Menedżer kultury, z wykształcenia ekonomista. Od 2003 r. związany z sektorem publicznym. Doświadczenie zdobywał za granicą w strukturach samorządowych. Pracował w jednostce nadzorującej wdrażanie strategii i polityki regionalnej dla brytyjskiego hrabstwa Merseyside. Uczestniczył w opracowaniu oraz realizacji 5‑letniego programu obchodów miasta Liverpool w związku z otrzymaniem tytułu Europejskiej Stolicy Kultury 2008. Był również konsultantem dla miasta Gdańsk i współautorem aplikacji konkursowej do tytułu Europejskiej Stolicy Kultury 2016. Od 2012 r. pracuje w Muzeum Emigracji w Gdyni. Uczestniczył w tworzeniu placówki i ekspozycji stałej, pełni funkcję zastępcy dyrektora.
O autorze:
Rozmowę prowadzi Marcin Wandałowski – redaktor prowadzący „Pomorskiego Przeglądu Gospodarczego”.
Niedawno Muzeum Emigracji w Gdyni przedstawiło wyniki drugiej edycji badań poświęconych polskim emigrantom technologicznym. Zanim przejdziemy do najciekawszych wniosków, zacznijmy może od tego, w jaki sposób zdefiniować tę grupę.
ST: Polską diasporę technologiczną stanowią Polacy, a także osoby polskiego pochodzenia, które są zatrudnione poza granicami naszego kraju w nowoczesnych sektorach gospodarki – tam, gdzie zasadniczą rolę odgrywa kapitał ludzki rozumiany jako posiadana wiedza, kompetencje, umiejętności. Są to z reguły ludzie młodzi, tudzież w średnim wieku. Zazwyczaj są oni bardzo dobrze wykształceni oraz świadomi swoich możliwości oraz celów, do których dążą.
RR: Zdefiniowanie tej grupy wcale nie jest łatwe. Prowadząc badania odwołaliśmy się do definicji OECD, w myśl której pracownicy wysoko wykwalifikowani to tacy, którzy ukończyli studia oraz ci, którzy nie posiadają takich kwalifikacji, ale są zatrudnieni w zawodzie, w którym takie wymagania są zwykle potrzebne. To bardzo istotne – sami znamy szereg e‑migrantów, którzy choć nie mają ukończonej szkoły wyższej, to są chociażby świetnej klasy programistami.
Reprezentantów polskiej diaspory technologicznej określiłbym jako w zdecydowanej większości indywidualistów, nastawionych na swój rozwój zawodowy i osobisty. To osoby, które podchodzą do życia bez kompleksów i świetnie odnajdują się na zagranicznych rynkach pracy. Posiadają bardzo pożądane w realiach współczesnej gospodarki kwalifikacje, które pozwalają im pracować niemalże w każdym zakątku świata – czy to w Polsce, czy w Europie Zachodniej czy w Stanach Zjednoczonych. Dość powiedzieć, że wiele krajów prowadzi nawet specjalne polityki mające na celu przyciąganie do siebie tej klasy specjalistów z zagranicy.
Z Waszych obserwacji wynika, że w ich wypadku decyzja o wyemigrowaniu często wcale nie była podyktowana głównie kwestiami finansowymi…
ST: Owszem – nasze badania po raz kolejny potwierdziły, że dla e‑migrantów ważniejsze pozostają kwestie pozafinansowe, takie jak np. ciekawość świata, lepsze perspektywy zawodowe, atrakcyjniejsze możliwości rozwoju osobistego czy bardziej zrównoważony work‑life balance. Istotne dla tych osób są też aspekty dotyczące kultury pracy, sposobu zarządzania firmą i zespołem, kwestie ochrony środowiska, jakości życia, w tym też dostępności oraz poziomu różnego rodzaju usług, np. edukacji czy ochrony zdrowia. Same zarobki natomiast nierzadko bywają porównywalne z tymi, na jakie mogliby liczyć w naszym kraju.
Dla e‑migrantów ważniejsze od samych zarobków pozostają kwestie pozafinansowe, takie jak np. ciekawość świata, lepsze perspektywy zawodowe, atrakcyjniejsze możliwości rozwoju osobistego czy bardziej zrównoważony work‑life balance.
RR: Osoby te posiadają kompetencje, dzięki którym będą otrzymywały bardzo dobre wynagrodzenie zarówno w Polsce, jak i za granicą. Część z nich mogłaby uzyskać u nas nawet wyższy status materialny. O dokonywanych przez nich wyborach decydują jednak głównie elementy pozapłacowe, takie jak jakość życia, czy – co warte odnotowania – kultura pracy. Niektórzy respondenci wskazywali na to, że preferują pracę w zespołach o mniej hierarchicznej, a bardziej płaskiej strukturze, co jest często spotykane w organizacjach skandynawskich, ale też w Europie Zachodniej. W tego typu firmach i instytucjach mniejszy jest dystans między szefem a pracownikami, którzy z kolei mogą też liczyć na bardziej podmiotowe traktowanie.
W jakich głównie branżach pracują polscy emigranci technologiczni?
ST: Większość z nich – około 40 proc. – jest zatrudnionych w branży IT. Generalnie jednak – nie licząc tej grupy – ich rozproszenie jest bardzo duże: mamy wielu polskich specjalistów w sektorze finansów, doradztwa i consultingu, nauk ścisłych, medycyny, biotechnologii, przemysłu związanego z inżynierią, transportu, logistyki, marketingu, start‑upów, przemysłów kreatywnych czy sztuki.
RR: To rozproszenie bierze się między innymi stąd, że członkowie diaspory technologicznej to w naszym mniemaniu nie tylko te osoby, które posiadają wiedzę „twardą”, stricte ekonomiczną czy inżynierską, lecz również ci, którzy specjalizują się w wiedzy „miękkiej”, np. doradczej czy menedżerskiej. Ta druga jest przecież bardzo pożądana w wielu aspektach gospodarki, jak np. w zarządzaniu.
Członkowie diaspory technologicznej to nie tylko te osoby, które posiadają wiedzę „twardą”, stricte ekonomiczną czy inżynierską, lecz również ci, którzy specjalizują się w wiedzy „miękkiej”, np. doradczej czy menedżerskiej.
Jaki jest generalnie stereotyp polskiego e‑migranta i na ile jest on zgodny z rzeczywistością?
RR: Myśląc o statystycznym reprezentancie diaspory technologicznej, większość z nas ma przed oczami obraz młodego mężczyzny, często informatyka, trochę tzw. geeka, raczej introwertyka, dobrze wykształconego, posiadającego bogate doświadczenie zawodowe, ambitnego, inteligentnego, przykładającego dużą uwagę do swojej pracy.
Czy ten stereotyp jest prawdziwy? W pewnym sensie tak, ale nie do końca. Bez wątpienia polscy specjaliści są dziś bardzo cenieni na zagranicznych rynkach pracy. Szczególnie w branży IT są traktowani jako dobrzy fachowcy, osoby pracowite, przykładające się do zadań. Z naszych badań nie wynika jednak, że w grupie tej dominują mężczyźni – w przypadku osób biorących udział w naszych badaniach, w obu edycjach rozkład płci był niemal równomierny. Zbyt daleko idące jest też ocenianie tej grupy jako introwertyków – wielu z jej przedstawicieli to ludzie bardzo otwarci, łatwo nawiązujący kontakty, mający bogate życie towarzyskie, angażujący się w życie lokalnej społeczności itp.
No właśnie – jak reprezentanci polskiej diaspory technologicznej adaptują się do życia za granicą?
RR: Generalnie budują oni swoje relacje bardziej w oparciu o podobny światopogląd, punkt widzenia, styl życia, zainteresowania, niż o kwestie natury narodowościowej czy etnicznej. Stąd też często bardziej zżywają się z „rdzennymi” mieszkańcami krajów, w których żyją i pracują, bądź z migrantami innej narodowości. Rzadko kiedy nawiązują natomiast trwałe relacje – zarówno prywatne, jak i zawodowe – ze swoimi rodakami.
Odróżnia ich to chyba od grupy tzw. emigrantów zarobkowych…
RR: Łatwo to uzasadnić – Polacy udający się za granicę „za chlebem” chętniej integrują się ze sobą, niż z mieszkańcami kraju, do którego przyjechali często ze względu na niskie kompetencje językowe, jakie posiadają. Nie znając zbyt dobrze, a nieraz wcale, miejscowego języka, siłą rzeczy muszą ze sobą współdziałać.
E-migranci z reguły świetnie znają język kraju zamieszkania bądź język angielski, więc bariera komunikacyjna znika. Poza tym są to osoby stosunkowo łatwo adaptujące się do nowego otoczenia – nie mają one raczej problemów integracyjnych. Nieraz też bywają wspierani przez „ściągające ich” firmy zagraniczne, którym zależy na tym, by ich nowi pracownicy czuli się jak najlepiej w miejscu zamieszkania, oferując pomoc w przeprowadzce, adaptacji, znalezieniu placówek edukacyjnych dla dzieci, zatrudnienia dla małżonka itp.
Warto też dodać, że jest im łatwiej również dlatego, że przychylnie patrzy na nich miejscowe społeczeństwo, świadome tego, że osiedlający się tu e‑migranci wnoszą duży wkład w rozwój społeczno‑gospodarczy danego państwa, regionu czy miasta.
W jaki sposób na życie i funkcjonowanie za granicą polskich emigrantów technologicznych wpłynęła pandemia?
ST: Jako że mówimy o osobach wysoko wykwalifikowanych, płynnie poruszających się w swoich środowiskach zawodowych, to nie można powiedzieć, że pandemia podcięła im mocno skrzydła. Oczywiście, sytuacja na globalnym rynku pracy stała się trudniejsza niż wcześniej, jednak obecny kryzys sprawił też, że e‑migranci mieli przez ostatnie miesiące więcej czasu na własny rozwój, podnoszenie kwalifikacji, ale także – dzięki rzadszym delegacjom, możliwości pracy zdalnej, mniejszego poziomu stresu – na złapanie lepszej równowagi work‑life. Paradoksalnie więc, dla wielu z nich był to bardzo dobry okres.
E-migranci mieli przez ostatnie miesiące więcej czasu na własny rozwój, podnoszenie kwalifikacji, ale także – dzięki rzadszym delegacjom, możliwości pracy zdalnej, mniejszego poziomu stresu – na złapanie lepszej równowagi work‑life. Paradoksalnie więc, dla wielu z nich był to bardzo dobry okres.
RR: Na poziomie indywidualnym polscy e‑migranci faktycznie oceniali czas pandemii pozytywnie – mogli wtedy bardziej poświęcić się rodzinie, nie trzeba było dojeżdżać do biura, można było zdobyć nowe kompetencje. Równolegle jednak w nowoczesnych branżach, gdzie praca zdalna była popularna jeszcze przed pandemią, pojawił się szereg nowych wyzwań i projektów. Znacznie wzrosło zapotrzebowanie na usługi informatyczne – z jednej strony fachowców powinno to cieszyć, lecz z drugiej oznacza to dla nich znacznie więcej pracy, co znowu w niektórych przypadkach może zaburzyć balans między życiem prywatnym a zawodowym.
Czy w ostatnim czasie coś się ruszyło w kwestii budowania współpracy z e‑migrantami?
ST: Badane przez nas osoby wskazywały na pewne oczekiwania, które ułatwiłyby im podjęcie decyzji o powrocie, jak np. ulgi podatkowe, udogodnienia dla przedsiębiorców, pomoc w znalezieniu domu czy mieszkania, ale też i miejsca pracy dla członków rodziny – szczególnie, że często są to obcokrajowcy. To konkretne oczekiwania, które można potraktować jako rekomendacje do budowania polityk na szczeblu centralnym, regionalnym czy nawet konkretnych programów dla pracodawców.
RR: Wydarzyło się raczej niewiele – wciąż jesteśmy skupieni raczej na namawianiu emigrantów technologicznych do powrotu do kraju, podczas gdy zdecydowana większość z nich nie przejawia takiej chęci, przynajmniej w perspektywie krótkoterminowej. Odnośnie samej natomiast współpracy – członkowie diaspory technologicznej wyrażają zainteresowanie budowaniem pozytywnego wizerunku Polski zagranicą, czy rozwijania współpracy z polskimi firmami, uczelniami czy organizacjami pozarządowymi. Jest to spory potencjał do wykorzystania.
Warto też zwrócić uwagę na to, że tworząc politykę współpracy z diasporą nie jest rolą państwa zarządzanie strukturami sieciowymi, które łączą jej członków z organizacjami, instytucjami czy podmiotami z Polski, lecz tworzenie warunków do budowania takiej współpracy. Takie podejście jest dziś w naszym kraju potrzebne.
Tworząc politykę współpracy z diasporą nie jest rolą państwa zarządzanie strukturami sieciowymi, które łączą jej członków z organizacjami, instytucjami czy podmiotami z Polski, lecz tworzenie warunków do budowania takiej współpracy.
Dla e‑migrantów ważniejsze od samych zarobków pozostają kwestie pozafinansowe, takie jak np. ciekawość świata, lepsze perspektywy zawodowe, atrakcyjniejsze możliwości rozwoju osobistego czy bardziej zrównoważony work‑life balance.
Członkowie diaspory technologicznej to nie tylko te osoby, które posiadają wiedzę „twardą”, stricte ekonomiczną czy inżynierską, lecz również ci, którzy specjalizują się w wiedzy „miękkiej”, np. doradczej czy menedżerskiej.
E-migranci mieli przez ostatnie miesiące więcej czasu na własny rozwój, podnoszenie kwalifikacji, ale także – dzięki rzadszym delegacjom, możliwości pracy zdalnej, mniejszego poziomu stresu – na złapanie lepszej równowagi work‑life. Paradoksalnie więc, dla wielu z nich był to bardzo dobry okres.
Tworząc politykę współpracy z diasporą nie jest rolą państwa zarządzanie strukturami sieciowymi, które łączą jej członków z organizacjami, instytucjami czy podmiotami z Polski, lecz tworzenie warunków do budowania takiej współpracy.
O autorze:
Rozmowę prowadzi Marcin Wandałowski – redaktor prowadzący „Pomorskiego Przeglądu Gospodarczego”.
Kim są polscy „emigranci technologiczni”? RR: Muzeum Emigracji w Gdyni przeprowadziło w ubiegłym roku wraz z PLUGin Polish Innovation Diaspora badanie pt. E‑migracja. Polska diaspora technologiczna. Polskich emigrantów technologicznych zdefiniowaliśmy jako Polaków, którzy pracują za granicą w nowoczesnych sektorach gospodarki – w branżach innowacyjnych, kreatywnych, gdzie zasadnicze znaczenie ma kapitał ludzki. To zarówno specjaliści, których cechuje wiedza „twarda” – technologiczna czy inżynieryjna, czyli np. programiści czy analitycy, jak również osoby wykorzystujące wiedzę „miękką” – np. menedżerską.Polskich emigrantów technologicznych podzieliliśmy przy tym na trzy segmenty. Pierwszy stanowią rodacy, którzy wyemigrowali, by osiąść w konkretnym kraju, drugi to osoby o polskich korzeniach, które urodziły się już poza granicami Polski, a na trzeci składają się tzw. transmigranci – współcześni nomadzi, osoby, które nie są zakorzenione w jednym miejscu, są bardzo mobilne, przemieszczają się po całym świecie. Dziś pracują w Londynie, za miesiąc w Singapurze, a za rok przyjadą być może do Warszawy. Dlaczego młodzi, zdolni polscy specjaliści zdecydowali się wyjechać za granicę? ST: Ich motywacje były w większości zupełnie inne niż Polaków, którzy masowo wyemigrowali tuż po 2004 r., przy okazji akcesji Polski do Unii Europejskiej. Tamta grupa wyjechała „za chlebem”, z kolei u współczesnych „e‑migrantów” czynnik ekonomiczny nie był decydujący. Są to osoby świetnie wykształcone, bardzo świadome, ambitne, niebojące się wyzwań – nie miałyby problemu ze znalezieniem dobrze płatnej pracy także i tu, w Polsce. Owszem – na Zachodzie zarobią więcej, ale zdecydowanie wyższe są tam też koszty życia. Ostateczna różnica ekonomiczna jest więc w wielu przypadkach zbliżona do tego, na co osoby te mogą liczyć pozostając w kraju. RR: Niemal 60% badanych motywowało wyjazd za granicę głównie ciekawością i chęcią poznania świata. Wśród kolejnych najczęstszych powodów znalazły się natomiast lepsze perspektywy kariery zawodowej oraz rozwoju osobistego. Praca przy ciekawych projektach, możliwość bycia w centrum technologicznym świata, dostęp do najbardziej zaawansowanego know‑how, bliskość największych firm i najlepszych specjalistów to dla tych osób czynniki zdecydowanie bardziej pociągające niż jedynie wysokość pensji. Wyjazd za granicę jest kuszącą opcją w szczególności dla osób pracujących w wąskich, innowacyjnych specjalizacjach, które w Polsce nie są jeszcze dobrze rozwinięte.Polscy emigranci technologiczni to osoby, które pracują za granicą w nowoczesnych sektorach gospodarki – w branżach innowacyjnych, kreatywnych, gdzie zasadnicze znaczenie ma kapitał ludzki.
Czy osoby te wrócą kiedyś do Polski na stałe? RR: Tego jeszcze nie wiemy. Wpływ na decyzję o powrocie może mieć szereg czynników – w grę wchodzą tu często sytuacja osobista czy kwestie rodzinne. W tym momencie mniej więcej połowa badanych zadeklarowała chęć powrotu, jednak tylko 8% miało już sprecyzowane plany. Zapewne więc wiele z pozostałych osób nie zdecyduje się na powrót do kraju, przynajmniej w niedalekim czasie. ST: Prognozujemy, że do Polski wróci mniejsza część emigrantów technologicznych – jak wspominał dr Raczyński, istnieje bardzo dużo czynników, które trzeba brać pod uwagę, gdy mowa o takiej decyzji. Wielu reprezentantów polskiej diaspory technologicznej to ludzie młodzi, którzy dopiero za granicą poznają swojego życiowego partnera czy partnerkę, często nie będących zresztą Polakami, co jeszcze mocniej zakotwicza ich w środowisku zagranicznym. Jak już Panowie wspominaliście, migracje mają różny charakter – jedni migranci osiedlają się w danym kraju, a często nawet w konkretnej lokalizacji na wiele lat, a inni często zmieniają swój adres zamieszkania. Polskich emigrantów technologicznych cechuje generalnie wysoka mobilność? ST: Większość z nich ceni sobie mobilność oraz elastyczność wykonywanego zawodu, nie przywiązując uwagi do jednej, konkretnej lokalizacji, lecz do swojej profesji. To osoby o bardzo wysokich kompetencjach komunikacyjnych, pracujące na co dzień w międzynarodowych, wielokulturowych zespołach, które odnajdą się świetnie w wielu miejscach. Jak już mówiliśmy – głównymi motywacjami są dla nich ciekawość świata oraz możliwości rozwoju swojej ścieżki zawodowej. Są oni więc nieraz gotowi przenieść się na drugi koniec globu za ciekawym projektem. Można ich śmiało określić obywatelami świata. Czy takie osoby chętnie nawiązują kontakty z mieszkającymi za granicą Polakami? Polska diaspora – ta szeroko rozumiana – jest przecież bardzo obszerna, obecna na całym świecie. ST: Z naszych obserwacji wynika, że reprezentanci polskiej diaspory technologicznej najczęściej nawiązują za granicą kontakt z osobami o podobnych zainteresowaniach czy filozofii życiowej. Przynależność narodowościowa nie gra dla nich aż tak dużej roli. Polska polityka migracyjna kojarzy się przede wszystkim z zachęcaniem emigrantów do powrotu do Polski. Panów zdaniem równie ważna jest jednak ich współpraca z polskimi firmami, uczelniami, instytucjami – dlaczego? RR: W polskiej debacie publicznej dominuje dyskurs zorientowany na powroty Polaków do kraju. Naszym zdaniem działania przyczyniające się do uatrakcyjnienia osiedlenia się z powrotem w Polsce, jak reintegracja społeczna emigrantów, np. w formie programów aklimatyzacyjnych dla dzieci, są potrzebne, niemniej jednak z punktu polskiej diaspory technologicznej mogą okazać się one mało efektywne – mało kto z tej grupy chce bowiem wracać. ST: Jednocześnie osoby te mogłyby wnieść bardzo dużą wartość, gdyby wykorzystać je na rzecz rozwoju gospodarczego czy nawet cywilizacyjnego Polski – drzemie w nich ogromny potencjał w wielu obszarach nauki, techniki, gospodarki. I tak jak polityka powrotów w każdym kraju jest i zawsze będzie ważna, to jednak doświadczenia wielu państw wskazują na to, jak dużą korzyścią dla rodzimych firm, szkół wyższych, czy szerzej – gospodarki, może być współpraca z diasporą technologiczną. Osoby z tej grupy – pomimo braku chęci powrotu do Polski – bardzo często jednak wykazują chęć nawiązania kontaktów i kooperacji z polskimi instytucjami, przedsiębiorstwami, etc. Jest to bardzo duży zasób do wykorzystania.Praca przy ciekawych projektach, możliwość bycia w centrum technologicznym świata, dostęp do najbardziej zaawansowanego know‑how, bliskość największych firm i najlepszych specjalistów to dla emigrantów technologicznych czynniki zdecydowanie bardziej pociągające niż jedynie wysokość pensji.
Czy w tym względzie moglibyśmy się na kimś wzorować? RR: Tak – jest to dziś ogólnoświatowy trend. Wiele państw – dobre przykłady to Chiny i Litwa – rozpoczynały prowadzenie swoich polityk migracyjnych, skupiając je na zachęcaniu rodaków do powrotu. W Państwie Środka w latach 1993‑2002 obowiązywała strategia zawierająca cały pakiet programów zachęcających dobrze wykształconych na zachodnich uniwersytetach Chińczyków do reemigracji. Kolejna strategia skupiła się już na rozwoju współpracy z rodakami, którzy powrotu nie planują. Również na Litwie zaszła podobna ewolucja, gdy po nieudanym programie powrotów, kolejna strategia – pod nazwą Global Lithuania – skupiła się już na włączeniu diaspory w rozwój społeczno‑gospodarczy kraju. Nawiązując do Polski, uważamy, że działania skierowane na powroty warto uzupełnić o rozwój współpracy z diasporą. Aż 90% badanych przez nas jej reprezentantów widzi możliwości współpracy z polskimi firmami, a ponad 80% – z polskimi badaczami, uniwersytetami. Jaki mógłby być zakres takiej współpracy i czym byłaby ona ze strony emigrantów motywowana – odbywałaby się częściej na zasadach stricte rynkowych, czy bardziej społecznikowskich? ST: Modeli współpracy, a także jej motywacji byłoby z pewnością wiele. Jeśli chodzi o formy kooperacji – możemy myśleć chociażby o wspólnych projektach, konsultacjach, udziale w sieci kontaktów, współpracy biznesowej. Bardzo różne byłyby też motywy – jest tu miejsce zarówno na działalność „wolontariacką”, non‑profit, związaną z sentymentem członków diaspory do kraju pochodzenia, jak również na typowo biznesową. Przykładowo, emigranci sieciujący podmioty z kraju pochodzenia z podmiotami z kraju zamieszkania są nieraz pierwszymi osobami, które dostrzegają pewne możliwości biznesowe, związane chociażby z wejściem danej firmy na rynek zagraniczny. Takie informacje można odpowiednio wykorzystać w sposób komercyjny. W czyjej gestii powinno leżeć podjęcie działań systemowych względem migrantów – jest to rola państwa, regionów, miast? ST: Wierzę, że rozwiązania, o których mówimy mają szansę zadziałać tylko wtedy, gdy będą wdrażane kompleksowo – nie tylko przez jeden podmiot, na jednym szczeblu, lecz przez wiele instytucji, na wielu poziomach. Począwszy od polityk centralnych, przez polityki regionalne, lokalne, miejskie aż po działania poszczególnych podmiotów, instytucji, firm. Działania te powinny być nakierowane na różne grupy odbiorców – tematycznie, branżowo, geograficznie. RR: W chińskim modelu polityka współpracy z diasporą jest rozwijana na poziomie państwowym, regionalnym, prowincji, ale też na szczeblu poszczególnych miast, które często rywalizują ze sobą o ściągnięcie konkretnych osób czy inwestycji. Warto zainspirować się tym przykładem – wszak wielu polskich emigrantów może być tzw. lokalnymi patriotami lub po prostu może widzieć dla siebie lepsze możliwości biznesowe na niższym szczeblu.Dużą korzyścią dla rodzimych firm, szkół wyższych, czy szerzej – gospodarki, może być współpraca z diasporą technologiczną. Osoby z tej grupy – pomimo braku chęci powrotu do Polski – bardzo często jednak wykazują chęć nawiązania kontaktów i kooperacji z polskimi instytucjami, przedsiębiorstwami, etc.