Ciechowicz Piotr

O autorze:

Z Piotrem Ciechowiczem , Wiceprezesem Agencji Rozwoju Pomorza, rozmawia Leszek Szmidtke , dziennikarz PPG i Radia Gdańsk. - Pomorscy przedsiębiorcy dobrze wykorzystują środki europejskie - tak chwalą się regionalni politycy. Tylko czy wszyscy i czy dostęp do tych pieniędzy jest taki sam w każdym zakątku województwa? - Gdybym powiedział, że jest równość i wszyscy mają taki sam dostęp do funduszy strukturalnych, to nie byłaby prawda. To chyba normalne, że mieszkający dalej od Gdańska, miejsca, w którym się te środki pojawiają i są rozdysponowywane, mają większy kłopot. Jako Agencja Rozwoju Pomorza mamy tego świadomość, dlatego budujemy tak zwane okienka i staramy się wyjść poza Trójmiasto. Tam działają małe firmy, często jednoosobowe. Trochę chyba się przyzwyczailiśmy, że mówiąc o środkach unijnych dla przedsiębiorstw, zwykle myślimy o firmach, w których pracuje piętnaście, trzydzieści, czasami nawet i sto osób. W takich przedsiębiorstwach są osoby gotowe przyjechać do Gdańska, by zdobyć informacje i zasięgnąć rady. Ale już w przedsiębiorstwie rodzinnym dwu- lub trzyosobowym trudno się wyrwać na cały dzień. - To chyba zbyt proste wytłumaczenie. Dostęp do internetu jest powszechny, a tam są przecież informacje. W większości miast powiatowych są już punkty informacyjno-konsultacyjne. Przecież w powiecie człuchowskim istnieje firma, która wykazuje się największą w regionie skutecznością w zdobywaniu pieniędzy unijnych. - To prawda. Gdybyśmy sięgnęli po różne statystyki, to oczywiście najwięcej firm zdobywających pieniądze z unijnych funduszy ma siedzibę w Trójmieście i jego najbliższym otoczeniu. Jednak to tylko część prawdy, bo to efekt skali. Doskonale to widać choćby w Zintegrowanym Programie Operacyjnym Rozwoju Regionalnego na lata 2004-2006. Jeżeli jednak spojrzymy na to z innej strony, na przykład biorąc pod uwagę liczbę firm na 1000 mieszkańców, to powiat gdański, kwidzyński, wejherowski, a także człuchowski znajdą się w czołówce. Przedsiębiorcy z tych powiatów w sposób skuteczny, efektowny i efektywny zabiegają o te środki. - Jakie zatem powiaty są w pomorskiej czołówce, a które radzą sobie najsłabiej? - Niestety są powiaty, są miejsca, w których aktywność przedsiębiorców jest mała. Co może wzbudzi zdziwienie i zaprzeczy tezie, którą na początku przedstawiłem, ale słabo wypadają przedsiębiorcy z powiatu nowodworskiego. Do Gdańska mają blisko, dojazd nie jest skomplikowany, a jednak bardzo mało wniosków spływa od tamtejszych firm. Odległy powiat człuchowski znajduje się natomiast w czołówce, podobnie powiat pucki czy - jak wspomniałem - kwidzyński. Pomijam położone tuż przy aglomeracji powiaty gdański oraz wejherowski. Dużą aktywność widać nie tylko na przykładzie przyznanych dotacji, ale również składanych wniosków. - Jednak nadal bez odpowiedzi pozostaje pytanie, co powoduje, że przedsiębiorcy z powiatów człuchowskiego, kwidzyńskiego, gdańskiego lepiej sobie radzą, są skuteczniejsi niż ci z nowodworskiego. - To jest chyba bardziej skomplikowana sprawa, ale na pewno zależy to od ogólnej atmosfery w danym miejscu. Duch miejsca jest wyczuwalny i przekłada się na ogólną aktywność mieszkańców. Kiedy byłem w Człuchowie, to - mimo niższego niż w Gdańsku poziomu życia - czułem ten dynamizm. Wydaje mi się, że przedsiębiorcy są dobrym barometrem tej lokalnej aktywności. - Tylko czy to zależy od trudnego do określenia ducha miejsca, czy też od bardziej namacalnego otoczenia biznesu, narzędzi i wsparcia, którego udzielają samorządowe władze? - Oczywiście też. Te narzędzia są bardzo ważne w zdobywaniu środków unijnych. Agencja Rozwoju Pomorza rozdzielająca te środki, próbująca dotrzeć z informacjami poprzez punkty konsultacyjne, potrzebuje właśnie zainteresowania i wsparcia lokalnej władzy. Obecnie takich punktów mamy 11, ale docelowo chcemy, by był co najmniej jeden w powiecie. Naturalnie nie ma bezpośredniego przełożenia działań władzy na zachowania przedsiębiorców, na pozyskiwanie przez nich unijnych środków. Jednak postawa samorządów w zdobywaniu tych pieniędzy jest dobrym przykładem. Jeżeli spojrzymy na mapę aktywności gmin i powiatów w pozyskiwaniu środków na infrastrukturę, to w większości pokrywa się ona z aktywnością przedsiębiorców. - Środki na infrastrukturę zdobywane przez samorządy oraz to, co pozyskały firmy na inwestycje, to jednak nie wszystko. Jest jeszcze Europejski Fundusz Społeczny, który może być wykorzystany zarówno przez firmy, jak i samorządy. - Ten fundusz to chyba jedno z większych wyzwań dla nas w najbliższych latach. EFS jest niewykorzystanym do tej pory narzędziem. Łatwiej wybudować most, drogę czy kupić maszynę do fabryki, niż przygotować i przeprowadzić serię dobrych szkoleń. To jest sposób na kształtowanie postaw sprzyjających rozwojowi przedsiębiorczości. W minionych latach były już do wykorzystania środki dla osób fizycznych, które chciały otworzyć własną działalność gospodarczą. Najpierw były pieniądze na szkolenie, później na zakup urządzeń i wreszcie na utrzymanie w pierwszych miesiącach istnienia. W latach 2007-2013 będzie podobnie. Różnica polega na tym, że tym razem tych pieniędzy będzie bez porównania więcej. Przypomnę, że stworzono nawet specjalny departament w Urzędzie Marszałkowskim, by lepiej wykorzystać te środki. - Tylko czy te pieniądze, dostępność, wykorzystanie już się przekładają na rozwój przedsiębiorczości? Czy można już doszukać się takich związków pomiędzy poszczególnymi funduszami? - Niestety, nie ma takiego związku, i jest to chyba jedno z większych niepowodzeń. Europejski Fundusz Społeczny nie znalazł wspólnego języka z Europejskim Funduszem Rozwoju Regionalnego. Powód jest banalny - centralizacja. Programy, które wdrażaliśmy na poziomie regionalnym, nie były naszymi programami. Nie uwzględniały pomorskiej specyfiki, a tym bardziej poszczególnych subregionów. To były programy wymyślone w Warszawie i miały wszędzie pasować. Jedno z najtrudniejszych zadań, które nas czeka, to właśnie znalezienie wspólnego języka. Trzeba przełożyć ogólne założenia na potrzeby lokalnych rynków pracy. - Przyjrzyjmy się przedsiębiorstwom z tych lokalnych biegunów wzrostu. Na jakie cele najczęściej tamtejsze firmy potrzebowały dofinansowania z funduszy europejskich? - Jeżeli pyta pan o innowacyjność, trzeba pamiętać, jak bardzo nieprecyzyjne jest to określenie. Niemal każda inwestycja w dotychczas składanych wnioskach miała charakter innowacyjny. W Regionalnym Programie Operacyjnym bardzo wyraźnie została oddzielona grupa projektów, czy też potencjalnych beneficjentów, którzy potrzebują pieniędzy na nowe inwestycje, od tej, w której innowacyjność będzie rzeczywiście oznaczała nową jakość, nowe pomysły, nowe technologie. Środki będą tak rozdzielone, by na przykład nie konkurowali ze sobą przedsiębiorstwa tworzące we współpracy z Politechniką nowe bezprzewodowe systemy łączności oraz szewc potrzebujący nowej maszyny. - Jaki był do tej pory udział projektów rzeczywiście innowacyjnych? - Niestety, na palcach jednej ręki można policzyć projekty, które można by uznać za rewolucyjne, wnoszące naprawdę coś nowego. Przeważająca większość mikroprzedsiębiorstw, a dla nich w dużym stopniu były te pieniądze przeznaczone, koncentrowała się na zakupie kas fiskalnych, komputerów, maszyn, budowie nowych hal. Taki właśnie był ZPORR. Zostały jednak z tego wyciągnięte wnioski i stąd podział środków. - Czy wspierając pomorskie przedsiębiorstwa, zwłaszcza te poza Trójmiastem, skorzystano z okazji i przeprowadzono badania, na jakie cele te pieniądze zostały przeznaczone? Byśmy się dowiedzieli, w jakim stopniu wykorzystano je tak, by za kilka lat były owoce w postaci nowych pomysłów, nowych produktów, czegoś, co będzie miało rzeczywiście innowacyjny charakter? - Tu jest ten sam kłopot, który Urząd Marszałkowski miał z projektami infrastrukturalnymi. Skala potrzeb była i jest tak ogromna, że przedsiębiorca, wójt lub burmistrz musi najpierw myśleć o zaspokajaniu podstawowych potrzeb. Właściciel firmy przede wszystkim chce zastąpić zużyte maszyny, a dopiero później myśli o nawiązywaniu współpracy z ośrodkami naukowymi. - Na jakie pieniądze w Regionalnym Programie Operacyjnym w latach 2007-2013 mogą liczyć firmy innowacyjne? - Pięciokrotnie większe niż środki, którymi dysponowaliśmy na wszystkie przedsiębiorstwa w latach 2004-2006. Na przykład na działanie 1.2. zarezerwowano kwotę ponad 26 milionów euro i - żeby nie było wątpliwości - zostało ono precyzyjnie nazwane "działaniem innowacyjnym". Tam zostaną zapisane ścisłe kryteria, tak by wspierane były rzeczywiście najnowsze technologie. - Jednak pieniądze z Unii Europejskiej, także na rozwój przedsiębiorczości, to narzędzie w ręku samorządu województwa. Co zaś do tej pory robiły samorządy gminne, powiatowe, by rozruszać lokalną gospodarkę, przyciągnąć inwestorów? - Niestety niewiele, poza nielicznymi wyjątkami kończyło się na deklaracjach. W ramach Agencji Rozwoju Pomorza prowadzimy Centrum Obsługi Inwestora. Ma ono między innymi pomóc chętnym w znalezieniu najlepszego miejsca, oczywiście w naszym województwie. Inwestor przychodzi z określonymi potrzebami i nasze centrum stara się wyszukać dla niego najlepszą lokalizację. Wydawało się, że mamy wiele tego typu miejsc. Kiedy jednak ktoś się pojawia i zaczynamy rozmowy z poszczególnymi wójtami lub burmistrzami, to niekiedy mamy wrażenie, że zupełnie nie są tym zainteresowani. Nie chodzi nawet o stworzenie infrastruktury, ale choćby o przygotowanie odpowiednich planów zagospodarowania. Będziemy też wspierać samorządy i chcemy przeprowadzić akcję informacyjną, bo może tutaj leży przyczyna tej pasywności. Chcemy także badać trendy i zainteresowania przedsiębiorców. Na tej podstawie będziemy mogli określić związek między postawą samorządów a rozwojem firm, ich innowacyjnością. - Dziękuję za rozmowę.

O autorze:

Rozmowę prowadzi Leszek Szmidtke, dziennikarz PPG i Radia Gdańsk. Leszek Szmidtke: Teoretycznie Pomorze ma najważniejsze dla inwestorów argumenty: co roku tysiące absolwentów wyższych uczelni, powierzchnie biurowe, pomoc samorządów, a jednak nie widać masowego napływu inwestycji BPO/SSC ( Business Process Offshoring/Shared Services Centers ). Dlaczego? Piotr Ciechowicz: Rzeczywiście, potencjał ludzki daje nam 3.–4. miejsce w Polsce, pod względem powierzchni biurowych jest to również 3.–4. pozycja. Pierwsza fala inwestorów popłynęła do Warszawy, później do Krakowa i Wrocławia. Mniej więcej od 2006 r. na Pomorzu zaczyna się osiedlać coraz więcej firm z tego sektora. Większy napływ inwestorów dotyczy nie tylko Trójmiasta, ale także Elbląga, Koszalina oraz Torunia. A mimo to firm offshoringowych jest ciągle za mało. Dlaczego? Zbyt mało ludzi na świecie o nas wie. Ciągle brakuje ofensywy informacyjnej. Do tej pory nie zbudowaliśmy jasnego, precyzyjnego i nieskonfliktowanego przekazu. Mimo to mamy duże szanse na napływ inwestorów. Kraków i Wrocław są już nasycone firmami, a decyzje o wyborze miejsca podejmuje się przede wszystkim na podstawie dostępności kadr. Ważne są oczywiście istniejące powierzchnie biurowe, pomoc udzielana takim firmom przez samorządy, ale pierwsze pytania dotyczą ludzi: ich wykształcenia, liczby oraz oczekiwań płacowych. Nasz region ma jeszcze duży potencjał, większy niż Kraków i Wrocław. Pojawiają się też inne miasta: Rzeszów, Toruń, Bydgoszcz, a nawet Lublin. Są to ośrodki akademickie bardzo interesujące dla usług biznesowych. Plasujemy się między pierwszą a drugą grupą. Natomiast dodatkowe czynniki, na przykład wysoka jakość życia, powodują coraz większe zainteresowanie trójmiejską metropolią. Czy polskie miasta ostro rywalizują o inwestorów? Inwestor szuka nowej lokalizacji stopniowo: najpierw wybiera część świata, później kraj, i dopiero wtedy przygląda się poszczególnym miastom. Na tym ostatnim etapie do akcji wkraczają różne instytucje regionalne bądź miejskie, zajmujące się obsługą inwestorów. Na tym poziomie konkurencja momentami bywa brutalna. Niekiedy pracownicy instytucji poszczególnych miast przekraczają granice etycznego zachowania, próbując deprecjonować przeciwników. Ale to nie jest walka na argumenty. Były wiceminister spraw zagranicznych Paweł Wojciechowski, będąc wcześniej szefem PAIiIZ, za zasługę poczytywał sobie pewne ucywilizowanie konkurencji. Jednak zdaje się, że przez rządową instytucję przechodzi tylko część inwestorów. Jesteśmy partnerem PAIiIZ. Przez rządową agencję przechodzi mniej więcej 1/3 inwestorów, z którymi mamy do czynienia. Pozostałe firmy, którym oferujemy tutejsze lokalizacje, zdobywają pomorskie instytucje. Natomiast PAIiIZ ma dużo większe środki i możliwości promocji niż my.
Z badań, które zleciliśmy, wynika jednoznacznie, że jedyną rozpoznawalną w świecie marką związaną z naszym regionem identyfikowaną przez inwestorów jest Gdańsk. Wniosek jest prosty: nie uciekniemy od Gdańska jako marki.
Dzięki środkom unijnym regionalne i lokalne agencje też mogą aktywniej promować region i miasta. Tylko że robicie to oddzielnie. Rzeczywiście, nie ma wspólnej promocji jednolitego produktu, jakim są na przykład powierzchnie biurowe, zasoby ludzkie naszego województwa itp. Jest kilka instytucji zajmujących się reklamowaniem naszego potencjału, m.in. Pomorska Specjalna Strefa Ekonomiczna i jej słupska odpowiedniczka. W Gdańsku mamy InvestGDA. Gdynia również powołała zespół ludzi zajmujący się takimi działaniami. Jest wreszcie Agencja Rozwoju Pomorza i nasze Centrum Obsługi Inwestora. Natomiast nie udało się zbudować marki „województwo pomorskie”. Z badań, które zleciliśmy, wynika jednoznacznie, że jedyną rozpoznawalną w świecie marką związaną z naszym regionem identyfikowaną przez inwestorów jest Gdańsk. Podkreślam, że nie mówię o turystyce, ale o inwestycjach. Wniosek jest prosty: nie uciekniemy od Gdańska jako marki związanej z naszym regionem. Dlatego zadaniem takiej instytucji jak nasza, czyli o charakterze regionalnym, jest wzmocnienie i właściwe obudowanie tej marki. Pracujemy nad europejskim projektem „System promocji i informacji gospodarczej”, którego zadaniem jest właśnie zbudowanie i wypromowanie takiej marki. Inwestorzy, z którymi rozmawiałem, są wyjątkowo zgodni, że brakuje wspólnego zespołu ludzi, wspólnego budżetu i wspólnej promocji dla całego regionu. Agencja Rozwoju Pomorza jako instytucja o charakterze regionalnym chce stworzyć identyfikowalne w świecie marki, którymi będą się posługiwały wymienione instytucje ściągające inwestorów. Pod koniec czerwca spotkaliśmy się w gronie przedstawicieli instytucji zajmujących się promocją oraz szukaniem inwestorów. Przedstawiliśmy cele naszych działań i zostały one zaakceptowane. Próbujemy zdefiniować nasze słabe i mocne strony. Badanie jest złożone i, jak na polskie realia, rewolucyjne. Zlecając to zadanie PricewaterhouseCoopers oraz Instytutowi Badań nad Gospodarką Rynkową, chcemy się dowiedzieć, jakie nasz region będzie miał szanse i możliwości w najbliższych dwudziestu latach. Badania będą prowadzone nie tylko na terenie naszego województwa, ale również w przestrzeni europejskiej i nawet światowej. Gospodarka ma charakter globalny, inwestorzy przybywający do Gdańska, Gdyni, a także do innych miast pochodzą z niemal wszystkich kontynentów i dlatego musimy znaleźć miejsce dla Pomorza w tej globalnej układance. Nie możemy na przykład nastawiać się na branże, które za kilka lat będą schyłkowe. Czy BPO, albo szerzej usługi biznesowe, są dziedziną, w którą warto inwestować i zabiegać o firmy działające w tej branży? Jesteśmy po pierwszym etapie badań, w których określono potencjał instytucji zajmujących się ściąganiem inwestorów. Na podstawie dotychczasowych obserwacji można powiedzieć, że usługi biznesowe są ważną częścią gospodarki, ale z pewnym zastrzeżeniem. Mają charakter odtwórczy, nawet BPO niesie mało innowacyjności. Dopiero wejście na wyższy szczebel, czyli KPO (Knowledge Process Offshoring) – poprzez przesunięcie do takich krajów jak Polska jednostek o charakterze badawczym – pozwoli osiągnąć nową jakość. Dobrym przykładem jest Intel. Czy trzeba podjąć jakieś dodatkowe działania, żeby więcej takich firm osiedlało się w naszym regionie? Argumenty, dzięki którym można ściągnąć inwestorów z całej branży, są podobne. Musimy pokazać, jakich mamy ludzi oraz miejsca. Oczywiście, w przypadku sektora bardziej zaawansowanego potrzebni są lepiej wykwalifikowani specjaliści. Oprócz dobrej znajomości języków obcych potrzebna jest wiedza z takich dziedzin jak biologia, chemia, biotechnologia itp.
Jeżeli nie poradzimy sobie z brakiem współpracy świata nauki ze światem biznesu, inwestorzy bardziej zaawansowani technologicznie będą nas omijać. Znamy pojedyncze przypadki dobrej współpracy, ale jeżeli chcemy realizować ambitne projekty, musi to być skala masowa.
Jednak w przypadku firm z tego najbardziej zaawansowanego sektora napotykamy poważną barierę. Nasze uczelnie słabo współpracują z gospodarką. Bez sprawnego przepływu osiągnięć naukowych, gotowych do wdrażania produktów, niewielu inwestorów reprezentujących outsourcing inżynierii będzie zainteresowanych Gdańskiem lub Gdynią. Niestety, nie jest to najmocniejsza strona naszego regionu. Jeżeli nie poradzimy sobie z brakiem współpracy świata nauki ze światem biznesu, inwestorzy bardziej zaawansowani technologicznie będą nas omijać. Znamy pojedyncze przypadki dobrej współpracy, ale jeżeli chcemy realizować ambitne projekty, musi to być skala masowa. Wyższe uczelnie muszą zmienić swoje mechanizmy. To się zaczyna dziać, jednak ten proces może potrwać długo. Jest coraz więcej prób, włączają się też do tego samorządy, inne instytucje i dzięki temu powstają parki naukowo-technologiczne, inkubatory przedsiębiorczości. Znowu zaczyna coś się dziać wokół bardzo interesującego projektu trzech największych pomorskich uczelni – BioBaltica. Czy nowe uczelnie są potrzebne? Są potrzebne i między uczelniami jest konkurencja. Konkurują głównie uczelnie prywatne, które po latach działalności okrzepły. Już nie zajmują się wyłącznie dydaktyką. Niektóre zainwestowały w nowoczesne laboratoria. Jednak żeby osiągnąć poziom wyposażenia Politechniki lub Uniwersytetu, potrzebują znacznie więcej czasu oraz pieniędzy. Inwestorzy zwracają uwagę na brak kształcenia biznesowego na uczelniach technicznych. Wydaje się, że zapełnienie tej luki nie powinno być wielkim kłopotem. Tylko czy takie potrzeby są doceniane w środowiskach akademickich? Niedawno uczestniczyłem w spotkaniu z władzami Politechniki Gdańskiej. Jeden z potencjalnych inwestorów chciał wiedzieć, czy pomorskie uczelnie mogą otworzyć nową specjalizację. Wprawdzie nie jest to firma z sektora BPO i trwające negocjacje nie pozwalają na ujawnienie nazwy, ale co innego jest istotne. Rektor Politechniki dosłownie po kilku minutach rozmowy podpisał list intencyjny gwarantujący, że stworzy warunki do kształcenia studentów w stosownych specjalizacjach, kiedy inwestor osiedli się w naszym regionie. Kolejna słabość naszego regionu, na co zwracają uwagę przedstawiciele firm, które znalazły swoje miejsce na Pomorzu, to brak opieki poinwestycyjnej. Niestety, to poważne niedomaganie instytucji, które mają się opiekować inwestorami – także Agencji Rozwoju Pomorza. Koncentrowaliśmy się tak bardzo na ściągnięciu firm na nasz teren, że zapomnieliśmy o ważnej części całego procesu, jakim jest właśnie późniejsza opieka. To wspólny grzech zaniedbania, a problemy są bardzo różne. Począwszy od przeniesienia przystanku autobusowego, zgrania rozkładów jazdy autobusów z pociągami SKM czy też doświetlenia ulic, aż po otwieranie przedszkoli i szkół angielsko- oraz niemieckojęzycznych. Bardo ważne jest docenienie inwestora, a także stworzenia mu komfortu pracy. A przede wszystkim wywiązanie się z podjętych zobowiązań. Te i wiele innych cech składają się na nasz obraz w świecie. Firmy, które się u nas osiedliły, są dla innych najbardziej wiarygodnym źródłem informacji o warunkach w Gdańsku, Gdyni lub Słupsku. Czy wielu drażliwych sytuacji można by uniknąć, gdyby istniał sprawny przepływ informacji, dialog między różnymi urzędami, uczelniami oraz firmami? Wspominałem o diagnozie instytucji zajmujących się inwestorami i najlepiej wypadła w tej części InvestGDA, która prowadzi regularne ankiety i spotkania z przedsiębiorcami. Jednak nawet oni stawiają pierwsze kroki. Niezbędne są spotkania, dialog z firmami, ale także między instytucjami zajmującymi się obsługą inwestorską, między samorządami. Należy jeszcze zwrócić uwagę, że jest obojętne, czy firmy osiedlą się w Gdańsku, Gdyni, a nawet Słupsku – korzystamy na tym wszyscy. Znane są już takie przypadki i mam nadzieję, że dzięki coraz bliższej współpracy będziemy mieli coraz lepszą promocję, obsługę inwestorów, a firm przybywających do nas będzie coraz więcej i będą to przedsiębiorstwa przynoszące największe korzyści regionowi. Dziękuję za rozmowę.

Skip to content