Dziadek (chirurg, lat 78): „Jestem lekarzem, gdańszczaninem. Urodziłem się w Gdańsku. 50 lat temu tu była ruina. To my ją odbudowaliśmy, odtworzyliśmy. Gdańsk to nasze dzieło. Chyba trochę pozostał żal i zazdrość wobec miast, które są autentyczne, niezniszczone”.
Wnuk (student, lat 23): „Jestem studentem ekonomii. Urodziłem się w Sopocie. 20 lat temu to jeszcze straszna bieda była w Sopocie. Teraz jest dużo inwestycji. Ostatnio wybudowano świetny dom na Monte Cassino – Krzywy Dom”.
Gdy pytam młodego człowieka, czym dla niego jest Gdańsk, długo zastanawia się nad odpowiedzią. W końcu mówi: „Gdańsk to miejsce, gdzie się urodziłem, gdzie chodziłem do szkoły, gdzie mam przyjaciół”. Dla naszych dziadków Gdańsk był tożsamy z historią. Nasi dziadkowie chodzili po murach zbombardowanego miasta. Być może część z nich kryła się przed najeźdźcami w piwnicach starych kamienic. Te kamienice z pewnością pamiętają jeszcze dziury od kul. Ludzie już chyba nie. Nasi dziadkowie odtworzyli Gdańsk na podobieństwo tamtego – autentycznego Gdańska, ale to już nie był tamten Gdańsk. Następnie dla naszych dziadków rozpoczął się okres zapominania. Nie był to jednak proces naturalny, ale jakby nieustannie przyspieszany przez wytrwałą pracę komunistów. Ludzie, chcąc nie chcąc, poddali się indoktrynacji. Tożsamość grupowa naszych dziadków zagubiła się gdzieś wśród ruin starego miasta. Wnuk przyszedł na świat w zupełnie innych czasach, ale jakże dla Gdańska znakomitych. Okres „Solidarności” przyniósł Pomorzu sławę, jakiej może pozazdrościć wiele miast europejskich. Wnuk dorastał w czasach rodzącego się dobrobytu. W czasach, które wraz z ogromnymi zmianami politycznymi i gospodarczymi przyniosły wielkie zmiany społeczno-obyczajowe. Po latach ciągłych przemian nastał czas na powrót do korzeni, na odnalezienie pomorskiej tożsamości.
Dziadek: „Pierwsze lata powojenne charakteryzowały się walką o dominację polskości. Wielonarodowość stała się wtedy bardzo niepopularna. Trzeba było wielu lat, by na nowo sobie tę wieloetniczność przypomnieć. Z zadowoleniem oglądam dziś książkę Był sobie Gdańsk. To właśnie w niej najlepiej widać, że nasze korzenie to korzenie europejskie”.
Wnuk: „Myślę, że Polacy są bardzo nietolerancyjni. Dotyczy to także gdańszczan. Ostatnio mojego przyjaciela – Włocha pobito na przystanku. Myślę, że jakakolwiek wieloetniczność jeszcze długo nie będzie na Pomorzu możliwa”.
Nasi dziadkowie pamiętają jeszcze czasy, kiedy Gdańsk był miastem wieloetnicznym. Pamiętają czasy, gdy Gdańsk był najbardziej znanym w Europie miastem handlowym. Dawne pokolenia Pomorzan szczycą się swoimi europejskimi korzeniami, swoją różnorodnością. A co z tego pamiętają wnukowie? Niewiele. Od kilkunastu lat Pomorze, tak jak i większość polskich regionów, jest pod względem etnicznym bardzo jednorodne. Lata komunistycznej unifikacji sprawiły, że pluralizmu bali się nawet najbardziej światli ludzie. Dziadkowie idąc ulicami Gdańska, czują jego historię, widzą ją w każdym zakamarku, w każdej uliczce. Czują, że do tej historii należą, że historia współuczestniczyła w ich życiu. Właśnie przywiązanie, wspomnienia, poczucie bezpieczeństwa i przynależności do historii danego miejsca tworzą ludzką tożsamość – tożsamość gdańszczan. Wnuk idąc ulicami miasta, nie widzi już cywilów do śmierci broniących Poczty Polskiej w roku 1939, nie dostrzega też ginącego miasta. Idąc ulicą, widzi nowy biurowiec. Pewnie zastanawia się, co będzie za dwa lata w tym budynku i czy chciałby tam pracować. Być może myśli, że wybierze się dziś do kawiarni na Długą albo zabierze dziewczynę do teatru. Wnuk związany jest z Gdańskiem przede wszystkim ze względu na to, co może od tego miasta otrzymać.
Dziadek: „Gdyby przyjechał do mnie znajomy z południa Polski albo z zagranicy, to pokazałbym mu architekturę Gdańska. Najpiękniejsze zabytki są pochodzenia flamandzkiego i holenderskiego np. Złota Brama, Zielona Brama, Zbrojownia. Do dziś istnieje tu kościół Menonitów i dzielnica Nowe Szkoty. No i u nas przez długi czas mieszkał Gunter Grass, Artur Schopenhauer, Jan Heweliusz czy Jan Uphagen”.
Wnuk: „Gdy ostatnio odwiedzili mnie znajomi z Londynu, to pojechaliśmy samochodem do Sopotu nad morze. Potem był oczywiście clubbing, a w nocy Heineken Festiwal w Gdyni. Następnego dnia już bardziej tradycyjnie: spacer po Długiej w Gdańsku i obiad w Sfinksie”.
Wnuk wyjechał wczoraj do Stanów, bo dostał tam propozycję stażu w dużej firmie architektonicznej. Czy będzie tęsknił za Gdańskiem? Bez wątpienia. Ale złudzeń nie ma. Do Trójmiasta nie wróci, póki nie znajdzie tu lepszej pracy, póki część dróg nie zostanie wyremontowana, póki płace się nie podwyższą, póki nie zmaleje bezrobocie, póki Wnuk w Stanach będzie czuł się zagubiony, nawet gdy trafi do amerykańskiej Polonii. Będzie dużo pracował i nie będzie się zbyt dużo zastanawiał. Może założy rodzinę. Po wielu latach przyjedzie tu, by dzieciom pokazać morze i wdzydzkie jeziora i sopockie molo i dom rodzinny. Przyjedzie, bo będzie tęsknił za tym miejscem, bo już do końca życia w jakimś stopniu pozostanie Pomorzaninem.
Każdy młody Pomorzanin uczy się w domu i w szkole języka polskiego. W szkole rozpoczyna katorżniczą podróż przez historię antyku, a potem średniowiecze, wojny napoleońskie, a na końcu rewolucję. Na drugą wojnę światową ani na historię „Solidarności” nie zostaje już czasu, nie mówiąc już o Pomorzu. Na Pomorzu dziecko mieszka, to musi mu jak na razie wystarczyć. Jeśli młody Pomorzanin wybierze się na filologię polską, to ma szansę dowiedzieć się o istnieniu kultury kaszubskiej. Jeśli wybierze inny kierunek studiów, skazany jest na niewiedzę. Młody Pomorzanin od urodzenia żyje w świecie globalnym. Musi jeść pizzę, urodziny urządzać w McDonaldzie, uczyć się języka angielskiego i oglądać chińskie kreskówki. Kiedy młody Pomorzanin zostaje studentem, rodzina pakuje mu w wakacje walizki i wysyła go do Londynu na „saksy”. W końcu student nie tylko po to jest, by się uczył. Tam młody Pomorzanino-londyńczyk stwierdzi, że na Pomorzu tylko tracił czas na studiowanie i zostanie kelnerem w sandwich-barze, ciesząc się, że w polskim sklepie obok może kupić polską kiełbasę.
Dziadek: „Pomorzanie zawsze się różnili, byli uczciwi, robotni, tolerancyjni. Myślę, że w pewnym stopniu jestem patriotą lokalnym. Ale ja to rozumiem tak: patriotyzm lokalny jest częścią ogólnego. Jedno musi wynikać z drugiego”.
Wnuk: „Myślę, że Pomorzanie nie różnią się aż tak bardzo od reszty Polaków, szczególnie ci z Trójmiasta. Może poza Gdańskiem wciąż istnieje kultura kaszubska, ale nie tutaj. Jeśli chodzi o cechy charakteru, to chyba wszyscy mamy te same wady narodowe”.
Może historia naszego wnuka wyglądałaby zupełnie inaczej, gdyby w przedszkolu opowiedziano mu legendę o powstaniu Gdańska? Może inaczej myślałby o centrum Gdańska, gdyby wiedział, że tam przed laty mieszkał Artur Schopenhauer? Może inaczej spojrzałby na swojego dziadka, gdyby przyjrzał się fotografiom zniszczonego miasta? Może poczułby dumę, gdyby wiedział, że my – Pomorzanie już wiele setek lat temu cieszyliśmy się mianem tolerancyjnych i otwartych na świat. Nasza pomorska historia jest naprawdę ciekawa, wystarczy ją tylko poznać.
Dziadek: „Najbardziej podobał mi się Gdańsk z Blaszanego Bębenka Güntera Grassa. To był Gdańsk, w którym wszyscy potrafili żyć ze sobą. Później to zostało utracone… Mimo to wciąż jestem bardzo związany z Gdańskiem”.
Wnuk: „Lubię Gdańsk. Tu mam przyjaciół. Podoba mi się to, że jesteśmy tak blisko morza. To wspaniałe położenie geograficzne! Wiem jednak, że jak trzeba będzie, to wyjadę do Warszawy lub zagranicę. Przecież wszędzie jest pięknie, tylko trochę inaczej…”.
Dobra wiedza o historii, o kulturze Pomorza na pewno może pomóc młodemu człowiekowi zrozumieć i utożsamić się z miejscem, w którym mieszka. Zresztą powoli ruszają w Gdańsku spóźnione inicjatywy dokształcania obywateli, takie jak Europejska Fundacja Solidarności. Trzeba jednak pamiętać, że tożsamość młodej osoby kształtuje się tu i teraz. Młody człowiek pragnie żyć w europejskim mieście, które nie wstydzi się swojej historii i pozostawia wolną przestrzeń dla regionalnej inności. Pragnie żyć w mieście, w którym można żyć godnie, gdzie otrzyma szansę na dobrą pracę, porządne mieszkanie. Oczywiście, na razie jest to pewna utopia, ale zawsze od czegoś trzeba zacząć. Może wystarczy rozejrzeć się dookoła, by zobaczyć, że w Trójmieście ostatnio wiele się dzieje. Ruszyła budowa autostrady A1, wkrótce otworzą nową, wspaniałą bibliotekę. Z lotniska w Rębiechowie latają tanie linie lotnicze do coraz większej liczby stolic europejskich. Każdy Pomorzanin może już starać się o dofinansowanie z Unii Europejskiej na zrealizowanie swojego własnego projektu. Także od nas – Pomorzan zależy to, jak będzie wyglądać nasza mała ojczyzna za 10 lat.
Za późno jest, by udawać, że nie jesteśmy częścią europejskiej wspólnoty, ale nie można też pozbawić się prawa do indywidualnej tożsamości. Tylko świadomość posiadania małej ojczyzny jest w stanie stworzyć nam prawdziwy dom.