Categories
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Emigrant – obywatel marnotrawny?

Marta Abel

Studentka polonistyki i socjologii, Uniwersytet Gdański

Czy i dlaczego powinniśmy interesować się emigrantami? Emigrant nie płaci podatków, nie interesuje się becikowym i już na pewno nie pragnie skrócenia roku szkolnego o dwa tygodnie. Jedyne, co interesuje emigranta to temat tabu: temat pracy. Z punktu widzenia polityków, jest więc chyba obywatelem „niewygodnym”.

Kiedy Ania – lat 21 – bierze do ręki gazetę, nie może uspokoić się jeszcze ponad godzinę. Jest studentką administracji na Uniwersytecie Gdańskim. Studiuje dziennie, więc na razie może tylko pomarzyć o płatnym stażu lub pracy na pół etatu w wymarzonym zawodzie. Codziennie rano przegląda gazetę. Wie, że jedyna praca, jaką mogą zaoferować jej agencje pośrednictwa pracy, to praca w hipermarkecie lub w drukarni. Gdy będzie miała trochę szczęścia, to załapie się na stanowisko hostessy. Ubierze się ciepło, by nie zamarznąć przy lodówkach, wyładowanych jogurtami. Potrzebuje pieniędzy na mieszkanie, które wynajmuje z chłopakiem i na angielski. Jest tuż przed egzaminem Advance. Nie może teraz rzucić kursu. Może wyjedzie. Do Londynu? Dublina? Gdziekolwiek. Znajomi byli. Będzie ciężko, ale da sobie radę. Przywiezie pieniądze na pół roku życia w Gdańsku.

Może gdyby decydenci zdawali sobie sprawę z dylematów studenckiego życia, nie próbowaliby mamić oczu narodu 1000 złotych dla młodych matek. Młodzi, wykształceni ludzie pragną przede wszystkim pracować. Kształcą się latami, by pracować w swoim zawodzie i żyć godnie. Młodzi ludzie wiedzą, że w Polsce jest niemal 3 mln oficjalnych bezrobotnych. Młodzi ludzie czują to bezrobocie w pogardliwym spojrzeniu pracodawców, odganiających się od nadgorliwych pracoholików. Młodzi ludzie marzą, że zagranicą jest lepszy świat. Kraina czarów, gdzie jest praca i jest godnie opłacana. I wyjeżdżają.

Tomek – lat 23 – mieszka niedaleko Gdańska. Jego ojciec jest wiceprezydentem. Tomek jest dobrym uczniem. Nie ma zbyt wielu znajomych. Wszyscy nieco zbyt uważnie patrzą mu na ręce. Tomek był już na kilku praktykach. Pewnie takich, w których załatwieniu pomógł mu wszechmogący w województwie pomorskim tata. Tomek jest zdolny. Wie o tym Tomek, i poza tym już chyba nikt. Tomek wyjeżdża do Dublina. Po co, dziwi się ojciec. Tomek musi, musi choć raz zdobyć coś sam, być z czegoś dumny, zarobić pieniądze. Sam, sam, sam…

W tym roku w ramach „Work and Travel” wyjedzie około 2500 osób. Studenci mają także do wyboru programy wymiany z uczelniami na całym świecie. Pół roku np. w Szwecji to niezapomniane doświadczenie. Można zobaczyć w mikroskali, jak funkcjonuje gospodarka jednego z najlepiej rozwiniętych państw w Europie. Młodzi ludzie zrobią wszystko, żeby zakwalifikować się do takiego programu. Wiedzą, że okazja jest niepowtarzalna. Często pragną sprawdzić swoje umiejętności w zupełnie nowych, czasem wrogich warunkach. Wiele razy słyszałam mrożące krew w żyłach opowieści o ludziach koczujących na Victoria Station, bez środków do życia, mieszkania i pracy. A jednak jechali. Student XXI wieku jest przygotowany na obóz przetrwania w każdej sytuacji. Umie się dostosować, przekwalifikować, walczyć. Umie, jeśli da mu się szanse – większe niż w pesymistycznym, przesiąkniętym marazmem świecie Pomorza.

Ania – lat 28 – pracuje w sklepie spożywczym na pół etatu. Drugie pół etatu zarezerwowane jest na pracę w solarium. Co drugi czwartek Ania zastępuje koleżankę w nadmorskim barze. W weekendy pomaga sprzątać w hotelu. W wolnych chwilach, a więc takich, które zdarzają się w Wigilię Bożego Narodzenia, Ania przygotowuje się do wyjazdu do Stanów Zjednoczonych. W wyjeździe, planowanym od dawna, finansowo pomogą Ani rodzice. Ania i rodzice zdają sobie sprawę z tego, że życie na czterech etatach jest niemożliwe. Ania cieszy się, że do tej pory nie miała czasu na znalezienie partnera, gdyż na pewno utrudniłoby to decyzję o wyjeździe.

W Polsce jest coraz więcej ludzi, którzy oficjalnie pracują na kilku etatach. Nie chcą, ale muszą. Zarabiają na mieszkanie, samochód, podręczniki dla dziecka. Coraz częściej zapominają, po co i dla kogo pracują, gdyż nie mają czasu na rodzinne spotkania. Czasem nawet jeden etat wystarcza, by wykończyć młodego Polaka. Mobbing spotyka ich coraz częściej. Pracuje się szybko i za marne pieniądze. Pracodawcy nie szanują swojego pracownika. Nie muszą. Wiedzą, że przyjdzie następny.

Kasia – lat 32 – od dawna pracuje w drukarni. Ma dziecko. Sama je wychowuje. Pracuje „na czarno”. Wie, że na razie nie może liczyć na nic więcej. Szef ma problemy finansowe. Kasia martwi się, że nie płaci składek. Nie stać jej na prywatny fundusz emerytalny. Myśli o wyjeździe do Szwecji. Ma tam kuzynkę. Pracowałaby tam poniżej swoich kwalifikacji jako hotelowa pokojówka. Nie musiałaby się martwić o przyszłość swojego dziecka i swoją. – „Chyba się zdecyduję” – mówi.

Coraz więcej wykształconych ludzi jest gotowych poświęcić swoje ambicje zawodowe i dumę na rzecz większych pieniędzy. Studenci ostatnich lat, zamiast szukać staży i praktyk, zmywają naczynia w londyńskich pubach. Nie chcą w Polsce pracować za darmo. Czują, że i po stażu nie dostaną dobrze płatnej pracy. Nie mają znajomości. Boją się o swoją przyszłość. Wyjazd za granicę jest dla nich ucieczką przed samym sobą. Przed koniecznością walki o pracę za 700 zł miesięcznie. Ucieczka jest odłożeniem problemów na później. Mają nadzieję, że wrócą mądrzejsi, bardziej zdystansowani, uzbrojeni do walki bez taryfy ulgowej.

Tomek – lat 20 – jest studentem prawa. Na prawie ma wielu kolegów. Ci koledzy nie za bardzo lubią się uczyć. Lubią za to nocne imprezy w sopockich klubach. Jeden z nich jest barmanem. Zorganizował sobie wakacyjny wyjazd do pracy w Londynie. Namawiał kolegów. Tomek też pojechał. Przecież nie będzie sam po klubach chodził.

Co pewien czas obserwujemy na naszych pomorskich uczelniach różne mody. Obecnie, na ostatnich latach studiów najmodniejsze stało się wykonywanie ciekawych prac, poznawanie fascynujących ludzi, „lansowanie się” w najmodniejszych klubach i wyjeżdżanie za granicę, w celach bynajmniej nie wypoczynkowych. Najbardziej „trendy” bez wątpienia są wyjazdy do Stanów Zjednoczonych, krajów skandynawskich i krajów latynoskich. Wyjeżdża się samemu lub ze znajomymi. Na trzy miesiące lub na rok. Szczegóły są z reguły bez znaczenia. Najważniejsze jest to, by pojechać, zobaczyć i wrócić. Można się wtedy chwalić i puszyć jak paw, bo przeżyło się coś wyjątkowego. A to zawsze jest „trendy”.

Paweł – lat 25 – stał na oliwskim przystanku o 4 rano. Czekał na autobus. Po kilku minutach czekania podeszło do niego dwóch młodzieńców w czarnych dresach z białymi paskami. Najpierw uderzyli go w nos, potem Paweł już nic nie pamiętał. Doznał poważnego urazu głowy. Paweł jest kelnerem, mieszka samotnie i ma kota. Dodatkowo jest także homoseksualistą. Po tym wypadku Paweł spakował się i pojechał do Belgii.

Można dyskutować, czy okrzyki podczas pochodu równości: „geje do gazu” albo „zrobimy z wami, co Hitler z Żydami”, ilustrują głupotę krzyczących czy też są obrazem stanu polskiej tolerancji. Jednak homoseksualiści, a także wszyscy Ci, którzy pragną żyć inaczej, wiedzą już od dawna, że w Polsce – to nie łatwe. Homoseksualiści często w wyniku manifestowania swojej orientacji seksualnej tracą kontakt z rodziną, a nawet pracę. „Zakaz pochodów to kropka nad i” – mówią, coraz częściej szykując się do wyjazdu. Wiedzą, że w Polsce jeszcze długo nie będzie równości. Pewnie mają rację, bo żeby być tolerancyjnym wobec innych, trzeba najpierw zaakceptować siebie. A to widać trudne w kraju pełnym zakompleksionych, niedowartościowanych ludzi.

Paulina – lat 25 – do Londynu jeździła w każde studenckie wakacje. W Polsce tęskniła za Londynem, w Londynie za Polską. Po studiach prawniczych przyjaciele zaczęli szukać pracy. Posypały się śluby. Ania nie miała ani pracy, ani ślubu. Pojechała tam, gdzie było jej zawsze najlepiej – do Londynu. Znalazła tam i pracę i narzeczonego. I została.

Młodzi, ambitni będą długo jeszcze wyjeżdżać „na saksy”. Niektórzy będą wracać. Szczególnie ci, przywiązani do polskiej tradycji i ci wrażliwsi, tęskniący za rodziną i przyjaciółmi. Każda historia takiego emigranta warta jest naszej uwagi. Warto przy jej słuchaniu zastanowić się też, co trzeba zrobić, żeby zostali. Żeby dla Polski i jej poszczególnych regionów kształtowali lepszą przyszłość. Na pewno podstawowym problemem jest ogromne bezrobocie. Nie możemy jednak zapominać, że bezrobocie to nie tylko całkowity brak pracy, ale to też praca upokarzająca człowieka, nie dająca mu możliwości utrzymania rodziny i przyzwoitego statusu życia. Trzeba też dać młodym ludziom sposobność sprawdzenia się, możliwość rozwoju i rozwinięcia twórczej inicjatywy, w czym często przeszkadza zbyt zbiurokratyzowana administracja. Warto też pomyśleć o tych, którzy wyjechali i wrócili. Bo to oni mogą stać się inicjatorami nowych rozwiązań. Często tacy „nawróceni” obywatele nie mogą pogodzić się z niskimi płacami, gdyż ciągle mają w pamięci wysokie zarobki w krajach, do których emigrowali. Jednak pewną nagrodą jest czerpanie satysfakcji z wykonywania wymarzonego zawodu. Warto też pomyśleć o lepszej pracy dla dorabiających studentów. Gdyż choć trudno w to czasem uwierzyć, studenci to nie jest tania siła robocza, lecz przyszli magistrowie i inżynierowie, którzy zagranicą zarabialiby trzy razy tyle.

Na końcu dodam od siebie, że w Londynie spędziłam pół roku. Nigdy nie zapomnę uczucia rosnącej adrenaliny, gdy pierwszy raz wysiadłam na Victoria Station. Potem była już tylko praca. Dwanaście godzin na dobę, codziennie – siedem dni w tygodniu. Przetrwałam londyński obóz przeżycia i uważam, że było warto. Choćby po to, by przez chwilę poczuć się jak przeciętny Londyńczyk, by na te pół roku zmienić tożsamość, a nocą oglądać najdziksze, nikomu nieznane zakamarki londyńskiego świata. Warto było też dlatego, że wróciłam do Polski bogatsza o wiele doświadczeń. Łatwiej podejmuję decyzje, jestem pewniejsza siebie. Znam swoją wartość na polskim rynku pracy i nie obawiam się podejmować kolejnych zawodowych wyzwań, nawet jeśli nie wszystkie zakończą się sukcesem.

Mogę mieć tylko nadzieję, że w przyszłości mnie i moim znajomym – emigrantom, stworzy się warunki godnej pracy, za godne pieniądze, tu – na Pomorzu, w Polsce i nie będziemy już musieli marzyć o pracy w kuchni w londyńskim barze.

O autorze:

Marta Abel

Dodaj komentarz

Skip to content