Zwolak Jacek

Absolwent Wydziału Zarządzania Uniwersytetu Gdańskiego, od początku ścieżki zawodowej związany z Pomorzem. Posiada dwudziestoletnie doświadczenie w obszarze funduszy przedakcesyjnych PHARE i funduszy unijnych, przeznaczonych na wsparcie rozwoju pomorskich firm z poziomu regionalnego i krajowego. Od 2021 roku Prezes Zarządu Pomorskiego Funduszu Rozwoju Sp. z o.o.

O autorze:

Rozmowę prowadzi Marcin Wandałowski – redaktor Pomorskiego Przeglądu Gospodarczego.

Jakie wyzwania rozwojowe stoją dziś przed Polską i Pomorzem?

Aby nie stać w miejscu, ani się nie cofać, trzeba się rozwijać. Myślę, że mają tego świadomość mieszkańcy Pomorza, w tym także pomorscy przedsiębiorcy. O ile w skali regionu rozwój powinien zachodzić na kilku równoległych płaszczyznach, np. gospodarczej czy społeczno-kulturalnej, o tyle warto zastanowić się, co oznacza on w wypadku firm. Najprostsza odpowiedź, która zapewne przyjdzie do głowy wielu z nas, to inwestowanie. Jak jednak inwestować, by się rozwijać? Jak robić to mądrze, otwierając przed przedsiębiorstwem nowe szanse i horyzonty? Przedsiębiorcy – często intuicyjnie – wiedzą, co to oznacza i tak też robią.

Na ile ważna w przypadku przedsiębiorstw jest dziś umiejętność korzystania ze wsparcia ze strony publicznych (samorządowych, rządowych) instrumentów rozwojowych?

Od transformacji ustrojowej przez wiele lat funkcjonowaliśmy w dogmacie wolnego rynku ponad wszystko. Nieraz słyszeliśmy hasła typu: „niech wolny rynek to ureguluje”, „należy zdać się na wolny rynek” itp. Wiele osób i instytucji w to podejście głęboko wierzyło. Dziś okazuje się jednak, że wolny rynek to niekiedy hasło, a rzeczywistość jest dalece inna. Najlepszym tego przykładem są rządy, które w mniej lub bardziej jawny sposób subsydiują krajowe przedsiębiorstwa, a nawet całe branże. Zaburza to wolną, sprawiedliwą konkurencję na poziomie globalnym.

Wiele lat funkcjonowaliśmy w dogmacie wolnego rynku ponad wszystko. Dziś to niekiedy hasło, a rzeczywistość jest dalece inna.
Coraz więcej rządów w mniej lub bardziej jawny sposób subsydiuje krajowe przedsiębiorstwa, a nawet całe branże. Zaburza to wolną, sprawiedliwą konkurencję na rynku.

Jeszcze kilka, kilkanaście lat temu, jako gorący zwolennik wolnego rynku, sugerowałbym przedsiębiorcom zdać się wyłącznie na związane z nim reguły i mechanizmy gospodarcze. Jednak obecnie, przyglądając się ogólnoświatowym trendom protekcjonistycznym, proponowałbym może nie tyle całkowite porzucenie wiary w mechanizmy rynkowe, co dokonanie w swoich założeniach kilku korekt. Byłbym zwolennikiem stwarzania – na poziomie regionu, państwa oraz całej Unii Europejskiej – narzędzi i warunków, będących tarczą chroniącą nasze firmy przed naruszającymi uczciwą konkurencję zachowaniami przedsiębiorców, np. z Chin oraz innych państw, w których wykorzystywane są metody zaburzające konkurencję i zasady wolnorynkowe.

Co ma Pan konkretnie na myśli?

Przede wszystkim mam na myśli nierówność szans. Trzeba o tym mówić oraz – na ile jest to możliwe – przeciwdziałać takim sytuacjom. A przynajmniej uwzględniać je w planach strategicznych firm jako pewnego rodzaju ryzyko. Przedsiębiorcy powinni robić to, co robią od zawsze – dbać o swoje firmy, o budowę i utrzymanie ich konkurencyjności. W obecnych realiach oznacza to m.in. umiejętność wykorzystywania publicznych instrumentów rozwojowych.

Rekomendowałbym także baczne obserwowanie horyzontalnych polityk i ich długofalowych celów. Ich znajomość zmniejszy ryzyko realizacji nietrafionych inwestycji, które np. po kilku latach będą wymagały modyfikacji, bo zamiast poprawić sytuację przedsiębiorstwa, wpłyną negatywnie na konkurencyjność firmy. Obecnie wybijającym się w skali Europy trendem jest rozwój zrównoważony, czyli uwzględniający wymiar środowiskowy oraz społeczny. Wiem, że często wiąże się on z kosztami, które trzeba ponieść dziś. Ale są to takie zmiany, które mogą istotnie wpływać na konkurencyjność firm już w nieodległym czasie. Myślę jednak, że pomorscy przedsiębiorcy mają to na uwadze.

Jaka jest rola regionalnych funduszy rozwoju w stymulowaniu zmian dokonujących się w danych województwach? 

Jako Pomorski Fundusz Rozwoju, będąc spółką Samorządu Województwa Pomorskiego, staramy się przygotowywać w regionie ofertę sprzyjającą realizacji strategii województwa. Ponadto dążymy do zwiększania naszego potencjału, angażując się jako menadżer funduszu powierniczego, czyli operator środków unijnych w zakresie instrumentów zwrotnych. Co istotne, środki pożyczane w ramach programów unijnych wracają do PFR-u, dzięki czemu możemy je wielokrotnie wykorzystywać – obecnie i w przyszłości. Moim zdaniem jest to prosty, ale skuteczny mechanizm budowania możliwości finansowania projektów inwestycyjnych na poziomie regionalnym. 

Jakiego typu mogą to być projekty?

Można je podzielić na dwa segmenty – pierwszy jest związany ze wzmacnianiem małych i średnich przedsiębiorców za sprawą dostarczania im kapitału do finansowania rozwoju poprzez projekty inwestycyjne, w tym także innowacyjne. Ważny jest dla nas także obszar transformacji energetycznej i zasobooszczędności. Drugim fundamentem jest natomiast wsparcie dla projektów infrastrukturalnych realizowanych przez gminy, instytucje regionalne, spółki komunalne itp., które są istotne w kontekście regionu i standardu życia jego mieszkańców. 

Mam tu na myśli przedsięwzięcia strategiczne z punktu widzenia rozwoju województwa, czyli dotyczące np. szkół, szpitali, sektora kultury. Nie są to często projekty realizowane wprost przez przedsiębiorców, ale tworzą one niejako krwioobieg dla regionalnego systemu gospodarczego. 

W obecnych realiach dbanie o swoją firmę, o budowę i utrzymanie jej konkurencyjności, jest tożsame m.in. z umiejętnym wykorzystywaniem publicznych instrumentów rozwojowych. 

A co z programami wsparcia skierowanymi konkretnie do pomorskich przedsiębiorców? 

Obecnie realizujemy jako beneficjent cztery projekty: pożyczkę rozwojową, pożyczkę na projekty związane z odnawialnymi źródłami energii, pożyczkę z obszaru gospodarki obiegu zamkniętego oraz pożyczkę dotyczącą efektywności energetycznej, obejmującą także termomodernizację budynków mieszkalnych, która przeznaczona będzie w dużej mierze dla wspólnot mieszkaniowych. Jesteśmy na etapie wyboru Partnerów Finansujących, którzy będą oferować pożyczki tzw. ostatecznym odbiorcom, czyli m.in. MŚP. Pożyczka rozwojowa już działa. Łącznie na te wszystkie cele rozdysponujemy środki w wysokości około pół miliarda złotych.

Niezależnie od powyższych projektów, w ramach środków unijnych, które zostały już „przepracowane” i do PFR-u wróciły uruchamiamy także finansowanie dla przedsiębiorców w postaci pożyczki ogólnorozwojowej. Działamy tu jako tzw. hurtownik, tj. udostępniamy środki najczęściej funduszom pożyczkowym lub innym instytucjom finansowym, które dalej dystrybuują je do MŚP. Z kolei w wypadku projektów większych, finansowanych od dwóch milionów złotych wzwyż, działamy również jako bezpośredni dostawca kapitału – w tym kontekście mamy w swojej ofercie chociażby Pożyczkę Strategiczną dla Pomorza, w ramach której oferujemy środki dla projektów istotnych z punktu widzenia rozwoju województwa”1

Wspólnym mianownikiem wymienionych przez Pana projektów jest słowo „pożyczka”. A przecież jeszcze nie tak dawno – przynajmniej jeśli chodzi o wsparcie unijne – dominowała logika dotacyjna. Dlaczego obecnie preferowane jest wsparcie w formie zwrotnej? 

Wynika to wprost ze zmiany nastawienia Komisji Europejskiej. Kierowanie się zasadami tej, nie takiej już nowej, logiki jest zatem niejako wymuszone. Jednak nie zawsze to, co zostaje ustalone odgórnie, jest czymś złym. Wydaje się bowiem oczywiste, że będąc dziś na znacznie bardziej zaawansowanym etapie rozwoju niż 10 czy 20 lat temu, potrzebujemy zdecydowanie mniej prostych inwestycji, związanych np. z wymianą danej maszyny, natomiast więcej projektów złożonych, bardziej zaawansowanych, które mogą generować istotne korzyści finansowe, a co za tym idzie – być finansowane poprzez instrumenty zwrotne. 

Dzięki stawianiu na instrumenty zwrotne, mogące „pracować” wielokrotnie, możemy zbudować kapitał i pewnego rodzaju instrumentarium, które będziemy mogli wykorzystywać zarówno teraz, jak i w przyszłości, kiedy kolejne perspektywy unijne będą wygasać. Myślę, że przedsiębiorcy doskonale to rozumieją i jednocześnie przyzwyczajają się do tego – oferowane przez nas pożyczki bez problemu znajdują swoich odbiorców. 

Dzięki stawianiu na instrumenty zwrotne, mogące „pracować” wielokrotnie, możemy zbudować kapitał i pewnego rodzaju instrumentarium, które będziemy mogli wykorzystywać zarówno teraz, jak i w przyszłości, kiedy kolejne perspektywy unijne będą wygasać. Myślę, że przedsiębiorcy doskonale to rozumieją i jednocześnie przyzwyczajają się do tego – oferowane przez nas pożyczki bez problemu znajdują swoich odbiorców.

W mojej ocenie zmiana logiki wsparcia wymaga od nas wykonania pewnego rodzaju pracy mentalnej związanej z poglądem, że pożyczka jest czymś gorszym od dotacji. Wsparcie zwrotne wymaga od interesariuszy większej odpowiedzialności. Prowokuje też optymalizację działań, które chcemy podjąć w danym przedsięwzięciu, w tym m.in. przeprowadzenie rzetelnej analizy finansowej. Jako że pożyczka musi zostać po pewnym czasie zwrócona, instrument ten zmusza przedsiębiorców do należytej weryfikacji i przygotowania projektu. To dobre, odpowiedzialne, dojrzałe i efektywne podejście. Jednak mamy w PFR świadomość, że w pewnych obszarach gospodarki, jak np. w zakresie prac badawczo-rozwojowych, gdzie ryzyko jest znacznie większe, a instrumenty typu venture capital wciąż nie są w Polsce powszechne i „oswojone”, wsparcie dotacyjne nadal powinno funkcjonować. 

Podobne wyzwanie w sferze mentalnej czeka również samorządy? 

Zdecydowanie – gminy również powinny przystosować się do tego, że środków dotacyjnych będzie coraz mniej i nauczyć się korzystania z instrumentów zwrotnych. Samorządy są generalnie dość przyzwyczajone do dotacji – i nie ma się im co dziwić, mając na uwadze projekty realizowane na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat. Niemniej jednak, udział zwrotnych instrumentów finansowych będzie w kolejnych latach wzrastał. Prędzej czy później wszyscy potencjalni beneficjenci projektów unijnych będą musieli nauczyć się korzystać z tej formy wsparcia i do niej przywyknąć.

Wsparcie zwrotne wymaga od interesariuszy większej odpowiedzialności. Prowokuje też optymalizację działań, które chcemy podjąć w danym przedsięwzięciu. Instrument ten zmusza przedsiębiorców do należytej weryfikacji i przygotowania projektu. To dobre, odpowiedzialne, dojrzałe i efektywne podejście. 

Ale Komisja Europejska ma lepsze i gorsze pomysły. I o ile stawianie na zwiększenie roli instrumentów zwrotnych jest myśleniem perspektywicznym i długofalowym, to pojawiające się pomysły w kwestii transformacji architektury wdrożeniowej w kolejnym okresie finansowej perspektywy unijnej już nie. Chodzi o sygnały dotyczące planowanych zmian w zakresie polityki spójności. Mówiąc w dużym uproszczeniu, sprowadza się to do rezygnacji z roli regionów jako gospodarzy programów regionalnych. A przecież mówiąc o budowaniu konkurencyjności, samorządności, samostanowienia, odpowiedzialności za realizowaną politykę rozwoju regionów, niezrozumiałym jest jednoczesne wyeliminowanie i zabranie takiej kompetencji samorządom województw i przeniesienie jej na szczebel wyżej (szczebel krajowy). To trochę jakby na szkołę przerzucać całkowitą odpowiedzialność za wychowanie dzieci, a przecież one kształtują swoje postawy i wyrastają w wartościach wyniesionych przede wszystkim z domu rodzinnego, czyli tej najmniejszej komórki społecznej. Podobnie jest w obszarach społeczno-gospodarczych, gdzie mamy jeszcze dużo do nadrobienia, takich jak np. społeczeństwo obywatelskie, przedsiębiorczość, sprawczość w rozwiązywaniu lokalnych i regionalnych problemów. Można powiedzieć, że te kompetencje i postawy kształtują się głównie małych ojczyznach, czyli regionach. Dlatego warto zabiegać o to, aby zarządzanie środkami unijnymi zostało także w gestii regionów w kolejnych perspektywach finansowych i głośno o tym wszystkim mówić i przypominać. 

O autorze:

Z Jackiem Zwolakiem , dyrektorem Regionalnej Instytucji Finansującej Agencji Rozwoju Pomorza , rozmawia Leszek Szmidtke, dziennikarz PPG i Radia Gdańsk.
Środki unijne tylko pomagają zrealizować przygotowane wcześniej pomysły. Eksporterzy mogą otrzymać wsparcie w postaci dofinansowania misji handlowej bądź wyjazdu na targi.
W ostatnich latach przedsiębiorcy narzekali, że nie było żadnego wsparcia dla chcących eksportować swoje towary. Na co mogą liczyć teraz? Przede wszystkim na siebie. Środki unijne tylko pomagają zrealizować przygotowane wcześniej pomysły. Jeżeli są jakieś plany, to przedsiębiorca ma dwie możliwości. Może samodzielnie złożyć wniosek o wsparcie udziału w targach – taka oferta dla mikroprzedsiębiorców już jest, od końca października można składać wnioski. Firmy mogą uczestniczyć zarówno w targach krajowych, jak i zagranicznych. Można otrzymać do 200 tysięcy złotych, a projekt może obejmować udział w kilku zagranicznych targach. Należy podkreślić, że przedsiębiorca musi się tam wystawiać. Jeżeli zaś ktoś chce zasięgnąć języka, rozeznać potencjalny rynek dla swoich produktów lub usług, to może skorzystać z drugiej oferty – pomocy samorządu terytorialnego lub stowarzyszenia zrzeszającego przedsiębiorców, na przykład Izby Handlowej albo Rzemieślniczej, która umożliwi mu wyjazd na misję gospodarczą. Czy przedsiębiorca jest w tym przypadku skazany na pośrednictwo samorządu lub organizacji zrzeszającej firmy? Tak. To jest konieczny warunek określony w Regionalnym Programie Operacyjnym. Jest tam specjalna pozycja adresowana do instytucji otoczenia biznesu o nazwie „Wspieranie międzynarodowej aktywności pomorskich przedsiębiorstw”. Firmy uczestniczące w takim przedsięwzięciu nie mają wtedy obowiązku wystawiania się na targach, chociaż pozostałe korzyści wynikające z uczestniczenia w takiej imprezie stają przed nimi otworem. W obu przypadkach jest naprawdę niewiele ograniczeń. Najważniejsze, by skutecznie wspierać proeksportową działalność pomorskich przedsiębiorców. Jesteście przekonani, że te dwa sposoby są najskuteczniejszą zachętą dla naszych firm do eksportowania towarów i usług? Trudno mówić o efektach tych możliwości, gdyż wyjazd na targi nie przekłada się bezpośrednio na podpisywanie kontraktów. Mamy natomiast doświadczenie jeszcze z funduszy przedakcesyjnych. Jeden z programów funduszu PHARE również umożliwiał udział w imprezach targowych w charakterze wystawcy i cieszył się ogromnym zainteresowaniem naszych przedsiębiorców. Z kilku edycji tego programu skorzystało około 150 firm. Z wieloma później rozmawialiśmy i wiemy, że wyjazdy owocowały podpisywanymi po jakimś czasie umowami. Te opinie wskazują, że miało i ma to sens. Tym bardziej że wówczas chodziło o dużo mniejsze pieniądze – równowartość 10 tysięcy euro na jeden projekt. Czy zostały przeprowadzone jakieś badania, które pozwoliłyby na wyciągnięcie szerszych wniosków? Nie robiliśmy takich badań. Nie jesteśmy instytucją badawczą. Jednak efekty tych wyjazdów widzieliśmy. Z edycji na edycję rosła na przykład liczba chętnych do kolejnych wyjazdów, mimo że musieli oni dokładać do nich własne pieniądze – 50 procent kosztów; zatem raczej im się to opłacało. Brak takich analiz pozbawia was możliwości lepszego wykorzystania środków unijnych, choćby w okresie programowania. Pośrednio przyglądamy się, jakie efekty przyniosło to wsparcie – choćby poprzez Pomorskie Obserwatorium Gospodarcze. W pytaniach do przedsiębiorców pojawiają się zagadnienia dotyczące wyjazdów na zagraniczne imprezy targowe i wsparcia takich wyjazdów. Natomiast nie monitorujemy każdego korzystającego z unijnego dofinansowania, nie pytamy, jak się rozwija itd. Być może to jeszcze przed nami. Tym bardziej że każdy z tych programów będzie miał ewaluację, czyli ocenę przydatności. Każdy przedsiębiorca korzystający z tych pieniędzy będzie się na ten temat wypowiadał. Tylko że na pełną ocenę skutków trzeba kilku lat. To prawda, ale teraz będą tzw. oceny śródokresowe. Będą też specjalne projekty badające rozwój pomorskich firm, realizowane przez Pomorskie Obserwatorium Gospodarcze. Trudno jednak skłonić każdego przedsiębiorcę, by co rok lub co dwa lata opisywał szczegółowo swoją działalność. Środki unijne są niewielką częścią działalności firmy. Dlaczego nie było takich możliwości w latach 2004–2006? Zintegrowany Program Operacyjny Rozwoju Regionalnego został przygotowany centralnie i dlatego nie przewidziano środków na takie cele. Opracowując Regionalny Program Operacyjny na lata 2007–2013 już pomyśleliśmy o różnych formach wsparcia dla firm chcących zaistnieć na rynkach zagranicznych. Są jeszcze jakieś sposoby wspierania zagranicznej ekspansji naszych przedsiębiorstw? W projektach inwestycyjnych można zaznaczyć, że celem przedsięwzięcia jest eksportowanie wyrobów na rynki zagraniczne. To poważny atut, gdyż przedsiębiorca uzyskuje wówczas dodatkowe punkty. Jakie pieniądze zarezerwowano w RPO na wspieranie eksporterów? Dla mikroprzedsiębiorstw oraz małych i średnich firm zarezerwowano około dwóch milionów złotych. Te pieniądze są przeznaczone na udział w targach w charakterze wystawcy. Natomiast na udział w targach czy wspólne misje handlowe, organizowane przez samorządy terytorialne lub zawodowe, przeznaczono 744 tysięcy euro. Konkurs na dotacje zostanie ogłoszony w marcu 2009 roku. Czy na podstawie projektów, które otrzymały dofinansowanie ze środków przedakcesyjnych, widać, co najchętniej przedsiębiorcy eksportowali bądź chcieli eksportować? Mimo wszystko tych projektów było zbyt mało, żeby wyciągać jakieś poważniejsze wnioski. Pomysły i branże były na tyle zróżnicowane, że nie układało się to w jakąś prawidłowość. Przedsiębiorcy jeździli na bardzo różne targi w całej Europie, ale także do Stanów Zjednoczonych i Chin. Mieli wolną rękę w wyborze kierunków ekspansji. Czynili to, opierając się na swoim rachunku ekonomicznym, i nawet nie chcieliśmy sugerować im konkretnych rynków czy targów. A jak uzasadniali chęć poszukiwania odbiorców na zagranicznych rynkach? Rozwój firmy – to najczęściej spotykane uzasadnienie. Często przedsiębiorcy wymieniali też wzrost przychodów, nowe możliwości i to, że rynek krajowy zrobił się po prostu za ciasny. Na przykład firma z Gdyni produkująca bombki na choinkę kilkakrotnie korzystała z dofinansowania wyjazdów na targi, gdyż odbiorców musiała szukać właśnie na innych rynkach.
Często przedsiębiorcy są już zdecydowani na szukanie szansy na rynkach zagranicznych, niezależnie od tego, czy otrzymają dofinansowanie.
Czy pomorscy przedsiębiorcy są bardzo zdeterminowani, ażeby zaistnieć za granicą, czy też działają na zasadzie „jakoś to będzie”? Determinacja i odwaga nie są wymalowane na twarzy. Jednak często przedsiębiorcy są zdecydowani na szukanie szansy na rynkach zagranicznych niezależnie od tego, czy otrzymają dofinansowanie, czy nie. Chcą jechać na targi, by się pokazać i szukać kontaktów. Przygotowali się do tego finansowo, a środki unijne mogą tylko ułatwić te starania. Dziękuję za rozmowę.

Skip to content