze rezerwy rozwojowe, takie jak relatywnie tania siła robocza, dotacje inwestycyjne dla firm oraz mało zaawansowane podwykonawstwo dla przedsiębiorstw z krajów starej UE, zostały w dużej mierze wykorzystane i nie będą stanowiły już tak silnego motoru rozwojowego jak w ostatnich dekadach.

Obecnie, w obliczu wyzwań, które nas dotykają (pandemia, napływ uchodźców, zmiany klimatyczne, transformacja energetyczna), potrzebujemy rozwiązań, które dopiero trzeba wymyślić. Nie kupimy ich „z półki” czy od zagranicznych koncernów, które dawno już je opracowały i wprowadziły do komercyjnej oferty. Ponadto rozwiązania te – nawet jeśli częściowo dostępne – muszą być dostosowane do naszych potrzeb i możliwości. Często oznacza to, że dopiero rodzą się one w odpowiedzi na specyficzne wymagania.

Dziś jeszcze bardziej niż dotychczas uświadamiamy sobie, że potrzebujemy współpracy pomiędzy jednostkami naukowymi oraz przedsiębiorstwami. Co więcej, ta współpraca nie może być jedynie deklaratywna, jak to zdarzało się do tej pory, gdy była wymagana do pozyskania środków publicznych na wspólne projekty. Musi być ona rzeczywista, gdyż tak naprawdę już teraz potrzebujemy jej efektów – nowych produktów, usług, rozwiązań dla dopiero powstających, problemów, wyzwań przed którymi stajemy. Będzie to dobry sprawdzian i weryfikator zarówno potencjału naszego zaplecza badawczego, jak i umiejętności współpracy w układzie nauka – przedsiębiorstwa – samorząd.

Pierwszym wyzwaniem, przed którym stoi region, jest więc znalezienie oryginalnego pomysłu rozwojowego. Ten nowy model musi opierać się na większej innowacyjności (wyższej wartości dodanej) wytwarzanych produktów i usług. Bez tego nie zwiększymy trwale dochodów ludności, a także nie będziemy mieli zasobów na inwestycje w infrastrukturę i poprawę usług publicznych.

Wyzwaniem, przed którym stoi region, jest znalezienie oryginalnego pomysłu rozwojowego. Ten nowy model musi opierać się na większej innowacyjności (wyższej wartości dodanej) wytwarzanych produktów i usług. Bez tego nie zwiększymy trwale dochodów ludności, a także nie będziemy mieli zasobów na inwestycje w infrastrukturę i poprawę usług publicznych.

Drugim wyzwaniem jest odejście od paliw kopalnych. Jest to konieczne z uwagi na potrzebę ograniczenia negatywnego wpływu na środowisko i skutków zmian klimatu. O tym, że one postępują, dzisiaj przekonujemy się wszyscy. Obserwujemy coraz częstsze ulewy, huragany, a z drugiej strony okresy upałów i suszy. Przekłada się to nie tylko na dolegliwości w codziennym funkcjonowaniu, ale również na straty w infrastrukturze, obciążenie systemów ratownictwa czy wreszcie konieczność ponoszenia znacznych nakładów inwestycyjnych w rolnictwie.

Wojna w Ukrainie znacząco przyspieszyła konieczność znalezienia alternatywnych – dla paliw kopalnych – źródeł energii. Z jednej strony wszyscy widzimy, że dolary i euro płacone za rosyjski gaz i ropę de facto finansują wojnę. Z drugiej zaś, nakładane sankcje oraz perturbacje geopolityczne, powodują wzrost ryzyka i przekładają się na znaczący wzrost cen węglowodorów, a tym samym na rosnącą inflację. Powoduje to presję na szukanie alternatywnych źródeł energii, ale rosnące ceny paliw kopalnych sprawiają również, że zmienia się rachunek ekonomicznych inwestycji w OZE. Stają się one coraz bardziej konkurencyjne w stosunku do dotychczasowych źródeł energii.

Trzecim niezbędnym czynnikiem dalszego rozwoju, są wykwalifikowani pracownicy. Dla wzrostu opartego na innowacjach i zmianach technologicznych potrzebni są wykształceni i zdolni ludzie. Zachodzące zmiany demograficzne sprawiają, że wyczerpuje się kluczowy czynnik atrakcyjności regionu z punktu widzenia inwestorów zagranicznych. Zapewnienie odpowiednich kadr dla gospodarki, nauki i administracji musi więc być jednym z priorytetów dla Pomorza. Działania te są i będą realizowane poprzez stwarzanie warunków dla przyciągania talentów do regionu, zarówno z innych regionów jak i z zagranicy. Chcemy, aby Pomorze było magnesem dla młodych ludzi. Przyciągać powinny zarówno dobre pomorskie uczelnie, zajmujące coraz wyższe miejsca w krajowych i międzynarodowych rankingach, rozwijająca się gospodarka, stwarzająca atrakcyjne miejsca pracy jak również otoczenie (kultura, infrastruktura turystyczna, czyste środowisko) zapewniające wysoką jakość życia.

Naszym celem są również inwestycje w zwiększanie kompetencji mieszkańców Pomorza. W tym obszarze ważnym wyzwaniem i priorytetem na najbliższe lata jest podnoszenie kwalifikacji osób dorosłych. W tej grupie odsetek kształcących się jest wciąż na niskim poziomie. Szczególnie jeśli porównany go do krajów, których gospodarki są najbardziej innowacyjne. Musimy nauczyć się lepiej wykorzystywać zasoby, które mamy, w tym pracę osób starszych. Aby móc robić to efektywnie, potrzebne jest podnoszenie ich kwalifikacji lub przekwalifikowanie do zmieniającej się struktury gospodarczej. Jeśli chcemy zmienić naszą gospodarkę na bardziej zieloną i bardziej cyfrową, to warunkiem koniecznym jest zainwestowanie w kompetencje pracowników.

Zielona energia – nowy motor rozwoju

Jaka powinna być odpowiedź Pomorza na nadchodzące wyzwania? Co jest kluczem, który pozwoli przezwyciężyć bariery oraz dać impuls dla dalszego, innowacyjnego rozwoju regionu? Dziś coraz wyraźniej widać, że może być nim dostęp do „czystej energii”. Zielona transformacja – efektywność energetyczna, odnawialne źródła energii i ich magazynowanie to dziś obszar, który koncentruje środki inwestycyjne – prywatne, publiczne, jak i te z UE.

Dziś coraz wyraźniej widać, że kluczem do przezwyciężenia wyzwań i impulsem do dalszego rozwoju może być dostęp do zielonej energii. W nadchodzących latach to właśnie energia (jej dostępność, „kolor” i cena) będzie czynnikiem decydującym o przewadze konkurencyjnej regionów i krajów.

W nadchodzących latach to energia (jej dostępność, „kolor” i cena) będzie czynnikiem decydującym o przewadze konkurencyjnej regionów i krajów. Dostęp do zielonej energii może być naszą przewagą w przyciąganiu do regionu nowych inwestycji, zarówno komercyjnych jak i publicznych. Może stać się również impulsem do rozwoju branż, które dopiero się rodzą lub dynamicznie się rozwijają, takich jak magazynowanie energii, technologie wodorowe, czy sektor ICT. To te obszary gospodarki generują popyt na lepiej wykwalifikowanych pracowników, oferując w zamian bardziej atrakcyjne, lepiej płatne miejsca pracy.

Pomorze, w chwili obecnej, jest importerem netto energii elektrycznej, co oznacza, że więcej jej zużywamy, niż sami jesteśmy w stanie wytworzyć. Aktualnie blisko połowę wykorzystywanej energii pozyskujemy z zewnątrz. Ta, wydawałoby się, słaba strona regionu – w sytuacji konieczności transformacji systemu energetycznego z nazwijmy to „przestarzałych, brudnych” technologii – paradoksalnie jest naszym atutem. Mianowicie, nie jesteśmy obciążeni istniejącą infrastrukturą produkcyjną opartą na węglu i nie musimy ponosić kosztów ekonomicznych, ekologicznych czy też społecznych z tym związanych. Dla nas inwestycje w zielone, odnawialne źródła energii są, naturalną, żeby nie powiedzieć jedyną możliwą (w obecnej sytuacji geopolitycznej) strategią.

Już dzisiaj ponad połowa energii wytwarzanej w województwie pomorskim pochodzi ze źródeł odnawialnych. W przyszłości udział ten będzie jeszcze większy. Coraz bardziej realne stają się plany realizacji inwestycji w morskie farmy wiatrowe. Ich przeprowadzenie sprawi, że region stanie się znaczącym producentem czystej energii. Zarówno sama jej dostępność jak i „zielony kolor” mogą stać się ważnym atutem z punktu widzenia decyzji inwestorów o lokalizacji nowych inwestycji przemysłowych.

Oczywiście trzeba mieć świadomość, że farmy wiatrowe wytwarzają prąd wtedy, gdy wieje wiatr, a niekoniecznie wtedy, gdy jest największe zapotrzebowanie na energię. Jednak nawet ta słabość rodzi szanse dla rozwoju – technologii magazynowana energii (np. przy użyciu technologii wodorowych) czy silniejszej integracji sieci energetycznych w regionie Morza Bałtyckiego, co umożliwiłoby stworzenie szerszego systemu bilansowania energii z wiatru.

Pomorskie ma również dodatkowe – naturalne atuty dla rozwoju energetyki. Są nimi kawerny solne zlokalizowane w północnej części naszego województwa, które mogą stać się doskonałym magazynem m.in. wodoru.

Wojna w Ukrainie sprawiła, że cel, jakim jest przeprowadzenie zielonej transformacji, stał się nie tylko dużo ważniejszy, ale i pilniejszy. Ta pilność rodzi dodatkowe wyzwania. Kluczowy jest problem ubóstwa energetycznego, który znacząco wzrósł w rezultacie wojny oraz nakładanych na Rosję sankcji. Dziś w Polsce są grupy, które ponoszą wysokie koszty tej sytuacji. Niewątpliwie obowiązkiem władzy publicznej jest im pomóc (są to np. rolnicy, w których uderzają wysokie ceny paliw oraz rosnące koszty nawozów). Ważne by wspierać osoby słabsze ekonomicznie, które nie są w stanie same sobie poradzić.

Naszą odpowiedzią na to wyzwanie nie powinna być strategia „szukania wymówek” i odkładania inwestycji w proekologiczne rozwiązania, czyli spowolnienie procesów przechodzenia na odnawialne źródła energii i czyste technologie. Wręcz przeciwnie – powinniśmy postawić na intensyfikację działań oraz wysiłków zmierzających do przyspieszenia implementacji zielonej strategii i przestawienia się na bardziej energooszczędne rozwiązania, a także zwiększenia potencjału do wytwarzania energii ze źródeł odnawialnych. Mówiąc obrazowo, naszą odpowiedzią, tu na Pomorzu, powinno być więcej „zielonej” strategii, a nie powrót do „czarnej”.

Przedstawione powyżej kierunki to nie tylko plany czy swoiste wishful thinking (z ang. myślenie życzeniowe), ale rzeczywisty kierunek działań, który konsekwentnie już realizujemy od kilku lat. W 2017 roku to na Pomorzu powstał – jako pierwszy w kraju – Klaster Technologii Wodorowych, jako inicjatywa integrująca środowisko gospodarcze i naukowe zainteresowane rozwojem czystej, ekologicznej energii. Dwa lata później samorząd regionalny wspólnie z ww. klastrem powołał pierwszą w Polsce Pomorską Dolinę Wodorową. W roku 2020 samorząd województwa zainicjował powstanie Pomorskiego Forum Morskiej Energetyki Wiatrowej. Jego celem jest nie tylko podejmowanie działań na rzecz powstania morskich farm wiatrowych, ale również zabezpieczenie miejsca dla pomorskich przedsiębiorstw oraz jednostek naukowych w procesie inwestycyjnym związanych z ich powstawaniem.

Przytaczam te – realizowane przez nas – działania i inicjatywy po to, aby pokazać, że strategia zielonej transformacji energetycznej nie stoi w sprzeczności z celami rozwoju gospodarczego oraz budowania dobrobytu mieszkańców. Może być ona również realizowana w konsensusie oraz współpracy ze środowiskiem przedsiębiorców. Co więcej, wierzę, iż budowa „zielonego Pomorza” będzie wzmacniać również cel tworzenia nowoczesnej innowacyjnej gospodarki regionu.

Im szybciej wyznaczymy sobie ambitne cele oraz z im większym zaangażowaniem i werwą przystąpimy do ich realizacji, tym lepszą pozycję możemy zająć w zielono­‑energetycznym wyścigu i tym więcej korzyści rozwojowych osiągnąć.

Aby wygrać scenariusz zielonego Pomorza, potrzeba nam ambicji, wiary, determinacji i współpracy. Wierzę, że w naszym regionie, który ma doświadczenie w byciu pionierem transformacji, tych atutów nam nie zabranie. Wspólnie – z przedsiębiorcami oraz środowiskami naukowymi – możemy stać się liderem zielonej transformacji i wygrać zarówno nową innowacyjną gospodarkę, jak i czyste środowisko dla przyszłych pokoleń.

Aby wygrać scenariusz zielonego Pomorza, potrzeba nam ambicji, wiary, determinacji i współpracy. Wierzę, że w naszym regionie, który ma doświadczenie w byciu pionierem transformacji, tych atutów nam nie zabranie.

1 V = zmienność (ang. volatility); U = niepewność (ang. uncertainty); C = złożoność (ang. complexity); A = niejednoznaczność (ang. ambiguity).

O autorze:

Od zarania dziejów logika rozwoju cywilizacji ludzkiej opiera się na paradygmacie podboju i dominacji. Przez tysiące lat zasadę tę stosowaliśmy na wszystkich polach działania (a tak naprawdę eksploatacji) – w odniesieniu zarówno do Ziemi i jej zasobów, środowiska roślin i zwierząt, jak i wobec innych ludzi. Dopóki wszystkie te pokłady potencjałów wydawały się być nieograniczone, pionierskie podejście triumfowało.

Dziś jednak rozwój technologiczny osiągnął taki poziom, że umożliwił eksploatację planety ponad możliwości jej regeneracji. Jeśli prawie 8‑miliardowa populacja będzie dalej powszechnie stosowała strategię podboju i dominacji (mając do dyspozycji dostępne już dziś technologie), to naszą planetę czeka zapaść, a ludzkość – zagłada.

Aby przetrwać, musimy zmienić filozofię rozwoju i zaakceptować naszą współzależność. Poszerzyć naszą tożsamość zarówno o perspektywę innych ludzi, jak i o wrażliwość na Ziemię, jej zasoby i przyrodę.

Od zarania dziejów logika rozwoju cywilizacji ludzkiej opiera się na paradygmacie podboju i dominacji. Stosując go dalej, naszą planetę czeka zapaść, a ludzkość – zagłada. Aby przetrwać, musimy poszerzyć naszą tożsamość zarówno o perspektywę innych ludzi, jak i o wrażliwość na Ziemię, jej zasoby i przyrodę.

Europa – szansa na przełom

Na poziomie publicznym Europejski Zielony Ład jest chyba pierwszą poważną próbą zmierzenia się z wyzwaniem zaburzonych relacji: człowiek – środowisko naturalne, na tak znaczącą skalę. Komisja Europejska – przy poparciu większości państw UE – jest zdeterminowana, by wykuć nowy paradygmat rozwoju, przekształcający tę kolebkę cywilizacji ludzkiej i wciąż jeden z głównych ośrodków globalnego rozwoju gospodarczego, w przestrzeń neutralną klimatycznie i środowiskowo. Wszyscy kluczowi europejscy gracze wyrazili swoje pełne poparcie i trwałe zaangażowanie w jego wdrożenie, a pandemia COVID‑19 wręcz wzmocniła chęć porzucenia tego, co było i budowy czegoś nowego – lepszego.

Polska – w szpicy czy w ogonie?

Polska po 1989 r. dokonała niespotykanej na skalę światową transformacji kraju postkomunistycznego, awansując do grona państw wysoko rozwiniętych. Czy i tym razem staniemy w awangardzie cywilizacyjnej transformacji? Czy też będziemy ciągnąć się w ogonie rozwiniętego świata, stosując taktykę ciągłego blokowania i odwlekania zmian?

Wydaje się, że jako obywatele jesteśmy gotowi na dokonanie skoku naprzód – na podjęcie wzmożonego wysiłku kolejnej cywilizacyjnej transformacji. Za dobrą monetę można choćby wziąć fakt, iż w 2020 r. – z własnej kieszeni – wydaliśmy 5 mld zł na przydomową fotowoltaikę. To praktycznie tyle, ile w tym samym czasie na wszystkie inwestycje w moce wytwórcze przeznaczyły największe polskie koncerny energetyczne razem wzięte. Nam – obywatelom wystarczy stworzyć dobre ramy, a sami rzucamy się do przeprowadzenia zmian. Tkwią w nas potężne zasoby indywidualnej przedsiębiorczości – zdolności do praktycznego działania. Wyjątkowo dobrze pasujemy do idei prosumentyzmu.

Wyzwanie zbiorowego zorganizowania się

Od lat naszą, polską największą bolączką jest słaba zdolność do zbiorowego zorganizowania się. Tak, by suma naszych pojedynczych wysiłków nie znosiła się, lecz wzajemnie wzmacniała. Tymczasem zielona transformacja, ale także cyfryzacja, starzenie się społeczeństwa, budowa spójności społecznej czy potrzeba zapewnienia bezpieczeństwa zdrowotnego – wymagają od nas właśnie zdolności do myślenia i działania zbiorowego.

Zielona transformacja, ale także cyfryzacja, starzenie się społeczeństwa, budowa spójności społecznej czy potrzeba zapewnienia bezpieczeństwa zdrowotnego – wymagają od nas zdolności do myślenia i działania zbiorowego.

Sprostanie wyzwaniom ekologiczno­‑klimatycznym i budowa Zielonego Ładu nie obejdą się bez działań zarówno ręki publicznej, jak i prywatnej. By dokonać tej wielkiej zmiany społeczno­‑gospodarczej potrzebne są zarówno odpowiednie regulacje i bodźce ekonomiczne, jak i powszechna zmiana świadomości, sposobu myślenia i masowych zachowań.

Kluczowa rola samorządów

Na jakim szczeblu szansa na integrowanie różnych polityk publicznych (horyzontalność) oraz sprzężenie ich z oddolną energią i działaniami samych obywateli jest największa? Wydaje się, że odpowiedź jest klarowna – to poziom lokalny i regionalny.

To na poziomie lokalnym i regionalnym szansa na integrowanie różnych polityk publicznych oraz sprzężenie ich z oddolną energią i działaniami samych obywateli jest największa.

To samorządy mają więc w tym kontekście kluczową rolę do odegrania. To właśnie tu, w miejscach naszego zamieszkania, pracy i wypoczynku, dominuje myślenie praktyczne i gospodarskie, co od lat widać nie tylko w strategiach, lecz przede wszystkim – w konkretnych działaniach. Kultura kooperacji, współdziałania i współrozwoju w dużym stopniu już się wytworzyła (szczególnie u nas, na Pomorzu), jest na czym dalej budować. Nie ma też strachu przed patrzeniem w przyszłość z otwartą przyłbicą oraz stawianiem na modernizację w najnowocześniejszym wydaniu.

Dziejowa szansa

30 lat skutecznej transformacji to nasze wielkie dokonanie, ale zarazem i zobowiązanie. W wymiarze indywidualnym osiągnęliśmy już wiele, ale to jedynie połowa sukcesu. Czy przez kolejne 30 lat uda nam się „wygrać” również wymiar zbiorowy?

Globalna zmiana paradygmatu funkcjonowania i pozycja Europy, która może stać się katalizatorem transformacji obejmującej całą naszą planetę, dają nam dziś dziejową szansę. Czy ponownie – w sposób oddolny – uda nam się pchnąć Polskę na lepsze tory?

  Artykuł ukazał się w regionalnym thinkletterze „Idee dla Pomorza” nr 3/2020. Kompletne wydanie w postaci pliku pdf można pobrać tutaj.

O autorze:

Rozmowę prowadzi Marcin Wandałowski – redaktor prowadzący „Pomorskiego Przeglądu Gospodarczego”.

Jakie są największe wyzwania, przed jakimi stoi dziś nasz region? Tych wyzwań jest bardzo wiele, skupię się na tych absolutnie kluczowych. Zacząłbym od problemu starzenia się społeczeństwa. Proces ten będzie w dużej mierze kształtował sytuację społeczno­‑gospodarczą nie tylko w naszym regionie, ale i szerzej – w Polsce i w większości państw wysoko rozwiniętych. A szybki wzrost liczebności pokolenia osób w wieku poprodukcyjnym przy spadku liczby narodzin dzieci oznacza poważne problemy dla stabilności gospodarki i zdrowych relacji społecznych. Choć pomorskie jest najmłodszym regionem Polski, malejący odsetek osób młodych, niski wskaźnik urodzeń, wciąż zbyt mała populacja osób aktywnych zawodowo i odpływ talentów już teraz stanowią widoczne zagrożenie. Aby je złagodzić, potrzebujemy m.in. odpowiedzialnej i konsekwentnej regionalnej polityki senioralnej, a także dalekowzrocznej regionalnej polityki migracyjnej obejmującej budowanie oferty dla utalentowanych osób z całego świata. Na czym jeszcze musimy się skupić w perspektywie nadchodzących lat? Drugim bardzo poważnym wyzwaniem są zmiany klimatu. Częstotliwość ekstremalnych zjawisk pogodowych będzie rosła, a ich skutki będą coraz poważniejsze. Pomorskie jest znacznie narażone na ryzyka związane z klęskami żywiołowymi, a skala wywołanych przez nie strat może być ogromna. Koszty nagłych i niespodziewanych katastrof, jak np. nawałnicy z 2017 roku, są ogromnym obciążeniem dla mieszkańców, gospodarki i środowiska. W przyszłości mogą one szybko rosnąć, dlatego też musimy być skuteczniejsi w prewencji, prognozowaniu i niwelowaniu ich skutków. Powinniśmy w związku z tym zacząć też inaczej definiować innowacje. One zaczynają się bowiem tam, gdzie zaczyna się nasza odpowiedzialność za warunki, w jakich będą żyć kolejne pokolenia.

Innowacje zaczynają się tam, gdzie zaczyna się nasza odpowiedzialność za warunki, w jakich będą żyć kolejne pokolenia.

Trzecim z wyzwań jest cyfryzacja życia społecznego i gospodarczego Pomorzan. Powinna przynieść przede wszystkim pozytywne skutki, jak np. poprawę jakości usług publicznych w takich obszarach, jak zdrowie, edukacja, administracja czy transport. Jednak może też ona ujawnić swoją „ciemną stronę”, prowadząc do wykluczenia całych grup społecznych i terytoriów z punktu widzenia rynku pracy i nierówności społecznych. Jak bronić się przed tą „ciemną stroną”? By w pełni wykorzystać digitalizację jako czynnik pozytywnych zmian, potrzebne są kompleksowe programy rozwoju umiejętności cyfrowych. Ich niski poziom sprawia, że dostępne technologie nie są właściwie wykorzystywane, a czasem mogą nawet przynosić negatywne skutki. Jak sprostać wyzwaniom, które Pan wymienił? Moim zdaniem stawienie im czoła wymagać będzie nie tylko nakładów finansowych, ale głównie systematycznej współpracy, zarówno między władzami publicznymi, jak też między nimi a przedsiębiorcami, organizacjami pozarządowymi, instytucjami edukacyjnymi i naukowo­‑badawczymi. Od współzależności nie można uciekać. One mogą bowiem redukować nierówności i niestabilność. Innymi słowy: tym wyzwaniom musimy sprostać wspólnie, działając razem, w partnerstwie. W tym tkwi mądrość regionu. Partnerskie i negocjacyjne podejście powinno być kluczową cechą pomorskiej polityki rozwoju, otwierającą nam drogę do trwałego sukcesu rozwojowego. Pozwala ono myśleć o przyszłości kompleksowo, w wieloletnim ujęciu, przy zachowaniu przejrzystych procesów decyzyjnych i orientacji na efekty. Jeśli do tego dołożyć kreatywność – to mamy receptę na budowę naszej przewagi w przyszłości.

Partnerskie i negocjacyjne podejście powinno być kluczową cechą pomorskiej polityki rozwoju, otwierającą nam drogę do trwałego sukcesu rozwojowego.

Jakie jeszcze umiejętności i kompetencje cechują mądry region? W myśleniu o rozwoju regionu – oprócz nawyku współpracy prowadzącej do odważnych decyzji – potrzebne są umiejętność pogłębionej refleksji i duża pokora. Rzeczywistość jest ekstremalnie kompleksowa. Nie da się jej zaprogramować czy wtłoczyć w jakiś schemat. Należy raczej uwalniać się od schematów w myśleniu i działaniu oraz podejmować ambitne przedsięwzięcia, wcześniej z różnych powodów nierealizowane lub uznawane za niewykonalne. Trzeba „wspomagać” rozwój ze świadomością, że nie mamy pełnego wpływu na jego przebieg, a także że nie zawsze się między sobą zgadzamy. Można to zrobić tylko na fundamencie długofalowych relacji między wszystkimi aktorami regionalnymi oraz dzięki opieraniu się na zrozumieniu naszej specyfiki, unikatowości. O co zatem powinniśmy wspólnie zabiegać, myśląc o przyszłości naszego regionu? Zabiegajmy o silną bazę gospodarczą, która umożliwi finansowanie najwyższej jakości usług edukacyjnych, zdrowotnych, transportowych czy kulturalnych dla każdego mieszkańca regionu. Zabiegajmy o wyjście z grupy najbiedniejszych regionów w Unii Europejskiej, w którym wciąż – mimo błyskawicznych postępów – się znajdujemy. Nadszedł czas, aby odłączyć się od „kroplówki” finansowej Unii i nauczyć się wykorzystywać unijne wsparcie wyłącznie w nowatorskich projektach, często ryzykownych, o potencjalnie wysokiej stopie zwrotu, podnoszących zdolność gospodarki regionalnej do konkurowania w świecie. Zabiegajmy też o rozwijanie w regionie wielokulturowego klimatu. Jest on kluczowym czynnikiem rozwoju w wieloletniej perspektywie. Obywatele, którzy rozumieją i akceptują różnorodność świata, mają większą zdolność do współpracy, bardziej sobie ufają, a także częściej i chętniej angażują się w kwestie dotyczące problemów współobywateli. Umieją czynić swoje życie szczęśliwym i spełnionym.

Obywatele, którzy rozumieją i akceptują różnorodność świata, mają większą zdolność do współpracy, bardziej sobie ufają, a także częściej i chętniej angażują się w kwestie dotyczące problemów współobywateli.

Reasumując, zadbajmy o odporność naszego regionu na szoki i kryzysy, o których wspominałem na początku, ale także o jego odporność na rosnącą globalną presję konkurencyjną. Nie pozwólmy zepchnąć się na margines kluczowych procesów gospodarczych. Musimy roztropnie wspierać pomorskie przedsiębiorstwa w budowaniu ich silnej pozycji w warunkach gospodarki niskoemisyjnej, cyfrowej i cyrkularnej. Niezbędne jest przy tym wsparcie dla sektora publicznego ze strony organizacji społecznych, obywateli i przedstawicieli biznesu, a także włączenie na dużą skalę kapitału prywatnego do realizacji ważnych publicznych przedsięwzięć rozwojowych. Czego potrzebujemy, by przedstawiona przez Pana wizja mogła się spełnić? Wskazałbym na pięć kluczowych warunków. Po pierwsze, należy stworzyć lepsze warunki wzrostu aktywności obywatelskiej Pomorzan. Dlatego wkrótce zacznie działać pomorski fundusz obywatelski. Będzie on wspierał mieszkańców, organizacje pozarządowe, samorządy i firmy, które realizując wspólne przedsięwzięcia, zdecydują się dać coś od siebie. Wzmocni on oddolną aktywność obywateli i da nowy impuls do rozwoju wspólnot lokalnych oraz poprawy jakości ich życia. Po drugie, niezbędna jest otwarta, wszechstronna i bazująca na partnerskim dialogu edukacja, która jest nieodzowna do zbudowania silnego kapitału ludzkiego i społecznego. Edukacja powinna obejmować wszystkie grupy wiekowe i w całym regionie. Bez niej nie stworzymy mądrego i obywatelskiego Pomorza. Po trzecie, potrzeba nam skonsolidowanej i silnej reprezentacji pomorskich przedsiębiorców po to, by głos środowiska gospodarczego był wyraźnie artykułowany. Potrzebujemy silnego, aktywnego i dobrze zorganizowanego partnera, który wesprze administrację regionu w rozwiązywaniu kluczowych problemów rozwojowych. Po czwarte, potrzebujemy też środowiska akademickiego, które aktywnie włączy się w życie regionu. Uczelni, które odchodzą od roli krytycznych obserwatorów i stają się kreatorami zmian. Potrzebujemy pełnego włączenia uczelni i jednostek naukowo­‑badawczych w mechanizmy rozwoju regionu. To one bowiem w dużym stopniu będą budować nasz kapitał intelektualny, umacniać postawy obywatelskie, zasilać rynek pracy w odpowiedzi na zmieniający się popyt, a także tworzyć wiedzę transferowalną do gospodarki. To one powinny pełnić także ważną rolę w budowaniu marki regionu i przyciąganiu utalentowanych ludzi. Po piąte wreszcie, potrzebujemy kompleksowej wizji rozwoju, organizacji i finansowania publicznego transportu zbiorowego w regionie, zwłaszcza kolejowych przewozów pasażerskich. Kolej powinna pozostać głównym środkiem transportu zbiorowego na Pomorzu. Bez jej wysokiej sprawności nie zapewnimy mieszkańcom dobrego dostępu do rynku pracy, edukacji, kultury czy służby zdrowia. Finansowanie tego systemu powinno angażować większą niż dotąd liczbę partnerów. Czy mamy w sobie tyle kompetencji i energii, by temu wszystkiemu sprostać? Mimo wielu zawirowań na świecie województwo pomorskie od ostatnich 15 lat przeżywa rozkwit. Jesteśmy jednym z 25 najszybciej rozwijających się regionów w Unii i jednym z tych miejsc w Polsce, gdzie ludzie najchętniej przyjeżdżają, osiedlają się i inwestują. To nie przypadek. Głębokie i pozytywne zmiany w regionie wiążą się z jednej strony z przystąpieniem do Unii Europejskiej, a z drugiej – wynikają z zaangażowania obywateli, aktywnych przedsiębiorców i odpowiedzialnych samorządowców, którzy uwolnili część z drzemiącego w regionie potencjału, napędzając naszą demokrację, gospodarkę, kapitał społeczny i jakość życia. Dostaliśmy szansę, którą dobrze wykorzystujemy. Jesteśmy świadkami i uczestnikami potężnego impulsu rozwojowego, bez którego Pomorze wyglądałoby zupełnie inaczej. Dziś trudno nam sobie nawet przypomnieć swoje miejscowości i społeczności sprzed 2004 roku. Pamiętajmy, że choć mamy niewątpliwie najlepszą w ciągu ostatnich 400 lat sytuację ekonomiczną i geopolityczną, skala stojących przed nami wyzwań jest bezprecedensowa. Jestem jednak dobrej myśli – Pomorze staje się regionem otwartym, włączającym w procesy rozwojowe obywateli i ich organizacje, a także samorządy terytorialne, organizacje pracodawców, uczelnie. Regionem w kwestiach strategicznych stawiającym na dialog i konsensus. To daje nam szansę uzyskania odporności na negatywne czynniki oraz zdolności do umiejętnego i długofalowego rozwijania pomorskich zasobów i potencjałów. Zadbajmy razem o to, by Pomorze stało się wspólnotą wartości, wśród których partnerstwo – obok wolności, solidarności, demokracji, praworządności i poszanowania godności – zajmie centralne miejsce.

Zadbajmy razem o to, by Pomorze stało się wspólnotą wartości, wśród których partnerstwo – obok wolności, solidarności, demokracji, praworządności i poszanowania godności – zajmie centralne miejsce.

O autorze:

Rozmowę prowadzi Marcin Wandałowski – redaktor prowadzący „Pomorskiego Przeglądu Gospodarczego”.

Często słyszy się, że Pomorze różni się od pozostałych regionów, jest wyjątkowe w skali kraju. Zgodzi się Pan z tą opinią? Owszem – Pomorze ma bardzo bogatą, unikatową tożsamość. Wynika ona w dużej mierze z tego, że na tle Polski jesteśmy jedynym regionem, gdzie tkanka społeczna – w wyniku zawirowań dziejowych – ukształtowała się jako delikatna równowaga między: po pierwsze – zakorzenieniem tradycyjnych pomorskich społeczności, takich jak Kaszubi, Kociewiacy czy Borowiacy, po drugie – gdańskim etosem otwartości i wielokulturowości, typowym dla społeczności „morskich”, oraz po trzecie – ruchem migracyjnym, wnoszącym nowe wartości i swego rodzaju nową dynamikę społeczną, reprezentowaną najpierw przez imigrujących na Pomorze budowniczych Gdyni, a następnie przez uczestników wędrówki ludów po II wojnie światowej. Pozostałe polskie regiony są albo silniej niż Pomorze tradycyjne i konserwatywne, jak tzw. Polska Wschodnia, albo silniej migracyjne, pozbawione stabilizatora w postaci zakorzenionych historycznych społeczności, jak Ziemie Odzyskane. Czy nasz region zawdzięcza nadmorskiemu położeniu jedynie tzw. gen otwartości? Kontakt z morzem bez wątpienia sprzyja częstości kontaktów z innymi narodami, kształtuje kulturę otwartości i tolerancji dla innych. Na przykładzie Pomorza widać jednak, że owa bliskość ma także inne konsekwencje – ludy nadmorskie są zmuszone do konkurowania z innymi i sprawdzania się w działaniu, co wyrabia ich zmysł praktyczny. Być może też dlatego odrębność naszego regionu wyraża się również w kulcie wartości mieszczańskich i pracy organicznej – jako wzorców pozytywistycznych – w przeciwieństwie do wzorców romantycznych, związanych z insurekcją i walką o niepodległość, które były popularne na ziemiach zaboru rosyjskiego, a zwłaszcza na polskich Kresach Wschodnich.

Kontakt z morzem sprzyja nawiązywaniu relacji z innymi narodami, kształtuje kulturę otwartości i tolerancji dla innych. Ludy nadmorskie są też zmuszone do konkurowania z innymi i sprawdzania się w działaniu, co wyrabia ich zmysł praktyczny.

Jest to pewnego rodzaju paradoks, biorąc pod uwagę, że spora część współczesnych Pomorzan przywędrowała tu właśnie z Kresów. Kresy Wschodnie mają niewątpliwie istotny udział w ukształtowaniu unikatowej mieszanki, która składa się na współczesną pomorską tożsamość. Pomorze stało się nowym domem dla tysięcy osób, które musiały opuścić wschodnie regiony Rzeczypospolitej. W szczególności byli to przybysze z Wileńszczyzny. Wnieśli oni ze sobą pierwiastek swoistej kresowej fantazji, dynamiki i kreatywności. Warto zauważyć, że zarówno mieszkańców Wileńszczyzny, jak i rdzennych Pomorzan łączyło doświadczenie wielokulturowości. Być może dlatego właśnie proces zespolenia i integracji tych różnych pomorskich środowisk nie był nigdy naznaczony żadnymi poważnymi konfliktami. Jaką „wartość dodaną” wnoszą natomiast do naszej regionalnej tożsamości Kaszubi? Kultura kaszubska jest słusznie kojarzona z szacunkiem do tradycyjnych wartości oraz pracy. Kaszubskość zawsze wpisywała się w polskość, nigdy nie była jej przeciwstawna. Wszak – jak mówił poeta Hieronim Derdowski – „Nie ma Kaszeb bez Polonii, a bez Kaszeb Polsci”. To stwierdzenie szczególnie mocno wybrzmiało przed stu laty. Kaszubi przez wieki dochowywali wierności polskiej państwowości, nawet wówczas gdy zderzenie z tą „inną” polskością było dla nich bolesne ze względu na niekiedy odmienny stosunek do takich wartości, jak poszanowanie pracy, własności, szacunek do prawa i instytucji. Jakie konsekwencje przynosi dla Pomorza ta morsko­‑kresowo­‑kaszubska „mieszanka” tożsamościowa? W moim odczuciu na przykładzie naszego województwa doskonale sprawdza się zasada, że nowoczesność nie musi być wrogiem tradycji, a szacunek do wartości sprzyja logice rozwoju gospodarczego. Stąd też są u nas żywe z jednej strony tradycyjne wartości, takie jak przywiązanie do religii i konserwatywnych norm społecznych – częściej spotykane wśród ludności wiejskiej; z drugiej zaś nasze województwo należy do bardzo innowacyjnych i przedsiębiorczych, a także otwartych na świat. Podobnie mieszkańcy Pomorza są z jednej strony ludźmi twardymi, mocnymi, z drugiej zaś są niezwykle gościnni i otwarci na nowości. Wymierny skutek jest taki, że Pomorze przyciąga różne osoby – turystów, osoby szukające swojego miejsca na ziemi, czy też inwestorów.

Na Pomorzu doskonale sprawdza się zasada, że nowoczesność nie musi być wrogiem tradycji, a szacunek do wartości sprzyja logice rozwoju gospodarczego.

Pomorze często błędnie utożsamia się jedynie z Trójmiastem. Czy da się znaleźć wspólną „opowieść”, łączącą wszystkie elementy pomorskiego społeczeństwa? Zróżnicowania subregionalne na Pomorzu bez wątpienia istnieją. Dobrym ich potwierdzeniem może być chociażby wysoki poziom dzietności w gminach kaszubskich w porównaniu z Powiślem czy ziemią słupską. Sytuacja ta odzwierciedla jednak specyfikę Pomorza w jego obecnych granicach, spinających ze sobą co najmniej pięć subregionów o zróżnicowanej historii i etnosie. Budowanie jednolitej tożsamości pomorskiej jest trudnym zadaniem, ponieważ Pomorze – wyraziste jako kraina geograficzna – swoją jednolitość etniczną, polityczną i kulturową straciło przed wiekami. Dlatego fundamentami „nowej” tożsamości pomorskiej, wspólnej dla mieszkańców wszystkich podregionów, powinny być, moim zdaniem, dwa filary: tradycja wolnościowa oraz tradycja Polski morskiej. W jaki sposób nasza tożsamość może determinować strategię rozwoju regionu? Składniki regionalnej tożsamości, takie jak przedsiębiorczość, skłonność do współpracy i otwartość na świat, określają tożsamość regionalnej gospodarki. Cechy te można zaobserwować w każdym z najważniejszych dla Pomorza sektorów: w branży morskiej, przemyśle meblarskim, zaawansowanych technologii, w turystyce i nie tylko. Generalnie jednak „profilowaniu” pomorskiej gospodarki służą w dużej mierze cztery Inteligentne Specjalizacje regionalnej gospodarki, uzgodnione przez Zarząd Województwa w dialogu z partnerami w regionie. Ich wyznaczenie było potrzebne do tego, by środki publiczne szczególnie intensywnie kierować na cele uruchamiania i wykorzystywania potencjałów tych obszarów czy dziedzin gospodarki, które w naszym regionie wyróżniają się na tle innych gałęzi dużą zdolnością do dynamicznego rozwoju i ekspansji na rynki zagraniczne. Inteligentne Specjalizacje, które wspólnie wybraliśmy, to: branża morska, informatyczna, energetyczna oraz technologie stosowane w medycynie. Co szczególnie istotne – przyjęto je w sposób oddolny i partycypacyjny. Pamiętajmy przy tym, że w rozwoju regionalnym liczą się nie tylko wartości materialne, ale również wartości duchowe, związane ze sferą kultury. Czasy, w których żyjemy, w szczególny sposób dowartościowują sferę kultury i tożsamości – nie tylko jako obszar rozrywki i czasu wolnego (jak to dotychczas rozumiano), ale jako zasób gospodarczy, od którego zależą dobrobyt i pomyślność gospodarcza gospodarki postindustrialnej. Ma to konsekwencje dla biznesu – bogata oferta kulturowa może wpływać na wyższą atrakcyjność inwestycyjną oraz osiedleńczą regionu. A przecież powinno nam zależeć zarówno na przyciąganiu inwestorów, jak i nowych mieszkańców, zwłaszcza tzw. talentów.

Czasy, w których żyjemy, w szczególny sposób dowartościowują sferę kultury i tożsamości – nie tylko jako obszar rozrywki i czasu wolnego (jak to dotychczas rozumiano), ale jako zasób gospodarczy, od którego zależą dobrobyt i pomyślność gospodarcza gospodarki postindustrialnej.

Pomorze daje możliwość „czucia się jak u siebie” nie tylko autochtonom? Województwo realizuje wiele działań związanych ze sferą wartości i kreowaniem wspólnoty. Jednym z priorytetów, zapisanych zresztą w Strategii Rozwoju Województwa Pomorskiego 2020, jest budowanie regionalnej wspólnoty. Służyć temu zadaniu mają nie tylko działania nakierowane na wzmocnienie więzi mieszkańców z regionem i środowiskiem lokalnym, ale też wsparcie szeroko rozumianej aktywności obywatelskiej i społecznej Pomorzan oraz ich rzeczywistej partycypacji w życiu publicznym. Na Pomorzu działają setki organizacji pozarządowych, instytucji otoczenia biznesu, przedsiębiorstw. Funkcjonuje tu wyjątkowo duża liczba małych firm. Szczególną rolę odgrywa wspieranie działalności pozarządowej – np. zespołów ludowych, działania w sferze rozwoju turystyki lokalnej, ochrony kultury niematerialnej. Uważam, że każdy – czy to rdzenny, czy „przyjezdny” mieszkaniec regionu – znajdzie tu dla siebie coś, z czym będzie się mógł identyfikować i utożsamiać. Co więcej, region podejmuje także działania na rzecz wspierania szeroko pojętego etosu obywatelskiego. Gdańsk mieni się Miastem Wolności. Tu działa Europejskie Centrum Solidarności, powstają Dom Chodowieckiego i Dom Grassa. To tu powstało w końcu Muzeum II Wojny Światowej, pokazujące dotychczas wojnę w daleko szerszym aspekcie niż jedynie militarny. Najbardziej aktualnym przykładem prowadzenia działań na rzecz edukacji, promocji i dziedzictwa jest włączenie się województwa w powstawanie filmu Filipa Bajona Kamerdyner – kaszubskiej sagi, która odwołuje się do losów Polaków i Kaszubów, a także Niemców na Pomorzu w przededniu wybuchu II wojny światowej. Czy dostrzega Pan pewne zagrożenia dla dalszego realizowania tego kierunku? Trudno zaprzeczyć, że takie zagrożenia istnieją. Najpoważniejsze z nich są związane z tendencjami na rzecz recentralizacji państwa. Nie chodzi tylko o proces ograniczania w różnych dziedzinach kompetencji samorządu na rzecz władz centralnych (np. ograniczenie nauki języka kaszubskiego w szkołach) czy przejmowania przez centrum niektórych spółek (elektrociepłownie, Lotos, renacjonalizacja Stoczni Gdańskiej). W mediach coraz częściej słychać utyskiwania na samorządy terytorialne jako rzekomo nieradzące sobie z zadaniami i źle zorganizowane. Tworzy to nieprzychylny klimat dla budowania regionalnej tożsamości oraz dla samej wartości samorządu terytorialnego. Inny typ zagrożeń ma charakter wewnętrzny i wiąże się z tendencją do atomizacji – niechęcią do współpracy. Można to zauważyć np. na przykładzie podmiotów gospodarczych, które wyżej niż współpracę i łączenie potencjałów w celu globalnej ekspansji cenią sobie współzawodnictwo w lokalnej skali. Generalnie jednak nasz region dobrze sobie radzi z pokonywaniem barier i problemów, a napięcia rodzące się na tle wewnętrznej różnorodności są rozładowywane za pomocą twórczej dyskusji i ciał przedstawicielskich. Najważniejsze jest bowiem poczucie wspólnoty. Jeśli dobrze czujemy się ze sobą, a także jesteśmy otwarci na swoich sąsiadów, to nawet mimo większego czy mniejszego zróżnicowania jesteśmy w stanie żyć zgodnie, wykorzystując mocne strony poszczególnych społeczności i tradycji kulturowych Pomorza. Mamy to szczęście, że od dwóch dekad nie dzieli nas żadna sztuczna granica. Możemy kultywować nasze tradycje, możemy o nich opowiadać, promować je w Polsce i na świecie. Ważną rolę odgrywa tu z pewnością regionalna edukacja. Jakie powinny być jej elementy, by łączyła, nie dzieliła i stanowiła dobre podłoże budowania postaw obywatelskich? W edukacji regionalnej powinny być zawarte wszystkie ważniejsze wątki tożsamości i dziedzictwa historycznego regionu. Powinna ona dostrzegać te wszystkie elementy oraz pomóc w ich zrozumieniu i zespoleniu z polską historią oraz tradycją narodową. Bardzo ważne jest też to, byśmy myślenia o edukacji regionalnej nie ograniczali tylko do zagadnień opartych na przeszłości regionu, by nie została zdominowana przez „muzealny” kontekst. Dla przykładu: nauka języka kaszubskiego w bardzo licznych pomorskich szkołach służy nie tylko zachowaniu tradycji i lepszemu zrozumieniu języka dziadka czy babci, ale pomaga w nadaniu temu językowi nowej dynamiki, o czym najlepiej świadczy fakt, że po kaszubsku śpiewa się zarówno w tradycyjnych ludowych kapelach, jak i w całkiem popularnych popowych zespołach.

Ważne jest, by myślenia o edukacji regionalnej nie ograniczać tylko do wątków opartych na przeszłości regionu, by nie została ona zdominowana przez „muzealny” kontekst.

I na koniec kwestia – w mojej ocenie – najważniejsza. Edukacja regionalna powinna przede wszystkim służyć kształtowaniu postaw, postaw opartych na takich wartościach, jak patriotyzm, poczucie regionalnej i lokalnej tożsamości, otwartość na drugiego człowieka i gotowość do społecznej aktywności, a także – tak ważna na Pomorzu – solidarność. Wymaga to czasu i konsekwencji – podejścia systemowego i szukania trwałych rozwiązań, a nie tylko ograniczania się do działań o charakterze okazjonalnym i akcyjnym, np. związanych z setną rocznicą odzyskania niepodległości.

O autorze:

„Wisłostrada” XXI wieku – niech nadwiślańskie perły znów nabiorą blasku! Adam Struzik, marszałek województwa mazowieckiego

Wiek XXI będzie nie tylko erą informacji, lecz także wody, która zaczyna odgrywać coraz większe znaczenie w świecie. Żyjemy w bardzo dynamicznym okresie definiowania regionalnej strategii i programów operacyjnych. Przygotowujemy się do nowej perspektywy unijnej 2014–2020. Przed nami stoją nowe wyzwania, które muszą uruchomić naszą wyobraźnię. Gospodarka wodna z pewnością za kilka lat będzie miała odpowiednie miejsce w polskiej debacie publicznej na temat rozwoju kraju i wierzymy, że wesprze ona rozwój mazowieckich, nadwiślańskich pereł – Warszawy, Płocka, Wyszogrodu, Czerwińska i Modlina. Zdecyduje o tym kilka obszarów: jakość i dostępność wody oraz bezpieczeństwo przeciwpowodziowe, tania i czysta energia, środowisko naturalne oraz transport wodny, które, mamy nadzieję, będą traktowane priorytetowo.

Wisła na końcu swojego biegu ma bardzo dynamicznie rozwijające się porty: Gdańsk i Gdynię. Ich możliwości rosną, a docierające tam ładunki muszą trafić dalej w głąb Polski i kontynentu. Transport wodny śródlądowy jest 4 razy tańszy od drogowego i 10 razy bardziej przyjazny środowisku naturalnemu. Aby wykorzystać jego potencjał na Wiśle, koniecznością jest rewitalizacja drogi wodnej E-40 na odcinku z Gdańska do Warszawy, rozwój trimodalności¹ i przeniesienie najcięższych ładunków na rzeki. W dalszej perspektywie myślimy o współpracy z Białorusią i Ukrainą, a naszym celem jest stworzenie warunków do dobrosąsiedzkiej współpracy gospodarczej. Projekt odbudowy MDW E40 od Bałtyku po Morze Czarne jest szansą na wzmocnienie takich relacji.

W realizacji nowej „Wisłostrady” widzimy ogromną szansę nie tylko dla Mazowszan. Ponad 9 milionów Polaków mieszka nad Wisłą. Potrzebujemy ich wsparcia i zaangażowania. Sami mieszkańcy Mazowsza nie podołają wszystkim wyzwaniom. Dlatego podpisane zostało porozumienie „Dolna Wisła”, które ma na celu koordynowanie wspólnych działań regionów: Mazowieckiego, Kujawsko­‑Pomorskiego, Warmińsko­‑Mazurskiego oraz Pomorskiego. Ponadto, dzięki projektowi INWAPO realizowanemu przez Agencję Rozwoju Mazowsza S.A., Mazowsze dysponuje aktualnymi opracowaniami i ekspertyzami dotyczącymi sytuacji na Wiśle (m.in. infrastruktury portów, rzek, a także statystykami transportowymi oraz propozycjami i wstępnymi kosztami modernizacji). Najnowsza ekspertyza, nad którą prace właśnie trwają, będzie dotyczyć koncepcji i pilotażowego wdrożenia systemu wspomagającego żeglugę na Wiśle, nawet przy obecnych warunkach żeglowności.

Do końcowego sukcesu niezbędne jest jednak wsparcie rządu i Unii Europejskiej. Niech nasze nadwiślańskie perły znów zajaśnieją pełnym blaskiem, a gospodarka zacznie się szybciej rozwijać, tworząc tysiące nowych miejsc pracy.

¹ Trimodalność w tym przypadku oznacza korzystanie z trzech rodzajów transportu: wodnego śródlądowego, samochodowego oraz kolejowego.

Nie tylko turystyka

Jacek Protas, marszałek województwa warmińsko­‑mazurskiego

dolna-wisla-z-punktu-widzenia-regionowWarmia i Mazury słusznie kojarzone są z Krainą Wielkich Jezior. Jednak walory wodne i to o podobnym potencjale region posiada także w swej zachodniej części. Kanał Elbląski, Zalew Wiślany i delta Wisły to subregion o ogromnym bogactwie kultury hydrotechnicznej, środowiska przyrodniczego, różnorodności dróg i akwenów wodnych. Zalew Wiślany jest akwenem zaledwie o 30 procent mniejszym niż wszystkie Wielkie Jeziora Mazurskie razem wzięte. Jednocześnie może z niego korzystać 1200 żeglarzy, a w połączeniu z częścią rosyjską aż 3000. W ostatnich latach dołożyliśmy wielu starań, by udostępnić to bogactwo turystom. Dzisiaj to już nie tylko potencjał, ale dobrze przygotowany – markowy – produkt turystyczny, z infrastrukturą, jakiej nie powstydziłby się żaden atrakcyjny region turystyczny w Europie. Znacznie łatwiej będzie nam zapraszać turystów, jeśli owe atrakcje będą wplecione w sieć ogólnodostępnych dróg wodnych. Wisła łączy nas z Wielką Pętlą Wielkopolski, a nawet z kanałami niemieckimi i Berlinem! To jeden z motywów naszej aktywności na rzecz rewitalizacji dolnej Wisły. Z Wisły i Bałtyku na Zalew Wiślany powinni wpływać dodatkowi turyści.

Niemniej ważnym powodem naszej aktywności na rzecz Wisły są perspektywy jej wykorzystania transportowego. Na Zalewie Wiślanym znajduje się port morski w Elblągu, po portach trójmiejskich i szczecińskich – największy w Polsce. Jego znaczenie sukcesywnie rośnie ze względu na duże zapotrzebowanie na przewozy między Polską i Rosją. Szacuje się, że rynek rosyjski oraz coraz ściślej z nim powiązane rynki dalekowschodnie wygenerują w niedalekiej przyszłości przewozy w portach nadbałtyckich (Petersburg i Kaliningrad) w wysokości nawet 160 mln ton rocznie. Duża część z nich może być transportowana Wisłą, a to oznacza dochody dla portów śródlądowych, feederowych, multimodalnych. Dla Warmii i Mazur oraz portu elbląskiego ma to istotne znaczenie. By w pełni tę szansę wykorzystać, należy przystosować do potrzeb transportowych Wisłę. Dlatego aktywnie pracujemy na rzecz odbudowywania polskich odcinków międzynarodowych dróg wodnych. Dwie z nich: MDW E70 i E40 przebiegają właśnie Dolną Wisłą.

Wykonane w ostatnich latach analizy popytu i podaży wskazują, że dość łatwo możemy doprowadzić do przewozów z kierunku kaliningradzkiego do 1,5 mln ton rocznie, z możliwością powiększenia ich wolumenu do 3,5 mln ton. Większość tych ładunków powinna popłynąć w głąb Polski (do Warszawy) i do portów europejskich (przez Bydgoszcz w kierunku Berlina i dalej). To – z perspektywy szans Wisły – znaczący udział. Oczywiście, kluczowa dla wykorzystania tego potencjału jest budowa kanału przez Mierzeję Wiślaną. Ta inwestycja leży w interesie wszystkich regionów nadwiślańskich. Zwiększa wolumin przewozowy na tej rzece o ok. milion ton rocznie – czyli o 25 procent. Wolę współpracy atrakcyjnej dla Wisły i Elbląga deklarują Ukraina i Białoruś w ramach projektów Bałtycka Ukraina i Bałtycka Białoruś.

Te wszystkie aspekty pokazują, że Wisła jest dobrem wspólnym nie tylko regionów nadwiślanych. Projekt rewitalizacji Wisły ma znaczenie niemal dla całej Polski, ma też znaczenie międzynarodowe, europejskie. Województwo warmińsko­‑mazurskie, mając świadomość, że walory regionu i walory Wisły wzajemnie się uzupełniają, aktywnie zabiega o rozwijanie turystyczne i transportowe królowej polskich rzek.

Siła partnerstwa

Piotr Całbecki, marszałek województwa kujawsko­‑pomorskiego

Na obszarze naszego województwa skumulowało się wiele zadań związanych z gospodarką wodną Dolnej Wisły. Wynika to z faktu, że planowana już w latach międzywojennych, a rozpoczęta w latach 60. ubiegłego wieku budowa stopni wodnych Dolnej Wisły, po oddaniu stopnia wodnego we Włocławku, nie była kontynuowana. Działanie jedynego stopnia, zaniechanie budowy kolejnych i zaniedbanie istniejącej infrastruktury spowodowały, że Dolna Wisła – szczególnie na odcinku od Włocławka do Bydgoszczy – utraciła swoje parametry żeglugowe.

Jednak mimo tych niekorzystnych uwarunkowań staramy się, stosownie do możliwości, wykorzystywać potencjał rzeki. Mogę zaryzykować stwierdzenie, że obecnie dochody, jakie czerpiemy z Wisły są niższe niż straty materialne (nie licząc strat przyrodniczych) wywoływane cyklicznymi powodziami i podtopieniami. Chcemy ten stan zmienić, bo obecny na pewno nie jest do zaakceptowania. Dlatego też podejmujemy działania, które pozwolą nam minimalizować negatywne aspekty obcowania z rzeką i jednocześnie, mając na uwadze dobro środowiska, maksymalizować korzyści płynące z tego sąsiedztwa.

Priorytetowym krokiem na drodze do osiągnięcia tego celu jest bez wątpienia budowa stopnia wodnego poniżej Włocławka. Realizacja tej inwestycji nie tylko umożliwi przywrócenie na dolnej Wiśle dobrze funkcjonującej żeglugi i zwiększy bezpieczeństwo przeciwpowodziowe, ale przyniesie też korzyści w dziedzinie energetyki (hydroelektrownia na planowanym stopniu wodnym) i umożliwi racjonalne zagospodarowanie terenów nadwodnych, w ramach którego chcemy postawić na budowę multimodalnej platformy transportowej między Solcem Kujawskim a Bydgoszczą czy też stworzenie przeprawy promowej, która poprawi połączenie między miejscowościami po obu stronach Wisły, między Toruniem a Bydgoszczą. Chcemy też wyeksponować turystyczne walory Zalewu Włocławskiego, który dzisiaj wykorzystywany jest w niedostatecznym stopniu.

Jak chcemy te cele osiągnąć? Przede wszystkim stawiamy na kooperację i współpracę zainteresowanych stron. Jesteśmy koordynatorem porozumienia czterech samorządów wojewódzkich ds. gospodarczego wykorzystania Wisły na odcinku od Bałtyku do Warszawy i dalej w kierunku Białorusi, Ukrainy, (które posiadają drogi wodne w IV klasie) i Morza Czarnego. Uczestniczymy też w partnerstwie pięciu województw, które zawiązaliśmy w celu rewitalizacji drogi wodnej E-70 (w tym jej wiślanego odcinka). Intensywnie współpracujemy z Krajowym i Regionalnym Zarządem Gospodarki Wodnej w Gdańsku – w kwestiach dotyczących opracowania tzw. masterplanów, planów gospodarowania wodami oraz planów zarządzania ryzykiem powodziowym.

Wisłę w naszym województwie traktujemy strategicznie i dostrzegamy jej wieloaspektowe, przyrodnicze i gospodarcze znaczenie, dlatego też ma ona swoje szczególne miejsce w długookresowych strategicznych dokumentach: uchwalonej kilka miesięcy temu Strategii Rozwoju Województwa Kujawsko­‑Pomorskiego – plan modernizacji 2020+, Strategii Rozwoju Transportu Województwa do roku 2015, Strategii Rozwoju Turystyki Województwa Kujawsko Pomorskiego oraz w RPO na lata 2007–2013.

Pomorskie porty potrzebują Wisły

Mieczysław Struk, marszałek województwa pomorskiego

Przywrócenie żeglugi na Wiśle to przede wszystkim korzyść dla portów morskich Gdańska i Gdyni, które stanowią ważne ogniwa rozwoju naszego regionu. W ciągu ostatnich 2 lat wzrost przeładunków w trójmiejskich terminalach kontenerowych charakteryzował się dużą dynamiką. W zależności od scenariusza – w 2020 roku przeładunki mogą sięgnąć 5,5 mln TEU. Dzisiaj wiemy już, że po wybudowaniu terminala DCT-2 przeładunki kontenerów wzrosną w 2016 r. do 4 mln ton. Dynamika przeładunków odnotowywana w naszych portach cieszy, jednak utrzymanie tego trendu wymaga zapewnienia sprawności całego systemu logistyki transportu. Może się bowiem okazać, że w 2020 roku transport nawet 15 tys. TEU dziennie między terminalami kontenerowymi a zapleczem lądowym, przy wykorzystaniu tylko kanału drogowego i kolejowego, będzie po prostu niewykonalny i konieczne będzie wykorzystanie alternatywnej gałęzi transportu. Taką alternatywą jest właśnie żegluga śródlądowa.

Dlatego też za niezbędne uznajemy utworzenie w niedalekiej przyszłości jednolitego europejskiego konkurencyjnego i zasobooszczędnego systemu transportowego. Mając na uwadze prognozy dotyczące rosnących potrzeb transportowych, można stwierdzić, że w przyszłości droga wodna Wisły powinna stać się integralnym i efektywnym elementem systemu transportowego Polski. Rewitalizacja Wisły jedynie w obrębie województwa pomorskiego nie przyniesie pożądanych efektów. Działanie powinno być kompleksowe, obejmować cały bieg rzeki i umożliwić transport kontenerów (i nie tylko) z Trójmiasta do portów Warszawy i Śląska, tak aby potencjalny ruch ładunków uzasadniał opłacalność inwestycji.

Profity z ożywienia żeglugowego Wisły to nie tylko transport śródlądowy. Spowoduje ono także rozwój m.in. turystyki i przemysłów związanych z logistyką na terenach leżących w dolinie rzeki. Poprzez turystykę (także wodną) można aktywizować regiony słabo rozwinięte, propagować atrakcyjność województwa pomorskiego, to zaś przełoży się na większe wpływy z ww. sektorów, dzięki którym będzie można realizować programy infrastrukturalne i społeczne, które poprawią jakość życia lokalnych wspólnot.

O autorze:

Rozmowę prowadzi Leszek Szmidtke – dziennikarz „Pomorskiego Przeglądu Gospodarczego” i Radia Gdańsk. Leszek Szmidtke: Kim jest Marszałek na regionalnym rynku pracy: ważnym graczem, czy bardziej obserwatorem? Mieczysław Struk: Samorządy regionalne mają ograniczone możliwości bezpośredniego działania na rynku pracy. Jesteśmy ogniwem pomiędzy Ministerstwem Pracy i Polityki Społecznej, które odpowiada za regulacje w tym obszarze, a powiatowymi urzędami pracy, bezpośrednio stykającymi się z tą problematyką. Możemy za to oddziaływać pośrednio i możemy w tym celu wykorzystywać coraz większy wachlarz narzędzi. Przykładem skutecznych działań jest wspólna inicjatywa samorządów naszego regionu – Invest in Pomerania – dzięki której udało się sprowadzić do naszego województwa inwestorów, oferujących tysiące miejsc pracy. Osiedlają się oni nie tylko w Trójmieście, ale na przykład także w Lęborku. Z żalem przyznaję, że nie mamy wpływu na wydatkowanie pieniędzy z Funduszu Pracy. Pojawiają się problemy w przemyśle okrętowym. Przykłady Stoczni Gdynia, Stoczni Marynarki Wojennej, a teraz Stoczni Gdańsk pokazują, że potrzebujemy tego typu narzędzi, by móc szybko reagować na podobne problemy. Wprawdzie pomorskie urzędy pracy od lat charakteryzują się najwyższą w Polsce efektywnością zatrudnieniową w zakresie szkoleń, to jednak stoją przed nim stoją trudne zadania, by nadążyć za dynamicznie zmieniającym się pomorskim rynkiem pracy. Nie mamy bezpośredniego wpływu na Powiatowe Urzędy Pracy, ale oczekuję, że te instytucje, będące blisko firm i ludzi, aktywniej włączą się w realizację tych wyzwań.
Między regionami istnieją poważne różnice w strukturze gospodarczej, demograficznej, strukturze wykształcenia, wielkości emigracji czy innym charakterze obszarów metropolitalnych. Rząd musi to uwzględnić w swojej polityce rynku pracy.
Minister Kosiniak­‑Kamysz mówi o potrzebie scedowania kolejnych zadań na poziom regionalny. Zgadzam się, że samorządy regionalne powinny otrzymać szersze pole działania, gdyż są po prostu bliżej problemów lokalnych rynków pracy. Przekazanie kompetencji oraz, co równie ważne, odpowiednich środków umożliwi uwzględnienie wojewódzkiego zróżnicowania w programowanej interwencji. Kłopoty z przemysłem okrętowym dotykają tylko dwa województwa: nasze i zachodniopomorskie. Różnice w strukturze gospodarczej to tylko jedna z cech charakterystycznych danego regionu. Odmienne są też kwestie demograficzne, związane z wykształceniem, wielkość emigracji, obszary metropolitalne. Rząd musi to uwzględnić. Dlatego należy brać pod uwagę regionalną specyfikę m.in. przy określaniu wysokości płacy minimalnej. Nim to jednak nastąpi, trzeba się zastanowić, jak na takie posunięcie zareagują pracodawcy. Mówiąc o większej roli regionów, minister pracy wskazuje też na konieczność przeniesienia części dyskusji i problemów, które do niedawna były tematami Komisji Trójstronnej, do Wojewódzkich Komisji Dialogu Społecznego. Czy nie jest to odsuwanie przez rząd problemów, z jakimi nie mógł sobie poradzić? Spotkałem się z takimi ocenami, ale uważam, że część tej problematyki powinna być rozstrzygana na poziomie regionalnym. Już wcześniej spotykaliśmy się i rozmawialiśmy ze związkowcami oraz stoczniowymi pracodawcami o sytuacji oraz możliwych scenariuszach przyszłości tej branży. W przemyśle okrętowym i w portach tkwi olbrzymi innowacyjny potencjał. Mamy uczelnie ściśle współpracujące z gospodarką morską i powinniśmy to wykorzystać. Musimy wspólnie wypracować takie rozwiązania, które pomogą rozwijać się temu sektorowi. Na posiedzeniach Komisji często rozmawiamy także o służbie zdrowia. Czekając na rozwiązania obejmujące cały kraj, staramy się wypracować własne rozwiązania, które ograniczą na przykład zadłużenie szpitali. Podobnie jest z kolejami – trudna sytuacja w tej części transportu dotyczy nie tylko kolejarzy, ale też wpływa na wielu mieszkańców naszego regionu, dojeżdżających do pracy czy szkół. Od jakości połączeń kolejowych zależy pomorska mobilność. Nie mając bezpośredniego wpływu na kształt rynku pracy, samorząd regionalny może to robić w sposób pośredni, tym bardziej, że dysponuje pokaźnymi środkami unijnymi. Realnie mamy większy wpływ na rynek pracy, niż to wynika z formalnych kompetencji samorządu regionalnego. Jest to możliwe dzięki programom finansowanym ze środków unijnych. Wprawdzie nie możemy dyrektorowi powiatowego urzędu pracy lub staroście nakazać określonych działań, ale możemy zachęcić do ich podejmowania. Dzięki temu możemy np. przekonywać do ograniczania liczby uczniów i absolwentów szkół zawodowych, kształcących się w kierunkach, na które nie ma zapotrzebowania na lokalnym rynku pracy. Na podobnych zasadach mobilizujemy samorządy gminne do tworzenia odpowiednich warunków dla inwestorów. Nie jest to łatwe, ponieważ takie wpływanie na rynek pracy wymaga współpracy między samorządami i przedstawicielami różnych środowisk, w tym także, a w zasadzie przede wszystkim, z pracodawcami. Jednym z problemów, na które napotykamy w tym procesie, są nadmierne ambicje lokalnych środowisk. Innym jest brak wspólnej reprezentacji pracodawców na szczeblu lokalnym oraz regionalnym. Żeby udało się osiągnąć widoczne rezultaty na rynku pracy – zmniejszanie się bezrobocia i zwiększanie liczby miejsc pracy – potrzebna jest współpraca wszystkich interesariuszy. Do tego dochodzą bariery systemowe, czasami przyjmujące wręcz absurdalną formę – np. kiedy pieniędzy z Funduszu Pracy nie mogliśmy wykorzystać na zwiększenie mobilności i umożliwienie przejazdów do pracy z jednego powiatu do drugiego. Pamiętajmy, że nie wszystkimi powiatami inwestorzy się zainteresują, dlatego mobilność mieszkańców tych obszarów ma tak duże znaczenie.
Problemem jest słabe dopasowanie naszego szkolnictwa do potrzeb rynku pracy – zarówno tych „na dziś”, jak i do realiów, w jakich absolwenci mogą się znaleźć w perspektywie kilkunastu czy kilkudziesięciu lat.
Na kształt rynku pracy w dużym stopniu wpływa edukacja. Tutaj też samorząd regionalny niewiele może bezpośrednio zdziałać, bo z jednej strony mamy Ministerstwo Edukacji Narodowej, a z drugiej powiaty i gminy. Czy w tej sferze też występujecie w roli obserwatora lub kibica? Rzeczywiście, tu również nie mamy bezpośredniego wpływu na zapewnienie jakości edukacji w poszczególnych szkołach, ale występujemy w roli inspiratora i koordynatora ważnych systemowych zmian w regionie, a w niektórych przypadkach – ich realizatora. Zdecydowaliśmy się podjąć dialog edukacyjny na poziomie regionu, m.in. poprzez zorganizowanie już po raz drugi Forum Pomorskiej Edukacji. W tym roku, podobnie jak w ubiegłym, dyskutowaliśmy zarówno z pracodawcami, jak i administracją samorządową, przedstawicielami środowiska nauczycielskiego oraz rodziców i uczniów. Celem tych dyskusji jest wspólne stworzenie pozytywnej atmosfery i mobilizacji wszystkich interesariuszy na rzecz zdobywania nowych kwalifikacji, podnoszenia kompetencji i umiejętności na każdym etapie kształcenia. Nie jest to łatwe, gdyż z jednej strony oczekiwania pracodawców i rodziców są duże, a z drugiej strony napotykamy na silny opór przed niezbędnymi zmianami, również tymi, które są konsekwencją m.in. niżu demograficznego. Kolejnym problemem jest nieadekwatne dopasowanie naszego szkolnictwa, zarówno zawodowego, jak i ogólnego, do potrzeb rynku pracy – tych „na dziś”, jak i tych, w których absolwenci mogą się znaleźć w perspektywie kilkunastu lat. Z tego powodu szczególnie ważna jest troska o rozwój kompetencji kluczowych, np. umiejętności komunikowania się i pracy w zespole. Mając do dyspozycji unijne środki, chcemy oddziaływać na sektor edukacji poprzez konkretne programy, które pomogą nam przezwyciężyć słabości polskiej i pomorskiej edukacji. Chcemy więc również skupić się na wspieraniu najlepszych nauczycieli z przedmiotów, które są kluczowe dla rozwoju regionu, jak choćby matematyka. Oczywiście nie ograniczamy się tylko do kształcenia ogólnego i zawodowego na poziomie średnim. Myślimy też o współpracy ze szkołami wyższymi przy tworzeniu programów kształcenia na tym poziomie. Czy marszałek ma realny wpływ na kształcenie ustawiczne? Kształcenie ustawiczne, kolokwialnie mówiąc, „leży” zarówno w naszym regionie, jak i w całym kraju. Tymczasem zmiany o charakterze globalnym, a szczególnie postęp technologiczny, wymagają stałego zwiększania wiedzy, umiejętności, uprawnień itd. Niesie to za sobą nie tylko konieczność zmiany wykonywanych zawodów, ale też miejsca zamieszkania. Tymczasem mentalnie ciągle jesteśmy przywiązani do wizji jednego miejsca pracy od szkoły po emeryturę. W Regionalnym Programie Strategicznym Aktywni Pomorzanie wyznaczyliśmy sobie takie zadania, jak: rozwój poradnictwa zawodowego, w tym doradztwa edukacyjno­‑zawodowego, uruchomienie regionalnego systemu wsparcia szkół i doskonalenia nauczycieli oraz pomocy uczniom o specjalnych potrzebach edukacyjnych, w tym jednostkom szczególnie uzdolnionym. Istotną odpowiedzią na potrzeby kształcenia ustawicznego będą, planowane w ramach ważnego przedsięwzięcia strategicznego, działania związane z kształtowaniem sieci ponadgimnazjalnych szkół zawodowych. Działania te uwzględniać będą zarówno bieżące, jak i długofalowe potrzeby subregionalnych i regionalnego rynków pracy. Chcemy też poprawić współpracę szkół gimnazjalnych oraz ponadgimnazjalnych z uczelniami wyższymi. Robimy to właśnie po to, by osiągnąć te wszystkie cele, jak i trwale wpłynąć na podniesienie jakości pomorskiej edukacji. Zaproponowałem utworzenie Pomorskiej Rady Oświatowej, opartej na sieci dialogu edukacyjnego, tworzonej przez gminne i powiatowe rady edukacyjne. Mobilizacja, o której mówię, nie może się ograniczać tylko do Gdańska czy Gdyni, a powinna objąć swoim zasięgiem całe województwo.
Zmiany o charakterze globalnym, a szczególnie postęp technologiczny, wymagają stałego, lepszego wykorzystywania wiedzy, umiejętności i kompetencji. Przyszłość niesie ze sobą nie tylko konieczność zmiany wykonywanych zawodów, ale też miejsca zamieszkania. Tymczasem mentalnie ciągle jesteśmy przywiązani do wizji jednego miejsca pracy – od szkoły po emeryturę.
Właściciele firm oraz menedżerowie boją się zatrudniać, bo w razie pomyłki zwolnienie danej osoby jest trudne. Z kolei osoby szukające pracy, po kolejnych nieudanych próbach, nie mają już nawet ochoty na energiczne zabieganie o etat. Czy receptą mogą być kilkumiesięczne szkolenia z praktykami w różnych firmach? Czy to przełamie wzajemną nieufność, wynikającą po części ze sztywnego kodeksu pracy? Jak wspomniałem wcześniej, chcemy poprawiać szkolnictwo zawodowe, ale też zmieniać sytuację na poziomie szkolnictwa wyższego. Coraz więcej osób kończących pedagogikę, politologię, socjologię czy nawet kierunki ekonomiczne zgłasza się do urzędów pracy. Zwracamy na to uwagę senatom naszych uczelni. Równocześnie firmy wołają o zwiększenie ilości informatyków na rynku. Rzeczywiście, to coraz większy problem, ale bardziej palące jest przekwalifikowanie absolwentów kierunków wymienionych przed chwilą. Szukamy również rozwiązań na innych poziomach. Dzięki naszemu wsparciu, specjalistyczne szkolenie w zawodzie spawacza ukończyło około 600 osób reprezentujących różne zawody robotnicze. Część rozpoczęła prace w naszych zakładach pracy, część zaś wyjechała za pracą do Norwegii czy Niemiec. Bardzo interesujący jest przykład współpracy prywatnej szkoły wyższej w Sopocie, firm z sektora BPO oraz Powiatowego Urzędu Pracy w Gdańsku. Razem zorganizowano kursy dla bezrobotnych z wyższym wykształceniem. Niemal wszyscy kończący ten kurs znaleźli pracę! Oczekujemy większej liczby podobnych inicjatyw – z pewnością będziemy je wspierać. Niestety, istnieją poważne ograniczenia dla tego typu przedsięwzięć. Jednym z nich jest m.in. fakt, że większość środków jest przeznaczona dla osób bezrobotnych, nie zaś dla osób chcących się przekwalifikować. Przykłady, gdzie pracodawcy angażują się w kształcenie lub dokształcanie przyszłych pracowników można policzyć na palcach jednej ręki. Pomorska Szkoła Rzemiosł w Gdańsku jest takim pozytywnym wyjątkiem. Co zrobić żeby pracodawcy bardziej się angażowali? W Wejherowie działa podobna szkoła, ale na tym rzeczywiście koniec. Istotnym problemem jest niska świadomość pracodawców na temat korzyści, jakie mogą płynąć z włączenia się w proces kształtowania umiejętności przyszłych pracowników pod kątem swoich potrzeb. Do tego konieczne jest z ich strony otwarcie się na organizowanie praktyk oraz na mocniejszą współpracę w tym zakresie ze szkołami i uczelniami. Absolwenci wspomnianych wcześniej szkół zawodowych w Gdańsku i w Wejherowie nie mają problemów ze znalezieniem pracy. Praktykując w firmach, zdobywają doświadczenie i łatwiej im spełnić oczekiwania pracodawców. Tylko, że to wciąż za mało i dlatego chcemy w latach 2014–2020 wprowadzić tzw. mechanizm sieciowy. Przedsiębiorcy różnych branż, współpracując w procesie kształcenia i dokształcania, będą mogli liczyć na dodatkowe korzyści. Żeby jednak ten pomysł zrealizować, potrzebujemy wsparcia instytucji centralnych – w tym ministerstwa pracy – gdyż dla zakładów pracy jest to obciążenie. Rozmawiamy teraz o stanie na koniec 2013 roku. Tymczasem demografowie zapowiadają, że na rynku pracy od 2015 roku będzie coraz mniej ludzi. Do tego dochodzi emigracja. Może okazać się, że bezrobocie nie będzie już największym problemem. Od czasu przystąpienia Polski do UE zasoby rynku pracy zauważalnie się skurczyły, a w przyszłości prawdopodobnie będzie coraz gorzej. Obecnie w naszym województwie około 110 tysięcy osób pozostaje bez pracy i jest to dobry moment na przygotowanie ich oraz ludzi jeszcze się kształcących do zajmowania miejsc osób odchodzących na emeryturę. Z jednej strony musimy lepiej zagospodarować nasze zasoby i poprawić kształcenie, dokształcanie, z drugiej przygotować się na wchłonięcie pracowników spoza naszego regionu, w tym również z innych krajów. Od kilku lat niektóre branże nawołują do otwarcia granic. Jestem jednak przekonany, że nim to nastąpi, jesteśmy w stanie poprawić jakość edukacji i szkoleń tak, żeby wykorzystać potencjał drzemiący w naszym regionie. Oprócz tej zmiany należy jeszcze zwiększyć mobilność Pomorzan. Podkreślam to po raz kolejny, ale dla naszego rynku pracy jest to naprawdę ważne. Zainwestowaliśmy poważne środki z budżetu UE na poprawę jakości dróg oraz połączeń kolejowych. Między innymi dlatego powstaje Pomorska Kolej Metropolitalna. W latach 2014–2020 transport i komunikacja nadal będą priorytetami. Lepsza komunikacja nie jest celem samym w sobie – dzięki niej mieszkańcy odległych powiatów będą mogli z łatwością przemieszczać się, by znaleźć pracę, a pracodawcy znajdą poszukiwanych pracowników.
Metropolia jest i będzie regionalnym centrum gospodarczym. Tu są i będą powstawały nowe miejsca pracy. Dopiero gdy ten obszar „się nasyci”, firmy rozpoczną poszukiwania nowych lokalizacji położonych w głębi województwa.
Czy metropolia będzie wsysała ludzi z pozostałych części regionu? W Gdańsku, Gdyni i sąsiadujących gminach jest i będzie regionalne centrum gospodarcze. Tu są i będą powstawały nowe miejsca pracy. Dopiero, gdy ten obszar „się nasyci”, firmy rozpoczną poszukiwania nowych lokalizacji położonych w głębi województwa. Dla szukających pracy i dla takich firm sprawna komunikacja ma kluczowe znaczenie. Pracodawcy wskazują również na potrzebę rozwoju tanich mieszkań na wynajem dla młodych ludzi. Połączenie dostępu do taniego mieszkania z ofertą pracy oraz możliwością dalszego kształcenia będzie ich zdaniem bardzo atrakcyjną przewagą, ściągającą młodych ludzi do Gdańska i Gdyni. To kosztowna inicjatywa, wymagająca ścisłej współpracy. Musi się znaleźć chętny do zorganizowania takiego przedsięwzięcia. Obecne prawo nie sprzyja budownictwu pod wynajem i dlatego nie będzie to łatwe. Oczekuję inicjatywy ze strony pracodawców i jeżeli taka chęć się z ich strony pojawi, to będziemy starali się pomóc.

O autorze:

Z Mieczysławem Strukiem , wicemarszałkiem województwa pomorskiego i Włodzimierzem Szordykowskim , dyrektorem Departamentu Rozwoju Gospodarczego Urzędu Marszałkowskiego Województwa Pomorskiego rozmawia Leszek Szmidtke , dziennikarz PPG i Radia Gdańsk. Leszek Szmidtke: Samorząd szczebla wojewódzkiego ma być kreatorem, pomysłodawcą, twórcą kierunków rozwoju regionalnego, czy też kasjerem rozdzielającym pieniądze z budżetu państwa oraz Unii Europejskiej? Mieczysław Struk: Każdy z tych elementów jest obecny w naszej działalności. Istnieją dziedziny, w których mamy ograniczone możliwości. Niewiele możemy zrobić na przykład na rynku paliw lub rynku energetycznym. Na pewno samorząd powinien być stymulatorem działań sprzyjających rozwojowi regionalnemu. Mam na myśli zarówno kreowanie kierunków strategicznych, planowanie przestrzenne, inwestycje publiczne, jak i tworzenie oraz realizację planów operacyjnych, na przykład rozwój obszarów wiejskich czy system wsparcia innowacji. Mamy też wpływ na kształtowanie szeroko rozumianej atmosfery związanej z przedsiębiorczością. Możemy poprzez środki europejskie, z funduszy strukturalnych oraz Programu Operacyjnego Kapitał Ludzki wspierać chcących inwestować w innowacyjność oraz podnosić kwalifikacje zarówno kadry menedżerskiej, jak i pracowników.
Skupiamy się przede wszystkim na tworzeniu korzystnych warunków dla małych i średnich przedsiębiorstw i dla rozpoczynających działalność gospodarczą.
L.S.: Cele, czyli poziom strategiczny, są znane. Narzędzia, jakimi dysponuje samorząd województwa, w zasadzie też. Władze regionalne muszą więc zdecydować się na wybór drogi, która będzie najbardziej skuteczna przy rozwijaniu pomorskiej gospodarki, przedsiębiorczości. M.S.: Skupiamy się przede wszystkim na tworzeniu korzystnych warunków dla małych i średnich przedsiębiorstw i dla rozpoczynających działalność gospodarczą. Robimy to poprzez tworzenie sieci instytucji otoczenia biznesu. W każdym powiecie powinien powstać zespół ludzi, którzy doradzą, jak przebrnąć meandry administracyjne, będą udzielać porad prawnych, podatkowych, ekonomicznych. Mikro-, małe i średnie firmy potrzebują też kapitału na starcie i powinny im pomagać instytucje, które samorząd województwa utworzył kilka lat temu: Pomorski Fundusz Poręczeń Kredytowych oraz Pomorski Fundusz Pożyczkowy. Samorząd województwa musi też dbać o promocję gospodarczą regionu, pokazanie naszych walorów zagranicznemu kapitałowi. Temu służy Centrum Obsługi Inwestorów, utworzone kilka lat temu przy Agencji Rozwoju Pomorza. Ostatnie lata pokazały, że samorząd wojewódzki musi również koordynować budowę związków między środowiskami naukowymi, administracją oraz przedsiębiorcami. Przykładem jest Pomorskie Centrum Innowacji, Bałtyckie Centrum Biotechnologii i Diagnostyki Innowacyjnej oraz Krajowe Centrum Informatyki Kwantowej . L.S.: Opracowywanie modeli, tworzenie rozwiązań pomagających pomorskiej gospodarce to właśnie zadanie samorządu regionalnego. Wymaga to zaangażowania różnych środowisk, które podzielą się swoją wiedzą, doświadczeniem. Jak wyglądały rozmowy z przedstawicielami środowisk przedsiębiorców przy opracowywaniu Regionalnego Programu Operacyjnego? Jak wygląda to dzisiaj, kiedy powstają nowe rozwiązania na przyszłość? M.S.: W naszym województwie jest około 200 instytucji okołobiznesowych. Trudno rozmawiać ze wszystkimi. Natomiast są organizacje, przedstawicielstwa przedsiębiorców, z którymi utrzymujemy stały kontakt. Wśród nich warto wymienić BCC, niektóre lokalne izby przemysłowo-handlowe, związki pracodawców czy powołaną niedawno Pomorską Radę Przedsiębiorczości. Właśnie ta rada opiniowała RPO, Program Operacyjny Kapitał Ludzki. Opiniuje też konkretne działania, jak choćby powołanie Pomorskiego Centrum Innowacji. L.S.: Co znaczy opiniują? Jaki wpływ mają organizacje reprezentujące przedsiębiorców na podejmowane przez samorząd regionalny decyzje? M.S.: Bardzo duży. Marszałek oraz cały zarząd muszą się liczyć z takimi opiniami. Projekt Pomorskiego Centrum Innowacji był kilkakrotnie modyfikowany ze względu na krytyczne uwagi. Od lat bardzo brakowało nam wspólnej reprezentacji środowisk gospodarczych. Kontakty międzynarodowe owocowały wizytami przedstawicieli zagranicznych organizacji przedsiębiorców. Szukali partnerów, chcieli współpracować, a u nas nie było odpowiednika. Dlatego marszałek wyszedł z inicjatywą powołania takiej reprezentacji przedsiębiorców i Regionalna Izba Gospodarcza Pomorza jest tego efektem. Zależy nam, by z Izbą, Radą Przedsiębiorczości, także z Izbą Rzemieślniczą Małych i Średnich Przedsiębiorstw oraz innymi organizacjami jak najlepiej współpracować. L.S.: Przed długie lata pracował pan w Pomorskiej Izbie Rzemieślniczej Małych i Średnich Przedsiębiorstw. Czy czuliście się podmiotem, partnerem, którego opinia się liczy? Włodzimierz Szordykowski: Tak. Oczywiście w tych zagadnieniach, na które władza tego szczebla miała wpływ. Niestety większość decyzji kształtujących naszą gospodarkę zapada w Warszawie i na najważniejsze dla nas sprawy nie mieliśmy wpływu. L.S.: Dopytuję o podmiotowość tych konsultacji dlatego, że przy tworzeniu Regionalnego Programu Operacyjnego powoływano w każdym z powiatów zespoły robocze. Niestety dominowali w nich lokalni politycy oraz urzędnicy. Mało było przedstawicieli organizacji pozarządowych, przedsiębiorców. Czy dziś konsultacje społeczne, pytanie o opinie różnych środowisk lub organizacji nie będą miały podobnego charakteru? M.S.: Rzeczywiście w Powiatowych Zespołach Roboczych dominowali samorządowcy i niewielu było tam przedsiębiorców. Samorządowcy skupiali się głównie na rozwiązywaniu własnych problemów, najczęściej komunalnych, czyli dotyczących dróg, kanalizacji itp. Między innymi dlatego organizowaliśmy dodatkowe spotkania z przedstawicielami środowisk biznesowych, organizacjami pozarządowymi, także z duchowieństwem – parafie również mogą ubiegać się o środki z Unii Europejskiej na renowację kościołów i kaplic. W przypadku przedsiębiorców marszałek Kozłowski oraz dyrektorzy i pracownicy odpowiednich departamentów naszego urzędu jeździli i nadal jeżdżą do powiatów na spotkania. Byliśmy w Tczewie, Starogardzie, Wejherowie, Kwidzynie, Chojnicach, Człuchowie i razem z tamtejszymi samorządowcami próbujemy znaleźć wspólny język, chcemy poznać oczekiwania i problemy tamtejszych przedsiębiorców. Prezentujemy przykłady dobrego wykorzystania pieniędzy unijnych w okresie 2004–2006. Uprzedzam pytanie: czy nie za późno na konsultacje? Otóż nie, bo chociaż RPO już istnieje, trzeba wypełnić go treścią. Przedsiębiorcy mają rzeczywisty wpływ na powstawanie instytucji okołobiznesowych, jak na przykład wspomnianego już Pomorskiego Centrum Innowacji. Oczekujemy też, by wskazywali bariery w wykorzystywaniu środków europejskich. L.S.: A środowiska biznesowe, konkretni przedsiębiorcy, przychodzą z propozycjami takich zmian? W.S.: Najczęściej przychodzą z propozycjami rozwiązań prawnych o charakterze systemowym. Największe organizacje przedsiębiorców robią ekspertyzy i sugerują rządowi zmiany w prawie. Na szczeblu regionalnym najczęściej zabierają głos w konkretnych sprawach, domagają się na przykład budowy mostu przez Wisłę pod Kwidzynem. Poprawi on warunki funkcjonowania tamtejszych firm, zarówno takich jak Jabil, jak i małych kilkuosobowych. M.S.: Podobnie przedsiębiorcy Pruszcza Gdańskiego domagają się budowy nowego wiaduktu przez przecinające miasto tory kolejowe.
Naszym celem jest zachęcenie firm do współpracy z uczelniami, instytutami naukowymi, także administracją samorządową.
L.S.: Jednak samorząd wojewódzki ma też realny wpływ na tworzenie mechanizmów, systemów wspierających przedsiębiorczość. Wcześniej mówiliśmy o różnych funduszach wsparcia, innym zaś przykładem są klastry. W.S.: Słabością naszej gospodarki jest niechęć do współpracy. Widzimy to nie tylko wśród przedsiębiorców, ale też wśród naukowców. Naszym celem jest zachęcenie firm do współpracy z uczelniami, instytutami naukowymi, także administracją samorządową. Wszystkich, którzy są zainteresowani rozwojem gospodarki. Razem z Instytutem Badań nad Gospodarką Rynkową uczestniczymy w projekcie, którego celem jest właśnie budowanie klastrów. Już mamy rezultaty w postaci wielu inicjatyw klastrowych. Powstał też klaster związany z Bałtyckim Centrum Biotechnologii i Diagnostyki Innowacyjnej. Mam nadzieję, że tego typu inicjatywy zachęcą do budowania partnerstwa, do rozwijania gospodarki w naszym regionie . M.S.: Jednak nie można oczekiwać, żeby to samorząd regionalny tworzył klastry. L.S.: Ale samorząd może współtworzyć mechanizmy inicjujące i wspierające tego typu pomysły. M.S.: Nasza polityka klastrowa polega właśnie na pomocy w początkowym etapie, kiedy trzeba określić pola współpracy między przedsiębiorstwami, i to często konkurującymi ze sobą. Możemy wyłożyć pieniądze na przygotowanie strategii, planów operacyjnych, nawet pomóc przy zdobywaniu środków na budowanie tych powiązań. Wspólnie z Instytutem Badań nad Gospodarką Rynkową przygotowaliśmy całą politykę klastrową. Czyli poprzez środki publiczne zachęcamy do budowania czegoś, co popchnie naszą gospodarkę na nowe tory. L.S.: Czy samorząd regionalny tworzy rynek, gdzie różne instytucje konkurując, będą budować różne formy wsparcia biznesu, tworzyć koncepcje, podsuwać nowe rozwiązania? Czy też będzie zlecał wykonanie takich zadań swoim urzędnikom i spółkom? M.S.: Nie chcemy tworzyć kolejnych instytucji samorządowych. Chcemy zbudować taki system, który będzie partnerstwem organizacji okołobiznesowych. Wykorzystując doświadczenia Agencji Rozwoju Pomorza, tworzymy projekt o nazwie „Broker pomorski”. Będzie to cały system konsultacyjno-doradczy ze swoimi placówkami w każdym mieście powiatowym. Przy nich powinny powstawać oddziały Pomorskiego Funduszu Pożyczkowego i Pomorskiego Funduszu Poręczeń Kredytowych. Dzięki temu projektowi chętny do zostania przedsiębiorcą otrzyma pomoc, np. przy tworzeniu biznesplanu. Liczymy na to, że w powiatach – za przykładem Gdyni – będą organizowane konkursy na najlepsze lokalne biznesplany. L.S.: Ale nadal nie wiem, czy to wspieranie firm będzie się odbywać poprzez instytucje samorządowe, jak na przykład Agencja Rozwoju Pomorza, czy też ogłosicie konkurs dla różnych instytucji, organizacji, także firm komercyjnych? M.S.: Rynek jest zdecydowanie lepszym rozwiązaniem, ale zachęcać będziemy do tworzenia partnerstw przez izby rzemieślnicze, gospodarcze, a także samorządy. Mamy nadzieję, że sami przedsiębiorcy zaangażują się w tworzenie takich instytucji. Będą one miały charakter usługowy i, prędzej czy później, zaczną ze sobą konkurować w tworzeniu biznesplanów czy projektów unijnych. L.S.: A co powinno zostać w rękach samorządu regionalnego? W.S.: W administracji istnieją określone procedury. Zlecenie pewnych zadań na zewnątrz przyśpiesza wiele działań. Spółki z udziałem samorządu także pomagają w szybszym załatwieniu wielu spraw. Niestety obowiązujące prawo w odniesieniu do partnerstwa publicznoprawnego nie spełnia oczekiwań.
Priorytetem są działania innowacyjne i dlatego będą one wspierane w szczególny sposób.
M.S.: Samorząd regionalny może oddziaływać poprzez instrumenty finansowe. Priorytetem są działania innowacyjne i dlatego będą wspierane w szczególny sposób. Będziemy ogłaszali konkursy, gdyż dzięki temu otrzymamy lepsze propozycje i dajemy szansę nowym podmiotom. Dysponujemy nowymi instrumentami finansowania, umożliwiającymi wspieranie różnych działań prorozwojowych. I mam nadzieję, że tej szansy nie zmarnujemy.

O autorze:

Rozmowę prowadzi Leszek Szmidtke, dziennikarz Pomorskiego Przeglądu Gospodarczego i Radia Gdańsk. Leszek Szmidtke: W skali od jeden do dziesięciu jak Pan ocenia konkurencyjność, innowacyjność pomorskich firm? Mieczysław Struk: Na poziomie pięciu, może sześciu punktów. Przed laty odwiedziłem z Janem Kozłowskim najsilniejsze podmioty gospodarcze z poszczególnych powiatów. Jedno ze spostrzeżeń, które po kolejnych wizytach powracało, to to, że większość tych firm już wtedy nie konkurowała tanią siłą roboczą, lecz ciekawymi, nowatorskimi produktami lub usługami. Przedsiębiorstwa te, mając kontrakty z wielkimi koncernami, produkują klimatyzatory, komponenty medyczne, części do samochodów. Wiem też, że w wielu firmach, zlokalizowanych choćby na terenach Parków Naukowo­‑Technologicznych Gdańska i Gdyni, młodzi ludzie skutecznie rywalizują w branży ICT. Siłą Polski, w tym naszego regionu, wciąż jest konkurencyjność w zakresie kosztów pracy, ale w przyszłości najważniejsze będą wiedza i potencjał innowacyjny. - Na Pomorzu zarejestrowanych jest ponad ćwierć miliona firm. Tych konkurencyjnych, innowacyjnych mamy pięć, dziesięć procent? - Obawiam się, że mniej. I niestety, nie obserwujemy dużego wzrostu. Trudno przekonać właścicieli do szukania wiedzy, nowoczesnych technologii dla zwiększania konkurencyjności przedsiębiorstwa. Epatujemy własny rynek, ale granice znikają i swoje produkty trzeba umieć sprzedawać także w innych krajach.
Powstanie kultury innowacyjności jest długim procesem, wymagającym zmian w mentalności i systemie edukacji. Stosunkowo łatwiejsza do zniwelowania jest bariera kapitałowa.
- Pańscy urzędnicy szukali odpowiedzi, czym wytłumaczyć tak niski wskaźnik konkurencyjności? - W ramach Pomorskiego Obserwatorium Gospodarczego od kilku lat badamy kondycję sektora małych i średnich przedsiębiorstw w województwie pomorskim. Zadawaliśmy wprost pytanie: co jest barierą we wzroście poziomu konkurencyjności? Przedsiębiorcy najczęściej odpowiadali, że brakuje im kapitału. Nie tylko na kupno nowych technologii. Potrzebują pieniędzy także na lepsze przygotowanie swoich pracowników, zatrudnienie fachowców czy współpracę z naukowcami. Drugi problem to brak wiedzy na temat problematyki innowacyjności. Nie musimy wymyślać czegoś od zera. Możemy istniejący produkt lub usługę udoskonalać w taki sposób, żeby były innowacyjne i stały się atrakcyjne zarówno dla polskiego, jak i zagranicznego konsumenta. Dzisiaj wartością jest jakość, a nie tylko cena. Niestety, powstanie kultury innowacyjności jest długim procesem wymagającym zmian w mentalności, ale też kształcenia. Takie postawy młodych Polaków, Pomorzan, powinno się kształtować w istocie od poziomu przedszkola. Natomiast stosunkowo łatwiejsza do zniwelowania jest bariera kapitałowa. Firmy mają do dyspozycji różnego rodzaju instrumenty finansowe: środki unijne, fundusze pożyczkowe, poręczeniowe. Spodziewam się też, że sektor bankowy będzie coraz lepiej współpracował z przedsiębiorcami. - Czy brak odpowiedniej kultury przedsiębiorczości nie jest w tej chwili słabszą stroną niż brak kapitału? - Niewątpliwie tak. Gdy pytamy o innowacyjność, większość przedsiębiorców opowiada, jakie kupiła technologie. W istocie zakup konkretniej technologii, która jest od dziesięciu lub dwudziestu lat stosowana w Niemczech, Francji czy po drugiej stronie oceanu, nie jest żadną innowacją. Produkt staje się innowacyjny tylko wtedy, kiedy jest autentycznie odmienny. Inny przez swój wzór, organizację procesów w wytwarzającym go przedsiębiorstwie, sposób dostarczenia bądź charakter oferty. Po prostu gdy staje się zupełnie innym produktem. - Dlaczego nasi przedsiębiorcy boją się inwestować w coś, czego jeszcze nikt nie ma? - Łatwiej zakupić konkretne urządzenie, które pozwoli na szybszą produkcję czegoś, co już istnieje, niż szukać zupełnie nowych rozwiązań, które wymagają bardzo dużego wysiłku intelektualnego, własnej pracy i współpracy wielu partnerów. - Czyli znowu dochodzimy do kultury… - Tak, gdyż to jedna z bolączek naszego rozwoju. Kultura współpracy w Polsce jest jedną z niższych w Europie. Nie wynosimy jej z domu, nie uczy się tego w szkołach. Dlatego musimy zmienić programy edukacyjne i wewnętrzne nastawienie. Dzisiaj niemalże każdy produkt jest interdyscyplinarny, tworzy go wielu aktorów z różnych dziedzin. - Innowacyjność wymaga też pokonania muru odgradzającego świat biznesu od świata nauki. - Potrzebna jest otwartość uczelni na przedsiębiorców i chęć firm, żeby korzystać z dobrodziejstw takiej współpracy. Na szczęście coś się w tej materii zmienia. Jeśli Politechnika Gdańska mówi o Centrum Zaawansowanych Technologii, to przecież nie po to, żeby te technologie odkładać na półkę, tylko implementować je w gospodarce. Powstają też Parki Naukowo­‑Technologiczne, w których zaczynają się pojawiać relacje pomiędzy przedsiębiorcami i naukowcami. Niestety, te zmiany zachodzą zbyt wolno. - Ramy prawne, w których funkcjonuje gospodarka, są kształtowane przede wszystkim w Warszawie i Brukseli. Jakie narzędzia wsparcia ma samorząd? - Kolejne raporty powstające w ramach Pomorskiego Obserwatorium Gospodarczego pokazują nastroje przedsiębiorców i to, na co się najbardziej uskarżają. Okazuje się, że nie oczekują oni większych środków na inwestycje, lecz pomocy w badaniach rynków, zwłaszcza tych nowych. Także pomocy finansowej i prawnej związanej z ochroną własności intelektualnej. Chodzi m.in. o to, żeby nowoczesne rozwiązania nie były kupowane przez partnerów niemieckich, francuskich czy szwajcarskich za przysłowiowe grosze, ale żeby były u nas opatentowane i zabezpieczały uzyskiwanie konkretnych korzyści. Także edukacja, zwłaszcza szkolenia w zakresie zarządzania finansami, marketingiem, personelem, procesami zmian, projektami, mają kapitalne znaczenie. Ważne jest też prowadzenie polityki sprzyjającej rozwojowi przedsiębiorstw w wiodących dla naszego regionu sektorach. Informatyka, logistyka, Business Process Offshoring, motoryzacja, energetyka czy chemia lekka – myślę tutaj o kosmetyce i farmacji – to według naszych badań kluczowe branże, które powinny rozwijać się na Pomorzu. - Czy istniejące narzędzia, szczególnie fundusze poręczeniowe i pożyczkowe, są właściwie wykorzystywane? - Niestety nie, ale tego typu pomoc została zepchnięta w cień przez unijne dotacje. Jednak pamiętajmy o skali unijnych dofinansowań. W naszym regionie mamy zarejestrowanych około 260 tys. przedsiębiorstw. Dotacje z Regionalnego Programu Operacyjnego dla firm otrzymało 900 z nich – to niewielki margines. Żeby instrumenty w postaci funduszu pożyczkowego bądź poręczeniowego funkcjonowały, zwłaszcza dla firm, które nie mają historii kredytowej czy odpowiednich zabezpieczeń, to wsparcie w formie dotacji musi zniknąć. - Kilka lat temu, kiedy budowano Regionalny Program Operacyjny, zdecydowaliście m.in., jak podzielić środki dla firm. Czy te założenia okazały się trafne? - Co dwa lata dokonujemy analizy wsparcia naszych przedsiębiorstw i, krótko mówiąc, widzimy, że procesy rozwojowe w naszym regionie rozjeżdżają się. Realizowana polityka spójności przynosi pozytywne rezultaty. Niwelowany jest też dystans pomiędzy najlepszymi a tymi, którzy są oddaleni, zwłaszcza od aglomeracji trójmiejskiej. Problem ma bardziej charakter przestrzennego zróżnicowania poziomu rozwoju gospodarczego. Badamy wiele innych ważnych zjawisk, m.in. to, w jaki sposób jesteśmy przygotowani do wyzwań konkurencyjnych, na ile przedsiębiorstwa są gotowe do implementacji nowych rozwiązań innowacyjnych. Niestety, efekty ciągle są poniżej naszych oczekiwań. Wykorzystamy te wyniki przy tworzeniu nowego Regionalnego Programu Operacyjnego. Ponieważ przyznawanie dotacji w dłuższej perspektywie zaburza konkurencyjność, więc będziemy się zwracać w kierunku innych instrumentów wsparcia: zwrotnych i ukierunkowanych na dopiero zaczynających działalność gospodarczą oraz na poszukujących najnowocześniejszych rozwiązań. - Mówi Pan o środkach przeznaczonych na inwestycje, ale były i są spore pieniądze na tzw. miękkie projekty. Może należy zmienić proporcje? - Potrzebujemy jeszcze większej ilości kapitału, zwłaszcza takiego, który będzie ukierunkowany na podnoszenie kwalifikacji zawodowych. Trzeba się nauczyć dostosowywać do zmian dostarczanych przez rynek, a więc podnosić umiejętności pracowników, w tym kulturę współpracy. - Większość przedsiębiorców, zwłaszcza właścicieli małych firm, uważa szkolenia za marnowanie pieniędzy. Może oferta szkoleniowa jest nietrafiona? - Mam zastrzeżenia do oferty szkoleniowej, ale przedsiębiorcy przekonani, że posiedli już wiedzę i teraz chcą inwestować wyłącznie w budynki albo technologie, są po prostu w błędzie. Wsparcie publiczne zawsze będzie ograniczone wielkością kapitału i dlatego musi być ukierunkowane na najbardziej efektywne przedsięwzięcia. Szczególnie takie, które w krótkim czasie przyniosą korzystne rezultaty. Wiele przedsiębiorstw, zwłaszcza tych większych, zaczyna rozumieć ten problem. Grupa Lotos S.A. tworzy mechanizmy wspierające rozwój innowacyjności. Grupa Energa S.A. właśnie powołała do życia spółkę Energa Innowacje. Takie działania będą przyciągać do firm najlepsze rozwiązania młodych naukowców pomorskich uczelni. - To są dwie największe firmy naszego regionu. I tylko dwie. - Wymieniłem dwa przykłady, ale jest ich więcej. - Czy to ssanie pomysłów, które w tej chwili ogranicza się do kilku firm, powinno być również zadaniem samorządu regionalnego, także Gdańska oraz Gdyni? - Powinniśmy zbudować silny system powiązań, w którym samorządy będą istotnym graczem. Tak już się dzieje: Gdynia zbudowała Park Naukowo­‑Technologiczny. W Gdańsku Specjalna Strefa Ekonomiczna wybudowała podobną placówkę. Jeśli mówimy o instrumentach publicznych, zwłaszcza zwrotnych, takich jak fundusze pożyczkowe, poręczeniowe, to tam są zaangażowane kapitały samorządów. W interesie władz lokalnych oraz regionalnych jest rozwijanie przedsiębiorczości i jej ducha.
Powinniśmy zbudować silny system powiązań, w którym samorządy będą istotnym graczem. Nasza polityka klastrowa zmierza do tego, żeby łączyć wysiłki wielu różnych firm, a także instytutów naukowo- -badawczych.
- Czy to wystarczy, żeby zachęcić uczelnie do przygotowywania produktów, i nawet jeżeli dziewięć będzie nietrafionych, to dziesiąty okaże się tym właściwym strzałem? - Złotym strzałem. Bardzo się w to angażujemy. Pamiętam moje pierwsze doświadczenia przy tworzeniu spółki BioBaltica, kiedy skupialiśmy nie tylko przedsiębiorstwa, ale głównie wyższe uczelnie. Nasza polityka klastrowa zmierza do tego, żeby łączyć wysiłki wielu różnych firm, a także instytutów naukowo­‑badawczych. Powstały i nadal powstają w naszym regionie nowe inicjatywy klastrowe, w tym kilka, które otrzymały status kluczowych. Ten rynek dopiero raczkuje, ale pamiętajmy, że mechanizmy zostały stworzone dopiero wtedy, gdy w ramach Regionalnego Programu Operacyjnego można było wydzielić odpowiednie pieniądze.
Ponieważ przyznawanie dotacji w dłuższej perspektywie zaburza konkurencyjność, więc będziemy się zwracać w kierunku innych instrumentów wsparcia: zwrotnych i ukierunkowanych na dopiero zaczynających działalność gospodarczą oraz na poszukujących najnowocześniejszych rozwiązań.
- Samorządy, ograniczając się w przetargach na inwestycje infrastrukturalne do jednego tylko kryterium – ceny – pozbawiają startujące firmy możliwości wykazania się innowacyjnością i jakością. - Niestety, ustawa o zamówieniach publicznych bardzo nas ogranicza. Nie pozwala, żeby startujące w przetargach firmy szukały nowoczesnych rozwiązań, gdyż podnosi to wartość oferty. Kiedy podstawowym kryterium staje się cena, to dostajemy produkt, który wcale nie musi być dobrej jakości. Dlatego niecierpliwie oczekujemy na zapowiedziane zmiany. - Dziękuję za rozmowę.

O autorze:

Rozmowę prowadzi Leszek Szmidtke, dziennikarz Pomorskiego Przeglądu Gospodarczego i Radia Gdańsk. Leszek Szmidtke: Lista pomorskich firm eksportujących swoje produkty na rynek chiński jest bardzo krótka. Czy regionalne przedstawicielstwo w Państwie Środka zmieni ten stan? Mieczysław Struk: Mam nadzieję, że tak. Nie można pomijać kraju zamieszkiwanego przez miliard trzysta milionów ludzi, mającego roczny wzrost gospodarczy na poziomie 8–9 proc. PKB i będącego dziś drugą gospodarką świata. Mieszka tam wielu zamożnych ludzi, kupujących nie tylko setki tysięcy luksusowych samochodów BMW, Mercedes czy Audi, ale także inne drogie produkty. A przecież konsumpcja indywidualna to tylko część tego olbrzymiego rynku. Niestety, zachowujemy się tak, jakby w Chinach w ostatnich dwudziestu latach nic się nie zdarzyło. Jedynie kilka firm z Pomorza wysyła tam swoje produkty. Przedstawicielstwo naszego regionu w Pekinie ma być jednym z narzędzi, które pomogą to zmienić. Musimy mieć swoich ludzi, którzy będą zbierali informacje o potrzebach tego ogromnego rynku, szukali partnerów dla zainteresowanych firm z Pomorza oraz kapitału zainteresowanego inwestowaniem w naszym regionie.
Trudno konkurować z zaawansowanymi technologicznie produktami niemieckimi lub amerykańskimi. Mamy jednak firmy, które oferują produkty wysokiej jakości w branżach oczekiwanych przez Chińczyków i są one tańsze niż te sprzedawane przez światowe koncerny.
Czy możemy zaoferować Chińczykom coś bardziej zaawansowanego technologicznie niż np. produkty niemieckie, bardziej wysmakowanego niż francuskie lub bardziej trafiające w światową popkulturę niż amerykańskie? Rzeczywiście, trudno konkurować z mocno zaawansowanymi technologicznie produktami niemieckimi lub amerykańskimi. Mamy jednak firmy, które oferują produkty wysokiej jakości w branżach oczekiwanych przez Chińczyków i są one tańsze niż te sprzedawane przez światowe koncerny. Również nasze uczelnie przygotowują oferty dla chińskich studentów i spodziewam się rosnącej liczby młodzieży z tego kraju, szczególnie na Politechnice Gdańskiej i Gdańskim Uniwersytecie Medycznym. Na EXPO 2010 rozmawiałem z merem Szanghaju oraz szefem tamtejszej Izby Przemysłowo­-Handlowej. Zapytali wprost, czy możemy przyjąć w krótkim czasie na naszych uczelniach kilkuset studentów. Docelowo zaś nawet kilka tysięcy. Na chińskim rynku są obecne przede wszystkim duże koncerny, które stać na stworzenie różnych form wsparcia, a poza tym mogą liczyć na pomoc swoich rządów. Czy pomorskie małe i średnie firmy poradzą sobie tam samodzielnie? Poradzą sobie, jeżeli będą miały wsparcie ze strony władz państwowych i samorządowych. W Chinach ma to olbrzymie znaczenie. Nasze firmy należy wspierać poprzez kontakty na różnych szczeblach władzy. Bliskie stosunki z Szanghajem utrzymujemy od kilkudziesięciu lat. Pewne szlaki są już przetarte. Mamy jeszcze jeden atut, który w Chinach ma duże znaczenie. Pierwszą spółką z kapitałem zagranicznym, która powstała w tym kraju, był Chipolbrok. W Szanghaju często mogłem się przekonać, że pamięta się tam o wspólnej historii i że na początku lat 50. ubiegłego wieku pomagaliśmy im w trudnej sytuacji.
Mamy coraz lepszy dostęp do informacji o chińskim rynku. Nasze przedstawicielstwo w Pekinie jest m.in. po to, żeby informować o potrzebach tego rynku oraz pomagać w pokonaniu barier kulturowych i mentalnych.
Mamy bezpośrednie połączenia żeglugowe, czyli barierą we wzajemnej wymianie gospodarczej nie jest komunikacja. Towary z Chin płyną do nas szerokim strumieniem. Natomiast w drugą stronę niewiele wysyłamy. Jakie są główne przyczyny tak bardzo jednostronnej wymiany? Firmy, szczególnie z branży zaawansowanych technologii, muszą uwierzyć w możliwości konkurowania na tamtejszym rynku. Mamy coraz lepszy dostęp do informacji o chińskim czy szerzej – dalekowschodnich rynkach. To ułatwia przygotowanie oferty, znalezienie partnerów i zrozumienie innych zasad prowadzenia biznesu i innej mentalności. Nasze przedstawicielstwo w Pekinie jest m.in. po to, żeby informować o potrzebach tego rynku oraz pomagać w pokonaniu barier kulturowych i mentalnych. Ubiegłoroczne EXPO pomogło usprawnić przepływ informacji między naszymi placówkami dyplomatycznymi w Pekinie i Szanghaju a samorządem regionalnym i naszym przedstawicielstwem w Pekinie. Będziemy również organizować misje gospodarcze do Chin, przyjmować chińskie misje na Pomorzu oraz wspierać finansowo udziały w targach organizowanych w chińskich miastach. Misje gospodarcze będą stałymi i regularnymi pozycjami w kalendarzu? Dziś trudno mi zadeklarować, że będą regularne, ale jest coraz większe zainteresowanie taką formą nawiązywania kontaktów. Chińczycy chcą coraz śmielej wchodzić na nasz rynek. Nie wiem, czy bardziej zależy im na inwestowaniu kapitału, czy też na uczestniczeniu w dużych inwestycjach infrastrukturalnych realizowanych ze środków publicznych. Oczywiście, chcą też sprzedawać u nas swoje produkty. Pytają o wszystko i dlatego trudno wyczuć ich intencje. Natomiast my nie możemy zapominać o eksporcie naszych produktów do Państwa Środka oraz o inwestycjach w tym kraju. Bilans w wymianie handlowej jest dla nas bardzo niekorzystny. Polska ma ponad 14 mld dolarów deficytu. Na wspieranie przedsiębiorców chcących wchodzić na rynek chiński potrzebne są pieniądze. Samorząd regionalny samodzielnie nie podoła takim zadaniom. Dlatego zaprosiliśmy do współpracy największe pomorskie miasta oraz organizacje pracodawców. Szczególnie ważne są instytucje otoczenia biznesu – to one mają kształtować charakter pracy naszego przedstawicielstwa. Centrum Obsługi Inwestora działające przy Agencji Rozwoju Pomorza również zostało zobligowane do większej aktywności w ściąganiu chińskich inwestorów do naszego regionu. Czy inne samorządy, szczególnie największych miast, rozumieją potrzebę wspierania eksportu pomorskich firm? Prezydent Gdańska, ale także włodarze innych miast, rozumieją potrzebę szukania nowych rynków zbytu dla naszych przedsiębiorstw. Uczestniczą w projekcie Invest in Pomerania i wiedzą, że taka działalność nie może być rozproszona. Nasze poczynania należy skoordynować, by nie wydawać pieniędzy z wielu źródeł na podobne działania. Biura w Pekinie będziemy finansować wspólnie i traktujemy ten wydatek jako inwestycję. W naszej rozmowie koncentrujemy się na Pekinie oraz Szanghaju. Inne regiony Chin nie są tak interesujące? Szanghaj, całe wschodnie wybrzeże Chin, pełne jest firm z całego świata. Dlatego przyglądamy się też innym miejscom. W czerwcu przedstawiciele naszego regionu brali udział w misji gospodarczej w Xiamen, zorganizowanej przez Polską Agencję Informacji i Inwestycji Zagranicznych. We wrześniu będziemy uczestniczyć w kolejnej misji, której celem jest zapoznanie się z innymi miastami.
Polska przespała pierwsze fale turystów z Chin. Mieszkańcy Państwa Środka dużo podróżują, są coraz zamożniejsi i chętnie odwiedzają Europę.
Chińscy turyści na Pomorzu nadal są rzadkością. Nie tylko na Pomorzu. Polska przespała pierwsze fale turystów z Chin. Mieszkańcy Państwa Środka dużo podróżują, są coraz zamożniejsi i chętnie odwiedzają Europę. Staramy się nadrobić zaległości i przygotowaliśmy specjalny projekt we współpracy z prywatnymi touroperatorami, Pomorską Organizacją Turystyczną i Gdańską Organizacją Turystyczną, dzięki któremu od lipca gościmy kolejne grupy chińskich turystów. Na pewno pomocne będą inne inicjatywy, jak choćby pomysł organizacji – wzorowanego na oliwskiej imprezie – międzynarodowego festiwalu muzyki organowej w Shenzen. W grudniu do Chin jedzie dyrektor Filharmonii Bałtyckiej. Będzie omawiał szczegóły współpracy. Dodam jeszcze, że z naszej inicjatywy w Szanghaju postawiono pomnik Fryderyka Chopina. Polska kultura budzi na Dalekim Wschodzie duże zainteresowanie i może być silnym magnesem nie tylko dla turystów. Dziękuję za rozmowę.

O autorze:

Rozmowę prowadzi Leszek Szmidtke, dziennikarz Pomorskiego Przeglądu Gospodarczego i Radia Gdańsk. Leszek Szmidtke: Regionalna strategia stworzona kilka lat temu sięga roku 2020. Czy na obecnym etapie modyfikacji wyłaniają się nowe cele na najbliższe osiem lat, czy też stare pozostają aktualne? Mieczysław Struk: W najbliższych latach mamy kilka fundamentalnych problemów do rozwiązania. Przede wszystkim pogłębia się deficyt na rynku pracy. Nasze firmy są też za mało innowacyjne. Tymczasem niskie koszty pracy będą coraz mniejszym atutem, dotyczącym tych gałęzi gospodarki, które nie znajdują się w czołówce rozwoju. Pomorska gospodarka będzie się rozwijała, jeśli na szeroką skalę powstaną tu nowoczesne produkty, a jej usługi będą rozpoznawane na całym świecie. Wyzwań jest więcej – wśród nich znajduje się transport. Leżymy z boku głównych szlaków komunikacyjnych, dlatego pomorskim „być albo nie być” są dobre połączenia z resztą kraju i Europy. Nie chodzi już tylko o autostradę A1 czy linię kolejową E65. Sięgamy dalej, tworząc koncepcję transeuropejskiego korytarza transportowego Gdynia­‑Berlin. Porty, podejścia od strony morza, cała infrastruktura – to druga strona tego medalu. Nadrabiamy w ten sposób zaległości, jednak w strategii powinny pojawić się też nowe pomysły. M.S.: Wspomniana problematyka nie jest wyłącznie gonieniem czołówki. Naszym celem jest również nowe otwarcie w tych dziedzinach. Gęsta, nowoczesna i sięgająca nawet poza granice Polski sieć komunikacyjna jest wielką szansą. Widzimy już, jak dziś rozwijają się nasze porty. Przybywa terminali, operatorów i powstaje coraz większe zaplecze logistyczne. Na bieżąco też należy rozwiązywać problemy – na przykład do Gdyni nie mogą teraz zawijać największe kontenerowce. Dlatego niezbędne jest pogłębienie podejścia i utworzenie tzw. obrotnicy. Będziemy skutecznie konkurować z Hamburgiem lub Kłajpedą, kiedy zadbamy o dobrej jakości infrastrukturę. Dynamika wzrostu przewozów w naszych portach jest tak duża, że utrzymanie jej przez kilka lat da nam pozycję największego po Petersburgu hubu na Bałtyku. Wiesław Byczkowski: Światowy kryzys sprzyja temu rozwojowi, gdyż najwięksi przewoźnicy szukają oszczędności i dlatego zainteresowali się takimi portami jak Gdańsk i Gdynia. Korzystna sytuacja nie będzie trwała wiecznie i dlatego trzeba ją dobrze wykorzystać. Rzeczywiście Petersburg, póki co, jest poza naszym zasięgiem. Wynika to m.in. z tańszej niż w portach Unii Europejskiej obsługi, z czego chętnie korzystają armatorzy. Bardzo ważne jest otoczenie portów, które umożliwia przeładowywanie i przerabianie dostarczanych towarów – żeby nie „przelatywały” przez nasz region. Z rozwoju transportu morskiego chyba też należy wyciągnąć wnioski, pracując nad modyfikacją strategii. Przed laty został on marginalnie potraktowany. M.S.: Rzeczywiście, nie doceniliśmy tego potencjału, ale eksperci, na opiniach których się opieraliśmy, taki właśnie obraz kreowali. Ich zdaniem byliśmy zbyt daleko od głównych szlaków komunikacyjnych, żeby porty morskie oraz portowe zaplecze mogły odgrywać większą rolę. Ta zmiana wskazuje na co najmniej dwa elementy, które należy wziąć pod uwagę przy poprawianiu strategii: tzw. czynniki zewnętrzne, które mogą być albo korzystne, albo niekorzystne, oraz zaangażowanie i pomysłowość pojedynczych ludzi. Dobrą ilustracją tzw. czynnika ludzkiego jest choćby Boris Wenzel, prezes DCT. M.S.: Jego wizja i konsekwencja odegrały w Gdańsku dużą rolę, ale w Gdyni mamy podobną sytuację i też bardzo dynamicznie rozwijają się tam terminale. Takich szans Pomorze ma więcej – wymienię tylko ICT, biotechnologię oraz energetykę. W ostatnim przypadku nie chodzi tylko o wydobywanie gazu z łupków, ale także o budowę nowych sieci przesyłowych, farm wiatrowych i innych odnawialnych źródeł, wreszcie elektrowni węglowych, gazowych i jądrowej. Czy na horyzoncie widnieje coś, co może znacząco zmienić nasz region? M.S.: Duże zmiany może przynieść właśnie energetyka. Szczególnie elektrownia jądrowa oraz gaz łupkowy mogą odcisnąć piętno na niemal każdej dziedzinie życia, począwszy od układów komunikacyjnych, poprzez rynek pracy, turystykę, a na edukacji skończywszy.
Pierwsza strategia została przygotowana przez ekspertów. Po kilku latach poprawili ją urzędnicy, ale oba dokumenty nie odpowiadały w pełni potrzebom. Największym ich mankamentem była chęć objęcia strategią wszystkich dziedzin. Teraz poszliśmy inną drogą. Chcemy wybrać najważniejsze kierunki i na nich się skoncentrować.
To, co powstanie po modyfikacjach, będzie strategią marszałków, regionu? M.S.: Pierwsza strategia została przygotowana przez ekspertów. Po kilku latach poprawili ją urzędnicy, ale oba dokumenty nie odpowiadały w pełni potrzebom. Największym ich mankamentem była chęć objęcia strategią wszystkich dziedzin. Teraz poszliśmy inną drogą. Chcemy wybrać najważniejsze kierunki i na nich się skoncentrować. Robimy to jednak w sposób partnerski i partycypacyjny. W tworzeniu takich dokumentów, a szczególnie w późniejszej ich realizacji, powinno nam towarzyszyć poczucie, że jesteśmy ich współwłaścicielami. Dlatego zaangażowaliśmy ekspertów, mamy cztery grupy tematyczne (kapitału ludzkiego, gospodarki, infrastruktury i zasobów naturalnych), ale też podzieliliśmy województwa na cztery subregiony i tam również prowadzimy dialog. Jednym z zadań zespołów tam pracujących jest identyfikacja barier utrudniających rozwój. Jan Olbrycht, mówiąc o swoich doświadczeniach, zwracał uwagę, że podczas tworzenia strategii za bardzo koncentrowano się na bieżących problemach, zamiast próbować przewidzieć, z czym będziemy mieli do czynienia za kilka lat i jak będzie można sobie z tym poradzić. W.B.: Między innymi dlatego tym razem nie będziemy próbowali zadowolić wszystkich. Dokonamy wyboru najważniejszych celów i dopasujemy to do finansowych i kompetencyjnych możliwości samorządu regionalnego. Nie będziemy więcej wyręczać gmin i powiatów. A jak ma wyglądać partnerstwo? W.B. Jednym z wniosków wypływających z badań jest tworzenie zaplecza intelektualnego, zdolnego do szybkiego reagowania na zmianę. Żeby nie było jak we Francji w 1940 r., kiedy to mieli znakomicie przygotowanych generałów, ale do prowadzenia poprzedniej wojny. Podobnie jest ze strategiami. Najczęściej są polepszeniem przeszłości lub teraźniejszości, a nie wybieganiem w przyszłość i reagowaniem na wydarzenia. Gdzie szukacie partnerów? W.B.: Wspominałem o subregionach, o tematycznych grupach roboczych, do których zaprosiliśmy ekspertów. W subregionach naszymi partnerami są samorządowcy, przedstawiciele organizacji pozarządowych, kościołów, a nawet indywidualne osoby. Konsultacje rozbudowaliśmy zdecydowanie ponad nasze zobowiązania. Chcemy wykorzystać zasoby tam drzemiące. Ten wysiłek pomoże nam później wyrównywać różnice między poszczególnymi częściami województwa. ppg-1-2012_w_partnerstwie_i_odwaznie
Trudno oczekiwać, żeby duże firmy chciały wykorzystywać elementy naszej strategii lub żebyśmy opierali się na założeniach znajdujących się w planach dużej firmy. Nie wiemy też, jakie będą na przykład losy Grupy Lotos lub ENERGI (gdy np. dojdzie do zmiany właściciela). Poza tym nie możemy uzależniać naszej interwencji ze środków publicznych od planów rozwojowych dużych firm.
Czy przyjęte założenia pozwolą wykorzystać potencjał wiedzy zgromadzony na przykład w dużych firmach, które również budują swoje strategie? W.B.: Powinniśmy rozmawiać, ale trudno oczekiwać, żeby duże firmy chciały wykorzystywać elementy naszej strategii lub żebyśmy opierali się na założeniach znajdujących się w planach dużej firmy. Nie wiemy też, jakie będą na przykład losy Grupy Lotos lub ENERGI (gdy np. dojdzie do zmiany właściciela). Poza tym nie możemy uzależniać naszej interwencji ze środków publicznych od planów rozwojowych dużych firm. M.S.: Rozmawiamy z przedstawicielami dużych zakładów, dowiadujemy się o problemach i planach. Zbieramy te informacje i uwzględniamy w budowaniu naszej strategii. Brakuje nam nie wiedzy o tym, co się dzieje, lecz informacji, jak powiązać poszczególne elementy życia gospodarczego i społecznego. Musimy sobie odpowiedzieć, jak na przykład parki naukowo­‑technologiczne mają współpracować z biznesem, politechniką i uniwersytetami. Nowym elementem w pomorskim krajobrazie są obszary metropolitalne. Jak je włączyć w tworzenie nowej strategii, a później w proces strategiczny? M.S.: W czasie prac poszczególnych zespołów subregionalnych bardzo żywo jest dyskutowany temat relacji dużych miast, tworzącej się metropolii i reszty województwa. Ponieważ chcemy konkurować z innymi regionami w kraju, a nawet w innych państwach, trzeba wspierać wspólne inicjatywy miast tworzących metropolię. Wspólna komunikacja, promocja gospodarcza, ochrona środowiska są działaniami, na które należy kierować środki publiczne. Natomiast nie powinny być wspierane lokalne potrzeby lub ambicje.
Budując konkurencyjność, musimy się oprzeć na dużych miastach. Dlatego będziemy wspierać te elementy rozwoju metropolii, które będą miały znaczenie dla całego regionu. Na konkurencyjności jednak się nie kończy, gdyż równorzędnym zagadnieniem jest spójność regionu. Prezydent Gdańska lub Gdyni może się tym nie przejmować, ale nas musi to interesować.
ppg-1-2012_w_partnerstwie_i_odwaznie_2 Za kilka lat może się zdarzyć, że emancypacja doprowadzi do rozbieżnych interesów metropolii z resztą regionu. M.S.: Adam Struzik zapytał niedawno, czy ma być jedynie marszałkiem polnym, czy też całego województwa. Nie jest to więc wyłącznie nasz problem. Jednak nie obawiam się tego procesu. Budując swoją dobrze rozumianą konkurencyjność, musimy się oprzeć na dużych miastach. Dlatego będziemy wspierać te elementy rozwoju metropolii, które będą miały znaczenie dla całego regionu. Przypomnę, że nie jesteśmy i nie będziemy w stanie wspierać wszystkiego i przed nami trudny wybór priorytetów. Na konkurencyjności jednak się nie kończy, gdyż równorzędnym zagadnieniem jest spójność regionu. Prezydent Gdańska lub Gdyni może się tym nie przejmować, ale nas musi to interesować. Zależy nam, żeby w subregionach określano bariery rozwojowe. Dziś wszyscy zgodnie akcentują problem dostępności komunikacyjnej. Słabość edukacji, wykluczenia cyfrowego – to kolejne obszary ważne dla wielu lokalnych samorządów, a które w metropolii są mniej palące. Władze regionalne muszą brać takie zróżnicowanie pod uwagę i niwelować różnice. W.B.: Musimy wybrać, czy chcemy się zadowolić słabym poziomem wykształcenia na terenach najbardziej oddalonych od głównych miast subregionalnych, zwłaszcza od Trójmiasta, czy też poprawić sieć komunikacyjną na tyle, żeby korzystanie z najlepszych uczelni czy też z dużo lepszej oferty kulturalnej nie było wielką wyprawą z noclegiem. Czy przyszły program regionalny powstanie na podstawie strategii? M.S.: Tak. I to nie tylko Regionalny Program Operacyjny na lata 2014–2020, ale także inne narzędzia finansowe, jak choćby budżety i być może interwencja państwa wynikająca z Krajowej Strategii Rozwoju Regionalnego. W.B.: Nie wolno traktować tej strategii jako intelektualnej nakładki na program operacyjny. Samorząd regionalny ma naprawdę niewielkie pieniądze do dyspozycji. Zdecydowana większość pochodzi od samorządów gminnych, powiatowych i oczywiście z budżetu państwa. Dlatego mówiąc o strategii, koncentrujemy się na tym, co jest w naszym zasięgu pod względem kompetencji i finansów. Chcemy dokonać dobrego wyboru, tak żeby w roku 2020 bez wstydu spoglądać w oczy mieszkańcom. Dziękuję za rozmowę.

O autorze:

Rozmowę prowadzi Leszek Szmidtke, dziennikarz Pomorskiego Przeglądu Gospodarczego i Radia Gdańsk. Leszek Szmidtke: Uporządkujmy kolejność i wyjaśnijmy, co jest dokumentem nadrzędnym: strategia województwa czy strategia energetyczna regionu? Mieczysław Struk: Strategia rozwoju regionu jest najważniejszym dokumentem. Z jej zapisów powinien wynikać program rozwoju energetyki dla naszego województwa. W aktualizowanej obecnie strategii województwa do roku 2020 przewidujemy, że jednym z filarów rozwoju regionu będzie właśnie energetyka.
Naszym strategicznym interesem jest stworzenie takiego potencjału wytwórczego energii, żeby nie trzeba było jej przesyłać z innych części Polski lub Europy.
Jak będzie wyglądała pomorska energetyka za 20–30 lat? Jeżeli chcemy, żeby nasz region był konkurencyjny w kraju, musimy zadbać o zapewnienie zrównoważonego rozwoju gospodarczego regionu, a energetykę traktować jako koło zamachowe tego rozwoju. W czasie niedawnej wizyty w Stanach Zjednoczonych marszałków pięciu województw, poświęconej gazowi łupkowemu, właśnie energetyka była najczęściej wymienianym przez amerykańskich polityków i przedsiębiorców priorytetem. Dlatego dbając o przyszłość naszego regionu, należy doprowadzić do samowystarczalności energetycznej. Naszym strategicznym interesem jest stworzenie takiego potencjału wytwórczego energii, żeby nie trzeba było jej przesyłać z innych części Polski lub Europy. W przyszłości inwestorzy swoje plany będą ogniskować na miejscach, w których będzie dobry dostęp do źródeł energii. Inną stroną tego medalu jest poprawa efektywności energetycznej, zarówno w sferze wytwarzania, przesyłu, jak i konsumpcji energii. Komisja Europejska wymaga, aby kraje Unii Europejskiej zaoszczędziły 20 proc. energii do 2020 roku. W Polsce, również na Pomorzu możliwości poprawy efektywności energetycznej są jeszcze większe. Myśląc w takiej perspektywie, musimy zapewnić zrównoważony rozwój różnych sektorów energetyki. W interesie Pomorza leży obecność wielu źródeł energii. Nie możemy dyskryminować czy preferować ani energetyki odnawialnej, ani konwencjonalnej – zarówno tej opartej na węglu, gazie łupkowym czy paliwie jądrowym. Ale samorząd regionalny ma niewielki wpływ na budowę elektrowni atomowej czy węglowej. Może być jednak o wiele bardziej skuteczny, jeśli chodzi o energetykę rozproszoną z odnawialnych źródeł. Rzeczywiście, możemy wspierać rozwój odnawialnych źródeł energii, ale nasza działalność powinna być uzupełnieniem rządowych programów. Tak się dzieje w krajach skandynawskich i, przede wszystkim, w Niemczech. Będziemy też mieli wpływ na rozwój energetyki gazowej, bo przecież do wydobycia i transportu gazu potrzeba gęstej sieci przesyłowej. Ważną rolą samorządu, związaną z wydobyciem gazu z łupków, będzie też dbanie o budowę dialogu społecznego i zachowanie czystości środowiska naturalnego – naszego dziedzictwa, które niezdewastowane chcemy przekazać kolejnym pokoleniom. Nie mamy dużego wpływu na decyzję o lokalizacji i budowie elektrowni jądrowej, ale kiedy na szczeblu rządowym zapadną ostateczne postanowienia i ruszy budowa, będziemy się starali wspierać inwestycję i dbać o stan środowiska. Pamiętajmy jednak, że już w 2010 roku Zarząd Województwa Pomorskiego przyjął dokument pt. „Program Rozwoju Elektroenergetyki z Uwzględnieniem Źródeł Odnawialnych w Województwie Pomorskim do roku 2025”, w którym przewiduje się możliwość powstania zarówno elektrowni węglowej, jak i jądrowej na terenie województwa pomorskiego. To właśnie jest jednym z czynników stymulujących pojawienie się inwestora realizującego budowę elektrowni węglowej w południowym obszarze województwa.
Jeżeli w rozwój energetyki wprzęgniemy różne środowiska – szczególnie naukowe – to zyski dla regionu będą ogromne i będzie to napędzało naszą gospodarkę.
Energetyka będzie niezbędnym, ale skromnym towarzyszem rozwoju gospodarki, czy też właśnie ona nada ton rozwojowi, badaniom naukowym itd.? Dobrym przykładem rozwoju sfery energetyki mającej duży wpływ na gospodarkę jest wydobycie gazu łupkowego w Stanach Zjednoczonych. Tylko w północnym Teksasie dzięki łupkom pracę znalazło 100 tysięcy osób. Pracę da nie tylko wydobycie, ale też budowa i eksploatacja sieci przesyłowych. W USA jedno miejsce pracy przy wydobyciu generuje kolejnych 30 miejsc pracy w branżach powiązanych z eksploatacją złóż. Czasami nie są one nawet bezpośrednio związane z samym wydobyciem, ale nie byłoby ich, gdyby nie gaz z łupków. Dlatego jestem pewien, że jeżeli w rozwój energetyki wprzęgniemy różne środowiska – zwłaszcza naukowe – to zyski dla regionu będą ogromne i będzie to napędzało naszą gospodarkę. Warto zwrócić uwagę na jeszcze jedno: dziś dostawami gazu jest objętych niewiele ponad 50 proc. gospodarstw domowych. Obniżenie ceny i rozbudowa sieci spowodują, że w ciągu najbliższych 20 lat będzie to około 70 proc. Każda inna inwestycja energetyczna również spowoduje rozwój gospodarki. Przecież budowa zarówno elektrowni węglowej pod Pelplinem, jak i atomowej na północy Kaszub, może dać pracę wielu ludziom. Później do obsługi też będą potrzebni pracownicy i firmy. Budowniczowie zarówno elektrowni atomowej, węglowej, gazowej, jak i odnawialnych źródeł energii przychodzą ze swoją wiedzą i umiejętnościami. Co zrobić, żeby w naszym regionie powstawały ośrodki naukowe, wdrożeniowe i firmy wytwarzające nowe produkty oraz rozwiązania na skalę globalną? Potrzeba więcej optymizmu. Stocznia Gdańsk już produkuje stalowe elementy do wież wiatrowych. To dopiero początek i na pewno pojawi się więcej firm związanych z energetyką. Tym bardziej że ta część gospodarki jest jednym z sześciu priorytetów w poszukiwaniu inwestorów przez Invest in Pomerania. Liczymy, że Specjalna Strefa Ekonomiczna w Słupsku będzie skuteczniej przyciągała firmy z tej branży. Mogą liczyć na nasze wsparcie. Mamy dobre zaplecze w postaci portów i między innymi dlatego jedna z belgijskich firm, widząc nasz potencjał i wiedząc, że jest to jeden z celów rozwojowych naszego regionu oraz kraju, zdecydowała się na inwestycje w gdańskim porcie. Czekamy na szybkie przyjęcie planów zagospodarowania dla obszarów morskich, bo będzie to ważny sygnał do rozwoju dużych farm wiatrowych na morzu. Budowa tych urządzeń będzie się odbywała w znacznym stopniu na Pomorzu. Trzeba jednak pamiętać, że najszybciej rozwijające się wśród wszystkich rodzajów OZE elektrownie wiatrowe, generują prąd w sposób trudno przewidywalny, stąd wymagają stabilizacji poprzez konwencjonalne źródła energii elektrycznej. Zapraszając inwestorów, musimy im zapewnić przede wszystkim stabilne zasilanie energetyczne. Taką gwarancję muszą mieć zwłaszcza firmy zajmujące się tzw. wysoką technologią, jak choćby Intel. Czy do zapewnienia bezpieczeństwa energetycznego bardziej potrzebujemy źródeł energii czy może gęstej sieci przesyłowej? Czy nasza gospodarka potrzebuje tak dużej ilości nowych źródeł? W naszym kraju cały czas rośnie zużycie energii i nawet kolejne fale światowego kryzysu nie powodowały jego zmniejszenia. Za 20–30 lat zapotrzebowanie na energię będzie jeszcze większe. Od najlepiej rozwiniętych krajów dzieli nas ciągle duży dystans. W związku z tym potrzebujemy zarówno gęstej i dobrej jakościowo sieci przesyłowej i dystrybucyjnej, ale musimy również zadbać o to, aby powstawały nowe źródła energii. Żeby gospodarka mogła się rozwijać, żebyśmy mieli zapewnione bezpieczeństwo energetyczne, potrzebujemy i jednego, i drugiego. Budowa jednej elektrowni węglowej oraz jednej jądrowej nie zmieni znacząco pomorskiego krajobrazu. Nie obawiam się, że nagle horyzont zasłoni las kominów i nasz region będzie przypominał Śląsk lub Zagłębie Ruhry w latach 60.
Samorząd regionalny nie jest rzecznikiem biznesu energetycznego. Naszym celem jest bezpieczeństwo energetyczne Pomorza oraz Polski, rozwój lokalny i regionalny w zgodzie z ochroną zasobów naturalnych i kulturowych. Ważną rolą samorządu, będzie też dbanie o budowę dialogu społecznego.
Jednak tak duże inwestycje budzą niepokój mieszkańców i środowisk ekologicznych. O ile budowa elektrowni pod Pelplinem nie wywołuje wielkich protestów, o tyle elektrownia jądrowa oraz wydobycie gazu łupkowego już tak. Samorząd regionalny nie jest rzecznikiem biznesu energetycznego. Naszym celem jest bezpieczeństwo energetyczne Pomorza oraz Polski, rozwój lokalny i regionalny w zgodzie z ochroną zasobów naturalnych i kulturowych. Chcemy uczestniczyć w procesach decyzyjnych, chcemy sami wiedzieć i informować o wszystkim mieszkańców. Jakieś koszty związane z naszymi codziennymi potrzebami energetycznymi trzeba ponieść. Dlatego potrzebny jest kompromis. Kompromis jest łatwiejszy do osiągnięcia, gdy naprzeciw siebie stają ludzie świadomi korzyści, kosztów i potrzeb. Trudno o kompromis w gminach Sulęczyno, Stężyca, Przywidz, czy Choczewo, gdzie obawy przybrały bardzo emocjonalny charakter. Dziś niemal każda budowa elektrowni, zakładów przemysłowych, dróg czy poszukiwanie gazu budzi emocje. Przecież nie tylko wydobycie gazu łupkowego czy budowa elektrowni jądrowej wywołują sprzeciwy. Protesty dotyczą także biogazowni czy turbin wiatrowych. Często ich powodem jest brak wiedzy. Poza tym nie dopracowaliśmy się umiejętności prowadzenia dialogu ze społeczeństwem. Jestem głęboko przekonany, że przy takich inwestycjach trzeba po prostu mówić prawdę. Nawet jeżeli wszystkich nie przekonamy, to szczerość i otwartość są fundamentem. Musimy powiedzieć, że inwestycje te mogą być uciążliwe, ale niepodważalnie jest to szansa na rozwój i na lokalny sukces. Kiedy niektóre firmy dokonujące odwiertów zachowały się – mówiąc delikatnie – mało roztropnie, kiedy wiele lokalnych środowisk zdążyło się zintegrować w sprzeciwie, kiedy daleko w Japonii okazuje się, że skutki awarii w Fukushimie są poważniejsze, niż się początkowo wydawało, wtedy dialog jest bardzo trudny i ciągle wraca pytanie: jak to zrobić? Trzeba rozmawiać, zanim zostaną podjęte decyzje o inwestycji i zanim wybuchną emocje. Trzeba dostarczyć prawdziwej wiedzy, trzeba autorytetów oraz szacunku dla odmiennego zdania. Nie można też zapominać o kompensowaniu strat, wynikających na przykład z uciążliwego sąsiedztwa. Mamy bardzo dobre przykłady dialogu, rozmów, oraz argumenty oparte na wiedzy, a nie na emocjach. Bardzo dużo zależy od postawy inwestorów. Jeżeli na samym początku są aroganccy, traktują mieszkańców jak kogoś gorszego i głupszego, to rzeczywiście trudno o porozumienie. W procesie dialogu potrzeba wzajemnego szacunku i posługiwania się językiem zrozumiałym dla obydwu stron. Zasypywanie lawiną hermetycznych słów nie jest rozwiązaniem. Samorząd Województwa stara się uczestniczyć w tym dialogu, przede wszystkim dbając o to, aby wymieniane przez strony argumenty były rzetelne. ppg-2-2012_roznorodni Czy wizyta w Stanach Zjednoczonych pomogła w lepszym zrozumieniu znaczenia, ale także barier, które niesie wydobycie gazu łupkowego? Jestem po tej wizycie przekonany, że wydobywanie gazu niekonwencjonalnego jest dużą szansą dla naszego regionu, ale muszą zostać spełnione pewne warunki. Rozmawialiśmy tam nie tylko z przedstawicielami administracji, firm wydobywczych, ale także z mieszkańcami miejscowości, w których odbywa się wydobycie, oraz prawnikami walczącymi z wielkimi gazowymi koncernami. Mamy kilka tzw. punktów krytycznych – potrzeba dużych ilości wody, zwłaszcza w procesie szczelinowania, nadzór nad odwiertami, ciężki transport niszczący drogi i uciążliwy dla mieszkańców, zagospodarowanie „wód powrotnych”, w których są m.in. chemikalia, oraz zagospodarowanie odpadów. Jest jeszcze jeden ważny punkt – podatki. Samorządy lokalne i regionalny powinny brać udział w podziale zysków. Ponosimy koszty, więc powinniśmy uczestniczyć w dochodach. Nasze prawo dotyczące ochrony środowiska jest bardziej surowe niż amerykańskie, ale większy nacisk trzeba położyć na nadzór i egzekucję. Energia będzie płynęła w przyszłości w różnych kierunkach. Wzrośnie liczba małych producentów. Zarządzanie ma się odbywać poprzez tzw. inteligentną sieć. Czy to szansa dla całej gospodarki? Prowadzone obecnie w wielu krajach prace badawcze oraz pilotażowe nie dają jeszcze pełnej odpowiedzi na pytanie, jak będzie można wykorzystać Smart Grid. Cała branża, ale także inne części gospodarki, szukają w takich sieciach szansy na lepsze zarządzanie, oszczędności oraz dopasowanie do indywidualnych potrzeb. Dlatego uważnie przyglądamy się pilotażowemu programowi realizowanemu na Półwyspie Helskim przez Energę. Samorząd regionalny zaangażował się w rozbudowę infrastruktury internetowej. Czy w przypadku inteligentnych sieci również jesteście gotowi do współpracy? Obserwujemy rozwój inteligentnych sieci, doceniamy ich wagę i szanse, jakie daje ten sposób zarządzania energetyką. Takie projekty mogą liczyć na nasze wsparcie, dlatego firmy energetyczne działające na obszarze województwa powinny doprecyzować swoje oczekiwania – czy potrzebują pomocy w logistyce, dialogu z lokalnymi samorządami, mieszkańcami, a może naszego zaangażowania finansowego. W nowej perspektywie finansowej Smart Grid to jeden z priorytetów wskazywanych przez Komisję Europejską, więc będą też takie możliwości. Jesteśmy zainteresowani oszczędnościami, podnoszeniem efektywności energetycznej, więc otwierają się możliwości współpracy. Dziękuję za rozmowę.

O autorze:

Leszek Szmidtke: Gospodarkę Pomorza budujemy na fundamencie infrastruktury komunikacyjnej czy przeciwnie – taka infrastruktura pełni służebną rolę wobec potrzeb lub kierunków rozwoju gospodarki? Mieczysław Struk: Infrastruktura komunikacyjna ma służyć realizacji strategicznych celów gospodarki i rozwoju społecznego. Jest ona narzędziem. Mam tu na myśli komunikację wewnętrzną, czyli przepływ ludzi oraz towarów w granicach naszego regionu, ale też połączenia z krajem czy wręcz z całym światem. Nie możemy zostać na uboczu głównych szlaków, głównych kierunków przepływu ludzi i towarów. Musimy zadbać o włączenie się do tych strumieni i dlatego potrzebna jest odpowiednia infrastruktura łącząca nas z krajem, państwami sąsiednimi oraz całym światem. Czy istniejące i powstające połączenia regionalne oraz zewnętrzne odpowiadają najpilniejszym potrzebom pomorskiej gospodarki w najbliższych latach? Intensywnie pracujemy nad poprawą istniejącej sieci, modernizujemy starą infrastrukturę i budujemy nową. Musimy wykorzystać istniejące możliwości i skoncentrować się na dokończeniu inwestycji transportowych na osi północ­‑południe: z krajów skandynawskich, poprzez Bałtyk, Pomorze, na południe Polski i dalej. Interesującymi kierunkami są też Białoruś i Ukraina. Ważnym elementem rozwoju tego korytarza są nasze porty w Gdańsku i Gdyni. Wprawdzie towarów skandynawskich jest znacznie mniej niż pochodzących z Dalekiego Wschodu, ale dalsza rozbudowa infrastruktury lądowej w Polsce może zmienić proporcje w przepływie towarów ze Szwecji lub Finlandii w głąb Europy, które dziś trafiają głównie do niemieckich portów.
Na rozbudowę systemu transportowego nie możemy patrzeć w kategoriach alternatywy. Sieć regionalna musi współpracować z drogami krajowymi, z głównymi liniami komunikacyjnymi. Budowa autostrady A1 bez dróg dojazdowych nie miałaby dla nas sensu.
Jednak trzeba pogodzić rozwój korytarzy transportowych z rozbudową regionalnej sieci komunikacyjnej. Nawet przy wsparciu unijnych środków będzie to bardzo trudne. Nie możemy patrzeć na to w kategoriach alternatywy. Sieć regionalna musi współpracować z drogami krajowymi, z głównymi liniami komunikacyjnymi. Budowa autostrady A1 bez dróg dojazdowych nie miałaby dla nas sensu. Modernizacja linii kolejowych Gdynia­‑Kościerzyna i Reda­‑Władysławowo­‑Hel również odbywa się równolegle do modernizacji krajowych tras kolejowych, jak choćby E65. Jednak całkowicie nowych elementów w regionalnych sieciach komunikacyjnych nie ma zbyt dużo. Rzeczywiście nie mamy wysypu nowych dróg i linii kolejowych. Koncentrujemy się raczej na inwestycjach poprawiających efektywność dotychczasowych połączeń pasażerskich i towarowych. Trasa Kwiatkowskiego, Trasa W‑Z, Węzeł Karczemki, Obwodnica Południowa, które już mamy, oraz inne inwestycje będące w trakcie realizacji, jak choćby Trasa Sucharskiego z tunelem pod Martwą Wisłą, znacząco poprawiają sprawność i jakość podróżowania. Zupełnie nową jakością będzie za to Kolej Metropolitalna oraz druga metropolitalna obwodnica, biegnąca m.in. przez Żukowo, które docelowo połączą Trójmiasto z resztą regionu.
Inwestycje realizowane lub planowane na terenie metropolitalnym poprawiają sieć komunikacyjną całego regionu. Kiedy zapytamy przedstawicieli mniejszych samorządów, to oczywiście będą oni czuli niedosyt, gdyż dla nich pierwszeństwo mają lokalne potrzeby. Częściowo mają rację, ale nie jesteśmy w stanie zaspokoić wszystkich potrzeb i w pierwszej kolejności musimy wybierać te o największej wartości dodanej dla całego regionu.
Poza budowanym obecnie mostem pod Kwidzynem i drogami dojazdowymi do autostrady A1 inwestycje realizowane ze środków unijnych koncentrowały się w szeroko rozumianym obszarze metropolitalnym. Spójność regionalna to jednak coś więcej niż metropolia. Inwestycje realizowane lub planowane na terenie metropolitalnym poprawiają sieć komunikacyjną całego regionu. Kiedy zapytamy przedstawicieli samorządów np. Bytowa lub Chojnic, to oczywiście będą oni czuli niedosyt, gdyż dla nich pierwszeństwo mają lokalne potrzeby. Usłyszymy niezadowolenie z sieci komunikacyjnej, z dostępności do metropolii, połączeń między miastami powiatowymi. Nie mają racji? Częściowo mają rację, ale nie jesteśmy w stanie zaspokoić wszystkich potrzeb i w pierwszej kolejności musimy wybierać te o największej wartości dodanej dla całego regionu. Ciągle pierwszeństwo ma dostęp do głównych korytarzy, jak autostrada A1 czy linia kolejowa E65. Nadal najpoważniejszym problemem jest dotarcie do stolicy kraju i nadal dużym kłopotem jest sprawne wywiezienie towarów, zwłaszcza kontenerów, z portów w Gdańsku i Gdyni. Celowo podkreślam znaczenie metropolii i w pewnym sensie pierwszeństwo dlatego, że tu żyje i pracuje ponad połowa mieszkańców regionu i największa część dochodu jest wypracowywana właśnie na terenie metropolii. Nie można jednak zapominać, że na dojechanie komunikacją publiczną do Gdańska z najdalszego zakątka województwa potrzeba ponad czterech godzin. Jednym z celów naszej polityki transportowej jest skrócenie tego czasu do maksymalnie dwóch godzin. Dlatego trzeba zbudować most na Wiśle pod Kwidzynem, sieć dróg dojazdowych do autostrady A1, obwodnice oraz drogi dojazdowe do stolicy metropolii. Oczywistym dla nas jest, że ośrodki subregionalne powinny być lepiej skomunikowane. Dlatego w innych częściach województwa też powstają nowe drogi, jak choćby obwodnice Chojnic i Słupska. ppg-3-2012_transport_3 Czy właśnie to będzie priorytetem w latach 2014–2020? Mamy długa listę potrzebnych inwestycji: drogę S6 i nową obwodnicę Trójmiasta, niezwykle ważna jest dla nas droga ekspresowa do Warszawy i to nie tylko odcinki w naszym województwie, ale też cała S7. I oczywiście zakończenie modernizacji linii kolejowej E65. Chcemy też wybudować dwutorową linię kolejową łączącą gdański port z centrum logistycznym w Zajączkowie Tczewskim. Oprócz tego powstanie obwodnica Kościerzyny, drugi most w Malborku, będzie też dalsza modernizacja dróg dojazdowych do dróg krajowych. Ponadto samorząd regionalny ma ponad 1700 km dróg wojewódzkich, które też będą modernizowane i uzupełniane. Jednak wszystkich potrzeb nie uda się zaspokoić od razu. Nigdy nie dojdziemy do takiego punktu, w którym można byłoby powiedzieć, że osiągnęliśmy stan zaspokajający nasze oczekiwania na 20, 30 lat. Chcemy nie tylko umożliwić szybsze dotarcie do centrum, ale też zmienić proporcje w sposobie podróżowania na korzyść transportu publicznego. Rozumiemy głód indywidualnego transportu, jednak niepokojące są wskaźniki pokazujące, że w Gdańsku na 1000 mieszkańców jest o 100 samochodów więcej niż w Kopenhadze. Dlatego stawiamy na komunikację publiczną zarówno w aglomeracji, jak i w pozostałych częściach województwa. Przede wszystkim chcemy zintegrować istniejące systemy transportu publicznego. Transport kolejowy między miastami powiatowymi powinien stać się konkurencyjny dla transportu drogowego poprzez modernizację i rozbudowę. Będzie zintegrowany z lokalnymi drogami, do tego dojdą systemy Park & Ride, odpowiednie taryfy i wreszcie dobrze dopasowane rozkłady jazdy. Nie można też zapominać o rozbudowie ścieżek rowerowych. Dopiero kiedy komunikacja publiczna będzie sprawna, dobrze wypromowana i przejmie główny ciężar przewozów, będziemy mogli odpowiedzieć, czy potrzebujemy nowych dróg. Czyli klucz do sprawnego transportu tkwi w lepszym zarządzaniu istniejącą infrastrukturą, taborem, koordynacją różnych systemów, a nie w rozbudowie infrastruktury? Obecnie modernizujemy i uzupełniamy infrastrukturę. Natomiast w zaktualizowanej strategii województwa do roku 2020 stawiamy właśnie na transport publiczny. Odpowiadają za niego w dużym stopniu władze samorządowe. Coraz lepiej współpracujemy, a przykłady tej współpracy to tworzony obecnie system TRISTAR i wspólne sieci ścieżek rowerowych. W tej chwili kształtuje się system transportowy wewnątrz naszego regionu, kraju, a także połączenia ze światem na długie lata. Czy ma pan pewność, że dobrze są odczytywane zachodzące zmiany? Chiny, Indie, być może Brazylia będą się rozwijały i towary będą płynąć w obie strony. Te dwa pierwsze kraje liczą razem ponad 2,5 mld ludzi. Dlatego gospodarka morska będzie się rozwijać, a porty są żyłą złota. W Hamburgu i wokół tego miasta na dziesięciu zatrudnionych aż siedmiu pracuje w porcie oraz w instytucjach i firmach pośrednio z nim związanych. W Gdańsku oraz Gdyni zaledwie dwie osoby na dziesięciu pracujących są zatrudnione w tym sektorze.
Bardzo byśmy chcieli, żeby na naszym terenie powstał duży hub transportowy. Chodzi nie tylko o przewóz towarów w jedną czy drugą stronę, ale też o działanie centrów logistycznych, przetwarzanie przywożonych ładunków, różne formy produkcji. Przyniosłoby to olbrzymie korzyści regionowi.
Zatem budujemy hub, centra logistyczne itd.? Dążymy do tego, żeby na naszym terenie powstał duży hub transportowy. Chodzi nie tylko o przewóz towarów w jedną czy drugą stronę. Nowe centra logistyczne wiążą się z obsługą i przetwarzaniem przywożonych ładunków, różne formy produkcji z półproduktów w Kwidzynie, Starogardzie czy Słupsku przyniosą prawdziwe korzyści naszemu regionowi. Bliskie kontakty, które nawiązujemy z regionami Rosji oraz Ukrainy mogą pomóc w rozwoju logistycznego zaplecza naszych portów, bo właśnie tam, oprócz polskiego rynku, powinny trafiać towary przewożone przez porty w Gdyni i Gdańsku. Właśnie dlatego chcemy, żeby polski system transportowy był nastawiony na polskie porty, które staną się bramą na rynki Europy Wschodniej i Południowej. Które z prowadzonych i planowanych inwestycji w głębi kraju są najbardziej potrzebne portom w naszym regionie? Konieczne jest dokończenie autostrady A1. Jej rozpoczęcie było poważnym argumentem dla wielu inwestorów, ale doprowadzenie jej do Torunia to za mało. Również budowa całej trasy kolejowej E65 i C-E65 bardzo nam pomoże w rozwoju, gdyż transport towarów będzie się coraz bardziej przenosił z dróg na tory. Czy duży ruch związany z przewozem ludzi, a przede wszystkim towarów, nie kłóci się z innym celem, jakim jest rozwój turystyki i podnoszenie jakości życia? Moim zdaniem nie ma tu sprzeczności. Wprawdzie rozwój portów, zaplecza logistycznego czy wzrost ruchu będą dla osób mieszkających w pobliżu bardziej uciążliwe, ale odbywać się to będzie na terenach słabo zaludnionych. Proszę też pamiętać, że jakość życia w dużym stopniu zależy od poziomu zamożności i możliwości zaspokojenia potrzeb. Rozwój portów oraz zaplecza przyniesie nowe, dobrze płatne miejsca pracy. Nasz region ma walory przyrodnicze i architektoniczne podnoszące jakość życia. Wzmożony ruch oparty o zasady zrównoważonego rozwoju tego nie zakłóci.
Daleko nam do rozmachu inwestycyjnego Hiszpanii, Portugalii, a tym bardziej wschodnich landów Niemiec. Tam rzeczywiście przesadzono, budując autostrady i linie kolejowe, dziś słabo wykorzystywane. Nasze dotychczasowe działania koncentrowały się na podnoszeniu jakości istniejącej infrastruktury.
Profesor Burnewicz zauważa, że polska gospodarka jest bardzo transportochłonna, że mamy ruch dużo większy niż na przykład kraje skandynawskie. Może budowana dziś z takim trudem infrastruktura za kilkanaście lat będzie zbyt duża, a jej utrzymanie zbyt kosztowne, zwłaszcza w obliczu niżu demograficznego? Daleko nam do tego, co zrobiono w Hiszpanii, Portugalii, a tym bardziej we wschodnich landach Niemiec. Tam rzeczywiście przesadzono, budując autostrady i linie kolejowe, które dziś są słabo wykorzystywane. Nasze dotychczasowe działania koncentrowały się na podnoszeniu jakości istniejącej infrastruktury. Pomysły budowy kolei dużych prędkości zmierzały w takim kierunku, ale na szczęście się opamiętano. O ile Polska ma poważne problemy demograficzne, o tyle województwo pomorskie radzi sobie w tej kwestii całkiem dobrze. Pamiętajmy, że sporo ludzi przyjeżdża tu do pracy, w celach edukacyjnych i rekreacyjnych. Tworzymy optymalny dla naszego regionu układ transportowy zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz. Dziękuję za rozmowę.  

O autorze:

Rozmowę prowadzą Marcin Nowicki – dyrektor Obszaru Badań Regionalnych i Europejskich IBnGR oraz Leszek Szmidtke – dziennikarz „Pomorskiego Przeglądu Gospodarczego” i Radia Gdańsk Marcin Nowicki: Czego panowie oczekują od pomorskich uczelni? Mieczysław Struk: Przede wszystkim tego, by pomorskie uczelnie były miejscem kształcenia przyszłej inteligencji – ludzi, którzy w przyszłości będą pracowali, tworzyli w gospodarce, kulturze, w innych dziedzinach. Silny ośrodek akademicki ma również zatrzymywać bardzo wartościowych ludzi w naszym regionie. Powinien być postrzegany jako miejsce awansu społecznego czy zawodowego, w którym doskonale odnajdują się ludzie kreatywni. Wreszcie, w takim miejscu powstają nowe produkty, koncepcje i pomysły, dzięki którym region może się dynamiczniej rozwijać. Uczelnie to także miejsce wspierania lokalnej i regionalnej tożsamości, miejsce, w którym skupiają się twórcy, ludzie kultury. Na końcu wymienię dziedziny i obszary działalności pomorskich uczelni, które wywołują duży niedosyt, a mianowicie prace badawczo­-rozwojowe na rzecz gospodarki oraz badania podstawowe. Co istotne, pomorskie uczelnie mają nie tylko zaspokajać potrzeby mieszkańców regionu, ale także przyciągać młodych ludzi z ościennych województw oraz obcokrajowców. Paweł Adamowicz: Dołożę jeszcze funkcję formacyjną. Oczekujemy, że młody człowiek przez 4–5 lat studiowania wyrobi sobie pewne potrzeby związane z kulturą, postawami społecznymi, otwartością itd. Ogromne znaczenie ma też funkcja opiniotwórcza, czyli aktywne zaangażowanie w debatę publiczną. Przywództwo intelektualne powinno być na stałe wpisane w środowisko akademickie, jak jest np. w USA, w Wielkiej Brytanii oraz wielu innych krajach. Kadra naukowa w Polsce po 1990 roku zbyt rzadko zabiera głos w ważnych sprawach publicznych. M.N.: Uczelnie są wypadkową stanu całego społeczeństwa. Dlatego warto zapytać, czy pozostałe części tej układanki dają szansę naszemu szkolnictwu wyższemu na spełnianie oczekiwań. Doskonałym przykładem są relacje z gospodarką – po co kształcić świetnych fachowców, którzy nie znajdą pracy? Powstaje coś, co określić można jako paradoks innowacyjności – najbardziej kreatywni pracownicy w nieprzygotowanych, skostniałych strukturach korporacyjnych stają się dla nich prawdziwym obciążeniem, a nie atutem. P.A.: W tej prowokacji jest wiele prawdy. Mamy do czynienia z mocno zróżnicowanymi oraz podzielonymi środowiskami biznesowymi i olbrzymi potencjał nie znajduje odbicia w działalności uczelni. Administracja państwowa i samorządowa też jest zbyt pasywna i może nawet źle interpretuje autonomię wyższych uczelni. Nie ma komunikacji oraz współpracy, więc nie ma efektów.
Nasz kapitał społeczny jest niski i trudno wyzwolić współpracę między światem akademickim, gospodarką i administracją samorządową. O ile poziom intelektualny nie odbiega od tego, co występuje w innych krajach, o tyle różnimy się pod względem poziomu aktywności społecznej.
Leszek Szmidtke: Ktoś jednak powinien przerwać ten zaklęty krąg i może należy zacząć od środowiska akademickiego? P.A.: Uważam, że ciężar aktywności i przerwania tego kręgu niemocy spoczywa na przedsiębiorcach i administracji samorządowej. Środowiska biznesowe są w swych działaniach racjonalne i bardziej im powinno zależeć na efektywniejszej współpracy. Od ich postawy oraz potrzeb będzie zależał poziom absolwentów, a także wdrażanie pomysłów powstających w uczelnianych laboratoriach. Nie chcę przerzucać na przedsiębiorców odpowiedzialności, ale przykładowo firmie z sektora ICT, działającej na zagranicznych rynkach, coraz bardziej będzie zależało na podnoszeniu swojej konkurencyjności poprzez zatrudnianie lepszych pracowników. Naturalna będzie współpraca z Wydziałem ETI na Politechnice Gdańskiej, wpływanie na zmiany programowe i przyjmowanie na staże studentów. Liderzy samorządowi są zainteresowani rozwojem swoich miast i regionów, więc też będą pomagać, naciskać i wymagać od uczelni lepszego dopasowania się do wymogów współczesnego świata. Przecież od jakości wykształcenia będzie zależała przyszłość.
Nie jestem przekonany, że samorząd ma wyznaczać kierunki rozwoju uczelni lub odwrotnie, że uczelnie mają wskazywać drogę samorządowi. Lepszym rozwiązaniem jest współpraca, wzajemne inspirowanie się. Korzyść będzie obopólna.
M.S.: Nie jestem przekonany czy samorząd regionalny ma wyznaczać kierunki rozwoju uczelni lub odwrotnie – że uczelnie mają wskazywać drogę samorządowi. Lepszym rozwiązaniem jest współpraca, wzajemne inspirowanie się. Korzyść będzie obopólna. Zgadzam się, że nasz kapitał społeczny jest niski i trudno wyzwolić współpracę między światem akademickim, gospodarką i administracją samorządową. O ile poziomem intelektualnym nie odbiegamy od innych krajów, o tyle poziomem aktywności społecznej różnimy się znacząco. Na to nakładają się problemy o charakterze instytucjonalnym. Co zmieniło się na uczelniach po 1990 roku? Jak wygląda zarządzanie, szczególnie publicznymi, uniwersytetami? Jak wygląda motywowanie pracowników naukowych? Czy jest różnica w ocenie między publikacją w światowej rangi naukowym czasopiśmie, a wydawnictwem uczelnianym? Jak więc widać, jest mnóstwo błędów systemowych, które bardzo negatywnie rzutują na szkolnictwo wyższe. M.N.: Zmiany są widoczne gołym okiem, ale mają bardzo powierzchowny charakter. Publiczne uczelnie, dzięki unijnemu i samorządowemu wsparciu, otrzymały spore środki na nowe budynki z salami wykładowymi oraz laboratoriami. Moja wątpliwość dotyczy przekładania się tych inwestycji na jakość kształcenia i badań – czyli jak te nowe „skorupy” wypełnić teraz lepszą treścią? P.A.: Mamy bardzo dobre relacje z rektorami pomorskich uczelni. Wątpliwość natomiast budzi otwarcie niższych szczebli: katedr, zakładów, a nawet wydziałów na współpracę z biznesem, samorządami, lokalnymi społecznościami. Nie mówię o indywidualnej działalności poszczególnych pracowników naukowych, ale o współpracy instytucjonalnej. Musimy się zastanowić, jak ma wyglądać polski uniwersytet, a jak wyższa szkoła o profilu zawodowym? Jak je finansować? A szczególnie, jaką część powinny stanowić pieniądze publiczne i czy – tak jak do tej pory – powinny iść za studentem? Rzeczywiście, pomogliśmy w budowie nowej infrastruktury, ale nie pomożemy w jej utrzymaniu. Uczelnie same będą musiały podołać rosnącym kosztom. Dotychczasowe źródło w postaci płatnych studiów się wyczerpało – niż demograficzny mocno przebuduje dotychczasowe szkolnictwo wyższe. M.N.: W trwającej obecnie dyskusji dominuje relacja uczelnie­-gospodarka. Jednym tchem wymienia się kierunki potrzebne i niepotrzebne gospodarce. Czy nie upraszczamy problemu i czy pies nie jest jednak pogrzebany gdzie indziej? Może zamiast przestarzałego szufladkowania wiedzy w tzw. kierunki i całej tej dyskusji, który z nich jest bardziej przydatny na dzisiejszym rynku pracy, powinniśmy wprowadzić prawdziwą modułowość kształcenia – interdyscyplinarność, w której decydować będzie jakość edukacji, a nie nazwa kierunku? P.A.: Nie możemy się rzucać od ściany do ściany. Na naszych uczelniach muszą być różne kierunki, ale musimy uwzględniać w proporcjach oczekiwania, między innymi gospodarki. Nie można planować z wieloletnim wyprzedzeniem liczby studentów na poszczególnych kierunkach w oderwaniu od prognoz rozwoju gospodarki czy społeczeństwa. Uczelnie są finansowane z pieniędzy podatników i muszą w swojej pracy uwzględniać potrzeby swoich dobroczyńców. Opinia publiczna ma prawo wymagać, żeby uniwersytety dopasowywały się do potrzeb rynku z myślą o tym, co będzie za 10 lub 20 lat. Dlatego trzeba kierunki modyfikować i na przykład zapraszać do prowadzenia zajęć praktyków biznesu albo inne interesujące osoby. Wykłady Jana Krzysztofa Bieleckiego lub Lecha Wałęsy na Uniwersytecie Gdańskim są ciągle wyjątkami. Przepływ powinien też odbywać się w drugą stronę – a więc studenci muszą uczestniczyć w życiu publicznym, w różnego rodzaju wolontariatach. Wiedza i umiejętności zdobyte w ten sposób są równie ważne jak wykłady w aulach.
Bardziej trzeba skupić się na modyfikacji programów niż likwidacji mniej potrzebnych kierunków. Można łączyć nawet na pozór bardzo od siebie odległe kierunki. Dlatego studiujący, np. kulturoznawstwo – też powinni poznać mechanizmy gospodarcze lub odbywać praktyki w firmach.
M.S.: Potrzebny jest balans między bieżącymi i przewidywanymi potrzebami rynku, przy zachowaniu konkurencji w dostępie do kierunków studiów. Bardziej trzeba skupić się na modyfikacji programów niż likwidacji mniej potrzebnych kierunków. Można łączyć nawet na pozór bardzo od siebie odległe kierunki. Dlatego studiujący, np. kulturoznawstwo – też powinni poznać mechanizmy gospodarcze lub odbywać praktyki w firmach. Rzeczywiście – uczelnie są mało elastyczne w modyfikowaniu programów lub nawet uruchamianiu nowych kierunków studiów. L.S.: Co przy autonomii uczelni mogą zrobić samorządy, żeby w programach czy szerszej działalności pracowników naukowych oraz studentów pojawiały się treści ważne dla regionu? M.S.: Świat zewnętrzny jest pełen inspiracji. Staramy się oferować udział w różnego rodzaju przedsięwzięciach i angażować zarówno profesorów, jaki i studentów. Jest to oczywiście długotrwały proces, w którym mamy sukcesy, ale też porażki. Niedawno byliśmy z prezydentem Adamowiczem w Dolinie Krzemowej w Plug and Play Tech Center. Wręcz legendarne miejsce, w którym następuje inkubacja, rozwój start­-upów. Tam schodzą się aniołowie biznesu, żeby posłuchać krótkich prezentacji pomysłów na biznes. Jeżeli w czasie 4–5-minutowej prezentacji inwestor zostanie przekonany do pomysłu na biznes, to wykłada pieniądze na realizację projektu. Szef Plug and Play przyjechał do Gdańska i na spotkanie z nim w Parku Naukowo­-Technologicznym przyszło zaledwie 7 osób. Spotkanie z taką osobą nie zainteresowało żadnego z adiunktów czy asystentów pomorskich uczelni na tyle, by przyjść ze swoimi studentami. Takich przykładów jest więcej i nie rozumiem, jak można nie korzystać z takich inspiracji.
Siłą uczelni jest wspólnota. Nowe pomysły, idee rodzą się w rozmowie. Uniwersytet jest takim miejscem, gdzie ludzie się spotykają, dyskutują, a nawet spierają się. Dlatego środowisko akademickie musi skupiać się w określonym miejscu i w naszym regionie uczelnie powinny działać w Trójmieście.
M.N.: Uczelnie mają otwierać filie w mniejszych miastach czy studenci z Chojnic, Człuchowa i Kwidzyna mają przyjeżdżać do trójmiejskich szkół wyższych? P.A.: Siłą uczelni jest wspólnota. Tak było u zarania uniwersytetów w średniowieczu, tak jest i dziś. Nowe pomysły, idee rodzą się w rozmowie. Uniwersytet jest takim miejscem, gdzie ludzie się spotykają, dyskutują, a nawet spierają się. Dlatego środowisko akademickie musi skupiać się w określonym miejscu i w naszym regionie uczelnie powinny działać w Trójmieście. M.S.: Wprawdzie będę bronił Słupska jako miasta, gdzie powinna być uczelnia, ale silny ośrodek akademicki rzeczywiście powinien być w Trójmieście. Co natomiast mogę powiedzieć samorządom, np. Starogardu Gdańskiego lub Kwidzyna, w których zlokalizowany jest silny przemysł potrzebujący dobrze wyedukowanych absolwentów szkół wyższych? To, że na ich terenie są znakomite miejsca na odbywanie praktyk. Jabil, IP, Polpharma i wiele innych firm powinny otworzyć się na studentów – w trakcie praktyki można wybrać oraz kształcić dla siebie przyszłych pracowników. M.N.: Co w takim razie mogą zaproponować Prezydent Gdańska i Marszałek Województwa Pomorskiego młodym ludziom z Chojnic, Człuchowa, Kwidzyna lub Ustki? Jak powinien wyglądać konsensus niezbędny przy tworzeniu silnego ośrodka akademickiego w Trójmieście bez straty dla mniejszych miast, w których zlokalizowane są dziś niewielkie uczelnie i często jest to dla nich kwestia prestiżu? P.A.: W najbliższej przyszłości trzeba będzie dokonać strategicznych wyborów. Jeżeli chcemy tworzyć w naszym regionie silny ośrodek ICT, to trzeba łowić talenty nie tylko z Pomorza, ale z całej północnej Polski. Dlatego potrzebny jest rozbudowany program łączący wysoką jakość kształcenia z atrakcyjnym systemem stypendialnym. M.S.: Trójmiasto już staje się coraz silniejszym ośrodkiem. Między innymi demografia będzie wymuszała zarówno coraz szersze poszukiwania studentów, jak i koncentrację. Prognozy demograficzne wskazują, iż w roku 2030 studentów będzie mniej o 20%. Nie wszystkie prywatne uczelnie się obronią. Będziemy wykorzystywali środki unijne na kierunki szczególnie dla nas ważne, będziemy też rozwijali programy stypendialne dla doktorantów. Gdańsk, Gdynia i Sopot, gdzie jakość życia jest dobra, będą naturalnym magnesem przyciągającym młodych ludzi. Jest jednak jedno zastrzeżenie: nie może spadać status uczelni. Niestety, nasze możliwości, tj. możliwości władz samorządowych regionu, są ograniczone i dlatego oczekujemy, że rząd ograniczy autonomię uczelni i będąc płatnikiem, zacznie wymagać wyższej jakości nauczania i efektywnych badań. Jesteśmy sojusznikami szkół wyższych. Bardzo pomagaliśmy w modernizacji i rozbudowie infrastruktury i naprawdę jako samorządy zrobiliśmy wiele, by zaplecze infrastrukturalne uczelni spełniało wysokie standardy. Natomiast w nowym okresie programowania środki unijne będziemy wydawali już inaczej, oczekując efektów i tego, by mury uczelni nie były puste. Zwłaszcza mury uczelni publicznych. L.S.: Jak powinna wyglądać społeczna odpowiedzialność uczelni? P.A.: Uczelnie wyższe powinny być bliżej związane z regionami, na terenie których działają. Oczekujemy takich rozwiązań prawnych, które ułatwią instytucjonalną współpracę samorządów ze szkołami wyższymi, które między innymi będą przekładały się na rozwój pożądanych kierunków kształcenia i podnoszenie jakości nauczania. Uważam też, że inaczej powinno wyglądać zarządzanie uczelniami. Potrzebne są działania, które przygotują nas na dobre wykorzystanie środków unijnych w latach 2014–2020 i które nastawione będą na rozwój innowacji. Innowacje tworzą zaś ludzie, a nie mury.
Strategia uczelni musi też realizować strategię rozwoju regionu i chyba trudno o trafniejsze podsumowanie jej społecznej odpowiedzialności.
M.S.: Musi się zmienić klimat i musimy nauczyć się współpracy w trójkącie uczelnie­-samorządy­-biznes. Ponieważ samo narzekanie nie przyniesie poprawy, trzeba przygotowywać konkretne propozycje współpracy. Od rektora Politechniki Gdańskiej usłyszałem niedawno, że strategia jego uczelni musi też realizować strategię rozwoju regionu i chyba trudno o trafniejsze podsumowanie społecznej odpowiedzialności. Niestety, póki co przekonanie profesora Krawczyka nie znajduje naśladowców we władzach pomorskich szkół wyższych.

Skip to content