Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Unijne dyrektywy a sprawa polska

Miniony rok przyniósł przyjęcie przez Unię Europejską trzech dyrektyw, stanowiących część pakietu energetyczno­-klimatycznego: 2009/28/WE o odnawialnych źródłach energii (RED), 2009/29/WE w sprawie zmiany systemu handlu emisjami oraz 2009/30/WE w sprawie specyfikacji benzyny i oleju napędowego oraz mechanizmu monitorowania i ograniczania emisji gazów cieplarnianych (FQD). Obecnie dobiegają końca prace nad dyrektywą o emisjach przemysłowych (IED).

Świadczy to o znaczeniu, jakie Komisja i Parlament Europejski przywiązują do kwestii redukcji emisji gazów cieplarnianych z jednej strony, a z drugiej do coraz większej produkcji energii ze źródeł odnawialnych. Rozwiązania przyjęte w wymienionych dyrektywach będą miały olbrzymi wpływ na gospodarki członków UE, przemysł – w szczególności energetyczny – i wreszcie sposoby zasilania środków transportu.

 

Konieczność redukcji i jej konsekwencje

Kluczowe jest zrozumienie, że (w przeciwieństwie do dyrektywy 2003/30/WE w sprawie wspierania użycia w transporcie bio­paliw lub innych paliw odnawialnych, która koncentrowała się na samym stosowaniu bio­paliw) dyrektywy 2009/28/WE oraz 2009/30/WE kładą nacisk przede wszystkim na spełnianie kryteriów zrównoważonego rozwoju oraz znaczącą redukcję emisji GHG (greenhouse gases , gazy cieplarniane) przez paliwa – w tym bio­paliwa. Wyznaczony został obowiązkowy cel 10 proc. paliw ze źródeł odnawialnych w 2020 r.

Zasadnicze znaczenie w dyrektywie 2009/30/WE ma art. 7a, dotyczący wymaganej redukcji emisji gazów cieplarnianych. Dostawcy paliw są zobligowani do stopniowej redukcji emisji GHG o 6 proc. do 2017 r. wobec poziomu z 2010 r. W tym kontekście z punktu widzenia interesów naszego kraju niezbędne jest przyjęcie metodologii wyliczania emisji rafinerii na podstawie tzw. wartości standardowych, za czym opowiada się branża paliwowa, a nie wartości specyficznych, co popiera część urzędników Komisji Europejskiej. Ostatnio pojawiła się propozycja hybrydowa, łącząca oba warianty. Metoda hybrydowa kładzie szczególny nacisk na rzeczywiste emisje powstające podczas wydobycia ropy naftowej, na które jej odbiorca nie ma żadnego wpływu. Przyjęcie tej metodologii miałoby dramatyczne skutki dla polskich rafinerii oraz innych rafinerii w centralnej Europie, gdyż przerabiana w nich ropa rosyjska charakteryzuje się najwyższym (oprócz ropy nigeryjskiej) współczynnikiem emisji podczas wydobycia. Gdyby doszło do przyjęcia tej metodologii, to po 2016 r. ropa rosyjska i nigeryjska praktycznie zniknęłyby z rynku UE, a rafinerie na niej bazujące stanęłyby wobec konieczności zaprzestania działalności. Co gorsza, takie podejście wcale nie oznaczałoby zmniejszenia globalnej wielkości emisji GHG, gdyż odbiorców unijnych – w tym polskich – natychmiast zastąpiliby odbiorcy z innych regionów świata. Nasza część Europy stałaby się zależna od dostaw paliw z Rosji, Białorusi, Ukrainy czy Indii, w dużej mierze dostarczanych przez proste rafinerie o wysokim poziomie indywidualnej emisji GHG.

W wielu państwach UE do nadzorowania spraw związanych z energetyką powołano oddzielne ministerstwa, koncentrujące w swych rękach całość nadzoru nad tymi zagadnieniami. Podział kompetencji w polskiej administracji sprawia, że promowane są rozwiązania cząstkowe, często oderwane od całości pakietu energetyczno- -klimatycznego, propagujące niekoniecznie te same rozwiązania, które promuje UE.

Gdzie jest plan działań?

Z przykrością należy zauważyć, że polskie elity polityczne i administracja rządowa nie dostrzegają zagrożeń, jakie wiążą się z faktem rozproszenia odpowiedzialności za pakiet energetyczno­-klimatyczny w polskiej administracji między trzy ministerstwa: Ministerstwo Gospodarki, Ministerstwo Środowiska oraz Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi. W wielu państwach UE – w których rozumie się olbrzymie znaczenie wspomnianych dyrektyw oraz dyrektywy o emisjach przemysłowych dla rozwoju gospodarek unijnych – do nadzorowania spraw związanych z energetyką (w tym produkcji energii z odnawialnych źródeł energii, redukcji emisji gazów cieplarnianych i handlu emisjami) powołano oddzielne ministerstwa, koncentrujące w swych rękach całość nadzoru nad tymi zagadnieniami. Koordynacją współpracy i wprowadzaniem zapisów dyrektyw do polskiego systemu prawnego zajmuje się zaledwie jeden departament w Ministerstwie Gospodarki. Ten fakt, a także podział kompetencji w polskiej administracji sprawiają, że promowane są rozwiązania cząstkowe, często oderwane od całości pakietu energetyczno­-klimatycznego, propagujące niekoniecznie te same rozwiązania, które promuje UE. Powoduje to również, że nie zawsze możliwe jest należyte przygotowanie wdrożenia przepisów unijnych. Dotychczas nie przekazano do Komisji Europejskiej krajowego planu działań w zakresie odnawialnych źródeł energii do 2020 r. Przedstawiony w ramach konsultacji społecznych projekt został bezlitośnie skrytykowany przez środowiska eksperckie, naukowe oraz producentów paliw i energii. W związku z tym Polska znalazła się w gronie sześciu państw UE, które nie przekazały planu (termin upłynął 30 czerwca br.).

Ponadto zauważalny jest brak wsparcia działań administracji ze strony jakiegokolwiek think­-tanku. Nie ma również rzeczywistego dialogu między przedstawicielami branży paliwowej i bio­paliwowej a środowiskiem naukowo­-eksperckim, bo trudno za taki uznać formalne konsultacje społeczne nad już gotowymi projektami aktów prawnych. Warto wspomnieć, że w takich państwach jak Niemcy czy Czechy realne konsultacje z branżą paliwową rozpoczęły się jeszcze przed przyjęciem dyrektyw, a rząd francuski przygotowuje się do okrągłego stołu z branżą paliwową.

Co więcej, zaproponowane przez administrację rządową w Polsce koncepcje zmian w „Wieloletnim programie promocji bio­paliw”, a także wybrany przez rząd sposób transpozycji obu dyrektyw, zdają się abstrahować od nich samych, bazując na dyrektywie z 2003 r., Strategii Energetycznej Polski do roku 2030 i innych dokumentach programowych, które straciły aktualność ze względu na tempo badań naukowych, rozwój odnawialnych źródeł energii, wreszcie nowe priorytety Unii.

Zdumiewa fakt, że mimo wielomiesięcznych monitów ze strony branży paliwowej dotychczas w Polsce nie ma przepisów w zakresie spełniania kryteriów zrównoważonego rozwoju przez bio paliwa. Grozi to zalewem polskiego rynku przez bio paliwa i biokomponenty z państw, gdzie takie kryteria zostały już opracowane – głównie z Niemiec.

Biopaliwa czy biokomponenty?

Dyrektywa 2009/28/WE jasno stanowi, że program wprowadzania bio­paliw powinien być realizowany w sposób efektywny pod względem kosztów. Stwierdzono, że wiążący charakter celu dla bio­paliw jest właściwy, pod warunkiem że ich produkcja będzie spełniała kryteria zrównoważonego rozwoju, a bio­paliwa drugiej generacji staną się dostępne na rynku. Nowe dyrektywy biorą pod uwagę doświadczenia we wprowadzaniu bio­paliw, dane naukowe o skutkach wprowadzania bio­paliw pierwszej generacji, rozwój nowych technologii, wreszcie zmianę sytuacji gospodarczej Europy. Dlatego tak dużą uwagę zwraca się na stronę redukcji kosztów w procesie wprowadzania bio­paliw, a także koncentruje się na tych bio­paliwach, które mogą być zaakceptowane przez producentów pojazdów.

W Polsce nie ma przepisów w zakresie spełniania kryteriów zrównoważonego rozwoju przez bio­paliwa. Zgodnie z dyrektywą 2009/28/WE, tylko bio­paliwa spełniające te kryteria będzie można zaliczyć do osiągających narodowe cele wskaźnikowe. Zdumiewa fakt, że mimo wielomiesięcznych monitów ze strony branży paliwowej dotychczas nie przygotowano w Polsce odpowiednich przepisów. Grozi to zalewem polskiego rynku przez bio­paliwa i biokomponenty z państw, gdzie takie kryteria zostały już opracowane – głównie z Niemiec.

Unijnym celem na 2020 r. jest osiągnięcie zużycia 10 proc. paliw ze źródeł odnawialnych w transporcie. Tymczasem w Polsce mowa jest o 10-proc. udziale biopaliw w transporcie drogowym. Jest to zasadnicza różnica. Po pierwsze, w dyrektywach jest mowa nie tylko o transporcie drogowym, lecz także kolejowym, wodnym i lotniczym. Po drugie, rzecz dotyczy odnawialnych źródeł energii (np. zielonej energii elektrycznej dla pojazdów), a nie tylko bio paliw.

Unijnym celem na 2020 r. jest osiągnięcie zużycia 10 proc. paliw ze źródeł odnawialnych w transporcie. Tymczasem w przyjętych w Polsce dokumentach strategicznych oraz projektach ustaw transponujących zapisy dyrektyw jest mowa o 10-proc. udziale bio­paliw w transporcie drogowym. Jest to zasadnicza różnica. Po pierwsze, w dyrektywach jest mowa nie tylko o transporcie drogowym, lecz także kolejowym, wodnym i lotniczym. Po drugie, rzecz dotyczy odnawialnych źródeł energii, nie tylko bio­paliw. W grę wchodzą chociażby pojazdy elektryczne zasilane zieloną energią elektryczną, a jeżeli już mowa o bio­paliwach, to przede wszystkim tych drugiej generacji, które nie wpływają na wzrost cen żywności, a przy tym powodują znaczący spadek emisji gazów cieplarnianych.

O tym, że ten temat jest traktowany serio, świadczy chociażby to, że w takich państwach, jak Niemcy, Słowacja, Finlandia czy Wielka Brytania zredukowano narodowe cele wskaźnikowe (NCW) w zakresie bio­paliw do czasu opracowania nowych technologii ich produkcji. Mówimy tu przede wszystkim o bio­paliwach drugiej generacji – czyli produkowanych z biomasy nienadającej się do produkcji żywności. Niedawno w Holandii, ze względu na coraz większe wątpliwości co do oddziaływania bio­paliw pierwszej generacji na środowisko, na wniosek Partii Zielonych zdecydowano się zamrozić NCW na poziomie 4 proc. Osiągnięcie celu planowane jest na 2020 r. w następujący sposób: 2 proc. pojazdy elektryczne, 3 proc. bio­paliwa pierwszej generacji, 2,5 proc. bio­paliwa drugiej generacji (liczone podwójnie do realizacji celu). Generalnie, w dużej mierze na skutek presji środowisk ekologicznych oraz producentów pojazdów, następuje odejście od promocji bio­paliw na rzecz paliw standardowych zawierających biododatki. Coraz więcej państw wprowadza do obrotu tzw. zielony diesel, czyli paliwo będące wynikiem uwodornienia olejów roślinnych (ang. HVO). Domieszki takiego biokomponentu są akceptowane bez ograniczeń przez producentów samochodów. Paliwo takie produkowane jest już w Finlandii, Szwecji, Irlandii, we Francji, a także w USA.

 

Biokomponenty w Polsce

Polska ma wieloletnie doświadczenia z paliwami zawierającymi biokomponenty. Warto wspomnieć, że w latach 90. minionego wieku stosowano mieszanki benzyn zawierające do 5 proc. bioetanolu. Użytkownicy nie mieli z tego powodu żadnych problemów, nie wywoływało to też debat na temat wpływu takich paliw na silniki pojazdów. Tymczasem na początku obecnego stulecia rynek bio­paliw załamał się, by zacząć odbudowę dopiero w 2008 r. – pierwszym roku obowiązywania Narodowych Celów Wskaźnikowych w zakresie bio­paliw. Rok 2010 jest trzecim rokiem, w którym producenci i importerzy paliw są zobowiązani do wprowadzania biokomponentów i bio­paliw na krajowy rynek paliwowy. Narodowy Cel Wskaźnikowy, określający minimalny udział biokomponentów w paliwach i bio­paliwach ciekłych wprowadzonych do obrotu, w 2010 r. wynosi 5,75 proc. według wartości opałowej.

Jednocześnie w Polsce wciąż obowiązują stare, niezgodne z dyrektywą 2009/30/WE wymagania jakościowe, ograniczające zawartość biokomponentów w paliwach ciekłych do 5 proc. Warto przypomnieć, że wspomniana dyrektywa oraz norma EN 590:2009 uznaje za normatywne paliwo B7, czyli olej napędowy z 7-proc. domieszką biokomponentów. Od października 2009 r. jest to normatywny, standardowy olej napędowy w UE. Dyrektywa dopuszcza też wprowadzenie na rynek paliwa E10, czyli benzyny z 10-proc. domieszką bioetanolu.

Ze względu na brak odpowiednich przepisów w Polsce realizacja NCW nie jest możliwa poprzez sprzedaż normatywnych paliw ciekłych, które mogą być stosowane w zdecydowanej większości pojazdów. Z tego względu konieczne jest oferowanie bio­paliw takich jak B100 (samoistne bio­paliwo do silników z zapłonem samoczynnym, składające się prawie w całości z estrów). Niestety, bio­paliwo takie cieszy się znikomym popytem, gdyż barierą są zastrzeżenia producentów samochodów co do stosowania bio­paliw w takiej koncentracji, a co za tym idzie, obawy posiadaczy pojazdów przed stosowaniem bio­paliw. Popyt na E-85 (mieszankę do 85 proc. bioetanolu z benzyną) jest w Polsce praktycznie zerowy – ze względu na brak pojazdów z silnikami typu flexi­-fuel. W związku z tym odbiorcami bio­paliw (B100 i B20) są przede wszystkim zamknięte floty pojazdów, ale ze względu na brak działań rządu zainteresowanie z ich strony też jest ograniczone. Pewna ilość B100 jest także oferowana odbiorcom indywidualnym – zachętą jest dużo niższa cena, która ma przyciągnąć potencjalnych nabywców.

Ze względu na to, że koszt wprowadzania bio­paliw na rynek jest wyższy (mimo ulg akcyzowych) od kosztów wprowadzania paliw normatywnych, konieczne jest ich subsydiowanie przez firmy paliwowe. Ostatecznie koszt subsydiowania – wynoszący prawie milion zł dziennie – przekładany jest na odbiorców innych paliw, czyli de facto na każdego kierowcę. Warto zauważyć, że w wielu innych państwach UE cel dla dostawców paliw ustanowiony jest na takim poziomie, by możliwa była jego realizacja poprzez sprzedaż paliw normatywnych zawierających biokomponenty. Wprowadzaniem do obrotu bio­paliw zajmują się przede wszystkim ich producenci, a nie firmy paliwowe. Koszt realizacji NCW zwiększy się znacząco od 1 maja 2011 r., gdyż rząd planuje wycofanie mechanizmu wsparcia podatkowego dla bio­paliw i biokomponentów. Z tego tylko tytułu ceny paliw wzrosną o 7–10 gr na litrze.

Konieczne jest jak najszybsze dopuszczenie do obrotu i produkcji w Polsce „zielonego diesla”. Może on być produkowany w obu największych polskich rafineriach przy stosunkowo niskich nakładach inwestycyjnych, w istniejących już liniach produkcyjnych. Tylko nieliczne rafinerie w UE mogą stosunkowo niskim kosztem wprowadzić tę technologię.

Zielony diesel i inne propozycje dla Polski

Od kilkunastu miesięcy przedsiębiorcy domagają się dopuszczenia do obrotu oleju napędowego B7, na co pozwalają dyrektywa 2009/30/WE w sprawie jakości paliw oraz norma EN 590. Niestety, dotychczas nie zostały przeprowadzone odpowiednie zmiany prawa. Niezbędne są natychmiastowe działania rządu i szybkie przyjęcie nowych rozwiązań przez Sejm.

Konieczne jest także jak najszybsze dopuszczenie do obrotu i produkcji w Polsce „zielonego diesla”. Może on być produkowany w obu największych polskich rafineriach przy stosunkowo niskich nakładach inwestycyjnych, w istniejących już liniach produkcyjnych z zastosowaniem technologii współuwodornienia, czyli uwodornienia olejów roślinnych w środowisku oleju napędowego. Jest to najtańsza w naszych warunkach metoda produkcji HVO, mogąca dać naszym rafineriom olbrzymi atut w walce konkurencyjnej na unijnym rynku, a polskim producentom rzepaku nieograniczony popyt. Tylko nieliczne rafinerie w UE mogą stosunkowo niskim kosztem wprowadzić tę technologię. Tym bardziej zdumiewające jest, że technologia ta jest blokowana przez administrację rządową.

Jak już wspomniałem, w wielu innych państwach członkowskich Unii Europejskiej nastąpiła weryfikacja drogi dojścia do 10 proc. udziału energii odnawialnej w paliwach transportowych, przewidzianego na rok 2020. Niektóre z nich obniżyły poziom narodowych celów wskaźnikowych na najbliższe lata. Ma to związek z racjonalnym podejściem do wprowadzania bio­paliw na rynek. Jest to szczególnie ważne w obecnej sytuacji ekonomicznej. We wszystkich państwach, w których NCW jest na podobnym poziomie jak w Polsce, do obrotu są dopuszczone paliwa B7 i E10. Stosowane są także takie rozwiązania jak: handel nadwyżkami, rozliczenie NCW w okresach dwuletnich oraz zaliczanie HVO do realizacji NCW. Na podobne rozwiązania oczekujemy w Polsce. Liczymy również na obniżenie NCW do poziomu możliwego do realizacji poprzez sprzedaż paliw normatywnych.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Arktyka rękojmią bezpieczeństwa energetycznego Europy?

W ciągu ostatnich lat zainteresowanie rządów, a także konsumentów i producentów energii, budziła perspektywa, że złoża ropy naftowej i gazu ziemnego skrywane pod lodami Arktyki przyczynią się do znacznego zwiększenia dostępności zasobów energetycznych na światowych rynkach. Zainteresowanie to podgrzewał z jednej strony rosnący popyt na te surowce, osłabiony niedawno na skutek ogólnoświatowego kryzysu finansowego, z drugiej zaś przekonanie, że topniejąca pokrywa lodowa pozwoli na ich łatwiejszą, niż to było wcześniej możliwe, eksploatację. Niniejszy artykuł omawia rolę, jaką arktyczne zasoby węglowodorów mogą odegrać na rynkach europejskich, oraz ich możliwy wpływ na przyszłe bezpieczeństwo energetyczne Europy.

Emocje świata zogniskowały się na potencjale węglowodorowym Arktyki w 2008 r., kiedy to amerykańska rządowa agencja naukowa United States Geological Survey (USGS) opublikowała raport zawierający szacunki nieodkrytych zasobów ropy naftowej i gazu ziemnego znajdujących się za Kręgiem Polarnym. Raport określał średnią szacunkową wielkość zasobów ropy naftowej na 90 mld baryłek, gazu ziemnego – na 1669 bln m3, a ciekłego gazu ziemnego (NGL) – na 44 mld baryłek. Szacunki te oznaczają, że za kręgiem polarnym może występować blisko 13 proc. nieodkrytych geologicznych zasobów ropy i 30 proc. nieodkrytych zasobów gazu. Z opracowania USGS wynikało również, że około 84 proc. tych złóż występuje pod dnem morskim, jednak w obrębie szelfów kontynentalnych państw arktycznych. Warto nadmienić, że agencja USGS nie przedstawiła w swoim raporcie szacunków dotyczących zasobów hydratów gazowych, które – jak się sądzi – mogą być od 6 do 600 razy bardziej obfite niż zasoby konwencjonalne. Z tego co wiemy, Arktyka jest skarbnicą ogromnych złóż hydratów gazowych, których eksploatacja na skalę przemysłową może być możliwa już przed 2030 r. Wszystko wskazuje zatem na to, że arktyczne pustkowia są obdarzone obfitymi zasobami węglowodorów, które mogą przedłużyć erę paliw węglowodorowych.

Prawdopodobieństwo przerodzenia się arktycznych sporów terytorialnych w konflikty zbrojne wydaje się nikłe, co dobrze wróży ogólnemu stanowi bezpieczeństwa w regionie. Jednak samo tylko istnienie znacznych zasobów i brak konfliktów nie gwarantują jeszcze, że uda się te zasoby w istotnej części zagospodarować.

Na przeszkodzie eksploatacji

Analizy rejonów arktycznych często koncentrują się na sporach terytorialnych dotyczących delimitacji granic morskich pomiędzy państwami subregionu. Niejednokrotnie owocem tych analiz jest wniosek, że spory te – roznamiętnione dodatkowo perspektywą zasobności Arktyki w surowce energetyczne – mogą stać się zarzewiem konfliktów. Jednak takie niebezpieczeństwo wydaje się mało realne, zważywszy na gotowość wszystkich państw arktycznych do rozstrzygnięcia kwestii spornych w duchu konwencji ONZ o prawie morskim. Państwa te albo zgłosiły już swoje roszczenia do ONZ, albo mają zamiar wkrótce to zrobić. Co więcej, w niektórych wypadkach udało się osiągnąć porozumienia dwustronne – ostatnio pomiędzy Norwegią a Rosją w sporze o część wód Morza Barentsa. W świetle tych wydarzeń prawdopodobieństwo przerodzenia się arktycznych sporów terytorialnych w konflikty zbrojne wydaje się nikłe, co dobrze wróży ogólnemu stanowi bezpieczeństwa w regionie. Jednak samo tylko istnienie znacznych zasobów i brak konfliktów nie gwarantują jeszcze, że uda się te zasoby w istotnej części zagospodarować. Droga do tego celu jest usiana wieloma przeciwnościami, które wpływać będą na tempo inwestycji i eksploatacji bogactwa naturalnego regionu.

Szereg wyzwań przed koncernami naftowo­-gazowymi stawiają warunki klimatyczne i topograficzne Arktyki. Choć faktem jest, że ostatnio w niektórych latach zaobserwowano kurczenie się letniej pokrywy lodowej, to jednak tereny położone za kołem podbiegunowym są nadal pokryte grubą warstwą lodu, przez który trzeba będzie się przebić. Lód stwarza liczne zagrożenia dla przedsięwzięć naftowo­-gazowych, z których najpoważniejsze to niebezpieczeństwo zderzeń z powierzchnią lodu i uszkodzenia urządzeń przez lód pod jego powierzchnią. Oba te zjawiska mogą prowadzić do zniszczenia infrastruktury i katastrof naturalnych. Lód, niska temperatura i gwałtowne burze stwarzają również zagrożenie dla personelu i logistyki transportowej. Aby stawić czoło tym niebezpieczeństwom, spółki naftowo­-gazowe będą zmuszone uciekać się do wykorzystania kosztownych i skomplikowanych procedur i sprzętu. Ogólnie rzecz biorąc, są to dodatkowe środki bezpieczeństwa, bez których można się obyć w miejscach charakteryzujących się bardziej umiarkowanymi warunkami.

Ponadto, sezon wierceń i eksploatacji złóż jest na Dalekiej Północy dramatycznie krótszy w porównaniu ze strefami o łagodniejszym klimacie. Możliwość prowadzenia prac wiertniczych istnieje w zasadzie tylko przez kilka letnich tygodni. Urządzenia i ludzi należy przetransportować na miejsce przed sezonem prac, jednak biorąc pod uwagę niedobór infrastruktury, która mogłaby ten ruch obsłużyć, przewożenie zasobów w miejsca, gdzie są one w danej chwili potrzebne, może być niezwykle kosztowne. Kiedy lato się kończy i prowadzenie dalszych prac przestaje być możliwe, należy zaczopować odwierty, a zagrożoną infrastrukturę, pracowników i sprzęt wywieźć w inne miejsca. Cykl ten będzie się powtarzać każdego lata, zwiększając koszt działalności w regionie. Ewentualne opóźnienia lub odwołanie wierceń po sprowadzeniu na miejsce ekipy pracowników może drogo kosztować spółkę, która nie osiągnie żadnego zwrotu z inwestycji.

Kolejnym problemem związanym z pracami na terenach arktycznych jest ryzyko szkód środowiskowych. Powszechnie wiadomo, jak kruchy jest ekosystem Arktyki, który – w razie niezachowania należytej ostrożności – może ulec nieodwracalnemu zniszczeniu. Scenariuszem z koszmarów sennych byłby wyciek na skalę porównywalną z wyciekiem na platformie Deepwater Horizon koncernu BP. Gdyby taki sam nastąpił pod pokrywą lodową, przez wiele miesięcy mógłby pozostać niewykryty. W przypadku urzeczywistnienia się tego scenariusza lub innego równie tragicznego w skutkach wypadku rozmiar szkód środowiskowych byłby katastrofalny. Spółki podjęły wprawdzie kroki mające na celu opracowanie urządzeń do likwidacji wycieków ropy na terenach arktycznych oraz procedur zarządzania tego rodzaju wypadkami, jednak są one w większości niesprawdzone i nie wiadomo, czy okazałyby się skuteczne w surowym i delikatnym środowisku arktycznym.

 

Energetyczne hot spoty

Pomimo tych trudności pewne przedsięwzięcia już są prowadzone, a jeżeli ceny surowców energetycznych utrzymają się przez dłuższy czas na wysokim poziomie, można się spodziewać, że w przyszłości będzie ich więcej. Lokalizacja potencjalnych platform wiertniczych zdeterminuje wybór optymalnych rynków zbytu. Raport agencji USGS wskazuje prawdopodobne miejsca występowania zasobów, z których blisko 60 proc. ma się znajdować w sześciu miejscach. Są to: platforma alaskańska, basen Canning­-Mackenzie, północna część basenu Morza Barentsa, ryftowa krawędź północno­-zachodniej Grenlandii, południowy basen Danmarkshavn oraz północny basen solny Danmarkshavn. Najbardziej obiecującym spośród tych miejsc jest platforma alaskańska, która kryje, według szacunków, około 31 proc. nieodkrytych zasobów arktycznej ropy naftowej. Jeżeli chodzi o gaz ziemny, eksperci przypuszczają, że około 66 proc. nieodkrytych zasobów znajduje się w złożach zalegających w czterech miejscach: południowej części Morza Karskiego, południowej części basenu Morza Barentsa, północnej części basenu Morza Barentsa oraz platformie alaskańskiej. Spośród nich najwięcej – około 39 proc. – powinno występować pod dnem południowej części Morza Karskiego, na Rosyjskim Szelfie Kontynentalnym.

Lokalizacja tych dużych złóż oznacza, że projekty zagospodarowania będą się koncentrować na tych właśnie terenach. Ponieważ ropa naftowa jest surowcem wymiennym, który można praktycznie wszędzie przetransportować, wpływ jej arktycznych zasobów na wszystkie rynki powinien być pozytywny. Z kolei gaz ziemny nie jest jeszcze surowcem w pełni wymiennym – choć w postaci skroplonej można go dostarczać na coraz więcej rynków. Tym samym wpływ arktycznego gazu na bezpieczeństwo energetyczne może zależeć od lokalizacji złóż, a co za tym idzie – od wyboru rynków zbytu. To dobry prognostyk dla rynków europejskich, ponieważ jedne z większych oszacowanych zasobów przypisano do złóż zalegających w wodach Norwegii, które można podłączyć do istniejącej sieci gazociągów lub przesyłać wydobyty z nich surowiec nowymi, na razie nieplanowanymi, gazociągami przez terytorium Skandynawii, a stamtąd do Europy Środkowo­-Wschodniej. Zgodnie z przewidywaniami największe złoża kryją się w wodach Federacji Rosyjskiej, a więc także one przyczyniłyby się do poprawy bezpieczeństwa energetycznego Europy. Niewykluczone jednak, że zasoby tych złóż, zamiast na rynki europejskie, popłyną do Azji. Obawy może budzić również wiarygodność Rosji jako dostawcy, zwłaszcza w kontekście przerw w dostawach gazu, jakie kraj ten zafundował w ostatnich latach Europie.

 

Arktyka nie będzie żyłą złota

W krótkiej perspektywie jest mało prawdopodobne, by arktyczne zasoby węglowodorów wpłynęły znacząco na zwiększenie podaży na światowych rynkach energii. Istnieją przecież inne, mniej kosztowne możliwości pozyskania tych surowców, szczególnie jeśli weźmie się pod uwagę wyzwania związane z pracą w surowych arktycznych warunkach. Kraje Europy Środkowo­-Wschodniej, na przykład Polska, posiadają wciąż niewykorzystane zasoby konwencjonalne, które mogą się okazać tańsze do zagospodarowania i są zlokalizowane bliżej rynków docelowych. Ponadto niektóre zakątki świata (na przykład Ameryka Północna czy Europa Wschodnia) kryją spore ilości gazu łupkowego, którego wydobycie postępuje w szybkim tempie lub którego eksploatację można niezwłocznie rozpocząć, korzystając z coraz lepszych i tańszych technologii wydobywczych. Podobnie rzecz się ma z technikami wydobycia metanu z pokładów węgla – w ostatnich latach znacznie je udoskonalono, w wyniku czego pozyskanie tego surowca, występującego obficie w wielu miejscach kuli ziemskiej, stało się bardziej opłacalne. Innym źródłem dostaw błękitnego paliwa dla Europy, na razie jednak bardzo niepewnym, mógłby być gazociąg Nabucco. Również w wypadku ropy naftowej istnieją pewne alternatywy. Obiecujących odkryć dokonano na przykład u wybrzeży Brazylii. Stale udoskonalane są też technologie zagospodarowania piaskowców roponośnych w Kanadzie, czyniąc wydobycie tych niekonwencjonalnych surowców bardziej opłacalnym i zrównoważonym z ekologicznego punktu widzenia. Nie są to jedyne, alternatywne wobec zasobów arktycznych, źródła podaży węglowodorów. Przywołano je tutaj na poparcie twierdzenia, że zagospodarowanie złóż arktycznych powinno postępować wolno, choć metodycznie, przez kilkadziesiąt najbliższych lat.

Zagospodarowanie arktycznych złóż węglowodorów wydaje się pewne. Prawdopodobnie nie nastąpi ono jednak szybko, ze względu na trudności i koszty związane z prowadzeniem prac na obszarach podbiegunowych, wobec innych, tańszych i łatwiejszych do pozyskania zasobów.

Podsumowując, w kontekście obecnej sytuacji energetycznej świata zagospodarowanie arktycznych złóż węglowodorów wydaje się pewne. Prawdopodobnie nie nastąpi ono jednak szybko, ze względu na trudności i koszty związane z prowadzeniem prac na obszarach podbiegunowych, wobec innych, tańszych i łatwiejszych do pozyskania zasobów. Jednak po ich zagospodarowaniu powinny one poprawić poziom bezpieczeństwa energetycznego dzięki zwiększeniu podaży oraz przedłużeniu ery paliw węglowodorowych. Trudno natomiast oszacować skalę korzyści dla poszczególnych rynków, choć – biorąc pod uwagę niewielką odległość dużych złóż gazu od północnych krańców Europy – można się spodziewać pewnego zwiększenia podaży gazu na rynku europejskim. W perspektywie krótkoterminowej zagospodarowanie złóż arktycznych nie będzie miało jednak dużego znaczenia, należy o nim myśleć raczej jako o rozwiązaniu długoterminowym.

*Analizy i opinie wyrażone w niniejszym artykule są wyłącznie poglądami jego autora i w żaden sposób nie odzwierciedlają oficjalnego stanowiska Departamentu Obrony Narodowej Kanady.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Światowe rynki energii – wszystko się może zdarzyć

Już apostoł Paweł pisał, że przyszłość możemy zobaczyć tylko „jakby w zwierciadle, niejasno”. Twierdzenie to jest szczególnie trafne w wypadku rynków energii. Większą szansę na wygraną mamy, obstawiając „autsajdera” w wyścigach konnych, niż prognozując trendy cenowe na światowych rynkach energii. Już wielu poszło z torbami, usiłując je przewidzieć, co znaczy, że również niniejszy artykuł należy traktować z odpowiednią dozą ostrożności. W ciągu kilku ostatnich dziesięcioleci rynek energii charakteryzował się ogromną nieprzewidywalnością, pomimo prób jego ustabilizowania przez potentatów branży naftowej (takich jak Getty) czy producentów energii (takich jak kraje OPEC). Co zatem mogłoby odmienić istniejący stan rzeczy?

Głównym źródłem energii w dającej się przewidzieć przyszłości pozostaną paliwa zawierające związki węgla. Prace nad rozwojem nowych technologii, które mogłyby znacząco ograniczyć popyt na ropę naftową i gaz ziemny, nie mają szans na przyciągnięcie wystarczających środków inwestycyjnych.

Jedna istotna zmiana już nastąpiła – było nią przekłucie nadętego balonu z napisem „zmiany klimatyczne” w trakcie niedawnego szczytu kopenhaskiego. Zdominowały go obawy, że mogło dojść do manipulacji faktami, oraz niemożność uzgodnienia wspólnych, globalnych ram działania. W rezultacie wszystko wskazuje na to, że głównym źródłem energii dla świata w dającej się przewidzieć przyszłości pozostaną paliwa zawierające związki węgla. Polityczna wola działania na rzecz poszukiwania nowych źródeł energii rozpadła się na naszych oczach. Oznacza to, że prace nad rozwojem nowych technologii, które mogłyby znacząco ograniczyć popyt na ropę naftową i gaz ziemny, nie mają szans na przyciągnięcie wystarczających środków inwestycyjnych.

 

Chiny i USA – energetycznie podobne

Chiny i Stany Zjednoczone są pod wieloma względami bardzo do siebie podobne. To ogromne terytorialnie kraje, potrzebujące olbrzymich ilości energii, aby utrzymać gospodarkę w ruchu i ogrzać wielką liczbę ludzi. Bardziej dziwi jeszcze jedno podobieństwo, które uwidoczniło się w ostatniej dekadzie – przedstawiciele chińskiej klasy średniej, obnosząc się ze swoim dostatkiem, wybierają auta, które powodują gigantyczne korki uliczne i emitują mnóstwo szkodliwych spalin. Kiedy Chińczycy masowo przesiedli się z rowerów na samochody, pekiński smog zaczął przypominać ten w Los Angeles. Związane z tą tendencją dodatkowe zapotrzebowanie Chin na paliwa oznacza, że oba kraje (Stany Zjednoczone i Chiny) bezpośrednio konkurują teraz na globalnych rynkach energii. Rywalizujący z USA i innymi konsumentami energii Chińczycy są dziś obecni w Afryce, Ameryce Łacińskiej, rejonie Zatoki Perskiej i wielu innych zakątkach świata.

Kolejne podobieństwo związane jest z modelem współpracy pomiędzy spółkami energetycznymi a rządami obu krajów. Administracja Stanów Zjednoczonych zaproponowała ochronę wojskową producentom ropy naftowej i gazu z rejonu Zatoki Perskiej. Chiny próbują przebić tę ofertę, kusząc lokalne władze dużymi przedsięwzięciami infrastrukturalnymi (budowa linii kolejowych czy portów) w zamian za kontrakty. Znamienny jest fakt, że w tym roku do Zatoki Perskiej zawinął pierwszy okręt chińskiej marynarki wojennej – jako niewczesne echo tzw. dyplomacji kanonierek (dyplomacji popartej groźbą użycia siły), praktykowanej w przeszłości przez Stany Zjednoczone i kraje europejskie. Podporą dalekomorskiej marynarki wojennej tworzonej obecnie przez władze chińskie jest „sznur pereł”, czyli sieć portów zbudowanych przez Chiny od wybrzeży Bangladeszu po Sri Lankę, łącząca Pekin z międzynarodowymi rynkami energii. Dobrym przykładem zaangażowania Chin było wsparcie militarne zaoferowane władzom Sri Lanki w walkach z powstaniem Tamilskich Tygrysów. Obecnie Chiny dysponują dużym portem na wybrzeżu Sri Lanki, co napawa niepokojem Indie i USA.

Przyjęta przez Pekin strategia zakłada zbudowanie takiego potencjału, który umożliwi mu ochronę międzynarodowego transportu surowców energetycznych. Chińskie okręty weszły w skład międzynarodowej flotylli zwalczającej zjawisko piractwa morskiego wokół afrykańskiego Przylądka Dobrej Nadziei, gdzie występowały przypadki uprowadzenia tankowców dla okupu. Pekin podziela też niepokoje Japonii i Korei dotyczące „wąskiego gardła”, jakim w transporcie ropy naftowej i gazu ziemnego są wody cieśnin Ormuz i Malakka. Chiny planują budowę rurociągu lądowego, który pozwoliłby im ominąć ewentualną blokadę morską cieśniny Ormuz. Istnieją jednak obawy, że mogłoby to doprowadzić do eskalacji napięć na tle niepodległości Tajwanu, a nawet do konfrontacji pomiędzy Chinami a Japonią na tle sporów terytorialnych w akwenie Morza Południowochińskiego. Najwyraźniej niektórzy amerykańscy stratedzy wojskowi postrzegają Chiny jako zagrożenie długoterminowe znacznie poważniejsze niż na przykład Rosja czy islamscy terroryści, dostosowując to tego przekonania swoje plany.

Chiny mogą też mieć problemy ze Stanami Zjednoczonymi, którym nie podoba się utrzymy­wanie przez ten kraj stosunków z Iranem (skąd importuje on energię) w czasie, gdy USA rozważają nałożenie na Iran embarga gospodarczego w związku z jego pracami nad stworzeniem broni atomowej. Eksperci są przekonani, że Irańczykom uda się zdobyć niezbędne materiały do budowy takiej broni za jakieś 12 miesięcy, trwają zatem pilne poszukiwania rozwiązania tego kryzysu. Możliwym wyjściem jest osiągnięcie porozumienia, zgodnie z którym inspektorzy doprowadziliby do zatrzymania prac nad irańskim programem atomowym, pozwalając jednak na budowę cywilnych instalacji atomowych. Jeżeli tak się stanie i Iran zyska możliwość zagospodarowania swoich bogatych zasobów surowców energetycznych, wówczas jeszcze większe ilości gazu popłyną na rynki globalne zamiast do Chin czy przez terytorium Turcji. Jeżeli jednak zabiegi dyplomatyczne zawiodą, staniemy przed perspektywą operacji wojskowej. W takim wypadku, poza wszystkimi innymi czynnikami zagrażającymi wydobyciu surowców energetycznych w rejonie Zatoki Perskiej, pojawi się zagrożenie zablokowania dostaw w cieśninie Ormuz przez Iran, dysponujący arsenałem pocisków rakietowych i torped oraz flotą niewielkich i szybkich statków ofensywnych. Ziszczenie się tego scenariusza oznaczałoby astronomiczny wzrost cen na rynkach energii.

 

Zatoka Perska – kierunek przyszłości?

Dzisiaj daremnie szukać mocy wydobywczych w innych rejonach świata, mimo ogromnych inwestycji realizowanych obecnie u wybrzeży Brazylii i w Afryce Wschodniej czy nowo odkrytych złóż w Afryce Zachodniej. Rosja wydaje się w całości wykorzystywać swoje moce wydobywcze i, aby zaspokoić popyt krajów europejskich, zmuszona jest dokupywać surowce z Azji Środkowej. Tam musi się liczyć z ostrą konkurencją ze strony Chin, która popycha ją do zawierania partnerskich sojuszy na rosyjskim Dalekim Wschodzie. Kraje zrzeszone w OPEC uważają, że wobec braku zakrojonego na szeroką skalę programu przeciwdziałania zmianom klimatycznym oraz alternatywnych źródeł dostaw ropy naftowej są w stanie – na krótką metę – utrzymywać poziom globalnych cen w równowadze. To także jedna ze zmian, ponieważ w ostatnich latach wydobycie ropy naftowej przez kraje spoza OPEC osłabiło pozycję kartelu. Obecnie panuje jednak przekonanie, że producenci z rejonu Zatoki Perskiej będą odgrywać kluczową rolę w przyszłych dostawach energii.

Aktualnie kraje leżące w rejonie Zatoki Perskiej, głównie Arabia Saudyjska, Kuwejt i Zjednoczone Emiraty Arabskie, dysponują niewykorzystanymi mocami wydobywczymi rzędu 2–3 mln baryłek ropy dziennie i planują miliardowe inwestycje w celu dalszego ich zwiększenia w perspektywie najbliższych dziesięciu lat do 7 mln baryłek. Tłumaczą, że ich kontrolowane przez państwo spółki naftowe są skłonne ponosić koszty wolnych mocy wydobywczych, byle tylko możliwe było utrzymanie docelowej ceny OPEC na poziomie 75 USD za baryłkę. Niektórzy analitycy są zdania, że do 2011 r. niewykorzystane moce wydobywcze znikną i minie wiele lat, zanim uruchomione zostaną nowe.

Kluczowe znaczenie ma tutaj fakt, że władze Arabii Saudyjskiej potrzebują dochodów ze sprzedaży ropy, aby wypełnić swoje zobowiązania. Mają przy tym ograniczone pole manewru, biorąc pod uwagą szybko rosnącą liczbę ludności, z której przeszło połowa nie ukończyła jeszcze 20 lat i nie ma żadnych szans na zdobycie pracy. Dom Saudów niepokoi się też narastającym antagonizmem pomiędzy szyitami a sunnitami. Orędownikiem szyickiego niezadowolenia stał się Iran, zdobywając poklask całego świata arabskiego za swoją bezkompromisową postawę wobec Izraela. Arabia Saudyjska opracowała wprawdzie własny plan pokojowy dla Bliskiego Wschodu, jednak na razie szanse zażegnania konfliktu palestyńsko­-izraelskiego są, niestety, nikłe. W rezultacie Iran, który udziela poparcia radykalnym ugrupowaniom w rodzaju Hezbollahu, jest postrzegany jako aktywny gracz. Wizyta prezydenta Iranu w Bejrucie wpisuje się w ambicje odzyskania przez ten kraj historycznej roli regionalnego lidera.

Konflikt szyicko­-sunnicki rozgrywa się – pośrednio – na terenie Iraku, gdzie Iran ma silne powiązania na południu kraju, natomiast Dom Saudów popiera plemiona sunnickie zamieszkujące środkowy Irak. Niebiorący udziału w tym konflikcie Kurdowie z północy mają dzięki temu wolną rękę, by realizować własne polityczne ambicje uzyskania quasi­-autonomii. Irak, ze swoimi bogatymi zasobami taniej ropy naftowej, może potencjalnie zmienić zasady gry w regionie, niwecząc dążenia krajów OPEC do ustabilizowania rynku. Jeszcze większe obawy Arabii Saudyjskiej oraz ekspertów branżowych budzi fakt, że znaczna część światowych dostaw ropy naftowej i rosnąca ilość gazu ziemnego pochodzą z Prowincji Wschodniej, zamieszkanej przez większość szyicką. Forpocztą obecnej strategii Arabii Saudyjskiej wobec sunnitów był ruch wahhabitów, którego zaplecze militarne umożliwiło powstanie kraju, a który aktywnie sprzeciwia się ekspansji sunnickiego odłamu islamu.

 

Drogi alternatywne

Ciekawym zjawiskiem jest to, że producenci ropy naftowej z rejonu Zatoki Perskiej próbują się zabezpieczyć, zwracając się ku nowym źródłom energii. I tak – Zjednoczone Emiraty Arabskie zawarły porozumienie z Koreańczykami w sprawie budowy pierwszej w świecie arabskim elektrowni atomowej. Również Arabia Saudyjska rozwija swój potencjał nuklearny, już teraz deklarując, że nie zamierza akceptować ograniczeń nałożonych przez Stany Zjednoczone na porozumienie z Abu Dhabi. Inne kraje arabskie, takie jak Kuwejt, Jordania czy Egipt, również dążą do pozyskiwania energii z atomu. Władze z Abu Dhabi utworzyły spółkę energetyczną MASDAR, której rolą jest śledzenie i analizowanie najnowszych trendów w energetyce. Z kolei Katar zakłada spółkę Green Gulf, która ma być swoistym poligonem doświadczalnym, na którym testowane będą nowe technologie wykorzystania alternatywnych źródeł energii. Spółka MASDAR jest częścią finansowanej przez państwo grupy Al Mubadala. Chociaż w centrum zainteresowania samej spółki MASDAR leży „zielona” energia, Al Mubadala poszukuje możliwości inwestycyjnych związanych ze złożami węglowodorów w Azji Środkowej – zawarła już odpowiednie kontrakty w Kazachstanie. Wszystkie te działania wydają się potwierdzać znaną zasadę, że na wyścigach konnych, w których nie ma zdecydowanego faworyta, bezpieczniej jest postawić na kilka koni.

W Stanach Zjednoczonych przełomową zmianę na rynku energii przyniosło szybkie i prowadzone na masową skalę zagospodarowanie zasobów gazu łupkowego, w wyniku którego kraj ten ma szansę z importera netto stać się eksporterem błękitnego paliwa. W Europie największe zasoby gazu łupkowego posiada Polska. Ich zagospodarowanie mogłoby ograniczyć zależność krajów Europy Środkowej od dostaw rosyjskich. Nawet siedziba OPEC w Wiedniu stoi na gazonośnych łupkach, jednak ich zagospodarowanie nie będzie możliwe ze względów planistycznych i środowiskowych, które mogą także wpłynąć na zmniejszenie tempa i skali wydobycia gazu łupkowego w całej Europie.

Obszary arktyczne to kolejna granica, której potężne zasoby surowców energetycznych mogą radykalnie zmienić sytuację na rynku energii; podobnie jak Brazylia, w momencie gdy ruszy wydobycie na skalę przemysłową odkrytych w tym kraju surowców. Topniejące lodowce pozwoliły odkryć zasoby węglowodorów u wybrzeży Grenlandii. Do połowy z nich rości sobie pretensje Rosja, która umieściła swoją flagę na dnie Oceanu Arktycznego. Pozostali gracze mają inne zmartwienia. Na przykład Norwegowie są zainteresowani eksploatacją wielkich złóż węglowodorów do spółki z Rosją, choć z wielu stron dobiegają głosy przekonujące, że zagrożenie dla dziewiczego środowiska naturalnego to cena zbyt wysoka i takie działania należy ograniczyć. Kanadę z kolei interesuje nie tylko zagospodarowanie zasobów, lecz także potencjał Przejścia Północno­-Zachodniego, którego otwarcie mogłoby udostępnić nowy korytarz do transportu zasobów energetycznych i nie tylko, co wiązałoby się jednak z koniecznością ściślejszej współpracy z Rosją.

 

Europa podzielona

Unia Europejska próbuje na nowo określić zasady swojej polityki energetycznej, nadal importując ogromne ilości gazu z kierunku rosyjskiego. W tym wypadku jednak punkt widzenia zależy od położenia na mapie Europy. Dla Francuzów największy sens ma rozwój energetyki atomowej z wykorzystaniem francuskich technologii. Brytyjczycy popierają wprowadzenie mechanizmu opłat za emisję dwutlenku węgla, który stałby się bodźcem do inwestowania w alternatywne źródła energii, takie jak farmy wiatrowe. Hiszpania chętnie stałaby się bramą, przez którą do Europy docierałyby surowce energetyczne z północnej Afryki, a może także czysta energia elektryczna z elektrowni Solartech, budowanej obecnie w Maroku przy finansowym wsparciu Niemiec. Niemcy i Rosja mają za sobą wiele lat udanej współpracy w dziedzinie energii, lecz to się obecnie zmienia. Ma to związek z nowelizacją niemieckiego prawa, wykluczającą możliwość przejmowania strategicznych niemieckich aktywów przez bogate podmioty z innych krajów, na przykład z Rosji. Ten niejednoznaczny obraz jest tłem dla toczących się w Europie rozmów na temat budowy gazociągu Nabucco, którym do Europy mógłby płynąć gaz kaspijski, zapewniając pożądaną dywersyfikację dostaw, a tym samym poprawę bezpieczeństwa energetycznego. Wypracowanie wspólnej polityki, która uwzględniałaby wszystkie, często sprzeczne interesy, będzie nie lada wyzwaniem.

Niewykluczone, że węgiel kamienny odzyska swoją historyczną rolę paliwa „pierwszego wyboru”. Jednak w krótkiej perspektywie czasowej gaz ziemny jest nadal pomostem do nowej, bardziej ekologicznej epoki.

Co przyniesie przyszłość?

Węgiel kamienny pozostaje głównym źródłem energii dla krajów takich jak Stany Zjednoczone, Chiny czy Polska (która dysponuje największymi zasobami czarnego złota w Europie). Problemem jest znalezienie technologii, która umożliwiałaby jego czyste spalanie. Chińskie miasta, cierpiące wskutek nadmiernego zanieczyszczenia powietrza, rozpaczliwie poszukują ratunku. Technologie czystego spalania węgla są wprawdzie dostępne, lecz są także bardzo kosztowne; nie do końca wiadomo również, co robić z przechwyconym dwutlenkiem węgla. Mimo to sprawy wydają się iść w dobrym kierunku. Jedna z nowatorskich technologii – technologia wirówkowa – zmniejsza dziesięciokrotnie koszt przechwytywania dwutlenku węgla, ale i tak jest o 30 proc. droższa od tradycyjnych metod spalania węgla. Niewykluczone, że dzięki prowadzonym w szybkim tempie programom badawczym, zwieńczonym wdrożeniem nowych technologii, węgiel kamienny odzyska swoją historyczną rolę paliwa „pierwszego wyboru”. Jednak w krótkiej perspektywie czasowej gaz ziemny jest nadal postrzegany jako paliwo, które będzie stanowić pomost do nowej, bardziej ekologicznej epoki. Nadpodaż błękitnego paliwa oznacza, że jego ceny powinny się utrzymać na niskim poziomie.

Kolejnym czynnikiem, który może znacząco zmienić sytuację na światowych rynkach energii, jest ekonomia. Czy na rynki świata powróci koniunktura i wzrost gospodarczy napędzający popyt na energię? Czy może istnieje ryzyko protekcjonizmu i spowolnienia, przekładające się na spadek popytu, w związku z tym, że poszczególne kraje będą się starały chronić swoją gospodarkę przed importem? Trudno też na razie przewidzieć, czy światu zachodniemu uda się oczyścić z toksycznych długów. Z kolei Chiny po raz pierwszy od trzech lat zdecydowały się podnieść stopy procentowe w obawie przed możliwością powstawania baniek cenowych.

Co zatem widzimy „jakby w zwierciadle, niejasno”, patrząc w przyszłość? Jedyną rzeczą, jaką możemy z dużą dozą pewności przewidzieć, jest to, że obecna stabilizacja cen na światowych rynkach energii nie potrwa długo. Istnieje wiele czynników, wpływających zarówno na stronę popytową, jak i podażową, które mogą niebotycznie wywindować ceny lub spowodować ich załamanie. Obawiam się, że – tak jak mówi chińska klątwa – żyjemy w bardzo ciekawych czasach.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Ropa i gaz – quo vadis?

Żyjemy w epoce paliw kopalnych. Ropa naftowa i gaz ziemny stanowią, obok węgla kamiennego, trzon światowej struktury źródeł energii. Wszystkie wybiegające w odległą przyszłość scenariusze kreślone przez ekspertów zakładają, że zarówno ropa naftowa, jak i gaz ziemny zachowają swoją dotychczasową rolę. Być może tak, chociaż można sobie też wyobrazić inny scenariusz.

Zazwyczaj łatwo nam przyjąć płynące z potocznej mądrości przekonanie, a nawet zgodzić się z tezą, że zawsze należy spodziewać się tego, co niespodziewane. Znacznie trudniej jednak sprecyzować, jaki kształt to niespodziewane przybierze. Spekulacje mogą być strzałem w dziesiątkę albo – co bardziej prawdopodobne – mogą się okazać żenująco chybione. Chociaż potrafimy zidentyfikować wiele „wiadomych niewiadomych” i możemy próbować się na nie przygotować, w wypadku „niewiadomych niewiadomych” pozostaje nam tylko czekać.

Dalecy przodkowie ludzkości żyli w epoce kamienia łupanego. Jednak, jak zauważył saudyjski szejk Zaki Yamani, „powodem zakończenia epoki kamienia łupanego nie był brak kamieni”. Być może również epoka ropy naftowej i gazu ziemnego dobiegnie kiedyś końca, mimo bogactwa niewydobytych jeszcze zasobów tych surowców, które postęp technologiczny pozwoli nam zastąpić jakąś lepszą alternatywą. Jeżeli gaz łupkowy zwiastuje rewolucyjny przełom na polskim i ogólnoświatowym rynku paliw kopalnych, jakie jeszcze inne, spodziewane i niespodziewane, rewolucyjne zmiany w obszarze paliw kopalnych i poza nim mogą nas czekać w nadchodzących latach? Dobrze byłoby również znać miejsce i czas, w którym się one pojawią.

Jednak zanim to nastąpi, kluczowa rola ropy naftowej i gazu ziemnego jako czynników wzrostu gospodarczego pozostanie niezagrożona. Co więcej – nasze zapotrzebowanie na te surowce, podobnie zresztą jak na energię z innych źródeł, będzie stale rosnąć.

 

Nie cel, lecz środek do celu

Zadajmy sobie pytanie, dlaczego ogół społeczeństwa miałby zaprzątać sobie głowę „globalnymi tendencjami kształtującymi sytuację w branży naftowo­-gazowej” albo kwestiami energetycznymi w ogóle. Energetyka jako sztuka dla sztuki z pewnością nie może być społecznym celem per se. Rządy państw zdają sobie sprawę z roli energetyki jako motoru napędzającego zarówno rozwój gospodarczy, jak i społeczny. Natomiast obywatele krajów eksportujących i importujących energię oczekują od wybranych przez siebie władz, by korzyści uzyskiwane dzięki surowcom energetycznym wydobywanym ze złóż krajowych lub importowanym z zagranicy przekładały się bezpośrednio na podnoszenie jakości ich życia. Umiejętność sprostania społecznym oczekiwaniom w sferze polityki energetycznej często determinuje dalsze „być albo nie być” danego gabinetu rządowego na krajowej scenie politycznej. Ropa naftowa, gaz ziemny oraz inne źródła energii stanowią samo sedno interesu narodowego.

Ważne, aby zdać sobie sprawę, że ropa naftowa i gaz ziemny to niezbędny i potężny czynnik rozwoju gospodarczego i społecznego co najmniej w krótkim i średnim – jeśli nie znacznie dłuższym – horyzoncie czasowym, i aby w ślad za tym przekonaniem szły odpowiednie decyzje inwestycyjne. Równie ważna w poszukiwaniu długofalowych możliwości zrównoważonego rozwoju świata jest wiedza na temat oddziaływania tych surowców na środowisko naturalne i klimat.

 

Elementy niepewności

Obecnie, gdy troska o zaspokojenie potrzeb energetycznych idzie w parze z troską o stan środowiska naturalnego, czas postawić kilka podstawowych pytań. Czy istniejące zasoby ropy i gazu wystarczą, aby na dłuższą metę zaspokajać rosnące zapotrzebowanie świata? Czy inwestycje niezbędne do zagospodarowania tych zasobów zostaną dokonane na czas? Czy ropa naftowa i gaz ziemny, a także inne źródła energii, będą dostępne – fizycznie i finansowo – na sprawiedliwych zasadach dla wszystkich, czy tylko dla uprzywilejowanej garstki wybrańców? Co ze środowiskiem naturalnym i zmianami klimatu? Czy zasoby naturalne staną się przedmiotem konfliktów i walk zagrażających podstawom zrównoważonego rozwoju globalnego? Czy konieczność współpracy w dziedzinie polityki energetycznej wytworzy nowe konfiguracje sojuszy, które odmienią zastaną rzeczywistość geopolityczną? A może przeciwnie – zastana rzeczywistość geopolityczna okaże się przeszkodą nie do pokonania na drodze do budowania nowych, mądrych i zrównoważonych, kierunków współpracy w tej dziedzinie?

Modyfikowanie polityki jednego państwa w celu przygotowania go do nowych wyzwań i zniwelowania konkretnych elementów niepewności w obszarze gospodarki energetycznej może samo przyczynić się do zwiększenia istniejących – lub stać się źródłem nowych – elementów niepewności dla innych państw.

Niedawna zapaść gospodarki światowej, z której nadal usiłujemy się wydobyć, spotęgowała niepewność i uwypukliła słabości poszczególnych państw w sferze bezpieczeństwa energetycznego i ochrony środowiska naturalnego. Państwa, samodzielnie lub w ramach sojuszy, rewidują fundamenty swojej polityki energetycznej. Rządowe programy stymulujące gospodarkę krajów wysoko uprzemysłowionych pomalowane są na wszystkie możliwe odcienie zieleni. Wyrażenia „zielona gospodarka” czy „redukcja emisji CO2” weszły już na dobre do słownika politycznego. Jednak modyfikowanie polityki jednego państwa w celu przygotowania go do nowych wyzwań i zniwelowania konkretnych elementów niepewności w obszarze gospodarki energetycznej może samo przyczynić się do zwiększenia istniejących – lub stać się źródłem nowych – elementów niepewności dla innych państw.

W kontekście pogłębiającego się niepokoju i wrażliwości poszczególnych krajów w obszarze polityki energetycznej i ochrony środowiska naturalnego istnieje jeden niezbity pewnik. Świat będzie potrzebował coraz większych ilości coraz czystszej energii, wykorzystywanej w coraz bardziej efektywny sposób, dostępnej – fizycznie i finansowo – dla coraz większej części ludzkości.

 

Rola ropy i gazu w nowej epoce energetycznej

Jakie zatem najważniejsze tendencje zarysowują się w ewoluującym ciągle scenariuszu, który będzie determinować przyszłą sytuację na światowym rynku ropy naftowej i gazu ziemnego? Energetyka, środowisko naturalne i gospodarka są wzajemnie powiązane. To powiązanie wpływa na międzynarodową politykę i samo jest przez nią kształtowane. Niezależnie od tego, czy strzałki wskaźników ekonomicznych będą w kolejnych latach skierowane w dół czy w górę, uważam, że już teraz można dostrzec zarysy nowej, choć jedynie przejściowej, epoki energetycznej, w której:

  • paliwa kopalne zachowają jeszcze przez jakiś czas swoje kluczowe znaczenie, co będzie wiązać się z koniecznością tworzenia technologii umożliwiających bardziej ekologiczne wykorzystanie takich paliw, np. technologii przechwytywania i składowania dwutlenku węgla;
  • coraz większa waga przykładana będzie do alternatywnych, odnawialnych źródeł energii – promieniowania słonecznego, wiatru, ruchów planetarnych (pływów), bio­paliw czy atomu;
  • troska o stan środowiska naturalnego i zmiany klimatyczne pogłębi się, w niemałym stopniu również w świadomości społecznej, co będzie wpływać na decyzje podejmowane w ramach polityki energetycznej;
  • rosnącemu zapotrzebowaniu na energię towarzyszyć będzie rosnąca potrzeba oszczędzania energii, poprawiania wydajności energetycznej oraz tworzenia efektywniejszych kosztowo technologii;
  • wyzwania związane z zapewnieniem bezpieczeństwa energetycznego i zmianami klimatu będą się w coraz większym stopniu zazębiać – działania zapobiegające zmianom klimatu nie powinny zagrażać bezpieczeństwu energetycznemu, natomiast polityka w zakresie bezpieczeństwa energetycznego nie powinna powodować pogorszenia sytuacji w zakresie zmian klimatycznych;
  • konieczne będzie tworzenie bardziej przewidywalnych i sprawiedliwych warunków do inwestowania – zaniechania inwestycyjne w okresie niskich cen zemszczą się gwałtownymi wzrostami cen w momencie, gdy na fali ożywienia gospodarczego popyt zacznie rosnąć;
  • wymiana handlowa na rynku energii będzie się zwiększać wskutek geograficznego niedopasowania pomiędzy ośrodkami wydobycia ropy i gazu a ośrodkami ich konsumpcji;
  • trzeba się będzie liczyć z podatnością produkcji i dostaw energii na zakłócenia wynikające z uwarunkowań politycznych, ataki terrorystyczne, awarie techniczne czy siły natury;
  • nasilać się będzie konkurencja o zasoby energetyczne, podobnie jak konkurencja pomiędzy różnymi rodzajami zasobów;
  • zawiązywać się będą nowe ogniwa współpracy pomiędzy krajowymi i międzynarodowymi spółkami naftowymi;
  • wyłonią się nowe, już teraz dostrzegalne, kierunki międzynarodowej współpracy dwustronnej i regionalnej;
  • państwa będą się decydować na prowadzenie wspólnej lub niezależnej polityki energetycznej;
  • ubóstwo energetyczne będzie wymagać podjęcia radykalnych działań – obecnie jedna czwarta ludności świata jest pozbawiona dostępu do nowoczesnej energii na zasadach komercyjnych; taki stan rzeczy jest nie tylko naganny moralnie, lecz również politycznie niemożliwy do utrzymania;
  • przesunięcie punktu ciężkości gospodarki globalnej w stronę Azji, za sprawą Chin i Indii, będzie mieć długoterminowe konsekwencje polityczne i energetyczne;
  • każda kolejna epoka energetyczna będzie mieć – podobnie jak wszystkie poprzednie – jedynie przejściowy charakter.

 

Nie wolno zaniechać dialogu

W świecie oplecionym coraz gęstszą siecią wzajemnych zależności globalny dialog w obszarze energetyki jest bezwarunkową koniecznością, pozwalającą lepiej wykorzystać możliwości współpracy przynoszące korzyści każdej z zainteresowanych stron oraz uniknąć nieporozumień, które mogą stać się zarzewiem konfliktów. Współpraca na szczeblu ministerialnym ma kluczowe znaczenie w procesie budowania międzynarodowego zaufania i porozumienia, będących filarami zrównoważonego rozwoju całego świata. Jednak dodatkowo powoływać należy organizacje międzyrządowe, które będą instrumentem służącym zapewnieniu bezpieczeństwa energetycznego, umożliwiającego osiąganie bardziej dalekosiężnych celów ekonomicznych i społecznych.

Do licznego grona już istniejących instytucji dołączają wciąż nowe, zajmujące się wąskimi wycinkami rynku energetycznego, w których członkostwo nie jest otwarte dla wszystkich. Obecnie nie istnieje żadna agencja międzyrządowa o zasięgu globalnym i ponadnarodowych kompetencjach decyzyjnych, która zajmowałaby się wszystkimi rodzajami energii. Biorąc pod uwagę strategiczne znaczenie energetyki dla poszczególnych państw, powołanie takiej wielonarodowej organizacji, wiążące się z oddaniem części wewnętrznych kompetencji decyzyjnych i podporządkowaniem prawnie wiążącym decyzjom podejmowanym przez organ międzynarodowy, wydaje się w najbliższej przyszłości perspektywą mało realną.

Obecnie mamy do czynienia z wzajemnym powiązaniem polityki energetycznej prowadzonej przez poszczególne państwa, w formie rozbudowanej sieci agencji międzyrządowych, a także politycznej i technicznej współpracy dwustronnej, regionalnej oraz globalnej. W ramach tego powiązania nie tylko władze państwowe, ale i sama branża energetyczna, organizacje międzynarodowe, instytucje finansowe oraz inne grupy interesariuszy mają do odegrania swoją rolę.

Jeżeli międzyrządowe instytucje mają się stać naprawdę skutecznymi instrumentami, należy jasno określić konsensus w zakresie wspólnych globalnych celów. Instytucje takie potrzebowałyby ponadto silniejszego umocowania politycznego, jakiego dotychczas władze państwowe nie były skłonne im przyznać.

Aby to powiązanie mogło skuteczniej funkcjonować, nowe instytucje i procesy muszą uwzględniać zmieniający się porządek świata, w którym głos krajów wschodzących staje się – i słusznie – coraz wyraźniej słyszalny. Należy przy tym uznać nie tylko potencjał poszczególnych części składowych tego układu, lecz także ich ograniczenia. Jeżeli międzyrządowe instytucje mają się stać naprawdę skutecznymi instrumentami, należy jasno określić konsensus w zakresie wspólnych globalnych celów. Instytucje takie potrzebowałyby ponadto silniejszego umocowania politycznego, jakiego dotychczas władze państwowe nie były skłonne im przyznać.

 

Ropa naftowa i gaz ziemny nadal ważne

Nie ulega wątpliwości, że energetyka, środowisko naturalne i rozwój gospodarczy są wzajemnie powiązane. Energetyka jest strategicznym obszarem zainteresowania każdego z państw, który może przyczynić się do intensyfikacji współpracy pomiędzy krajami lub grupami krajów. Jednocześnie pogoń za surowcami energetycznymi może być źródłem konfliktów i prowadzić do eskalacji napięć politycznych i gospodarczych. Bezpieczeństwo energetyczne i globalne zarządzanie energią to nasz wspólny obowiązek, którego znaczenie w świetle Celów Milenijnych przyjętych przez ONZ jest nie do przecenienia.

Wspólne międzynarodowe działania wychodzące naprzeciw wyzwaniom, jakie rodzi konieczność zapewnienia bezpieczeństwa energetycznego, muszą uwzględniać wciąż bardzo zróżnicowane strategiczne interesy narodowe – interesy zarówno eksporterów, jak i importerów energii, krajów wysoko uprzemysłowionych i rozwijających się, w wielobiegunowym świecie i zmieniającej się rzeczywistości geopolitycznej.

W tak szeroko pojętym kontekście globalnym ropa naftowa i gaz ziemny, efektywnie wydobywane, przesyłane i wykorzystywane w sposób możliwie najmniej szkodliwy dla środowiska naturalnego, mają wciąż do odegrania istotną rolę. Ropa i gaz to nadal potężne lokomotywy globalnego wzrostu gospodarczego, niezbędne do realizacji naszych aspiracji politycznych i społecznych, w świecie charakteryzującym się zrównoważonym i sprawiedliwym rozwojem.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Gospodarka Pomorza w III kwartale 2010 roku

Stan gospodarki województwa pomorskiego w III kwartale 2010 r. przeanalizowany został pod kątem koniunktury gospodarczej, działalności przedsiębiorstw, obrotów handlu zagranicznego, rynku pracy oraz poziomu wynagrodzeń. Dokonano także przeglądu najważniejszych wydarzeń, mających potencjalnie duże znaczenie dla rozwoju regionu.

 

Koniunktura gospodarcza

W III kwartale obserwowano znaczne wahania indeksu koniunktury. W lipcu i sierpniu następował spadek nastrojów. W sierpniu notowania były zbliżone do styczniowych – najsłabszych w tym roku. Liczba przedsiębiorców oceniających sytuację gospodarczą pozytywnie zbliżona była do liczby przedsiębiorców formułujących negatywne oceny. Jednak za sprawą wrześniowych notowań, kiedy to wartość indeksu koniunktury w województwie pomorskim zbliżyła się do 43 pkt (w skali od –100 do +100), III kwartał wpisuje się w rosnący trend obserwowany od początku 2009 r. Wzrost wartości wskaźnika we wrześniu jest cechą charakterystyczną dla koniunktury województwa pomorskiego. Niemniej jednak skala tegorocznej zmiany, sięgająca w ujęciu miesięcznym 42 pkt, wyraźnie wykraczała poza typowy zakres zmienności.

W efekcie powyższych zmian, na koniec kwartału województwo pomorskie uplasowało się na pozycji lidera rankingu wojewódzkiego, z przewagą sięgającą ponad 5 pkt nad drugim w klasyfikacji województwem mazowieckim.

Ponadprzeciętne oceny koniunktury gospodarczej wskazują, że przedsiębiorcy z Pomorza lepiej niż inni radzą sobie z dynamicznie zmieniającą się sytuacją gospodarczą. Trend wzrostowy wskazuje, że gospodarka województwa korzysta z globalnej poprawy klimatu gospodarczego. Warto jednak zaznaczyć, że tak jak typowym dla województwa zjawiskiem jest wrześniowa poprawa nastrojów, tak samo w IV kwartale z reguły obserwuje się pogorszenie warunków gospodarowania. Potwierdza to niższa niż w poprzednich czterech miesiącach wartość wskaźnika wyprzedzającego, we wrześniu 2010 r. sięgająca 21,3 pkt. Spadek indeksu koniunktury bieżącej w okresie nadchodzących trzech miesięcy jest zatem pewny. Jego skala pozostaje natomiast niewiadomą.

Rysunek 1. Koniunktura gospodarcza w województwie pomorskim i w Polsce w latach 2008–2010

ppg_4_2010_rozdzial_19_rysunek_1

Przedział wahań wskaźnika wynosi od –100 do +100. Wartości ujemne oznaczają przewagę ocen negatywnych, dodatnie – pozytywnych.
Źródło: Opracowanie IBnGR

 

Działalność przedsiębiorstw

III kwartał był kolejnym, w którym miał miejsce stały, notowany w każdym z trzech miesięcy, wzrost liczby podmiotów gospodarczych. Na koniec września osiągnęła ona 258 tys. Wzrost poziomu przedsiębiorczości w III kwartale był zjawiskiem typowym i spodziewanym. Jest to efekt dwóch procesów napędzających przedsiębiorczość także w II kwartale – napływu na rynek pracy absolwentów oraz wiosenno­-letniego ożywienia gospodarczego. Istotnym narzędziem dla oceny tendencji zmian poziomu przedsiębiorczości pozostaje porównanie zmian mających miejsce w analizowanym okresie w ciągu dwóch lat poprzednich. Liczba podmiotów gospodarczych w końcu września 2010 r. w porównaniu z końcem czerwca tego roku wzrosła o 1,0 proc. Był to wzrost mniejszy niż w III kwartale 2009 r. (1,3 proc.) i jednocześnie większy niż w analogicznym okresie 2008 r. (0,4 proc.). Dane te wskazują, że rosnąca dynamika przedsiębiorczości, obserwowana w 2009 r. i pierwszej połowie 2010 r., w nadchodzących miesiącach może ulec wyhamowaniu. W IV kwartale, w latach poprzedzających eskalację światowego kryzysu finansowego, takie zjawisko z reguły miało miejsce.

Ocena rosnącego poziomu przedsiębiorczości pozostaje nadal niezmiennie pozytywna, mimo że po części jest efektem wymuszonego samozatrudnienia. Nawet jeżeli w dłuższej perspektywie przedsiębiorca nie osiąga sukcesu, to najważniejsze, że nie traci kontaktu z rynkiem pracy, doskonali uniwersalne kompetencje i zdobywa doświadczenia bardzo przydatne nie tylko w roli pracodawcy, ale także pracownika. Wszystko to zwiększa elastyczność na rynku pracy.

Rysunek 2. Dynamika produkcji sprzedanej, budowlano-montażowej i sprzedaży detalicznej w województwie pomorskim w latach 2008–2010

ppg_4_2010_rozdzial_19_rysunek_2

Źródło: Opracowanie IBnGR na podstawie danych Urzędu Statystycznego w Gdańsku

Ocena III kwartału 2010 r. pod względem wyników działalności przedsiębiorstw jest pozytywna. Decyduje o tym dodatnia dynamika wszystkich trzech analizowanych wskaźników (produkcja sprzedana przemysłu, produkcja budowlano­-montażowa, sprzedaż detaliczna) przede wszystkim w ujęciu rocznym. W stosunku miesięcznym, we wrześniu wysoka dynamika cechowała sprzedaż detaliczną. W przypadku produkcji budowlano­-montażowej odnotowano niewielki regres, związany z nasileniem prac w miesiącach wcześniejszych. Z kolei wielkość sprzedaży detalicznej charakteryzował brak istotnych zmian. W ujęciu rocznym, na koniec września, wyraźnie najwyższa dynamika cechowała produkcję sprzedaną przemysłu. Odnotowany wynik był drugim najlepszym od początku 2008 r. W III kwartale systematyczny wzrost, w porównaniu z analogicznym miesiącem roku poprzedniego, wykazywała także sprzedaż detaliczna. W omawianym okresie nastąpiło wyraźniejsze ożywienie handlu. Odnotowana dynamika sprzedaży zbliżyła się do poziomu notowanego przed eskalacją kryzysu finansowego, a więc przed wrześniem 2008 r. Największe wahania dotyczyły dynamiki produkcji budowlano­-montażowej. Rekord osiągnięty został w sierpniu. Był on także zbliżony do dynamiki notowanej przed kryzysem. Co prawda we wrześniu uległa ona wyraźnemu osłabieniu, ale nadal utrzymywała się na stosunkowo wysokim poziomie. Przytoczone dane wskazują, że III kwartał 2010 r., w zakresie rocznej dynamiki działalności przedsiębiorstw, był najlepszy od początku 2009 r.

 

Handel zagraniczny

W sierpniu 2010 r. wartość eksportu wynosiła 385,7 mln euro. Wolumen importu kształtował się na poziomie 703,3 mln euro. Saldo wymiany handlowej województwa pomorskiego z zagranicą pozostawało ujemne. Eksport nie pokrywał importu aż w 82 proc.

W stosunku do czerwca 2010 r. wartość eksportu i importu spadła o 15 proc. W efekcie ujemne saldo handlu zagranicznego osiągnęło poziom 317,6 mln euro. Utrzymuje się nadal największy dystans od stycznia 2008 r. W porównaniu z analogicznym okresem roku poprzedniego eksport wzrósł o 7 proc., a import o 9 proc. Obroty handlu zagranicznego pozostają nadal wyraźnie niższe niż w III kwartale 2008 r., czyli przed eskalacją globalnego kryzysu finansowego. Dotyczy to w szczególności wolumenu eksportu.

Pod względem udziału w eksporcie najważniejszym kierunkiem geograficznym pomorskiego handlu zagranicznego w sierpniu 2010 r. były kraje Unii Europejskiej. Ich udział wynosił 52,2 proc. Drugie miejsce zajmowały pozostałe kraje, z udziałem w eksporcie wynoszącym 20,1 proc. Trzecie miejsce zajmowały kraje kapitalistyczne (19,2 proc.), których udział wobec poprzedniego kwartału wyraźnie spadł (w poprzednim kwartale kraje kapitalistyczne były liderem w eksporcie Pomorskiego). Wyraźnie niższe znaczenie mają kraje byłego ZSRR (7,6 proc.) oraz kraje Europy Środkowo­-Wschodniej (0,9 proc.). W stosunku do sierpnia ubiegłego roku nieznacznie wzrosła rola krajów UE (wzrost udziału o 1,7 pkt proc.). Nieznacznie wzrósł również udział pozostałych krajów oraz krajów Europy Środkowo­-Wschodniej. Największy spadek udziału zanotowano w przypadku krajów kapitalistycznych, oscylował on wokół 2 pkt proc. W przypadku krajów byłego ZSRR spadek wynosił 0,8 pkt proc. Widać wyraźnie, że wraca pozycja krajów UE w eksporcie województwa pomorskiego.

Z punktu widzenia udziału w imporcie do regionu najważniejszym partnerem województwa pomorskiego są kraje byłego ZSRR, których udział w sierpniu 2010 r. wynosił 38 proc. Równie mocną pozycję mają pozostałe kraje (33,6 proc.). Udział krajów UE oscylował w sierpniu wokół 16,5 proc., a krajów kapitalistycznych wokół 12 proc. Udział krajów Europy Środkowo­-Wschodniej był mało znaczący. W stosunku rocznym zaobserwowano kolejne, daleko idące przemiany struktury kierunkowej importu. Zanotowano najwyższy spadek udziału krajów UE (o prawie 16 pkt proc.), przy istotnym, bo 11-punktowym wzroście udziału krajów byłego ZSRR. Udział krajów kapitalistycznych wzrósł o 7 pkt proc., a pozostałych krajów o 4,5 pkt proc. Warto zanotować, że istotnie spadł również udział krajów Europy Środkowo­-Wschodniej (z udziału 6-proc. do prawie zerowego).

 

Rynek pracy i wynagrodzenia

W III kwartale 2010 r. kontynuowana była rosnąca tendencja w zakresie zatrudnienia w sektorze przedsiębiorstw. Zapoczątkowana ona została dwa kwartały wcześniej. Liczba zatrudnionych na koniec września 2010 r. wyniosła 273,2 tys. W stosunku do końca czerwca wzrosła o 1,0 proc. Porównanie z analogicznym kwartałem roku poprzedniego wykazuje, że liczba zatrudnionych wzrosła o 2,7 proc. Omawiany kwartał był drugim z kolei, kiedy w ujęciu rocznym nastąpił wzrost analizowanego miernika. Liczba pracujących wzrosła do poziomu niewiele niższego niż notowany dwa lata wcześniej. Gdy weźmie się pod uwagę wartość wyprzedzającego wskaźnika koniunktury oraz wartość eksportu, rośnie prawdopodobieństwo, że w kolejnym kwartale nastąpi spowolnienie wzrostu zatrudnienia.

W zakresie wynagrodzeń, po silnych fluktuacjach, jakie miały miejsce w I kwartale, i wzroście w II kwartale oraz na początku III, nastąpiła niewielka korekta. Przeciętne miesięczne wynagrodzenie brutto w sektorze przedsiębiorstw spadło we wrześniu do poziomu 3384 zł. Było to o 1 proc. mniej niż w lipcu. W stosunku do analogicznego okresu roku poprzedniego wynagrodzenia wzrosły o 3,6 proc. Obserwowane zmiany wskazują na utrzymywanie się, mimo dość znacznych fluktuacji, wzrostowej tendencji w zakresie poziomu wynagrodzeń. Wzrost ten nie przekraczał jednak wartości wskaźnika cen i usług konsumpcyjnych. Zatem w ujęciu realnym wysokość wynagrodzeń uległa nieznacznej redukcji.

Rysunek 3. Wielkość zatrudnienia i poziom przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia brutto w sektorze przedsiębiorstw w województwie pomorskim w latach 2008–2010

ppg_4_2010_rozdzial_19_rysunek_3

Źródło: Opracowanie IBnGR na podstawie danych Urzędu Statystycznego w Gdańsku

W lipcu i sierpniu 2010 r. stopniowemu wyhamowaniu uległ spadek liczby bezrobotnych. We wrześniu nastąpił ponowny niewielki jej wzrost. Na koniec III kwartału grupa ta liczyła 98,6 tys. osób. O ile w lipcu spadek liczby bezrobotnych był jeszcze wyraźny – wynosił 2,6 proc. – o tyle w sierpniu zmalał do jedynie 0,4 proc. Wrześniowy wzrost wyniósł natomiast 1,8 proc. Był on jednak wyraźnie niższy niż w analogicznym miesiącu roku poprzedniego (4,1 proc.), a zarazem zbliżony do dynamiki obserwowanej w sierpniu 2009 r. Można zatem mówić o opóźnieniu i spłyceniu sezonowego wzrostu liczby bezrobotnych. Pozwala to na podtrzymanie prognozy, że jesienno­-zimowy spadek aktywności gospodarczej będzie mniej dotkliwy dla rynku pracy niż w 2009 r.

Wzrost bezrobocia ogółem znalazł odzwierciedlenie w rosnącej, w ujęciu miesięcznym, liczbie bezrobotnych w wieku do 25 lat oraz długotrwale bezrobotnych. Liczebność grupy bezrobotnych w wieku 50 lat i więcej pozostała praktycznie bez zmian. Wyraźnie najwyższy wzrost cechował grupę bezrobotnych w wieku do 25 lat. Zasadniczym powodem takiego stanu rzeczy jest spadek popytu na pracę sezonową, który ze względu na znaczenie turystyki, warunki pracy i poszukiwane predyspozycje skierowany jest w znacznej mierze do osób młodych. We wrześniu wzrosła także liczba długotrwale bezrobotnych, choć wzrost ten był wyraźnie niższy niż w przypadku młodych osób pozostających bez pracy.

W stosunku do września 2009 r. w każdej z trzech wymienionych kategorii odnotowano wyższą liczbę bezrobotnych. Nadwyżka ta była najmniejsza w przypadku bezrobotnych do 25. roku życia. Przyczyny tego są znane. Poprawa stanu rynku pracy, jaka miała miejsce w okresie od stycznia do sierpnia 2010 r., została najefektywniej wykorzystana właśnie przez młodych bezrobotnych – są oni najbardziej mobilni i elastyczni, co ułatwiło znalezienie zatrudnienia. W efekcie to właśnie ta grupa została najbardziej zredukowana liczebnie i zbliżyła się do stanu sprzed roku. Z kolei grupą, w której wzrost był największy, są bezrobotni w wieku 50 lat i więcej. Często są oni postrzegani przez pracodawców jako pracownicy mniej elastyczni, a także mniej perspektywiczni, co przy konieczności redukcji zatrudnienia, jaka miała miejsce do końca 2009 r., powodowało, że zwalniani byli częściej. Z tych samych powodów trudniej było im o kolejne zatrudnienie, nawet w okresie wzrostu popytu na pracę.

Rysunek 4. Liczba bezrobotnych i ofert pracy zgłoszonych do urzędów pracy w województwie pomorskim w latach 2008–2010

ppg_4_2010_rozdzial_19_rysunek_4

Źródło: Opracowanie IBnGR na podstawie danych Urzędu Statystycznego w Gdańsku

Wrzesień 2010 r. przyniósł kolejny znaczny wzrost liczby ofert pracy do poziomu blisko 6,5 tys., a więc niewiele niższego niż odnotowano w rekordowym marcu. W stosunku do końca II kwartału liczba ofert pracy zgłoszonych do PUP wzrosła aż o 18 proc., a w stosunku do analogicznego okresu roku poprzedniego aż o 46 proc. Mimo wahań liczba ofert pracy zgłaszanych w każdym z miesięcy III kwartału była wyższa niż w 2009 r., co wskazuje, że wzrost popytu na pracę ma trwały charakter. Ten czynnik do pewnego stopnia łagodzić może spodziewane spowolnienie wzrostu zatrudnienia z powodu czynników popytowych (spodziewanego sezonowego spadku koniunktury i ciągle niedostatecznie wysokiego poziomu eksportu).

 

Ważniejsze wydarzenia

Przegląd najważniejszych wydarzeń gospodarczych otwierają kwestie związane z gospodarką morską. W porcie gdańskim w ciągu dwóch lat ma powstać terminal do przeładunku węgla i rud metali. W projekt mają być zaangażowane największe firmy na świecie, w tym grupa SEA Invest, lider wśród firm przeładunkowych w Europie, oraz największy na świecie producent stali – Arcelor. Łączna wartość inwestycji to ponad 40 mln euro. Terminal ma być wyposażony w najnowocześniejsze rozwiązania technologiczne, np. dwa dźwigi o możliwościach udźwigowych 50 t. Średnia zdolność wyładunkowa tego terminalu wyniesie 30 tys. t dziennie. Zainstalowane tu urządzenia umożliwią załadunek od 20 do 24 pociągów dziennie.

Również Zarząd Morskiego Portu Gdynia i Gdynia Container Terminal przygotowują się do ważnej inwestycji. Podmioty te wspólnie wybudują głębokowodne nabrzeże. Nowe stanowisko powstanie przy Nabrzeżu Bułgarskim w Porcie Gdynia. Będzie miało długość 357 m oraz maksymalną głębokość 15 m, co pozwoli obsługiwać statki o ładowności ponad 8 tys. TEU. Planowo nowe nabrzeże ma być oddane do eksploatacji w połowie 2012 r.

Kolejne istotne wydarzenie także dotyczy Gdyni. W wyniku internetowych przetargów, które odbyły się 15 września, udało się sprzedać większość majątku Stoczni Gdynia, na który nie było nabywców we wcześniejszych aukcjach. Najważniejszą część zakładu – tzw. duży dok wraz z suwnicą – wylicytowała firma Crist z Gdańska. To prywatna stocznia, istniejąca od 20 lat i oferująca usługi w zakresie konserwacji, naprawy i budowy statków. Cena wywoławcza doku wynosiła 96 mln zł, a udało się go sprzedać za 175 mln zł. Profil działalności nabywcy stwarza szanse, że produkcja okrętowa w Gdyni będzie kontynuowana, choć w ograniczonym zakresie.

Tematykę transportową, choć tym razem dotyczącą przewozów drogą powietrzną, zamykają pozytywne informacje z Portu Lotniczego Gdańsk im. Lecha Wałęsy. Dane wskazują, że w lipcu obsłużono w nim około 244 tys. pasażerów. W porównaniu z analogicznym miesiącem roku poprzedniego jest to o 19,1 proc. więcej. Po siedmiu miesiącach 2010 r. Port Lotniczy Gdańsk im. Lecha Wałęsy obsłużył około 1253 tys. pasażerów, co oznacza wzrost o 17,3 proc. w stosunku do analogicznego okresu 2009 r.

W trzecim kwartale 2010 r. miały miejsce istotne wydarzenia, w konsekwencji których rynek energii w województwie pomorskim ulec może istotnym przekształceniom. Samorząd województwa wybrał 14 przedsięwzięć związanych z rozwojem energetyki opartej na źródłach odnawialnych, o wartości prawie 74 mln zł. Łącznie otrzymają one z Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Pomorskiego na lata 2007–2013 ponad 40 mln zł wsparcia. Wśród beneficjentów znalazła się m.in. Gdańska Infrastruktura Wodociągowo­-Kanalizacyjna sp. z o.o., która na realizację projektu „Energetyczne wykorzystanie biogazu w oczyszczalni ścieków Gdańsk­-Wschód” otrzyma ponad 7 mln zł wsparcia. Koszt inwestycji wynosi 24 mln zł. Z kolei gmina Kobylnica dostanie 6 mln zł unijnego dofinansowania na realizację programu wykorzystania energii słonecznej na swoim terenie. Projekt, wart 9 mln zł, jest powiązany z wcześniejszymi inwestycjami gminy w termomodernizację budynków użyteczności publicznej. Dodać należy, że wsparcie z Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Pomorskiego 2007–2013, w ramach działania 5.4 Rozwój energetyki opartej na źródłach odnawialnych, koncentruje się na tworzeniu warunków dla upowszechniania produkcji i wykorzystania tzw. zielonej energii.

Istotne decyzje podjęte zostały także w odniesieniu do rozbudowy konwencjonalnych instalacji energetycznych. Na początku 2016 r. zostanie oddany do użytku pierwszy z dwóch bloków elektrowni węglowej w gminie Pelplin. Budowa ma się rozpocząć na początku 2012 r. Koszt inwestycji szacowany jest na 12–15 mld zł. Na początku września plany jej budowy ujawnili w Pelplinie przedstawiciele inwestora, spółki z o.o. Elektrownia Północ, należącej do Kulczyk Investments. Elektrownia powstanie w miejscowości Rajkowy, w gminie Pelplin. Przy budowie elektrowni zatrudnienie może znaleźć nawet 3 tys. osób. Na stałe do jej obsługi oraz w firmach kooperujących będzie potrzeba około tysiąca osób. Dostawy węgla pochodzić będą najprawdopodobniej z kopalni Bogdanka. Inwestor jest także przygotowany na transport surowca z Rosji oraz z portów w Gdańsku i Szczecinie.

We wrześniu Urząd Marszałkowski Województwa Pomorskiego jako pierwszy samorząd przystąpił do Krajowej Platformy Technologicznej Energetyki. Jej głównym celem jest propagowanie i rozpowszechnianie koncepcji Smart Grid – „Inteligentne Sieci” oraz tworzenie szerokiego forum wsparcia dla tej idei. W celu przybliżenia tej inicjatywy szerokim grupom społecznym organizowane są regionalne warsztaty, których głównym celem jest pomoc gminom w wykorzystaniu potencjału koncepcji Smart Grid w zakresie szeroko rozumianej energetyki. Do uczestnictwa w Krajowej Platformie Technologicznej Energetyki zapraszane są przedsiębiorstwa zainteresowane wprowadzaniem „inteligentnych” technologii na swoim terenie oraz łączenia ich z lokalnymi celami społeczno­-ekonomicznymi. Inicjatorami tego projektu są: Urząd Regulacji Energetyki, Agencja Rozwoju Przemysłu S.A., Krajowa Agencja Poszanowania Energii S.A., Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, PSE Operator S.A., Politechnika Łódzka – Wydział Organizacji i Zarządzania oraz Izba Energetyki Przemysłowej i Odbiorców Energii.

Dwa istotne wizerunkowe, choć bazujące na realnych dokonaniach, sukcesy odnotował Gdańsk. Po pierwsze, miasto to znalazło się w ścisłej czołówce lipcowego rankingu Miast Przyjaznych dla Biznesu, opublikowanego przez „Forbes”. Gdańsk ulokował się na drugiej pozycji, sąsiadując z Wrocławiem i Poznaniem. Ranking powstał na podstawie badania opinii przedstawicieli małych i średnich przedsiębiorstw w 18 dużych ośrodkach. Pod uwagę brano między innymi: jakość obsługi w urzędach, dbałość o infrastrukturę komunikacyjną i drogową, bezpieczeństwo, postawy władz lokalnych i pracowników urzędów centralnych wobec potrzeb przedsiębiorców. Badanie reputacji 18 miast w oczach środowiska biznesu zrealizował instytut TNS OBOP na zlecenie Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości i „Forbesa”. Po drugie, Gdańsk – obok Krakowa, Poznania i Wrocławia – uznany został przez czasopismo „Parkiet” za lidera inwestycji realizowanych w ramach partnerstwa publiczno­-prywatnego. Przykładem jednej z największych w Polsce inwestycji realizowanej w ramach takiego partnerstwa ma być zagospodarowanie Targu Siennego i Rakowego. Formuła PPP obejmuje także inne planowane inwestycje: parkingi podziemne, Nadmorskie Centrum Rekreacji i Wypoczynku w Pasie Nadmorskim, przyszkolne baseny i obiekty o charakterze sportowo­-rekreacyjnym, które łączyć mogą funkcje publiczne z komercyjnymi. Również zagospodarowanie Wyspy Spichrzów, o którym mowa poniżej, ma powstać dzięki takiemu partnerstwu.

Postępująca globalizacja i w efekcie rosnąca rola Chin w światowej gospodarce powoduje, że także województwo pomorskie zdecydowało się na promocję swojego potencjału na EXPO 2010 w Szanghaju. Od 12 do 19 września przedstawiciele władz samorządowych zachęcali Chińczyków do inwestowania na Pomorzu. W Szanghaju pojawili się przedstawiciele Trójmiasta oraz Słupska. Cztery seminaria poświęcone gospodarce, ochronie środowiska, turystyce i ofercie pomorskich uczelni w ciągu dwóch dni zgromadziły w Pawilonie Polskim na szanghajskim EXPO prawie 300 osób. W ramach promocji Pomorza Grupa Sfinks z Sopotu pokazała spektakl „Pomerania – Szanghaj Express”. Choć trudno oszacować wymierne skutki tego typu aktywności, to niewątpliwie jest ona potrzebna, szczególnie na tak ważnym rynku.

Promocyjną szansą dla Gdańska i całego województwa będą centralne obchody Europejskiego Dnia Morza 2011, które odbędą się właśnie w stolicy regionu. Święto to przypada 20 maja. Gdańskie uroczystości zaczną się 19 i potrwają do 21 maja. Europejski Dzień Morza jest najważniejszym spotkaniem sektora morskiego w Europie. Ustanowiony został w 2008 r. przez Komisję Europejską, Parlament Europejski i Radę UE. Głównym wydarzeniem przyszłorocznych gdańskich obchodów będzie Europejska Konferencja Morska, która odbędzie się w Polskiej Filharmonii Bałtyckiej. Imprezą towarzyszącą będzie IV Forum Turystyczne Państw Bałtyckich. Organizatorem EDM w 2011 r. będą Urząd Marszałkowski Województwa Pomorskiego oraz Urząd Miejski w Gdańsku we współpracy z Ministerstwem Infrastruktury i Komisją Europejską. Gdańskie obchody przypadną na okres tuż przed objęciem przez Polskę prezydencji w UE.

III kwartał 2010 r. zaowocował kilkoma ważnymi decyzjami z punktu widzenia kształtowania zagospodarowania przestrzeni miejskiej. Takim wydarzeniem jest zaproszenie do negocjacji w sprawie kupna akcji spółki Dalmor w Gdyni, wystosowane przez Ministerstwo Skarbu. Atutem Dalmoru jest nie tyle podstawowa działalność, ile majątek w postaci atrakcyjnych gruntów przylegających do obecnego centrum miasta. Znajdują się one w pobliżu Skweru Kościuszki oraz Sea Towers, czyli najwyższego mieszkalnego gmachu w Polsce. Negocjacje będą dotyczyły głównie ceny za zbywany pakiet akcji oraz proponowanego przez potencjalnego inwestora programu rozwoju spółki. Byli i obecni pracownicy spółki powinni otrzymać do 15 proc. akcji zakładu.

Wraz z postępem prac na placu budowy PGE Arena Gdańsk coraz pilniejszą kwestią stawał się wybór operatora obiektu. Zwycięzcą przetargu została spółka Lechia­-Operator. Konsorcjum, w skład którego wchodzą także firmy SportFive oraz HSG Zander, zarządzać będzie obiektem przez 10 lat. Rocznie zapłaci 2 mln zł czynszu i odda miastu 5 proc. przychodów ze sprzedaży na stadionie. Na stadionie będą się odbywały wydarzenia nie tylko sportowe, ale i rozrywkowe. Od działań operatora zależeć będzie, czy nie ziści się czarny scenariusz, według którego nowy obiekt okaże się deficytowy, a jego utrzymanie ostatecznie obciąży budżet miasta.

Metropolitalne funkcje Trójmiasta zdecydowanie wzmacniają także inwestycje w infrastrukturę kultury. W tej kategorii mieści się rozbudowa i modernizacja Teatru Muzycznego w Gdyni. Będzie ona możliwa dzięki unijnej dotacji w ramach Regionalnego Programu Operacyjnego. W obiekcie powiększy się liczba miejsc na widowni Dużej Sceny. Do tej pory było ich 693, a ma być 1070. Zostanie również rozbudowane foyer oraz powstanie nowa scena z 300 miejscami na widowni. Wraz ze 150 miejscami w Sali Kameralnej, w rozbudowanym teatrze trzy sceny pomieszczą łącznie ponad 1500 osób. Powierzchnia użytkowa zwiększy się z 14 tys. m2 do 19 tys. m2. Wartość inwestycji wyniesie ponad 71 mln zł brutto. Unijne dofinansowanie przyznane przez Zarząd Województwa Pomorskiego z Regionalnego Programu Operacyjnego wynosi ponad 41 mln zł. To 70 proc. wartości całej inwestycji. Pozostałe 30 proc. środków wkładu własnego pokrywa Miasto Gdynia (ponad 12,5 mln zł netto) i Urząd Marszałkowski Województwa Pomorskiego (5 mln zł netto). Inwestycja ma być zakończona w kwietniu 2013 r.

Również w Gdańsku planowane są istotne inwestycje w infrastrukturę kultury. Jedną z najważniejszych jest budowa Muzeum II Wojny Światowej. Studio Architektoniczne Kwadrat wygrało konkurs na jego projekt. Gdyńska pracownia pokonała 128 konkurentów z całego świata. Zwycięzcy otrzymali 80 tys. euro i możliwość realizacji projektu. Koncepcja zakłada zwiedzanie przez publiczność muzeum od podziemi – piekła wojny – aż do wieży, z której podziwiać będzie można panoramę Gdańska. Budowa muzeum ma się rozpocząć w 2012 r. Obiekt powstanie przy nabrzeżu kanału Raduni, w pobliżu ul. Wałowej. Uroczyste otwarcie planowane jest za cztery lata, w 75. rocznicę wybuchu II wojny światowej.

W bliskim sąsiedztwie wyżej opisanego obiektu – na Wyspie Spichrzów – ma powstać Muzeum Bursztynu, będące elementem szerszej koncepcji zagospodarowania tego unikatowego fragmentu Gdańska. Przedsięwzięcie w formule partnerstwa publiczno­-prywatnego realizować ma Polnord S.A. i miasto Gdańsk. Ma ono być sfinalizowane do końca 2014 r. Według założeń, miasto wniesie do spółki aportem grunt o szacunkowej wartości 59 mln zł, a Polnord wkład pieniężny w tej samej wysokości. Deweloper będzie miał w spółce 51 proc. udziałów, a Gdańsk – 49 proc. Prace budowlane powinny ruszyć na początku 2011 r. Na wyspie, obok Muzeum Bursztynu, powstanie także kompleks mieszkaniowo­-usługowy oraz infrastruktura publiczna. Przewidywany koszt całej inwestycji szacowany jest na 450 mln zł.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Dobrodziejstwa life-long learning

Wszystko wskazuje na to, że znajdujemy się dziś u progu edukacyjnej rewolucji. Rewolucji, która już niedługo zmieni nie tylko oblicze tradycyjnego systemu edukacji, ale i całego społeczeństwa. Potencjał wprowadzenia olbrzymich zmian niesie ze sobą idea life-long learning, czyli kształcenia całożyciowego. I w zasadzie od decydentów oświaty, ale też od nas samych zależy dziś, na ile i w jaki sposób potencjał ten wykorzystamy.

U podstaw wdrożenia tej strategii leżą dwie zasadnicze przesłanki wprowadzenia radykalnych zmian w edukacji. Po pierwsze, są to tendencje zachodzące w gospodarce, wymuszające elastyczność pracownika. Jest to związane ze wzrostem znaczenia gospodarki opartej na wiedzy, w której potrzebni są przede wszystkim pracownicy innowacyjni i kreatywni, nie zaś sumienni i systematyczni. Pracownicy tacy muszą nieustannie się szkolić, reorientować zawodowo, tak aby podążać za zmianami w strukturze gospodarczej kraju. Po drugie, następuje coraz większa komplikacja i zmienność nie tylko życia zawodowego, lecz także codziennego. Łatwy dostęp i wielość źródeł informacji, przy jednoczesnej trudnej ocenie ich przydatności, nie ułatwiają podejmowania decyzji, tworząc coś na kształt „informacyjnej dżungli”. Tendencje te wymuszają zmiany, które pozwolą odnaleźć się absolwentom formalnego szkolnictwa w czasach późnej nowoczesności.

 

Adaptacja

Żeby lepiej przystosować społeczeństwo do zmian, należy do nich w pierwszej kolejności dostosować system edukacji. Na pytanie, w jaki konkretny sposób go zmienić, odpowiada właśnie idea life-long learning. Na czym polega sama koncepcja? Upraszczając, opiera się ona na trzech podstawowych zmianach, które tak naprawdę wywracają obecny system kształcenia do góry nogami. Zmiany te w zasadzie wspierają procesy społecznej adaptacji ludzi do otaczającego ich środowiska, które już samorzutnie niejako postępują. Strategia life-long learning dąży do włączenia tych procesów w system zinstytucjonalizowanego kształcenia. W ten sposób jej wdrażanie przyczynia się do lepszego funkcjonowania jednostki w społeczeństwie.

Tabela 1. Porównanie głównych różnic pomiędzy kształceniem tradycyjnym (dotychczasowym) i całożyciowym (wdrażanym)

ppg_4_2010_rozdzial_17_tabela_1

Źródło: Opracowanie własne

Kluczową kwestią jest zdanie sobie sprawy z tego, że proces uczenia się jest, podobnie jak obserwowana zmiana, permanentny i ciągły, a następnie dostosowanie systemu kształcenia do obserwowanych charakterystyk. I nie chodzi w tym przypadku tylko o upowszechnienie kształcenia przedszkolnego, wyższego i ustawicznego, które jest także elementem składowym tej strategii. Przy założeniu, że żyjemy w świecie, który charakteryzuje głównie wszechobecna zmiana, ciągłe zdobywanie nowej wiedzy w różnych warunkach, nie zawsze sformalizowanych, jest konieczne do normalnego funkcjonowania w życiu zawodowym, a także codziennym.

 

Gdzie zdobywamy wiedzę?

To właśnie warunkuje, że tradycyjna działalność edukacyjna nie stanowi już jedynej ścieżki zdobywania wiedzy. Jak zostało to określone przez naukowców, właśnie przestrzenie znajdujące się poza tradycyjną edukacją stanowią miejsce, w którym zdobywamy 3 naszej wiedzy i umiejętności. Uczęszczając na wybrane przez siebie przedmioty w formalnym systemie kształcenia, można, a nawet trzeba równocześnie rozwijać swoje zainteresowania w inny sposób. Prowadząc zastęp harcerski czy działając jako wolontariusz lub realizując praktyki w zakładzie pracy, zdobywamy nie tylko umiejętności związane z wykonywanym zawodem, lecz także ćwiczymy całą gamę kompetencji. Kompetencje te w dużej mierze pokrywają się z tymi, do których przekazania dąży edukacja formalna.

Podobnie jak w życiu codziennym, aby sprostać wyzwaniom, uczymy się pracy w grupie, efektywnej komunikacji, stajemy się odporni na stres, radzimy sobie w trudnych sytuacjach i potrafimy odpowiednio zorganizować czas. Dodatkowe aktywności przestają więc stać w opozycji do uczestnictwa w procesie kształcenia, marnotrawiąc czas uczących się, a stają się jego wielką podporą, wsparciem. Kreując sytuacje znaczące edukacyjnie, istotnie wzbogacają one naszą wiedzę o świecie. Uczymy się więc przez całe życie, począwszy od narodzin do późnej starości. Choć ten proces następuje niejako bezwiednie, to jednak przystosowanie do niego procesu kształcenia formalnego umożliwia wsparcie go i osiągnięcie lepszych efektów.

Jednakże brak standaryzacji nauczania i otwarcie systemu uczenia się to nie tylko zmiana siatki przedmiotów i sposobu ich doboru, to także przemiana filozofii funkcjonowania instytucji edukacyjnych. Następuje ich decentralizacja, silne przenikanie się tradycyjnych placówek edukacyjnych z otoczeniem. Tworzy się „usieciowiony” konglomerat edukacyjny, w którego skład wchodzą najrozmaitsze instytucje. Przedsiębiorstwa, organizacje pozarządowe, administracja, a także tradycyjne szkoły i uczelnie – wszystko to stanowi równoprawną przestrzeń, w której może zachodzić proces uczenia się.

Wybór profilu szkoły ma się stać wstępem do dziesiątek, setek wyborów edukacyjnych, które podejmować musi uczący się. Zamiast budować swoje CV, uczeń tworzy więc pewien kolaż, „edukacyjne portfolio”, w którym znajduje miejsce na przedstawienie swojej indywidualnej ścieżki kształcenia.

Indywidualizacja – plusy i minusy

Kolejną zmianą jest dążenie do indywidualizacji kształcenia. Nie mają już prawa bytu olbrzymie „segmenty edukacyjne”, takie jak profil szkoły średniej czy kierunek studiów, których wybór determinuje edukacyjną przyszłość na wiele lat. Współcześnie wybór profilu ma stać się wstępem do dziesiątek, setek wyborów edukacyjnych, które podejmować musi uczący się (przedmioty, specjalizacje, seminaria, praktyki itd.). Prowadzi to do sytuacji, w której dyplomy danego kierunku, na danej uczelni, nie przystają do siebie pod względem zdobytej wiedzy i doświadczenia edukacyjnego. Zamiast budować swoje CV, uczeń tworzy więc pewien kolaż, „edukacyjne portfolio”, w którym znajduje miejsce na przedstawienie swojej indywidualnej ścieżki kształcenia. Oczywiście, trzeba pamiętać, że zawsze są dwie strony medalu. Brak standaryzacji prowadzi do niemożności prostej porównywalności, a tym samym kontroli efektów kształcenia.

Aby indywidualizacja i ciągłość uczenia się miała faktycznie miejsce, musi zostać wdrożony trzeci, najważniejszy niejako element strategii. W procesie edukacji muszą być przekazywane treści i wykorzystane metody kształcenia przystające do współczesności i otaczającej nas rzeczywistości. Nie mogą być przekazywane olbrzymie ilości wiedzy, lecz miękkie umiejętności samodzielnego jej zdobywania. Są to głównie tzw. kompetencje kluczowe, ale powinien być kształtowany także zasób pewnych cech osobowościowych. Osoba ucząca się w każdym wieku staje się odpowiedzialna za swoją ścieżkę edukacyjną i jej konstrukcję. Aby tak się stało, musi ona być podmiotowa, czyli posiadać umiejętność podjęcia samodzielnej decyzji. Uczeń musi też wiedzieć, jaką decyzję podjąć, co wiąże się z wglądem w siebie, swe motywacje i zainteresowania, ale też z gotowością do reagowania na świat zmieniający się wokół niego. Dostarczenie tych narzędzi stanowi też główny cel procesu uczenia się na wszystkich jego poziomach. Reasumując, jest to więc pełen zasób umiejętności i związanej z nią podstawowej wiedzy, która jest nam potrzebna, aby sprawnie poruszać się współcześnie w różnych przestrzeniach – domu, szkoły, pracy zawodowej, prawa, konsumpcji, korzystania z usług bankowych itp.

Aby indywidualizacja i ciągłość uczenia się miała faktycznie miejsce, w procesie edukacji muszą być przekazywane treści i wykorzystane metody kształcenia przystające do współczesności i otaczającej nas rzeczywistości. Nie mogą być przekazywane olbrzymie ilości wiedzy, lecz miękkie umiejętności samodzielnego jej zdobywania.

Nieszablonowe formy kształcenia

Nowe formy kształcenia są bardziej zindywidualizowane, ale też umożliwiają włączenie w procesy edukacyjne nowych aktorów – poza tradycyjnie przypisanymi do tych procesów nauczycielami. Z jednej strony są to więc metody oparte na bezpośrednich interakcjach, takie jak tutoring, mentoring czy coaching; z drugiej także metody projektowe, zakładające pracę w grupie i kontakt z innymi osobami. Nie bez znaczenia może okazać się kształcenie poprzez działanie (ang. action learning), zakładające autorefleksję ucznia dotyczącą podejmowanych przez niego działań. Metoda ta prowadzi tym samym do poprawy w zakresie ujawnianych deficytów kompetencyjnych.

Innym następstwem otwarcia systemu edukacji, mieszczącym się w ramach strategii kształcenia całożyciowego, jest jego cyfrowa rewolucja i częściowe „usieciowienie” procesu edukacji, czyli przeniesienie go w wirtualne przestrzenie edukacyjne. Umieszczone w nich portale edukacyjne umożliwiałyby e-learning i blended learning (łączenie edukacji tradycyjnej i „sieciowej”), a banki wiedzy stanowiłyby podstawę samokształcenia. Choć dziś jeszcze niewdrożone, dzięki otwarciu systemu edukacji koncepcje te mogą stać się rzeczywistością w perspektywie najbliższej dekady.

Wdrożenie idei life-long learning rewolucjonizuje polski system edukacji. Jak można ocenić proponowane zmiany? Obok wskazywania na konieczność ich wdrożenia i ich pozytywny skutek dla przystosowania społecznego jednostki, pojawiły się też głosy jednoznacznie krytyczne. W tej argumentacji strategia ta, w odpowiedzi na zachodzące zmiany, zakłada przerzucenie odpowiedzialności za zdobycie odpowiedniej edukacji i jej sfinansowanie z państwa na obywatela. Wskazanie zaś na wagę „nowych” (a tak naprawdę obecnych od zawsze) aktorów i obszarów uczenia się ma stanowić ideologiczne uzasadnienie dla nałożenia na obywatela kolejnego finansowego obciążenia. Jak jest w istocie i jakie skutki ma ta koncepcja dla naszego systemu edukacyjnego i społeczeństwa, przekonamy się za dwadzieścia lat. Jednak już dziś warto się nad tymi kwestiami zastanowić.

Skip to content