Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Pomorze fotowoltaicznym potentatem – czy to możliwe?

Andrzej Gołyga

specjalista ds. OZE, współzałożyciel i współwłaściciel elektrowni słonecznych m.in. w Bułgarii

Pobierz PDF

Rozmowę prowadzi Marcin Wandałowski – redaktor prowadzący „Pomorskiego Przeglądu Gospodarczego”.

Jak rysuje się dziś sytuacja na rynku fotowoltaiki w Polsce?

Fotowoltaika osiągnęła w naszym kraju 12,5 GW zainstalowanych mocy. Pod względem wzrostu zainstalowanych mocy PV w 2022 r. Polska zajęła 3. miejsce w Europie (4,9 GW), za Niemcami (7,9 GW) i Hiszpanią (7,5 GW). Pod względem łącznej mocy zainstalowanej i produkcji energii znajdujemy się na 6. miejscu w skali Unii Europejskiej. Tak duże rozpowszechnienie źródeł PV możemy zawdzięczać w dużej mierze stosowanym w ostatnich latach metodom wsparcia instalacji fotowoltaicznych, które były nakierowane na małych klientów, w większości prosumentów. Wiele osób zachęconych wsparciem zdecydowało się na inwestycje w źródła PV, czego efektem jest to, że ze wspomnianych 12,5 GW, niemal 8 to instalacje małe, dachowe. Nie może zatem dziwić, że fotowoltaika stanowi ponad połowę mocy zainstalowanych w Polsce w OZE, będąc liderem wśród zielonych źródeł.

Tak dynamiczny rozwój fotowoltaiki możemy zatem zawdzięczać przede wszystkim atrakcyjnym zachętom ze strony państwa?

To z pewnością bardzo ważny powód. Nie mniej istotny dotyczy jednak tego, że w ostatnich latach nastąpił wyraźny spadek cen urządzeń niezbędnych do budowy farm fotowoltaicznych, jak np. modułów czy inwerterów. W dodatku nałożyła się na to obecna sytuacja międzynarodowa, z pandemią i wojną w Ukrainie na czele, które spowodowały wzrost cen energii. W efekcie – nawet bez znacznego wsparcia – pojawił się rynek o dużym potencjale dla wielkich inwestorów, zarówno krajowych, jak i zagranicznych. Dlatego też w ostatnim czasie powstało w Polsce tak wiele farm fotowoltaicznych. Największą z nich, a zarazem w ogóle jedna z największych farm PV w Europie, jest ta zlokalizowana w Zwartowie, w województwie zachodniopomorskim. Ma moc 290 MW, czyli byłaby w stanie zasilić w energię miasto wielkości Gdańska.

Czy można mówić o pewnego rodzaju „nasyceniu” rynkowym instalacjami PV, czy też daleko nam jeszcze do pełnego wykorzystania potencjału?

Do nasycenia nam jeszcze daleko, zresztą warto mieć na uwadze, że pomimo tak szerokiego rozwoju fotowoltaiki na polskim rynku, generalnie mamy opóźnienie w jej wykorzystywaniu. W wielu innych państwach kilka lat przed nami przekonano się, że jest to najtańsze i najszybsze w budowie źródło energii. Zapóźnienie mamy chociażby w tzw. agrofotowoltaice, czyli instalowaniu źródeł na obszarach rolnych, a nie wykorzystywaniu tylko nieużytków, terenów zdewastowanych, poprzemysłowych, parkingów czy słabej klasy ziemi. Trend ten jest już powszechny w Europie Zachodniej, a do nas dopiero przychodzi. A to tylko jeden z przykładów, których mógłbym wymieniać wiele. Nie mam wątpliwości, że w Polsce jest nadal bardzo szerokie pole do rozwoju fotowoltaiki – rozpoczynając od nauki, przez technologię, produkcję, montaż, serwisy, aż na recyklingu kończąc.

Mamy dziś w Polsce zapóźnienie m.in. w tzw. agrofotowoltaice, czyli instalowaniu źródeł na obszarach rolnych, a nie wykorzystywaniu tylko nieużytków, terenów zdewastowanych, poprzemysłowych, parkingów czy słabej klasy ziemi. Trend ten jest już powszechny w Europie Zachodniej, a do nas dopiero przychodzi.

Jak zidentyfikowałby Pan główne zagrożenia dotyczące dalszego rozwoju fotowoltaiki w Polsce?

Zacząłbym od tego, co zagrożeniem z pewnością nie jest – nie można bowiem mówić ani o barierze technologicznej, ani ekonomicznej, jeśli chodzi o wszelkiego rodzaju urządzenia PV. Na rynku jest już dostępna ogromna ilość modułów, falowników, stabilizatorów energii, regulatorów. Są znakomite systemy, monitoring, urządzenia śledzące słońce czy zaawansowane zabezpieczenia przeciwpożarowe, niezwykle istotne w kontekście instalacji dachowych.

Co zatem jest barierą?

W polskich realiach jest nią z pewnością dostęp do sieci. Mamy dziś do czynienia z coraz większą liczbą odmów zezwoleń na podłączenie instalacji fotowoltaicznych. Zaczyna to być duży problem. Jego źródło jest oczywiste – słaby stan sieci elektroenergetycznej, wynikający z tego, że jest ona stara i tworzono ją według innej logiki, opierającej się o przyłączanie do systemu dużych elektrowni.

Na świecie radzą sobie z tym na różne sposoby – od wykorzystania inteligentnych liczników energii, aż po wprowadzanie sztucznej inteligencji w celu bilansowania potrzeb i dostępności energii czy to w regionie, kraju, czy nawet na kontynencie. W tym obszarze następuje dziś zresztą potężny rozwój technologiczny. Również w Polsce najsensowniejszym działaniem wydaje się być w tym kontekście zwiększenie poziomu inwestycji w sieci oraz szerokie wprowadzanie najnowocześniejszych systemów cyfrowych.

Co jeszcze może okazać się dla nas kulą u nogi?

Niezwykle istotnym czynnikiem w kontekście dalszego rozwoju źródeł odnawialnych jest – często niedoceniana – świadomość społeczna. Na szczęście, w odróżnieniu od tego, co było u nas np. 10 lat temu, większość Polaków doskonale wie, czym jest fotowoltaika i jakie korzyści przynosi. Co więcej, przeglądając internet czy kanały telewizyjne, a nawet jadąc autem przez Polskę, widzimy gigantyczną liczbę reklam związanych z branżą OZE.

Niestety, w kontrze do wspomnianych pozytywnych aspektów, w naszym kraju istnieje duża grupa lobbystów zainteresowanych obroną paliw kopalnych i jak najdłuższym ich wykorzystywaniem. Za ich sprawą do opinii publicznej dochodzą nieraz nieprawdziwe bądź zmanipulowane informacje na temat PV, jak np. to, że w ogólnym rozrachunku fotowoltaika jest droga, że jest niestabilna, że zabiera miejsca pracy czy obszary rolne. Eksponowanie wyłącznie zagrożeń – bardzo często wydumanych – związanych z PV, wpływać może na jej bardziej negatywne postrzeganie społeczne, co napawa mnie niepokojem.

Niezwykle istotnym czynnikiem w kontekście dalszego rozwoju źródeł odnawialnych jest – często niedoceniana – świadomość społeczna. Eksponowanie wyłącznie zagrożeń – bardzo często wydumanych – wpływać może na jej bardziej negatywne postrzeganie społeczne, co napawa niepokojem.

Nie powinniśmy chyba jednak sekować wskazywania nie tylko szans, ale i zagrożeń związanych z odnawialnymi źródłami energii?

Zdecydowanie nie, jednak nie powinniśmy też puszczać płazem oczywistych manipulacji ze strony środowisk chcących bronić za wszelką cenę energetyki opartej na paliwach kopalnych. Dla przykładu – mało kto wie, że Elektrownia Bełchatów spala jedną tonę węgla na sekundę, a w ciągu doby emituje 100 tys. ton CO2 oraz ogromne ilości innych szkodliwych pierwiastków. Tej emisji nie są w stanie skompensować wszystkie polskie lasy razem wzięte, a mówimy przecież tylko o jednej elektrowni. Nie rozumiem, jak można opowiadać się dziś za kontynuacją modelu energetycznego opartego na tego typu „trucicielach” środowiska.

Mimo wszystko wydaje się, że czas paliw kopalnych zbliża się ku końcowi, czego zdecydowanie domaga się chociażby Unia Europejska. Zakładając, że jest to prawda – wcale nie musi to jednak oznaczać, że systemy elektroenergetyczne poszczególnych państw Europy i świata zostaną zdominowane przez OZE, gdyż pozostaje jeszcze energetyka atomowa, którą planujemy rozwijać również w Polsce.

Elektrownie atomowe są quasi­­‑czystymi źródłami energii o bardzo wysokiej stabilności i w wielu miejscach stanowią faktycznie alternatywę dla źródeł odnawialnych. Ich największym minusem – obok szkodliwych, radioaktywnych odpadów – jest jednak wysoki koszt budowy. Żeby postawić jednostkę o mocy około 5 GW, potrzeba około 20 mld dolarów, a czas realizacji może trwać 12‑15 lat, w zależności od użytych rozwiązań. W skrócie: czekamy bardzo długo i płacimy bardzo drogo.

Dla porównania – tylko w styczniu i lutym br. oddano w Chinach instalacje fotowoltaiczne o łącznej mocy przekraczającej 20 GW. Nawet jeśli przyjmiemy, że energia słoneczna nie jest stabilna, dzieląc uzyskaną moc przez 4, wychodzi nam, że równowartość energetyczną elektrowni atomowej udało się w Państwie Środka zbudować w kilka miesięcy, a nie w kilkanaście lat i to za znacznie niższe środki finansowe. Moją intencją nie jest krytyka źródeł jądrowych – stanowią one zdecydowanie lepszą alternatywę od np. elektrowni węglowych, jednakże myśląc nad przyszłością polskiego systemu, warto zadać sobie pytanie: jak daleko do przodu w ciągu najbliższych 15 lat, w których będziemy budowali atom, pójdą źródła odnawialne? I czy nie okaże się, że wyjdziemy na tym jak Zabłocki na mydle.

Źródła jądrowe stanowią znacznie lepszą alternatywę od elektrowni węglowych, jednakże myśląc nad przyszłością polskiego systemu elektroenergetycznego, warto zadać sobie pytanie: jak daleko do przodu w ciągu najbliższych 15 lat, w których będziemy budowali atom, pójdą źródła odnawialne?

Chciałbym jednak przestrzec przed jednym, niestety prawdopodobnym scenariuszem, w którym przez najbliższych 20‑30 lat przyjmiemy strategię dwubiegunowego systemu bezpieczeństwa energetycznego kraju. To znaczy – z jednej strony zainwestujemy w źródła zielone oraz ewentualnie w energetykę atomową, a z drugiej wydamy pieniądze na renowację przestarzałych węglowych bloków energetycznych. Czy mamy świadomość, że te drugie nigdy się nam nie zwrócą? Trzeba wskakiwać do nowego pociągu, a nie balansować między nowym, a starym.

Zahaczmy o wątek pomorski – jaka może być rola naszego regionu w nowozdefiniowanym polskim systemie elektroenergetycznym, bazującym w dużej mierze na odnawialnych źródłach energii?

W czasach gdy projektowano polski system elektroenergetyczny, największe potrzeby energetyczne naszego kraju były skupione w jego południowej części, przede wszystkim na Śląsku, gdzie mieszkało 1/5 ludności, gdzie funkcjonowały kopalnie, huty i innego typu liczne zakłady przemysłowe. Na południu kraju zlokalizowana została większość naszych elektrowni, a na Wybrzeżu, na którym też obecny był przecież duży przemysł, elektrowni nie postawiono – tu energia wędrowała sieciami przesyłowymi z południa.

Przenosząc się do współczesności – myśląc o przyszłym kształcie polskiej sieci elektroenergetycznej, trzeba przede wszystkim zdefiniować potrzeby naszego przemysłu, który jest ogromnym konsumentem energii. Wymaga to głębszego namysłu, czego najlepszym przykładem jest chociażby przemysł związany z produkcją samochodów spalinowych, który – biorąc na poważnie unijne założenia – po 2035 r. nie będzie miał w Europie racji bytu. Pojawia się zatem pytanie, co stanie się z polskimi fabrykami, które produkują specyficzne elementy aut, jak np. silniki? Należy się zastanowić, jakie rodzaje działalności produkcyjnej w Polsce pozostaną, a jakie nie oraz jakiego typu produkcja będzie się rozwijała w miejsce tej zamykanej.

Myśląc o przyszłym kształcie polskiej sieci elektroenergetycznej, trzeba przede wszystkim zdefiniować potrzeby naszego przemysłu, który jest ogromnym konsumentem energii.

To tylko jeden z wielu czynników, które trzeba mieć na uwadze w kontekście projektowania sieci energetycznej. Innym, bardzo istotnym założeniem powinno być dążenie do tego, by energia produkowana była lokalnie i zużywana lokalnie, a nie transferowana przez cały kraj do miejsca wykorzystania.

Czy można mówić o dobrych warunkach klimatycznych dla rozwoju fotowoltaiki na Pomorzu?

Niech za odpowiedź posłuży poniższy przykład: moja firma zbudowała farmę fotowoltaiczną o mocy 1,3 MW w bułgarskim Kruszare. Identyczna farma powstała niedługo później w województwie lubelskim, w gminie Wisznice. Po kilku latach miałem okazję porównać dokładne wyniki obydwu elektrowni i okazało się, że wygenerowały niemal identyczną ilość energii. A przecież wydawałoby się, że więcej energii powinna wytworzyć instalacja z Bułgarii, kojarzącej się nam przecież ze słońcem. Co jeszcze ciekawsze, analiza danych doprowadziła mnie do wniosku, że w okresie listopad‑luty na polskiej farmie produkowano dwa razy mniej energii niż w Bułgarii, a latem – dużo więcej.

Jak to możliwe? Odpowiedź jest prosta: po pierwsze, w Polsce ze względu na szerokość geograficzną latem dzień jest dużo dłuższy, a zimą dużo krótszy. Po drugie – krzemowe panele fotowoltaiczne tracą swoją wydajność przy bardzo wysokich temperaturach: im bardziej się rozgrzeją, tym słabiej działają. Działa to na korzyść państw takich jak nasze, a w szczególności regionów takich jak Wybrzeże. Cóż bowiem z tego, że jest u nas mniej słońca niż nad Morzem Czarnym czy Śródziemnym, skoro jeżeli już się pojawi, pozwala ono na znacznie bardziej wydajną pracę paneli? Nie widzę żadnych przeciwwskazań, żeby Pomorze było „obłożone” fotowoltaiką – nie tylko na dachach domów, ale też za sprawą większych instalacji montowanych m.in. na wysypiskach śmieci czy terenach poprzemysłowych.

Warto zatem dziś dalej „wchodzić” w fotowoltaikę?

Jestem przekonany, że stoimy u progu ery odnawialnych źródeł energii. Rozpoczynamy nową epokę, w której OZE oraz cały przemysł z nimi związany będą stanowiły koło napędowe globalnej gospodarki. Wiedzą o tym wszystkie państwa i wszystkie one również – w wolniejszym lub szybszym tempie – idą w tym kierunku. Za większością przemawia głównie czynnik ekonomiczny, ale wiele z nich ma na uwadze także wzgląd ekologiczny, związany z ograniczeniem emisji dwutlenku węgla oraz zanieczyszczeń. Będąc członkiem Unii Europejskiej doskonale zdajemy sobie z tego sprawę, a co więcej – jesteśmy zobligowani do konkretnych działań w tym kierunku. Jeśli więc pyta Pan, czy warto iść w kierunku fotowoltaiki, czyli jednego z OZE, to odpowiadam: owszem, i nie ma ku temu żadnych wątpliwości.

Jestem przekonany, że stoimy u progu ery odnawialnych źródeł energii. Rozpoczynamy nową epokę, w której OZE oraz cały przemysł z nimi związany będą stanowiły koło napędowe globalnej gospodarki.

O autorze:

Andrzej Gołyga

Andrzej Gołyga – mgr inż. elektronik. W latach osiemdziesiątych pracował w Centralnym Ośrodku Badawczo­‑Rozwojowym Elektronicznego Sprzętu Powszechnego Użytku, a następnie jako szef Działu Innowacji i Wdrożeń w Warszawskich Zakładach Telewizyjnych ELEMIS. W roku 1990 uruchomił, pierwszą prywatną w posocjalistycznej Polsce, Fabrykę Telewizorów Brabork w Kwidzynie. Wieloletni prezes zarządu Philips Consumer Electronics Industries Poland, a potem fabryk amerykańskiego koncernu Jabil. Dyrektor operacyjny Jabil na Europę Wschodnią. W 2008 roku uruchomił w Kwidzynie produkcję modułów fotowoltaicznych na dużą skalę (w sumie wyprodukowano ok. 1 GW modułów) dla czołowych producentów świata. Od 2011 roku współwłaściciel i prezes zarządu kilku elektrowni słonecznych w Bułgarii.

Skip to content