Nasze paliwo jest nietypowe – jest to gaz z morza, tak zwany gaz odpadowy. Nam udało się doprowadzić ten gaz na ląd. I obecnie niemal wszystkie duże obiekty (jak choćby ośrodek olimpijski w Cetniewie) oraz wielu indywidualnych odbiorców korzysta z naszego ciepła. Oceniamy, że jest to 70–80% zapotrzebowania we Władysławowie.L.S.: Na waszej stronie internetowej można przeczytać, że elektrociepłownia jest unikalnym zakładem zarówno w Polsce, jak i w Europie. Na czym polega wyjątkowość tego systemu? E.K.: Nasze paliwo jest nietypowe. Jest to gaz z morza, tak zwany gaz odpadowy. Towarzyszy wydobyciu ropy naftowej i zazwyczaj jest spalany na platformach. Natomiast nam udało się doprowadzić ten gaz na ląd. Niemal wszystkie zakłady przemysłowe, duże obiekty, jak choćby ośrodek olimpijski w Cetniewie, a także wielu indywidualnych odbiorców, korzysta z naszego ciepła. Oceniamy, że jest to 70–80% zapotrzebowania we Władysławowie . L.S.: Czy tylko ciepło jest owocem bałtyckiego gazu? E.K.: Gaz płynący z platformy już na lądzie jest poddawany separacji. Ma nieco inny skład niż zwykły gaz ziemny. Jest tam więcej ciężkich węglowodorów. Produkujemy z niego LPG, który sprzedajemy jako autogaz, oraz kondensaty gazu naturalnego. Odbiorcą tego ostatniego jest grupa Lotos. Podstawowymi produktami są energia cieplna, która trafia do miasta, oraz energia elektryczna, która płynie do ogólnej sieci. L.S.: Jak duża jest produkcja? E.K.: To oczywiście zależy od ilości gazu, który otrzymujemy z platformy. Możemy wyprodukować rocznie 76 megawatów energii elektrycznej, około 160 tysięcy gigadżuli energii cieplnej, 16 tysięcy ton LPG (propan-butan) i około 2 tysięcy ton kondensatu gazu naturalnego. Jednak te wielkości są możliwe tylko wtedy, gdy otrzymujemy założone 100 tys. metrów sześciennych gazu na dobę. Niestety, obecnie jest to połowa tej wielkości. L.S.: Co jest przyczyną mniejszych dostaw surowca? E.K.: Zasoby w eksploatowanym złożu powoli się wyczerpują. To tzw. złoże schyłkowe, gdzie jest coraz mniej ropy i tym samym gazu. Jest już wprawdzie nowe złoże, ale gazu jeszcze z niego nie otrzymujemy. Trzeba między innymi położyć około 30 kilometrów rury, którą gaz mógłby popłynąć z nowych odwiertów do istniejącej platformy. L.S.: Na jak długo wystarczy ropy i gazu w złożu B3? Czy za rok mieszkańcy Władysławowa nie zostaną pozbawieni ogrzewania? E.K.: Nie. Ropy i gazu jest tam jeszcze na kilka lat. Następuje renowacja odwiertów, więc dostawy nie zostaną nagle odcięte, jak to było niedawno z rosyjskim gazem. Jak planuje Petrobaltic, w tym czasie zostanie uruchomione nowe i bardzo bogate złoże B8. Dzięki temu będziemy nadal ogrzewać Władysławowo, produkować energię elektryczną i autogaz. Zagrożeniem może być jedynie wstrzymanie wykonania tych planów. L.S.: Jeżeli zostanie uruchomiona dostawa z nowego złoża, to rozszerzycie grono odbiorców? Czy już mogą się do was zgłaszać inne nadmorskie miasta stawiające na turystykę, jak Jastarnia, Łeba czy Ustka? E.K.: Tak, będziemy mogli wówczas zwiększyć liczbę odbiorców, nawet tych dużych. Nie planujemy jednak rozszerzania działalności poza Władysławowo. Większe odległości to duże straty ciepła i jest to po prostu mało opłacalne. L.S.: Czy położenie kolejnej rury z gazem z platformy do któregoś z wymienionych miast również wykluczacie? E.K.: Jeżeli Petrobaltic przystąpi do eksploatacji kolejnych złóż i będą one również bogate w gaz, to oczywiście można wybudować podobny obiekt w innym mieście. Tyle że musi być wystarczająco dużo odbiorców, żeby inwestycja się opłaciła. Władysławowo jest największym miastem w tej części polskiego wybrzeża. Ma kilku dużych odbiorców ciepła i to znacząco wpłynęło na lokalizację zakładu. Oczywiście odległość od platformy wydobywczej też miała znaczenie, ale decyduje liczba i wielkość zapotrzebowania odbiorców. Jastarnia jest zbyt małym miastem, Łeba też ma mniej mieszkańców niż Władysławowo. L.S.: To wróćmy do wspomnianej wyjątkowości. Czy technologię przerobu musieliście sami opracować, czy takie rzeczy są dostępne na światowych rynkach? E.K.: Technologia została opracowana przez naszych inżynierów. Pionierstwo polega na systemie przesyłu gazu. Z platformy wydobywczej należy ten gaz przesłać na brzeg do zakładu przerabiającego rurociągiem o długości 80 kilometrów. Na platformie gaz zostaje osuszony i sprężony do prawie 130 barów. Gaz ma specyficzną konsystencję, bo nie jest ani płynem, ani ciałem lotnym. Mówimy na to „faza gęsta”. W tej postaci jest właśnie przesyłany na brzeg. Nasz system przesyłu zdobył wiele nagród, prezentowany był też w innych krajach. Cieszył się bardzo dużym zainteresowaniem na międzynarodowych targach ECOTECH w 2007 roku. Ten system działa naprawdę dobrze. Nie mamy żadnych problemów z przesyłem gazu.
Przy założeniu, że trafia do nas 100 tys. metrów sześciennych gazu na dobę, emisję CO2 obniżamy o 100 tys. ton rocznie. To odpowiada spalaniu tysięcy wagonów węgla mniej. W mieście zlikwidowano wiele kotłowni węglowych, a także kilka zasilanych olejem opałowym. Dziś jest tam dużo lepsze powietrze niż kilka lat temu.L.S.: Dla miasta, które w dużym stopniu żyje z turystyki, to bardzo korzystny system ogrzewania. Czy udało się oszacować, o ile mniej zanieczyszczeń przedostaje się do powietrza? E.K.: Przygotowując projekt, poprosiliśmy o pomoc instytucje, które wspierają inwestycje proekologiczne tego typu. Wspólnie szacowaliśmy, co możemy osiągnąć dzięki takiemu systemowi ogrzewania i produkcji energii elektrycznej. Zacznijmy od tego, że na platformie wydobywczej przestano spalać gaz. Po sprowadzeniu go na ląd przetwarzamy go i dzięki temu bardzo mocno obniżyliśmy tzw. niską emisję we Władysławowie. Przy założeniu, że trafia do nas 100 tys. metrów sześciennych gazu na dobę, emisję CO2 obniżamy o 100 tys. ton rocznie. To odpowiada spalaniu tysięcy wagonów węgla mniej. W mieście zlikwidowano wiele węglowych kotłowni i kilka zasilanych olejem opałowym. Pamiętajmy też, że w wielu kotłowniach domowych spalano nie tylko węgiel, ale i śmieci oraz niemal wszystko, co właścicielom wpadało w ręce. Dziś jest tu dużo lepsze powietrze niż kilka lat temu . L.S.: Efekt ekologiczny jest widoczny, ale czy jest to udane przedsięwzięcie biznesowe? E.K.: Dzięki korzyściom, jakie ma z takiego rozwiązania środowisko naturalne, uzyskaliśmy wsparcie różnych instytucji przy powstawaniu zakładu, między innymi preferencyjny kredyt z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Wsparła nas też dotacją fundacja Ekofundusz. L.S.: To wsparcie otrzymaliście na starcie. Czy teraz, spłacając kredyt, osiągacie zyski z „normalnej” działalności? E.K.: Tak, jest to opłacalne. Zarabiamy na czterech wspomnianych produktach. Chociaż warunkiem jest odpowiednia ilości otrzymywanego paliwa. Jedynym naszym surowcem jest gaz z dna morskiego. Jeżeli mamy tego gazu tyle, ile założyliśmy, zarabiamy na siebie i na spłatę kredytu. Jeżeli otrzymujemy go mniej, kurczą się zarobki i zaczynają problemy. L.S.: Skoro są korzyści, dlaczego nadal jest to jedyne takie przedsięwzięcie? Dlaczego nie są eksploatowane inne złoża i stamtąd nie ciągnie się gazu na brzeg? E.K.: Są na Bałtyku rozpoznane złoża ropy i gazu. Petrobaltic posiada na nie wyłączną koncesję. Jest więc szansa na wykorzystanie tej technologii. Już się sprawdziła i chętnie się podzielimy naszym doświadczeniem. L.S.: Czy inni mogliby również liczyć na podobne wsparcie instytucji finansujących ochronę środowiska? E.K.: Myślę, że tak. Nasze przedsięwzięcie było możliwe właśnie dzięki wsparciu Ekofunduszu i Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Bez ich pomocy nasz zakład nigdy by nie powstał, a wspomniane instytucje pomogły nam dlatego, że efekt ekologiczny jest tak znaczący. L.S.: Czy miejscowy samorząd też tak życzliwie podchodzi do takiego sposobu ogrzewania miasta? E.K.: Mogę powiedzieć, że współpraca z władzami Władysławowa układa się dobrze. L.S.: Dziękuję za rozmowę.
Pomorski Przegląd Gospodarczy
Instytut Badań nad Gospodarką Rynkową
ul. Do Studzienki 63
80-227 Gdańsk