Z Alanem Aleksandrowiczem , Pełnomocnikiem Prezydenta Gdańska ds. Obsługi Przedsiębiorców, rozmawia Leszek Szmidtke , dziennikarz PPG i Radia Gdańsk.
- Leszek Szmidtke: Kiedy największe polskie miasta chwaliły się, ilu i jakich ściągnęły inwestorów, zawstydzony Gdańsk spuszczał oczy. Gdzie leży przyczyna, że wielki kapitał omijał Gdańsk, Pomorze?
Alan Aleksandrowicz: Tych przyczyn było kilka. Najlepiej to pokazać na przykładzie lidera, czyli Wrocławia. Kilkakrotnie rozmawialiśmy na ten temat z prezydentem Rafałem Dutkiewiczem i jego otoczeniem. Wskazywano nam na kilka najważniejszych elementów. Wrocław ma znakomite położenie, blisko granicy z Niemcami, dobre połączenia drogowe, zwłaszcza z niemieckimi autostradami. Gdańsk zaś leży na uboczu, z dala od głównych szlaków komunikacyjnych. Brakuje nam autostrady i, moim zdaniem, to chyba najważniejszy powód zapóźnienia. Powinniśmy się domagać wyjaśnień, dlaczego tak długo powstaje autostrada A1. Dlaczego nie ma drogi tak ważnej dla Pomorza, ale też ważnej dla całego kraju?
- Milionowa aglomeracja to nie jest zbyt wielki atut, kiedy brakuje dobrych połączeń drogowych i kolejowych.
Oczywiście. Byliśmy niedawno w Indiach; tam średniej wielkości miasta mają po kilka milionów mieszkańców. Ostatnio kilku inwestorów zainteresowało się Gdańskiem, Trójmiastem dlatego, że jest tu duży rynek konsumencki. Milion mieszkańców uzasadnia budowę centrów logistycznych. Nie można też zapominać o portach morskich. Drugim powodem naszego zapóźnienia jest mniejszy rynek pracy. Mamy mniejsze zasoby dobrze wykwalifikowanych pracowników niż Warszawa, Śląsk czy właśnie Wrocław. To jest oczywiście pochodna wielkości i jakości nauczania ośrodków akademickich. Dla tzw. inwestycji opartych na wiedzy liczy się właśnie liczba absolwentów wybranych kierunków, liczba ośrodków badawczych. Chociaż w ostatnich latach widać poprawę, to niestety ominęły nas wielkie inwestycje, które napłynęły do naszego kraju w latach 2001-2004. Warto jeszcze zwrócić uwagę, że prywatyzacje dużych państwowych zakładów zaowocowały ogromnym zainteresowaniem inwestorów. Zwykle takim prywatyzacjom towarzyszyła intensywna promocja, poszukiwanie przedsiębiorców gotowych zainwestować swoje środki, i to przynosiło pozytywne skutki w postaci dużego zainteresowania zagranicznym kapitałem.
- U nas w tym czasie nacjonalizowano przemysł stoczniowy. Kiedy jednak porównujemy strategię wojewódzką, Gdańska, Gdyni, gdy słuchamy zapowiedzi władz, to można odnieść wrażenie, że jesteśmy zainteresowani wyłącznie tzw. wysokimi technologiami. A więc jest specjalizacja, czy też witamy każdego?
Na swoje potrzeby dzielę gospodarkę naszego regionu na trzy części. W dwóch pierwszych, czyli przemyśle stoczniowym i portach oraz rafinerii i energetyce, radzimy sobie dobrze, ewentualnie można lekko wspierać te dziedziny. Podobnie jest z turystyką. Dziedzina, o którą musimy walczyć, zabiegać, inwestować, to właśnie wysokie technologie, gospodarka oparta na wiedzy. Na tym polu toczy się zaciekła walka między największymi polskimi miastami. Fundamentem jest ciągły dopływ dobrze wykształconych kadr. Kiedy przeanalizujemy coroczną listę absolwentów kierunków inżynierskich, szczególnie informatyków, zobaczymy, że są od razu rozchwytywani. W tym przypadku nie ma bezrobocia. Przychodzący do nas inwestorzy wiedzą o tym doskonale. Mają własne źródła informacji, analizy sytuacji. Dlatego wspólnie z uczelniami musimy zabiegać, żeby jak najwięcej informatyków, inżynierów trafiało na nasz rynek. Jeżeli będzie taka potrzeba, to Gdańsk, Gdynia i cały region muszą przyciągnąć specjalistów nawet z innych części Polski.
- Uczelnie mają jednak ograniczone możliwości lokalowe, zwłaszcza Politechnika kształcąca, najbardziej poszukiwanych specjalistów. A poza tym, czy pierwsze pytanie inwestorów rzeczywiście zawsze dotyczy przyszłych pracowników?
Inwestorzy pytają na wstępie o trzy rzeczy: kadry, miejsce, w którym mogliby się usadowić - głownie chodzi im o parki naukowo-technologiczne - no i o jakość życia. To ostatnie jest naszą mocną stroną, dwa pierwsze kryteria niestety nie. Takie firmy jak Flextronics, Intel, Jabil osiedliły się w naszym regionie z powodu dobrej kadry. Dziś liczba absolwentów, którzy opuszczają pomorskie uczelnie, jest niewystarczająca i dlatego powinniśmy zachęcać nowe szkoły wyższe do osiedlania się w naszym regionie. Musimy zabiegać zwłaszcza o takie prywatne uczelnie, jak Polsko-Japońska Wyższa Szkoła Technik Komputerowych, która od września kształci w Gdańsku informatyków. Jest to zamiejscowy oddział warszawskiej uczelni i, jak słyszałem, zainteresowanie nią przerosło oczekiwania, mimo że czesne za semestr jest bardzo wysokie. Między innymi dlatego samorządy miejskie oraz regionalny powinny realizować coraz więcej programów stypendialnych.
- Co z tego, że będzie wielu absolwentów znakomitych uczelni, jeżeli potencjalni inwestorzy nie będą wiedzieli o Gdańsku, Pomorzu.
Należy się oczywiście promować, ale dzisiaj inwestorzy, którzy chcą zakładać centra usługowe, centra informatyczne czy nawet zwykłe call center, doskonale wiedzą, co się dzieje na środkowoeuropejskim rynku. Zensar buduje w Gdańsku centrum informatyczne, softwarowe, coś co nazywają it architects. Mimo że są tutaj inżynierowie, specjaliści, to firma nie pracuje na potrzeby polskiego rynku. Obsługuje klientów w krajach zachodnioeuropejskich, takich jak Fujitsu, Cisco, Citibank.
- Ale to nie oznacza, że macie siedzieć z założonymi rękami, spoglądając na długą kolejkę chętnych do zainwestowania.
Oczywiście, że nie. Fala zainteresowania rozlewa się po największych polskich miastach równomiernie. Wprawdzie inwestorzy z krajów zachodnioeuropejskich, ze Stanów Zjednoczonych trafiają do nas sami, ale pojawia się także wielka fala nowych inwestycji z krajów azjatyckich. Tam zaś nas nie znają, no, może trochę kojarzą nas w Japonii. Kapitał indyjski reprezentuje Zensar w Gdańsku, HCL w Krakowie, kilku inwestorów w Łodzi oraz Wrocławiu, no i słynny Mittal. Mimo to Polska w tym olbrzymim kraju jest niemal nieznana. Byliśmy niedawno w Indiach z marszałkiem Janem Kozłowskim i okazało się, że najbardziej rozpoznawalnymi krajami z naszej części Europy są tam Rumunia i Bułgaria. Prawie co miesiąc przyjeżdżają z tych państw misje gospodarcze.
- Promując Gdańsk, o kogo zabiegacie?
Staramy się ściągać duże centra usług o charakterze informatycznym oraz finansowym. Uważamy, że te inwestycje pozostaną, bo są oparte na wiedzy ludzi. Takie firmy mocno zapuściły korzenie np. w okolicach San Francisco czy Bostonu. Producenci sprzętu agd czy samochodów będą się przenosić tam, gdzie znajdą tańszą siłę roboczą. Gospodarka oparta na wiedzy ma jeszcze jedną ważną cechę: kryje się za nią duża konsumpcja. Pracujący w takich firmach zazwyczaj dobrze zarabiają. A firmy z tej branży potrzebują również wielu dodatkowych usług. To jest droga, którą powinien podążać Gdańsk. Oczywiście nie możemy zapominać o tradycyjnych gałęziach gospodarki: o portach, przemyśle stoczniowym, turystyce.
- Już wiemy, jacy inwestorzy są najbardziej pożądani. Gdzie będziecie ich szukać?
Bardzo zachęcam nasze władze do poszukiwania w krajach azjatyckich. Tam jest największy potencjał. Takie firmy jak HCL, Infosys, Tata dopiero się szykują do poważnego wejścia na europejskie rynki. Z niepokojem obserwują wydarzenia w Stanach Zjednoczonych. W Indiach słychać coraz częściej, że ich gospodarka jest zbyt uzależniona od rynku amerykańskiego. Europa to zamożny i duży rynek, a takie kraje jak Polska będą się cieszyły dużym zainteresowaniem. Podobnej reakcji można oczekiwać ze strony chińskich przedsiębiorców. Japonia jest kolejnym rynkiem, o który powinniśmy walczyć. Te trzy kraje są w centrum naszego zainteresowania i tam będziemy się promować. Oczywiście nie zapominamy o Europie. Chociaż kraje tzw. Starej Unii Europejskiej znają nas doskonale. Obecność Polski w Unii otworzyła nam wiele drzwi i powinniśmy to uwzględniać w poszukiwaniu inwestorów, w promowaniu Gdańska.
- Wspomniał pan, że inwestorzy dobrze się orientują, czym na Pomorzu, w Gdańsku dysponujemy. Czy mają uwagi, sugestie, jak powinno wyglądać kształcenie na poziomie akademickim? Czy też jedynym problemem jest zbyt mała liczba absolwentów?
Problemem jest liczba absolwentów, ale też słaba znajomość języków obcych. Wielkie centra business process outsourcing, na przykład Reuters, pracują dla klientów z całego świata. Potrzebują dobrze wykształconych ludzi ze znajomością języków obcych, i to nie tylko angielskiego, ale na przykład hebrajskiego czy arabskiego. Inwestorzy zwracają nam uwagę, że znajomość innych języków niż angielski wypada u nas słabo. Wskazują też na wzrost płac, na tempo tego wzrostu. Poważnym problemem jest również brak nowoczesnych powierzchni biurowych. I chociaż powstają już takie biurowce w Gdańsku i Gdyni, to jednak zapotrzebowanie wciąż jest większe.
- Co w takim razie oferujecie inwestorom, którzy potrzebują dużych powierzchni biurowych? Czy jest wystarczająca ilość terenów z uchwalonymi planami zagospodarowania przestrzennego, uzbrojonych w infrastrukturę?
Na szczęście takich terenów mamy dużo i dzięki temu zaczyna szybko przybywać inwestycji. W samym centrum miasta, za Zieleniakiem, firma Echo Investment zakupiła nieruchomości z zamiarem wybudowania kompleksu biurowego o powierzchni ponad 20 tysięcy metrów kwadratowych. Także przy ulicy Abrahama powstanie budynek o podobnej powierzchni. Takich pomysłów jest więcej, bo zainteresowanie rośnie w zaskakującym tempie.
- Czy powstające na obrzeżach Trójmiasta centra logistyczne także są konsekwencją tego zainteresowania?
Chętnych jest sporo, ale musimy uzbroić nowe tereny w infrastrukturę. W pierwszej kolejności ponad 200 hektarów między Trasą Sucharskiego a terminalem portowym DCT. Wspólnie z portem przygotowujemy ten teren i już szukamy inwestorów. Kolejne tereny, również wymagające uzbrojenia, znajdują się między ulicami Kartuską i Maszynową. Muszę się pochwalić, że ponad 60 %powierzchni Gdańska jest już objętych planami zagospodarowania przestrzennego i jesteśmy w krajowej czołówce. Piętą achillesową jest natomiast brak uzbrojenia. Na tym powinniśmy się teraz skupić. Inwestor, który do nas przychodzi i ma zamiar się budować, chce to robić od ręki, najlepiej w ciągu kilku tygodni. Kiedy teren jest nieprzygotowany, decyzja się odwleka, rośnie tym samym ryzyko i najczęściej firma szuka nowego miejsca.
- Czy gdańskie plany promocyjne, uzbrojenia działek, są uzgadniane z sąsiednimi samorządami oraz władzami województwa?
Promując Gdańsk, współpracujemy z Urzędem Marszałkowskim. Uzgadniamy wspólny kalendarz imprez promocyjnych, konferencji, wyjazdów, konfrontujemy przygotowywane materiały. Doskonale układa się nasza współpraca z Sopotem. Bardzo byśmy chcieli wciągnąć do wspólnych projektów Gdynię, Pruszcz Gdański, Kolbudy, Żukowo. Z Pruszczem już prowadzimy rozmowy. Żukowo ma bardzo ciekawe tereny położone blisko Centrum Hurtowego Renk w Barniewicach, cieszą się one dużym zainteresowaniem inwestorów. Rozszerzenie akcji promocyjnej, włączenie się kolejnych samorządów przyniesie duże korzyści. Pozyskamy więcej pieniędzy i będziemy mogli skuteczniej zabiegać o inwestorów.
Dziękuję za rozmowę.