Zielińska Grażyna

O autorze:

Z Grażyną Zielińską , wiceprezes Gdańskiego Związku Pracodawców, rozmawia Dawid Piwowarczyk. - Jak z perspektywy GZP wygląda pomorski rynek pracy? - Pracodawcy twierdzą, że mają problemy ze znalezieniem osób o odpowiednich kwalifikacjach, mimo że poziom bezrobocia jest bardzo wysoki. Z drugiej strony pracodawcy chcieliby mieć "gotowego" pracownika. Dotyczy to również inwestorów z zewnątrz. Często podczas rozmów okazuje się, że inwestor jest gotowy inwestować, o ile będzie miał pewność, że nie napotka niespodziewanych barier administracyjnych i bez trudu znajdzie potrzebnych mu pracowników. Inwestor chce wejść, postawić maszynę i produkować. Nie ma czasu ani chęci na zajmowanie się dokształcaniem swoich kadr. Bardzo pozytywnie oceniam postawę młodzieży, ich aktywność. Młodzi gotowi są coraz więcej w siebie "inwestować", żeby stawać się cennym dla pracodawcy nabytkiem. Stajemy w związku z tym przed pytaniem, jak wykorzystać ową aktywność, boom edukacyjny, aby tego nie zmarnować. Musimy wiedzieć, w jakim kierunku chcemy iść, które rozwiązania są najbardziej pożądane i optymalne, biorąc pod uwagę zarówno indywidualne oczekiwania oraz wymagania pracowników i pracodawców, jak i potrzeby pomorskiego rynku pracy jako całości. Musimy jasno sprecyzować odpowiedzi na takie pytania, jak na przykład to dotyczące roli i miejsca samozatrudniania na rynku pracy. - Czy nie jest tak, że zarówno sami przedsiębiorcy, jak i ich zrzeszenia robą niewiele, by aktywnie włączyć się w kreowanie nowoczesnego wizerunku pomorskiego rynku pracy? - Jako Gdański Związek Pracodawców staramy się intensywnie lobbować na rzecz pozytywnych zmian prowadzących do dynamizacji rynku pracy. Działamy w tym zakresie nie tylko lokalnie, ale dzięki współpracy z ogólnopolskimi organizacjami pracodawców mamy też wpływ na kształtowanie unormowań prawnych i rozwiązań na szczeblu krajowym. Oczywiście staramy się także nie zaniedbywać mniejszych, ale często równie ważnych inicjatyw lokalnych. Jesteśmy współorganizatorem projektu "Przedsiębiorcze Pomorze", w ramach którego wraz ze Stowarzyszeniem Krzewienia Edukacji Finansowej prowadzimy działania na rzecz 40 młodych osób, które pragną założyć własną działalność. Służymy im pomocą i wsparciem. W większości beneficjentami tego projektu są osoby z terenów, gdzie poziom bezrobocia jest wysoki. Podobne inicjatywy są też prowadzone dzięki aktywności samorządowców. Najlepszym przykładem jest tutaj konkurs - "Gdyński Biznesplan". - Jakie ciekawe trendy pojawiły się na pomorskim rynku pracy? - Zmieniły się formy zatrudnienia. Do tej pory byliśmy przyzwyczajeni, że prawie każda osoba dostawała umowę o pracę na czas nieokreślony. Teraz coraz częściej mamy do czynienia z umowami terminowymi. W wielu przypadkach umowy o pracę zostały zastąpione bardziej elastycznymi i korzystniejszymi dla pracodawców umowami cywilnoprawnymi. Pracodawcy zatrudnialiby młodzież, bo jest wyedukowana i odpowiada na wyzwania cywilizacyjne, jest mobilna, łatwo dostosowuje się do zmian, a także gotowa jest na wyzwania, np. ze strony Internetu. Brak doświadczenia jest jednak tym czynnikiem, który powoduje, że pracodawcy rzadko decydują się na zatrudnianie młodych. Oczywiście aktywna młodzież wie, że warto być wolontariuszem i gdzieś pracować. Pojawia się jednak problem wypychania z rynku pracy osób starszych. Osoby w wieku 56-57 lat są stosunkowo młode, a gdy wypadają z rynku pracy, nie wiadomo, co z nimi robić. Słowem, potrzebna jest sensowna polityka wychodząca naprzeciw takim problemom rynku pracy. - Czy nie jest tak, że pracodawcy nie chcą inwestować w młodych pracowników, idą na tzw. "łatwiznę", zrzucając na państwo i samych pracowników wszelkie koszty związane z pozyskiwaniem niezbędnych kwalifikacji? - Po pierwsze, pracodawcy nie dysponują własnymi środkami, ale dużą pomocą są dla nich środki unijne. Po drugie, pracodawcy dzięki dużemu bezrobociu mieli niemały wybór i wielu z nich uważało, że taniej jest z licznego grona dostępnych pracowników wybrać tego już ukształtowanego, z doświadczeniem niż inwestować czas i pieniądze w rozwój własnych kadr. Muszę jednak powiedzieć, że sytuacja się zmienia. Znam firmy, które inwestują w ludzi. Pracodawcy wykładając własne środki, przeznaczając je na podnoszenie kwalifikacji swoich pracowników, chcieliby mieć pewność, że to dobra inwestycja, która się zwróci i szybko przyniesie zyski. Tymczasem nie mają oni żadnej gwarancji, że pomimo zainwestowania dużej kwoty pieniędzy w szkolenia, dany pracownik zaraz po ich ukończeniu nie postanowi odejść. - Są jednak formy prawne pozwalające związać takich pracowników z firmą na dłużej. - Istotnie. Niestety pracodawcy nie wiedzą, jak to robić. Znaczącą kwestią jest tutaj to, że ciągle jeszcze jest wielu chętnych do pracy. Widzę to sama jako pracodawca. Często jest tak, że po jednym ogłoszeniu wpływa nawet 150 podań od osób zainteresowanych podjęciem pracy na oferowanym przez nas stanowisku. - Tyle tylko, że z tych 150 osób, wartościowych okazuje się tylko 5-10 osób… - Z mojego doświadczenia jako pracodawcy i osoby prowadzącej nabory wynika, że często nawet mniej. - A może część winy leży po stronie pracodawców, którzy nie potrafią jasno sprecyzować swoich wymagań? - Na pewno wciąż za mało jest dobrych pracodawców. Ale dlaczego w odpowiedzi na ogłoszenia przychodzi tyle ofert, z czego to wynika? Często specjalnie pracodawca nie określa precyzyjnie profilu wykształcenia. Bo poza formalnym wykształceniem ważne jest podejście do pracy, motywacja, umiejętności, cechy charakteru, ciekawość. To ma często większe znaczenie niż dyplomy, certyfikaty. Ale na pewno i pracodawcy muszą wiele się jeszcze nauczyć. - Czy nie jest tak, że coraz częściej mamy do czynienia z przerostem wymagań? - Tak. Przykładem są chociażby języki obce. Wymaga się zwykle jednego lub dwóch języków, mimo iż na danym stanowisku pracy są one zupełnie niepotrzebne. Zaczyna się to zmieniać. Podobnie dzieje się w odniesieniu do wieku pracowników. Pracodawcy zaczynają rozumieć, że osoba starsza może okazać się lepszym pracownikiem. Widoczne jest to na przykład w zawodzie sekretarki. - Idziemy w kierunku normalności? - Rynek się normalizuje. Oczywiście pojawia się kwestia wyzwań cywilizacyjnych. Rynek pracy jest częścią gospodarki, a ta podlega ciągłym zmianom. Dla przykładu, pojawiła się kwestia innych niż umowa o pracę form zatrudnienia. Natomiast jeżeli chodzi o umowy o pracę, to i tutaj następują poważne zmiany. Już 25 procent z nich zawieranych jest na czas określony, co do niedawna zdarzało się bardzo rzadko. - A "szara strefa" i nielegalne zatrudnianie? - Pracodawcy marzą o tym, żeby było normalnie. Niestety wysokie koszty legalnego zatrudnienia sprawiają, że zatrudnienie "na czarno" jest często jedynym możliwym rozwiązaniem. - Czy Gdański Związek Pracodawców nie powinien wyraźniej krytykować takich praktyk? - "Szara strefa" i praca "na czarno" to patologie rynku pracy. W GZP nigdy nie było na nie przyzwolenia. Oczywiście znamy ich przyczyny i staramy się je usuwać na drodze prawnej. - Czy można powiedzieć, że mamy do czynienia z drenażem kadr za granicę i do innych województw? - Osobiście irytuje mnie powszechny zachwyt nad liczbą ofert pracy czekających na naszych pracowników za granicą czy w innych regionach. Uważam, że trzeba starać się zatrzymywać młodych ludzi na miejscu, stwarzając im odpowiednie warunki. Prawda jest jednak taka, że obecnie kształcimy kadry dla innych państw. - Czy nie jest tak, że kształcimy dla samego kształcenia, że nauka w ogóle nie liczy się z potrzebami rynku pracy? - Rzeczywiście istnieje tutaj koszmarne niedopasowanie. Widoczny jest brak jakichkolwiek konsultacji na temat kierunków kształcenia, brak odpowiedzi na wyzwania, które przed młodymi ludźmi stawia współczesny rynek pracy. Na zachodzie Europy praktycznie przy każdej szkole - i to nie tylko wyższej, ale i średniej - istnieje fundacja czy biuro współpracy z pracodawcami. U nas nadal "każdy sobie rzepkę skrobie". Edukacja i oświata zdają się być głuche na głos pracodawców, gdy my pokazujemy, że kształcą bezrobotnych. Ostatnia matura to potwierdziła. - Czy błędem nie było odejście od kształcenia zawodowego? - Myślę, że zdecydowanie tak. Powstało wiele nowych szkół, oferujących nowe profile wykształcenia, ale jakość edukacji i oświaty nadal pozostawia wiele do życzenia. Wyznacznikiem popularności danego profilu, kierunku powinien być popyt na konkretne umiejętności, zawody zgłaszany przez pracodawców. Tymczasem młodzież często wybiera szkoły przypadkowo: bo taniej, bliżej, bo koleżanka też tam będzie chodziła. Dlatego młodzież nie jest przygotowana do tego, żeby wejść na rynek pracy i być partnerem dla pracodawcy. - A co ze środkami unijnymi? Czy ich nie marnujemy? - Nie można tego jeszcze ocenić. Nie wiem, ile środków unijnych wpłynęło do województwa. Rzucamy wciąż magiczne liczby, ale trzeba raczej powiedzieć, jak je zagospodarowano, co dzięki nim osiągnęliśmy. Martwię się tym, że powinniśmy programować środki na okres 2007-2013, a tymczasem nie ma na ten temat żadnej dyskusji. Obawiam się, że przez to nie będziemy gotowi na ich przyjęcie lub nie będziemy wiedzieli, na co chcemy je przeznaczyć. Mam wrażenie, że wciąż brakuje planów, wizji dotyczących racjonalnego wykorzystania tych środków. Jeżeli nie zainwestujmy mądrze w zasoby ludzkie, to niestety będziemy się jedynie cofali. Rok temu na posiedzeniu Wojewódzkiej Rady Zatrudnienia zadałam pytanie, jak planuje ona wykorzystać środki unijne. Niestety nie otrzymałam odpowiedzi. - Co jest siłą pomorskiego rynku pracy, jakie są branże przyszłości? - Trudno jest jednoznacznie odpowiedzieć. Na pewno są to firmy eksportowe, przemysł stoczniowy, który ma zamówienia i będzie się rozwijał oraz branża budowlana. Oczywiście cały czas mówimy też o usługach. Osobiście jestem za tym, żebyśmy wspierali branże IT. Mamy kilka silnych firm. Dlaczego zatem nie postawimy na to, by być zagłębiem informatycznym, by promować firmy działające w branży nowych technologii. - Podobno takie plany są… - Jestem w Wojewódzkiej Radzie Zatrudnienia i w Gdańskim Związku Pracodawców, a nic mi o tym nie wiadomo. Podobno są. Problemem jest brak spójności i skoncentrowania się na kilu najważniejszych celach. Brakuje mi poważnych rozmów. Uważam, że wiele osób nie wie, jaka jest strategia rozwoju Pomorza, i przyznając środki unijne, w ogóle nie liczy się z jej założeniami. - Bo dominuje ocena formalna. - Jeżeli tak jest, to właśnie świadczy o tym, że nie jest dobrze. - Jakie są najsłabsze strony pomorskiego rynku pracy? - Brak polityki gospodarczej, brak klimatu przyjaznego inwestycjom. Ja bardzo często słyszę: "my nic nie możemy". - Jednak przykład gmin osiągających sukces pokazuje, że chcieć to móc. - Wydaje mi się, że taka ocena na szczeblu regionu wynika z tego, że albo nikt nie chce się tym zajmować, albo nie umie. Uważam, że w województwie pomorskim powinno w wielu miejscach zawisnąć hasło Clintona - "Gospodarka, głupcze". - Jakie perspektywy rysują się przed pomorskim rynkiem pracy? - Wszystko zależy od tego, czy jesteśmy w stanie wskazać priorytety i konsekwentnie działać w celu ich realizacji. Musimy wiedzieć, że środki finansowe, które się pojawiają są tylko środkiem do przyspieszenia naszego rozwoju, a nie celem samym w sobie. - Dziękuję za rozmowę.

Skip to content