Rozmowę prowadzi Leszek Szmidtke, dziennikarz PPG i Radia Gdańsk.
Leszek Szmidtke: Gdyby dziś przyszło panu rozpoczynać działalność gospodarczą, to kompetencje sprzed dwudziestu lat byłyby wystarczające?
Wojciech Morawski: Chyba nie, dziś trzeba być lepiej przygotowanym. Wtedy był czas na naukę. Dziś trzeba się dobrze przygotować, między innymi poprzez skończenie dobrych szkół, gdyż same predyspozycje nie wystarczą. Oczywiście też są ważne, zwłaszcza otwartość na innych. Przecież biznes polega na zaspokajaniu potrzeb innych ludzi. Jeżeli nie jesteśmy otwarci na drugiego człowieka, to jak można zaspokajać jego potrzeby? Drugą ważną cechą jest krytycyzm, głównie autokrytycyzm. Kolejną – umiejętność znajdowania współpracowników i ułożenia z nimi relacji. Przedsiębiorca musi mieć też skłonność do ryzyka.
Reszty można się nauczyć?
Można się nauczyć, ale nie można kształcić się kierunkowo. Musimy też rozróżnić przedsiębiorcę, czyli tego, kto tworzy biznes, od menedżera – osoby zarządzającej. Dla przedsiębiorcy mniej ważne jest ukończenie informatyki, ekonomii czy zarządzania, liczy się raczej poziom tego wykształcenia: czy nauczył się myślenia, zdobywania wiedzy i jak ukształtowano jego postawę.
Początkujący przedsiębiorca może dziś liczyć na różne formy wsparcia. Jak wyglądałby rozwój firm, gdyby 20 lat temu na starcie pan oraz inni stawiający pierwsze kroki w biznesie otrzymali taką pomoc?
Na pewno byłoby lepiej. 20 lat temu poważną barierą było zachowanie administracji. Miała mentalność komunistyczną i traktowała każdego przedsiębiorcę jak spekulanta, wręcz wroga. Dziś w urzędach mamy inny świat.
Ale dziś ma pan dużą firmę, znaczącą pozycję i inaczej jest traktowany przez urzędników niż ktoś, kto dopiero zaczyna.
Na pewno tak, ale mimo to mentalności niechętnej przedsiębiorcom, takiej postkomunistycznej – szczególnie w urzędach skarbowych – już nie ma! Administracja skarbowa, mimo wielu zastrzeżeń, zdaje sobie sprawę, że ma do czynienia z ludźmi dającymi państwu przychody. Na początku lat 90. przedsiębiorca był dla administracji potencjalnym przestępcą.
Jednak wielu przedsiębiorców pamiętających tamte czasy wspomina je z nostalgią, podkreślając, że mniej rzeczy zakazywano i łatwiej było rozwinąć skrzydła.
Jest w tym sporo prawdy, ale mówimy o różnych sprawach. Jak wspomniałem, administracja jest lepsza niż 20 lat temu, natomiast przytłacza nas duża ilość regulacji. To jest głębszy problem, który częściowo ujawnia sejmowa komisja „Przyjazne państwo”. Wola polityczna to za mało i chyba trzeba się poważnie zastanowić, jak chcemy zarządzać państwem.
Pieniądze z Unii Europejskiej, które są przeznaczone na różne szkolenia, nie przyniosą większych efektów. Wspieranie przedsiębiorczości należy zacząć od wychowania w szkołach. Właśnie tam trzeba kształtować tzw. podstawowe kompetencje
Jak można zachęcić młodych ludzi do zakładania własnych firm?
Przede wszystkim nie można przeszkadzać. Nie bardzo wierzę w różne programy stymulujące. Pieniądze z Unii Europejskiej, które są przeznaczone na różne szkolenia, nie przyniosą większych efektów. Wspieranie przedsiębiorczości należy zacząć od wychowania w szkołach. Właśnie tam trzeba kształtować tzw. podstawowe kompetencje.
Jakich ludzi poszukuje pan do swojej firmy?
Szukam ludzi samodzielnych, otwartych na siebie i innych, którzy chcą się cały czas uczyć, stawiających sobie wysoko poprzeczkę. Mówimy oczywiście o kadrze średniego i wyższego szczebla. Trochę inne kryteria obowiązują, gdy potrzebujemy pracownika wąskiej specjalizacji, na przykład analityka. Taki człowiek musi się wykazywać nieco innymi cechami. Jeżeli inwestuję w takiego specjalistę, to nie chcę go szybko stracić i wtedy zbyt duża ambicja jest niewskazana.
Gdzie pan szuka takich ludzi?
Na różne sposoby, najczęściej przez profesjonalne firmy. Nie oszukujmy się, ludzi o predyspozycjach menedżerskich nie ma zbyt wielu.
Bieliznę trzeba zaprojektować, wyprodukować i sprzedać. Która część tego cyklu wymaga największych inwestycji w człowieka?
Każda z tych części jest bardzo ważna i nie chciałbym wyróżniać jednej bądź drugiej. Przecież organizm człowieka też jest całością.
Jednak bez ręki można żyć, bez głowy już nie.
Jeżeli muszę stworzyć taką hierarchię, to najważniejsze jest projektowanie i stworzenie produktu. Produkt jest istotą całego biznesu. Nawet jeżeli będę miał przeciętnego sprzedawcę, ale świetny produkt, to wygram. Kiedy produkt będzie słaby, to nawet najlepsi handlowcy nie pomogą.
Czy właśnie ludzie potrafiący zaprojektować i stworzyć produkt są najbardziej poszukiwani na rynku?
Tak, i właśnie tutaj potrzebne są osoby kreatywne. Znalezienie takich jest trudnym zadaniem. Dużo łatwiej znaleźć wykonawców – nawet jeżeli mają być najlepszymi fachowcami – niż kreatywnych projektantów.
Czy takich pożądanych kompetencji można się nauczyć w szkołach, czy też trzeba wynieść to z domu?
Obie instytucje są bardzo ważne, ale wydaje mi się, że szkoła jest ważniejsza.
Skoro tak, to szkoły wyższe powinny kształcić absolwentów spełniających pańskie potrzeby. Robią to?
Powinny, ale tego nie robią. Obserwuję ten stan od dłuższego czasu, uczestniczyłem w kilku dyskusjach na ten temat, mam również dzieci w szkole i wydaje mi się, że szkoły oraz nauczyciele są zamkniętym środowiskiem. Realizują swoją wizję świata, która nie odpowiada na rzeczywiste potrzeby. To jest pewien spadek po PRL, wtedy kształcenie służyło słusznej idei i nic innego się nie liczyło. Brakuje takiego pragmatyzmu. W czasach zaborów misją nauczyciela było wychowanie patriotyczne, w dwudziestoleciu międzywojennym – wychowanie „państwowca”, i to była rzeczywista wartość, a po II wojnie światowej – homo sovieticus. Ponieważ pochodzę z rodziny nauczycielskiej, rozumiem znaczenie tej misyjności, ale ciągle za mało jest w szkołach myślenia praktycznego. Moim zdaniem, za późno następuje specjalizacja, a przecież już w szkole podstawowej można stwierdzić, z czym dziecko radzi sobie lepiej, a z czym gorzej.
Osoby związane z edukacją uważają, że wąska specjalizacja jest złym rozwiązaniem. Ich zdaniem właśnie edukacja otwarta, gdzie dzieci i młodzież nabywają różnych umiejętności, jest odpowiedzią na wyzwania przyszłości i pomoże w kształceniu ludzi kreatywnych.
Mówię o moich potrzebach i wolałbym zatrudniać ludzi, którzy przychodzą przygotowani do pracy i nie muszą poświęcać tak wiele czasu na dokształcanie się w firmie. Młody człowiek przychodzący do pracy po studiach niewiele potrafi. Trzeba go nauczyć wielu rzeczy, trwa to mniej więcej rok, a to kosztuje.
Czy ma pan okazję przedstawiać swój punkt widzenia w dyskusjach z nauczycielami albo ludźmi kształtującymi nasz system edukacyjny?
Działam w Lewiatanie, może powinniśmy stworzyć mocny projekt edukacyjny. Współpraca biznesu ze szkołami jest sporadyczna. I chodzi nie tyle o wsparcie finansowe takiej lub innej szkoły, ile o jakiś wpływ na kształcenie.
Wolny rynek powinien decydować. My, przedsiębiorcy, nie wiemy, jakich specjalistów będziemy potrzebować za pięć lat. Uważamy, że uczelnie same powinny przyglądać się rynkowi i ustalać, jakie mają być preferencje kierunków nauczania.
Czy nie pozbawiacie sami siebie wpływu na to, jacy absolwenci będą opuszczali mury uczelni za kilka lat?
Większość przedsiębiorców to liberałowie – uważamy, że wolny rynek powinien decydować. My też nie wiemy, jakich specjalistów będziemy potrzebować za pięć lat. Uważamy, że uczelnie same powinny przyglądać się rynkowi i ustalać, jakie mają być preferencje kierunków nauczania. Potrzeba więcej informatyków, więc należy zwiększać liczbę studentów na takich kierunkach. Mamy za dużo marketingowców, więc tu trzeba zmniejszać liczbę miejsc.
Do Warszawy, w poszukiwaniu pracy, przybywają ludzie z całej Polski. Dostrzega pan jakieś zróżnicowanie regionalne w cechach ważnych dla pracodawcy?
Bardzo sobie cenię pracowników spoza Warszawy. Może nawet połowa ludzi w mojej firmie – mam na myśli średni oraz wyższy szczebel – pochodzi z innych regionów Polski. Licznie reprezentowana jest tzw. ściana wschodnia. Tamtejsze miasta dają dużo mniejsze szanse na pracę, na zrobienie kariery. Ci ludzie nie mają tak dużych oczekiwań płacowych jak mieszkańcy Warszawy, a bardzo im zależy na pokazaniu się z dobrej strony. Wartościowi są też pracownicy z południowo‑wschodniej Polski. Tam społeczeństwo jest zasiedziałe i zachowało dzięki temu ważne dla pracodawcy cechy, jak choćby solidność, uczciwość w wykonywaniu codziennych obowiązków. To się wynosi z domu z tradycjami. Podobne podejście do pracy mają ludzie pochodzący z Pomorza Gdańskiego, dawnego województwa bydgoskiego. Wielu dobrych menedżerów mam z Krakowa, Gdańska oraz Wrocławia. W tych dwóch ostatnich miastach chyba dobre efekty daje ścieranie się różnych wpływów kulturowych czy wręcz cywilizacyjnych.
Solidność, lojalność oraz inne tradycyjne cechy dobrych pracowników w przyszłości nie zanikną?
Przeciwnie! W miarę jak nasza gospodarka będzie się stawała coraz bardziej konkurencyjna i dojrzała, takie podstawowe wartości jak lojalność wobec firmy, elementarna uczciwość, prostolinijność, umiejętność mówienia wprost o nurtujących problemach będą nabierały coraz większego znaczenia.
Jak się układa w pańskiej firmie współpraca międzypokoleniowa? Czy osoby przed emeryturą potrafią w jednym zespole pracować z ludźmi zaraz po szkole średniej czy studiach?
Nie dostrzegam takiego problemu. Jeżeli zdarzają się jakieś napięcia, to nie z powodu różnicy wieku. Być może w spółkach państwowych coś takiego ma miejsce, ale w sektorze prywatnym jest duży odsiew ludzi. Do pracy w mojej firmie przyjmuję osoby o określonych cechach charakteru i umiejętność współpracy jest tu bardzo ważnym kryterium.
Czy podczas rozmowy kwalifikacyjnej, w badaniach, udaje się precyzyjnie określić takie rzeczy?
Częściowo tak, a poza tym mam trzy miesiące na to, żeby się bliżej przyjrzeć osobie przyjętej do pracy. Mamy już duże doświadczenie i coraz rzadziej zdarzają się pomyłki.
Przyszłość ma należeć do ludzi innowacyjnych, kreatywnych, gotowych szybko podejmować decyzje. Pańskim zdaniem te kompetencje będą najważniejsze?
Innowacyjność czy kreatywność już są bardzo istotne, szczególnie w takim segmencie jak nasz. Ludzi o podobnych cechach zawsze jest za mało, ale takich osób wcale dużo nie potrzeba. To zawsze będzie wąska grupa, elita. 90 procent zatrudnionych to są i raczej będą pracownicy wykonawczy. Od nich nie oczekujemy kreatywności. Natomiast gdyby pan zapytał, czy w naszym kraju mamy wystarczającą liczbę osób kreatywnych, odpowiedziałbym przecząco. Mało tego, jeżeli nasz system edukacyjny się nie zmieni, nadal będzie źle. Firmy muszą się zmieniać, dostosowywać do nowych warunków i dlatego tacy ludzie zawsze będą potrzebni.
Dziękuję za rozmowę.