Categories
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Złym i średnim nauczycielom dziękujemy

Jan Kozłowski

marszałek województwa pomorskiego

O wadach, silnych stronach i perspektywach pomorskiego systemu edukacji z Janem Kozłowskim , marszałkiem województwa pomorskiego, rozmawia Dawid Piwowarczyk.

– Panie Marszałku, jak Pan ocenia stan edukacji na terenie Pomorza?

– Posłużę się tutaj wynikami tegorocznych egzaminów maturalnych. Wprawdzie był to pierwszy rok nowego egzaminu maturalnego i można mieć jeszcze zastrzeżenia do pewnych jego rozwiązań, ale jest to dla nas duży sygnał ostrzegawczy. To pierwszy ranking, w którym nasze województwo znalazło się na przedostatnim miejscu w skali kraju. W żadnym innym rankingu województw tak źle nie wypadliśmy. Zaniepokoiło mnie to do tego stopnia, że zorganizowałem spotkanie rektorów pomorskich uczelni, kuratora i dyrektorów szkół średnich. Wyraziłem tym samym swój niepokój. Edukacja to rzecz najważniejsza dla nas, dla Pomorza, dla jego rozwoju. W nowej strategii rozwoju cały czas podkreślamy, że stawiamy na rozwój społeczeństwa oparty na wiedzy. Rozwój gospodarki musi być oparty na wiedzy. A tu okazuje się, że założenia sobie, a praktyka idzie w drugą stronę.

– Wyniki pokazały duże rozwarstwienie. Kilka bardzo dobrych ośrodków. Niemała grupa z wynikami bardzo złymi i grono średniaków…

– Złe wyniki dotyczyły głównie liceów profilowanych. Dla mnie to jest poważne pytanie, jak to się dzieje, że w województwie, w którym istnieją takie perełki jak III LO w Gdańsku i Gdyni, jest taka przepaść. W tych elitarnych, w których odbywają się matury międzynarodowe, uczą się laureaci olimpiad, była stuprocentowa zdawalność, a z drugiej strony są takie licea, gdzie zdawalność wynosi nieco ponad połowę. Oczywiście, jest to po części efekt tego, że najlepsze licea przyciągają najlepszych gimnazjalistów, proponują im ciekawe nauczanie na wysokim poziomie i w konsekwencji mają najlepszych absolwentów. Ale wydaje mi się, że każdej placówce powinno zależeć na dobrych wynikach.

– Z czego wynika więc tak nieciekawy obraz edukacyjnej mapy województwa?

– Widzę tu jednak duży marazm. Za mała jest aktywność kuratorów i dyrektorów. Powinniśmy powielać dobre wzorce. Za mała jest szczególnie rola i aktywność tych drugich. To oni powinni tak kształtować politykę, by móc korzystać z najlepszej kadry. Oczywiście ogranicza ich tutaj Karta Nauczyciela. Trzeba mieć świadomość, że urzędnik może być średni, a nauczyciel nie. Musi być bardzo dobry. Ze względu na nasze ogólne dobro nie możemy sobie pozwolić na to, by nasze dzieci uczyli, budowali podwaliny rozwoju nauczyciele źli i przeciętni. Trzeba postawić sprawę bardzo brutalnie. Zbyt wiele tutaj można zepsuć. Tymczasem selekcja do zawodu nauczyciela była przez lata bardzo zaniedbywana. To brzmi brutalnie i nie dotyczy wszystkich, ale na kierunki pedagogiczne szły osoby, które nie dostały się na „lepsze” kierunki – na politechnice, Akademii Medycznej czy uniwersytecie. Teraz musimy zadbać o to, żeby nauczycielami zostawali najlepsi, bo po pierwsze tylko najlepsi mogą się poznać na talentach uczniów. Po drugie – tylko tacy pedagodzy są w stanie rozpalić w swoich uczniach pasje. A ja twierdzę, że nie trzeba być dobrym we wszystkim. To właśnie osoby z wizją, pasją, i to często w bardzo wąskiej dziedzinie, są nośnikami postępu i rozwoju.

– Ale jednym z głównych zarzutów pod adresem nowej matury jest to, że ona stawia właśnie na przeciętność. Osoby wybitne, z pasjami, taki system oceny w pewien sposób nawet „dyskryminuje”. Premiowane jest dopasowanie do systemu, znajomość przeciętnego zunifikowanego kanonu wiedzy. W nowej maturze nie ma miejsce na pasje czy wyjątkowość.

– To prawda. Dlatego uważam, że system powinien iść w kierunku systemów zachodnioeuropejskich. Na przykład mówi się – musisz mieć sto punktów. Ale to od ciebie zależy, w jaki sposób je zdobędziesz. Możesz to zebrać w jednym przedmiocie, bo masz taką pasję i wielką wiedzę, albo też jesteś średni i gromadzisz punkty po trochu z każdej dziedziny. Ale by nie zabijać w młodych ludziach ich naturalnej ciekawości świata, ich pasji – nauczyciele powinni się wywodzić z najlepszych. Tylko pasjonat może odnaleźć i wyzwolić pasję.

– I tylko pasjonat może pracować jako nauczyciel…

– Do tego zmierzam. W ślad za tym powinien iść ekwiwalent finansowy. Bardzo dobrzy nauczyciele powinni zarabiać bardzo dobrze. A średnich nauczycieli nie powinno być. Myślę więc, że trzeba popatrzeć na system. Tak, by trafiali tu najlepsi i by byli dobrze opłacani. A rola dyrektora powinna polegać na tym, że ma dobierać najlepszą kadrę. Jego rolą nie powinno być – tak jak to jest obecnie – sugerować się innymi czynnikami: Kartą Nauczyciela, kwestiami socjalnymi. Szkoła nie może być dla nauczycieli, ale musi być dla nauki i uczniów. Dyrektor powinien odpowiadać za to, że ma najlepszy zestaw nauczycieli. A wtedy pozostaje już tylko kwestia relacji nauczyciel-uczeń.

– Nie wszyscy jednak muszą iść na studia, robić karierę naukową. Większości potrzebna jest po prostu niezła edukacja, która wprowadzi ich w dorosłe życie.

– Zdaję sobie sprawę, że i w edukacji potwierdza się krzywa Gaussa. Mało superzdolnych, niewielka grupa niezdolnych i największa tych średniaków. Ale chodzi o to, żeby rosła ta średnia. Czyli dążymy do tego, by z roku na rok rosły możliwości absolwentów. By pojęcie dobrej średniej co roku oznaczało wyższy poziom edukacji. To jest to, na co powinniśmy stawiać. Wiedza jest największym, niewyczerpalnym kapitałem. Przykłady Irlandii, Finlandii pokazują, że kraje nieposiadające zasobów naturalnych są w stanie mieć najnowsze technologie. Że to wiedza sprawia, że takie kraje zaczynają dominować. Ja bym postawił na podobne działania na Pomorzu.

– Z tego płyną nieciekawe wnioski, że nie ma co liczyć na szybką i spektakularną poprawę…

– Edukacja to proces rozłożony na lata, żeby nie rzec górnolotnie na całe życie. Dlatego i proces optymalizacji systemu edukacji z natury rzeczy musi być rozłożony na lata. Najważniejsze jednak jest to, by zdiagnozować jego słabe strony i jak najszybciej zacząć działać w celu ich eliminacji. Chętnie, jako gospodarz województwa, któremu na sercu leżą dobro i rozwój, postaram się w ten proces jak najmocniej włączyć. Jestem gotowy fundować nagrody dla najlepszych nauczycieli. Dla tych, którzy będą mieli wyniki, na przykład w postaci laureatów olimpiad. Ja wiem, że to wymaga poświęcenia, że tego nie da się osiągnąć w czasie osiemnastogodzinnego pensum. Taki pedagog musi poświecić swój prywatny czas.

– Motywować można też samych młodych ludzi.

– Od 2002 roku fundujemy stypendia dla uczniów i studentów i planujemy, że będzie ich coraz więcej. Bo w przygotowywanym programie operacyjnym, który jest dokumentem opisującym zakładaną alokacje środków unijnych w latach 2007-2013, znacząco zwiększamy kwotę przeznaczoną na stypendia. I to nie tylko na stypendia socjalne, lecz także naukowe czy motywacyjne. Na ten okres planujemy kwotę około czterdziestu milionów euro. Są to więc poważne kwoty. Nigdy jeszcze nie przekazywaliśmy tak dużych środków finansowych na edukację. Dzięki temu będzie można objąć wsparciem dużą grupę młodzieży. Stwarza to szansę, że województwo pomorskie przestanie być czerwoną latarnią, a stanie się awangardą w skali kraju.

– Czy nie obawia się Pan, że pieniądze pójdą do najlepszych i tylko pogłębią przepaść pomiędzy najlepszymi a resztą?

– Nie. Staramy się tak zbudować system, by sprzyjał wyrównywaniu szans. Będą stypendia socjalne i motywacyjne. Te pierwsze będą adresowane głównie do młodych ludzi z terenów wiejskich i zmarginalizowanych. Niektóre dzielnice Gdańska i Gdyni nie są pod względem poziomu edukacji lepsze niż zaniedbane czy zapomniane popegeerowskie rejony województwa – i to dla nich przeznaczane będą stypendia socjalne, które pozwolą im mieć szansę. Ci, którzy będą chcieli, będą się mogli wyrwać z kręgu beznadziei i marazmu, w którym obecnie są zanurzeni. I dodatkowo będą stypendia naukowe, motywacyjne, które trafią do wszystkich, którzy będą się w stanie wykazać ponadprzeciętnymi wynikami.

– Pieniądze to chyba jednak nie wszystko?

– Tak, równie ważni są ludzie, i to nie tylko nauczyciele. Ktoś musi zacząć też dbać o tę młodzież. Na inauguracji roku akademickiego na Politechnice Gdańskiej rektor uczelni, profesor Janusz Rachoń, cytował za panią Ewą Milewicz przykład, jak to w małej wiosce, w której znalazła się osoba zatroskana losem i przyszłością tamtejszej młodzieży, obecnie jest trzydziestu pięciu studentów. Dzisiaj są takie czasy i możliwości, że gdy młodzi zainwestują i skorzystają, a jeszcze ktoś ich w tych działaniach wspomoże, to mają szansę wejścia na inny poziom, mogą się wyrwać z kręgu niemocy. Tworzymy system, który tak jak w Unii wyrównuje szanse.

– Wracamy do pracy od podstaw?

– Tak. Oczywiście nie wszyscy będą studentami. Ale wszyscy z potencjałem muszą mieć szansę.

– Patrząc na szkolnictwo wyższe, czy mamy wystarczający potencjał?

– Nie można skwitować tego jednym zdaniem. Są różne uczelnie, gorsze i lepsze wydziały. Trudno mi się odnieść do nauk humanistycznych. Ale zgadzam się z rektorem Rachoniem, że trzeba się zastanowić nad sposobami oceny. Może warto odejść od archaicznych metod oceny, takich jak na przykład publikacje, i pójść w kierunku nowoczesnym – na przykład patentów. Czyli oceniania w oparciu o pewien konkret – o weryfikację rynkową. Nauka nie może być sztuką dla sztuki, musi udowodnić swoją wartość, przydatność dla społeczeństwa. Czy to, co oferuje, jest potrzebne i przydatne, czy tylko służy samym twórcom.

– Czy jest szansa? Jeżeli popatrzeć na najlepsze szkoły wyższe – na Stany Zjednoczone, Europę Zachodnią – to tam uczelnie nie tylko kształcą. Są częścią społeczeństwa, gospodarki. Często ponad połowa budżetu to środki z sektora prywatnego, który finansuje badania, stając się też naturalnym miejscem kariery dla absolwentów tych instytucji.

– To jest pięta achillesowa. Nasze szkolnictwo nie jest jeszcze w pełni gotowe i nie czuje często potrzeby silniejszego wtopienia się w gospodarkę. Duża część świata naukowego obraża się, traktuje naukę jako sacrum, które nawet nie powinno się komunikować i współdziałać z codziennym profanum. Ale my już wiemy, że to zły kierunek, droga donikąd. Samorząd województwa stara się trochę w to włączyć i pobudzać pozytywne trendy. W ubiegłym roku powstała Regionalna Strategia Innowacji, przygotowana przez konsorcjum pomorskich uczelni i instytutów naukowych, którego liderem jest Politechnika Gdańska. Teraz trwa okres wdrożeń. Efektem tych prac jest na przykład powołanie Parku Technologicznego w Gdańsku przy ulicy Trzy Lipy. To początek drogi. Musimy doprowadzić do pewnej komercjalizacji. Nauka powinna coś proponować biznesowi, a biznes być tym zainteresowany. Biznes kupi patent, gdy będzie widział praktyczne możliwości wdrożenia i sprzedaży wynalazku. Na tym polega rola nauki, żeby mu takie rozwiązania zaproponować.

– Czy to nie tak, że projekty są, ale zapomina się w nich o studentach, o ich potencjale?

– W tym kierunku też są prowadzone działania. Powstała wirtualna firma do nauki biznesu dla studentów Politechniki Gdańskiej, podobna instytucja funkcjonuje również na Uniwersytecie Gdańskim. Uważam, że na ostatnich latach studiów powinien być prowadzony przedmiot „nauka biznesu”. I to tutaj student powinien się dowiedzieć, jakie ma możliwości, skąd może pozyskać kapitał na założenie własnego biznesu. Tworzymy też mechanizmy sprzyjające aktywności biznesowej mieszkańców Pomorza. Powstały Pomorski Fundusz Poręczeń Kredytowych i Fundusz Pożyczkowy. Są też fundusze unijne dla przedsiębiorców, którymi dysponuje Agencja Rozwoju Pomorza. Tak więc coraz lepiej funkcjonuje ramię finansowe. Myślę, że teraz większy nacisk należy położyć na to, by studentów ośmielić, zachęcić do aktywności i zakładania firm. Gdy pytałem ostatnio osobę od lat zajmującą się badaniem kwestii aktywności młodych ludzi, co jest najważniejsze, ten człowiek powiedział „Głowa. Potrzebna jest myśl i chęć”.

– Ale gdy student w Stanach Zjednoczonych kończy studia, to niejako jest skazany na firmy okołouniwersyteckie lub założenie własnej. Ale tam system promuje aktywność i perspektywa porażki go nie paraliżuje. Bo gdy nie odniesie sukcesu, to i tak ma wiedzę, a porażka nie ciągnie się za nim całe życie. A w drodze do sukcesu cały czas jest wspomagany, może liczyć na grono doradców, na inkubatory, w których może prowadzić działalność na preferencyjnych warunkach. W Polsce takich zachęt i takiej swobody nie ma …

– Te mechanizmy wsparcia muszą powstać i powstaną. Mamy już pierwsze jaskółki, na przykład. Park Technologiczny w Gdyni, w którym pomaga się zakładać nowe firmy. My musimy iść tym szlakiem, który już dawno za Zachodzie został przetarty i świetnie funkcjonuje. Zgadzam się z wizją profesora Rachonia, że docelowo dwadzieścia procent absolwentów musi mieć własne firmy i zatrudniać innych, trzydzieści procent funkcjonować na zasadach samozatrudnienia, a tylko pięćdziesiąt procent być pracownikami najemnymi. To jest dobry kierunek i wcześniej czy później osiągniemy takie zdrowe proporcje.

– A czy najlepszym wyznacznikiem marazmu edukacyjnego naszego regionu nie jest brak inwestorów zainteresowanych lokowaniem w naszym regionie inwestycji bazujących na wiedzy?

– Myślę, że to może być jedna z przyczyn. Ale jest też kwestia lokalizacyjna. Wrocław, Kraków, Poznań wygrywają z nami swoim bardziej centralnym położeniem.

– Czy taki argument nie jest swego rodzaju próbą usprawiedliwienia pewnej nieudolności i braków w zakresie potencjału? Gdyby bazowało się na kryteriach geograficznych, nikt by nie dał żadnych szans na sukces Dolinie Krzemowej. Dookoła pustynia, nieprzychylny klimat, strefa sejsmiczna, oddalenie od dużych ośrodków naukowych. A tymczasem w krótkim okresie wyrosła tam największą i najbardziej zaawansowana strefa naukowo-innowacyjna na świecie.

– Tak, ale potrzebne są silna jednostka i wizja, wokół której buduje się coś nowego. Myślę, że mamy w Pomorskiem takie zarodki, które mogą wykiełkować i przynieść dobre efekty. Za najbardziej perspektywiczne uważam tereny wokół lotniska w Rębiechowie wraz z kilkoma działającymi już firmami w zakresie nowych technologii. Myślę, że będzie następował dalszy postęp i lokowanie nowych przedsięwzięć. Wiem, że jesteśmy na początku drogi. Tutaj musi być wiele działań wielokierunkowych. Mamy jednak dobry potencjał. Działają takie firmy jak Prokom, Intel, Flextronics International czy Jabil, więc są dobre przykłady. Trzeba zachęcać młodych ludzi i dawać im instrumenty. To młode pokolenie będzie bardziej aktywne i musi odnieść sukces.

– A system edukacji będzie im pomagał czy przeszkadzał?

– Mam świadomość, że teraz jest przepaść. Tutaj musi być ciągłość pewnej wizji kształcenia młodego człowieka, rozpoczynając od szkoły podstawowej. Byłem ostatnio w Sheffield. I zauważyłem ciekawe tendencje, całkiem inne niż w Polsce i na Pomorzu. U nas każda szkoła ma lub chce posiadać własne centrum komputerowe, a tam, w pięćsettysięcznym mieście, zbudowano pięć centrów e-learningu, wyposażonych w nowoczesny sprzęt. Szkoły przyjeżdżają na godzinę dziennie i to z siedmio-, ośmiolatkami, natomiast już jedenasto-, dwunastolatki zaczynają prace nad projektami. Widziałem na przykład. prace nad kwestią samooceny. Nauka w zespole i grupie – jest problem i jak go rozwiązać? Uczy to tych młodych ludzi od najmłodszych lat radzenia sobie z problemami, uczy współzawodnictwa, ale i współdziałania w grupie. I chcemy ten system z Sheffield kupić i od 2007 roku dzięki środkom unijnym wdrażać u nas.

– Czy tylko Gdańsk?

– Chcę wysłać ludzi, żeby się zapoznali i zastanowili, jak przenieść ten system na nasz grunt. I nie tylko Trójmiasta, lecz także mniejszych ośrodków. Uważam, że wystarczy jeden ośrodek w powiecie. Silne i dobrze wyposażone centra mają szanse stać się takimi wylęgarniami przyszłych talentów i geniuszy.

– Kwestia języków. Mimo że port, że Pomorze to okno całego kraju na świat, to nie ma tutaj motywacji. Nie uczymy się języków sąsiadów.

– Podstawowy jest angielski. Myślę, że w zakresie nauki tego języka jest coraz lepiej. Z pokolenia na pokolenie umiemy i wiemy coraz więcej i lepiej. Zawsze podkreślam i mówię młodym ludziom, z którymi mam kontakt: „nieważne, czy będziesz szewcem, czy naukowcem – znajomość języków obcych zawsze Ci się przyda”. Namawiam do nauki języków sąsiedzkich. Ale podstawą jest angielski, bo przykładowo osiemdziesiąt procent Skandynawów zna ten język. Na razie wystarczy nam osiągnąć ten poziom.

– Konkludując: jaki jest obraz pomorskiej edukacji?

– Celowo przejaskrawiłem. Ale te wyniki matur nami wstrząsnęły. Ale dla porównania: średnia osób z wyższym wykształceniem w województwie wynosi tylko jedenaście procent, to wskaźnik dwa razy mniejszy niż w Europie. Tymczasem dwadzieścia pięć tysięcy młodych ludzi co roku odchodzi z kwitkiem z Uniwersytetu Gdańskiego. To trzeba zmienić, postawić na rozbudowę i rozwój edukacji. Większy nacisk należy położyć na nauki ścisłe i inżynieryjne. Mamy przykłady, że przyjeżdża inwestor i pyta, ilu może zatrudnić inżynierów. Pod tym względem nie prezentujemy się jako region najlepiej. Dlatego w stypendiach chcemy premiować nauki ścisłe. Obecnie mamy tutaj niewielu chętnych. Myślę, że to wszystko przyniesie pozytywny skutek i edukacja będzie jednym z motorów rozwoju regionu. A należy pamiętać, że wykształcenie to nie tylko wyższy poziom rozwoju ekonomicznego, lecz także lepszy i wyższy poziom rozwoju społeczeństwa. Bez dużego grona ludzi światłych i wykształconych nie ma mowy o budowie sprawnego społeczeństwa obywatelskiego. W zakresie edukacji musimy odbudować relacje uczeń-mistrz. I musimy dbać o to, by uczeń miał szansę przerosnąć swojego mistrza.

– Dziękuję za rozmowę.

O autorze:

Jan Kozłowski

Dodaj komentarz

Skip to content