Z Waldemarem Kucharskim , Prezesem oraz Beatą Tkaczyk , Dyrektorem HR Young Digital Planet S.A. rozmawia Dawid Piwowarczyk
Panie Prezesie, czy z punktu widzenia firmy zatrudniającej nowych pracowników pomorski rynek pracy jest rynkiem dojrzałym, czy też płytkim i z wieloma mankamentami?
Waldemar Kucharski : Z mojego punktu widzenia jest to rynek ciekawy, ale już bardzo wyeksploatowany. Liczba funkcjonujących w regionie uczelni zaspokaja podstawowe zapotrzebowanie pracodawców na nowych pracowników, ale braki są widoczne.
Beata Tkaczyk : Oczywiście w poszczególnych zawodach sytuacja jest różna. Z perspektywy YDP najgorsza sytuacja jest na rynku programistów. Deficyt jest tutaj szczególnie dotkliwy, coraz częściej mamy do czynienia na przykład z przypadkami podkupywania sobie pracowników. Walka na płace i bonusy jest szczególnie zażarta.
A dlaczego musiało dojść do takiej sytuacji, dlaczego przewidując swój rozwój, nie zaczęli Państwo już kilka lat temu szerszej współpracy z uczelniami? Dlaczego Państwo nie promowali takich kierunków studiów wśród młodych osób stojących przed koniecznością wyboru?
Myślę, że ta współpraca cały czas istniała, że podobnie działał na przykład funkcjonujący po sąsiedzku Intel. My jako wydawca edukacyjny potrzebujemy specjalistów z bardzo wielu dziedzin i nie mogliśmy skupiać się na promowaniu i pomocy w wyborze drogi życiowej młodych ludzi na wielu uczelniach jednocześnie.
A dlaczego Pomorze nie jest atrakcyjne dla osób z zewnątrz?
Nie zgodziłbym się z tą tezą. Ja sam przyjechałem tutaj z Bydgoszczy.
Czy istnieje szansa, że staniemy się dla młodych specjalistów mekką, taką jak kilka lat temu dla osób poszukujących możliwości rozwoju zawodowego i kariery była Warszawa?
Moim zdaniem odpływ do Warszawy jest mniejszy niż powrót i napływ pracowników ze stolicy.
Tylko w ostatnim czasie trafiły do naszej firmy cztery osoby, które postanowiły zakończyć swój "stołeczny" etap kariery zawodowej i wrócić lub przyjechać robić dalszą karierę w naszej firmie. Mamy też na przykład grafika spod Zielonej Góry. Problemem jest jednak to, że mając rodzinę, takie osoby natrafiają na problemy na przykład ze znalezieniem pracy dla swojego małżonka.
Czy oczekiwania pracowników i pracodawców są zbieżne?
U nas raczej się pokrywają. Oczywiście każdy pracownik chce zarabiać jak najwięcej, ale zazwyczaj nasze pozycje nie są od siebie bardzo odległe i udaje nam się znaleźć satysfakcjonujący wszystkich kompromis.
Czy braki kadrowe są barierą rozwoju?
Raczej nie. Oczywiście są czasami pewne braki. Na przykład przez długi czas mieliśmy problemy ze znalezieniem osób mających doświadczenie w budowaniu nowych biznesów. Przez dłuższy czas szukaliśmy, a to nieco przyhamowało nasze projekty. Okazuje się, że doświadczony menadżer ze znajomością języków obcych jest towarem deficytowym.
Czy płytkość rynku pracy nie ogranicza rozwoju branży informatycznej na Pomorzu, nie hamuje powstania pomorskiego klastra nowych technologii?
Według mnie, w przypadku nowych technologii lokalizacja ma minimalne znaczenie. My współpracujemy na przykład z Oxfordem i jest to dla nas naturalne. Dobór ze względu na bliskość geograficzną nie ma w naszej branży biznesowego uzasadnienia.
Czy kadry mogą być magnesem przyciągającym na Pomorze nowych inwestorów?
Myślę, że tak. Inwestorzy najczęściej zaczynają swoje kroki biznesowe od rozpoznania rynku pracy.
Jak wygląda kwestia współpracy z uczelniami i samorządami?
Bardzo dobrze oceniam współpracę z Politechniką Gdańską i Uniwersytetem Gdańskim. Dobrze oceniam też - ale już tylko przez pryzmat absolwentów, a nie kontaktów bezpośrednich z władzami uczelni - Akademię Sztuk Pięknych.
Panie Prezesie, czy myśli Pan, że będą zacieśniały się kontakty biznesu - poprzez stypendia, praktyki - ze sferą nauki?
Myślę, że tak. System funkcjonuje w innych, bardziej rozwiniętych krajach. U nas coraz wyraźniej widać, że młodzi ludzie zaczynają doceniać praktyki. Jednak daleko nam jeszcze na przykład do Niemiec, gdzie bardzo często młody człowiek przerywa nawet na rok, dwa studia, żeby zdobyć praktykę, mieć styczność z praktyką w swoim zawodzie jeszcze przed zakończeniem edukacji. Nie wiem czy jest to rozwiązanie systemowe, czy rozwiązanie wypracowane w toku pozytywnej praktyki?
U nas problemem jest to, że nikomu nie opłaca się fundowanie stypendium. My jako firma mielibyśmy koszty, których nie uznałby nam urząd skarbowy, a student musiałby oddać państwu dużą część dochodu. Jednocześnie nie mielibyśmy żadnych możliwości prawnych, by sprawić, żeby taki stypendysta po ukończeniu studiów związał się z naszą firmą. Widać więc, że system nie jest przychylny pracodawcom.
Czy odczuł Pan odpływ kadry po wejściu Polski do Unii Europejskiej?
Powiem tak, jako pracodawca i prezes YDP - nie. Bardziej jako mieszkaniec Pomorza. Ponieważ odpływ kadry rzemieślniczej jest coraz bardziej widoczny i odczuwalny.
Czy jest szansa, że nasz rynek pracy na tyle się rozwinie, że ci, którzy wyjechali zaczną wracać, a razem z nimi zaczną napływać obcokrajowcy, uznając, że na Pomorzu można znaleźć ciekawe miejsce do pracy i do życia?
Oczywiście, że może tak być. Mój optymizm jest jednak umiarkowany. Nie uważam, że jest źle, ale nie widzę wyraźnych kroków w kierunku tego, żeby w znaczący sposób poprawić konkurencyjność naszego regionu.
Dziękuję za rozmowę.