Kategorie
Wydarzenia gospodarcze

Ponad 150 mln zł na rewitalizację

Zarząd Województwa Pomorskiego rozstrzygnął konkursy dla projektów rewitalizacyjnych, dofinansowanych ze środków z Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Pomorskiego na lata 2014-2020. Wsparcie otrzyma 15 miast: Słupsk, Lębork, Kościerzyna, Malbork, Czarne, Czersk, Chojnice, Kwidzyn, Gniew, Debrzno, Miastko, Ustka, Starogard Gdański, Skarszewy i Nowy Staw. Łączna kwota wsparcia przekroczy 154 mln zł.

Kategorie
Wydarzenia gospodarcze

Kongres Smart Metropolia za nami

W dniach 13-15 listopada odbył się w Gdańsku VI Kongres Smart Metropolia. W jego ramach przez trzy dni debatowano na temat rozwoju obszarów metropolitalnych. W wydarzeniu wzięli udział liderzy administracji, samorządu i biznesu oraz osoby zaangażowane w rozwijanie miast i miejscowości, w których żyją.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Pomorze medyczną marką premium?

Pobierz PDF

Rozmowę prowadzi Marcin Wandałowski – redaktor prowadzący „Pomorskiego Przeglądu Gospodarczego”.

Vivadental funkcjonuje na rynku od 1991 r. – jak przez ten czas ewoluował rynek prywatnych usług medycznych w Polsce?

Gdy w okresie transformacji gospodarczej rozpoczynaliśmy naszą działalność, prywatny sektor medyczny był w Polsce jeszcze w powijakach. Nieliczne gabinety przyjmowały pacjentów dość wybiórczo i w bardzo ograniczonych godzinach. Byliśmy jednym z pierwszych centrów stomatologicznych oferujących swoje usługi przez siedem dni w tygodniu, od rana do wieczora. To nas wyróżniało. A warto mieć na uwadze, że w sektorze takim jak medycyna dostępność usług jest kluczowa dla zbudowania poczucia bezpieczeństwa wśród pacjentów.

Przez ostatnich 25 lat krajobraz prywatnego rynku usług medycznych zmienił się nie do poznania. Przybyło gabinetów i placówek medycznych, które funkcjonują dziś już nie jako mała enklawa, lecz zupełnie powszechnie. Współcześnie rynek usług medycznych w niemalże całym kraju wydaje się wręcz nasycony, a ze względu na jego duże rozdrobnienie – bardzo silna jest też na nim konkurencja. Dla pacjenta jest to z jednej strony zjawisko korzystne, lecz z drugiej – niesie też za sobą pewne zagrożenia. W gąszczu lekarzy i gabinetów brakuje rzetelnej informacji o usłudze – pacjent oczekuje, że płacąc daną cenę za wizytę czy zabieg, w każdym punkcie otrzyma to samo. Tak jednak niestety nie jest.

Czy można powiedzieć, że przez ten czas zmieniła się również mentalność polskiego pacjenta?

I tak, i nie. Z jednej bowiem strony można zaobserwować, że pojawia się coraz większe zapotrzebowanie na bardzo wysublimowane, innowacyjne usługi medyczne. Polacy są gotowi przeznaczać wiele pieniędzy na dbanie o swoje zdrowie, co w przeszłości zdarzało się znacznie rzadziej. O coraz większej trosce o stan zdrowia świadczyć też może ciągły wzrost liczby prywatnych podmiotów medycznych. Z drugiej jednak strony, w naszej mentalności nie zmieniło się to, że w dalszym ciągu – zarówno na poziomie strategicznym, jak i pojedynczych pacjentów – dominuje podejście podporządkowane leczeniu, a nie profilaktyce. Przekłada się to niestety na niewielkie zainteresowanie środowiska medycznego zagospodarowaniem tej niezwykle ważnej przestrzeni. A moim zdaniem jest to przyszłość medycyny i całego rynku usług medycznych. Jako Vivadental staramy się być zresztą jednymi z prekursorów tego podejścia – chociażby wprowadzając programy nauki o zasadach higieny jamy ustnej dla najmłodszych i dla seniorów, czy edukując w zakresie profilaktyki chorób cywilizacyjnych.

Polacy z jednej strony są dziś gotowi przeznaczać wiele pieniędzy na dbanie o swoje zdrowie, lecz z drugiej nadal dominuje podejście podporządkowane leczeniu, a nie profilaktyce.

Zakres działalności Vivadental wychodzi więc poza tradycyjne rozumienie placówki medycznej.

Faktycznie, jesteśmy firmą o bardzo szerokim spektrum działalności, już od dawna odbiegającą od modelu klasycznego gabinetu stomatologicznego. Zajmujemy się leczeniem pacjentów, szkoleniem lekarzy, badaniami naukowymi, organizacją konferencji naukowych. Wkrótce otwieramy też własny portal turystyki medycznej VivaVoyage.

Znakiem rozpoznawczym Pani firmy stały się natomiast bez wątpienia prace nad polskim implantem zębowym.

Wykorzystywane przez polskich stomatologów implanty zębowe są w większości sprowadzane z zagranicy, co przekłada się na ich wysoką cenę. My wyszliśmy z planem stworzenia implantu polskiej produkcji, którego cena będzie wyraźnie niższa, co umożliwi jego powszechniejsze wykorzystanie. Nie uzyskamy tego jednak absolutnie kosztem jakości, lecz dzięki wykorzystaniu innych – naszym zdaniem lepszych, lecz wcale nie droższych – materiałów. Nasze implanty będą personalizowane – będą miały budowę anatomiczną, dokładnie dostosowaną do zębodołu. Chcemy, by nasze implanty mógł w swoim gabinecie przy użyciu drukarki 3D wytwarzać każdy dentysta. Oprócz prac nad implantem prowadzimy również inne bardzo zaawansowane prace badawczo-rozwojowe, dotyczące m.in. preparatów kościozastępczych czy zastosowania komórek macierzystych. Są to zagadnienia obejmujące szczytowe osiągnięcia współczesnej medycyny. Można powiedzieć, że na polskim rynku przecieramy ślady w tych dziedzinach.

Wyszliśmy z planem stworzenia implantu polskiej produkcji. Nasze implanty będą personalizowane – będą miały budowę anatomiczną, dokładnie dostosowaną do zębodołu. Chcemy, by mógł je w swoim gabinecie przy użyciu drukarki 3D wytwarzać każdy dentysta.

Do swoich prac wykorzystujecie wyłącznie własny pion badawczo-rozwojowy, czy też współpracujecie z zewnętrznymi podmiotami?

Naszym kluczowym partnerem w zakresie działalności badawczo-rozwojowej jest zespół prof. Andrzeja Zielińskiego z Politechniki Gdańskiej. Nawiązujemy też kolejne kontakty, zarówno w Polsce – z Uniwersytetem Poznańskim, jak i zagranicą – wystąpiliśmy z propozycją współpracy do ośrodków prowadzących zaawansowane badania naukowe w dziedzinie biotechnologii, jak np. Uniwersytet Stanforda i Massachusetts Institute of Technology w Stanach Zjednoczonych czy Hong Kong University of Science and Technology w Chinach.

Skąd wzięła się strategia tak dużego zdywersyfikowania partnerów naukowych?

Wpłynęło na to kilka czynników. Współpraca z czołowymi instytucjami naukowymi na świecie to dla nas bez wątpienia możliwość zetknięcia się ze światową czołówką, szansa zarówno na spozycjonowanie naszej oferty, jak i znalezienie inspiracji. Otwarcie tak wielu kanałów współpracy wynika także z trudności w pozyskaniu kapitału na prowadzenie badań naukowych – do tej pory musieliśmy finansować je z własnej kieszeni. Poza tym samodzielna działalność B+R wiąże się też ze znacznie większym ryzykiem – w przypadku niepowodzenia lepiej, gdy projekt jest podzielony na kilku partnerów.

W jakim stopniu branżę usług medycznych, która przez lata opierała się przecież na bezpośrednim kontakcie pacjenta z lekarzem, dotyka digitalizacja?

Osobiście uważam, że nic nie zastąpi bezpośredniego kontaktu pacjenta z lekarzem. W medycynie jest to najważniejszy element komunikacji. Wszelkie zaś rozwiązania wynikające z postępu technologii komunikacyjnych, związane chociażby z rejestracją pacjentów za pośrednictwem sieci, choć są coraz bardziej powszechne, stanowią jednak tylko element ułatwiający nawiązanie tego kontaktu.

Nic nie zastąpi bezpośredniego kontaktu pacjenta z lekarzem. Wszelkie zaś rozwiązania wynikające z postępu technologii komunikacyjnych, choć są coraz bardziej powszechne, stanowią jednak tylko element ułatwiający nawiązanie tego kontaktu.

Nie zaprzeczy Pani jednak temu, że medycynę dotyka dziś ogromna zmiana technologiczna…

Owszem – postęp technologiczny przekłada się bez wątpienia na możliwość wykonywania niektórych zabiegów z zachowaniem nieosiągalnej w tradycyjnym ujęciu precyzji. Dotyczy to zarówno samego przeprowadzenia zabiegu za pomocą urządzeń, sprzętu i robotów, jak również wirtualnego planowania z zastosowaniem oprogramowania i modeli zabiegowych 3D.

Czy jako Vivadental wykorzystujecie również tego typu rozwiązania?

Naszym wiodącym produktem terapeutycznym opartym o technologie digitalne jest usługa Vivadental Smile Design. Dzięki interdyscyplinarnemu zespołowi lekarzy specjalistów, digitalizacji wszelkich procesów oraz wykorzystaniu tomografii komputerowej, ale także profesjonalnego studia fotograficznego, wprowadziliśmy do swojej oferty innowacyjny program kompletnej metamorfozy uzębienia, który stanowi precyzyjną transformację do rzeczywistości projektu wirtualnego ideału. Pacjent po precyzyjnej diagnostyce tomograficznej i konsylium specjalistów ze wszystkich dziedzin stomatologii przechodzi proces leczenia, począwszy od profesjonalnej sesji zdjęciowej, która jest podstawą do wyboru i ustalenia kształtu i koloru zębów. Jeszcze przed leczeniem wie, jak będzie wyglądało jego nowe uzębienie – jako dzieło w pełni kontrolowanego procesu, a nie przypadku.

Prowadzicie działalność tylko na polskim rynku i dla polskich pacjentów, czy też staracie się umiędzynarodowić swoją działalność?

Generalnie koncentrujemy się na leczeniu polskich pacjentów. Pomimo to przyjeżdżają do nas pacjenci dosłownie z całego świata, chociaż dotąd praktycznie nie stosowaliśmy narzędzi marketingowych w tym kierunku. Kilka lat temu, jeszcze przed wprowadzeniem sankcji gospodarczych po wydarzeniach na Ukrainie, skutkujących niekorzystną zmianą kursu rubla, a jednocześnie ograniczeniem małego ruchu granicznego z Obwodem Kaliningradzkim, z naszych usług korzystało bardzo wielu Rosjan. Mieliśmy też wielu pacjentów z Kazachstanu. Dziś to się jednak odwróciło. Jeśli natomiast chodzi o ekspansję na rynki międzynarodowe, jest to naturalny krok w rozwoju organizacji, który jednak jest jeszcze przed nami. Obecnie przygotowujemy się do sprzedaży usług szkoleniowych w Chinach oraz do współpracy naukowej w Chinach i USA. Liczę na to, że w niedalekiej przyszłości uda się nam wyjść za granicę również z naszymi usługami stricte medycznymi.

Wspominała Pani o tym, że będziecie otwierali portal dotyczący turystyki medycznej. Czy Pani zdaniem Pomorze ma szansę stać się marką premium w branży usług medycznych?

Może to być możliwe, o ile wszyscy w regionie – zarówno firmy medyczne, jak i władze i instytucje lokalne odpowiedzialne za politykę rozwojową – wyraźnie postawimy na firmowanie jakości jako wartości nadrzędnej. Mamy dziś de facto dwa wyjścia. Pierwsze to leczenie przy wykorzystaniu najlepszych rozwiązań technologicznych, które jednak pociąga za sobą koszty nie tylko zakupu urządzeń, ale także specjalistycznego szkolenia. Dzięki temu jednak uzyskuje się spektakularne rezultaty, buduje wizerunek i tworzy rozpoznawalną markę. Druga opcja to konkurowanie kosztowe, objawiające się zaniżaniem cen i jakości. Wówczas będziemy mieli szansę na szybki zysk, lecz nie wypracujemy marki, nie staniemy przed szerszą, dalekosiężną perspektywą. Osobiście uważam, że w dziedzinie zdrowia nie ma kompromisów i wierzę, że uda nam się zbudować na Pomorzu markę usług medycznych w oparciu o wartości wynikające z kompetencji, umiejętności i jakości.

Pomorze ma szansę stać się marką premium w branży usług medycznych, o ile wyraźnie postawimy na firmowanie jakości jako wartości nadrzędnej. Tylko wówczas będziemy w stanie zbudować swój wizerunek i stworzyć rozpoznawalną markę.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Wojskowe disruptive innovation z Gdyni

Pobierz PDF

Rozmowę prowadzi Marcin Wandałowski – redaktor prowadzący „Pomorskiego Przeglądu Gospodarczego”

Exofin jest firmą zbudowaną wokół koncepcji składanych płetw, które sam Pan wymyślił. Skąd wziął się taki pomysł?

Mój ojciec przez ponad 20 lat prowadził zakład fryzjerski w gdyńskim porcie, a ja przejąłem po nim biznes. Naszymi klientami są od lat m.in. stacjonujący w pobliżu nurkowie z Marynarki Wojennej. Rozmawiając z nimi na temat ich pracy sam wciągnąłem się w nurkowanie, stało się ono moją pasją, a z czasem – także i drugim zawodem. Od kilku dobrych lat pracuję równolegle jako nurek zawodowy, zajmujący się m.in. prowadzeniem pomiarów termowizyjnych czy obsługą poligonu kontrolno-pomiarowego Marynarki Wojennej. Prace podwodne wymagają ciężkiego oprzyrządowania. Zastanawiałem się więc, jak niektóre rozwiązania uprościć. Pewnego razu, mając w dłoniach nożyczki fryzjerskie, wpadłem na myśl, że skoro one mogą się składać, to dlaczego podobnie nie mogłyby składać się też płetwy?

Jak doszło do przejścia od idei do prototypu?

Na początku rozmowy nie zdążyłem wspomnieć, że jestem też konstruktorem-hobbystą. W 2003 r. zrekonstruowałem prototyp łodzi podwodnej „Błotniak” z lat 70. Od tego czasu jeździłem z tym pojazdem na różnego typu imprezy i konferencje wojskowe. Poznałem wielu ludzi, w tym ze środowiska nurkowego. Gdy wpadłem na pomysł stworzenia płetw składanych, zacząłem rozmawiać na jego temat z osobami ze środowiska, zajmującymi się zarówno nurkowaniem bojowym, jak i technicznym oraz rekreacyjnym. Wszyscy podchodzili do tej idei z sympatią, lecz nie było w tym ani spojrzenia biznesowego, ani realnej wiary, że to może się udać.

W końcu, po około dwóch latach bezskutecznego szukania partnera biznesowego, przedstawiłem mój pomysł Tomaszowi Krauze, którego poznałem parę lat wcześniej podczas targów Wiatr i Woda. Choć nigdy w życiu nie nurkował, to zawodowo jest fachowcem w branży laminatów i budowania jachtów. Powiedział mi, że w ciągu tygodnia jest w stanie wykonać prowizoryczny prototyp płetw, składający się dosłownie z dwóch profili aluminiowych, kilku listewek i fragmentu żagla łódki. Gdy był on już gotowy, wdziałem skafander, założyłem płetwy i przekonałem się, że mój pomysł może naprawdę wypalić.

W końcu Wasze płetwy to jednak coś znacznie bardziej skomplikowanego niż sklejka z listewek i żagla.

Stworzyliśmy model płetw przeznaczony docelowo dla żołnierzy sił specjalnych. Wielkość płetw po złożeniu jest porównywalna do pompki rowerowej. Składają się one ze 120 elementów wykonanych z różnych materiałów, m.in. tytanu, aluminium, gumy. Ważą około 1,5 kg, a więc są ponaddwukrotnie lżejsze od płetw używanych dziś przez żołnierzy. Co więcej, można je spersonalizować, dopasowując indywidualnie do każdego użytkownika ich twardość, długość listwy, szerokość mocowania itp. Jest to zaawansowany technologicznie produkt, przedefiniowujący de facto tradycyjne rozumienie płetw. Określamy go nie jako płetwy, lecz „system napędowy” nurka.

Swoje płetwy określacie jako disruptive innovation – innowację przełomową w skali świata. Czy innowacyjność Waszych płetw polega przede wszystkim na tym, że się składają i są lżejsze od tradycyjnych?

Trzonem całego przedsięwzięcia jest sposób podejścia do „systemu napędowego” płetw. Proszę zauważyć, że wszystkie wykorzystywane zarówno na rynku cywilnym, jak i w wojsku płetwy to w istocie wielkie, dość sztywne kawałki gumy, kompozytu czy plastiku. Przyjrzyjmy się natomiast tylnym płetwom ryb – mówiąc w uproszczeniu: na górze jest ość, na dole jest ość, a pomiędzy nimi znajduje się luźna błona. Nasze płetwy są oparte na biomimetyce – pod względem „napędowym” zainspirowane są anatomią ryby i to stanowi o ich przełomowości.

W jaki sposób udało Wam się dotrzeć z produktem do dość nietypowych klientów, którymi są przecież wojskowe jednostki specjalne?

Tu zadziałał kapitał relacyjny, jaki zdobyłem jeżdżąc przez lata po Polsce i świecie na imprezy wojskowe z „Błotniakiem”. Podczas tych spotkań poznałem wielu żołnierzy, w tym również z kadry dowódczej, służących w jednostkach wodnych. Wielu z nich było bardzo zainteresowanych przetestowaniem mojego produktu. Nic zresztą dziwnego – na co dzień zmuszeni byli przecież do biegania z dwoma kawałkami gumy przy pasie, aż tu nagle dowiedzieli się, że można je zastąpić przez sprzęt znacznie lżejszy i o mniejszych gabarytach. W taki sposób płetwy Exofin trafiły na testy do jednostek specjalnych nie tylko z Polski, ale i Niemiec, Korei Południowej czy Izraela. Trwają one zazwyczaj 2-3 lata i polegają na tym, że niewielkie ilości sprzętu – 10-15 egzemplarzy – są wypróbowywane przez żołnierzy w różnych warunkach. Dopiero później podejmowane są decyzje dotyczące ewentualnego zakupu większej partii. Póki co udało nam się już podpisać i zrealizować pierwszy profesjonalny kontrakt na wyposażenie jednostki specjalnej w płetwy Exofin, a liczymy na kolejne w najbliższym czasie.

Płetwy Exofin są dziś testowane przez wojskowe jednostki specjalne nie tylko z Polski, ale i Niemiec, Korei Południowe czy Izraela. Kluczem do tego, by zaistnieć na tych rynkach, był kapitał relacyjny.

Wzbudzenie zainteresowania Pańskim produktem na całym świecie było możliwe wyłącznie dzięki Pana kontaktom?

Do części osób i jednostek dotarłem sam, a po jakimś czasie informacja na temat płetw rozeszła się po środowisku. Branża militarna, zawężona w dodatku do wojsk podwodnych, to dość mały świat. Wieści niosą się tu naprawdę szybko, szczególnie jeśli oferowane rozwiązania mają wysokie walory użytkowe, zwiększające efektywność operacyjną użytkowników.

Jakie były największe bariery związane z wchodzeniem na rynek z nowoczesnym produktem?

Największą barierą, jaką odczuliśmy, jest paradoksalnie innowacyjność naszych płetw. Kiedy oferuje się produkt, który przełamuje pewne dotychczasowe zasady i rozwiązania, to problemem może być to, że klienci mogą jeszcze nie być na niego mentalnie gotowi. Z jednej strony pojawia się nieufność, a z drugiej górę mogą brać też przyzwyczajenia. Kiedy danego produktu nie ma w zestawieniu sprzętu, który zamawiasz od lat, pojawia się lęk przed nieznanym. Zamiast to sprawdzić, przetestować, niektórzy wolą tkwić przy rozwiązaniu, które nie jest może doskonałe, lecz jest przynajmniej dobrze znane. Skoro ktoś zamawiał przez lata płetwy gumowe, to z podejrzliwością patrzy na to, że teraz może mieć przed sobą zupełnie inny produkt. Staramy się przełamywać tego typu bariery, oferując testy użytkowania naszego rozwiązania. To buduje zaufanie.

Kiedy oferuje się produkt, który przełamuje pewne dotychczasowe zasady i rozwiązania, to problemem może być to, że klienci mogą jeszcze nie być na niego mentalnie gotowi. Z jednej strony pojawia się nieufność, a z drugiej górę mogą brać też przyzwyczajenia.

Nikt na świecie nie opracował dotąd podobnej technologii? Pan stworzył płetwy de facto we własnym garażu, a jest przecież zapewne na świecie wiele firm z branży, które dysponują potężnymi budżetami i również mogłyby wyjść na rynek z podobnym rozwiązaniem.

Nie możemy wykluczyć, że ktoś na świecie pracuje już nad podobnymi rozwiązaniami. Z technicznego punktu widzenia skopiowanie naszego know-how nie stanowiłoby dużego problemu. Nasz produkt jest jednak na całym świecie chroniony patentem, co zabezpiecza nas przed firmami, które chciałyby wprowadzić bliźniacze płetwy bez porozumienia z nami.

Wiele produktów jest jednak łatwo imitować – sądzę, że np. dla Chińczyków nie byłoby problemem zmienić mały detal w Waszym projekcie i wyjść z opracowanym na jego podstawie produktem na rynek…

Patent jest osadzony na idei, nie na detalach. Nawet rysunki, które często wchodzą w skład wniosku patentowego, są tylko pewnego rodzaju dopowiedzeniami – nie jest tak, że można delikatnie zmienić taki rysunek i przywłaszczyć go jako własną nowatorską koncepcję. Idei natomiast skopiować nie można. Choć oczywiście jestem świadomy tego, że mimo to nie można wykluczyć, iż niebawem na rynku nie pojawi się podobne rozwiązanie. Dziś konkurencji jeszcze nie ma, ale czas biegnie do przodu i nie działa na naszą korzyść.

Patent jest osadzony na idei, nie na detalach. Nawet rysunki, które często wchodzą w skład wniosku patentowego, są tylko pewnego rodzaju dopowiedzeniami – nie jest tak, że można delikatnie zmienić taki rysunek i przywłaszczyć go jako własną koncepcję.

Nie pojawiały się dotąd propozycje kupna Waszego know-how?

Pojawiały się, i to niejedna. Chętni zgłaszają się z zapytaniem o możliwość kupna licencji płetw składanych. Nam jednak zależy na promowaniu naszej firmy i polskiej myśli technicznej. Na pewno jest to rozwiązanie unikalne w skali globalnej, cechujące się wysokimi walorami użytkowymi. Nie jest to może rakieta kosmiczna czy technologia telekomunikacyjna, lecz życie człowieka składa się przecież również z zaspokajania innych potrzeb.

Mówił Pan o tym, że branża nurków bojowych to stosunkowo małe środowisko. Czy da się w oparciu o nie zbudować biznes, czy też będziecie celowali również w rynek cywilny?

Rynek militarny jest faktycznie dość wąski, a co więcej – bardzo wymagający. Nakłady na pojedynczy egzemplarz są wysokie i aby biznes się spinał, potrzebny jest wysoki poziom sprzedaży. Rynek cywilny ma znacznie większy zasięg – samych tylko nurków rekreacyjnych, uprawiających sporty wodne, jest na świecie kilkadziesiąt milionów, a co roku wkraczają na niego kolejni użytkownicy. Chcielibyśmy zaistnieć na tym rynku, tu widzimy swoją szansę. Chcemy, by model militarny, który spełnia najwyższe reżimy wojskowe, był niejako naszą wizytówką, znakiem jakości naszych produktów, zgodnie z zasadą, że skoro coś się sprawdza w wojsku, to sprawdzi się też na rynku cywilnym. Taki mechanizm sprawdzał się już w historii nie raz.

Chcemy, by model militarny, który spełnia najwyższe reżimy wojskowe, był niejako naszą wizytówką, znakiem jakości naszych produktów również na rynku cywilnym, zgodnie z zasadą, że skoro coś się sprawdza w wojsku, to sprawdzi się też np. w rekreacji czy ratownictwie.

Po co jednak wakacyjnym turystom tak zaawansowane płetwy?

Na rynek cywilny chcielibyśmy wkroczyć z produktami różniącymi się od modelu wojskowego – mam tu na myśli rozwijanie płetwy rekreacyjnej oraz jednorazowej ratunkowej. O ile pierwsza mogłaby być wykorzystywana właśnie przez turystów, czy pasjonatów nurkowania, o tyle druga znacząco zwiększałaby możliwości ratowania ludzi na morzu. W wyniku różnego typu katastrof ludzie często wpadają do wody. Rozkładane pontony ratunkowe, w które wyposażone są statki i które są pierwszą pomocą dla rozbitków, nie pomieszczą natomiast kilku czy kilkunastu kompletów ciężkich, tradycyjnych płetw. W efekcie ludzie często nie zdążają do tych pontonów dopłynąć i toną.

We współpracy z Akademią Marynarki Wojennej przeprowadziliśmy badania, które wskazują, że gdy znajdujący się w wodzie człowiek ma do dyspozycji płetwy, jego zdolność utrzymania się na wodzie i dotarcia do tratwy drastycznie wzrasta – aż o około 175%. Nasze jednorazowe, lekkie i składane płetwy bez problemu zmieszczą się na pontonie. To nie jest kwestia czy, ale kiedy rozwiązania takie, jak proponowane przez nas zaczną być powszechnie stosowane. Proszę zauważyć, że gdy 5 lat temu doszło do katastrofy z udziałem Costa Concordia, statek znajdował się raptem kilkaset metrów od brzegu, a temperatura wody w morzu nie była bardzo niska. A i tak dziesiątki ludzi utonęły. To realny problem.

Stworzenie nowych modeli płetw będzie chyba jednak wymagało powołania szerszego zespołu badawczego…

Od stycznia rozpoczynamy projekt naukowo-badawczy, w ramach którego będziemy rozwijali część technologiczną i materiałową rozwiązań rekreacyjnych i ratunkowych. Na ten cel udało nam się otrzymać dotację od Narodowego Centrum Badań i Rozwoju w kwocie 5 mln zł. Naszym partnerem badawczym będzie Akademia Marynarki Wojennej w Gdyni. Kończymy już z etapem garażu, przechodzimy do laboratorium i specjalnych rozwiązań dedykowanych dla tego procesu. Efektem badań będzie szersza oferta produktowa i, mam nadzieję, z sukcesem przeprowadzona ich komercjalizacja. Jako gdynianie cały czas będziemy chcieli rozwijać nasz biznes w oparciu o zasoby tego pięknego miasta.

Kategorie
Wydarzenia gospodarcze

LPP zainwestuje w B+R

Gdański koncern odzieżowy ma w planach od 2018 r. wydawać 200 mln zł rocznie na działalność badawczo-rozwojową. W tym samym okresie spółka planuje wzrost zatrudnienia nawet o tysiąc pracowników.

Kategorie
Wydarzenia gospodarcze

Vistal w upadłości

Zarząd gdyńskiej spółki złożył do sądu rejonowego w Gdańsku wniosek o ogłoszenie upadłości. Poinformował jednocześnie, że decyzja ta ma na celu zabezpieczenie interesu spółki, jej akcjonariuszy oraz ogółu wierzycieli.

Skip to content