Categories
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Czy globalne aspiracje firm odmienią uczelnie?

Artur Waliszewski

dyrektor Google Polska & CEE

Rozmowę prowadzi Leszek Szmidtke – dziennikarz „Pomorskiego Przeglądu Gospodarczego” i Radia Gdańsk

Leszek Szmidtke: Jakich absolwentów szkół wyższych będzie potrzebowała gospodarka przy postępującej cyfryzacji i wirtualizacji?

Artur Waliszewski: Świat bardzo przyspieszył, więc jeszcze bardziej niż do tej pory potrzebujemy ludzi potrafiących szybko przystosować się do nowych wyzwań. Muszą być wszechstronnie wykształceni i elastyczni, ale też muszą umieć analizować oraz wyciągać wnioski z tego, co dzieje się dookoła. Nieprzywiązywanie się do wyuczonych schematów, ale analizowanie sytuacji i adaptowanie się do nowych okoliczności – to są najbardziej pożądane cechy. A ponieważ nie zanosi się na zmianę tego trendu, to będą one nabierały coraz większego znaczenia. Pokolenie dzisiejszych trzydziestolatków nabyte do tej pory wiedzę i umiejętności za 15 lat będzie musiało wręcz „wyrzucić do kosza”. Trzeba będzie cały czas uaktualniać jedno i drugie.

L.S.: Co w takim razie powinny zrobić uczelnie, żeby kształcić takich ludzi?

A.W.: Jestem fanem przedmiotów ścisłych oraz ludzi, którzy wynoszą z uczelni umiejętności analizowania danych, sytuacji, wyciągania wniosków. Dlatego matematyka, logika czy inne przedmioty, wymuszające rzetelne podchodzenie do rzeczywistości, będą bardzo potrzebne i na to powinniśmy stawiać.

Osoby trafiające do Google, niekoniecznie są reprezentatywne dla naszego systemu edukacji. Posiadaną wiedzę i umiejętności zdobyli dzięki swojemu zapałowi, pracowitości, pomysłowości, często wychodząc poza ramy oferowane w naszych szkołach i uczelniach.

L.S.: Absolwenci, którzy trafiają do Google spełniają takie oczekiwania?

A.W.: Tak, ale w czasie rekrutacji przechodzą oni bardzo skrupulatną weryfikację i trafiają do nas już głównie wybitne jednostki. Te osoby nie są reprezentatywne dla naszego systemu edukacji. Posiadaną wiedzę i umiejętności zdobyli dzięki swojemu zapałowi, pracowitości, pomysłowości, często wychodząc poza ramy oferowane w naszych szkołach i uczelniach. Zatrudniając ludzi do biznesowej gałęzi naszej firmy, zwracamy uwagę głównie na ich potencjał intelektualny: zdolność do analizowania, szukania rozwiązań, logicznego myślenia, a trochę mniej na ściśle zawodowe doświadczenia, które zdobywa się, pracując w różnych firmach.

L.S.: Czy przyjmując studentów na praktyki, zauważacie różnicę w posiadanej wiedzy, umiejętnościach czy właśnie w wymienionych przez Pana predyspozycjach między słuchaczami uczelni publicznych i prywatnych?

A.W.: Starannie obserwujemy rynek uczelni w Polsce i wiemy, gdzie szukać pracowników. Niestety, nie jest on tak dobrze opomiarowany jak w innych krajach. Nie bez znaczenia jest krótsza historia tego rynku czy też mniejsza mobilność Polaków. W naszym kraju najbardziej elitarne, reprezentujące najwyższy poziom szkoły wyższe są uczelniami publicznymi. Nie należą one jednak do światowej czołówki: Uniwersytet Jagielloński i Uniwersytet Warszawski w światowych rankingach lokują się w czwartej setce zestawienia. Poza tym, my nie zatrudniamy w Polsce na tyle wielu ludzi, aby na przykładzie naszej firmy pokusić się o daleko idące wnioski, dotyczące jakości i profilu kształcenia na poszczególnych uniwersytetach.

Jestem przekonany, że gospodarka jest w stanie wchłonąć większe ilości dobrze przygotowanych absolwentów wyższych uczelni. Szczególnie ta jej część, która musi konkurować na globalnych rynkach, potrzebuje znakomitych pracowników. Takich ludzi jest jednak stanowczo za mało.

L.S.: Pracodawcy w Polsce narzekają jednak na niedostosowanie wykształcenia absolwentów uczelni do ich potrzeb. Równocześnie ze środowiska naukowego słychać pytanie: czy nasza gospodarka w ogóle jest przygotowana na przyjęcie wysoko wykwalifikowanych pracowników?

A.W.: Nie jest nam łatwo znaleźć pracownika, odpowiadającego naszym potrzebom. Mamy wysokie wymagania i z setki, zgłaszających się do nas ponadprzeciętnych kandydatów, wybieramy jednego. Gdyby na rynku było, na przykład, więcej dobrych programistów, to pewnie znaleźliby u nas zatrudnienie. Dlatego jestem przekonany, że gospodarka jest w stanie wchłonąć większe ilości dobrze przygotowanych absolwentów wyższych uczelni. Szczególnie ta jej część, która musi konkurować na globalnych rynkach, potrzebuje znakomitych pracowników. Takich ludzi jest jednak stanowczo za mało.

L.S.: Pracodawcy mają swoje preferencje i wymieniają kierunki studiów, które ich zdaniem są potrzebne i te, które są zbędne. Przede wszystkim potrzebni są inżynierowie. Tymczasem np. sukces produktów Apple jest bardziej zasługą psychologów, architektów i designerów niż programistów.

A.W.: Apple nie jest wyjątkiem. Nie ma większego znaczenia czy są to bardziej informatycy, czy też psychologowie. Decydujące znaczenie ma umiejętność wyciągania rzetelnych wniosków i proponowanie skutecznych rozwiązań. Zwykle takie cechy przypisuje się absolwentom kierunków ścisłych, ale to nie jest reguła. W takiej firmie jak Apple musi pracować ktoś „z wizją”. Jednak później tę wizję trzeba przekuć w produkt, który będzie się podobał ludziom i który po prostu będzie chętnie kupowany. Dlatego potrzebny jest projektant, który potrafi analizować rynkowe trendy, potrafi słuchać tego, co mówią ludzie, wyciągać z tego wnioski i proponować innowacyjne rozwiązania i urządzenia, które konkretna osoba będzie chciała kupić. Oczywiście, takich klientów musi być dostatecznie dużo, żeby ów produkt odniósł na rynku sukces.

L.S.: Dziś np. samochody technologicznie i jakościowo prezentują tak zbliżony poziom i tak podobne rozwiązania, że czym innym trzeba zachęcić do ich kupna. Czy tutaj jest miejsce na oryginalny, urzekający pomysł?

A.W.: Artysta, który zaprezentuje swoją wizję, ma szansę na sukces, ale większe prawdopodobieństwo powodzenia będzie miał człowiek lub zespół artystyczno – analityczny, który mając trzy hipotezy wybierze pomysł z jednej strony podobający się ludziom – do tego potrzebna jest jednak analiza rynku – a z drugiej strony taki, który będzie też kształtował gusta konsumentów. Udany produkt najczęściej jest wynikiem połączenia kilku czynników: pewnej artystycznej wizji, umiejętności odczytania potrzeb przyszłych klientów, użytkowości produktu i sformułowania przekazu, który uświadomi ludziom, że nawet jeżeli wcześniej o tym nie wiedzieli, to właśnie tego potrzebują. W Google wierzymy w potęgę ciągłych eksperymentów i ciągłych zmian, dochodzenia do celu w wielu drobnych krokach, ale z weryfikacją efektów po każdym z nich.

L.S.: W dyskusji o kształcie polskiego szkolnictwa wyższego znajduje Pan te elementy, których potrzebują takie firmy jak Google?

A.W.: Częściowo tak, bo problem tkwi w tym, że dość słabo układa się współpraca na linii biznes­-polskie uczelnie. Kiedy obie strony się tego nauczą, nastąpi sprawniejsze weryfikowanie pomysłów i koncepcji naukowych. Następnym krokiem będzie przekazywanie studentom wiedzy, płynącej z tej kooperacji. Bez współpracy tych środowisk takie firmy jak nasza będą miały problemy ze znalezieniem odpowiednich pracowników.

L.S.: Ale tu jest miejsce dla biznesu, żeby jego przedstawiciele zaangażowali się na przykład w tworzenie programów.

A.W.: Google ma bardzo szeroki program współpracy z uczelniami i to na wielu płaszczyznach. Na dużo skalę dzieje się to w USA, na mniejszą w Polsce. Nasza firma powstała przecież na uniwersytecie, co więcej – ta uczelnia nadal jest naszym udziałowcem.

L.S.: Czy w globalnej firmie, jaką jest Google, jest miejsce na pomysły powstające w polskich uczelniach?

A.W.: Naszą filozofią jest tworzenie produktów, które mają charakter uniwersalny. Chcąc tworzyć takie rzeczy, musimy mieć w zespole ludzi z różnych części świata, różnych kultur i różnych poglądów. Tylko w ten sposób można zrozumieć lokalne uwarunkowania niezbędne przy tworzeniu rozwiązań wszędzie działających. Dlatego między innymi nasze produkty powstają w różnych miejscach.

Przede wszystkim, żeby tworzyć globalny produkt – trzeba mieć globalną perspektywę. Podobnie wykształceni, podobnie uzdolnieni młodzi ludzie w Dolinie Krzemowej mają nad polskimi studentami olbrzymią przewagę, dzięki „zanurzeniu” w specyficznym środowisku tego miejsca.

L.S.: Czy polscy studenci, w polskim garażu mogą stworzyć produkt, który zainteresuje Google?

A.W.: Wprawdzie nie ma żadnych przeszkód, ale w praktyce nie będzie to łatwe. Przede wszystkim, żeby tworzyć globalny produkt – trzeba mieć globalną perspektywę. Jeżeli polscy studenci nie będą włączeni w światowy obieg informacji, nie będą spotykać się z ludźmi, z ich różnymi doświadczeniami i nie będą czerpać z tego inspiracji, to ustawią się na nieuprzywilejowanej pozycji. Podobnie wykształceni, podobnie uzdolnieni młodzi ludzie w Dolinie Krzemowej mają nad polskimi studentami olbrzymią przewagę, właśnie dzięki „zanurzeniu” w specyficznym środowisku tego miejsca. Będąc tam i mając pomysł, można na jednej z wielu konferencji spotkać doświadczonego inwestora, który szybko potrafi ocenić wartość takiego pomysłu. Jeżeli uda się go przekonać do swojej idei, to można rozpocząć jej wdrażanie niemal następnego dnia. W Polsce też można przejść taką drogę, ale jest to dużo trudniejsze.

Kluczem jest postawa – firmy muszą mieć globalne aspiracje. Kiedy znajdą taką motywację, to pojawi się też „ssanie” skierowane na współpracę z uczelniami. Jeżeli chcemy ten proces przyśpieszyć musimy się zastanowić czy bardziej potrzebne nam są autostrady, czy światłowody?

L.S.: Mało odkrywcze pytanie, ale co zrobić, żeby nasze uczelnie i biznes wypracowały podobne rozwiązania?

A.W.: Czy biznesmen, który chce robić globalne produkty będzie szukał do współpracy uczelni w pierwszej czy czwartej setce rankingów? Wprawdzie mamy wybitnych naukowców i zdolne zespoły, ale są to nie czyniące wiosny jaskółki. Na amerykańskich uczelniach panuje ogromna konkurencja wśród naukowców. Polskie szkoły wyższe są tego pozbawione, a dla gospodarki jest to czynnik mający ogromne znaczenie. Potrzebujemy też czasu na wypracowanie rozwiązań, które skłonią nasze uczelnie do otwarcia się na świat i globalnego konkurowania. Inna sprawa, że mamy krótki staż w gospodarce rynkowej. Nasi przedsiębiorcy zbyt długo ograniczali się do krajowego rynku i dopiero teraz wkraczają na szerokie wody rynków międzynarodowych. Kluczem jest postawa – firmy muszą mieć globalne aspiracje. Kiedy już znajdą taką motywację, to pojawi się też „ssanie” skierowane na współpracę z uczelniami. Jeżeli chcemy ten proces przyśpieszyć, musimy się zastanowić czy bardziej potrzebne są nam autostrady, czy też światłowody?

ppg-4-2012_globalne_aspiracje

O autorze:

Artur Waliszewski

Artur Waliszewski pracuje na stanowisku Regional Business Director w Google Polska & CEE. Od 2006 roku odpowiedzialny za określanie i wdrażanie strategii rozwoju działalności biznesowej Google w Polsce, w ostatnich latach także w kolejnych krajach Europy Środkowo­-Wschodniej. Jako dyrektor regionalny zarządza obecnie działalnością biznesową Google w kilkunastu krajach. Wcześniej należał do grupy tworzącej największą polską firmę internetową Onet.pl; w 1996 roku został jednym z jej pierwszych pracowników, a przez ostatnie 4 lata pracy w Onet.pl był członkiem zarządu i dyrektorem portalu. Jest absolwentem Wydziału Zarządzania i Marketingu Akademii Ekonomicznej w Krakowie.

Dodaj komentarz

Skip to content