Doktor nauk ekonomicznych, współzałożyciel, wieloletni Prezes, a obecnie Przewodniczący Rady Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową, inicjator Kongresu Obywatelskiego. Promotor publicznej refleksji i debaty nad tożsamością i wspólnotowością Polaków. Współtwórca polskiej myśli transformacyjnej dotyczącej gospodarki. Autor wielu opracowań na temat kulturowych przesłanek i uwarunkowań rozwoju. Wydawca serii wydawniczej „Wolność i Solidarność” (od 2005). W latach 80. zaangażowany w gdańskiej „Solidarności”, w stanie wojennym współpracował z podziemiem. Absolwent Uniwersytetu Gdańskiego.
O autorze:
Od zarania dziejów logika rozwoju cywilizacji ludzkiej opiera się na paradygmacie podboju i dominacji. Przez tysiące lat zasadę tę stosowaliśmy na wszystkich polach działania (a tak naprawdę eksploatacji) – w odniesieniu zarówno do Ziemi i jej zasobów, środowiska roślin i zwierząt, jak i wobec innych ludzi. Dopóki wszystkie te pokłady potencjałów wydawały się być nieograniczone, pionierskie podejście triumfowało.
Dziś jednak rozwój technologiczny osiągnął taki poziom, że umożliwił eksploatację planety ponad możliwości jej regeneracji. Jeśli prawie 8‑miliardowa populacja będzie dalej powszechnie stosowała strategię podboju i dominacji (mając do dyspozycji dostępne już dziś technologie), to naszą planetę czeka zapaść, a ludzkość – zagłada.
Aby przetrwać, musimy zmienić filozofię rozwoju i zaakceptować naszą współzależność. Poszerzyć naszą tożsamość zarówno o perspektywę innych ludzi, jak i o wrażliwość na Ziemię, jej zasoby i przyrodę.
Od zarania dziejów logika rozwoju cywilizacji ludzkiej opiera się na paradygmacie podboju i dominacji. Stosując go dalej, naszą planetę czeka zapaść, a ludzkość – zagłada. Aby przetrwać, musimy poszerzyć naszą tożsamość zarówno o perspektywę innych ludzi, jak i o wrażliwość na Ziemię, jej zasoby i przyrodę.
Europa – szansa na przełom
Na poziomie publicznym Europejski Zielony Ład jest chyba pierwszą poważną próbą zmierzenia się z wyzwaniem zaburzonych relacji: człowiek – środowisko naturalne, na tak znaczącą skalę. Komisja Europejska – przy poparciu większości państw UE – jest zdeterminowana, by wykuć nowy paradygmat rozwoju, przekształcający tę kolebkę cywilizacji ludzkiej i wciąż jeden z głównych ośrodków globalnego rozwoju gospodarczego, w przestrzeń neutralną klimatycznie i środowiskowo. Wszyscy kluczowi europejscy gracze wyrazili swoje pełne poparcie i trwałe zaangażowanie w jego wdrożenie, a pandemia COVID‑19 wręcz wzmocniła chęć porzucenia tego, co było i budowy czegoś nowego – lepszego.
Polska – w szpicy czy w ogonie?
Polska po 1989 r. dokonała niespotykanej na skalę światową transformacji kraju postkomunistycznego, awansując do grona państw wysoko rozwiniętych. Czy i tym razem staniemy w awangardzie cywilizacyjnej transformacji? Czy też będziemy ciągnąć się w ogonie rozwiniętego świata, stosując taktykę ciągłego blokowania i odwlekania zmian?
Wydaje się, że jako obywatele jesteśmy gotowi na dokonanie skoku naprzód – na podjęcie wzmożonego wysiłku kolejnej cywilizacyjnej transformacji. Za dobrą monetę można choćby wziąć fakt, iż w 2020 r. – z własnej kieszeni – wydaliśmy 5 mld zł na przydomową fotowoltaikę. To praktycznie tyle, ile w tym samym czasie na wszystkie inwestycje w moce wytwórcze przeznaczyły największe polskie koncerny energetyczne razem wzięte. Nam – obywatelom wystarczy stworzyć dobre ramy, a sami rzucamy się do przeprowadzenia zmian. Tkwią w nas potężne zasoby indywidualnej przedsiębiorczości – zdolności do praktycznego działania. Wyjątkowo dobrze pasujemy do idei prosumentyzmu.
Wyzwanie zbiorowego zorganizowania się
Od lat naszą, polską największą bolączką jest słaba zdolność do zbiorowego zorganizowania się. Tak, by suma naszych pojedynczych wysiłków nie znosiła się, lecz wzajemnie wzmacniała. Tymczasem zielona transformacja, ale także cyfryzacja, starzenie się społeczeństwa, budowa spójności społecznej czy potrzeba zapewnienia bezpieczeństwa zdrowotnego – wymagają od nas właśnie zdolności do myślenia i działania zbiorowego.
Zielona transformacja, ale także cyfryzacja, starzenie się społeczeństwa, budowa spójności społecznej czy potrzeba zapewnienia bezpieczeństwa zdrowotnego – wymagają od nas zdolności do myślenia i działania zbiorowego.
Sprostanie wyzwaniom ekologiczno‑klimatycznym i budowa Zielonego Ładu nie obejdą się bez działań zarówno ręki publicznej, jak i prywatnej. By dokonać tej wielkiej zmiany społeczno‑gospodarczej potrzebne są zarówno odpowiednie regulacje i bodźce ekonomiczne, jak i powszechna zmiana świadomości, sposobu myślenia i masowych zachowań.
Kluczowa rola samorządów
Na jakim szczeblu szansa na integrowanie różnych polityk publicznych (horyzontalność) oraz sprzężenie ich z oddolną energią i działaniami samych obywateli jest największa? Wydaje się, że odpowiedź jest klarowna – to poziom lokalny i regionalny.
To na poziomie lokalnym i regionalnym szansa na integrowanie różnych polityk publicznych oraz sprzężenie ich z oddolną energią i działaniami samych obywateli jest największa.
To samorządy mają więc w tym kontekście kluczową rolę do odegrania. To właśnie tu, w miejscach naszego zamieszkania, pracy i wypoczynku, dominuje myślenie praktyczne i gospodarskie, co od lat widać nie tylko w strategiach, lecz przede wszystkim – w konkretnych działaniach. Kultura kooperacji, współdziałania i współrozwoju w dużym stopniu już się wytworzyła (szczególnie u nas, na Pomorzu), jest na czym dalej budować. Nie ma też strachu przed patrzeniem w przyszłość z otwartą przyłbicą oraz stawianiem na modernizację w najnowocześniejszym wydaniu.
Dziejowa szansa
30 lat skutecznej transformacji to nasze wielkie dokonanie, ale zarazem i zobowiązanie. W wymiarze indywidualnym osiągnęliśmy już wiele, ale to jedynie połowa sukcesu. Czy przez kolejne 30 lat uda nam się „wygrać” również wymiar zbiorowy?
Globalna zmiana paradygmatu funkcjonowania i pozycja Europy, która może stać się katalizatorem transformacji obejmującej całą naszą planetę, dają nam dziś dziejową szansę. Czy ponownie – w sposób oddolny – uda nam się pchnąć Polskę na lepsze tory?
Artykuł ukazał się w regionalnym thinkletterze „Idee dla Pomorza” nr 3/2020. Kompletne wydanie w postaci pliku pdf można pobrać tutaj.O autorze:
Zbliżona wersja niniejszego tekstu ukazała się w magazynie „Rejsy” Dziennika Bałtyckiego w dniu 24 kwietnia 2020 r.
Jak za mniej zrobić więcej? Takie pytanie stoi dziś przede wszystkim przed władzami samorządowymi, ale także właściwie przed każdym z nas. Jeszcze nie osiągnęliśmy przełomu w walce z epidemią, a kryzys gospodarczy dopiero się zaczyna. Widać już jednak, że musimy nastawić się raczej na długi marsz, niż na jakieś odbicie i szybki powrót do „normalności”. Powoli dociera do nas również to, że tamtej „normalności” (sprzed dosłownie kilku miesięcy) już nie będzie.
Przyjmując to, co jest (bo tego nie zmienimy), musimy szeroko otworzyć nasze źródła energii i kreatywności, by stworzyć nową przyszłość, by „normalność” zdefiniować na nowo. Zacząć powinniśmy od refleksji, jakie mamy zasoby i czego rzeczywiście potrzebujemy do życia. W jakich warunkach – nazwijmy to ogólnie kulturowo‑organizacyjnych – możliwe będzie zarówno zapewnienie sobie lepszej odporności na wszelkie zakłócenia i szoki zewnętrzne, jak i stworzenie możliwości rozwoju mimo ograniczonych zasobów¹.
Powoli dociera do nas, że tamtej „normalności” (sprzed dosłownie kilku miesięcy) już nie będzie. Przyjmując to, co jest (bo tego nie zmienimy), musimy otworzyć nasze źródła energii i kreatywności, by stworzyć nową przyszłość, by „normalność” zdefiniować na nowo.
Trójmiasto i Pomorze są szczególne. Czterdzieści lat temu były kolebką „Solidarności” – największego ruchu społecznego XX wieku na świecie. W ostatnich latach dla całej Polski stanowiły zaś wzór takiej przestrzeni rozwoju, w której systematycznie dokonuje się postęp na drodze do syntezy indywidualnej wolności ze zdolnością do myślenia i działania zbiorowego, gdzie dźwignią rozwojową staje się kultura dialogu i współpracy, gdzie władze samorządowe starają się rozwiązywać problemy rozwojowe nie ponad społeczeństwem, ani nawet dla społeczeństwa, ale RAZEM ze społeczeństwem.
Teraz, w czasie pandemii, ten rysujący się nowy model rozwojowy stał się oczywistą koniecznością. Środków będzie mniej, a wyzwania będą trudniejsze, bardziej złożone. Pandemia w żaden sposób nie uchyla wyzwań klimatyczno‑ekologicznych, demograficznych czy technologicznych. Co więcej, wydaje się, że ryzyka pandemiczne (nawet jeśli zaczną nam towarzyszyć w sposób stały), dla naszego przetrwania są mimo wszystko mniej fundamentalne niż wyzwania klimatyczno‑środowiskowe. Musimy się liczyć z różnymi wstrząsami i zagrożeniami – wichurami, suszami, nawalnymi deszczami, zanieczyszczeniami Bałtyku, nowymi pandemiami itd.
W Trójmieście i na Pomorzu od lat dokonuje się systematyczny postęp na drodze do syntezy indywidualnej wolności ze zdolnością do myślenia i działania zbiorowego, gdzie dźwignią rozwojową staje się kultura dialogu i współpracy. Teraz, w czasie pandemii, ten rysujący się nowy model rozwojowy stał się oczywistą koniecznością.
Potrzebne jest stworzenie regionalnego SYSTEMU ODPORNOŚCIOWO-ROZWOJOWEGO we współpracy z powiatami i gminami. Jednocześnie musimy zachować zdolność do konkurowania i rozwoju, ale już w nieco innej filozofii niż dotychczas. Teraz czeka nas nowa wielka transformacja, której kamieniem węgielnym nie będzie już jedynie indywidualny sukces, ale budowa całych ekosystemów rozwoju opartych na nieco innej filozofii życia i pracy, na tworzeniu produkcyjnych obiegów zamkniętych oszczędzających zasoby nasze i naszej planety, na skracaniu łańcucha dostaw (produkcja bardziej lokalna) oraz na budowie zbiorowej odporności (resilience) wobec zagrożeń związanych z pandemiami czy skutkami zmian klimatyczno‑środowiskowych. Jesteśmy na Pomorzu w sposób szczególny predestynowani do tego, żeby zjednoczyć się na rzecz czegoś, a nie przeciw czemuś – w tym wypadku – dla budowy odporności naszej wspólnoty i tworzenia silnych (nieco innych niż dotychczas) podstaw dalszego rozwoju naszej konkurencyjności.
Co to wszystko oznacza dla naszego trójmiejskiego i pomorskiego ZORGANIZOWANIA SIĘ? Oto najważniejsze zmiany, których musimy dokonać:
Powoli dociera do nas, że tamtej „normalności” (sprzed dosłownie kilku miesięcy) już nie będzie. Przyjmując to, co jest (bo tego nie zmienimy), musimy otworzyć nasze źródła energii i kreatywności, by stworzyć nową przyszłość, by „normalność” zdefiniować na nowo.
W Trójmieście i na Pomorzu od lat dokonuje się systematyczny postęp na drodze do syntezy indywidualnej wolności ze zdolnością do myślenia i działania zbiorowego, gdzie dźwignią rozwojową staje się kultura dialogu i współpracy. Teraz, w czasie pandemii, ten rysujący się nowy model rozwojowy stał się oczywistą koniecznością.
1. KONIEC Z PODZIAŁEM NA WŁADZĘ I SPOŁECZEŃSTWO.
Władza samorządowa tylko razem ze społeczeństwem może rozwiązywać najważniejsze problemy. I tu nie chodzi o to, że przedstawiciele społeczeństwa pomogą uszlachetnić politykę władz samorządowych. Nie! Tu chodzi o synergię realnych masowych zachowań społecznych z tym, co robi (w sensie regulacyjnym i inwestycyjnym) władza samorządowa. Już teraz znajdziemy takie przykłady – rozproszoną obywatelską energetykę, małą obywatelską retencję wodną, segregację odpadów i ich powtórne wykorzystywanie, redukcję marnotrawstwa żywności, czy ostatnio – zjawisko masowej samopomocy i samoorganizacji w okresie pandemii. Obszarów takich synergii mogłoby być jednak zdecydowanie więcej – kompasem powinna być idea prosumenckiego Pomorza, czyli łączenia roli producenta i konsumenta. Polityka publiczna i środki publiczne dziś już nie wystarczą. Musimy stworzyć całościowy mechanizm obronno‑rozwojowy, integrujący politykę publiczną z milionami polityk prywatnych i rodzinnych i przekładający ją na codzienną praktykę działania. Tradycyjna polityka będzie dalej tracić na znaczeniu, coraz większe znaczenie dla polityk publicznych będą miały faktyczne zachowania konsumenckie, życiowe i polityczne obywateli.
Władza samorządowa tylko razem ze społeczeństwem może rozwiązywać najważniejsze problemy. I tu nie chodzi o to, że przedstawiciele społeczeństwa pomogą uszlachetnić politykę władz samorządowych. Nie! Tu chodzi o synergię realnych masowych zachowań społecznych z tym, co robi władza samorządowa.
2. KONIEC Z PODZIAŁEM NA SEKTORY.
Podział na sektory jest marnowaniem naszych zasobów, inwencji, talentów i energii. Zdolność do rozwiązywania problemów będzie wymagała wyjścia z logiki wąskiego patrzenia przez pryzmat: biznesu, nauki, edukacji, administracji czy kultury. Wszyscy musimy wyjść ze swych silosów sektorowych i nauczyć się myśleć i działać w kategoriach wspólnych interesów (dóbr wspólnych). Musimy zrozumieć, że wszystkie sektory są współzależne, a podejmowanie współpracy jest konieczne nawet wówczas, gdy efekty są niepewne, a rozkład korzyści niedodefiniowany. Biznes „nie robi łaski” myśląc w kategoriach społecznych, nauka działając w kategoriach rozwiązywania problemów i wyzwań rozwojowych, a administracja dbając o wygodę i bezpieczeństwo mieszkańców czy obywateli. Tylko horyzontalny system komunikacji, współpracy, współodpowiedzialności może dać nam siłę, mądrość i efektywność, której potrzebujemy. Szybko zresztą zobaczymy, że myślenie horyzontalne jest po prostu opłacalne dla nas wszystkich. Myślenie biznesu w kategoriach społecznych pokazuje swoją opłacalność w wymiarze ekonomicznym, nauka bez ścisłej więzi z otoczeniem oligarchizuje się i zamiera, a społeczeństwo nie zaspokoi swoich potrzeb pomijając rachunek biznesowy.
Dużo mówi się o tym, że pandemia spowoduje deglobalizację w przemyśle, ale deglobalizacja może dotknąć również sektora usług. Dotyczy to tzw. centrów usług wspólnych dla biznesu. Tu rodzi się dla Polski i dla Pomorza nowa szansa. W Indiach, które są liderem tego sektora zdecydowanie trudniej zapewnić warunki do pracy zdalnej niż w Polsce (wydajność infrastruktury telekomunikacyjnej, warunki mieszkalne itp.) . Wykorzystanie przez nas tej szansy nie będzie jednak możliwe bez ścisłej współpracy biznesu i uczelni na rzecz przyciągnięcia wyższego, projektowego segmentu tych usług.
3. KONIEC Z DOMINACJĄ I EKSPLOATACJĄ. ROZPOCZYNAMY ERĘ PARTNERSTWA WE WSPÓLNOTOWOŚCI.
Kiedy przestawimy się z logiki dominacji na logikę współpracy i partnerstwa, szybko zobaczymy, ile środków dotychczas marnowaliśmy. Trochę rozpieściły i zdemoralizowały nas środki unijne, które często pozwalały nam pozorować współpracę i działać nieefektywnie. Wobec sytuacji niszczącej eksploatacji zasobów czy destrukcyjnej rywalizacji nastawionej na zniszczenie konkurenta, a nie budowanie sytuacji „win‑win”, nie mamy jednak zewnętrznego usprawiedliwienia. Zmiana reguł gry zależy od nas samych, naszej świadomości, a właściwie – uświadomienia sobie jak bardzo jesteśmy współzależni.
Jaki jest zatem warunek wstępny stworzenia Pomorskiego Systemu Odpornościowo‑Rozwojowego? Uświadomienie sobie, że naprawdę jesteśmy współzależni. Że wirus gospodarczy, pandemiczny czy klimatyczny nie wybiera i będzie dotykał nas wszystkich.Potrzebujemy więc takiego miejsca komunikacji i (po)rozumienia, gdzie wszyscy będziemy mogli się regularnie spotykać, dyskutować i uspójniać nasze myślenie. Potrzebujemy takiej stałej pomorskiej międzysektorowej agory komunikacyjnej – między władzą a społeczeństwem, między „srebrnym” a młodym pokoleniem, między Pomorzem lokalnym a metropolitalnym, między tymi, którzy myślą raczej liberalnie, a tymi, którzy wyznają wartości konserwatywne. Właśnie taką agorę „debaty pisanej” (na szczeblu ogólnokrajowym) tworzymy od 2016 r. w ramach thinklettera Kongresu Obywatelskiego „Idee dla Polski”, który poruszając zróżnicowane tematy społeczne, gospodarcze i kulturowe wyznacza sobie za cel nakierowanie czytelników na holistyczne zrozumienie rzeczywistości, w której żyjemy. Jego fundamentalną cechą jest również dbałość o język, który nikogo nie wyklucza – zgodnie z zasadami etyki słowa: mówienia prawdy, mówienia jasno i empatycznie. W związku z obecną sytuacją epidemii, która wstrzymuje możliwość fizycznych spotkań w ramach Pomorskich Kongresów Obywatelskich (organizowanych od ponad 10 lat), proponujemy stworzenie podobnej przestrzeni „debaty pisanej” o wymiarze regionalnym: thinklettera „Idee dla Pomorza”. Będzie to przestrzeń resetu myślowego i stymulowania Pomorskiego Systemu Odpornościowo‑Rozwojowego. W pierwszej kolejności zaprosiliśmy do współpracy naturalnych partnerów takiej inicjatywy tj. Urząd Marszałkowski Województwa Pomorskiego oraz Miasto Gdańsk. Za pośrednictwem tego artykułu zapraszamy do współpracy wszystkich zainteresowanych: osoby, organizacje i przedsiębiorstwa podzielające tę wizję! W szczególności zależy nam na identyfikowaniu i pokazywaniu pozytywnych przykładów „na styku” rożnych sektorów, logik i zasobów oraz inspirowaniu do tworzenia różnych „hubów”, „przegubów”, „pomostów” między światami, które dotychczas ze sobą nie współpracowały. Twarde realia będą nas popychały w tym kierunku.Uświadommy sobie naprawdę, że jesteśmy współzależni. Że wirus gospodarczy, pandemiczny czy klimatyczny nie wybiera i będzie dotykał nas wszystkich.
¹ Pomijam tutaj kryzys polityczny związany z wyborami prezydenckimi, który może mieć kluczowe znaczenie i którego skutki mogą ograniczyć pole realizacji przedstawionej tutaj wizji.
O autorze:
Niniejszy tekst ukazał się w „Magazynie DGP” w dniu 21 lutego 2020 r.
Od dawna chciałem to powiedzieć lub napisać, lecz niechęć do prowadzenia polemik – zwłaszcza publicznie – powstrzymywała mnie od tego. Do zabrania głosu skłonił mnie jednak prof. Andrzej Szahaj artykułem „Liberalizm, lewica, dialog” (Magazyn DGP, nr 31 z 14 lutego 2020 r.)*, który świadczy o tym, że wciąż nie rozumiemy źródeł takiego, a nie innego kierunku polskiej transformacji. Chcę przy okazji pogratulować toruńskiemu profesorowi: bo „wygrał” z prof. Marcinem Królem, po którego wyznaniu w 2014 r., że „byliśmy głupi”, najbliżej byłem wejścia w publiczną polemikę. Dla zrozumienia naszej transformacji najważniejsza jest odpowiedź na pytanie o to, kto dokonał wyboru jej kierunku? Czy narzucili ją nam promotorzy wolnego rynku: Hayek i Friedman? Czy wybór ten dokonał się, bo tacy intelektualiści, jak prof. Król byli wtedy „głupi”? Dlaczego prof. Ryszard Bugaj czy prof. Tadeusz Kowalik, dysponujący koncepcjami socjaldemokratycznymi oraz Unią Pracy, mieli wówczas marginalny wpływ na masową wyobraźnię? Prof. Szahaj dziwi się, że u progu transformacji „ta marginalna odmiana (kapitalizmu – red.) związana z Miltonem Friedmanem oraz Friedrichem Augustem von Hayekiem w latach 80. XX w. niespodziewanie stała się dominująca”. Otóż nie było to niespodziewane – przeciwnie, można było tego oczekiwać. W tamtym okresie byłem blisko ludzi, uczestniczyłem wiecach i spotkaniach „Solidarności” – obserwowałem reakcje na socjaldemokratyczne hasła Bugaja. I stąd wiem, że wyboru drogi rynkowej u progu transformacji dokonał naród. To był wybór większości społeczeństwa ze swojej natury postchłopskiego – kulturowy, polityczny, lecz też intuicyjny. Postchłopskie, choć robotnicze masy, były przekonane, że tylko własność prywatna i wolny rynek, nie zaś skompromitowane w PRL państwo może nam – Polsce – dać dobrobyt. Chłopi pamiętali próby przymusowej kolektywizacji z lat 50., robotnicy widzieli do bólu namacalną nieracjonalność w państwowych przedsiębiorstwach. Co więcej, tamten polski suweren podświadomie czuł, że bez własności prywatnej może powrócić komunizm.Powtórzę więc: gdyby nawet tysiąc atletów intelektualnych takich jak prof. Król i prof. Szahaj w latach 1989‑1991 „nie zgłupiało” czy też bardziej się „napięło” na rzecz budowy modelu skandynawskiego czy socjaldemokratycznego, to i tak Polska poszłaby drogą rynkową – bo to była droga zgodna z naszym kulturowym fundamentem, mentalnością zdecydowanej większości społeczeństwa o chłopskich i postchłopskich korzeniach, gdzie najważniejsze jest to, „co je moje”. Niezrozumienie fundamentów kulturowo‑mentalnych społeczeństwa prowadzi prof. Szahaja do drugiego błędu w opisie sytuacji. Do tezy, że „w ostatnich 30 latach (nasze społeczeństwo) tak bardzo przesunęło się na prawo, że lewicowe postulaty uchodzą za skrajne”. Tymczasem to, co się stało po odzyskaniu wolności było efektem usunięcia „pokrywy” komunizmu. Po 1989 r. ujawniła się nasza prawdziwa natura, dopiero wówczas dowiedzieliśmy się, jacy jesteśmy. Jeśli weźmie się to pod uwagę, trudno się dziwić, że społeczeństwo okazało się indywidualistyczne i egoistyczne, nie kolektywistyczne czy wspólnotowe. Już przecież Norwid pisał, że „jesteśmy żadnym społeczeństwem…”. I właściwie nie tak wiele się zmieniło od tego czasu, choć myślę, że mimo wszystko podążamy w kierunku, by społeczeństwem się stać.Wybór drogi rynkowej u progu transformacji był kulturowym, politycznym, lecz też intuicyjnym wyborem większości społeczeństwa ze swojej natury postchłopskiego.
Postchłopski indywidualizm i przywiązanie do własności mamy zapisane w kulturowo‑mentalnym DNA. Oczywiście żadne kody kulturowe nie są wieczne, a DNA zmienia się pod wpływem miliardów mikrodoświadczeń i podczas procesu uczenia się. Z pewnością rodzą się nowe wzorce, lecz ciągle nasze przywiązanie do własności mieszkań jest nadzwyczajne, a z myśleniem i działaniem zbiorowym mamy ogromny problem. Tak więc to, co obserwowaliśmy w tych 30 latach po odzyskaniu wolności to było ukazanie naszego prawdziwego zbiorowego „ja” – tacy en masse byliśmy. Prawicowość, o której pisze prof. Szahaj, nie przyszła wraz z transformacją, ona była w nas. W przeciwieństwie do jego tezy – w ciągu tych 30 lat uległa ona osłabieniu w wymiarze ekonomicznym i społecznym. Oczywiście, jesteśmy też – na szczęście – wewnętrznie zróżnicowani, mamy tę podstawową matrycę zróżnicowań kulturowych: myślenie wschodnie i zachodnie, gen postchłopski i postinteligencki. Trzecie uproszczenie prof. Szahaja, które utrudnia nam myślenie o przyszłości, to opis rynku. Naukowcy ukierunkowani aksjologicznie, czyli jednak związani emocjonalnie z doktryną lewicową czy socjaldemokratyczną, dyskwalifikują ideę mechanizmu rynkowego, wskazując na zjawiska nadmiernej kumulacji zysków, globalizacji, która wymknęła się spod kontroli, dominacji władzy ekonomicznej (jej wpływu na politykę) i tożsamościowo‑kulturowej GAFA. To jednak ułatwianie sobie zadania. To zjawisko nowsze niż sama transformacja i kreowane poza państwem narodowym, które było punktem odniesienia debaty ustrojowej w latach 1989‑1991. Nie jest to ład rynkowy, o którym marzyli jego zwolennicy z początku transformacji. Podstawowym naszym założeniem było istnienie konkurencji, a jeśli by jej brakowało, obowiązkiem państwa było jej przywrócenie lub wprowadzenie korekt regulacyjnych. Bez realnej konkurencji trudno mówić o ładzie rynkowym, jest to sytuacja dominacji i eksploatacji. Ewidentnie są problemy z wykorzystaniem ładu rynkowego do rozwoju w sytuacji zmian klimatycznych, globalizacji, w rzeczywistości cyfrowej rewolucji. Ale te okoliczności 30 lat temu trudno było brać pod uwagę, bo nie istniały, a dzisiaj wykraczają poza kwestię „rynek‑państwo”. Dotyczą one kwestii „jakie społeczeństwo?”. Lubię czytać prof. Szahaja, myślę, że wnosi on wiele dobrego do naszej debaty. Ale zidentyfikowanie przez niego obecnego napięcia między liberałami a lewicą nie jest dobrym punktem wyjścia do rozwiązywania problemów, które leżą mu i nam wszystkim na sercu – mieszkalnictwa, służby zdrowia, ekologii i klimatu, utraty podmiotowości w erze cyfrowej. To, czego dziś naprawdę potrzebujemy to poszerzona tożsamość, czyli wyjście z baniek doktrynalnych, z owego homo separatus ku idei homo integratus. Tak jak w mowie noblowskiej podkreślała Olga Tokarczuk, świat jest jeden i – mimo wewnętrznych zróżnicowań – powinniśmy budować go razem, z pewną dozą wzajemnej „czułości”. Dopóki nie wyjdziemy poza ramy wszelkiego rodzaju „izmów”, będzie nam trudno go ogarnąć intelektualnie (zrozumieć całość) i praktycznie (zmienić na lepsze) – bo to wymaga zaufania i współpracy w ramach różnorodności aksjologicznej.Po 1989 r. ujawniła się nasza prawdziwa natura, dopiero wówczas dowiedzieliśmy się, jacy jesteśmy. Jeśli weźmie się to pod uwagę, trudno się dziwić, że społeczeństwo okazało się indywidualistyczne i egoistyczne, nie kolektywistyczne czy wspólnotowe.
To, czego dziś naprawdę potrzebujemy to poszerzona tożsamość, czyli wyjście z baniek doktrynalnych, z owego homo separatus ku idei homo integratus. Dopóki nie wyjdziemy poza ramy wszelkiego rodzaju „izmów”, będzie nam trudno ogarnąć świat tak intelektualnie (zrozumieć całość), jak i praktycznie (zmienić na lepsze) – bo to wymaga zaufania i współpracy w ramach różnorodności aksjologicznej.
* https://edgp.gazetaprawna.pl/e-wydanie/57197,14-lutego-2020/70179,Dziennik-Gazeta-Prawna/714118,Liberalizm-lewica-dialog.html
O autorze:
Paweł Adamowicz był jakiś inny. Widać to było szczególnie wyraźnie w ostatnich latach jego działalności, które cechowało dążenie do budowania wspólnoty i włączanie mieszkańców do podejmowania decyzji (model partycypacyjny). Ale nawet w pierwszej fazie swojej aktywności, znaczonej podejściem bardziej technokratycznym, widać było, że robi to w aurze troski o coś więcej niż własna pozycja i skuteczność, niż własne ego. W czym tkwiła tajemnica siły oddziaływania Pawła Adamowicza, jego otwartości i zdolności do uczenia się, do samokorekty? Jego zdolności do współpracy i budowania koalicji oraz pozyskiwania serc mieszkańców? Myślę, że była to tak zwana POSZERZONA TOŻSAMOŚĆ. Paweł Adamowicz nie był niewolnikiem własnego ego, utożsamiał się nie tylko ze swoją prezydenturą i urzędem (co robi wielu samorządowców i polityków) – utożsamiał się z ukochanym Gdańskiem, ale także z Polską, Europą a nawet w pewnym sensie ze światem. Ta poszerzona tożsamość pozwalała mu widzieć otoczenie i świat jako całość. Gdańsk był częścią tej tożsamości i Polska też była taką częścią. Dlatego tak bardzo mu na Gdańsku i na Polsce zależało. Dzięki tej poszerzonej tożsamości nie miał również skłonności do przejmowania, kontrolowania i podporządkowywania sobie (urzędowi) nie swoich (niezależnych) inicjatyw. Jeśli czuł, że są one dobre dla Gdańska lub Polski – popierał je. Dawał szansę żyć otoczeniu – w jego wyobrażeniu urząd miał być naturalnym partnerem a nie „Zosią Samosią”. Takiej poszerzonej tożsamości można życzyć wszystkim liderom samorządowym i politykom, szczególnie w Roku Samorządu Terytorialnego.
O autorze:
Co dziś czuję? Przede wszystkim DUMĘ z tamtej WIELKIEJ „SOLIDARNOŚCI”. Wielkiego, niemal 10‑milionowego ruchu społecznego, który zmienił nie tylko Polskę, ale także Europę i świat. Co było w nim takiego wspaniałego? Połączenie rozumu i serca, jedność w różnorodności, niesłychana zdolność do samoorganizacji, wzajemne zaufanie, energia i wiara w możliwość zmiany na lepsze. Ten ruch wyciągnął lekcje z historii – nie stawiał maksymalistycznych celów, nie chciał ryzykować rozlewu krwi, myślał i działał pragmatycznie, chociaż w istocie był rewolucją i powstaniem. Dzięki temu otworzył DROGĘ DO POKOJOWEJ ZMIANY USTROJU, która dokonała się w 1989 r.
„Solidarność” wyciągnęła lekcje z historii – nie stawiała maksymalistycznych celów, nie chciała ryzykować rozlewu krwi, myślała i działała pragmatycznie, chociaż w istocie była rewolucją i powstaniem. Dzięki temu otworzyła drogę do pokojowej zmiany ustroju.
Czuję też DUMĘ z ostatniego TRZYDZIESTOLECIA. Gdyby w 1989 r. zrobić ankietę wśród stu najlepszych ekonomistów w Europie, pytając się ich o to, który kraj postkomunistyczny zajdzie najdalej w ciągu następnych 30 lat, myślę że nikt nie postawiłby na Polskę – faworytami byli Węgrzy i Czesi. W ciągu tych 30 lat pokazaliśmy ogromną energię, przedsiębiorczość i zdolność do uczenia się. Nigdy w historii nie osiągnęliśmy tak dużo w tak krótkim czasie. Za swój dynamizm rozwojowy Polska zdobyła szacunek społeczeństw Europy Zachodniej. Nikt nie posługuje się już określeniem Polnische Wirtschaft – jako synonimem zacofania i rozgardiaszu.
Ten sukces miał jednak WYSOKIE KOSZTY SPOŁECZNE. Transformacja była bolesna i nie stwarzała równych szans dla wszystkich. PRL zostawił gospodarkę „księżycową”, niepasującą do potrzeb rynku – jedni znaleźli się „w windzie”, inni „wpadli do piwnicy”. Można dyskutować o strategii i polityce transformacyjnej, ale jedno wiemy na pewno – żadna z nich nie zagwarantowałaby pełnej „sprawiedliwości” i bezbolesności procesu.
Transformacja była bolesna i nie stwarzała równych szans dla wszystkich – jedni znaleźli się „w windzie”, inni „wpadli do piwnicy”. Można dyskutować o strategii i polityce transformacyjnej, ale jedno wiemy na pewno – żadna z nich nie zagwarantowałaby pełnej „sprawiedliwości” i bezbolesności procesu.
Powstały polskie transformacyjne „grona gniewu”, których echa czujemy do dziś. Szczególnie niekorzystna była sytuacja nadmiaru pracy w stosunku do kapitału – co owocowało utrzymywaniem się rynku pracodawcy przez ponad 25 lat. Dziś sytuacja na rynku pracy radykalnie się zmieniła i biorąc pod uwagę starzenie się społeczeństwa, już nie wróci do tych „poniżających” warunków, jakie długo trwały w okresie transformacji.
CZAS ZAMKNĄĆ OKRES TRANSFORMACJI przyznając, że była bolesna, ale jednocześnie czerpiąc dumę z tego, że w skali kraju się nam ona wyjątkowo udała. Prędzej czy później te 30 lat będzie tworzyło nową polską mitologię – mówiącą o tym, że Polacy nie tylko potrafili przeprowadzić pokojowe powstanie, ale i odnieść WIELKI SUKCES GOSPODARCZY rzeczywiście zmieniając oblicze tej ziemi.
Czas zamknąć okres transformacji przyznając, że była bolesna, ale jednocześnie czerpiąc dumę z tego, że w skali kraju się nam ona wyjątkowo udała. Prędzej czy później te 30 lat będzie tworzyło nową polską mitologię.
Dziś naszym największym problemem są głębokie podziały kulturowo‑polityczne, częściowo tylko wyrosłe z tych krzywd transformacyjnych, a w istocie towarzyszące nam od wieków jako społeczeństwu i narodowi na pograniczu Wschodu i Zachodu, Północy i Południa.
To kontynuacja pewnego „twórczego napięcia”, które cechuje nas – Polaków. O tym, czy ta cecha objawia swoją destrukcyjną naturę, czy też stanowi o naszej przewadze konkurencyjnej w wyścigu z innymi narodami, decyduje najczęściej nasza codzienna postawa. To czy potrafimy się różnić i spierać w sposób mądry i dojrzały.
Jednocześnie wszystko dookoła w ciągu tych 30 lat od odzyskania wolności się zmieniło – stoimy przed nowymi wyzwaniami: zewnętrznymi i wewnętrznymi. Kapitalizm, który miał taką siłę przyciągania (wabienia), który na początku lat 90. był dla nas taki atrakcyjny, dziś stracił swój urok – czeka na swoją redefinicję, produkując nadmierne nierówności oraz niepohamowaną konsumpcję planety. Rozchwiany jest globalny układ sił, a nasze bezpieczeństwo nie jest już takie oczywiste. Rewolucja technologiczna 4.0 w sposób niekontrolowany zmienia wszystkie dziedziny naszego życia, zaczynamy zdawać sobie też sprawę z wagi kwestii klimatycznych i ekologicznych.
Wobec tych nowych wyzwań i złożoności współczesnego świata jest nam potrzebne NOWE OTWARCIE I PROCES REINTEGRACJI SPOŁECZNEJ I NARODOWEJ. Musimy sobie zadać pytanie, wokół czego ta reintegracja będzie mogła następować. Czy wokół wspólnych celów – np. walki ze zmianami klimatycznymi i ich skutkami? Czy wokół starań o uzyskanie lepszej pozycji konkurencyjnej w wyścigu technologiczno‑gospodarczym? Czy wokół idei zbudowania społeczeństwa szczęśliwego, zrównoważonego? Czy może raczej wokół zasad i reguł gry – np. poprzez budowanie szerokiej zgody dla fundamentów etycznych czy zasad partnerstwa?
Wobec nowych wyzwań i złożoności współczesnego świata jest nam potrzebne nowe otwarcie i proces reintegracji społecznej i narodowej. Musimy sobie zadać pytanie, wokół czego ta reintegracja będzie mogła następować.
W roku wyborczym i przy dzisiejszej logice walki politycznej, mówienie o potrzebie nowego otwarcia wydaje się całkowicie abstrakcyjne – podobnie jak przygotowywanie przez mój gdański krąg koncepcji ustroju gospodarczego Polski w połowie lat 80. Jednak prędzej czy później dzisiejsza logika walki politycznej ulegnie weryfikacji przez życie. Warto więc już dziś myśleć o nowym polskim RAZEM zarówno w całości, jak i w odniesieniu do poszczególnych dziedzin, czy raczej wyzwań.
W dniu tego niezwykłego, radosnego święta wszystkich Polaków dzielę się z Państwem zdjęciem tablicy z Pomorskimi Zasadami Partnerstwa, które zostały wypracowane i podpisane przez uczestników XI Pomorskiego Kongresu Obywatelskiego, który odbył się 11 maja w Gdańsku. To ważny kierunkowskaz w naszym myśleniu o nowym polskim „RAZEM”.
„Solidarność” wyciągnęła lekcje z historii – nie stawiała maksymalistycznych celów, nie chciała ryzykować rozlewu krwi, myślała i działała pragmatycznie, chociaż w istocie była rewolucją i powstaniem. Dzięki temu otworzyła drogę do pokojowej zmiany ustroju.
Transformacja była bolesna i nie stwarzała równych szans dla wszystkich – jedni znaleźli się „w windzie”, inni „wpadli do piwnicy”. Można dyskutować o strategii i polityce transformacyjnej, ale jedno wiemy na pewno – żadna z nich nie zagwarantowałaby pełnej „sprawiedliwości” i bezbolesności procesu.
Czas zamknąć okres transformacji przyznając, że była bolesna, ale jednocześnie czerpiąc dumę z tego, że w skali kraju się nam ona wyjątkowo udała. Prędzej czy później te 30 lat będzie tworzyło nową polską mitologię.
Wobec nowych wyzwań i złożoności współczesnego świata jest nam potrzebne nowe otwarcie i proces reintegracji społecznej i narodowej. Musimy sobie zadać pytanie, wokół czego ta reintegracja będzie mogła następować.
O autorze:
— Tekst programowy przed XI Pomorskim Kongresem Obywatelskim —
XI Pomorski Kongres Obywatelski odbędzie się w dniu 11 maja 2019 r. na Uniwersytecie Gdańskim. Wszystkich zainteresowanych serdecznie zapraszamy, wstęp jest bezpłatny. Zapisy na stronie: https://rejestracja2.kongresobywatelski.pl/11pko/
Nasza droga
My, Pomorzanie jesteśmy społeczeństwem o różnych korzeniach i barwach kulturowych. Łączy nas wspólna droga: i ta po II wojnie światowej, i ta po odzyskaniu wolności w 1989 r. – droga dojrzewania do OBYWATELSKIEJ WSPÓLNOTY POMORZAN. Wspólnoty opartej na coraz bardziej krystalizującej się wspólnej tożsamości, łączącej pierwiastki rdzenne z napływowymi. Tworzącej nową jakość, w której żyjemy i która ciągle się rozwija, a która w zadziwiający sposób wyraża dawne gdańskie wartości: ODWAGĘ i ROZSĄDEK. Jesteśmy wspólnotą żywotną, pragmatyczną, optymistyczną, patrzącą w przyszłość i otwartą na świat. Więcej w nas chęci czynu i podejmowania zmian na lepsze, przekraczania siebie, niż lęku przed nowym, narzekania na niewdzięczny los i patrzenia w przeszłość. Zawsze mamy swoje zdanie, podmiotowość mamy wpisaną w nasze pomorskie DNA.Taka była też nasza „SOLIDARNOŚĆ” z lat 80. Wyrażała naszą odwagę, chęć zmian, nasze aspiracje, a jednocześnie działała rozsądnie, nie ryzykując losu kolejnego bohaterskiego, ale nieskutecznego powstania. Tu, na Pomorzu, mimo ciężkich doświadczeń historii, przeżytych traum i cierpień, nie leży nam rola skrzywdzonych przez los, wolimy podejmować starania i ryzyko, patrzeć realistycznie na świat, bardziej myśleć o sukcesach niż rozpamiętywać porażki. Łączy nas wiara we własne siły i przekonanie, że wolność to szansa, a nie zagrożenie. Jak w najbardziej efektywny sposób wykorzystać tę naszą podmiotowo‑wolnościową naturę? Dziś, w rocznicę 30‑lecia odzyskania wolności jesteśmy zobowiązani do namysłu, jak poprawić naszą demokrację i nasze wzajemne współżycie we wszystkich dziedzinach życia. Jakie reguły gry pozwolą nam sprostać wyzwaniom przyszłości.My, Pomorzanie jesteśmy wspólnotą żywotną, pragmatyczną, optymistyczną, patrzącą w przyszłość i otwartą na świat. Więcej w nas chęci czynu i podejmowania zmian na lepsze, przekraczania siebie, niż lęku przed nowym, narzekania na niewdzięczny los i patrzenia w przeszłość.
Nowe wyzwania
Żyjemy w świecie współzależnym. Nikt z nas w pojedynkę nie uchyli się od skutków zmian klimatycznych, nie zapewni sobie bezpieczeństwa w cyfrowej rzeczywistości, nie zbuduje marki regionu. Nikt samemu nie stworzy swojego proinnowacyjnego ekosystemu rozwoju, ani nie zaradzi skutkom katastrof naturalnych. Silosowy sposób komunikacji, organizacji i działania, w którym dotychczas funkcjonowaliśmy, jest dziś dla nas kulą u nogi. W jakim kierunku więc iść? Wolność, którą mądrze wypracowaliśmy sobie 30 lat temu wyzwoliła w nas pokłady indywidualizmu, chęci „urządzenia się” w pojedynkę, przezwyciężenia szarości PRL‑u i zapewnienia sobie bezpieczeństwa ekonomicznego. Nasz dynamiczny indywidualizm przyniósł wspaniałe owoce, ale teraz czas na korektę, na więcej współpracy, więcej myślenia i działania zbiorowego, na więcej „razem”. Od nas zależy, czy będzie to „razem” dyktowane z góry, czy RAZEM PARTNERSKIE, wynikające z naszej dojrzałości, zrozumienia wspólnych interesów i poszerzenia naszej tożsamości. W oparciu o partnerskie „razem” – zbudowane na zaufaniu, lojalności i obniżeniu lęku przed szczerością i otwartością – jesteśmy w stanie lepiej wykorzystywać nasze zróżnicowane talenty, kompetencje i doświadczenia oraz osiągać więcej synergii (spójności) rozwojowej.W oparciu o partnerskie „razem” – zbudowane na zaufaniu, lojalności i obniżeniu lęku przed szczerością i otwartością – jesteśmy w stanie lepiej wykorzystywać nasze zróżnicowane talenty, kompetencje i doświadczenia oraz osiągać więcej synergii (spójności) rozwojowej.
Ład partnerski naszym wyborem na przyszłość
Pytanie o ideę Pomorza jest pytaniem o to, co ma nas tu wprawiać w ruch: lęk, chciwość, zawiść, pragnienie dominacji, czy chęć wykorzystania naszych talentów i zasobów dzięki współpracy i partnerstwu, chęć budowania pomyślności własnej, ale i wspólnej, bycia dumnym z osiągnięć swoich, ale i innych? Jakich reguł gry chcemy na Pomorzu? Nie chodzi tu tylko o reguły formalne, ale przede wszystkim o te reguły „niewidzialne”, faktycznie regulujące nasze zachowania i decyzje. Do pomorskiego ducha wolności, równości, praktyczności nie pasują relacje feudalne typu patron‑klient, których odrodzenia jesteśmy dziś świadkami w Polsce. Tu preferujemy relacje bardziej partnerskie, dające więcej podmiotowości i motywacji do działania. Stąd nasza propozycja idei PARTNERSKIEGO POMORZA. Jesteśmy przekonani, że ład partnerski będzie nie tylko umacniał nasze wspólnoty lokalne i wspólnotę regionalną, ale również budował naszą przewagę konkurencyjną – będzie sprzyjał radzeniu sobie z wyzwaniami horyzontalnymi (przekraczającymi prosty podział na dyscypliny, dziedziny, sfery). Do wykorzystania wszystkich zasobów coraz bardziej zmuszać nas będzie również sytuacja demograficzna – partnerskie reguły gry temu sprzyjają. Podejście partnerskie jest również zdolne uodpornić nas na niekorzystne procesy, które płyną do nas z centrum, takie jak rozpowszechnianie się relacji klientelistycznych oraz wsobna plemienność. Obydwa te zjawiska aktywizują niedobre elementy naszych kodów kulturowych, oznaczając de facto cywilizacyjne cofnięcie. Najwyższy już też czas, by po partnersku zacząć traktować także naszą przyrodę, której potrzebujemy i od której możemy się wiele nauczyć. Bez „partnerstwa z Ziemią” zginiemy. Oczywiście w obecnych czasach, które charakteryzuje zamieszanie i zmienność, nikt nie może być pewien jakie reguły gry będą dla nas dobre w przyszłości. Dlatego, jak każda idea, również nasze marzenie o partnerskim Pomorzu powinno być poddane szerokiej publicznej debacie.Fundamenty ładu partnerskiego
Idea partnerstwa wcale nie jest łatwa, bo wiąże się z pewnym samoograniczeniem zarówno ze strony tych silnych (obojętnie czy w sferze administracji samorządowej, gospodarki, nauki, służby zdrowia, edukacji, czy w innych dziedzinach) jak i z pewnym samoograniczaniem ze strony potencjalnie słabszych – pracowników, organizacji pozarządowych, lokatorów itd. Tak jak możemy bowiem nadużywać władzy, tak też zdarza się nadużywanie naszej słabszej pozycji np. aby oszukać nieświadomego pracodawcę tak, jak kiedyś chłop pańszczyźniany oszukiwał pana.Ład partnerski musi się więc opierać na pewnej koniecznej dawce ładu etycznego. Jeśli normą będzie akceptacja mówienia nieprawdy, wzajemnego oszukiwania się, łamania reguł, przekupywania się – nic z niego nie wyjdzie. Możemy jednak wspólnie zatroszczyć się o dwa istotne „smarowidła” oliwiące ten ład. Jedno ma barwę „zimną” i jest nim wspólny interes (dobro wspólne). Jego dobre zrozumienie i przezwyciężenie odziedziczonych postaw indywidualistycznych może być wielką siłą cementującą układy partnerskie. Najlepiej widać to w sferze biznesu wysokotechnologicznego, gdzie bez prawdziwego partnerstwa np. między właścicielami i menedżerami a pracownikami, niewiele można osiągnąć. Jest i drugie, tym razem „ciepłe smarowidło” partnerstwa – poszerzona tożsamość. To było podejście Pawła Adamowicza: zbudowane nie wokół formatu „ja – Prezydent”, „my – urząd”, ale „my – gdańszczanie”! I to działało. Budując naszą pomorską wspólnotę automatycznie poszerzamy naszą własną tożsamość – przechodzimy od egoistycznego „JA” do bardziej solidarnego „MY”.Idea partnerstwa wcale nie jest łatwa, bo wiąże się z pewnym samoograniczeniem zarówno ze strony tych silnych, jak i potencjalnie słabszych. Ład partnerski musi się więc opierać na pewnej koniecznej dawce ładu etycznego.
Przestrzenie ładu partnerskiego
W jakich sferach budować ład partnerski? Biorąc pod uwagę ideę godności ludzkiej i potrzebę innowacyjności – wszędzie. Zaczynając od partnerstwa wartości i tożsamości w ramach obywatelskiej wspólnoty Pomorzan, przez partnerstwo między władzą samorządową a biznesem i organizacjami społecznymi, między nauką i edukacją, a właściwie wszystkimi sferami życia, między pracodawcami i pracobiorcami, między dostawcami i odbiorcami, miedzy metropolią a regionem itd. W sposób naturalny dotrzemy wtedy do partnerstwa między pokoleniami, czy coraz ważniejszego partnerstwa między kobietami i mężczyznami. Idea partnerstwa nie może być bowiem traktowana mechanicznie, doktrynalnie i zawężająco. Może być ona realizowana w ramach różnych konfiguracji wynikających z życia. Chodzi o to, byśmy się wszyscy traktowali bardziej „jak ludzie”, a konkretne oblicza partnerstwa same się ukształtują.Czy dojrzeliśmy do ładu partnerskiego?
Wiele wskazuje na to, że warto sobie taki cel już dziś postawić. Powszechnie zaczynamy bowiem doceniać znaczenie współpracy, coraz silniej przebija się myślenie według wartości. Młode pokolenie lubi i potrafi się sieciować, źle się czuje w silosach organizacyjno‑kompetencyjnych, typowych dla dotychczasowej rzeczywistości, chce być traktowane po partnersku, patrzy szeroko na świat. Budując partnerskie Pomorze damy też dobry przykład innym regionom jak można przezwyciężyć klientelizm i podejście transakcyjne, które rozprzestrzenia się dziś nawet jako wzór relacji władza‑obywatel (wyborca) i jak wytworzyć nowe, bardziej partnerskie, relacyjne reguły gry, których potrzebuje cała Polska. Idąc tą drogą pokażemy, jak zagospodarować naszą wolność w duchu tamtej, gdańskiej „Solidarności”, która odniosła tak niebywały sukces przy zaangażowaniu i rozumu, i serca. Nasz pomorski ład partnerski budujmy więc na swoją modłę, w sposób dla Pomorzan najbardziej naturalny – czy to wspierając się na rozumie (interesach) czy to na sercu (poszerzając swoją tożsamość). A najlepiej – na jednym i drugim. Dla dobra swojego i dla dobra Polski.Budując partnerskie Pomorze damy dobry przykład innym regionom, jak można przezwyciężyć klientelizm i podejście transakcyjne, które rozprzestrzenia się dziś nawet jako wzór relacji władza‑obywatel (wyborca) i jak wytworzyć nowe, bardziej partnerskie, relacyjne reguły gry, których potrzebuje cała Polska.