Aleksandrowicz Alan

Alan Aleksandrowicz jest prezesem Zarządu InvestGDA. Przez wiele lat związany z Urzędem Miejskim w Gdańsku, gdzie pełnił różne funkcje związane z rozwojem gospodarczym, turystyki i szeroko rozumianej przedsiębiorczości. W latach 1999-2003 był wicekonsulem w Konsulacie Generalnym RP w Chicago. Absolwent Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Gdańskiego.

O autorze:

Rozmowę prowadzi Marcin Wandałowski – Redaktor Prowadzący „Pomorskiego Przeglądu Gospodarczego”. Jakie czynniki wpływają w największym stopniu na atrakcyjność inwestycyjną Gdańska oraz Pomorza? Takich czynników można by wymienić co najmniej kilka, jednak tak naprawdę wszystko kręci się wokół ludzi. To dla inwestorów kluczowa sprawa. Myślę tu zarówno o wielkości rynku pracy, dostępności pracowników, jak i liczbie talentów oraz oferowanych przez nich umiejętności. Dzięki lokalnemu zapleczu uniwersytecko-naukowemu, jesteśmy na szczęście bogaci w wysokiej jakości zasoby ludzkie. Drugim niezwykle istotnym kryterium jest wysoka jakość życia. Trzeba pamiętać, że nie wszystkie talenty jesteśmy w stanie wyprodukować na miejscu – część z nich firmy muszą ściągnąć do Gdańska z zewnątrz: z innych części województwa, Polski, a także z zagranicy. Ludzie ci są gotowi na relokację i przyjeżdżają do nas głównie dlatego, że Pomorze jest atrakcyjnym miejscem do życia. Jednym z najważniejszych czynników lokalizacji inwestycji jest także dostępność transportowa. Tu, szczególnie w kontekście projektów związanych z zaawansowanymi usługami, kluczowa jest obecność lotniska posiadającego bogatą ofertę połączeń. My mamy się czym pochwalić. I ostatnia, bardzo istotna dla każdego chyba projektu inwestycyjnego rzecz, czyli koszty operacyjne. Wynikają one w dużej mierze z dostępności do infrastruktury, z wysokości wydatków na funkcjonowanie biura, a także z poziomu wynagrodzeń. Wierząc statystyce GUS-owskiej, w ujęciu ogólnym jest on w Trójmieście wysoki w porównaniu do innych polskich metropolii. Analizując jednak płace w poszczególnych branżach, są one prawie jednakowe we wszystkich pozostałych, konkurujących z nami miastach. Nie licząc oczywiście Warszawy, która gra po prostu w innej „lidze”. Dla inwestycji z jakiego typu branż Gdańsk jest najbardziej atrakcyjny? Jak na tym tle wyglądamy w porównaniu do innych ważnych ośrodków miejskich w Polsce? Naszą specyfiką są na pewno high-tech, informatyka, usługi związane z sektorem finansowym, zarządzaniem kadrami czy obsługą klienta wymagającą znajomości różnych języków. Na tle innych metropolii wyróżnia nas bardzo wysoka jakość życia oraz to, że jesteśmy bardzo dobrą lokalizacją dla projektów, które są w jakiś sposób powiązane z obszarem Morza Bałtyckiego. Widać to po napływie do Trójmiasta coraz większej liczby firm ze Skandynawii. Cały czas poszukują one pracowników znających język norweski, fiński czy szwedzki. Jeżeli chodzi o pozostałe czynniki związane z lokalizacją usług, nie wyróżniamy się niczym szczególnym w porównaniu do Wrocławia, Krakowa czy Poznania – jesteśmy tak samo atrakcyjni, jak te ośrodki. Dzięki swojemu nadmorskiemu położeniu możemy być także ciekawą lokalizacją z punktu widzenia inwestorów przemysłowych, dla których ważna jest optymalizacja kosztów i logistyka związana z bliską odległością do kluczowych portów morskich. To nas, podobnie jak w przypadku usług, wyróżnia i może dawać przewagi.
Na tle innych polskich metropolii wyróżnia nas bardzo wysoka jakość życia oraz to, że jesteśmy bardzo dobrą lokalizacją dla projektów, które są w jakiś sposób powiązane z obszarem Morza Bałtyckiego.
Nasze położenie geograficzne z punktu widzenia niektórych działalności gospodarczych jest atutem, lecz jeśli chodzi o wiele innych może jednak stanowić czynnik zniechęcający… Wszystko zależy od typu projektu. Jeżeli spojrzymy na inwestycję Amazona pod Wrocławiem, która opierała się na pomyśle stworzenia centrum logistycznego obsługującego znaczną część Europy kontynentalnej, to powiedzmy sobie szczerze – Trójmiasto nie byłoby atrakcyjną lokalizacją. Nie jesteśmy w centrum. Dystrybucja towarów na rynek środkowoeuropejski jest znacznie wygodniejsza z obszarów położonych w południowo-zachodniej części Polski. To optymalne miejsce z punktu widzenia obsługi wschodnich Niemiec czy południa Europy. Podobnie też Pomorze nie będzie nigdy najlepszą lokalizacją dla tych firm produkcyjnych, które zwracają bardzo dużą uwagę na logistykę całego cyklu produkcyjnego. Jesteśmy i będziemy atrakcyjni tylko dla projektów przemysłowych, które w znacznej mierze opierają swój biznes na mocach przeładunkowych trójmiejskich portów. Wspomniał Pan już dwukrotnie o istotnej z punktu widzenia niektórych projektów inwestycyjnych wysokiej jakości życia. Na jakie jej aspekty inwestor zwraca uwagę w szczególnym stopniu? Inwestorzy zwracający uwagę na jakość życia poszukują miejsc otwartych na ludzi z zewnątrz. Umiędzynarodowionych, posiadających dużą społeczność cudzoziemców oraz adresowany do nich cały wachlarz infrastruktury i usług. Bardzo istotną rolę odgrywa lokalna oferta czasu wolnego, czyli to, co w danym miejscu pracownicy mogą robić po godzinach. Jestem przekonany, że jako Trójmiasto oraz szerzej – region, jesteśmy pod tym względem najlepsi w Polsce. W ciągu godziny-półtorej można od nas dojechać na Hel, Kaszuby, a nawet na Warmię. Mamy morze, jeziora, lasy, zabytki. Dochodzi do tego dobra jakość przestrzeni publicznej – terenów zielonych, placów zabaw, dróg. W tym kontekście liczy się też wysoka jakość usług publicznych, związanych przede wszystkim z komunikacją miejską. Zauważmy, że w obecnych czasach coraz więcej młodych ludzi chce z niej korzystać. Pokolenie to woli inwestować w inne rzeczy niż zakup i utrzymania auta, które z ekonomicznego punktu widzenia jest zupełnie nieopłacalne. Stąd też, w szczególności na Zachodzie, rozwijają się usługi w zakresie car sharing, lecz przede wszystkim do łask wraca komunikacja publiczna. W porównaniu do innych polskich miast, jej jakość stoi w Trójmieście na naprawdę wysokim poziomie. Jesteśmy jedną z najmniej zakorkowanych metropolii w kraju. To w pewnej mierze pokłosie inwestycji w tabor szynowy z ostatnich lat – w nowe tramwaje, w Pomorską Kolej Metropolitalną, która coraz lepiej łączy Trójmiasto z interiorem, umożliwiając tamtejszym mieszkańcom znacznie lepszy dojazd do pracy. Pozostając w tym temacie, nie można też zapominać o tym, że dysponujemy najlepszą w kraju infrastrukturą ścieżek rowerowych. Wydaje mi się, że coraz więcej osób przesiada się z samochodu, a także autobusu czy tramwaju, właśnie na rowery. Jak ważna z punktu widzenia przyjeżdżających do Trójmiasta zagranicznych talentów, jest lokalna oferta edukacyjna? Jest to szalenie ważny aspekt. Jeszcze kilka lat temu wiele osób nie chciało się do nas przeprowadzać właśnie ze względu na brak odpowiedniej oferty edukacyjnej dla swoich dzieci. Dziś mamy już w Trójmieście wiele przedszkoli międzynarodowych, a także szkół podstawowych o takim profilu. Ta oferta cały czas się rozrasta. Z punktu widzenia cudzoziemców dobrze by było, gdyby coraz większa liczba szkół średnich dawała możliwość zdawania matury międzynarodowej. Nie mam wątpliwości, że im bardziej będziemy pod tym kątem otwarci, przyjaźni dla osób z zewnątrz, tym większa będzie nasza atrakcyjność inwestycyjna.
Jeszcze kilka lat temu wielu cudzoziemców nie chciało się do nas przeprowadzać ze względu na brak odpowiedniej oferty edukacyjnej dla swoich dzieci. Dziś mamy już w Trójmieście wiele przedszkoli międzynarodowych, a także szkół podstawowych o takim profilu.
Czynniki lokalizacji, takie jak dostępność transportowa, jakość życia czy koszty pracy to jedno, lecz nie mniej istotną rzeczą są działania miast i regionów mające na celu przyciągnięcie inwestorów. Jak to skutecznie robić? Promocja miasta czy regionu odbywa się na różnych poziomach. Jednym z nich są wydarzenia, w których powinno się uczestniczyć, by zostać zauważonym przez biznes. Jeśli chodzi o sektor usług oraz high-tech, mam tu na myśli głównie kongresy organizowane przez Związek Liderów Sektora Usług Biznesowych (ABSL). Przyjeżdżają na nie tysiące osób – zarówno sami inwestorzy, jak i firmy z otoczenia: doradcze, HR-owe, edukacyjne. Podczas takich spotkań prezentowane są trendy, omawia się projekty inwestycyjne, jakie mogą zostać zrealizowane w przyszłości. Istotna jest też obecność na zagranicznych imprezach, jak np. targach komputerowych CeBIT w Hanowerze, czy targach inwestycyjnych w Cannes. Stanowią one okazje do zapoznania się z inwestorami, nawiązanie oraz rozwinięcie z nimi relacji. Biznesowa promocja miasta zachodzi także drogą – nazwijmy to – pewnego rodzaju kanałów informacyjnych. Ich kluczowym ogniwem są często wielkie firmy doradcze, współpracujące na co dzień z inwestorami. Kiedy pewien wielki koncern musi się zrestrukturyzować, wyoutsourcować pewne działalności w celu optymalizacji kosztów, to właśnie przedsiębiorstwa consultingowe dowiadują się o tym jako pierwsze. To one będą później przeprowadzały swoich klientów krok po kroku przez cały proces restrukturyzacji, aż po sam finał – wybranie miejsca lokalizacji centrum biznesowego czy informatycznego. Analizują one rynki pracy, dostępność talentów i kadr, kosztów pracy na całym świecie. Decyzja o wybraniu lokalizacji jest pochodną bardzo szczegółowej analizy. Jako Gdańsk od lat budujemy nasze relacje z takimi podmiotami. Wydaje mi się, że są one coraz lepsze, czego efekty już chyba można dostrzec.
Wielkie firmy doradcze, współpracujące na co dzień z inwestorami, jako pierwsze wiedzą o planach restrukturyzacyjnych swoich klientów. To one przeprowadzają ich później krok po kroku przez ten proces, aż po sam finał – wybranie miejsca lokalizacji centrum biznesowego czy informatycznego. Warto utrzymywać z nimi bliski kontakt.
Czy strategia Waszego działania zmienia się w czasie, w zależności od trendów gospodarczych? Czy nie jest tak, że np. 10 lat temu zachęcało się firmy, by przyjeżdżały tu ze względu na niskie koszty pracy, a dziś – ze względu na dostępność talentów czy wysoką jakość życia? Przez lata naszej działalności nauczyliśmy się, że wiele projektów inwestycyjnych przechodzi naturalną ścieżkę wzrostu. Nie można się obrażać na to, że wielki koncern zaczyna inwestowanie na Pomorzu od prostych działalności typu call center. Często jest to celowa strategia inwestycyjna różnych korporacji. Gdy nie znają jeszcze dobrze danego miejsca, wolą zacząć od czegoś bezpiecznego, prostego. Jeśli to się sprawdzi, idą dalej, dorzucają bardziej skomplikowane usługi finansowe, informatyczne, aż po knowledge center. Taka strategia jest dla nich bezpieczniejsza – gdy ulokowanie prostych usług w danym miejscu nie wypali, to skala strat będzie po stronie korporacji nie tak duża, niż gdyby dotyczyło to relokacji zaawansowanego działu opartego na wiedzy i talentach. 10 lat temu wierzyliśmy, że będziemy w stanie od razu pozyskiwać centra badawczo-rozwojowe. Przez ten czas nauczyliśmy się jednak, że to rzadkie, wręcz niespotykane, by tego typu projekty mogły zawitać do regionu bez wcześniejszego wysondowania lokalizacji przez mniej skomplikowane działy korporacji.
To rzadkie, wręcz niespotykane, by centra badawczo-rozwojowe firm mogły zawitać do regionu bez wcześniejszego wysondowania lokalizacji przez mniej skomplikowane działy korporacji.
Nie ma co być więc zatem zbyt wybrednym jeśli chodzi o typy inwestycji, które tu ściągamy? Nie stać nas na to żeby być wybrednymi. Nasz system edukacji nie produkuje przecież tylko i wyłącznie inżynierów zajmujących się rozwojem sztucznej inteligencji. Mamy na Pomorzu mnóstwo młodych ludzi po różnych kierunkach studiów. Przed dekadą znaczna część z nich miałaby wielki problem ze znalezieniem pracy w zawodzie. Teraz, również dzięki obecności międzynarodowych koncernów, szanse te są w wielu obszarach znacznie większe – od rzeczy prostych aż po skomplikowane. Nie mam poczucia, że powinniśmy dbać o to, by na Pomorzu lokowały się tylko i wyłącznie najbardziej zaawansowane typy działalności. Niech ten biznesowy pejzaż będzie jak najbarwniejszy, tak by odnalazło się tu zawodowo jak najwięcej osób stąd, posiadających różne zdolności i umiejętności. Jeśli skupilibyśmy się tylko na jednym typie działalności, wielu z tych ludzi by z Pomorza po prostu wyjechało. Dobrze prosperujące miasto czy region muszą umieć zatrzymać u siebie swoich mieszkańców. Czy promując za granicą Gdańsk, np. podczas targów biznesowych, staracie się też przy okazji promować Trójmiasto oraz cały region? Staramy się promować co najmniej jako Trójmiasto lub cały obszar metropolitalny. Sam Gdańsk nie jest w stanie konkurować z dużymi ośrodkami gospodarczymi pokroju Poznania, Łodzi czy Krakowa, nie mówiąc już o Warszawie. Tylko pokazując się szerzej jesteśmy w stanie zbudować przewagi, dzięki którym inwestorzy chcą do nas przyjeżdżać. Nieraz mieliśmy do czynienia z sytuacją, gdy pracowaliśmy nad pewnym projektem inwestycyjnym, a nasz partner ostatecznie decydował się osiąść np. w Gdyni. Reuters, Geoban czy Sony to tylko pierwsze przykłady z brzegu. Nie żywimy jednak żadnej urazy. Nie konkurujemy ze sobą wewnątrz Trójmiasta, naszym celem jest organiczny rozwój całej metropolii. Analizujemy czasem struktury zatrudnienia w projektach inwestycyjnych, które udało się ściągnąć do Gdańska oraz Gdyni. Zarówno u nas, jak i za miedzą, zazwyczaj około 1/3 pracowników pochodzi z Gdańska, około 1/3 z Gdyni, a około 1/3 z pozostałej części obszaru metropolitalnego bądź z zewnątrz. Dla mieszkańców tych dwóch miast to, gdzie znajduje się ich miejsce pracy, jest często – również za sprawą dobrej komunikacji miejskiej – kwestią wtórną. A zatem każdy projekt inwestycyjny, który jest realizowany w Gdyni czy Sopocie, jest z korzyścią także dla gdańszczan. Warto patrzeć na to od tej strony.
Nie konkurujemy ze sobą wewnątrz Trójmiasta o inwestorów, naszym celem jest organiczny rozwój całej metropolii. Każdy projekt inwestycyjny, który jest realizowany w Gdyni czy Sopocie, jest z korzyścią także dla gdańszczan.
A zdarza się Wam promować również Pomorze? Nam jako InvestGDA trudno jest budować za granicą markę Pomorza – nazwa naszego regionu nie przywołuje raczej żadnych oczywistych skojarzeń. Jego przeciwieństwem jest Gdańsk – rozpoznawalny w Europie ze względów historycznych. Byłoby grzechem, gdybyśmy tego nie dyskontowali. Zarówno Gdańsk jak i Gdynia są też kojarzone jako ważne porty, węzły przeładunkowe w akwenie Morza Bałtyckiego. Co ciekawe, za granicą – z punktu widzenia podmiotów gospodarczych oraz analityków oceniających różne rynki, ich zasoby, koszty – funkcjonuje też termin Trójmiasta. W większości analiz biznesowych nie rozpatruje się oddzielnie Gdańska oraz Gdyni, lecz cały obszar trójmiejski. Poważne analizy biznesowe oraz fakty to jedno, natomiast druga rzecz to stereotypy. Jak postrzegani jesteśmy za granicą przez osoby, które tu nigdy jeszcze nie były? Uważam że te stereotypy ewoluują. Dwie dekady temu jak najbardziej żywy był obraz przysłowiowych białych niedźwiedzi chodzących po ulicach, europejskiej ściany wschodniej, zacofania. Dziesięć lat temu bardzo często spotykałem się z wizerunkiem Gdańska jako miasta postprzemysłowego, które nadal liże rany po upadku branży stoczniowej. Wielu ludziom kolebka Solidarności kojarzyła się niestety właśnie z wymarłymi zakładami pracy, bezrobociem itp. Takie przesłanie poszło w świat. Dziś zapewne nadal można się spotkać z osobami, które powielają podobne stereotypy. Muszą być one bardzo zdziwione, gdy przyjeżdżają do nas i widzą jak jest naprawdę. Warto włożyć nasze starania w odwrócenie tego niekorzystnego wizerunku. Nie ma na to jednej recepty, potrzeba tu działań wielowymiarowych. Osobiście zacząłbym od promocji nowoczesnej metropolii w mediach międzynarodowych – klipy promocyjne w BBC czy artykuły w „Financial Times” mogłyby nam przysporzyć za granicą naprawdę dobrej prasy. Pozostaje jeszcze pytanie o to, gdzie w szczególności warto promować nasz odświeżony, nowoczesny wizerunek. Z pewnością w obszarze Morza Bałtyckiego. Szczególnie wśród Skandynawów widać, jak bardzo są oni zainteresowani przyjeżdżaniem tu – turystycznie i biznesowo – i poznawaniem naszego regionu. Na pewno warto też promować się w Stanach Zjednoczonych, a także w Niemczech – jeszcze przez długi czas będą one gospodarką, z którą będziemy najsilniej zintegrowani. Oprócz tego starajmy się też wpisywać w pewne zachodzące na świecie trendy. Pomyślmy, w jaki sposób wykorzystać Brexit, w efekcie którego część firm i usług odpłynie z Wielkiej Brytanii. Dokądś będą musiały się przenieść. Przy odpowiedniej promocji jesteśmy w stanie zawalczyć o te projekty. Ciekawe też, jakie perspektywy otworzy przed nami umowa gospodarcza między Unią Europejską a Kanadą (CETA). Nazwa ta jest dość myląca, gdyż CETA obejmuje tak naprawdę również po części Stany Zjednoczone. Z porozumienia tego skorzysta wiele korporacji amerykańskich, zarejestrowanych w Kanadzie i występujących oficjalnie jako podmioty kanadyjskie. Trzeba to przeanalizować pod kątem promocji Trójmiasta i regionu. Warto też zawsze patrzeć na Chiny. Z jednej strony nie wydaje mi się, by z tego kierunku mogły do nas w najbliższym czasie zawitać duże inwestycje bezpośrednie. Posiadając nadwyżki gotówki Chińczycy będą raczej inwestowali w przejmowanie wielkich europejskich korporacji. Z drugiej jednak strony Państwo Środka musimy rozpatrywać w kategoriach rynku zbytu oraz partnera dla wielu naszych lokalnych, rozwijających się firm. Wsparcie promocyjne mogłoby im ułatwić działalność eksportową do Chin.

O autorze:

Z Alanem Aleksandrowiczem , Pełnomocnikiem Prezydenta Gdańska ds. Obsługi Przedsiębiorców, rozmawia Leszek Szmidtke , dziennikarz PPG i Radia Gdańsk. - Leszek Szmidtke: Kiedy największe polskie miasta chwaliły się, ilu i jakich ściągnęły inwestorów, zawstydzony Gdańsk spuszczał oczy. Gdzie leży przyczyna, że wielki kapitał omijał Gdańsk, Pomorze? Alan Aleksandrowicz: Tych przyczyn było kilka. Najlepiej to pokazać na przykładzie lidera, czyli Wrocławia. Kilkakrotnie rozmawialiśmy na ten temat z prezydentem Rafałem Dutkiewiczem i jego otoczeniem. Wskazywano nam na kilka najważniejszych elementów. Wrocław ma znakomite położenie, blisko granicy z Niemcami, dobre połączenia drogowe, zwłaszcza z niemieckimi autostradami. Gdańsk zaś leży na uboczu, z dala od głównych szlaków komunikacyjnych. Brakuje nam autostrady i, moim zdaniem, to chyba najważniejszy powód zapóźnienia. Powinniśmy się domagać wyjaśnień, dlaczego tak długo powstaje autostrada A1. Dlaczego nie ma drogi tak ważnej dla Pomorza, ale też ważnej dla całego kraju? - Milionowa aglomeracja to nie jest zbyt wielki atut, kiedy brakuje dobrych połączeń drogowych i kolejowych. Oczywiście. Byliśmy niedawno w Indiach; tam średniej wielkości miasta mają po kilka milionów mieszkańców. Ostatnio kilku inwestorów zainteresowało się Gdańskiem, Trójmiastem dlatego, że jest tu duży rynek konsumencki. Milion mieszkańców uzasadnia budowę centrów logistycznych. Nie można też zapominać o portach morskich. Drugim powodem naszego zapóźnienia jest mniejszy rynek pracy. Mamy mniejsze zasoby dobrze wykwalifikowanych pracowników niż Warszawa, Śląsk czy właśnie Wrocław. To jest oczywiście pochodna wielkości i jakości nauczania ośrodków akademickich. Dla tzw. inwestycji opartych na wiedzy liczy się właśnie liczba absolwentów wybranych kierunków, liczba ośrodków badawczych. Chociaż w ostatnich latach widać poprawę, to niestety ominęły nas wielkie inwestycje, które napłynęły do naszego kraju w latach 2001-2004. Warto jeszcze zwrócić uwagę, że prywatyzacje dużych państwowych zakładów zaowocowały ogromnym zainteresowaniem inwestorów. Zwykle takim prywatyzacjom towarzyszyła intensywna promocja, poszukiwanie przedsiębiorców gotowych zainwestować swoje środki, i to przynosiło pozytywne skutki w postaci dużego zainteresowania zagranicznym kapitałem. - U nas w tym czasie nacjonalizowano przemysł stoczniowy. Kiedy jednak porównujemy strategię wojewódzką, Gdańska, Gdyni, gdy słuchamy zapowiedzi władz, to można odnieść wrażenie, że jesteśmy zainteresowani wyłącznie tzw. wysokimi technologiami. A więc jest specjalizacja, czy też witamy każdego? Na swoje potrzeby dzielę gospodarkę naszego regionu na trzy części. W dwóch pierwszych, czyli przemyśle stoczniowym i portach oraz rafinerii i energetyce, radzimy sobie dobrze, ewentualnie można lekko wspierać te dziedziny. Podobnie jest z turystyką. Dziedzina, o którą musimy walczyć, zabiegać, inwestować, to właśnie wysokie technologie, gospodarka oparta na wiedzy. Na tym polu toczy się zaciekła walka między największymi polskimi miastami. Fundamentem jest ciągły dopływ dobrze wykształconych kadr. Kiedy przeanalizujemy coroczną listę absolwentów kierunków inżynierskich, szczególnie informatyków, zobaczymy, że są od razu rozchwytywani. W tym przypadku nie ma bezrobocia. Przychodzący do nas inwestorzy wiedzą o tym doskonale. Mają własne źródła informacji, analizy sytuacji. Dlatego wspólnie z uczelniami musimy zabiegać, żeby jak najwięcej informatyków, inżynierów trafiało na nasz rynek. Jeżeli będzie taka potrzeba, to Gdańsk, Gdynia i cały region muszą przyciągnąć specjalistów nawet z innych części Polski. - Uczelnie mają jednak ograniczone możliwości lokalowe, zwłaszcza Politechnika kształcąca, najbardziej poszukiwanych specjalistów. A poza tym, czy pierwsze pytanie inwestorów rzeczywiście zawsze dotyczy przyszłych pracowników? Inwestorzy pytają na wstępie o trzy rzeczy: kadry, miejsce, w którym mogliby się usadowić - głownie chodzi im o parki naukowo-technologiczne - no i o jakość życia. To ostatnie jest naszą mocną stroną, dwa pierwsze kryteria niestety nie. Takie firmy jak Flextronics, Intel, Jabil osiedliły się w naszym regionie z powodu dobrej kadry. Dziś liczba absolwentów, którzy opuszczają pomorskie uczelnie, jest niewystarczająca i dlatego powinniśmy zachęcać nowe szkoły wyższe do osiedlania się w naszym regionie. Musimy zabiegać zwłaszcza o takie prywatne uczelnie, jak Polsko-Japońska Wyższa Szkoła Technik Komputerowych, która od września kształci w Gdańsku informatyków. Jest to zamiejscowy oddział warszawskiej uczelni i, jak słyszałem, zainteresowanie nią przerosło oczekiwania, mimo że czesne za semestr jest bardzo wysokie. Między innymi dlatego samorządy miejskie oraz regionalny powinny realizować coraz więcej programów stypendialnych. - Co z tego, że będzie wielu absolwentów znakomitych uczelni, jeżeli potencjalni inwestorzy nie będą wiedzieli o Gdańsku, Pomorzu. Należy się oczywiście promować, ale dzisiaj inwestorzy, którzy chcą zakładać centra usługowe, centra informatyczne czy nawet zwykłe call center, doskonale wiedzą, co się dzieje na środkowoeuropejskim rynku. Zensar buduje w Gdańsku centrum informatyczne, softwarowe, coś co nazywają it architects. Mimo że są tutaj inżynierowie, specjaliści, to firma nie pracuje na potrzeby polskiego rynku. Obsługuje klientów w krajach zachodnioeuropejskich, takich jak Fujitsu, Cisco, Citibank. - Ale to nie oznacza, że macie siedzieć z założonymi rękami, spoglądając na długą kolejkę chętnych do zainwestowania. Oczywiście, że nie. Fala zainteresowania rozlewa się po największych polskich miastach równomiernie. Wprawdzie inwestorzy z krajów zachodnioeuropejskich, ze Stanów Zjednoczonych trafiają do nas sami, ale pojawia się także wielka fala nowych inwestycji z krajów azjatyckich. Tam zaś nas nie znają, no, może trochę kojarzą nas w Japonii. Kapitał indyjski reprezentuje Zensar w Gdańsku, HCL w Krakowie, kilku inwestorów w Łodzi oraz Wrocławiu, no i słynny Mittal. Mimo to Polska w tym olbrzymim kraju jest niemal nieznana. Byliśmy niedawno w Indiach z marszałkiem Janem Kozłowskim i okazało się, że najbardziej rozpoznawalnymi krajami z naszej części Europy są tam Rumunia i Bułgaria. Prawie co miesiąc przyjeżdżają z tych państw misje gospodarcze. - Promując Gdańsk, o kogo zabiegacie? Staramy się ściągać duże centra usług o charakterze informatycznym oraz finansowym. Uważamy, że te inwestycje pozostaną, bo są oparte na wiedzy ludzi. Takie firmy mocno zapuściły korzenie np. w okolicach San Francisco czy Bostonu. Producenci sprzętu agd czy samochodów będą się przenosić tam, gdzie znajdą tańszą siłę roboczą. Gospodarka oparta na wiedzy ma jeszcze jedną ważną cechę: kryje się za nią duża konsumpcja. Pracujący w takich firmach zazwyczaj dobrze zarabiają. A firmy z tej branży potrzebują również wielu dodatkowych usług. To jest droga, którą powinien podążać Gdańsk. Oczywiście nie możemy zapominać o tradycyjnych gałęziach gospodarki: o portach, przemyśle stoczniowym, turystyce. - Już wiemy, jacy inwestorzy są najbardziej pożądani. Gdzie będziecie ich szukać? Bardzo zachęcam nasze władze do poszukiwania w krajach azjatyckich. Tam jest największy potencjał. Takie firmy jak HCL, Infosys, Tata dopiero się szykują do poważnego wejścia na europejskie rynki. Z niepokojem obserwują wydarzenia w Stanach Zjednoczonych. W Indiach słychać coraz częściej, że ich gospodarka jest zbyt uzależniona od rynku amerykańskiego. Europa to zamożny i duży rynek, a takie kraje jak Polska będą się cieszyły dużym zainteresowaniem. Podobnej reakcji można oczekiwać ze strony chińskich przedsiębiorców. Japonia jest kolejnym rynkiem, o który powinniśmy walczyć. Te trzy kraje są w centrum naszego zainteresowania i tam będziemy się promować. Oczywiście nie zapominamy o Europie. Chociaż kraje tzw. Starej Unii Europejskiej znają nas doskonale. Obecność Polski w Unii otworzyła nam wiele drzwi i powinniśmy to uwzględniać w poszukiwaniu inwestorów, w promowaniu Gdańska. - Wspomniał pan, że inwestorzy dobrze się orientują, czym na Pomorzu, w Gdańsku dysponujemy. Czy mają uwagi, sugestie, jak powinno wyglądać kształcenie na poziomie akademickim? Czy też jedynym problemem jest zbyt mała liczba absolwentów? Problemem jest liczba absolwentów, ale też słaba znajomość języków obcych. Wielkie centra business process outsourcing, na przykład Reuters, pracują dla klientów z całego świata. Potrzebują dobrze wykształconych ludzi ze znajomością języków obcych, i to nie tylko angielskiego, ale na przykład hebrajskiego czy arabskiego. Inwestorzy zwracają nam uwagę, że znajomość innych języków niż angielski wypada u nas słabo. Wskazują też na wzrost płac, na tempo tego wzrostu. Poważnym problemem jest również brak nowoczesnych powierzchni biurowych. I chociaż powstają już takie biurowce w Gdańsku i Gdyni, to jednak zapotrzebowanie wciąż jest większe. - Co w takim razie oferujecie inwestorom, którzy potrzebują dużych powierzchni biurowych? Czy jest wystarczająca ilość terenów z uchwalonymi planami zagospodarowania przestrzennego, uzbrojonych w infrastrukturę? Na szczęście takich terenów mamy dużo i dzięki temu zaczyna szybko przybywać inwestycji. W samym centrum miasta, za Zieleniakiem, firma Echo Investment zakupiła nieruchomości z zamiarem wybudowania kompleksu biurowego o powierzchni ponad 20 tysięcy metrów kwadratowych. Także przy ulicy Abrahama powstanie budynek o podobnej powierzchni. Takich pomysłów jest więcej, bo zainteresowanie rośnie w zaskakującym tempie. - Czy powstające na obrzeżach Trójmiasta centra logistyczne także są konsekwencją tego zainteresowania? Chętnych jest sporo, ale musimy uzbroić nowe tereny w infrastrukturę. W pierwszej kolejności ponad 200 hektarów między Trasą Sucharskiego a terminalem portowym DCT. Wspólnie z portem przygotowujemy ten teren i już szukamy inwestorów. Kolejne tereny, również wymagające uzbrojenia, znajdują się między ulicami Kartuską i Maszynową. Muszę się pochwalić, że ponad 60 %powierzchni Gdańska jest już objętych planami zagospodarowania przestrzennego i jesteśmy w krajowej czołówce. Piętą achillesową jest natomiast brak uzbrojenia. Na tym powinniśmy się teraz skupić. Inwestor, który do nas przychodzi i ma zamiar się budować, chce to robić od ręki, najlepiej w ciągu kilku tygodni. Kiedy teren jest nieprzygotowany, decyzja się odwleka, rośnie tym samym ryzyko i najczęściej firma szuka nowego miejsca. - Czy gdańskie plany promocyjne, uzbrojenia działek, są uzgadniane z sąsiednimi samorządami oraz władzami województwa? Promując Gdańsk, współpracujemy z Urzędem Marszałkowskim. Uzgadniamy wspólny kalendarz imprez promocyjnych, konferencji, wyjazdów, konfrontujemy przygotowywane materiały. Doskonale układa się nasza współpraca z Sopotem. Bardzo byśmy chcieli wciągnąć do wspólnych projektów Gdynię, Pruszcz Gdański, Kolbudy, Żukowo. Z Pruszczem już prowadzimy rozmowy. Żukowo ma bardzo ciekawe tereny położone blisko Centrum Hurtowego Renk w Barniewicach, cieszą się one dużym zainteresowaniem inwestorów. Rozszerzenie akcji promocyjnej, włączenie się kolejnych samorządów przyniesie duże korzyści. Pozyskamy więcej pieniędzy i będziemy mogli skuteczniej zabiegać o inwestorów. Dziękuję za rozmowę.

O autorze:

Rozmowę prowadzi Leszek Szmidtke, dziennikarz PPG i Radia Gdańsk. Leszek Szmidtke: Dobre kwalifikacje za rozsądną cenę – to w skrócie hasło inwestorów z branży usług biznesowych. Trójmiasto dysponuje takimi atutami, a mimo to Kraków czy Wrocław ściągnęły wielokrotnie więcej inwestorów. Dlaczego? Paweł Adamowicz: Panuje przekonanie, że są to miasta z dużą liczbą szkół wyższych i studentów, a szczególnie absolwentów poszukiwanych przez inwestorów kierunków. Dlatego nasze uczelnie powinny szukać rozwiązań odpowiadających wyzwaniom rynku pracy. Spotyka się pan z rektorami i rozmawia na ten temat? Spotykam się i rozmawiam, ale uczelnie mają pełną autonomię. W ostatnich latach zauważam lepsze reagowanie na potrzeby rynku pracy. Jednak elastyczność powinna być jeszcze większa i władze uczelni muszą myśleć z kilkuletnim wyprzedzeniem o czekających ich zmianach w gospodarce. Alan Aleksandrowicz: Kraków, Wrocław oraz Warszawa to krajowa czołówka. Razem z Łodzią i Poznaniem jesteśmy tuż za podium. Tworzenie warunków do powstawania nowych uczelni jest jakimś rozwiązaniem. Tym bardziej że na przykład w Krakowie oraz sąsiadujących gminach jest więcej szkół wyższych niż w Trójmieście. Większa konkurencja powinna być nie tylko w przypadku uczelni. Były wiceminister spraw zagranicznych Paweł Wojciechowski mówi, że jest zbyt mała rywalizacja między polskimi miastami. Jak będzie większa, to inwestorzy chętniej będą przybywać… Z naszej perspektywy rywalizacja jest bardzo ostra i w kilku przypadkach musieliśmy toczyć zacięte boje o inwestorów. W ostatnim czasie wygraliśmy dla Trójmiasta Sony Pictures oraz Willisa. Niestety, w tym samym czasie nie udało się nam przekonać dwóch innych firm, Franklin Templeton oraz UniCredit, do osiedlenia się w Gdańsku. Analizujecie wygrane i przegrane bitwy. Jakie są wnioski? Centra usług biznesowych, zarówno Franklin Templeton jak i UniCredit, ściśle współpracują z niemieckimi oddziałami tych koncernów. Dlatego ważnym argumentem była liczba absolwentów germanistyki czy szerzej – znajomość języka niemieckiego wśród studentów. W tym punkcie przegraliśmy z Poznaniem i Szczecinem. U nas przeważa język angielski, silną pozycję mają języki skandynawskie. Nie jestem jednak pewien, czy suche dane statystyczne odzwierciedlają stan rzeczywisty. W Trójmieście te firmy bez problemu mogły znaleźć odpowiednią liczbę pracowników sprawnie posługujących się językiem niemieckim. Kolejnym ważnym argumentem była bliskość Niemiec. W takich przypadkach trudno konkurować z Wrocławiem, Poznaniem czy Szczecinem. Geografia jest nieubłagana. Jakie inne słabe punkty należy poprawić? Przede wszystkim należy zwiększyć liczbę wyższych uczelni z kierunkami poszukiwanymi przez inwestorów. Zachęcamy do zakładania takich szkół w Gdańsku; dobrym przykładem jest Polsko-Japońska Wyższa Szkoła Technik Komputerowych, która otworzyła oddział w naszym mieście. Namawiamy inwestorów do wspólnego tworzenia pomagisterskich centrów doskonałości, zajmujących się wyposażaniem absolwentów szkół wyższych w specjalistyczną wiedzę potrzebną w ich firmach. Przez długie lata słabością Gdańska był brak przestrzeni biurowej. Dziś mamy takich powierzchni więcej i ta poważna bariera na pewien czas zniknęła. A czas jest bardzo ważny, gdyż deweloperzy nie będą budować nowych biurowców bez choćby częściowego zapełnienia portfela zamówień. Natomiast inwestorzy z interesującej nas branży nie chcą czekać kilka lat na wybudowanie od podstaw nowego biurowca. Tam decyzje zapadają szybko i jeżeli nie ma odpowiedniego miejsca, szukają go w innych miastach. Najlepsi studenci czy absolwenci nie wystarczą, jeżeli nie mają miejsca na podjęcie pracy. Inwestorzy z sektora usług biznesowych łatwo się osiedlają, ale równie szybko mogą poszukać innego miejsca. Wartość takiej inwestycji jest też dużo niższa niż fabryki. Dlaczego warto zabiegać o takie firmy? Każde miejsce pracy jest ważne i nie można wybrzydzać. Tym bardziej że sektor BPO (Business Process Offshoring) oferuje dobrze płatne stanowiska dla ludzi z wysokimi kwalifikacjami. Miasto bardzo się cieszy z takich ludzi: kupują mieszkania, wyposażają, robią zwykle większe zakupy, uczestniczą w wydarzeniach kulturalnych i sportowych. Ich aktywność obywatelska też jest większa.
Nieprawdą jest ulotność inwestycji offshore. Łatwiej dziś zdemontować fabrykę samochodów lub AGD, niż znaleźć wysoko wykwalifikowanych pracowników w nowym miejscu.
Dla inwestorów jakość życia ma znaczenie? Przedstawiciele firm szukających lokalizacji o tym wspominają, ale przede wszystkim liczą się kadry oraz powierzchnie biurowe. Natomiast nieprawdą jest ulotność inwestycji offshoringowych. Łatwiej dziś zdemontować fabrykę samochodów lub AGD, niż znaleźć wysoko wykwalifikowanych pracowników w nowym miejscu. To są zwykle młodzi ludzie, więc łatwiej podejmują decyzję o przeniesieniu się do Krakowa, Wrocławia czy Budapesztu. Wbrew pozorom nie są tacy skorzy do przeprowadzek. Z naszych obserwacji w innych miastach wynika, że pracownicy tego sektora częściej zostają, kiedy ich firma zmienia lokalizację, niż robotnicy z fabryk produkcyjnych. Firmy mają tego świadomość i jeśli się osiedlają, to na dłużej. Wspomniany już minister Wojciechowski twierdzi, że samorządy nie doceniają tych „miękkich” czynników. Znamy wagę tych argumentów i dlatego z inicjatywy miasta Gdańska Fundacja Oświatowa podjęła się zorganizowania przedszkola i szkoły z językiem angielskim jako językiem podstawowym. Pracownicy nasi i Agencji pomagają rozwiązywać indywidualne sprawy obcokrajowców zatrudnionych w tych firmach. Doceniamy znaczenie „miękkich” czynników, ale wiemy też, na co inwestorzy spoglądają przede wszystkim. Wspieramy również inwestorów w późniejszych miesiącach i latach.
Zadowolenie inwestora jest najlepszą reklamą. Słowa prezesa Intela mają na świecie znacznie większą wartość niż przedstawicieli instytucji rządowych lub samorządowych.
Czyli narzekania przedstawicieli firm na brak takiego wsparcia poinwestycyjnego nie są panu obce? Wiem, że są takie sygnały. Jednak zarówno Agencja, jak i Urząd Miasta dokładają starań, żeby nasi inwestorzy nie mieli powodów do narzekań. Oczywiście, nie wszystko można od razu załatwić, i nie wszystko można w ogóle załatwić, ale Gdańsk pod tym względem na pewno się wyróżnia na korzyść. W każdej firmie pytamy na różne sposoby, m.in. poprzez ankiety, jak oceniają nasze miasto. Często spotykam się z szefami firm. Budujemy trwałe relacje z inwestorami, którzy się u nas osiedlili, i doceniamy ich znaczenie. Przecież ich zadowolenie jest najlepszą reklamą. Słowa prezesa Intela mają na świecie znacznie większą wartość niż przedstawicieli instytucji rządowych lub samorządowych. Czy offshoring jest tak ważną branżą, że należy tworzyć dla niej specjalne plany czy nawet strategię wytyczającą kierunki poszukiwań i rozwoju? Nie musimy tego pisać, my to robimy. Już dziś na terenie metropolii gdańskiej pracuje w tym sektorze około 13 tys. ludzi. Uczymy się i dostosowujemy do potrzeb tego segmentu. Jak trzeba, to o 7 rano spotykam się z inwestorami. Tak właśnie było niedawno z przedstawicielami amerykańskiego koncernu Willis. Udało się ich przekonać, choć pojawił się pewien problem i czekamy na decyzję ministra finansów. Minister zmienił zasady wspierania inwestycji zagranicznych. Firmy, które mogą korzystać ze środków unijnych, nie dostają wsparcia z funduszy rządowych. Zmiana reguł w czasie procesu inwestycyjnego mocno skomplikowała nam sytuację. Czy starania o ściąganie działalności offshoringowej wiążą się z inwestycjami w miejską infrastrukturę? Bezpośrednio nie, ale ułatwiamy zadanie tym deweloperom, którzy chcą budować biurowce. W Urzędzie Miejskim jest specjalna ścieżka przyspieszająca otrzymanie zgody i pozwoleń związanych z takimi inwestycjami. Dzięki tej współpracy mamy dziś w Gdańsku odpowiednią ilość powierzchni biurowych. Jest też specjalna uchwała, dzięki której parki biznesowe mogą uzyskać zwolnienie z podatku od nieruchomości. W kraju mało jest przypadków, żeby deweloperzy w tym sektorze mogli liczyć na takie wsparcie.
Nie zamykamy się we własnych opłotkach. Cieszymy się, że inwestycje takie jak Thomson Reuters lub Sony Pictures znalazły się w Gdyni, a nie w Krakowie czy Wrocławiu. Metropolia jest przecież wspólnym miejscem pracy. Tam również będą pracować gdańszczanie
Czy to są wnioski wynikające z osiedlenia się kilku inwestorów w Gdyni, mimo że pracownicy gdańskiej instytucji wywołali ich zainteresowanie? To doskonale pokazuje nasze podejście. Nie zamykamy się we własnych opłotkach. Cieszymy się, że inwestycje takie jak Thomson Reuters lub Sony Pictures znalazły się w Gdyni, a nie w Krakowie czy Wrocławiu. Metropolia jest przecież wspólnym miejscem pracy. Tam również będą pracować gdańszczanie. Podobnie jak w gdańskich firmach, a nawet urzędzie miejskim, pracują mieszkańcy Gdyni, Wejherowa, Pruszcza czy Żukowa. Ale inwestorzy zgodnie podkreślają potrzebę silnej współpracy, szczególnie Gdańska i Gdyni. Staramy się współpracować ze wszystkimi samorządami. Tym bardziej że jedynie w Gdańsku jest tak sprawny zespół ludzi przygotowanych do ściągania inwestorów z sektora BPO. Gdańska Agencja Rozwoju Gospodarczego pracuje dla całej metropolii. Wspólny zespół, wspólna promocja i wspólny budżet spowodują, zdaniem pytanych inwestorów, dużo większą skuteczność. Też jestem o tym przekonany, ale nie znajdujemy zrozumienia w Gdyni. Wielokrotnie organizowaliśmy różne wyjazdy promocyjne i zapraszaliśmy sąsiadów. Zaproszenia przyjmowały Sopot i Pruszcz Gdański, natomiast Gdynia – ani razu. Mimo to promujemy również Gdynię. Zrobiliśmy wspólnie z GE Money Bank badania i wyszło z nich, że struktura zatrudnienia w firmach jest podobna: 1/3 to mieszkańcy Gdańska, nieco mniej Gdyni, a reszta pracowników pochodzi z Sopotu i innych miejscowości wchodzących w skład metropolii. Jak wyglądają zabiegi o inwestorów? Jesteśmy obecni na targach, w pismach branżowych. Ściśle współpracujemy z PAIiIZ, gdyż część potencjalnych inwestorów trafia do nas poprzez tę rządową agencję. Najskuteczniejszą metodą jest bezpośrednie dotarcie do zainteresowanych. Na szczęście na takie wyjazdy są unijne środki w Regionalnym Programie Operacyjnym i z tego korzystamy. Nasza delegacja niedawno była na największych w Europie targach offshoringowych w Edynburgu. Zabieramy również przedstawicieli firm, które się u nas osiedliły, na różne wyjazdy i promujemy się poprzez tych inwestorów. Taka właśnie delegacja z przedstawicielami pięciu firm wróciła niedawno ze Stanów Zjednoczonych. Amerykanie coraz mniej chętnie inwestują bezpośrednio w innych krajach. Wolą nawiązać współpracę z firmą z Gdańska i zlecić jej wykonanie produkcji lub usług. Dla amerykańskich firm jest to mniej ryzykowne rozwiązanie niż budowanie na miejscu zespołu od zera. Dla nas jest to też korzystne, gdyż dzięki temu na miejscu będą powstawały duże i dobre firmy. Czy polskie firmy są zainteresowane offshoringiem i czy szukacie inwestorów na rodzimym rynku? Takich przypadków jest niewiele, ale fala powoli narasta. Spodziewam się, że krajowe koncerny energetyczne będą wyodrębniały usługi biznesowe. PZU już stworzyło centra usług: księgowe, kadrowe czy finansowe. Między innymi takie centrum powstało w biurowcu na ulicy Arkońskiej. Za jakiś czas zniknie jeden z dzisiejszych atutów, czyli niższe niż w krajach Europy Zachodniej koszty pracy. Czym wówczas będziemy zachęcać do inwestowania? Oczywiście, w tej grupie zawodowej różnice w płacach będą się zmniejszały. Dlatego już dziś musimy zmieniać nasz wizerunek: przestać eksponować właśnie niskie koszty pracy, a zacząć pokazywać wartość intelektualną i kompetencje Polaków. Przecież w matematyce nasi studenci są jednymi z najlepszych na świecie. Czyli wracamy do początku naszej rozmowy: wysoki poziom kształcenia, współpraca uczelni z gospodarką, otwarcie na potrzeby rynku pracy. Kreatywność, talent, tolerancja są niezwykle ważne w budowie społeczeństwa i gospodarki przyszłości. W Gdańsku, na Pomorzu, w Polsce musimy być otwarci na inność, na nowe prądy, nie zaniedbując własnej tożsamości. Taka metropolia będzie przyciągać ludzi i firmy. Dziękuję za rozmowę.

Skip to content