Bildziukiewicz Martyna

O autorze:

Region - pojęcie z jednej strony często używane (żeby nie powiedzieć: nadużywane), z drugiej: ciągle niedookreślone. Regionem nazywa się i obszar geograficzny (region Bliskiego Wschodu), i grupę państw (region Skandynawii), a także wyodrębnione części konkretnego kraju. Żeby uczynić sprawy bardziej skomplikowanymi, ta ostatnia kategoria również nie jest jasna: czy mówimy o regionach jako o jednostkach administracyjnych, historycznych, czy geograficznych? Najlepiej byłby pewnie wrzucić to do jednego kotła, ale nie jest to takie proste. W Polsce doby Unii Europejskiej przyjęło się za region uważać po prostu województwo. Myślenie kategorią "region" zamiast lub chociaż wspólnie z kategorią "państwo" mieści się ciągle w niewielu polskich głowach. Taka minirewolucja w sposobie myślenia wydaje się być jednak nieunikniona. Naukowcy, mimo zupełnie nieraz różnych poglądów, w przeważającej większości zgadzają się co do faktu, iż region będzie zyskiwał na znaczeniu na arenie międzynarodowej - na tyle, że w rezultacie stanie się ważniejszy od państwa (chociażby ze względu na większą mobilność czy mniejszy stopień biurokracji). Jedne regiony rozwijają się lepiej, inne gorzej. To stwierdzenie, jak wszystkie poprzednie, to oczywista generalizacja. Od czego zależy więc stopień rozwoju regionu? Czy istnieje szablon, do którego można by przyłożyć każdy region, by sprawdzić, jaki ma on potencjał rozwojowy? Szwajcarscy naukowcy z BAK Basel Economics odpowiadają na te pytania twierdząco. Posługując się tzw. Shift - Share Analysis, opracowali sposób, w jaki można wyodrębnić te elementy rozwoju, których stopień zaawansowania region może zawdzięczać tylko sobie. Takie dane uzyskuje się przez oddzielenie od powyższych w pierwszej kolejności rezultatów globalnych (efektów oddziaływania państwa), a w drugiej - rezultatów strukturalnych (efektów wzajemnego oddziaływania na siebie poszczególnych gałęzi gospodarki). Operując powyższymi, nie najklarowniejszymi kryteriami, autorzy projektu "The Regional Growth Factors" stworzyli pojęcie regional effect , mające stanowić wyznacznik rozwoju regionu, oto jego elementy składowe:
  • Poziom edukacji i innowacji w regionie: według twórców pojęcia dziesięcioprocentowy udział absolwentów szkół wyższych w regionalnym rynku pracy przekłada się na 0,05 do 0,1% wzrostu w regionalnej gospodarce;
  • Poziom podatków w regionie: obniżka podatku dochodowego o 0,15% ma prowadzić do 0,05-0,1% wzrostu gospodarczego;
  • Swoboda gospodarcza, rozumiana jako stopień ingerencji władz w gospodarkę - brak tu konkretnych przykładów czy wyliczeń, następuje za to dość oczywista konkluzja, że im większa rola regionalnych i centralnych włodarzy w gospodarce, tym gorzej dla tej ostatniej;
  • Dostępność - w sensie nowoczesnej i rozbudowanej infrastruktury drogowej - nie ma ona według autorów projektu bezpośredniego związku ze wzrostem gospodarczym, jest jednak czynnikiem wartym odnotowania;
  • Geografia i historia - przede wszystkim stosunki z sąsiadami i stan ich gospodarek.
Twórcy projektu zaznaczają jednocześnie, że dla rozwoju regionu ważne są nie tylko pojedyncze elementy, ale też ich kombinacje. Podkreślają też, że poziom wzrostu gospodarczego powinien być badany przede wszystkim z perspektywy regionu, ponieważ różnice w jego poziomie są często większe przy porównywaniu regionów jednego państwa, niż przy braniu pod uwagę kilku krajów. Istnieje zatem swoista, daleka od doskonałości, ale logicznie skonstruowana, linijka, do której można przyłożyć każdy region celem zmierzenia jego potencjału rozwojowego. Czego brakuje w projekcie "The Regional Growth Factors"? Interdyscyplinarności podejścia. Szwajcarscy badacze, koncentrując się na czynnikach ekonomicznych i napomykając o czynnikach geohistorycznych, zapomnieli o dwóch innych, niezmiernie ważnych elementach: kapitale ludzkim oraz rozwiązaniach instytucjonalnych. Przez to pierwsze pojęcie rozumiem nie tylko strukturę zawodową i wiekową ludności zamieszkującej region, ale także tzw. kapitał społeczny - kategorię określającą, ujmując rzecz ogólnie, poziom zaufania jednostek do instytucji państwowych. Im wyższy, tym więcej inwestycji w regionie, tym większa skuteczność prawa, tym przyjemniej w regionie się żyje. Pod drugim pojęciem kryje się natomiast kilka elementów. Przede wszystkim: ustrój terytorialny państwa; oczywiste jest, iż w krajach federacyjnych (np. w Niemczech) cedowanie na regiony dużej liczby zadań jest na porządku dziennym. W przypadku państw unitarnych największa liczba kompetencji pozostaje przy władzy centralnej, co utrudnia regionom decydowanie o sobie, a co za tym idzie - rozwój na wszelkich niwach. Konsekwencją ustroju terytorialnego będą kolejne elementy, m. in. sposób finansowania regionu - jego stopień zależności od budżetu państwowego, możliwość prowadzenia wymiany handlowej i jej ewentualne obwarowania. I jeszcze jeden element: obecność regionu w strukturach międzynarodowych i międzyregionalnych. Pozwala to zawierać porozumienia o współpracy, czyni region bardziej wiarygodnym na arenie międzynarodowej, co implikuje m. in. większą liczbę inwestycji. Tyle teoria. Logiczną konsekwencją tego artykułu byłoby teraz przyłożenie do szwajcarskiej miarki województwa pomorskiego. Przeczytawszy jednak wszelkie możliwe analizy SWOT, przebrnąwszy przez Strategię Rozwoju Województwa, Regionalny Program Operacyjny i stosy innych dokumentów stwierdzam, że zostawię tę część mądrzejszym i bardziej doświadczonym od siebie. Skupię się natomiast na faktorze, który uważam za najważniejszy i od którego zależą wszystkie inne: od polityki regionalnej państwa. Polska jest państwem unitarnym i w związku z tym, jak wspomniałam wcześniej, nie wykształciła "przyzwyczajenia" czy wręcz odruchu przyznawania regionowi dużej mocy decyzyjnej. Władza centralna grała i zapewne przez czas dłuższy jeszcze grać będzie pierwszoplanową rolę. Pokutuje tu poprzedni ustrój, w którym samorząd terytorialny nie miał w ogóle racji bytu, a także tradycja historyczna (państwo od zawsze było jedynym decydentem). Na dodatek sam region jest tworem ciągle w naszym kraju nowym - podziały administracyjne, mimo niewątpliwie najszczerszych chęci twórców reformy z 1999 roku, nie pokrywają się z historycznymi; nie ustają roszczenia, by stworzyć dodatkowe województwo, bądź zmienić przynależność powiatów czy gmin. W związku z powyższym sama polityka regionalna jest pojęciem stosunkowo nowym i od niedawna stosowanym w Polsce - Ministerstwo Rozwoju Regionalnego powstało dopiero w zeszłym roku, a mimo szumnej i zobowiązującej nazwy, koncentruje się jedynie na rozdzielaniu środków z funduszy unijnych. A skoro jesteśmy już przy funduszach unijnych właśnie - do tego ogródka też chciałabym wrzucić swój kamień. Według decyzji Komisji Europejskiej w latach 2004-2006 w regionach miały wykształcić się struktury administracyjne zdolne do samodzielnej realizacji programów operacyjnych. Proces ten faktycznie nabrał rozpędu, jednak nie wydaje się, by wraz z początkiem nowego roku Ministerstwo Rozwoju Regionalnego wyszło z dotychczasowej roli głównego decydującego o podziale środków unijnych, stając się w zamian dla dobra swojego i regionów przede wszystkim, swoistym pośrednikiem między Komisją Europejską a marszałkami województw. A przecież sposób, w jaki w Polsce przyznaje się środki unijne, jest tylko jednym z trzech oficjalnych - dlaczego Polska wzbrania się przed pójściem za przykładem Szwecji, Wielkiej Brytanii czy Holandii i coraz większej liczby państw, które tworzą oddzielne regionalne struktury celem decydowania o alokacji unijnych pieniędzy? Odpowiedź ponownie wyniknie ze struktury i "unitarnych przyzwyczajeń" naszego państwa. Przeciwnicy pomysłu krzykną, że wyżej wymienioną metodą pomnaża się biurokratyczne byty - owszem, ale czy dla większej efektywności i integralności różnych przedsięwzięć nie warto w tym przypadku odłożyć brzytwy Ockhama? Wszystkie poruszone przeze mnie wątki prowadzą do jednej konkluzji: w Wiśle upłynie jeszcze wiele wody, zanim jednostka o wdzięcznej nazwie region, polityka regionalna i myślenie kategoriami regionu zakorzeni się w naszych głowach. Widać to także na przykładzie zakończonej kampanii wyborczej do samorządów; z jednej strony kandydaci na radnych do gmin i miast wyraźnie dominują nad tymi widzącymi się w przyszłym sejmiku pomorskim. Z drugiej strony, choć jest to kampania samorządowa, a więc dotycząca naszych podwórek i najbliższej okolicy, porusza się w niej ciągle tematy ogólnopolskie; zawirowania partyjno-koalicyjne przenoszą się na grunt lokalny i regionalny, a partie bazują w swoich hasłach na uniwersalnych bolączkach Polaków i tematach, które obowiązkowo pojawiają się w każdej wyborczej kampanii (bezrobocie, kwestia aborcji). Kluczem do rozwoju regionalnego jest więc według mnie pozostawienie regionu samemu sobie - scedowanie na niego jak największej liczby kompetencji - tak by jego włodarze, a więc pośrednio mieszkańcy województwa, mogli sami decydować o sprawach ich dotyczących. Proste? Podobno takie rozwiązania są najlepsze...

O autorze:

Podobno my, mieszkańcy Trójmiasta, możemy uważać się za szczęśliwych, jeżeli wziąć pod uwagę transport publiczny. Mamy do swojej dyspozycji tramwaje, autobusy, trolejbusy, Szybką Kolej Miejską. Dorzućmy do tego jedną z najlepiej rozwiniętych sieci ścieżek rowerowych w Polsce i nie pozostaje nic innego, jak tylko wyruszyć "w miasto". Skąd więc ciągłe i powszechne narzekania? Na początek weźmy pod uwagę osoby mieszkające poza Trójmiastem, które jednak muszą do niego dojeżdżać. Pokonują one codziennie dziesiątki, a nawet setki kilometrów, by dotrzeć do szkoły lub pracy. System trójmiejskiej komunikacji im tego nie ułatwia - być może dlatego, że nie istnieje. Kilka rodzajów biletów na różne środki transportu, to tylko jeden z problemów (na który antidotum ma być słynny wspólny bilet). Większe trudności stwarzają niezsynchronizowane ze sobą rozkłady jazdy poszczególnych środków komunikacji, co powoduje wydłużanie dojazdu o co najmniej kilkanaście minut i ogólnospołeczną frustrację (użytkownicy autobusów, tramwajów i kolejek zapewne wiedzą, co mam na myśli). Brak synchronizacji rozkładów nie jest problemem tylko pomorskim. Głosy sprzeciwu wobec funkcjonowania transportu publicznego w Lublinie stały się ostatnimi czasy tak wyraźne, że tamtejsze Miejskie Przedsiębiorstwo Komunikacyjne poprosiło pasażerów o ułożenie nowych rozkładów jazdy. Naturalnie, rozwiązanie to nie uszczęśliwi każdego Lublinianina, gdyż każdy będzie podejmował decyzje zgodnie ze swoimi potrzebami. Mimo to, ten rodzaj konsultacji społecznych pozwoli zidentyfikować największe problemy w funkcjonowaniu komunikacji miejskiej je - bo kto zna je lepiej niż tzw. commuter? Co zrobić, by poprawić funkcjonowanie i wizerunek transportu publicznego na Pomorzu? Krok pierwszy: dialog Pierwszy krok - w postaci wspólnego biletu - został już wykonany. Pojawiają się co prawda głosy, że z racji wysokiej ceny nie spełni on przeznaczonej mu funkcji. Może zatem czas na krok następny, czyli wzorowane na Lublinie konsultacje z pasażerami? Pomorzanie, co prawda, zostali "przepytani" na okoliczność potrzeby wprowadzenia wspólnego biletu i niemal jednogłośnie potwierdzili, że jest on potrzebny. Szkoda tylko, że nikt nie zapytał, w jaki sposób powinien on funkcjonować ani na jakie ramy cenowe jego potencjalni użytkownicy gotowi są przystać. Przeprowadzenie ankiety zawierającej podobne pytania oraz prośbę o wskazanie największych trudności w systemie komunikacji publicznej odniosłoby podwójny sukces. Z jednej strony sprawniejszy transport w regionie, z drugiej - bardziej zadowoleni użytkownicy tego transportu: nie tylko dlatego, że nie marnują czasu w oczekiwaniu na kolejny autobus czy tramwaj, ale również ze względu na to, że ich pomysły i opinie zostały wzięte pod uwagę. Krok drugi: wielofunkcjonalność Zwykły bilet na tramwaj czy autobus nie musi pełnić tylko jednej funkcji. W Sztokholmie tzw. bilet metropolitalny - Stockholm Card - oprócz umożliwienia podróży każdym środkiem transportu miejskiego, jest biletem wstępu do niektórych muzeów i galerii, co rekompensuje jego relatywnie wysoką cenę. Tego typu "wielozakresowe" działania podjęły władze Szybkiej Kolei Miejskiej: posiadacze biletów okresowych SKM cieszą się m.in. zniżkami w kinie "Żak" oraz w niektórych klubach Trójmiasta. Rozwiązania tego typu zarówno promują transport publiczny, jak i zachęcają do udziału w życiu kulturalnym metropolii, co uważam za działanie potrzebne i konieczne. Krok trzeci: e-usługi Korzystajmy z odkryć techniki! Strona gdańskiego Zakładu Transportu Miejskiego, łącznie z angielską i niemiecką wersją, działa bez zarzutu. Dlaczego nie pójść dalej? Kupno biletów okresowych on-line wydaje mi się koniecznością. Położyłoby to kres długim kolejkom, pojawiającym się w punktach sprzedaży biletów na początku każdego miesiąca. Ponadto, metropolia stałaby się automatycznie bardziej przyjazna turystom. Kolejnym pomysłem, relatywnie łatwym do wprowadzenia, jest otrzymywanie rozkładu jazdy sms-em. Niesie to za sobą, ponownie, podwójne korzyści: ułatwienia dla pasażerów oraz nowe źródło zysku dla transportu publicznego. Krok czwarty: turyści Manchester, Edynburg, Londyn, Monachium, Praga - zwiedzanie każdego z tych miast zaczynałam od specjalnego autobusu, który obwozi turystów po najważniejszych, najbardziej interesujących miejscach. W Manchesterze kursuje kilka linii takich autobusów; jedna jeździ trasą zabytków, inna podwozi turystów do centrów handlowych. Każdy może więc wybrać to, na co ma ochotę. Dlaczego nie zaadaptować tego pomysłu w Trójmieście? Londyńskie double-decker'y są symbolem miasta znanym na całym świecie; gadżety z motywem autobusu znajdziemy w każdym sklepie z pamiątkami. Czy Pomorze może pochwalić się taką wizytówką? Nie. Może jednak spróbować ją stworzyć. Dobrym pomysłem jest tramwaj wodny, płynący na Półwysep Helski. W obrębie Trójmiasta proponuję zabytkowy tabor kolejki, w Gdańsku - wykorzystywany już wcześniej zabytkowy tramwaj. Powyższe słowa są spostrzeżeniami laika w dziedzinie transportu. Jednakże jako rutynowy użytkownik trójmiejskiej komunikacji, dostrzegam jej słabe punkty; widzę też możliwości zmian. Nie mówię tu o oczywistych i koniecznych, lecz pociągających za sobą ogromne koszty, zmianach w infrastrukturze, wymianie i renowacji składów czy wagonów, remoncie dróg. Mówię o propozycjach, które nie wymagają dużych nakładów finansowych, a jednak mogą zaprocentować poprzez: poprawę wizerunku transportu publicznego w oczach Pomorzan, nawiązanie dialogu pomiędzy podejmującymi decyzje i tymi, których owe decyzje dotyczą, a także zwiększenie liczby zadowolonych pasażerów, co, jak sądzę, powinno być dla zarządzających transportem publicznym najwyższym celem.

O autorze:

Instytut Badań nad Gospodarką Rynkową co roku przeprowadza analizę atrakcyjności inwestycyjnej województw i podregionów Polski. Poniższy artykuł ogranicza się do zbadania atrakcyjności inwestycyjnej podregionu gdańskiego - obszaru, na którym położona jest trójmiejska metropolia [1] - na tle sześciu ośrodków konkurencyjnych, a więc tych, których stolicami są największe polskie miasta: Warszawa, Poznań, Kraków, Wrocław, Katowice oraz Łódź. Zakres przedmiotowy badania obejmuje trzy rodzaje działalności: przemysłową, usługową oraz zaawansowaną technologicznie. Ranking ośrodków konkurencyjnych przedstawiono w tablicy 1. Choć w zależności od rodzaju działalności przesłanki dla lokalizacji inwestycji w danym miejscu zmieniają się, można wyodrębnić pewne uniwersalne kryteria. W badaniu IBnGR wzięto pod uwagę następujące z nich: dostępność komunikacyjna, koszty i zasoby pracy, poziom rozwoju gospodarki, infrastruktura gospodarcza, jakość środowiska przyrodniczego oraz stopień jego ochrony i poziom bezpieczeństwa powszechnego. Badanie atrakcyjności inwestycyjnej dla działalności usługowej rozszerzono o chłonność rynku instytucjonalnego, a dla działalności hi-tech dodatkowo o poziom infrastruktury społecznej. Tablica 1. Atrakcyjność inwestycyjna podregionu gdańskiego na tle ośrodków konkurujących w 2006 r. 20_t1 Źródło: Opracowanie IBnGR. Atrakcyjność inwestycyjna dla działalności przemysłowej Pozycja podregionu gdańskiego w stosunku do ośrodków konkurencyjnych jest słaba. Podobnie jak poznański, podregion gdański w żadnej z klasyfikacji nie uzyskał pierwszego miejsca. Najgorzej wypadła jego atrakcyjność inwestycyjna dla działalności przemysłowej; podregion gdański zajął w tej klasyfikacji dwudzieste trzecie miejsce. Fakt ten zastanawia z dwóch powodów. Po pierwsze, tegoroczny wynik jest o dziesięć pozycji gorszy od wyniku z roku 2006. Po drugie, wśród siedmiu przedstawionych podregionów tylko gdański odnotował tak gwałtowny spadek [2]. Podregiony krakowsko-tarnowski oraz łódzki również zajęły pozycje niższe niż przed rokiem, jednak jest to zmiana zdecydowanie mniej radykalna. Podregion gdański nie miał i nie ma ambicji bycia głównym ośrodkiem przemysłowym Polski, dlatego jego niska lokata w rankingu atrakcyjności inwestycyjnej dla działalności przemysłowej nie powinna spędzać snu z powiek lokalnym decydentom. Jednakże pewien niepokój pojawia się przy porównaniu poszczególnych wskaźników budujących pojęcie atrakcyjności inwestycyjnej. Nieszczególnie na tle obszarów konkurujących wypada podregion gdański przy porównaniu zasobów pracy - zajmuje dwunastą pozycję, ustępując miejsca nie tylko ośrodkom konkurującym, ale również tym, które nie mają na swoim obszarze metropolii ani ośrodków akademickich (np. podregion legnicki). Pod względem infrastruktury gospodarczej, definiowanej jako efektywność działania specjalnych stref ekonomicznych (m.in. powierzchnia wolnych terenów inwestycyjnych w strefie oraz nakłady inwestycyjne na hektar), podregion gdański zajmuje trzydzieste miejsce. Mimo dużego dystansu wobec liderów - centralnego śląskiego i wrocławskiego - nie jest to jednak pozycja najgorsza. Gorzej w tej klasyfikacji wypadły podregiony poznański oraz krakowsko-tarnowski. Atrakcyjność inwestycyjna dla działalności usługowej W porównaniu z zeszłorocznym badaniem, w dziedzinie atrakcyjności inwestycyjnej dla działalności usługowej nie zaobserwowano znaczących zmian w rankingu obszarów konkurujących. Podregion gdański, podobnie jak poznański i łódzki, poprawił swoją pozycję o jedno miejsce. W dalszym ciągu zajmuje jednak najgorszą lokatę pośród ośrodków konkurencyjnych. Relatywnie dobrze w podregionie gdańskim prezentują się wskaźniki rozwoju gospodarki oraz infrastruktury gospodarczej. Jakość środowiska przyrodniczego jest jedynym czynnikiem, w którym podregion gdański zostawia konkurentów w tyle (trzecie miejsce w ogólnej klasyfikacji). Wymienione elementy mają jednak dla działalności usługowej stosunkowo małe znaczenie w porównaniu z takimi kryteriami jak dostępność komunikacyjna oraz - przede wszystkim - wielkość i jakość zasobów pracy. W tych dziedzinach podregion gdański zajął ostatnie miejsca w porównaniu z ośrodkami konkurencyjnymi. Rysunek 1. Atrakcyjność inwestycyjna regionu gdańskiego dla działalności przemysłowej na tle podregionów konkurujących w 2006 r. 20_1 Źródło: Opracowanie IBnGR. Rysunek 2. Atrakcyjność inwestycyjna podregionu gdańskiego dla działalności usługowej na tle ośrodków konkurujących w 2006 r. 20_2 Źródło: Opracowanie IBnGR. Atrakcyjność inwestycyjna dla działalności hi-tech Podregion gdański jest szóstym najbardziej atrakcyjnym inwestycyjnie podregionem dla działalności hi-tech. W dziedzinie kluczowej dla tej gałęzi, tj. omawianej wcześniej jakości zasobów pracy, podregion gdański zajął siódmą pozycję, ustępując miejsca wszystkim konkurującym z nim ośrodkom. Charakteryzuje go także najgorsza dostępność komunikacyjna. Zaobserwowano natomiast relatywnie atrakcyjną infrastrukturę społeczną, a więc dość wysoki poziom szkolnictwa, ochrony zdrowia, kultury, rozrywki i wypoczynku; w zakres tego pojęcia wchodzi również rozwinięta infrastruktura turystyczna i towarzysząca, czyli placówki gastronomiczne, możliwość organizacji konferencji, szkoleń itp. Jednakże ten czynnik, nawet w połączeniu z wysoką jakością środowiska przyrodniczego, to za mało, by wynieść podregion gdański na wyższą pozycję w rankingu atrakcyjności inwestycyjnej dla działalności hi-tech. Dynamika czynników atrakcyjności inwestycyjnej Na pytanie, jakie aspekty zadecydowały o obecnej słabszej pozycji podregionu gdańskiego, częściowo odpowiada wynik porównania obecnej analizy atrakcyjności inwestycyjnej podregionów z zeszłoroczną. Najszybszym tempem spadku charakteryzował się wskaźnik infrastruktury gospodarczej; znalazł się on na niższych pozycjach we wszystkich badanych rodzajach działalności. Szczególnie duży spadek odnotowano przy działalności przemysłowej: z miejsca piątego przy poprzednim badaniu na trzydzieste obecnie. Świadczy to o niewystarczająco efektywnym funkcjonowaniu specjalnej strefy ekonomicznej. Optymizmem napawa natomiast poprawa jakości zasobów pracy w świetle atrakcyjności inwestycyjnej dla działalności hi-tech (z miejsca dziewiątego na siódme). Oznacza to, że Trójmiasto jest chętniej wybierane jako miejsce osiedlania się ludzi z wyższym wykształceniem, aktywnych zarówno na polu zawodowym, jak i społecznym. Rysunek 3. Atrakcyjność inwestycyjna podregionu gdańskiego dla działalności hi-tech na tle ośrodków konkurujących w 2006 r. 20_3 Źródło: Opracowanie IBnGR. Podregion gdański a liderzy rankingu Większość wymienionych podregionów charakteryzuje się relatywnie niskim poziomem atrakcyjności inwestycyjnej dla działalności przemysłowej przy jednocześnie wysokich (w pierwszej dziesiątce) notach w dwu pozostałych kategoriach. Wyjątkiem jest podregion centralny śląski - najbardziej atrakcyjne miejsce dla inwestorów z branży przemysłowej w Polsce i jednocześnie ważny punkt na inwestycyjnej mapie działalności usługowej i wysokotechnologicznej. Różnice między konkurencyjnymi ośrodkami wynikają m.in. z różnych celów i metod prowadzenia polityki przyciągania inwestorów w danym podregionie. Są one także wynikiem różnic w poziomie rozwoju społeczno - gospodarczego. Śląsk zawsze był i jest kluczowym ośrodkiem przemysłowym dla polskiej gospodarki. Co jednak ciekawe, czynniki, które umiejscowiły podregion centralny śląski na pierwszym miejscu klasyfikacji atrakcyjności inwestycyjnej dla działalności przemysłowej, to: infrastruktura gospodarcza, dostępność komunikacyjna i zasoby pracy. Są to elementy, które mają również duże znaczenie dla działalności usługowej oraz wysokotechnologicznej. W połączeniu z wysoką chłonnością rynku instytucjonalnego podregion centralny śląski staje się liderem rankingu atrakcyjności inwestycyjnej podregionów, zajmując we wszystkich badanych dziedzinach pozycje od 1. do 3. Wyniki tegorocznego rankingu atrakcyjności polskich podregionów nie są pozytywne dla podregionu gdańskiego. Co prawda, poprawił on nieco swoją pozycję w dziedzinie usług i utrzymał szóste miejsce w rankingu atrakcyjności dla działalności hi-tech, jednakże na tle ośrodków, z którymi chce się porównywać, w dalszym ciągu nie wypada korzystnie. Jednocześnie województwo pomorskie należy do regionów najskuteczniej wykorzystujących fundusze unijne; dużą ich cześć zdobywa właśnie podregion gdański. W styczniu wejdzie w życie Wieloletni Plan Inwestycyjny dla Gdańska, z którego 44% ma być przeznaczone na poprawę infrastruktury transportowej - jednej z największych bolączek miasta [3]. Fakty te, w połączeniu ze świadomą i konkretną polityką przyciągania inwestorów zagranicznych w całym podregionie, mogą dawać nadzieję, że w kolejnych rankingach atrakcyjności podregion gdański będzie prezentował się lepiej na tle ośrodków konkurencyjnych. Przypisy: 1 Na potrzeby niniejszego artykułu definicja podregionu jest tożsama z tą zastosowaną w opracowaniu IBnGR Atrakcyjność inwestycyjna województw i podregionów Polski 2007. W opracowaniu tym podregion gdański jest formą pośrednią między województwem (NUTS 2) a powiatem (NUTS 3). Obejmuje on powiaty wchodzące w skład podregionów: gdańskiego oraz Gdańsk-Sopot-Gdynia. Został on stworzony wyłącznie dla potrzeb statystycznych, aby precyzyjniej odzwierciedlić faktyczne obszary interakcji. To samo podejście zostało zastosowane dla pozostałych ośrodków konkurencyjnych. 2 W tegorocznym badaniu po raz pierwszy wzięto pod uwagę liczbę ofert pracy przypadającą na jednego bezrobotnego; łącząc ten wskaźnik z szybkim spadkiem bezrobocia w całym województwie pomorskim można to uznać za jedną z przyczyn znaczącego spadku podregionu gdańskiego w rankingu atrakcyjności inwestycyjnej. Gdyby dodatkowy wskaźnik nie był brany pod uwagę, podregion gdański znalazłby się na dziewiętnastym (a nie dwudziestym trzecim) miejscu. 3 Wieloletni Plan Inwestycyjny 2008-2012 dla Gdańska.

O autorze:

Celem poniższego artykułu jest pokazanie poziomu rozwoju gospodarczego Gdańska na tle największych miast w Polsce - stolic najbardziej konkurencyjnych województw: Warszawy, Krakowa, Wrocławia, Katowic, Łodzi oraz Poznania.Pojęcie "poziom rozwoju gospodarczego" na potrzeby poniższego artykułu zdefiniowano jako zbiór następujących wskaźników:
  • aktywność zawodowa mieszkańców miast;
  • przeciętne miesięczne wynagrodzenie brutto;
  • liczba ofert pracy przypadających na jednego bezrobotnego [1] oraz stopa bezrobocia;
  • liczba podmiotów gospodarki narodowej przypadających na 100 mieszkańców;
  • wskaźnik rentowności obrotu w przedsiębiorstwach przemysłowych [2].
Kto najbardziej aktywny? Aby zbadać aktywność zawodową mieszkańców największych polskich miast, sumę osób pracujących oraz bezrobotnych odniesiono do liczby ludności w wieku produkcyjnym w danym mieście. Wszystkie badane ośrodki konkurencyjne cieszą się wyższym niż polska średnia (42,2%) [3] wskaźnikiem aktywności zawodowej. Między nimi występują natomiast duże różnice (patrz rysunek 1). Wysokością wskaźnika powyżej 70% mogą pochwalić się Katowice i Warszawa; w Gdańsku poziom ten oscyluje wokół 50%. Zastanawiający jest dystans między liderami a miastami na końcu rankingu - różnica między nimi wynosi niemal 30%. Niski wskaźnik aktywności zawodowej jest charakterystyczny dla całego województwa pomorskiego - w skali regionu osiąga on 41,4% [4]. Rysunek 1. Aktywność zawodowa mieszkańców największych miast w I połowie 2007 r. 19_1 Źródło: Opracowanie własne na podstawie danych GUS za 2006 rok. Bezrobocie Stopa bezrobocia w Gdańsku wyniosła w I połowie 2007 r. 4,7%, co plasuje go na piątym miejscu pośród ośrodków konkurencyjnych. Najmniejsze bezrobocie odnotowano w Warszawie. Jednakże wskaźnikiem bardziej adekwatnym niż stopa bezrobocia dla porównania poziomu rozwoju gospodarczego największych polskich miast będzie dynamika stopy bezrobocia. Po porównaniu obecnych wyników ze wskaźnikami z I połowy 2006 roku okazuje się, że stopa bezrobocia najbardziej dynamicznie (o 4%) spadła w najmocniej dotkniętej bezrobociem Łodzi. Niemal równie efektywnie z bezrobociem walczą Wrocław i Gdańsk, które odnotowały jego spadek kolejno o 3,6% i 3% w ciągu roku. Jednocześnie warto przyjrzeć się liczbie ofert pracy przypadającej na jednego bezrobotnego w każdym z porównywanych miast. W tej klasyfikacji przoduje Kraków, w którym na 1 ofertę pracy przypada trzech bezrobotnych. Liczba ta jest dwa razy wyższa w Gdańsku, co daje miastu trzecią pozycję w stosunku do ośrodków konkurencyjnych. Świadczy to o relatywnie efektywnym dopasowaniu struktury podaży pracy do popytu na nią. Rysunek 2. Porównanie stopy bezrobocia w konkurujących ośrodkach miejskich 19_2 Źródło: Opracowanie własne na podstawie Informatora o sytuacji społeczno-gospodarczej Gdańska, styczeń-czerwiec 2007. Rysunek 3. Liczba ofert pracy przypadających na jednego bezrobotnego w największych polskich miastach w I połowie 2007 r. 19_3 Źródło: Opracowanie własne na podstawie Informatora o sytuacji społeczno-gospodarczej Gdańska, styczeń-czerwiec 2007. Jak nam płacą, czyli poziom wynagrodzeń Z porównania przeciętnego miesięcznego poziomu płac w dużych polskich miastach wynika, że Gdańsk plasuje się na trzeciej pozycji, ze średnim miesięcznym wynagrodzeniem w wysokości 3600,84 PLN. Poziomem pensji Gdańsk ustępuje - ponownie - Warszawie i Katowicom, wyprzedza jednak m.in. Poznań i Wrocław Taki poziom wynagrodzeń jest powodem do radości, ale i zmartwień. Wysokie zarobki gdańszczan świadczą z pewnością o coraz lepszym standardzie życia i mogą być czynnikiem zachęcającym do osiedlania się w tym mieście. Zarówno skutkiem, jak i przyczyną tego stanu może być również napływ do miasta wysoko wykwalifikowanych pracowników. Z jednej strony, jako wyspecjalizowani eksperci, żądają oni wysokich wynagrodzeń i otrzymują je; z drugiej - wysoki poziom tychże zachęca kolejnych fachowców do zamieszkania i podjęcia pracy w Gdańsku. Jednocześnie istnieje możliwość, że wysokie płace odstraszą potencjalnych inwestorów, którzy chętniej wybiorą miejsca, gdzie przeciętne pensje - a więc i koszty pracy - są niższe. Natomiast szybki (14% w skali roku) wzrost pensji może być także sygnałem deficytu zasobów pracy w konkretnych branżach. Handel detaliczny czy budownictwo to gałęzie, które szczególnie dotkliwie odczuwają brak rąk do pracy, dlatego aby zachęcić potencjalnych pracowników, skokowo podnosi się im pensje, co decyduje o ich przeciętnie wysokim poziomie. Rysunek 4. Przeciętne wynagrodzenie miesięczne brutto w PLN w I półroczu 2007 r. 19_4 Źródło: Opracowanie własne na podstawie Informatora o sytuacji społeczno-gospodarczej Gdańska, styczeń-czerwiec 2007. Liczba podmiotów gospodarki narodowej na 100 mieszkańców Wskaźnik liczby podmiotów gospodarki narodowej przypadających na 100 mieszkańców obrazuje w pewnym stopniu przedsiębiorczość mieszkańców danego miasta. Im wyższy wskaźnik, tym lepszy dowód na to, że miasto potrafi nie tylko przyciągnąć do siebie przedsiębiorców, ale również stworzyć odpowiedni klimat do prowadzenia działalności gospodarczej. Duża liczba przedsiębiorstw to także duży rynek pracy oraz większa konkurencja, która generuje spadek cen oraz jest przyczynkiem do wdrażania innowacyjnych rozwiązań w firmie. I tak, największa liczba przedsiębiorstw na 100 mieszkańców występuje w stolicy, najmniejsza (w obrębie porównywanych ośrodków) - w Łodzi. Gdańsk zajmuje w tej klasyfikacji pozycję przedostatnią, z dwunastoma przedsiębiorstwami przypadającymi na 100 mieszkańców. Nie jest zatem najatrakcyjniejszym miejscem do zakładania własnej firmy ani pierwszą pozycją na liście potencjalnych miejsc inwestycji. Działania dla poprawienia klimatu przedsiębiorczości w Gdańsku zostały już podjęte - stworzono m.in. Gdańskie Centrum Obsługi Przedsiębiorcy, które dąży do uproszczenia systemu obsługi osób prowadzących działalność gospodarczą, a także zajmuje się edukacją w zakresie przedsiębiorczości. Miejmy nadzieję, że przedsięwzięć tego typu będzie więcej. Jednocześnie warto zwrócić uwagę na optymistyczny wydźwięk takiego wskaźnika dla Gdańska; niewielka - w porównaniu z ośrodkami konkurencyjnymi - liczba przedsiębiorstw może, paradoksalnie, stanowić zachętę dla potencjalnego inwestora. Oznacza bowiem, że w mieście pozostało wiele segmentów do zagospodarowania przez nowe firmy. Rysunek 5. Liczba podmiotów gospodarki narodowej na 100 mieszkańców w I połowie 2007 r. 19_5 Źródło: Opracowanie własne na podstawie Informatora o sytuacji społeczno-gospodarczej Gdańska, styczeń-czerwiec 2007. Jak radzą sobie przedsiębiorstwa? Elementem dobrze obrazującym poziom rozwoju gospodarczego miast jest wskaźnik rentowności obrotu w przedsiębiorstwach przemysłowych. Im jest większy, tym oczywiście lepiej dla danego przedsiębiorstwa. Jest to jednak również korzyść dla miasta i regionu, w którym dana firma się znajduje - jej większe przychody i obroty oznaczają wyższe wpływy z podatków, a także reklamę dla miasta, które "gości" przedsiębiorstwo generujące wysokie zyski. Zysk firm nie jest bowiem jedynie zasługą dobrej koniunktury gospodarczej, ale również wspomnianego wyżej dobrego klimatu dla przedsiębiorczości w danym mieście - efektywna współpraca miasta z przedsiębiorcami pośrednio stymuluje rozwój firm. I tak, im więcej w danym mieście wysoko rentownych przedsiębiorstw, tym lepszą "prasę" wśród ewentualnych inwestorów. Liderem tej klasyfikacji ponownie są Katowice - motor aglomeracji śląskiej. Wskaźnik rentowności przedsiębiorstw osiągnął tam poziom ponad 10%, zostawiając daleko w tyle wszystkie pozostałe miasta. Gdańsk zajął tu przedostatnią pozycję. Należy jednak zauważyć, że różnice między trzecią a szóstą lokatą w tej klasyfikacji wynoszą zaledwie kilka dziesiętnych procenta, zatem gdańskie przedsiębiorstwa osiągnęły podobną wysokość wskaźnika jak firmy łódzkie, warszawskie i krakowskie - ponad 5%. Zastanawiający jest natomiast fakt, że Wrocław, intensywnie kreujący swój wizerunek najbardziej przedsiębiorczego miasta w Polsce, zajął w tej klasyfikacji ostatnią pozycję. Rysunek 6. Wskaźnik rentowności obrotu netto w przedsiębiorstwach przemysłowych w miastach konkurujących w I połowie 2007 r. 19_6 Źródło: Opracowanie własne na podstawie "Informatora o sytuacji społeczno-gospodarczej Gdańska", styczeń-czerwiec 2007. Konkluzje dla Gdańska Podsumowując wszystkie wzięte pod uwagę wskaźniki, można stwierdzić, że w porównaniu z największymi, najbardziej konkurencyjnymi miastami Gdańsk zajmuje przeciętną pozycję. Miasto nie zostało liderem żadnej klasyfikacji, jednakże dynamika poszczególnych wskaźników - np. spadek stopy bezrobocia czy szybszy niż w skali kraju wzrost płac [5] - pozwala optymistycznie patrzeć w przyszłość. Zapewne jednak można zrobić wiele, by lepiej wykorzystać niemały potencjał Gdańska. Należy zastanowić się nad przewagami konkurencyjnymi miasta, które pozwoliłyby gdańskim przedsiębiorstwom konkurować z firmami z Warszawy czy Katowic. Założeniem niniejszego artykułu - ze względu na dynamicznie zmieniającą się sytuację gospodarczą - było pokazanie możliwie najbardziej aktualnych danych dotyczących poziomu rozwoju gospodarczego poszczególnych miast. Jednak aby to osiągnąć, posłużono się danymi na poziomie NUTS-4, ograniczając się tym samym do obwodów administracyjnych stolic wybranych województw. Tym samym, otrzymując niewątpliwie bardziej aktualny ogląd sytuacji, nie wzięto pod uwagę obszarów przyległych, które de facto tworzą z tymi miastami mechanizm naczyń połączonych. Przypisy: 1 Chodzi tu o oferty pracy zgłoszone w ciągu pierwszego półrocza 2007 r. 2 Według Informatora o sytuacji społeczno-gospodarczej Gdańska, styczeń-czerwiec 2007, wskaźnik rentowności obrotu netto to relacja wyniku finansowego netto do przychodów z całokształtu działalności. 3 Obliczono tą samą metodą na podstawie danych Głównego Urzędu Statystycznego za 2006 rok. 4 Jw. 5 Według danych GUS, w porównaniu z pierwszym półroczem 2006 r., w pierwszym półroczu 2007 średnie miesięczne wynagrodzenie w Polsce wzrosło o 8%.

O autorze:

Pomorskie informatycznym liderem? Benjamin Franklin mawiał, że dwóch rzeczy nie da się w życiu uniknąć: śmierci i podatków. Gdyby żył w dzisiejszym świecie, dodałby zapewne trzecią: informatyzację. Coraz więcej instytucji jest świadomych tego, że bez komputerów i Internetu trudno jest sprawnie funkcjonować. Na ścieżkę informatyzacji weszły już nie tylko wielkie przedsiębiorstwa, ale również małe firmy, a także jednostki samorządu terytorialnego, szkoły, organizacje. Dążenie do zdigitalizowania i skomputeryzowania prowadzonej działalności zatacza coraz szersze kręgi i jest ogólnie postrzegane jako gwarancja rozwoju. Ten informatyczny pęd, a przede wszystkim jego skutki, nie są jednak jednolite w całym kraju. Poniższy artykuł ma na celu zbadanie, jak w zakresie szeroko pojętej informatyzacji wypada Pomorskie w porównaniu z innymi polskimi województwami. Hot-spoty - liczy się inicjatywa Największą liczbę hot-spotów zarejestrowano w województwie mazowieckim, głównie w Warszawie (rysunek 1). Kolejne duże skupiska znajdują się w województwach małopolskim, śląskim, pomorskim, dolnośląskim i wielkopolskim, a więc regionach, które najlepiej wypadają w rankingach atrakcyjności inwestycyjnej i charakteryzują się największą dynamiką wzrostu [1]. Duża liczba hot-spotów Pomorskie na mapie informatycznej kraju może być także wskaźnikiem świadczącym o wysokim poziomie rozwoju technologicznego bądź przynajmniej ambicji i możliwości osiągnięcia takiego poziomu. Jest ona bowiem funkcją inicjatywy władz danego regionu oraz przekonania o gotowości województwa (dużej liczby przedsiębiorstw ICT oraz - szerzej - firm świadczących usługi poprzez Internet) do rozwinięcia tego typu usługi. Punkty z bezprzewodowym Internetem potrzebne są wszak w miejscach charakteryzujących się intensywnym ruchem turystycznym, o dużej liczbie placówek usługowych oraz zaawansowanych technologicznie, które przyciągają nie tylko zwiedzających, ale również biznesmenów. Ciekawym przykładem jest województwo podkarpackie, które znalazło się tuż za czołówką polskich regionów, wyprzedzając m.in. Łódzkie. Jak pokażą dalsze analizy, Podkarpackie wykazuje wyraźne informatyczne ambicje. Województwo pomorskie zajmuje czwarte miejsce pod względem liczby hot-spotów. Ponad 60% z nich znajduje się w Trójmieście, m.in. w restauracjach, hotelach, gdyńskim Bulwarze Nadmorskim, gdańskiej Starówce i sopockim "Monciaku". Rysunek 1. Liczba hot-spotów w województwach w grudniu 2007 r. 21_1_s87_imagelarge Źródło: Opracowanie własne na podstawie danych www.pdaclub.pl. Edukacja, czyli przyszłość Zaawansowanie informatyczne w edukacji zostało zbadane pod kątem dwu aspektów. Pierwszym z nich jest udział studentów kierunków informatycznych [2] w ogólnej liczbie studentów uczelni (publicznych i niepublicznych) danego regionu. Mimo posiadania dwóch silnych ośrodków akademickich (Uniwersytetu Gdańskiego i Politechniki Gdańskiej), a także dużej liczby szkół niepublicznych, Pomorskie wyraźnie ustępuje miejsca najbardziej konkurencyjnym województwom (a także województwu podkarpackiemu), zajmując ósmą pozycję w klasyfikacji. Od zajmującego pierwszą pozycję województwa mazowieckiego Pomorskie dzieli 13%. Niski jest także wskaźnik koncentracji [3]. Podczas gdy udział studentów z województwa pomorskiego w ogólnej liczbie polskich studentów wynosi 5,3% [4], wskaźnik koncentracji wynosi zaledwie 0,75, co oznacza, że nasz region ma niższy udział studentów kierunków informatycznych w regionie niż jest ich średnio w skali kraju. Deficyt takich specjalistów może pokrzyżować informatyczne plany pomorskich instytucji. Rysunek 2. Udział liczby studentów kierunków informatycznych w ogólnej liczbie studentów uczelni publicznych i niepublicznych w 2006 r. 21_2_s88_imagelarge Źródło: Opracowanie własne na podstawie danych Głównego Urzędu Statystycznego za 2006 r. Drugim elementem badanym w zakresie informatyzacji edukacji jest średnia liczba komputerów z dostępem do Internetu w szkołach [5]. Tu województwo pomorskie wypada zdecydowanie lepiej. Różnice między poszczególnymi regionami nie są tu co prawda znaczące (wahają się od 7,3 do 9,7 komputerów przypadających na szkołę), warto jednak zaznaczyć, że województwo pomorskie, razem z sześcioma innymi regionami, osiągnęło pułap przewyższający średnią krajową. Rysunek 3. Średnia liczba komputerów z dostępem do Internetu w szkołach w 2006 r. 21_3_s88_imagelarge Źródło: Opracowanie własne na podstawie danych Głównego Urzędu Statystycznego za 2006 r. Pomorzanie otwarci na techniczne nowości Pomorskie uczelnie pozostają w tyle za innymi w zakresie edukacji informatycznej, jednak pomorskie gospodarstwa domowe mogą się poszczycić najwyższą w kraju liczbą komputerów z dostępem do Internetu (37,3%). Zestawiając to z faktem, że Pomorzanie mają także najwięcej w kraju telefonów komórkowych (78,4% gospodarstw domowych posiadało telefon komórkowy w 2006 r.) [6], nasuwa się wniosek o wysokim standardzie ich życia oraz pozytywnym nastawieniu do nowoczesnych technologii. Rysunek 4. Odsetek gospodarstw domowych posiadających komputer osobisty z dostępem do Internetu w 2006 21_4_s89_imagelarge Źródło: Opracowanie własne na podstawie danych Głównego Urzędu Statystycznego za 2006 r. Urzędy nie pozostają w tyle W 2004 r. Instytut ARC Rynek i Opinia przeprowadził badanie dla Ministerstwa Nauki i Informatyzacji pt. "Stopień informatyzacji urzędów w Polsce". Informatyzacja jest co prawda procesem postępującym niezwykle szybko, ponadto w 2004 roku fundusze unijne nie były jeszcze tak szeroko dostępne jak obecnie. Jednakże dane z raportu mogą w interesujący sposób pokazać, jaka zmiana dokonała się w okresie ostatnich kilku lat, oraz odnieść zaawansowanie informatyczne w edukacji i gospodarstwach domowych do postępu w administracji. Cztery lata temu liderem w zakresie wprowadzania rozwiązań informatycznych w administracji było województwo kujawsko-pomorskie, w którym ponad 30% urzędów obsługiwało obywateli za pomocą systemu informatycznego. Województwo pomorskie otwierało ostatnią piątkę, świadcząc niecałe 15% usług za pomocą takiego systemu. Niemniej jednak warto zaznaczyć, że Pomorski Urząd Wojewódzki, jako jeden z czterech w kraju, był zinformatyzowany w 100%. Zbadano także możliwości stron internetowych poszczególnych urzędów Polski, sprawdzając, czy można za ich pośrednictwem uzyskać pożądane informacje, pobierać i odsyłać wypełnione formularze, składać oferty dotyczące zamówień publicznych. Najwięcej spraw można załatwić w całości drogą elektroniczną w województwie mazowieckim (choć i tak był to znikomy procent - 3,7%; warto jednak ten fakt podkreślić wobec ośmiu województw - w tym pomorskiego - które żadnej usługi nie były w stanie załatwić w całości on-line). Pomorskie znalazło się natomiast w czołówce województw, jeżeli chodzi o wydatki na informatyzację. Ponad 10% pomorskich urzędów wydawało w 2004 r. na informatyzację ponad 4% swojego budżetu. Jednocześnie ponad dwa razy więcej urzędów nie przeznaczało na informatyzację żadnych środków (wyższy odsetek takich urzędów - 24,5% - zaobserwowano tylko w województwie kujawsko-pomorskim). Rysunek 5. Zastosowanie systemu informatycznego do obsługi zamówień publicznych w urzędach gminnych, powiatowych, wojewódzkich i marszałkowskich w 2004 r. 21_5_s90_imagelarge Źródło: Opracowanie własne na podstawie raportu ARC Rynek i Opinia dla Ministerstwa Nauki i Informatyzacji "Stopień informatyzacji urzędów w Polsce", Warszawa 2004. Rysunek 6. Wydatki na informatyzację w urzędach gminnych, powiatowych, wojewódzkich i marszałkowskich w 2004 r. 21_6_s91_imagelarge Źródło: Raport ARC Rynek i Opinia dla Ministerstwa Nauki i Informatyzacji "Stopień informatyzacji urzędów w Polsce", Warszawa 2004. Pomoc UE - czy ją wykorzystujemy? W latach 2004-2006 polskie regiony otrzymały szansę na rozwój technologii informatycznych w postaci działania 1.5. Zintegrowanego Programu Operacyjnego Rozwoju Regionalnego. Jak ją wykorzystały - pokazuje wykres poniżej, obrazujący wartość i liczbę realizowanych projektów. Województwo kujawsko-pomorskie zdystansowało w tym rankingu wszystkie inne regiony, angażując się w najdroższy projekt (70 mln zł wraz z wkładem własnym), mający na celu budowę regionalnej szerokopasmowej sieci teleinformacyjnej. Województwo pomorskie zajęło miejsce w środku stawki, z przeciętnie dużym budżetem i liczbą projektów. Być może wynika to z chęci doinwestowania różnych jednostek w województwie, zamiast skupiania się na dużych przedsięwzięciach. Projekty ZPORR w Pomorskiem dotyczą przede wszystkim informatyzacji w administracji różnych szczebli. Na koniec warto przyjrzeć się, jak w latach 2007-2013 zmienia się wzrost nakładów związanych ze społeczeństwem informacyjnym. Eksperci Stowarzyszenia "Miasta w Internecie" zwracają uwagę, że alokacje na ten cel przewidziane w województwie pomorskim (jak również w warmińsko-mazurskim i podkarpackim) są zdecydowanie za niskie w porównaniu z innymi regionami, a także w odniesieniu do potrzeb. Od czasu badania stowarzyszenia "Miasta w Internecie" Regionalny Program Operacyjny dla województwa pomorskiego ewoluował, finalnie alokując w działania związane z rozwojem społeczeństwa informacyjnego wyższą kwotę - prawie 200 mln złotych [7]. To jednak w dalszym ciągu niewielka suma, jeżeli porównać ją z tymi zawartymi w programach operacyjnych województw śląskiego, mazowieckiego, małopolskiego i dolnośląskiego. Nie wolno zapomnieć, że regiony te dystansują Pomorskie pod względem rozwoju gospodarczego i atrakcyjności inwestycyjnej. Jeżeli nasz region zamierza wytrzymać konkurencję, być może powinien bardziej skupić się na rozwoju informatycznym. Projekty typu "Wireless City Gdańsk" czy "Cyfrowy Urząd" (projekt Urzędu Marszałkowskiego Województwa Pomorskiego) są zapewne krokami w dobrym kierunku. Rysunek 7. Wartość i liczba projektów w ramach działania 1.5 ZPORR w 2006 r. 21_7_s92_imagelarge Źródło: Stan wdrażania polityki strukturalnej w zakresie budowy infrastruktury społeczeństwa informacyjnego w województwach w latach 2004-2006, Tarnów-Warszawa 2006 (stan na 31 lipca 2006). Rysunek 8. Wzrost nakładów na projekty społeczeństwa informacyjnego w Regionalnych Programach Operacyjnych 2007-2013 (kwoty w PLN) 21_8_s92_imagelarge Przypisy: 1 Por. Atrakcyjność inwestycyjna podregionów i województw Polski, pod red. Tomasza Kalinowskiego, Gdańsk 2007. 2 Według Międzynarodowej Standardowej Klasyfikacji Edukacji ISCED’97 kierunki informatyczne to kierunki przygotowujące do następujących zawodów: informatyk, technik informatyk, projektant stron www, projektant witryn i prezentacji multimedialnych. 3 Wskaźnik koncentracji obrazuje stosunek udziału studentów kierunków informatycznych w województwie pomorskim do udziału studentów kierunków informatycznych w ogólnej liczbie polskich studentów. 4 Obliczono na podstawie danych Głównego Urzędu Statystycznego za 2006 r. 5 Ilekroć w poniższym artykule mowa jest o szkołach, chodzi tu o szkoły podstawowe, ponadpodstawowe, gimnazjalne i ponadgimnazjalne (wg danych Głównego Urzędu Statystycznego). 6 Obliczono na podstawie danych Głównego Urzędu Statystycznego za 2006 r. 7 Chodzi tu o działanie 2.2. Regionalnego Programu Operacyjnego dla Województwa Pomorskiego: Infrastruktura i usługi tworzące podstawy społeczeństwa informacyjnego, na który łącznie przeznaczono 53 693 989 euro.

O autorze:

Na łamach niniejszego wydania Pomorskiego Przeglądu Gospodarczego toczy się debata, jak dobrze rządzić. Co to znaczy? Według Banku Światowego, istnieje sześć wskaźników dobrego rządzenia:
  • prawo wyrażania opinii i wpływ obywateli
  • polityczna stabilność i brak przemocy
  • efektywność administracji publicznej
  • jakość stanowionego prawa
  • rządy prawa
  • kontrola korupcji.
Żaden z powyższych elementów nie funkcjonuje w próżni – by w pełni się rozwinąć, potrzebuje wysokiego poziomu pozostałych wskaźników. I tak, bez politycznej stabilności nie można zapanować nad zjawiskiem korupcji, natomiast bez rządów prawa mniej skuteczny byłby wpływ obywateli na władzę. Wpływ ten z kolei oddziałuje – bezpośrednio i pośrednio – na jakość administracji publicznej. Na tej zależności koncentruje się poniższy artykuł. Posługując się pojęciem kapitału społecznego, dokonano próby analizy interakcji między zaangażowaniem obywatelskim i poczuciem wspólnoty wśród Polaków a rozwojem na poziomie państwa i regionu. Pojęcie kapitału społecznego używane jest tu zgodnie z definicją R. Putnama, której systematyzacji dokonali D. Narayan i M.F. Cassidy. Zgodnie z tym ujęciem, kapitał społeczny można rozpatrywać w trzech wymiarach. Wymiar pierwszy obejmuje kapitał społeczny jako taki, tj. podzielane w danej społeczności normy, poczucie więzi ze wspólnotą, członkostwo w organizacjach różnego typu, zaangażowanie w wolontariat, zaufanie interpersonalne czy nawet towarzyskość (mierzona liczbą sąsiadów, bliskich przyjaciół itp.). Drugi poziom definicji obejmuje elementy determinujące poziom kapitału społecznego; są nimi m.in. poczucie tożsamości i duma, a także stopień poinformowania społeczeństwa. Trzeci, ostatni zakres definicji zawiera natomiast te elementy, za pomocą których można zmierzyć rezultaty obecności kapitału społecznego w danym kraju bądź regionie. Należą do nich m.in. zaufanie do instytucji publicznych czy partycypacja polityczna . Rysunek 1. Wymiary kapitału społecznego martyna_r01 Źródło: Opracowanie własne na podstawie D. Narayan, M.F. Cassidy, A Dimensional Approach to Measuring Social Capital: Development and Validation of a Social Capital Inventory , Current Sociology vol. 49 no. 2 oraz P. Swianiewicz i in., Szafarze darów europejskich. Kapitał społeczny a realizacja polityki regionalnej w polskich województwach , Warszawa 2008. Poniższy artykuł omawia zagadnienie kapitału społecznego na dwóch poziomach: próbuje porównać wybrane wskaźniki na poziomie krajowym do innych krajów europejskich, a także pokazuje województwo pomorskie na tle innych regionów Polski. Danych z drugiego wymienionego zakresu jest znacznie mniej, co wskazuje na potrzebę prowadzenia badań w tym kierunku. Kapitał społeczny jako taki – czyli o wzajemnym zaufaniu, tolerowaniu jazdy „na gapę” i działalności prospołecznej W pierwszej kolejności wzięto pod uwagę zaufanie interpersonalne. W świetle danych European Social Survey (ESS) Polacy okazują się zdecydowanie mniej ufni niż inne narody Europy. Odsetek pełnoletnich Polaków ufających innym ludziom, choć wzrasta, jest niemal trzykrotnie niższy od średniej UE oraz prawie sześciokrotnie niższy od wskaźnika dla krajów na pierwszych miejscach klasyfikacji dla całej Europy (Dania, Norwegia, Finlandia). Co ciekawe, kraje charakteryzujące się najwyższym poziomem zaufania interpersonalnego osiągają jednocześnie najwyższe pułapy produktu krajowego brutto. Korelacja zaufanie – poziom PKB jest więc wyraźna: w dolnej części wykresu nr 3 znalazły się państwa o najniższym poziomie dochodów i jednocześnie najniższym wskaźniku zaufania. Górna część wykresu to najbogatsze państwa europejskie, których mieszkańcy najczęściej ufają innym ludziom. Warto zauważyć, że wyższym niż Polska poziomem zaufania mogą poszczycić się także kraje o podobnym poziomie rozwoju gospodarczego: Czechy i Węgry. Rysunek 2. Poziom zaufania interpersonalnego w krajach Europy martyna_r02 Źródło: European Social Survey 2004 . Rysunek 3. Zaufanie interpersonalne a poziom PKB wg parytetu siły nabywczej (w USD) w krajach Europy martyna_r03 Źródło: J. Czapiński, T. Panek, Diagnoza społeczna 2007 . Poziom zaufania interpersonalnego w Polsce powoli wzrasta; warto jednak zauważyć, że w latach 1999–2002 był on wyższy niż obecnie. Apogeum osiągnął właśnie w roku 2002 (co może być wynikiem m.in. wygrania wyborów przez partie lewicowe, które swój polityczny kapitał zbijały na planach poprawy warunków bytowych Polaków. Rok 2002 to także okres jednego z najwyższych poziomów bezrobocia w kraju, co mogło spowodować wzrost zaufania interpersonalnego i oczekiwania pomocy od innych osób przy jednoczesnym rozczarowaniu do instytucji publicznych). W 2007 r. wskaźnik zaufania spadł – mniej więcej co dziesiąty Polak ufał wówczas innym. Dlaczego powinno to niepokoić? Abstrahując od faktu, że poziom wskaźnika stawia Polskę na niechlubnym ostatnim miejscu wśród badanych europejskich państw, niski poziom zaufania do innych osób przełoży się na niewielki stopień realizacji interesów zbiorowych lub wręcz doprowadzi do tego, co, jak pisze R. Putnam, „ekonomiści nazywają »oportunizmem«, w którym wspólne interesy nie są realizowane, ponieważ ostrożne działanie w izolacji zachęca każdego do uchylania się od kolektywnego działania. A przecież nawet transakcje pozornie służące tylko jednostkowym interesom „przybierają inny charakter, jeśli zostają wplecione w społeczną sieć zależności, która sprzyja wzajemnemu zaufaniu” . Rysunek 4. Ewolucja poziomu zaufania interpersonalnego w Polsce martyna_r04 Źródło: Opracowanie własne na podstawie J. Czapiński, T. Panek, Diagnoza społeczna 2007 . Optymizmem nie napawają także dwa wskaźniki odnoszące się do altruizmu i egoizmu Polaków. Pierwszy z nich to opracowany przez autorów „Diagnozy społecznej 2007” wskaźnik wrażliwości na dobro publiczne, mierzony wrażliwością na unikanie należnych wkładów w dobro wspólne, np. płacenie mniejszych podatków, jazda „na gapę” itp. (im wyższa wartość wskaźnika, tym większa wrażliwość na dobro publiczne). Wskaźnik ten spadł znacząco w porównaniu z badaniem z 2005 r., co oznacza, że Polacy tracą poczucie wspólnotowości; pojęcie dobra publicznego staje się dla nich coraz bardziej abstrakcyjne i coraz mniej ważne. Tylko w trzech województwach – małopolskim, zachodniopomorskim i pomorskim – spadek wrażliwości nie był znaczący statystycznie. Województwo pomorskie plasuje się w czołówce kraju pod względem wrażliwości na dobro publiczne i, podobnie jak Małopolska, cechuje się stabilną wartością wskaźnika. W obliczu jego znaczących spadków w zdecydowanej większości regionów należy uznać to zjawisko za pozytywne, świadczące o relatywnie większym – choć i tak niskim – potencjale wspólnotowości i społecznej akceptacji reguł w regionie. Rysunek 5. Wskaźnik wrażliwości na dobro publiczne w polskich województwach martyna_r05 Źródło: Opracowanie własne na podstawie J. Czapiński, T. Panek, Diagnoza społeczna 2007 . Kolejnych danych dotyczących postaw Polaków wobec innych ludzi dostarczyło badanie CBOS, w którym zapytano respondentów, czy obecnie trzeba być bardziej wrażliwym i gotowym do pomocy innym, czy też wskazana jest większa koncentracja na własnych sprawach. Badanie wykazało lekki wzrost skłonności do altruistycznych zachowań w porównaniu z wynikami z lat poprzednich. Rysunek 6. Altruizm vs egoizm w postawach Polaków – sfera deklaratywna martyna_r06 Źródło: CBOS, Czy Polacy mają predyspozycje do pracy społecznej na rzecz swojej społeczności? Komunikat z badań, styczeń 2008. Sfera deklaratywna może zatem napawać optymizmem. Jednakże, czy wzrost altruistycznych skłonności wśród Polaków przekłada się na praktykę? Polacy pytani w tym samym badaniu CBOS o to, czy faktycznie wykonali kiedykolwiek pracę na rzecz swojej wspólnoty, w większości odpowiedzieli twierdząco – choć dysproporcja między deklaracją a praktyką była w 2008 r. znaczna (największa w całym badanym okresie). Jednocześnie procent osób, które nigdy nie wykonały dobrowolnego wysiłku na rzecz lokalnej społeczności, wzrasta. Rysunek 7. Altruizm vs egoizm w postawach Polaków – sfera praktyczna martyna_r07 Źródło: CBOS, Czy Polacy mają predyspozycje do pracy społecznej na rzecz swojej społeczności? Komunikat z badań, styczeń 2008. Rozważając postawy altruizmu i egoizmu, warto przyjrzeć się także działalności charytatywnej Polaków. Według opracowania Wolontariat, filantropia i jeden procent, w 2006 r. niemal co trzeci Polak przekazał pieniądze lub dary rzeczowe organizacjom pozarządowym, ruchom społecznym i religijnym; wskaźnik ten (31,5 proc.) spada nie tylko w porównaniu z rokiem poprzednim, ale także z bazowym dla tego badania rokiem 2003. Optymistyczne są natomiast dane dotyczące przekazywania 1 proc. podatku organizacjom pożytku publicznego. W rozliczeniu podatkowym za 2006 r., a zatem jeszcze przed wprowadzeniem ułatwień w procedurze, z możliwości podzielenia się swoim podatkiem skorzystało ponad 8 proc. podatników (wzrost o ponad 3 pkt proc.). Interesujące jest ponadto zestawienie informacji o liczbie organizacji pozarządowych w Polsce z danymi o członkostwie w ngos, udziale populacji dorosłych w wolontariacie i akcjach charytatywnych. Liczba organizacji pozarządowych rośnie szybko, a województwo pomorskie zajmuje drugie – po mazowieckim – miejsce w Polsce pod względem ich liczby na 10 tys. mieszkańców (aczkolwiek tylko dziewiąte miejsce pod względem przyrostu liczby ngos od 2002 r. Utrzymanie się tej tendencji może w kilkuletniej perspektywie oznaczać utratę przez województwo pozycji lidera). Warto jednakże zwrócić uwagę, że różnice między województwami w pierwszej piątce nie są znaczne (22 organizacje pozarządowe na 10 tys. mieszkańców w województwie mazowieckim, 19 – w dolnośląskim) . W latach 2003–2006 skład zarówno pierwszej, jak i ostatniej piątki województw w tej klasyfikacji pozostał bez zmian . W wielu badaniach udowodniono, że aktywność w organizacjach przekłada się na wyższy poziom zaufania, zainteresowania sprawami publicznymi oraz wyższą jakość rządzenia. Dlatego też duża liczba organizacji w Pomorskiem jest ważnym elementem potencjalnej wspólnoty regionalnej. Powyższe dane potwierdzają tezę autorów „Diagnozy społecznej 2007”, że na obecnym etapie rozwoju gospodarczego kraju Polacy koncentrują się na osiąganiu jednostkowych sukcesów; wyraźne jest dążenie do indywidualizmu. Może to być wskazówką, że bardziej akceptowaną społecznie tendencją będzie zmniejszanie liczby regulacji prawnych zamiast mnożenia nakazów i zakazów. Tak długo, jak trend ten utrzyma się, jednostki będą prawdopodobnie lepiej i chętniej funkcjonowały w środowiskach cechujących się „luźnymi” zasadami działania. Przytaczane badania wskazują ponadto, że Pomorzanie charakteryzują się wyższym wskaźnikiem tzw. pomostowego kapitału społecznego, którego elementem jest m.in. umiejętność współpracy z innymi (czyli np. przynależność do różnego rodzaju organizacji). Świadczy o tym duża i dynamicznie rosnąca liczba organizacji pozarządowych w regionie. Badania zespołu pod przewodnictwem P. Swianiewicza potwierdzają, że wysoka wartość tego rodzaju kapitału, przy niskiej wartości kapitału wiążącego („korzenie”, więzi rodzinne, przyjacielskie, lokalne), jest charakterystyczna dla Pomorza i całej północno-zachodniej Polski. Można zatem wysunąć tezę, że Pomorzanie wykazują silniejsze niż inne polskie regiony skłonności do indywidualizmu: współpraca jest u nich „w cenie”, więzi wspólnotowe natomiast pozostają słabe. Rysunek 8. Liczba stowarzyszeń i fundacji na 10 tys. mieszkańców w 2008 r. martyna_r08 Źródło: Opracowanie własne na podstawie M. Gumkowska, J. Herbst, Podstawowe fakty o ngos, Warszawa 2006. Determinanty kapitału społecznego – czyli o dumie, tożsamości i poinformowaniu Po zbadaniu podstawowych elementów kapitału społecznego warto zastanowić się nad czynnikami determinującymi jego poziom w kraju i regionie. Jednym z elementów mających wpływ na kapitał społeczny jest stopień identyfikacji oraz duma z otoczenia, którego jest się częścią. Tu wskaźniki prezentują się optymistycznie. Zdecydowana większość (90%) Polaków określa samych siebie jako dumnych (bardzo lub średnio) z bycia obywatelem swojego kraju; jest to kapitał, na którym z pewnością można budować poczucie wspólnotowości oraz, ogólniej rzecz ujmując, społeczeństwo obywatelskie. Rysunek 9. Poczucie dumy z bycia Polakiem/Polką martyna_r09 Źródło: CBOS, Samoidentyfikacje i duma narodowa Polaków , komunikat z badań 2003. Niestety, nie przeprowadzono podobnych badań na poziomie regionalnym. Istnieje natomiast statystyka dotycząca miejsc, z którymi Polacy najchętniej się identyfikują i czują się związani. Z badań CBOS wynika, że co drugi Polak w pierwszej kolejności utożsamia się ze społecznością lokalną i miejscowością, w której mieszka. Na drugim miejscu znalazł się kraj, na trzecim – region. Świadczy to o braku poczucia wspólnoty regionalnej w Polsce; jednocześnie jednak silne więzi lokalne dają szansę na zbudowanie takiej wspólnoty. Tezę tę potwierdzają odpowiedzi respondentów na pytanie, z jakim terytorium czują się najbardziej związani w drugiej kolejności. Największa (34%) liczba ankietowanych wskazała tu region (krainę). Udział tych wskazań utrzymuje się na stałym poziomie od 2001 r. Rysunek 10. Z jakim miejscem Polacy czują się najbardziej związani? martyna_r10 Źródło: CBOS, Samoidentyfikacje i duma narodowa Polaków , komunikat z badań 2003. Istotnym elementem determinującym poziom kapitału społecznego jest dostęp do informacji, mierzony m.in. przez wskaźnik czytelnictwa prasy. Dzięki niemu można ponadto dogłębniej zbadać rozłożenie zainteresowania sprawami lokalnymi, regionalnymi i ogólnokrajowymi. Według danych Izby Prasy, w 2006 r. przeciętny Kowalski przeznaczał na lekturę prasy lokalnej i regionalnej o 10 minut mniej niż na gazety ogólnopolskie. Było to średnio 15 minut dziennie – najmniej ze wszystkich mediów (nieporównanie większą popularnością cieszą się telewizja, radio oraz internet, nie wiadomo natomiast, ile czasu w tych mediach statystyczny Polak poświęca sprawom lokalnym oraz regionalnym). Małe zainteresowanie sprawami lokalnymi wynika również ze studium Wolontariat, filantropia i jeden procent – raport z badań 2006 . Według opracowania, w 2006 r. zaledwie 5,7 proc. Polaków zetknęło się z jakąkolwiek wspólnotą lokalną (np. komitetem osiedlowym, radą dzielnicy, komitetem budowy drogi itp.). Jako przyczynę braku zaangażowania respondenci podawali najczęściej brak zainteresowania najbliższym otoczeniem oraz konieczność troski przede wszystkim o siebie i najbliższą rodzinę. Stoi to w jaskrawej sprzeczności z deklarowanym w badaniu CBOS poczuciem więzi ze społecznością lokalną. Ponownie obserwujemy więc deklaracje, za którymi nie idą czyny. Miara rezultatów kapitału społecznego – czyli o relacjach jednostka–instytucja i partycypacji w wyborach Rezultatami wysokiego poziomu kapitału społecznego są m.in. zaufanie do instytucji publicznych, a także wysoka frekwencja w wyborach i referendach – szczególnie lokalnych. Bardzo istotny jest również wskaźnik poczucia wpływu na sprawy lokalne, regionalne i krajowe. Według badań CBOS, większość Polaków uważa, że nie może wpłynąć na sprawy kraju. Przeciwne myśli jedynie 30 proc. respondentów. Niewiele większy procent Polaków charakteryzuje się poczuciem wpływu na sytuację w ich miastach. Ponad 58 proc. badanych uważa, że nie ma żadnej możliwości oddziaływania na to, co dzieje się w lokalnym otoczeniu. Rysunek 11. Poczucie wpływu na sprawy krajowe i lokalne martyna_r11 Źródło: Opracowanie własne na podstawie CBOS, Czy obywatele mają wpływ na sprawy publiczne? , komunikat z badań 2008. Z niewielkim poczuciem wpływu wiąże się niski poziom zaufania do władz lokalnych. Co czwarty Polak deklaruje do nich pełne lub duże zaufanie. W naturalny sposób przekłada się to na wskaźniki frekwencji wyborczej. Niezależnie od regionu frekwencja w wyborach lokalno-regionalnych zawsze osiągała poziom niższy niż w wyborach parlamentarnych i prezydenckich. Stoi to w sprzeczności z prezentowanymi wyżej badaniami o identyfikacji z lokalnym otoczeniem i poczuciu wpływu – wszak więcej Polaków uważa, że ma wpływ na to, co dzieje się w ich najbliższym otoczeniu, bardziej niż na sprawy kraju (choć można zaryzykować tu tezę, że Polacy chętniej uczestniczą w wyborach ogólnopolskich właśnie dlatego, że chcą mieć większy niż szacowany przez nich samych wpływ na sytuację w kraju). Do 2007 r. najwyższa frekwencja odnotowywana była niezmiennie w czasie wyborów prezydenckich, choć zmiana na stanowisku głowy państwa nie jest dla przeciętnego Polaka odczuwalna na co dzień – w przeciwieństwie do zmian np. w składzie rady miasta. Frekwencja w zeszłorocznych wyborach parlamentarnych zmieniła tę regułę, stanowiąc jednocześnie rekord frekwencyjny w wyborach od 1989 r. Więcej Polaków poszło do urn jedynie w 2003 r., w czasie referendum dotyczącego wstąpienia Polski do Unii Europejskiej (co potwierdza potoczne i, wydaje się, powszechne przekonanie o zdolności Polaków do mobilizacji wobec wydarzeń o wielkim znaczeniu dla ich kraju). Województwo pomorskie charakteryzuje jeden z wyższych wskaźników frekwencji w kraju. W czasie tzw. referendum europejskiego frekwencja w regionie osiągnęła najwyższy poziom w Polsce (prawie 63 proc.). Pomorzanie chętniej biorą udział w wyborach (zarówno prezydenckich, jak i parlamentarnych) niż mieszkańcy innych regionów. W przypadku wyborów regionalno-lokalnych pod względem frekwencji Pomorskie znalazło się na piątym miejscu. Co jednak ciekawe, oprócz mazowieckiego, w tej klasyfikacji nasz region wyprzedziły województwa lubelskie, podkarpackie i świętokrzyskie, a zatem regiony nieposiadające dużych ośrodków metropolitalnych (z reguły właśnie największe miasta charakteryzują się najwyższą frekwencją). Być może poczucie wspólnotowości i wpływu na lokalne otoczenie jest w takich regionach silniejsze, relatywnie wysoka frekwencja na Pomorzu jest natomiast wynikiem m.in. tradycyjnie większego niż w skali kraju obywatelskiego zaangażowania. Naturalnie, im wyższa frekwencja, tym większa legitymacja wybranych do rządzenia i tym sprawniejsze zarządzanie województwem, powiatem i gminą. Rysunek 12. Poziom zaufania do władz lokalnych martyna_r12 Źródło: CBOS, Ocena sytuacji i stosunek do władz lokalnych , komunikat z badań Warunki życiowe społeczeństwa polskiego: problemy i strategie , 2008. Rysunek 13. Frekwencja w wyborach parlamentarnych, samorządowych i prezydenckich w podziale na województwa martyna_r13 Źródło: Opracowanie własne na podstawie danych Państwowej Komisji Wyborczej. Kapitał społeczny to rozwój gospodarczy i sprawniejsze instytucje Już R. Putnam zauważył, że „zaawansowane ekonomicznie regiony wydają się mieć skuteczniejsze rządy jedynie dlatego, że są bardziej obywatelskie”. Nie jest przypadkiem, że najbardziej dynamicznie rozwijające się miasta cechuje najwyższy poziom wskaźników kapitału społecznego. Korelację między dobrobytem materialnym a kapitałem społecznym w krajach europejskich starano się udowodnić powyżej. Tu natomiast przedstawiono kolejny dowód na tę zależność, tym razem na przykładzie polskich miast (por. rysunek 14). Co ciekawe, zróżnicowanie między badanymi miastami przebiega na linii: bardziej „uspołeczniony” południowy wschód – bardziej indywidualistyczny północny zachód (co pozostaje w zgodności z cytowanymi powyżej badaniami zespołu P. Swianiewicza). Może to być wynikiem mocniejszego poczucia więzi w mniejszych społecznościach (małe miasta i tereny wiejskie na wschodzie kraju). Ponadto, wysoki wskaźnik kapitału społecznego w miastach Pomorza jest wynikiem m.in. obecności w regionie grup etnicznych – przede wszystkim Kaszubów – dla których charakterystyczna jest nie tylko silna integracja całej grupy, ale także zaangażowanie obywatelskie (co bezpośrednio przekłada się na wysoki poziom kapitału społecznego). Rysunek 14. Kapitał społeczny a dobrobyt materialny w przekroju 19 miast martyna_r14 Źródło: J. Czapiński, T. Panek, Diagnoza społeczna 2007. Województwo pomorskie w przedstawionych wyżej zestawieniach wypada pozytywnie. Gdynia i Gdańsk (obok Warszawy) zostały w „Diagnozie społecznej 2007” określone jako miasta o najwyższym poziomie kapitału społecznego. Pod względem frekwencji wyborczej i innych form partycypacji w życiu publicznym (np. członkostwo w organizacjach pozarządowych) województwo pomorskie plasuje się na czołowych miejscach w kraju. Jednakże w porównaniu z innymi krajami Europy, także tymi o podobnym poziomie rozwoju (Czechy, Węgry), zarówno województwo pomorskie, jak i cała Polska wypadają słabo. Kraj i region znajdują się na początku drogi prowadzącej do zbudowania wspólnoty. Coraz lepiej powodzi się poszczególnym jednostkom, ale na tym etapie nie są one skłonne do pracy dla dobra ogółu, koncentrując się na indywidualnym rozwoju oraz pogłębianiu własnego dobrobytu. Autorzy „Diagnozy społecznej 2007” nazywają ten etap fazą rozwoju molekularnego, który stoi w opozycji do rozwoju wspólnotowego. Polacy inwestują w kapitał ludzki, tj. we własne kompetencje (głównie wykształcenie), gdyż to decyduje o ich awansie społecznym. Dla przedsięwzięć wspólnotowych konieczny jest jednakże kapitał społeczny – jak starano się pokazać w powyższych akapitach, im wyższy jego poziom, tym szybszy rozwój danego miasta oraz regionu. Obecnie luka w kapitale społecznym uzupełniana jest wg autorów „Diagnozy społecznej 2007” przez wsparcie unijne oraz wspomniane powyżej inwestycje w rozwój jednostkowy. Wiedza i pieniądze (zwłaszcza gdy uświadomimy sobie ograniczoność tego drugiego zasobu) wydają się jednak niewystarczające dla budowania wspólnoty. Konieczna jest kultura współpracy i szacunek dla dobra publicznego. Prognozy wskazują, że w relatywnie krótkiej perspektywie odczujemy deficyt kapitału społecznego, przekładający się na zbyt wolne tempo rozwoju całego kraju i poszczególnych regionów, np. w postaci trudności w realizacji inwestycji publicznych (koronnym przykładem już dziś jest infrastruktura drogowa). Kluczowe dla dalszego rozwoju jest krzewienie wśród Polaków świadomości, że inwestycje w kapitał społeczny są nie tylko działaniem altruistycznym, ale po prostu się opłacają.

Skip to content