Z Marcinem Szpakiem , wiceprezydentem Gdańska , rozmawia Leszek Szmidtke, dziennikarz PPG i Radia Gdańsk.
Zapoznał się pan z informacjami o pomorskim eksporcie. Dynamika wzrostu nie jest zbyt imponująca.
Jeżeli spojrzymy na wartość eksportu i udział w PKB całego kraju, to jesteśmy na równorzędnej, pierwszej pozycji z województwem dolnośląskim. Natomiast jeżeli chodzi o wartość eksportu per capita , jesteśmy na trzecim miejscu za województwami dolnośląskim oraz śląskim. Dynamika wzrostu eksportu rzeczywiście lokuje nas pośrodku krajowej stawki. Do tej pory największy udział w eksporcie miały produkty przemysłu stoczniowego. Jednak w tym sektorze może nastąpić spowolnienie. W południowych województwach powstało w ostatnich latach sporo nowych fabryk nastawionych właśnie na eksport i może dlatego podkarpackie czy też małopolskie mają lepszą dynamikę wzrostu niż my. Na Górnym Śląsku na przykład dobrze rozwija się przemysł motoryzacyjny, pod Wrocławiem i Toruniem – elektroniczny.
W naszym przypadku dominują właśnie produkty przemysłu okrętowego oraz chemicznego.
To chyba wynika ze struktury naszego przemysłu i silnej pozycji przemysłu petrochemicznego oraz stoczniowego. Nie ma u nas dużych zakładów motoryzacyjnych czy też elektronicznych. I decyduje o tym głównie położenie geograficzne, w tym brak autostrad. Oddanie do użytku pierwszego odcinka autostrady A1 dopiero otwiera pewne możliwości pozyskania inwestorów z branży motoryzacyjnej oraz elektronicznej.
Jako Gdańsk czy też cały region nie nastawiamy się na wielkich inwestorów. Bardziej interesują nas średniej wielkości przedsiębiorstwa.
Nie jestem pewien, czy powinno nam tak bardzo zależeć na dużej fabryce samochodów. Na Pomorzu mamy natomiast coraz więcej firm sektora IT, w tym usługowych. Nie widać tego wśród najważniejszych pozycji eksportowych.
Ja też nie myślę o dużych fabrykach. Jako Gdańsk czy też cały region nie nastawiamy się na wielkich inwestorów. Bardziej interesują nas średniej wielkości przedsiębiorstwa. Również międzynarodowe koncerny, które u nas zainwestowały i reprezentują nowoczesne technologie z nastawieniem na eksport – japońska Suruga Seiki czy Johan Krauze z grupy Thyssen Krupp – nie zbudowały wielkich fabryk. Tej wielkości firmy są bardziej stabilne i mniej skore do szybkiej zmiany miejsc. A nawet gdyby do tego doszło, to strata dla gospodarki Gdańska czy też całego regionu będzie mniejsza niż na przykład gdyby LG opuściło Wrocław albo Sharp – Toruń. Czy w ciągu 2–3 lat usługi informatyczne i finansowo-księgowe mogą stanowić poważną pozycję w naszym eksporcie? Myślę, że to dłuższa perspektywa i trzeba poczekać 10–15 lat. Być może wtedy będą w czołówce naszych produktów eksportowych.
Pośrednio, ściągając takich inwestorów, macie wpływ na nasz eksport. Tylko że to bardziej kibicowanie niż na przykład wsparcie dla naszych przedsiębiorców w eksportowaniu ich produktów oraz usług.
Powinniśmy być bardziej aktywni. Do tej pory działania samorządu gdańskiego i pomorskiego były skupione na pozyskiwaniu inwestorów oraz rozwoju naszych małych i średnich przedsiębiorstw. Myślę, że kolejnym etapem wsparcia rozwoju przedsiębiorczości w naszym regionie będzie pomoc w zdobywaniu zagranicznych rynków. To oczywiście zadanie dla stowarzyszeń przedsiębiorców, ale na całym świecie państwo i samorządy dbają w ten sposób o swoich przedsiębiorców. Organizują misje gospodarcze, różne instrumenty wsparcia – w tym dotacje dla firm chcących eksportować.
Musimy pomagać naszym przedsiębiorcom w zdobywaniu zamówień na zagranicznych rynkach. Potrzebna będzie współpraca z organizacjami pracodawców, gdyż samodzielnie samorządy nie są w stanie sprostać temu zadaniu.
Co do tej pory powstrzymywało polskie samorządy przed udzielaniem takiej pomocy przedsiębiorcom? Co możecie zaoferować oprócz wsparcia przy wyjazdach na zagraniczne imprezy targowe?
Możemy też organizować misje gospodarcze z udziałem władz regionu, miasta i naszych przedsiębiorców. Do tej pory przyjmowaliśmy takie misje z Niemiec, Finlandii, a nawet z Indii. Jako samorząd mamy za sobą tzw. roadshow inwestycyjne, ale były one nastawione raczej na pozyskiwanie inwestorów. Wyjeżdżaliśmy do Niemiec, Wielkiej Brytanii, Indii, a ostatnio do Stanów Zjednoczonych. Dostrzegamy jednak potrzebę zmiany i promowania naszych firm, produktów oraz usług za granicą. Musimy pomagać naszym przedsiębiorcom w zdobywaniu zamówień na zagranicznych rynkach. Potrzebna będzie współpraca z organizacjami pracodawców, gdyż samodzielnie samorządy nie są w stanie sprostać temu zadaniu. Należy zacząć od identyfikacji firm, które mają potencjał eksportowy i są zainteresowane szukaniem nowych odbiorców. Ministerstwo Gospodarki przygotowuje specjalny program finansowany z funduszy unijnych, który zakłada zbudowanie regionalnych sieci wsparcia eksportu. W każdym województwie ma powstać instytucja wspomagająca firmy zainteresowane działalnością na rynkach zewnętrznych. Ten projekt nie ma jeszcze ostatecznego kształtu. Tym bardziej że nawet w skali kraju taka polityka wspierania eksportu dopiero raczkuje. Istniejący system w postaci biur przy ambasadach i konsulatach nie sprawdził się. Dlatego postulujemy stworzenie agencji promocji inwestycji i eksportu, czyli czegoś, co w wielu krajach Europy Zachodniej od lat skutecznie działa. Inna możliwość to rozszerzenie kompetencji Państwowej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych o promocję eksportu; stworzenie sieci placówek odpowiadających za poszukiwania zagranicznych rynków zbytu dla naszych przedsiębiorców. Należy taką strukturę zbudować od podstaw, dać jej nowe kompetencje, nowych ludzi i, oczywiście, pieniądze.
To władza państwowa powinna ustalać preferencje eksportowe, dobierać narzędzia, przyznawać środki i rozdzielać role.
Mówi pan cały czas o poziomie centralnym. Jak powinna na tym polu wyglądać aktywność samorządów? Czy są prawne i finansowe możliwości wspierania eksportu?
Prawne możliwości oczywiście są. To się mieści w obszernej sferze wspierania rozwoju gospodarczego miasta. Nie ma więc formalnych przeszkód, chociaż trudno z poziomu samorządowego prowadzić politykę międzynarodową. Dlatego należy stworzyć spójną strukturę i trzeba ją zbudować od góry. To władza państwowa powinna ustalać preferencje eksportowe, dobierać narzędzia, przyznawać środki i rozdzielać role.
Duże firmy radzą sobie same. Pomocy potrzebują małe i średnie przedsiębiorstwa.
Dużym firmom wsparcie publiczne też nie zaszkodzi. Gdy nawiązujemy kontakty z krajami o silnej władzy centralnej, na przykład w Azji, to wspólna obecność w jednej delegacji polityków, wysokich urzędników i przedsiębiorców uwiarygadnia tych ostatnich. Zacieśniamy współpracę z Berlinem i widzimy, jak tamtejsza organizacja przedsiębiorców współpracuje z władzami właśnie przy ekspansji na obce rynki. Berliński przykład pokazuje też, jak wiele rzeczy można zrobić bez angażowania wielkich środków.
Gdańsk ma wiele miast partnerskich. Czy poza wizytami władz, współpracą kulturalną oraz sportową jest miejsce na współpracę gospodarczą?
Przedstawiciele firm z Turku, Bremy czy Lipska przyjeżdżali do Gdańska; pomagaliśmy aranżować ich spotkania z naszymi przedsiębiorcami. Z tego co wiem, niektóre rozmowy kończyły się podpisywaniem kontraktów.
To znowu tylko ściąganie inwestorów zagranicznych.
Nie. Te kontrakty zwykle oznaczały wchodzenie naszych przedsiębiorców na tamtejsze rynki. Chociaż te działania były prowadzone na niewielką skalę. Jestem pewien, że warto zainwestować w ten kierunek.
Mówił pan o budowaniu struktur i decydującym znaczeniu władzy centralnej. Może rzeczywiście powinien się tym zajmować rząd i jego agencje oraz samorząd regionalny, a pozostałe szczeble samorządów już nie?
Pierwsze skrzypce powinny grać instytucje państwowe i samorządu regionalnego. Jednak, moim zdaniem, musi być też miejsce dla samorządów pozostałych szczebli, szczególnie dużych miast o charakterze metropolitalnym. Występujemy na arenie międzynarodowej, prowadzimy wymianę kulturalną, współpracują organizacje pozarządowe, więc jak najbardziej jest pole do działań promocyjnych związanych z gospodarką, szukaniem nowych możliwości dla naszych firm.
Jak odległy jest moment, w którym do Gdańska będą przyjeżdżały misje, próbując namówić tutejszych przedsiębiorców do inwestowania w innych częściach świata?
Nasze firmy jeszcze nie są tak silne i okrzepłe, żeby na dużą skalę inwestować za granicą. Natomiast jest sporo takich, które mają na tyle dobre produkty i bazę kapitałową, że mogą szukać okazji do zakupów w takich krajach jak Węgry, Czechy czy Stany Zjednoczone. Tamtejsze problemy gospodarcze powodują, że dla naszego kapitału, który myśli o globalnej ekspansji, pojawiają się możliwości zakupu przedsiębiorstw.
Pozostańmy jednak przy konkretnej pomocy, której można teraz udzielać naszym firmom chcącym wejść na zagraniczne rynki. Na co stać Gdańsk?
Nie jest to tania rzecz. Nie stać nas na poręczenia czy gwarancje eksportowe. Natomiast działania promocyjne, różnego typu misje handlowe są w naszym zasięgu. Niestety, nie jesteśmy jeszcze na to przygotowani organizacyjnie. Trzeba do tego zadania zbudować struktury. Należy też pamiętać, że na takie cele są całkiem pokaźne środki unijne w programie Innowacyjna Gospodarka.
Dziękuję za rozmowę.