Ekspansja zagraniczna to dziś polska gospodarcza racja stanu. Bez niej trudno będzie nam pokonać zbliżające się bariery rozwojowe i kontynuować trwający od 25 lat wzrost.
Od 1989 roku zdołaliśmy nadrobić spory dystans dzielący nas od Europy Zachodniej. Jeśli spojrzymy na lata 1989–2012 okaże się, że relacja kondycji gospodarki niemieckiej do polskiej (mierzona nominalnym PKB per capita) zmniejszyła się z dziewięciokrotności do trzykrotności. Dokonaliśmy tego, korzystając z prostych rezerw rozwoju: przyjmując zasady gospodarki rynkowej, oferując niskie koszty pracy i usuwając podstawowe bariery infrastrukturalne. Z pewnością jest w tym duża zasługa naszej, wręcz ogólnonarodowej, przedsiębiorczości – tego, że jako społeczeństwo potrafiliśmy wykorzystać zmianę reguł gry. Nie bez znaczenia jest też skala polskiego rynku wewnętrznego – na tyle duża, że przez ponad dwadzieścia lat zapewniała firmom warunki solidnego wzrostu. W większości przypadków myślenie o ekspansji zagranicznej nie było czymś naturalnym i oczywistym.
Jednak proste rezerwy rozwoju, które – do tej pory – pozwalały nam na szybkie nadrabianie zaległości, wyczerpują się i nie dają już gwarancji dalszego dynamicznego wzrostu. Co zatem pozwoli nam na zrobienie kolejnego kroku na ścieżce cywilizacyjnej ewolucji? Przede wszystkim potrzebujemy gospodarki, która będzie wytwarzała produkty i usługi o wyższej wartości dodanej, bazującej na: unikatowych technologiach, lepszym zarządzaniu procesami i uznanej renomie.
Przejście na wyższy etap w łańcuchu wartości jest jednak niezwykle trudny do osiągnięcia bez dostępu do międzynarodowych rynków zbytu. Siła nabywcza i oczekiwania polskich konsumentów wciąż są znacznie niższe niż w Europie Zachodniej czy Stanach Zjednoczonych. Gdy dla klienta liczy się jedynie jak najniższa cena, to trudno budować pozycję konkurencyjną przedsiębiorstwa opartą na innowacyjności i wysokiej jakości. W dodatku polskie „podwórko gospodarcze” osiąga już swoje limity ilościowe – nie ma na nim miejsca na „niemal każdy nowy biznes” – co nierzadko miało miejsce w przeszłości.
Czy uda nam się zatem rozwinąć skrzydła w układzie międzynarodowym? Z pewnością nie będzie to łatwe. Musimy wypracować sobie dostęp do nowych kanałów zbytu i rozpoznawalność naszych marek. To natomiast wymaga znacznych nakładów kapitałowych i wytrwałości, a także nierzadko zapłaty „frycowego” – w początkowej fazie pośrednik posiadający możliwość ulokowania produktu na obcym rynku może skonsumować większość marży. Z pewnością ekspansji zagranicznej nie sprzyja również nadal silnie obecna w nas mentalność, którą dobrze charakteryzuje hasło „moja chata z kraja” – brak zainteresowania tym, co dzieje się poza najbliższym otoczeniem.
Mamy nad czym pracować. Stawką jest konkurencyjność gospodarki, a tym samym dobrobyt społeczeństwa. Naszą przedsiębiorczością pokazaliśmy już, jak doskonale potrafimy dostosować się do zmieniających się warunków. Czy tak będzie też tym razem i uda nam się „podbić świat”? A może nie obejdzie się bez mądrego wsparcia ze strony państwa?