O autorze:
Z Krystyną Wróblewską , dyrektor Departamentu Współpracy Zagranicznej Urzędu Marszałkowskiego Województwa Pomorskiego, rozmawia Leszek Szmidtke, dziennikarz PPG i Radia Gdańsk.
Czy ostatnia wizyta pomorskich samorządowców w Stanach Zjednoczonych miała również charakter gospodarczy? Czy szukaliście rynków zbytu dla naszych przedsiębiorców?
To wydarzenie było w dużej mierze ukierunkowane na pokazanie Stanom Zjednoczonym, że cała Polska, w tym Pomorskie, jest nastawiona na nowoczesność, nowe technologie czy szerzej – innowacyjność. Konferencja w Waszyngtonie z jednej strony pokazała nasz potencjał i kierunki rozwoju, z drugiej zaś wywołała dyskusję z amerykańskimi partnerami (z sektorów administracyjnego, badawczo-rozwojowego i przemysłowego) o kierunkach rozwoju światowej gospodarki oraz nauki. Koncentrowaliśmy się na służbie zdrowia, energetyce i szeroko rozumianej innowacyjności. Mniej na szukaniu rynków dla naszych firm, a bardziej na pozyskaniu nowych technologii i partnerów.
Żebyśmy mogli korzystać z rządowych funduszy, musi zostać uproszczony do nich dostęp. Mniej biurokracji, a większe możliwości wykorzystania pieniędzy np. na targi.
Jeżeli nie zmienią się przepisy, samorządów regionalnych nie będzie stać na finansowanie pomocy dla firm chcących próbować swych sił za granicą.
Czyli nadal głównie szukamy inwestorów i technologii. Nie doszliśmy jeszcze do etapu poszukiwań zagranicznych rynków zbytu czy wręcz inwestowania poza granicami kraju.
Rzeczywiście. Polacy, szczególnie pomorscy przedsiębiorcy, częściej koncentrowali się na krajowym rynku. Regionalne samorządy szukają inwestorów, ale warto podkreślić, że nie wszyscy inwestorzy budzą nasze zainteresowanie. Szukamy inwestorów z tzw. czystych sektorów, sektorów innowacyjnych, i to szeroko rozumianych – zarówno w postaci produktów, jak i usług. Póki co, nasze misje są właśnie na to ukierunkowane. Województwo prezentuje się również na zagranicznych targach, na które zapraszamy pomorskie firmy, ułatwiamy im kontakty z firmami oraz rynkami zagranicznymi. Niestety, możliwości dofinansowania naszych przedsiębiorców są ograniczone z powodów formalnych. Duże firmy radzą sobie samodzielnie, natomiast małe i średnie bardzo potrzebują wsparcia. Niestety, nie możemy bezpośrednio pokryć ich kosztów. Możemy sfinansować stoisko, ale to nie jest zbyt interesujące dla tych firm. Bardzo pomocne były rządowe programy organizowane z zagranicznymi partnerami, jak na przykład Rok Polski w Szwecji, Rok Polski na Ukrainie, Rok Polski w Niemczech. Przeznaczano na to spore pieniądze, szczególnie na Rok Polski w Szwecji. Dzięki temu wiele naszych firm mogło wyjechać i próbować swoich sił na tamtejszych rynkach. Bardzo ciekawy był też program polsko-amerykańsko-kanadyjsko-ukraiński. Razem ze Stowarzyszeniem Wolna Przedsiębiorczość zbudowaliśmy ciekawą, moim zdaniem, ofertę wymiany handlowej. Ten kilkuletni projekt w naszym przypadku umożliwiał kontakty przedsiębiorców z obwodu odeskiego i województwa pomorskiego. Konkluzja jest jednak smutna; jeżeli nie zmienią się przepisy, samorządów regionalnych nie będzie stać na finansowanie pomocy dla firm chcących próbować swych sił za granicą. Żebyśmy mogli korzystać z rządowych funduszy, musi zostać uproszczony do nich dostęp. Mniej biurokracji, a większe możliwości wykorzystania pieniędzy np. na targi. Nie czekamy jednak na działania rządu i sami z unijnych środków, które są do naszej dyspozycji, tworzymy wsparcie dla małych i średnich przedsiębiorstw na wyjazdy targowe oraz uczestnictwo w misjach.
To najlepszy sposób wspierania zagranicznej działalności firm?
Uczestnictwo w misjach oraz imprezach targowych to skuteczne sposoby wspierania przedsiębiorstw. Kiedy na dwadzieścia firm, które dzięki nam spotkały się z holenderskimi partnerami, trzy podpisują porozumienia, to mamy dobrą skuteczność. Jeżeli trzy firmy nawiązały współpracę z ukraińskimi partnerami, jeżeli cztery przedsiębiorstwa skorzystały ze współpracy polsko-szwedzkiej, to może wydawać się, że nie są to znaczące wielkości. Nie wiemy też, jak dalej to się toczy, ale ową furtkę otworzyliśmy, daliśmy szansę. Pokazaliśmy, że to jest możliwe, że trzeba przełamywać różne bariery, w tym strachu, że warto to robić. Podobnie zachowują się inne kraje i inne regiony. Wzorujemy się na sprawdzonych sposobach pomocy firmom wchodzącym na zagraniczne rynki. Potrzebne są pieniądze i mniej biurokratyczne, prostsze programy. Jeżeli się nie zainwestuje, nie będzie sukcesu. Rząd lub w naszym przypadku samorząd otwierają furtkę – pomagają w nawiązaniu kontaktów. Później firmy muszą już sobie radzić same. Po drodze pojawiają się jednak dodatkowe problemy, choćby językowe. Zatrudnienie tłumacza jest kosztowne i kłopotliwe. Jeżeli mały lub średni przedsiębiorca nie posługuje się swobodnie angielskim, niemieckim czy rosyjskim, będzie miał problemy z komunikacją. Jeżeli nie będzie też gotów na pewne ryzyko, to nawet gdy doprowadzimy do spotkania, niewiele z tego wyjdzie.
Jak bardzo przedsiębiorcy bądź organizacje zrzeszające przedsiębiorców chcą korzystać z możliwości, które im stwarzacie?
Zainteresowanie jest duże, chociaż czasami brakuje większej aktywności pojedynczych firm. Ponadto organizacje zrzeszające firmy powinny być mocniejsze finansowo i same wspierać wyjazdy. Zwykle to my rozsyłamy informacje o regionalnym stoisku, które będzie obecne na danych targach, i o możliwościach prezentacji danej firmy. Są też przypadki, kiedy izby same zwracają się do nas z prośbą o wsparcie wyjazdu lub misji. Ale wtedy samorząd oczekuje, że finansowanie będzie spoczywało również na barkach inicjatorów.
Co budziło największe zainteresowanie w tym roku?
W tym roku proponowaliśmy uczestnictwo w targach Seafood w Brukseli, chociaż wiele firm jeździ tam, nie korzystając z pomocy samorządu. Podobnie jest z targami BioFach w Norymberdze. Dla naszych firm jest to o tyle trudna impreza, że trzeba mieć certyfikat zdrowego, czystego produktu. Staramy się, by nasi przedsiębiorcy uczestniczyli również w mniejszych imprezach targowych w Niemczech czy Szwecji.
Rynki wschodnie to teren, któremu powinniśmy poświęcić zdecydowanie więcej uwagi.
Cały czas mówi Pani o tzw. starych krajach Unii Europejskiej. Tymczasem wiele polskich firm działa na rynkach ukraińskim czy rosyjskim. Czy samorząd regionalny nie wspiera tego kierunku?
Rzeczywiście, najczęściej są to tzw. stare kraje europejskie. Na wschodnim kierunku dominuje Ukraina. Mamy tam dobrego partnera, ale jest to też zasługa wspomnianego programu polsko-amerykańsko-kanadyjsko-ukraińskiego. Sporo uwagi w ostatnim czasie poświęcamy Białorusi. Jest to bardzo interesujący teren, ale też bardzo trudny. Inicjatorem wyjazdów była Pomorska Izba Rzemieślnicza Małych i Średnich Przedsiębiorstw. W pewnym sensie owocem tych kontaktów jest niedawno zakończone polsko-białoruskie forum gospodarcze. Do Rosji w ostatnim czasie nie organizowaliśmy wyjazdów ani spotkań. Żywe kontakty były w połowie lat 90. i zdaje się, że w 2003 miało miejsce forum gospodarcze z dużym udziałem przedstawicieli rosyjskich. Duże firmy same szukają tam kontaktów. Nam zaś brakuje partnera, który pomagałby w poszukiwaniu tamtejszych przedsiębiorców. To nie jest łatwy rynek i dlatego małe i średnie firmy bez odpowiednich zabezpieczeń i gwarancji boją się tam wchodzić. Jest to teren, któremu powinniśmy poświęcić zdecydowanie więcej uwagi.
Czy Ministerstwo Gospodarki chce dzielić się z samorządami kompetencjami oraz środkami, dzięki którym można zachęcać przedsiębiorców do większej aktywności na zagranicznych rynkach?
Ministerstwo ma oczywiście program wsparcia eksportu i są to fundusze, o które mogą się ubiegać firmy. Można je otrzymać na misje lub jako dofinansowanie do prezentacji na imprezach targowych. Czasami pokazujemy firmom, na co naszym zdaniem warto zdobyć pieniądze. Problem jest taki sam od lat – zbyt duża biurokracja, zbyt wiele przeszkód. Poważnym mankamentem jest długi czas oczekiwania na zwrot pieniędzy. Dla małych i średnich przedsiębiorstw jest to poważny problem.
Jeżeli premier wybiera się do Peru lub Chin, zwykle obok urzędników towarzyszą mu również przedsiębiorcy zainteresowani danym rynkiem. Tylko że tam jest miejsce wyłącznie dla największych. Rola samorządów przy organizowaniu misji powinna więc polegać m.in. na dbaniu o małe i średnie firmy. Czy ministerstwo to zauważa?
Nie ma jednoznacznego wsparcia dla działań samorządów. Zwykle sami coś takiego organizujemy. Tak było rok temu – gdy marszałek, wraz z kilkoma prezydentami, pojechał do Chin; towarzyszyło im grono pomorskich przedsiębiorców. Dla krajów położonych na Wschodzie towarzystwo władz państwowych czy choćby regionalnych ma duże znaczenie. Jest to wskazanie, że taka firma ma pozycję, jest wiarygodna i warto z nią robić interesy. Widzieliśmy to choćby w Szanghaju. Między innymi dlatego takich wspólnych misji powinno być więcej.
Czy prezydenci, burmistrzowie, starostowie próbują coś robić na własną rękę?
Niektóre samorządy organizują samodzielnie misje czy też fora gospodarcze. Czasami dzieje się to z naszym udziałem, niekiedy zupełnie niezależnie. Wiele oczekuję po współpracy w ramach trójmiejskiej metropolii. Wspólne działania związane z promocją gospodarczą, wspólne pomysły oraz finansowanie pomogą nie tylko w ściąganiu oczekiwanego kapitału, ale również w zdobywaniu nowych rynków dla naszych przedsiębiorców.
Dziękuję za rozmowę
Żebyśmy mogli korzystać z rządowych funduszy, musi zostać uproszczony do nich dostęp. Mniej biurokracji, a większe możliwości wykorzystania pieniędzy np. na targi. Jeżeli nie zmienią się przepisy, samorządów regionalnych nie będzie stać na finansowanie pomocy dla firm chcących próbować swych sił za granicą.Czyli nadal głównie szukamy inwestorów i technologii. Nie doszliśmy jeszcze do etapu poszukiwań zagranicznych rynków zbytu czy wręcz inwestowania poza granicami kraju. Rzeczywiście. Polacy, szczególnie pomorscy przedsiębiorcy, częściej koncentrowali się na krajowym rynku. Regionalne samorządy szukają inwestorów, ale warto podkreślić, że nie wszyscy inwestorzy budzą nasze zainteresowanie. Szukamy inwestorów z tzw. czystych sektorów, sektorów innowacyjnych, i to szeroko rozumianych – zarówno w postaci produktów, jak i usług. Póki co, nasze misje są właśnie na to ukierunkowane. Województwo prezentuje się również na zagranicznych targach, na które zapraszamy pomorskie firmy, ułatwiamy im kontakty z firmami oraz rynkami zagranicznymi. Niestety, możliwości dofinansowania naszych przedsiębiorców są ograniczone z powodów formalnych. Duże firmy radzą sobie samodzielnie, natomiast małe i średnie bardzo potrzebują wsparcia. Niestety, nie możemy bezpośrednio pokryć ich kosztów. Możemy sfinansować stoisko, ale to nie jest zbyt interesujące dla tych firm. Bardzo pomocne były rządowe programy organizowane z zagranicznymi partnerami, jak na przykład Rok Polski w Szwecji, Rok Polski na Ukrainie, Rok Polski w Niemczech. Przeznaczano na to spore pieniądze, szczególnie na Rok Polski w Szwecji. Dzięki temu wiele naszych firm mogło wyjechać i próbować swoich sił na tamtejszych rynkach. Bardzo ciekawy był też program polsko-amerykańsko-kanadyjsko-ukraiński. Razem ze Stowarzyszeniem Wolna Przedsiębiorczość zbudowaliśmy ciekawą, moim zdaniem, ofertę wymiany handlowej. Ten kilkuletni projekt w naszym przypadku umożliwiał kontakty przedsiębiorców z obwodu odeskiego i województwa pomorskiego. Konkluzja jest jednak smutna; jeżeli nie zmienią się przepisy, samorządów regionalnych nie będzie stać na finansowanie pomocy dla firm chcących próbować swych sił za granicą. Żebyśmy mogli korzystać z rządowych funduszy, musi zostać uproszczony do nich dostęp. Mniej biurokracji, a większe możliwości wykorzystania pieniędzy np. na targi. Nie czekamy jednak na działania rządu i sami z unijnych środków, które są do naszej dyspozycji, tworzymy wsparcie dla małych i średnich przedsiębiorstw na wyjazdy targowe oraz uczestnictwo w misjach. To najlepszy sposób wspierania zagranicznej działalności firm? Uczestnictwo w misjach oraz imprezach targowych to skuteczne sposoby wspierania przedsiębiorstw. Kiedy na dwadzieścia firm, które dzięki nam spotkały się z holenderskimi partnerami, trzy podpisują porozumienia, to mamy dobrą skuteczność. Jeżeli trzy firmy nawiązały współpracę z ukraińskimi partnerami, jeżeli cztery przedsiębiorstwa skorzystały ze współpracy polsko-szwedzkiej, to może wydawać się, że nie są to znaczące wielkości. Nie wiemy też, jak dalej to się toczy, ale ową furtkę otworzyliśmy, daliśmy szansę. Pokazaliśmy, że to jest możliwe, że trzeba przełamywać różne bariery, w tym strachu, że warto to robić. Podobnie zachowują się inne kraje i inne regiony. Wzorujemy się na sprawdzonych sposobach pomocy firmom wchodzącym na zagraniczne rynki. Potrzebne są pieniądze i mniej biurokratyczne, prostsze programy. Jeżeli się nie zainwestuje, nie będzie sukcesu. Rząd lub w naszym przypadku samorząd otwierają furtkę – pomagają w nawiązaniu kontaktów. Później firmy muszą już sobie radzić same. Po drodze pojawiają się jednak dodatkowe problemy, choćby językowe. Zatrudnienie tłumacza jest kosztowne i kłopotliwe. Jeżeli mały lub średni przedsiębiorca nie posługuje się swobodnie angielskim, niemieckim czy rosyjskim, będzie miał problemy z komunikacją. Jeżeli nie będzie też gotów na pewne ryzyko, to nawet gdy doprowadzimy do spotkania, niewiele z tego wyjdzie. Jak bardzo przedsiębiorcy bądź organizacje zrzeszające przedsiębiorców chcą korzystać z możliwości, które im stwarzacie? Zainteresowanie jest duże, chociaż czasami brakuje większej aktywności pojedynczych firm. Ponadto organizacje zrzeszające firmy powinny być mocniejsze finansowo i same wspierać wyjazdy. Zwykle to my rozsyłamy informacje o regionalnym stoisku, które będzie obecne na danych targach, i o możliwościach prezentacji danej firmy. Są też przypadki, kiedy izby same zwracają się do nas z prośbą o wsparcie wyjazdu lub misji. Ale wtedy samorząd oczekuje, że finansowanie będzie spoczywało również na barkach inicjatorów. Co budziło największe zainteresowanie w tym roku? W tym roku proponowaliśmy uczestnictwo w targach Seafood w Brukseli, chociaż wiele firm jeździ tam, nie korzystając z pomocy samorządu. Podobnie jest z targami BioFach w Norymberdze. Dla naszych firm jest to o tyle trudna impreza, że trzeba mieć certyfikat zdrowego, czystego produktu. Staramy się, by nasi przedsiębiorcy uczestniczyli również w mniejszych imprezach targowych w Niemczech czy Szwecji.
Rynki wschodnie to teren, któremu powinniśmy poświęcić zdecydowanie więcej uwagi.Cały czas mówi Pani o tzw. starych krajach Unii Europejskiej. Tymczasem wiele polskich firm działa na rynkach ukraińskim czy rosyjskim. Czy samorząd regionalny nie wspiera tego kierunku? Rzeczywiście, najczęściej są to tzw. stare kraje europejskie. Na wschodnim kierunku dominuje Ukraina. Mamy tam dobrego partnera, ale jest to też zasługa wspomnianego programu polsko-amerykańsko-kanadyjsko-ukraińskiego. Sporo uwagi w ostatnim czasie poświęcamy Białorusi. Jest to bardzo interesujący teren, ale też bardzo trudny. Inicjatorem wyjazdów była Pomorska Izba Rzemieślnicza Małych i Średnich Przedsiębiorstw. W pewnym sensie owocem tych kontaktów jest niedawno zakończone polsko-białoruskie forum gospodarcze. Do Rosji w ostatnim czasie nie organizowaliśmy wyjazdów ani spotkań. Żywe kontakty były w połowie lat 90. i zdaje się, że w 2003 miało miejsce forum gospodarcze z dużym udziałem przedstawicieli rosyjskich. Duże firmy same szukają tam kontaktów. Nam zaś brakuje partnera, który pomagałby w poszukiwaniu tamtejszych przedsiębiorców. To nie jest łatwy rynek i dlatego małe i średnie firmy bez odpowiednich zabezpieczeń i gwarancji boją się tam wchodzić. Jest to teren, któremu powinniśmy poświęcić zdecydowanie więcej uwagi. Czy Ministerstwo Gospodarki chce dzielić się z samorządami kompetencjami oraz środkami, dzięki którym można zachęcać przedsiębiorców do większej aktywności na zagranicznych rynkach? Ministerstwo ma oczywiście program wsparcia eksportu i są to fundusze, o które mogą się ubiegać firmy. Można je otrzymać na misje lub jako dofinansowanie do prezentacji na imprezach targowych. Czasami pokazujemy firmom, na co naszym zdaniem warto zdobyć pieniądze. Problem jest taki sam od lat – zbyt duża biurokracja, zbyt wiele przeszkód. Poważnym mankamentem jest długi czas oczekiwania na zwrot pieniędzy. Dla małych i średnich przedsiębiorstw jest to poważny problem. Jeżeli premier wybiera się do Peru lub Chin, zwykle obok urzędników towarzyszą mu również przedsiębiorcy zainteresowani danym rynkiem. Tylko że tam jest miejsce wyłącznie dla największych. Rola samorządów przy organizowaniu misji powinna więc polegać m.in. na dbaniu o małe i średnie firmy. Czy ministerstwo to zauważa? Nie ma jednoznacznego wsparcia dla działań samorządów. Zwykle sami coś takiego organizujemy. Tak było rok temu – gdy marszałek, wraz z kilkoma prezydentami, pojechał do Chin; towarzyszyło im grono pomorskich przedsiębiorców. Dla krajów położonych na Wschodzie towarzystwo władz państwowych czy choćby regionalnych ma duże znaczenie. Jest to wskazanie, że taka firma ma pozycję, jest wiarygodna i warto z nią robić interesy. Widzieliśmy to choćby w Szanghaju. Między innymi dlatego takich wspólnych misji powinno być więcej. Czy prezydenci, burmistrzowie, starostowie próbują coś robić na własną rękę? Niektóre samorządy organizują samodzielnie misje czy też fora gospodarcze. Czasami dzieje się to z naszym udziałem, niekiedy zupełnie niezależnie. Wiele oczekuję po współpracy w ramach trójmiejskiej metropolii. Wspólne działania związane z promocją gospodarczą, wspólne pomysły oraz finansowanie pomogą nie tylko w ściąganiu oczekiwanego kapitału, ale również w zdobywaniu nowych rynków dla naszych przedsiębiorców. Dziękuję za rozmowę