W 1973 roku „Głos Wybrzeża” donosił: Na mapie energetycznej Polski zaznaczy się w najbliższym dziesięcioleciu nowe zagłębie. Nad Jeziorem Żarnowieckim, w północnych rejonach naszego województwa, powstaje już elektrownia szczytowo-pompowa, a za kilka lat rozpocznie się budowę pierwszej w kraju elektrowni atomowej. Wybrzeżowe zagłębie będzie więc symbolem tego, co najnowocześniejsze i najekonomiczniejsze w światowej energetyce. (…) W 1971 roku, kiedy ukonkretniła się wizja Polski przełomu XX i XXI wieku, podjęto decyzję o budowie pierwszej polskiej elektrowni atomowej. Uruchomienie jej przewidziano w początkach lat osiemdziesiątych. Do roku 2000 zamierza się wybudować kilka dalszych elektrowni tego typu . Dziennikarz piszący te słowa mógł nie wiedzieć do końca, o czym pisze. Mógł być też niepoprawnym optymistą albo wpisał się najzwyczajniej w rozpędzającą się w tamtym czasie gierkowską propagandę sukcesu, w której wizja przyszłości mogła być tylko imponująca.
Decyzję o budowie Elektrowni Jądrowej „Żarnowiec” podjęła Rada Ministrów 18 stycznia 1982 roku, miesiąc po wprowadzeniu stanu wojennego. Wiosną ruszyły pierwsze prace. Tej kolejnej socjalistycznej wielkiej budowie nie towarzyszyły jednak – w przeciwieństwie do poprzedniczek – entuzjastyczne nastroje. W okresie stanu wojennego schodziła ona na dalszy plan wydarzeń w Polsce. Działo się tak, mimo że było to przedsięwzięcie wyjątkowe nie tylko w skali regionu, ale i całego kraju. Obok pionierskiego charakteru budowy niespotykany był jej rozmach: obejmowała 180 ha (likwidacji uległa jedna wieś), pracowało przy niej blisko 5 tysięcy ludzi. Aby ułatwić im dojazd do pracy, na miejsce budowy doprowadzona została kolej elektryczna, a infrastrukturalnie włączone zostały wszystkie większe i mniejsze miejscowości w okolicy (Wejherowo, Lębork, Reda, Gniewino). W budowę elektrowni zaangażowanych było także około 70 polskich przedsiębiorstw. Zawarto również kontrakty z dziewięcioma zagranicznymi firmami. Przez ponad osiem lat budowy wzniesiono wiele obiektów: ośrodek radiometeorologiczny, budynek siłowni, hale do prefabrykatów betonowych, dworzec kolejowy, kompleks hotelowy, stołówkę. Reaktory dla elektrowni jednak nigdy nie dojechały.
Wielka katastrofa i obudzone społeczeństwo
Plany rysowane na początku lat 70. były nierealne już w momencie ich powstawania, a szybkość realizacji budowy nie pokrywała się z przewidywaną. W 1987 roku mówiono już o zastoju. Marne tempo prac nie było jedynym problemem, jaki dotknął tę inwestycję. 26 kwietnia 1986 roku w elektrowni atomowej im. W.I. Lenina w Czarnobylu miała miejsce katastrofa – doszło do wybuchu pary i wodoru, który zniszczył budynek reaktora. Radioaktywne chmury dotarły do niemal całej Europy. Od tego momentu Polacy zainteresowali się, co właściwie budowane jest nad brzegami Jeziora Żarnowieckiego. Z jednej strony można mówić o wzroście świadomości ekologicznej części społeczeństwa, z drugiej – o upowszechnianiu się najzwyczajniejszego strachu przed tą inwestycją.
Szczególną aktywność i zainteresowanie tematem wykazywali mieszkańcy Pomorza – w końcu to oni byliby pierwszymi ofiarami ewentualnej katastrofy. W tym kontekście warta wspomnienia jest działalność lokalnych środowisk naukowych i ekologicznych w końcu lat 80. Szczególnie aktywni na polu edukacyjnym byli członkowie organizacji Franciszkański Ruch Ekologiczny, prezentujący potencjalne zagrożenia związane z budowaną elektrownią. Obok nich aktywne było Gdańskie Forum Ekologiczne, które wraz z Gdańskim Towarzystwem Naukowym organizowało sesje naukowe poświęcone między innymi ekologicznym, gospodarczym i społecznym aspektom rozwoju energetyki jądrowej. Od 1988 roku Forum organizowało też publiczne akcje protestacyjne (demonstracje, wysyłanie listów, rozrzucanie ulotek), mające na celu zmuszenie władz do rezygnacji z kontynuowania budowy elektrowni w Żarnowcu i zaniechania rozwoju energetyki jądrowej w Polsce. Nie brakowało jednak w tym czasie głosów wskazujących na cywilizacyjną wręcz konieczność inwestowania w energię atomową.
Obie strony sporu – zwolennicy żarnowieckiej inwestycji i jej przeciwnicy – mieszali argumenty o charakterze merytorycznym z tymi, w których górę brały emocje i proste konstatacje. W jednym z artykułów publikowanych w tamtym czasie można przeczytać: Obawy społeczne przed energetyką jądrową (…) oparte są na skutkach katastrofy czarnobylskiej. Wszystkie inne awarie w swoich skutkach odbiegały od tego wydarzenia o kilkanaście rzędów wielkości. (…) Należy jednak z całą mocą podkreślić, że z uwagi na zasadnicze różnice konstrukcyjne i materiałowe przebieg jakiejkolwiek katastrofy w reaktorach WWER (jakie będą w Żarnowcu) nie może osiągnąć skutków awarii w reaktorze RBMK typu czarnobylskiego . Ten argument pojawiał się zresztą często w sporach o zasadność budowy elektrowni. W tej samej publikacji, w artykule reprezentującym odmienne stanowisko, pada zdecydowanie bardziej ogólna i jednoznaczna wypowiedź: Wiadomo już bezspornie, że energetyka jądrowa stanowi najgorsze zagrożenie dla gatunków zamieszkujących kulę ziemską . Nie miejsce tu oczywiście na analizę tych sporów, których charakter i argumenty ściśle związane były z tamtym „postczarnobylskim” czasem. Warto jednak podkreślić, że nie one miały decydujący wpływ na losy EJ „Żarnowiec”.
Wielka niewiadoma i przyczyny porażki
Do ukończenia budowy nie doszło, ponieważ spór o jej zasadność w PRL-u, jak i potem, w nowej Polsce, stał się elementem walki politycznej. Innymi słowy, nie przyczyny natury ekologicznej, lecz nastroje polityczno-społeczne wstrzymały budowę. Już w 1987 roku ówczesny minister ochrony środowiska i zasobów naturalnych Stefan Jarzębski narzekał na niesprzyjający klimat towarzyszący budowie, sugerując, że sprzeciw wobec elektrowni jądrowych to element naszej kultury politycznej. W tzw. środowisku dobrze jest widziane być przeciw. (…) Staliśmy się amoralni, egoistyczni i niestety często bezmyślni. Nie uświadamiamy sobie faktów. Przez wiele, wiele pokoleń będziemy korzystać z różnorodnych źródeł energii. Jednocześnie w coraz większym stopniu z elektrowni jądrowych. Nie jesteśmy w stanie, będąc w środku Europy, zahamować tego, co dokonało się już na świecie. To się po prostu nie uda . Dziejowa konieczność poległa jednak w starciu z polityką.
Nie przyczyny natury ekologicznej, lecz nastroje polityczno-społeczne wstrzymały budowę elektrowni jądrowej w Żarnowcu.
Do zamknięcia budowy przyczyniły się przede wszystkim protesty społeczne, i to te o charakterze tzw. akcji bezpośrednich. Przodowała w nich organizacja Wolność i Pokój. Choć nie można jej traktować jako klasycznego ruchu ekologicznego (ze względu na pierwotne cele był to ruch pacyfistyczny), to jednak cele ekologiczne obecne były w jej działalności od samego początku. Ponadto ważną cechą WiP, odróżniającą tę organizację od większości ruchów ekologicznych, był nielegalny i opozycyjny charakter prowadzonych przez nią akcji. W ten sposób protesty przeciw budowie „Żarnowca” stały się znakomitą okazją do aktywizacji różnych grup i organizacji opozycyjnych. Co więcej, w drugiej połowie lat 80., w obliczu zmian społeczno-politycznych, tego typu działania nadały faktyczne znaczenie całemu ruchowi ekologicznemu jako społecznemu ruchowi protestu .
Wiosną 1989 roku w Poznaniu odbył się zjazd WiP, podczas którego ogłoszono „ogólnopolską kampanię przeciwko energetyce jądrowej”. Jej głównym założeniem były akcje protestacyjne, organizowane w każdym mieście, w którym istniał ruch. I w tym wypadku Gdańsk okazał się ważnym miejscem tych protestów. W sumie w kwietniu i maju 1989 roku odbyło się kilka nielegalnych „marszów antyatomowych”, po których do rozmów z protestującymi przystąpili przedstawiciele Komitetu Wojewódzkiego PZPR. Ich efektem była publiczna debata zwolenników i przeciwników budowy elektrowni w Żarnowcu.
Po zmianie władzy w Polsce protesty przeciw energetyce jądrowej nie ustają, lecz ich punkt ciężkości przenosi się do Warszawy.
Po zmianie władzy w Polsce protesty przeciw energetyce jądrowej nie ustają, lecz ich punkt ciężkości przenosi się do Warszawy. Można powiedzieć wręcz, że zyskują na sile. W nowej rzeczywistości zaczyna się bowiem otwarcie i głośno dyskutować o wielu problemach – wśród nich o energetyce jądrowej. Protestujący przestają też obawiać się, że nowa władza użyje przeciw nim milicji. Solidarnościowy rząd, nie chcąc zaogniać sytuacji, odracza decyzję o przyszłości energetyki jądrowej. Mimo to protesty trwają: pikietowany jest port gdyński, do którego w listopadzie przybywa statek z elementami reaktora dla EJ „Żarnowiec”, podejmowane są głodówki protestacyjne, w Gdańsku postuluje się przeprowadzenie lokalnego referendum. Rząd w akcie bezradności zawiesza w grudniu budowę elektrowni na rok. Trzeba jednak pamiętać, że z powodu wielu rozpoczętych jeszcze w PRL-u inwestycji, których sfinansowanie przekraczało ówczesne możliwości państwa, definitywne zamknięcie budowy w Żarnowcu było tylko kwestią czasu. Przeprowadzono w tej sprawie lokalne referendum, które towarzyszyło pierwszym demokratycznym wyborom samorządowym 27 maja 1990 roku. Było ono nic nie wnoszącą formalnością. Wprawdzie większość głosujących (86,1%) opowiedziała się przeciw dalszej budowie, jednak referendum nie miało mocy wiążącej, gdyż zanotowano zbyt małą frekwencję (44,3%). Ostateczna decyzja rządu Mazowieckiego nastąpiła trzy miesiące później. Społeczny opór i wysokie koszty inwestycji spowodowały, że 4 września 1990 roku Rada Ministrów podjęła decyzję o zaniechaniu budowy Elektrowni Jądrowej „Żarnowiec” .