Rozmowę prowadzi Leszek Szmidtke, dziennikarz PPG i Radia Gdańsk.
Leszek Szmidtke: Teoretycznie Pomorze ma najważniejsze dla inwestorów argumenty: co roku tysiące absolwentów wyższych uczelni, powierzchnie biurowe, pomoc samorządów, a jednak nie widać masowego napływu inwestycji BPO/SSC ( Business Process Offshoring/Shared Services Centers ). Dlaczego?
Piotr Ciechowicz: Rzeczywiście, potencjał ludzki daje nam 3.–4. miejsce w Polsce, pod względem powierzchni biurowych jest to również 3.–4. pozycja. Pierwsza fala inwestorów popłynęła do Warszawy, później do Krakowa i Wrocławia. Mniej więcej od 2006 r. na Pomorzu zaczyna się osiedlać coraz więcej firm z tego sektora. Większy napływ inwestorów dotyczy nie tylko Trójmiasta, ale także Elbląga, Koszalina oraz Torunia. A mimo to firm offshoringowych jest ciągle za mało. Dlaczego? Zbyt mało ludzi na świecie o nas wie. Ciągle brakuje ofensywy informacyjnej. Do tej pory nie zbudowaliśmy jasnego, precyzyjnego i nieskonfliktowanego przekazu. Mimo to mamy duże szanse na napływ inwestorów. Kraków i Wrocław są już nasycone firmami, a decyzje o wyborze miejsca podejmuje się przede wszystkim na podstawie dostępności kadr. Ważne są oczywiście istniejące powierzchnie biurowe, pomoc udzielana takim firmom przez samorządy, ale pierwsze pytania dotyczą ludzi: ich wykształcenia, liczby oraz oczekiwań płacowych. Nasz region ma jeszcze duży potencjał, większy niż Kraków i Wrocław. Pojawiają się też inne miasta: Rzeszów, Toruń, Bydgoszcz, a nawet Lublin. Są to ośrodki akademickie bardzo interesujące dla usług biznesowych. Plasujemy się między pierwszą a drugą grupą. Natomiast dodatkowe czynniki, na przykład wysoka jakość życia, powodują coraz większe zainteresowanie trójmiejską metropolią.
Czy polskie miasta ostro rywalizują o inwestorów?
Inwestor szuka nowej lokalizacji stopniowo: najpierw wybiera część świata, później kraj, i dopiero wtedy przygląda się poszczególnym miastom. Na tym ostatnim etapie do akcji wkraczają różne instytucje regionalne bądź miejskie, zajmujące się obsługą inwestorów. Na tym poziomie konkurencja momentami bywa brutalna. Niekiedy pracownicy instytucji poszczególnych miast przekraczają granice etycznego zachowania, próbując deprecjonować przeciwników.
Ale to nie jest walka na argumenty. Były wiceminister spraw zagranicznych Paweł Wojciechowski, będąc wcześniej szefem PAIiIZ, za zasługę poczytywał sobie pewne ucywilizowanie konkurencji. Jednak zdaje się, że przez rządową instytucję przechodzi tylko część inwestorów.
Jesteśmy partnerem PAIiIZ. Przez rządową agencję przechodzi mniej więcej 1/3 inwestorów, z którymi mamy do czynienia. Pozostałe firmy, którym oferujemy tutejsze lokalizacje, zdobywają pomorskie instytucje. Natomiast PAIiIZ ma dużo większe środki i możliwości promocji niż my.
Z badań, które zleciliśmy, wynika jednoznacznie, że jedyną rozpoznawalną w świecie marką związaną z naszym regionem identyfikowaną przez inwestorów jest Gdańsk. Wniosek jest prosty: nie uciekniemy od Gdańska jako marki.
Dzięki środkom unijnym regionalne i lokalne agencje też mogą aktywniej promować region i miasta. Tylko że robicie to oddzielnie.
Rzeczywiście, nie ma wspólnej promocji jednolitego produktu, jakim są na przykład powierzchnie biurowe, zasoby ludzkie naszego województwa itp. Jest kilka instytucji zajmujących się reklamowaniem naszego potencjału, m.in. Pomorska Specjalna Strefa Ekonomiczna i jej słupska odpowiedniczka. W Gdańsku mamy InvestGDA. Gdynia również powołała zespół ludzi zajmujący się takimi działaniami. Jest wreszcie Agencja Rozwoju Pomorza i nasze Centrum Obsługi Inwestora. Natomiast nie udało się zbudować marki „województwo pomorskie”. Z badań, które zleciliśmy, wynika jednoznacznie, że jedyną rozpoznawalną w świecie marką związaną z naszym regionem identyfikowaną przez inwestorów jest Gdańsk. Podkreślam, że nie mówię o turystyce, ale o inwestycjach. Wniosek jest prosty: nie uciekniemy od Gdańska jako marki związanej z naszym regionem. Dlatego zadaniem takiej instytucji jak nasza, czyli o charakterze regionalnym, jest wzmocnienie i właściwe obudowanie tej marki. Pracujemy nad europejskim projektem „System promocji i informacji gospodarczej”, którego zadaniem jest właśnie zbudowanie i wypromowanie takiej marki.
Inwestorzy, z którymi rozmawiałem, są wyjątkowo zgodni, że brakuje wspólnego zespołu ludzi, wspólnego budżetu i wspólnej promocji dla całego regionu.
Agencja Rozwoju Pomorza jako instytucja o charakterze regionalnym chce stworzyć identyfikowalne w świecie marki, którymi będą się posługiwały wymienione instytucje ściągające inwestorów. Pod koniec czerwca spotkaliśmy się w gronie przedstawicieli instytucji zajmujących się promocją oraz szukaniem inwestorów. Przedstawiliśmy cele naszych działań i zostały one zaakceptowane. Próbujemy zdefiniować nasze słabe i mocne strony. Badanie jest złożone i, jak na polskie realia, rewolucyjne. Zlecając to zadanie PricewaterhouseCoopers oraz Instytutowi Badań nad Gospodarką Rynkową, chcemy się dowiedzieć, jakie nasz region będzie miał szanse i możliwości w najbliższych dwudziestu latach. Badania będą prowadzone nie tylko na terenie naszego województwa, ale również w przestrzeni europejskiej i nawet światowej. Gospodarka ma charakter globalny, inwestorzy przybywający do Gdańska, Gdyni, a także do innych miast pochodzą z niemal wszystkich kontynentów i dlatego musimy znaleźć miejsce dla Pomorza w tej globalnej układance. Nie możemy na przykład nastawiać się na branże, które za kilka lat będą schyłkowe.
Czy BPO, albo szerzej usługi biznesowe, są dziedziną, w którą warto inwestować i zabiegać o firmy działające w tej branży?
Jesteśmy po pierwszym etapie badań, w których określono potencjał instytucji zajmujących się ściąganiem inwestorów. Na podstawie dotychczasowych obserwacji można powiedzieć, że usługi biznesowe są ważną częścią gospodarki, ale z pewnym zastrzeżeniem. Mają charakter odtwórczy, nawet BPO niesie mało innowacyjności. Dopiero wejście na wyższy szczebel, czyli KPO (Knowledge Process Offshoring) – poprzez przesunięcie do takich krajów jak Polska jednostek o charakterze badawczym – pozwoli osiągnąć nową jakość. Dobrym przykładem jest Intel.
Czy trzeba podjąć jakieś dodatkowe działania, żeby więcej takich firm osiedlało się w naszym regionie?
Argumenty, dzięki którym można ściągnąć inwestorów z całej branży, są podobne. Musimy pokazać, jakich mamy ludzi oraz miejsca. Oczywiście, w przypadku sektora bardziej zaawansowanego potrzebni są lepiej wykwalifikowani specjaliści. Oprócz dobrej znajomości języków obcych potrzebna jest wiedza z takich dziedzin jak biologia, chemia, biotechnologia itp.
Jeżeli nie poradzimy sobie z brakiem współpracy świata nauki ze światem biznesu, inwestorzy bardziej zaawansowani technologicznie będą nas omijać. Znamy pojedyncze przypadki dobrej współpracy, ale jeżeli chcemy realizować ambitne projekty, musi to być skala masowa.
Jednak w przypadku firm z tego najbardziej zaawansowanego sektora napotykamy poważną barierę. Nasze uczelnie słabo współpracują z gospodarką. Bez sprawnego przepływu osiągnięć naukowych, gotowych do wdrażania produktów, niewielu inwestorów reprezentujących outsourcing inżynierii będzie zainteresowanych Gdańskiem lub Gdynią.
Niestety, nie jest to najmocniejsza strona naszego regionu. Jeżeli nie poradzimy sobie z brakiem współpracy świata nauki ze światem biznesu, inwestorzy bardziej zaawansowani technologicznie będą nas omijać. Znamy pojedyncze przypadki dobrej współpracy, ale jeżeli chcemy realizować ambitne projekty, musi to być skala masowa. Wyższe uczelnie muszą zmienić swoje mechanizmy. To się zaczyna dziać, jednak ten proces może potrwać długo. Jest coraz więcej prób, włączają się też do tego samorządy, inne instytucje i dzięki temu powstają parki naukowo-technologiczne, inkubatory przedsiębiorczości. Znowu zaczyna coś się dziać wokół bardzo interesującego projektu trzech największych pomorskich uczelni – BioBaltica.
Czy nowe uczelnie są potrzebne?
Są potrzebne i między uczelniami jest konkurencja. Konkurują głównie uczelnie prywatne, które po latach działalności okrzepły. Już nie zajmują się wyłącznie dydaktyką. Niektóre zainwestowały w nowoczesne laboratoria. Jednak żeby osiągnąć poziom wyposażenia Politechniki lub Uniwersytetu, potrzebują znacznie więcej czasu oraz pieniędzy.
Inwestorzy zwracają uwagę na brak kształcenia biznesowego na uczelniach technicznych. Wydaje się, że zapełnienie tej luki nie powinno być wielkim kłopotem. Tylko czy takie potrzeby są doceniane w środowiskach akademickich?
Niedawno uczestniczyłem w spotkaniu z władzami Politechniki Gdańskiej. Jeden z potencjalnych inwestorów chciał wiedzieć, czy pomorskie uczelnie mogą otworzyć nową specjalizację. Wprawdzie nie jest to firma z sektora BPO i trwające negocjacje nie pozwalają na ujawnienie nazwy, ale co innego jest istotne. Rektor Politechniki dosłownie po kilku minutach rozmowy podpisał list intencyjny gwarantujący, że stworzy warunki do kształcenia studentów w stosownych specjalizacjach, kiedy inwestor osiedli się w naszym regionie.
Kolejna słabość naszego regionu, na co zwracają uwagę przedstawiciele firm, które znalazły swoje miejsce na Pomorzu, to brak opieki poinwestycyjnej.
Niestety, to poważne niedomaganie instytucji, które mają się opiekować inwestorami – także Agencji Rozwoju Pomorza. Koncentrowaliśmy się tak bardzo na ściągnięciu firm na nasz teren, że zapomnieliśmy o ważnej części całego procesu, jakim jest właśnie późniejsza opieka. To wspólny grzech zaniedbania, a problemy są bardzo różne. Począwszy od przeniesienia przystanku autobusowego, zgrania rozkładów jazdy autobusów z pociągami SKM czy też doświetlenia ulic, aż po otwieranie przedszkoli i szkół angielsko- oraz niemieckojęzycznych. Bardo ważne jest docenienie inwestora, a także stworzenia mu komfortu pracy. A przede wszystkim wywiązanie się z podjętych zobowiązań. Te i wiele innych cech składają się na nasz obraz w świecie. Firmy, które się u nas osiedliły, są dla innych najbardziej wiarygodnym źródłem informacji o warunkach w Gdańsku, Gdyni lub Słupsku.
Czy wielu drażliwych sytuacji można by uniknąć, gdyby istniał sprawny przepływ informacji, dialog między różnymi urzędami, uczelniami oraz firmami?
Wspominałem o diagnozie instytucji zajmujących się inwestorami i najlepiej wypadła w tej części InvestGDA, która prowadzi regularne ankiety i spotkania z przedsiębiorcami. Jednak nawet oni stawiają pierwsze kroki. Niezbędne są spotkania, dialog z firmami, ale także między instytucjami zajmującymi się obsługą inwestorską, między samorządami. Należy jeszcze zwrócić uwagę, że jest obojętne, czy firmy osiedlą się w Gdańsku, Gdyni, a nawet Słupsku – korzystamy na tym wszyscy. Znane są już takie przypadki i mam nadzieję, że dzięki coraz bliższej współpracy będziemy mieli coraz lepszą promocję, obsługę inwestorów, a firm przybywających do nas będzie coraz więcej i będą to przedsiębiorstwa przynoszące największe korzyści regionowi.
Dziękuję za rozmowę.