Waligórski Michael

Prof. dr hab. Michael (Michał) Waligórski – fizyk jądrowy, profesor w Instytucie Fizyki Jądrowej PAN w Krakowie, oraz fizyk medyczny – profesor w Centrum Onkologii Instytutu im. Marii Skłodowskiej­-Curie. W latach 2009–2010 był prezesem Państwowej Agencji Atomistyki w Warszawie. Konsultant krajowy w dziedzinie fizyki medycznej. W latach 2005–2011 był prezesem Polskiego Towarzystwa Fizyki Medycznej. Jest członkiem Rady Naukowej Narodowego Centrum Badań Jądrowych, Komitetu Fizyki Medycznej, Radiobiologii i Diagnostyki Obrazowej PAN, American Physical Society, Radiation Research Society. Reprezentuje Polskę w Naukowym Komitecie Narodów Zjednoczonych do spraw Promieniowania Atomowego (UNSCEAR) oraz w Radach Europejskiego Laboratorium Badań Jądrowych (CERN) w Genewie i Zjednoczonego Instytutu Badań Jądrowych w Dubnej (Rosja).Jest autorem i współautorem ponad 200 publikacji naukowych z dziedziny detekcji promieniowania jonizującego, radiobiologii teoretycznej, fizyki medycznej i ochrony radiologicznej.

O autorze:

Plan lokalizacji elektrowni jądrowych w rejonie Pomorza jest olbrzymią szansą dla tego regionu. Z możliwych opcji: budować czy protestować? – zdecydowanie opowiadam się za pierwszą. Potencjalne lokalizacje to: Żarnowiec, Kopań, Choczewo, Kopalino, okolice Szczecina. Są ku temu dwa powody „inżynierskie” – dostęp do dużego akwenu wodnego, jakim jest Bałtyk, koniecznego do pracy reaktora, oraz obecna struktura sieci energetycznej, która lepiej uwzględni potrzeby energetyczne północnych regionów Polski. Żarnowiec był już miejscem (przerwanej, niestety) budowy elektrowni jądrowej, zatem lokalizacja ta przeszła wszystkie wymagane oceny. Oczywiście nie jest możliwe ulokowanie nowej elektrowni w miejscu pierwszej budowy. Nie można też już wykorzystać tamtejszego akwenu wodnego. Pozostaje możliwość połączenia z Bałtykiem odrębnym kanałem. W tej sytuacji lokalizacja elektrowni bezpośrednio przy Bałtyku jest, być może, bardziej ekonomiczna. We Francji, Wielkiej Brytanii i Japonii większość elektrowni jądrowych usytuowana jest u wybrzeży morskich.
Elektrownie jądrowe są nie tylko stabilnymi i ekonomicznymi w długim horyzoncie czasowym źródłami wytwarzania energii elektrycznej, ale też pozwolą Polsce wypełnić założenia europejskiego pakietu klimatycznego.
Szanse Jest dość oczywiste, że inwestycja o skali porównywalnej z budową Gazoportu w Świnoujściu ożywi gospodarczo region Pomorza. Spodziewać się należy utworzenia nowych miejsc pracy, zarówno w czasie samej budowy, jaki i w okresie eksploatacji elektrowni jądrowych. Podobnie jak w przypadku przemysłu stoczniowego, gdzie elementy statku produkowane były w różnych zakładach przemysłowych w innych regionach kraju, budowa elektrowni jądrowej będzie stymulować rozwój krajowego przemysłu, wzrost innowacyjności polskiej gospodarki, a także rozkwit zaplecza naukowo­-badawczego energetyki jądrowej. Należy przewidywać równoległy rozwój odpowiednich kierunków kształcenia na wyższych uczelniach, szczególnie na Pomorzu, koniecznych do stworzenia silnego zaplecza kadrowego energetyki jądrowej. Z punktu widzenia bezpieczeństwa energetycznego kraju elektrownie jądrowe są nie tylko stabilnymi i ekonomicznymi w długim horyzoncie czasowym źródłami wytwarzania energii elektrycznej, ale też pozwolą Polsce wypełnić założenia europejskiego pakietu klimatycznego poprzez dywersyfikację struktury wytwarzania energii elektrycznej i ograniczenie emisji szkodliwych dla środowiska substancji (dwutlenku węgla, związków azotu czy siarki oraz pyłów i metali ciężkich). Można też sądzić, że rozwój energetyki jądrowej zapewni w dłuższej skali czasowej wzrost atrakcyjności inwestycyjnej Polski dzięki zapewnieniu stabilnych dostaw i cen energii elektrycznej, niezależnych od zmiennych i stale rosnących cen gazu i ropy naftowej.
Najważniejsze zagrożenie to możliwość braku akceptacji społecznej dla rozwoju energetyki jądrowej – na poziomie lokalnym i krajowym.
Zagrożenia Jednym z podstawowych zagrożeń wydaje się możliwość braku wystarczających środków finansowych na realizację budowy, szczególnie w kontekście pojawienia się gazu łupkowego – nowej zmiennej w krajobrazie energetycznym Polski. Polityka państwa jest ważna, ale to inwestor musi ostatecznie decydować i ponieść ryzyko finansowe swojego wyboru. Wiadomo, że jądrowa część elektrowni, w postaci dwóch (lub czterech) bloków reaktorowych, zakupiona zostanie za granicą, przy czym wymagany będzie zakup technologii już działającej i sprawdzonej, a nie prototypu. Kadra polskich specjalistów w dziedzinie inżynierii jądrowej jest obecnie dość nieliczna – inżynierowie i inspektorzy dozoru jądrowego z czasów budowy elektrowni w Żarnowcu właśnie przechodzą na emeryturę, a od czasu likwidacji tej budowy praktycznie zamarło w Polsce kształcenie w tym kierunku. Dlatego brakuje kadry specjalistów do realizacji programu polskiej energetyki jądrowej, co także stanowi poważne zagrożenie dla jego realizacji. Podejmowane są wprawdzie inicjatywy, zwłaszcza ze strony francuskiej, aby instruktorów polskich w zakresie technologii jądrowych szkolić we Francji, obawiam się jednak, że wielu z nich znajdzie zatrudnienie za granicą, bo tam także brakuje kadry. Za najważniejsze zagrożenie uważam jednak możliwość braku akceptacji społecznej dla rozwoju energetyki jądrowej – na poziomie lokalnym i krajowym. W obowiązującej ustawie – Prawo atomowe przewidziany jest tryb uzyskiwania akceptacji społeczności lokalnej terenu, na którym ma być planowana budowa elektrowni jądrowej (lub składowiska niskoaktywnych odpadów jądrowych) jako jednego z wielu warunków wyboru danej lokalizacji. Negatywna opinia lokalnego referendum w tej sprawie oznacza, że inwestor będzie musiał szukać innego miejsca (dlatego proponuje się wiele potencjalnych lokalizacji). Nowe prawo atomowe przewiduje liczne formy aktywnej współpracy operatora elektrowni ze społecznością lokalną, w tym obowiązek bieżącego i przejrzystego informowania o aspektach bezpieczeństwa jądrowego i ochrony radiologicznej w jej otoczeniu. Dotychczasowe doświadczenie z terenu wokół składowiska niskoaktywnych odpadów jądrowych w Różanie uczy, że jest możliwe uzyskanie pełnej akceptacji społeczności lokalnej dla obiektu jądrowego na jej terenie. Daleko poważniejszym zagrożeniem jest brak zgody wszystkich obywateli Polski na wdrożenie Programu Polskiej Energetyki Jądrowej, np. wyrażony w drodze referendum (tak jak proponują niektórzy dziennikarze). Uważam, że ogólnokrajowe referendum nie powinno dotyczyć tak technicznie złożonego tematu. Nie przeprowadzalibyśmy przecież referendum na temat sposobów dokonywania operacji kardiologicznych czy wyrostka robaczkowego, ani też referendum w sprawie Gazoportu – równie wielkiej inwestycji o ogromnym znaczeniu dla kraju i losów jego obywateli. Doświadczenie Austrii sprzed kilkunastu lat uczy, że negatywny wynik referendum w sprawie energetyki jądrowej (będący w istocie wyrażeniem braku akceptacji dla rządu, który to referendum ogłosił) doprowadził do konstytucyjnego zakazu rozwoju energetyki jądrowej na terenie Austrii (co nie przeszkadza jej importować elektryczności jądrowej z krajów sąsiednich). Uważam, że wyrażenie woli narodu wobec wdrożenia energetyki jądrowej jest bezwzględnie konieczne (warunek uzyskania tzw. dużej zgody jasno określają zalecenia Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej IAEA). Uważam także, że zgoda ta powinna być osiągnięta poprzez debatę parlamentarną (a nie referendum) i zostać zatwierdzona w drodze decyzji rządowej, a nie ustawy parlamentarnej. Nie powinno być bowiem możliwości zmiany raz osiągniętej „dużej zgody” przez inną opcję polityczną, jeśli wygrałaby kolejne wybory. W przeciwnym razie żaden inwestor nie zaryzykuje tak poważnej inwestycji.
Czynnik ryzyka, którego nie znamy lub którego nie umiemy kontrolować – a za takie jest powszechnie uważane promieniowanie jonizujące – jest postrzegany społecznie jako groźny, a w dodatku przez przymiotnik „atomowy” kojarzymy go z bronią masowej zagłady.
„Ja się nie boję promieniowania od rentgena, ale boję się promieniowania od ‘atomu’…” To zdanie słuchaczki programu radiowego usłyszałem jakiś czas temu przy okazji wywiadu jednego z moich kolegów. Zaaferowany przebiegiem audycji kolega nie odpowiedział wtedy: „A czym się jedno promieniowanie różni od drugiego?” – tak jak obaj pomyśleliśmy. Opinia słuchaczki stanowi dobry wstęp do krótkich rozważań na temat społecznej percepcji ryzyka, a w szczególności do próby odpowiedzi na pytanie: dlaczego boimy się promieniowania jonizującego (promieni X czy gamma) bardziej niż na to zasługuje? Ogólnie definiuje się ryzyko jako iloczyn częstotliwości zdarzenia i ciężkości jego skutków. Na przykład, w dość niestety częstym zdarzeniu, jakim jest wypadek samochodowy, jego ciężkość może oznaczać zgon jednej lub paru osób, a w bardzo rzadkim zdarzeniu, jakim było ostatnie trzęsienie ziemi o niezwykłej nawet dla Japonii skali, miarą jego ciężkości była śmierć prawie 30 tysięcy mieszkańców. I chociaż podobna liczba osób zginęła lub zginie w wypadkach samochodowych w Polsce w ciągu dziesięciu lat, zdarzenia te postrzegamy zupełnie inaczej. O wypadkach awionetek, w których zginęło kilka osób, czytaliśmy niedawno we wszystkich gazetach. A piloci wojskowi, kosmonauci czy himalaiści – czyż oni nie podejmują ogromnego ryzyka? O społecznej percepcji ryzyka decyduje wiele czynników, a są nimi zapewne ciężkość nawet mało prawdopodobnego zdarzenia czy indywidualna decyzja (lub korzyść finansowa) związana z wykonywaniem zawodu lub czynności obarczonej dużym ryzykiem (sam chciał…, nie musiał…, dobrze mu za to płacą…). Na pewno też czynnik ryzyka, którego nie znamy lub którego nie umiemy kontrolować – a za takie jest powszechnie uważane promieniowanie jonizujące – jest postrzegany społecznie jako groźny, a w dodatku przez przymiotnik „atomowy” kojarzymy go z bronią masowej zagłady. W swoim rozwoju ewolucyjnym człowiek wykształcił doskonały wzrok, dobry słuch i umiejętność szybkiego biegania – zapewne aby skutecznie ratować się przed zagrażającą mu, większą od niego i silniejszą zwierzyną. Nie wykształcił natomiast zmysłu wykrywającego obecność promieniowania jonizującego. Dlaczego? Może dlatego, że to wszechobecne promieniowanie, które towarzyszy człowiekowi od początków jego istnienia, nie było dla niego groźne, a może nawet było wręcz konieczne do jego ewolucji? Dlaczego dobrowolnie akceptujemy promieniowanie przy okazji badania rentgenowskiego, które jest porównywalne z dawką, jaką otrzymujemy przez parę miesięcy ze źródeł naturalnych? Pewnie dlatego, że odnosimy z badania indywidualną korzyść – diagnozę swojego stanu zdrowia. Według ostatnich danych, w krajach rozwiniętych średnie dawki przyjmowane od ekspozycji medycznych (czyli głównie podczas badań rentgenowskich) zaczynają przewyższać te od naturalnych źródeł promieniowania jonizującego (pochodzącego z Ziemi i z kosmosu), których nie możemy uniknąć. Czy z tego powodu zaobserwujemy w tych krajach wzmożoną falę chorób nowotworowych? Nie sądzę. Dość trudno oswoić się nam z wielkością dawki (duża czy mała?), zdarza się nam także mylić ją z mocą dawki, którą zwykle wskazują tykające dawkomierze. Przyjmijmy więc za jej miarę średnią dawkę, jaką każdy otrzymuje w ciągu roku od otaczającego nas promieniowania naturalnego (w Polsce są to blisko 3 milisiwerty). Groźna dla naszego życia może być dawka tysiąckrotnie większa, praktycznie zaś nie odczuwamy skutków dawki 50-krotnie wyższej (150 milisiwertów). Skąd więc przekonanie o szkodliwości dla zdrowia nawet najmniejszych dawek? Uważam, że częściowo winni jesteśmy sami, a przynajmniej ci uczeni, którzy dla potrzeb ochrony radiologicznej przyjęli zasadę liniowej i bezprogowej zależności ryzyka od dawki promieniowania. Oznacza ona przyjęcie, że każda, choćby najniższa dawka, nawet ta grubo poniżej miary dawki naturalnej, wpływa na wzrost ryzyka zachorowania lub zgonu na nowotwór. Jeśli ten niewielki wkład w ryzyko pomnożyć przez dużą populację, otrzymamy hipotetyczną liczbę dodatkowych „zgonów nowotworowych w wyniku promieniowania”, która choć niewykrywalna statystycznie w tle wielokrotnie liczniejszych rzeczywistych zgonów nowotworowych (ale z innych przyczyn), potęguje jednak grozę. W ten sposób doliczono się od kilku tysięcy do paru milionów „zgonów czarnobylskich”, choć udokumentowana liczba osób, które zmarły w wyniku choroby popromiennej w tej katastrofie, nie przekroczyła 50, a większość mieszkańców Ukrainy i Białorusi nie otrzymała dawek wyższych niż 10-krotność rocznej dawki naturalnej. W wyniku ostatniego trzęsienia ziemi i tsunami zginęło w Japonii około 30 tysięcy osób, ale żadna z nich nie utraciła życia z powodu napromieniowania w wyniku awarii elektrowni jądrowej w Fukushimie. W doniesieniach prasowych rzadko tę różnicę zauważano, utrwalając w ten sposób mit o katastrofalnych skutkach awarii tej elektrowni jądrowej. Społeczna percepcja a rzeczywiste zagrożenia Nie lekceważę poważnych społecznych skutków awarii reaktorów jądrowych w Czarnobylu czy Fukushimie, bo są one istotne i realne. Nie kwestionuję też potrzeby prowadzenia poważnej debaty na temat szans i zagrożeń związanych z energetyką jądrową. Myślę jednak, że nie służą takiej debacie uproszczenia i hasła „NIE dla atomu” czy „Precz z lobbingiem atomowym” (które to lobby miałoby odnosić jakieś osobiste korzyści z tego tytułu). Twierdzę, że z wielu powodów społeczna percepcja ryzyka związanego z promieniowaniem jonizującym, a zatem i z energetyką jądrową, może znacznie odbiegać od rzeczywistych zagrożeń związanych z tą technologią generowania energii elektrycznej. Energetyka jądrowa, obok innych źródeł energii, w tym odnawialnych – wiatrowych czy słonecznych – powinna wejść w skład optymalnego dla Polski „miksu energetycznego”, umożliwiającego dalszy harmonijny rozwój naszej gospodarki na najbliższe dziesięciolecia.     Elektrownia jądrowa a elektrownia konwencjonalna W części energetycznej, czyli dotyczącej samego procesu wytwarzania energii elektrycznej, elektrownia jądrowa niczym nie różni się od elektrowni konwencjonalnej. W tych ostatnich źródłem ciepła niezbędnego do wytworzenia pary wodnej do napędzenia generatorów elektryczności jest spalanie węgla kamiennego lub brunatnego, gazu, ropy naftowej czy biomasy, a także skoncentrowane ciepło Słońca. W elektrowniach jądrowych źródłem tego ciepła jest reaktor jądrowy. Jakie są istotne różnice pomiędzy elektrowniami jądrowymi a konwencjonalnymi? Po pierwsze – energetycznego reaktora jądrowego nie da się szybko wyłączyć, dlatego w pobliżu elektrowni jądrowej musi znajdować się duży zbiornik wodny do szybkiego odprowadzenia ciepła z reaktora, jeśli z jakichś powodów nie może być ono użyte do generowania energii elektrycznej. Także dlatego elektrownie jądrowe mają dostarczać energię elektryczną o ciągłej i stałej mocy. Po drugie – obecne wymagania prawne narzucają konieczność lokalizowania elektrowni jądrowej w miejscach spełniających wiele wymogów środowiskowych. Na przykład z dala od dużych skupisk ludzi – w związku z koniecznością przygotowania szczegółowych planów na wypadek (bardzo mało prawdopodobnej) awarii reaktora, w wyniku której mogłoby dojść do uwolnienia do środowiska elementów radioaktywnych. Po trzecie – zużyte paliwo jądrowe jest wysoce radioaktywne i musi być najpierw składowane na terenie elektrowni (oczywiście odpowiednio zabezpieczone) w celu jego schłodzenia przez okres 30–50 lat, a potem bezpiecznie składowane na stałe; może być też przetwarzane – wtedy schłodzenie trwa krócej (do trzech lat po usunięciu go z reaktora). Po czwarte – konieczne jest zapewnienie ochrony fizycznej i radiologicznej samej elektrowni oraz całego cyklu technologicznego związanego z przewozem zarówno świeżego, jak i wypalonego i schłodzonego paliwa jądrowego do składowiska lub przerobu. Świeże paliwo jest zupełnie nieszkodliwe ze względu na niską radioaktywność, ale istnieje groźba jego przechwycenia przez terrorystów; paliwo wypalone i schłodzone stanowi zaś wysokie zagrożenie radiologiczne dla ludzi. Koncentracja uranu-235 w świeżym paliwie jądrowym nie jest wystarczająca do wywołania samorzutnej eksplozji jądrowej, dlatego reaktor nigdy nie zamieni się w bombę atomową. Niemniej dalsze wzbogacenie uranu przez terrorystów mogłoby posłużyć jako etap do konstrukcji takiej bomby. Niewiele państw na świecie umie produkować wzbogacone w U-235 paliwo jądrowe lub przerabiać to wypalone. Sam proces wzbogacania oraz rynek stosunkowo niedrogiego wzbogaconego uranu podlegają ścisłej kontroli międzynarodowej, nadzorowanej przez Międzynarodową Agencję Energii Atomowej (IAEA) w Wiedniu. W Europie jedynym właścicielem tego ściśle reglamentowanego towaru jest agencja EURATOM. Prawidłowo działająca elektrownia jądrowa nie wnosi praktycznie żadnego dodatkowego wkładu do promieniowania naturalnego w jej otoczeniu. Wymagania co do bezawaryjności i bezpieczeństwa energetycznych reaktorów jądrowych są obecnie znacznie wyższe niż dla innych technologii generacji energii, co jednak bardzo podnosi ich cenę. Koszt budowy elektrowni jądrowej jest 2–4 razy większy niż elektrowni konwencjonalnej (zależnie od sposobu kalkulacji). Natomiast koszt eksploatacji jest dużo niższy dla reaktora jądrowego niż konwencjonalnego, gdyż cena paliwa jądrowego to jedynie kilka procent całości. Na koszt energii konwencjonalnej wpływa głównie aktualna cena użytego paliwa (np. węgla czy gazu), gdyż stanowi ona połowę (lub więcej) kosztów generowania energii elektrycznej, paliwo zaś musi być dostarczane ciągle. Energia jądrowa jest więc opłacalna, zwłaszcza przy wysokich cenach paliw konwencjonalnych. Jednak do kosztów z nią związanych trzeba jeszcze doliczyć wyższe wydatki na spłatę samej inwestycji oraz wartość likwidacji elektrowni jądrowej. Ostatecznie i tak koszty inwestora pokryją odbiorcy, płacąc za dostawę energii elektrycznej.     Program Polskiej Energetyki Jądrowej Priorytety polskiej polityki energetycznej w odniesieniu do energetyki jądrowej zostały określone w przyjętym przez Radę Ministrów dokumencie „Polityka energetyczna Polski do 2030 roku”, którego część dotyczy dywersyfikacji struktury wytwarzania energii elektrycznej poprzez uruchomienie programu energetyki jądrowej. Ogólne cele Programu Polskiej Energetyki Jądrowej to bezpieczne uruchomienie i wdrożenie w Polsce energetyki jądrowej, zapewnienie efektywnej i bezpiecznej eksploatacji elektrowni jądrowych oraz bezpiecznej ich likwidacji po zakończeniu procesu technologicznego ich eksploatacji, a także lokalizacja i budowa bezpiecznego składowiska do przechowywania wysokoaktywnych odpadów jądrowych. Podstawowymi motywacjami dla tego programu są: konieczność zapewnienia do roku 2030 wzrostu produkcji energii elektrycznej w Polsce o blisko 50 proc. (w porównaniu z rokiem 2010) oraz realizacja do roku 2020 programu klimatycznego Unii Europejskiej, zakładającego, że o blisko 20 proc. zmniejszy się emisję dwutlenku węgla (CO 2 ) przy generacji energii we wszystkich krajach członkowskich Unii, a udział odnawialnych źródeł energii zwiększy się do 20 proc. Niedotrzymanie tego warunku od roku 2020 ma pociągnąć wysokie opłaty za każdą tonę wyemitowanego CO 2 . W Polsce udział spalania węgla kamiennego i brunatnego w produkcji energii wynosi obecnie ponad 90 proc. (produkujemy ogromne ilości CO 2 ). Realizacja programu ograniczenia emisji dwutlenku węgla wymaga więc – obok zwiększenia udziału odnawialnych źródeł energii – również większego udziału energii elektrycznej produkowanej w elektrowniach jądrowych (do ok. 15 proc.). Zmniejszy to względny udział węgla kamiennego w produkcji energii do ok. 36 proc., a brunatnego do ok. 21 proc. Harmonogram programu jest bardzo ambitny i zakłada uruchomienie pierwszych dwóch bloków elektrowni jądrowych o mocy łącznej ok. 3000 MW do roku 2022, tak aby uniknąć płacenia kar za emisję CO 2 . Według zaleceń IAEA czas na przygotowanie tak złożonego programu to co najmniej 15–20 lat, a zostało nam już tylko dziesięć. Zgodnie z międzynarodowymi zaleceniami IAEA, krajowy program rozwoju energetyki jądrowej powinni realizować trzej podstawowi partnerzy: rząd (w Polsce jest to Pełnomocnik Rządu do spraw Polskiej Energetyki Jądrowej, wiceminister w Ministerstwie Gospodarki), inwestor (jest nim Polska Grupa Energetyczna) oraz urząd dozoru jądrowego (w Polsce jest to Prezes Państwowej Agencji Atomistyki – PAA). Najogólniej rzecz biorąc, rolą rządu jest zorganizowanie programu, rolą inwestora – zbudowanie, bezpieczna eksploatacja i likwidacja elektrowni jądrowych, a rolą Prezesa PAA – nadzór nad spełnieniem wszystkich wymogów bezpieczeństwa jądrowego i ochrony radiologicznej na wszystkich etapach realizacji programu.

Skip to content