O autorze:
Z Ewą Kamińską , zastępcą prezydenta Gdańska rozmawia Leszek Szmidtke , dziennikarz PPG i Radia Gdańsk.
Leszek Szmidtke: – Raz na cztery lata macie prawo decydować, a pomiędzy wyborami nie wtrącajcie się – tak wielu samorządowców traktuje swoich mieszkańców. Trudno pogodzić takie podejście z integracją społeczną i braniem odpowiedzialności za swoje miasto lub gminę przez obywateli.
Polityka społeczna wymaga zgody nas wszystkich na jej określony kierunek.
Ewa Kamińska: O integracji społecznej można mówić tylko wtedy, gdy zna się potrzeby ludzi i ich plany na przyszłość. Jeżeli pyta się mieszkańców o zdanie tylko wtedy, gdy potrzebny jest ich głos, to nie ma prawdziwego integrowania, partycypacji, kształtowania życia gospodarczego, społecznego, kulturalnego. Polityka społeczna wymaga zgody nas wszystkich na jej określony kierunek. Władza samorządowa musi zrozumieć, że nie tworzy jej wydział spraw społecznych urzędu czy wydział edukacji, ale także wydział rozwoju gospodarczego czy spraw obywatelskich. Oczywiście decyduje prezydent, zarząd, ale składamy się na to wszyscy, także organizacje pozarządowe i mieszkańcy. Musi być porozumienie w tworzeniu tego kierunku, a także w późniejszej realizacji. I to nie tylko na szczeblu miasta czy gminy. Stworzyliśmy w naszym regionie Wojewódzką Strategię Polityki Społecznej. Niestety, jest to tzw. półkownik. Co z tego, że udało się taką wizję wypracować, skoro leży na półce .
L.S.: Żeby zbudować odpowiednią politykę, żeby integracja społeczna nie była tylko sloganem, samorządowcy i urzędnicy muszą mieć odpowiednią wiedzę. Skąd ją czerpiecie?
E.K.: Ze wszystkich możliwych źródeł. Począwszy od opracowań różnych mędrców, którzy piszą na te tematy, aż po wszelakie badania potrzeb społeczności. Tej wiedzy jest dużo. Kłopot polega na jej integracji z takim momentem rozwoju społecznego, w którym akurat jesteśmy. Trzeba też wybrać najwłaściwsze sposoby rozwiązywania problemów społecznych. To wymaga dużych kompetencji i mądrego rozdzielenia zadań. Nasza słabość jest najbardziej widoczna na tym ostatnim etapie. Dlatego na przykład Wojewódzka Strategia Polityki Społecznej leży na półce.
L.S.: Jesteśmy w krajowej czołówce, jeżeli zliczymy organizacje pozarządowe. Gdańsk oraz Gdynia są podawane jako przykłady dobrego ułożenia współpracy z trzecim sektorem. Przewrotnie można zapytać: czego trzeba więcej?
(…) zlecenie nie jest najważniejszą częścią współpracy. Ma to być partnerskie realizowanie tego, co najlepiej służy miastu i jego mieszkańcom.
Chyba największą przeszkodą w lepszej współpracy sektora niepublicznego i samorządów jest brak zaufania.
E.K.: Ale to nie jest zadowalające. Byliśmy pierwszą wspólnotą, która miała program współpracy samorządu z organizacjami pozarządowymi. Mieliśmy też „zaduszki organizacji pozarządowych”, czyli decyzję rady miasta o rezygnacji ze współpracy na rzecz dofinansowywania zadań zleconych tym organizacjom. To był wielki krok wstecz. Ale też wynikało to z chwalenia się tychże organizacji, że mogą wielkie problemy rozwiązywać samodzielnie, sprawniej i taniej. Tylko że takie zlecenie nie jest najważniejszą częścią współpracy. Ma to być partnerskie realizowanie tego, co najlepiej służy miastu i jego mieszkańcom. Każdy z partnerów wnosi swój majątek, swoje umiejętności, wiedzę. Nie mają być identyczni, mają być równi w traktowaniu swojego udziału. Często organizacje pozarządowe deklarują więcej niż są w stanie unieść. Intencje i motywacja są ważniejsze niż realne możliwości. Ale są również bariery. Wprawdzie zasobów i pieniędzy jest więcej, ale brakuje motywacji, bliskiej obecności przy ludziach i ich problemach. Chyba największą przeszkodą w lepszej współpracy sektora niepublicznego i samorządów jest brak zaufania. Skutkuje to licznymi i uciążliwymi kontrolami, jak organizacje pozarządowe wydają pieniądze i wywiązują się ze zleconych zadań. Jednocześnie słychać zarzuty, że dla administracji ważniejsze są biurokratyczne działania niż ludzkie potrzeby, że nie ma woli współdziałania, że zadzierają po prostu nosa .
L.S.: Dochodzimy do nieco banalnego wniosku, że ten brak zaufania wynika ze złego nastawienia, z braku rozmów, a nawet dobrej woli.
Nie to jest najważniejsze, że w radzie oświatowej jestem dyrektorem konkretnej szkoły, ale praca nad rozwiązaniem konkretnego problemu.
E.K.: Tak. I w budowaniu tego partnerstwa ma to olbrzymie znaczenie. Wiemy, że trzeba rozmawiać, wspólnie szukać rozwiązań, i tworzymy ciała, które mają się zajmować określonymi problemami. Są to jakieś rady, zespoły, gdzie członków dobiera się tak, by reprezentowali różne środowiska, instytucje, organizacje. Niestety, członkowie tych rad często zapominają, że powinni pracować na rzecz wspólnego dobra, a nie dbać o partykularne interesy. Nie to jest najważniejsze, że w radzie oświatowej jestem dyrektorem konkretnej szkoły, ale praca nad rozwiązaniem konkretnego problemu. Rada ma doradzać prezydentowi miasta w budowaniu potencjału wiedzy, żeby młodzi ludzie kończący szkoły w naszym mieście znajdowali pracę, mogli się uczyć dalej .
L.S.: Ale te postawy kształtuje w dużym stopniu polityka władz samorządowych. Prezydent poprzez konkretne rozwiązania w szkołach może budować lub tłamsić aktywność obywatelską i to poczucie wspólnoty.
Mamy jako społeczeństwo duży wpływ na decyzje podejmowane przez samorząd. Tylko że nie potrafimy tego mądrze wykorzystać.
E.K.: Chyba już skończyły się czasy, gdy z poziomu samorządu można było takie rzeczy blokować. Przez 20 lat byłam po drugiej stronie, razem z organizacjami pozarządowymi. Od niespełna roku spoglądam na wszystko z drugiej strony. Mamy jako społeczeństwo duży wpływ na decyzje podejmowane przez samorząd. Tylko że nie potrafimy tego mądrze wykorzystać. Doskonałym przykładem jest awantura z zerówkami. Proponowaliśmy, by wszystkie dzieci przedszkolne poszły do zerówek przy szkołach. 2/3 dzieci w Gdańsku uczęszcza do zerówek właśnie przy szkołach. Kiedy przedstawiliśmy nasze plany, to zorganizowała się tylko jedna grupa – przeciwników pomysłu. Byli to rodzicie dzieci pięcioletnich, którzy bardzo chcieli, by ich dzieci zostały w przedszkolach. Pozostała część rodziców, czyli większość, nie uczestniczyła w tej publicznej debacie. Nie było tam również rodziców dzieci, dla których nie ma w przedszkolach miejsc .
L.S.: Jakie z tego wypływają wnioski dla władz miasta
Wniosek podstawowy to nakłonienie wszystkich zainteresowanych do dyskusji. Jeżeli z radnymi spotkali się wyłącznie przeciwnicy pomysłu, to ich argumenty zwyciężyły!
E.K. Wniosek podstawowy to nakłonienie wszystkich zainteresowanych do dyskusji. Jeżeli z radnymi spotkali się wyłącznie przeciwnicy pomysłu, to ich argumenty zwyciężyły! Kolejny wniosek – możemy mieć wpływ na podejmowane decyzje, jeśli o to zadbamy. Jeżeli będziemy uczestniczyć w dyskusjach, jeżeli władzy przedstawimy nasze argumenty, to mamy dużą szansę na osiągnięcie celu. Tylko nie wierzymy, że to możliwe, i nie ufamy ani władzy, ani innym. Oczywiście najłatwiej się zorganizować przeciwko czemuś, a dużo trudniej, kiedy popieramy coś lub jesteśmy zadowoleni. Zerówki są tego doskonałym przykładem. Tu jest ogromne zadanie dla organizacji pozarządowych, które będąc tak zorganizowane jak w Gdańsku, czyli mając Radę Pożytku Publicznego, powinny dbać, by w różnych dyskusjach zbierać jak najszerszą reprezentację społeczną .
L.S.: Chyba jednak władze miasta nie zaangażowały się w wystarczający sposób, by przekonać niezadowolonych z pomysłu rodziców. Oni mieli swoje argumenty i nie akceptowali waszych propozycji.
Niestety, ale w niewielkim stopniu media są bezstronnymi uczestnikami dyskusji i też w zbyt małym stopniu uczestniczą w debatach publicznych, kształtują postawy i edukują.
E.K.: Nie wiem, czy jakiekolwiek argumenty były w stanie ich przekonać. To nie była dyskusja na argumenty, ale na emocje. Co ten urzędas będzie mi dyktował! Oczywiście były też nasze błędy. Chcieliśmy to przeprowadzić zbyt szybko. Tymczasem trzeba było uruchomić cały mechanizm konsultacji, w tym organizacje pozarządowe, i wydyskutować najlepsze rozwiązanie. To jest też olbrzymia rola mediów. Niestety, ale w niewielkim stopniu media są bezstronnymi uczestnikami dyskusji i też w zbyt małym stopniu uczestniczą w debatach publicznych, kształtują postawy i edukują .
L.S.: Bezdomnymi w Gdańsku w przeważającej większości zajmują się organizacje pozarządowe. Dlaczego w innych dziedzinach związanych z integracją społeczną nie ma takiej współpracy? Co stoi na przeszkodzie?
E.K.: To nie jest wina przeszkód, lecz kwestia czasu. Kiedy nastąpiło społeczne przebudzenie, problem bezdomności był najbardziej wstrząsający. Dlatego samorządy, organizacje pozarządowe czy po prostu ludzie najszybciej się do tego zabrali. Forum na Rzecz Wychodzenia z Bezdomności jest na Pomorzu pierwszym przypadkiem zjednoczenia niemal wszystkich sił do rozwiązania problemu społecznego. W dużym stopniu udało się go rozwiązać, chociaż nie całkowicie. Z bezdomnością na pewnym poziomie zawsze będziemy się spotykać, bo zawsze będą osoby wybierające taki sposób życia. W takich przypadkach programy wychodzenia z bezdomności są nieskuteczne. Cała reszta, czyli ludzie korzystający z podanej ręki, odnajdują się i wracają do życia zawodowego oraz społecznego. To nie jest łatwe i nie następuje szybko, ale jest możliwe.
L.S.: Skoro udaje się z bezdomnością, to dlaczego w innych przypadkach nie?
E.K.: Udaje się. Zaczynamy te skuteczne sposoby przenosić na inne sfery życia społecznego. Kończymy pracę nad pomocą środowiskową dla osób z kryzysami psychicznymi. Mamy dwa ogniwa: jedno to poradnie, a drugie to dwa środowiskowe domy. Podobnie przedstawia się problem osób z chorobą Alzheimera i dementywnymi zmianami. Pamiętajmy jednak, że na efekty wychodzenia z bezdomności, które teraz mogą być wzorcem, intensywnie pracowaliśmy 12 lat.
L.S.: Przedstawiciele organizacji pozarządowych zwracają uwagę, że skończył się czas, kiedy szybko rosła liczba nowych stowarzyszeń, gdy pojawiało się wielu nowych ludzi. Czy samorządy nie powinny też dbać, by nie brakowało nowych osób?
Nie jestem zwolennikiem lawinowego powstawania nowych organizacji pozarządowych w sensie prawnym (…) Opowiadam się za tworzeniem jak największej liczby (…) grup aktywnych obywateli skupiających się na problemach w lokalnym środowisku.
E.K.: Nie jestem zwolennikiem lawinowego powstawania nowych organizacji pozarządowych w sensie prawnym, czyli zarejestrowanych, ze statutami itp. Opowiadam się za tworzeniem jak największej liczby grup samopomocowych, grup aktywnych obywateli skupiających się na problemach w lokalnym środowisku. W Powiatowej Strategii na Rzecz Zatrudnienia i Spójności Społecznej uznaliśmy, że liderzy mocniejszych organizacji pozarządowych będą w lokalnych środowiskach tworzyć partnerstwa. Na tej zasadzie powstały porozumienia w kilku dzielnicach, między innymi we Wrzeszczu, Stogach, Oruni. Dojrzalsi liderzy działających tam organizacji gromadzą wokół siebie grupy aktywnych obywateli. Zajmują się czasami bardzo prostymi sprawami – uporządkowaniem jakiegoś terenu, zorganizowaniem zajęć osobom w podeszłym wieku czy znalezieniem im miejsce na spotkania. Miasto, czyli samorząd, ma wesprzeć powstające partnerstwa. Trzeba im pomóc w organizacji, sprawach technicznych czy też materialnie. Program został już przygotowany i mam nadzieję, że zdobędziemy na ten projekt środki z Unii Europejskiej.
Polityka społeczna wymaga zgody nas wszystkich na jej określony kierunek.Ewa Kamińska: O integracji społecznej można mówić tylko wtedy, gdy zna się potrzeby ludzi i ich plany na przyszłość. Jeżeli pyta się mieszkańców o zdanie tylko wtedy, gdy potrzebny jest ich głos, to nie ma prawdziwego integrowania, partycypacji, kształtowania życia gospodarczego, społecznego, kulturalnego. Polityka społeczna wymaga zgody nas wszystkich na jej określony kierunek. Władza samorządowa musi zrozumieć, że nie tworzy jej wydział spraw społecznych urzędu czy wydział edukacji, ale także wydział rozwoju gospodarczego czy spraw obywatelskich. Oczywiście decyduje prezydent, zarząd, ale składamy się na to wszyscy, także organizacje pozarządowe i mieszkańcy. Musi być porozumienie w tworzeniu tego kierunku, a także w późniejszej realizacji. I to nie tylko na szczeblu miasta czy gminy. Stworzyliśmy w naszym regionie Wojewódzką Strategię Polityki Społecznej. Niestety, jest to tzw. półkownik. Co z tego, że udało się taką wizję wypracować, skoro leży na półce . L.S.: Żeby zbudować odpowiednią politykę, żeby integracja społeczna nie była tylko sloganem, samorządowcy i urzędnicy muszą mieć odpowiednią wiedzę. Skąd ją czerpiecie? E.K.: Ze wszystkich możliwych źródeł. Począwszy od opracowań różnych mędrców, którzy piszą na te tematy, aż po wszelakie badania potrzeb społeczności. Tej wiedzy jest dużo. Kłopot polega na jej integracji z takim momentem rozwoju społecznego, w którym akurat jesteśmy. Trzeba też wybrać najwłaściwsze sposoby rozwiązywania problemów społecznych. To wymaga dużych kompetencji i mądrego rozdzielenia zadań. Nasza słabość jest najbardziej widoczna na tym ostatnim etapie. Dlatego na przykład Wojewódzka Strategia Polityki Społecznej leży na półce. L.S.: Jesteśmy w krajowej czołówce, jeżeli zliczymy organizacje pozarządowe. Gdańsk oraz Gdynia są podawane jako przykłady dobrego ułożenia współpracy z trzecim sektorem. Przewrotnie można zapytać: czego trzeba więcej?
(…) zlecenie nie jest najważniejszą częścią współpracy. Ma to być partnerskie realizowanie tego, co najlepiej służy miastu i jego mieszkańcom. Chyba największą przeszkodą w lepszej współpracy sektora niepublicznego i samorządów jest brak zaufania.E.K.: Ale to nie jest zadowalające. Byliśmy pierwszą wspólnotą, która miała program współpracy samorządu z organizacjami pozarządowymi. Mieliśmy też „zaduszki organizacji pozarządowych”, czyli decyzję rady miasta o rezygnacji ze współpracy na rzecz dofinansowywania zadań zleconych tym organizacjom. To był wielki krok wstecz. Ale też wynikało to z chwalenia się tychże organizacji, że mogą wielkie problemy rozwiązywać samodzielnie, sprawniej i taniej. Tylko że takie zlecenie nie jest najważniejszą częścią współpracy. Ma to być partnerskie realizowanie tego, co najlepiej służy miastu i jego mieszkańcom. Każdy z partnerów wnosi swój majątek, swoje umiejętności, wiedzę. Nie mają być identyczni, mają być równi w traktowaniu swojego udziału. Często organizacje pozarządowe deklarują więcej niż są w stanie unieść. Intencje i motywacja są ważniejsze niż realne możliwości. Ale są również bariery. Wprawdzie zasobów i pieniędzy jest więcej, ale brakuje motywacji, bliskiej obecności przy ludziach i ich problemach. Chyba największą przeszkodą w lepszej współpracy sektora niepublicznego i samorządów jest brak zaufania. Skutkuje to licznymi i uciążliwymi kontrolami, jak organizacje pozarządowe wydają pieniądze i wywiązują się ze zleconych zadań. Jednocześnie słychać zarzuty, że dla administracji ważniejsze są biurokratyczne działania niż ludzkie potrzeby, że nie ma woli współdziałania, że zadzierają po prostu nosa . L.S.: Dochodzimy do nieco banalnego wniosku, że ten brak zaufania wynika ze złego nastawienia, z braku rozmów, a nawet dobrej woli.
Nie to jest najważniejsze, że w radzie oświatowej jestem dyrektorem konkretnej szkoły, ale praca nad rozwiązaniem konkretnego problemu.E.K.: Tak. I w budowaniu tego partnerstwa ma to olbrzymie znaczenie. Wiemy, że trzeba rozmawiać, wspólnie szukać rozwiązań, i tworzymy ciała, które mają się zajmować określonymi problemami. Są to jakieś rady, zespoły, gdzie członków dobiera się tak, by reprezentowali różne środowiska, instytucje, organizacje. Niestety, członkowie tych rad często zapominają, że powinni pracować na rzecz wspólnego dobra, a nie dbać o partykularne interesy. Nie to jest najważniejsze, że w radzie oświatowej jestem dyrektorem konkretnej szkoły, ale praca nad rozwiązaniem konkretnego problemu. Rada ma doradzać prezydentowi miasta w budowaniu potencjału wiedzy, żeby młodzi ludzie kończący szkoły w naszym mieście znajdowali pracę, mogli się uczyć dalej . L.S.: Ale te postawy kształtuje w dużym stopniu polityka władz samorządowych. Prezydent poprzez konkretne rozwiązania w szkołach może budować lub tłamsić aktywność obywatelską i to poczucie wspólnoty.
Mamy jako społeczeństwo duży wpływ na decyzje podejmowane przez samorząd. Tylko że nie potrafimy tego mądrze wykorzystać.E.K.: Chyba już skończyły się czasy, gdy z poziomu samorządu można było takie rzeczy blokować. Przez 20 lat byłam po drugiej stronie, razem z organizacjami pozarządowymi. Od niespełna roku spoglądam na wszystko z drugiej strony. Mamy jako społeczeństwo duży wpływ na decyzje podejmowane przez samorząd. Tylko że nie potrafimy tego mądrze wykorzystać. Doskonałym przykładem jest awantura z zerówkami. Proponowaliśmy, by wszystkie dzieci przedszkolne poszły do zerówek przy szkołach. 2/3 dzieci w Gdańsku uczęszcza do zerówek właśnie przy szkołach. Kiedy przedstawiliśmy nasze plany, to zorganizowała się tylko jedna grupa – przeciwników pomysłu. Byli to rodzicie dzieci pięcioletnich, którzy bardzo chcieli, by ich dzieci zostały w przedszkolach. Pozostała część rodziców, czyli większość, nie uczestniczyła w tej publicznej debacie. Nie było tam również rodziców dzieci, dla których nie ma w przedszkolach miejsc . L.S.: Jakie z tego wypływają wnioski dla władz miasta
Wniosek podstawowy to nakłonienie wszystkich zainteresowanych do dyskusji. Jeżeli z radnymi spotkali się wyłącznie przeciwnicy pomysłu, to ich argumenty zwyciężyły!E.K. Wniosek podstawowy to nakłonienie wszystkich zainteresowanych do dyskusji. Jeżeli z radnymi spotkali się wyłącznie przeciwnicy pomysłu, to ich argumenty zwyciężyły! Kolejny wniosek – możemy mieć wpływ na podejmowane decyzje, jeśli o to zadbamy. Jeżeli będziemy uczestniczyć w dyskusjach, jeżeli władzy przedstawimy nasze argumenty, to mamy dużą szansę na osiągnięcie celu. Tylko nie wierzymy, że to możliwe, i nie ufamy ani władzy, ani innym. Oczywiście najłatwiej się zorganizować przeciwko czemuś, a dużo trudniej, kiedy popieramy coś lub jesteśmy zadowoleni. Zerówki są tego doskonałym przykładem. Tu jest ogromne zadanie dla organizacji pozarządowych, które będąc tak zorganizowane jak w Gdańsku, czyli mając Radę Pożytku Publicznego, powinny dbać, by w różnych dyskusjach zbierać jak najszerszą reprezentację społeczną . L.S.: Chyba jednak władze miasta nie zaangażowały się w wystarczający sposób, by przekonać niezadowolonych z pomysłu rodziców. Oni mieli swoje argumenty i nie akceptowali waszych propozycji.
Niestety, ale w niewielkim stopniu media są bezstronnymi uczestnikami dyskusji i też w zbyt małym stopniu uczestniczą w debatach publicznych, kształtują postawy i edukują.E.K.: Nie wiem, czy jakiekolwiek argumenty były w stanie ich przekonać. To nie była dyskusja na argumenty, ale na emocje. Co ten urzędas będzie mi dyktował! Oczywiście były też nasze błędy. Chcieliśmy to przeprowadzić zbyt szybko. Tymczasem trzeba było uruchomić cały mechanizm konsultacji, w tym organizacje pozarządowe, i wydyskutować najlepsze rozwiązanie. To jest też olbrzymia rola mediów. Niestety, ale w niewielkim stopniu media są bezstronnymi uczestnikami dyskusji i też w zbyt małym stopniu uczestniczą w debatach publicznych, kształtują postawy i edukują . L.S.: Bezdomnymi w Gdańsku w przeważającej większości zajmują się organizacje pozarządowe. Dlaczego w innych dziedzinach związanych z integracją społeczną nie ma takiej współpracy? Co stoi na przeszkodzie? E.K.: To nie jest wina przeszkód, lecz kwestia czasu. Kiedy nastąpiło społeczne przebudzenie, problem bezdomności był najbardziej wstrząsający. Dlatego samorządy, organizacje pozarządowe czy po prostu ludzie najszybciej się do tego zabrali. Forum na Rzecz Wychodzenia z Bezdomności jest na Pomorzu pierwszym przypadkiem zjednoczenia niemal wszystkich sił do rozwiązania problemu społecznego. W dużym stopniu udało się go rozwiązać, chociaż nie całkowicie. Z bezdomnością na pewnym poziomie zawsze będziemy się spotykać, bo zawsze będą osoby wybierające taki sposób życia. W takich przypadkach programy wychodzenia z bezdomności są nieskuteczne. Cała reszta, czyli ludzie korzystający z podanej ręki, odnajdują się i wracają do życia zawodowego oraz społecznego. To nie jest łatwe i nie następuje szybko, ale jest możliwe. L.S.: Skoro udaje się z bezdomnością, to dlaczego w innych przypadkach nie? E.K.: Udaje się. Zaczynamy te skuteczne sposoby przenosić na inne sfery życia społecznego. Kończymy pracę nad pomocą środowiskową dla osób z kryzysami psychicznymi. Mamy dwa ogniwa: jedno to poradnie, a drugie to dwa środowiskowe domy. Podobnie przedstawia się problem osób z chorobą Alzheimera i dementywnymi zmianami. Pamiętajmy jednak, że na efekty wychodzenia z bezdomności, które teraz mogą być wzorcem, intensywnie pracowaliśmy 12 lat. L.S.: Przedstawiciele organizacji pozarządowych zwracają uwagę, że skończył się czas, kiedy szybko rosła liczba nowych stowarzyszeń, gdy pojawiało się wielu nowych ludzi. Czy samorządy nie powinny też dbać, by nie brakowało nowych osób?
Nie jestem zwolennikiem lawinowego powstawania nowych organizacji pozarządowych w sensie prawnym (…) Opowiadam się za tworzeniem jak największej liczby (…) grup aktywnych obywateli skupiających się na problemach w lokalnym środowisku.E.K.: Nie jestem zwolennikiem lawinowego powstawania nowych organizacji pozarządowych w sensie prawnym, czyli zarejestrowanych, ze statutami itp. Opowiadam się za tworzeniem jak największej liczby grup samopomocowych, grup aktywnych obywateli skupiających się na problemach w lokalnym środowisku. W Powiatowej Strategii na Rzecz Zatrudnienia i Spójności Społecznej uznaliśmy, że liderzy mocniejszych organizacji pozarządowych będą w lokalnych środowiskach tworzyć partnerstwa. Na tej zasadzie powstały porozumienia w kilku dzielnicach, między innymi we Wrzeszczu, Stogach, Oruni. Dojrzalsi liderzy działających tam organizacji gromadzą wokół siebie grupy aktywnych obywateli. Zajmują się czasami bardzo prostymi sprawami – uporządkowaniem jakiegoś terenu, zorganizowaniem zajęć osobom w podeszłym wieku czy znalezieniem im miejsce na spotkania. Miasto, czyli samorząd, ma wesprzeć powstające partnerstwa. Trzeba im pomóc w organizacji, sprawach technicznych czy też materialnie. Program został już przygotowany i mam nadzieję, że zdobędziemy na ten projekt środki z Unii Europejskiej.