Partyka Natalia

Natalia Partyka jest trzykrotną mistrzynią paraolimpijską w tenisie stołowym. Studiuje na Akademii Wychowania Fizycznego i Sportu w Gdańsku na kierunku Sport Olimpijski. Pierwsze złoto zdobyła na Mistrzostwach Paraolimpijskich w Atenach w 2004 r., następnie w Pekinie (2008 r.) i w Londynie (2012 r.). Trzykrotna uczestniczka Igrzysk Olimpijskich, brązowa medalistka Drużynowych Mistrzostw Europy. W 2008 roku została odznaczona przez Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. Rok później uzyskała tytuł „Człowiek Roku 2008” gazety „Polska Dziennik Bałtycki” oraz Dyplom Ministra Spraw Zagranicznych za wybitne zasługi dla promocji Polski. Została również wyróżniona tytułem Kobiety Roku 2012 magazynu „Twój Styl”.

O autorze:

Co daje nam sport, czego on nas uczy? Myślę, że uprawiając sport od siódmego roku życia, wiem już coś na jego temat i widzę jak wygląda on od kuchni. Uważam, że w początkowym etapie przygody ze sportem odgrywa on rolę swoistej szkoły życia. Nie ma lepszego doświadczenia dla dzieciaków jak kontakt, styczność ze sportem i uprawianie jakiejkolwiek dyscypliny. Nic chyba tak nas nie przygotuje do późniejszego życia.

Zacznę od początku: wiadomo, że gdy w dosyć młodym wieku zaczyna się uprawianie sportu, to często jest on zabawą, czymś, co sprawia nam dużo frajdy. Tak samo było też w moim przypadku. Chyba najważniejszą rzeczą, której w początkowej fazie uczy sport, jest systematyczność oraz świadomość, że chcąc do czegoś dojść, trzeba ciężko pracować i podnosić swoje umiejętności. Jest to niezwykle ważne – wiadomo, że w sporcie trudno oszukać, a każda nieczysta gra prędzej czy później wyjdzie na jaw. Trzeba więc za każdym razem ciężko pracować. Im wcześniej więc zrozumiemy, że wytrwała praca i przede wszystkim systematyczność popłacają, tym bardziej nasze szanse na bycie dobrym sportowcem wzrosną.

W miarę upływu czasu i po kolejnych treningach nasze umiejętności rozwijają się i jesteśmy coraz lepsi. Pojawiają się wtedy częste wyjazdy na turnieje, obozy. Okazuje się wówczas, że mimo młodego wieku jesteśmy zdani sami na siebie, musimy być na tyle samodzielni, by radzić sobie w każdej sytuacji. Oczywiście, na początku nie każdemu się to udaje, lecz w miarę upływu czasu, wraz z rosnącym doświadczeniem, każdy nabiera już pewnego obycia i potrafi samodzielnie podejmować decyzje.

W sporcie cały czas albo wygrywamy, albo przegrywamy. Trzeba zachowywać do tych sytuacji odpowiedni dystans, znajdować równowagę i po prostu umieć sobie z nimi poradzić.

Tenis stołowy jest akurat sportem indywidualnym, w którym zawodnik jest niestety zdany sam na siebie. To on musi w kluczowych momentach podejmować samemu decyzje i brać za nie pełną odpowiedzialność. Często jest tak, że w pojedynkach pojawiają się różne nerwowe sytuacje. Przychodzi na przykład taki moment, że w meczu jest 3–3 w setach i wynik 9–9, a więc o tym, czy wygramy, czy przegramy, decydują właściwie dwie piłki. Te dwie piłki dzielą nas od zwycięstwa albo porażki. I w takim momencie przydaje się umiejętność radzenia sobie w trudnych sytuacjach. Z turnieju na turniej nabiera się doświadczenia – wiele meczów się wygrywa, wiele meczów się przegrywa. Myślę, że zdobywa się w tym czasie umiejętność radzenia sobie ze stresem, zachowywania zimnej krwi. Uważam, że ich opanowanie jest rzeczą cechującą najlepszych zawodników. Pomimo ogromnego stresu, silnej presji otoczenia, prezesów, działaczy, kibiców i wszystkich ludzi dookoła potrafią oni sobie z tym wszystkim poradzić.

Jeśli nam się uda i wygramy, to oczywiście świetnie, odczuwamy wielką radość po zwycięstwie. Trzeba się jednak nauczyć radzenia sobie z tą radością – wydaje mi się, że należy się cieszyć, celebrować zwycięstwo, ale nie można też popaść w zbytnią euforię i chodzić przez pół roku z głową w chmurach. Wiadomo bowiem, że są kolejne cele, kolejne turnieje i trzeba dosyć szybko wrócić na ziemię. Jednocześnie warto też zapamiętać ten pozytywny stan towarzyszący człowiekowi po zwycięstwie, aby go w sobie „zakotwiczyć” i móc odtworzyć go później na kolejnym turnieju. Jeśli natomiast powinie nam się noga, nie uda nam się wygrać pojedynku, to trzeba sobie jakoś z tą porażką poradzić. Nie można jej zbytnio rozpamiętywać, popadać w depresję – nie tędy droga. Musimy ją przeanalizować, wyciągnąć wnioski i zrobić wszystko, aby podczas kolejnego meczu, na kolejnym turnieju, popełnione błędy się nie powtórzyły. Zarówno zwycięstwo, jak i porażka są więc dla młodego człowieka rzeczami bardzo dobrymi, pouczającymi i wychowującymi. W sporcie cały czas albo wygrywamy, albo przegrywamy. Trzeba zachowywać do tych sytuacji odpowiedni dystans, znajdować równowagę i po prostu umieć sobie z nimi poradzić.

Kolejną rzeczą, której uczymy się, uprawiając jakąś dyscyplinę sportową, jest szacunek: do ciężkiej pracy, do drugiego człowieka, do naszego przeciwnika, niezależnie od losów spotkania. Wiadomo, że czasami nawet najwięksi mistrzowie przegrywają, każdemu zdarza się słabszy moment. Gdy oglądamy na przykład na konferencje prasowe po wielkich turniejach, wszyscy utytułowani zawodnicy pokazują, że są wspaniałymi ludźmi również poza kortem, poza boiskiem. Zawsze wypowiadają się o swoim przeciwniku z szacunkiem. Nawet gdy (a w zasadzie przede wszystkim) przeciwnik pokonał go dosyć niespodziewanie. Wiadomo, że nikt nie lubi przegrywać, dla każdego jest to dosyć bolesne, ale trzeba się tego nauczyć. Nauczyć się doceniania ciężkiej pracy naszego rywala – na pewno bowiem każdy ciężko pracuje, aby osiągać coraz lepsze wyniki. Trzeba to docenić. Uważam, że jest to cecha najlepszych sportowców, z których trzeba brać przykład i którzy powinni być wzorem dla młodych ludzi. Nauczenie się przegrywania jest niesamowicie ważne, wymaga jednak czasu. Niestety nie wszyscy to potrafią, nad czym mocno ubolewam.

Już jako mała dziewczynka miałam styczność zarówno ze sportem osób pełnosprawnych, jak i niepełnosprawnych. Wiem zatem, że sport, oprócz rozwijania samodzielności, chęci ciężkiej pracy, samodyscypliny, umiejętności radzenia sobie ze zwycięstwami i porażkami, jest także pewną odskocznią, szansą na to, aby zrobić w swoim życiu coś pozytywnego. Aby wynieść to życie na trochę wyższy poziom. Pamiętam, że jako dziecko pojechałam na turniej osób niepełnosprawnych, gdzie było wielu zawodników o ograniczonej sprawności, a grali w tenisa bardzo dobrze, wygrywali mecze, osiągali mnóstwo sukcesów, cieszyli się życiem. Oni są naprawdę wspaniałym przykładem tego, że jeśli się chce, to można ciężką pracą i zaangażowaniem osiągnąć właściwie wszystko.

Sport to także współpraca z innymi ludźmi. Nie wszystkim przychodzi ona łatwo. Ja akurat gram w tenisa, który jest sportem indywidualnym. Czasami zdarza mi się jednak grać w turniejach drużynowych czy chociażby w grach podwójnych i udało mi się nauczyć współpracować z innymi osobami. Niezależnie od tego, że – nie ukrywam – wolę, gdy przy stole wszystko zależy wyłącznie ode mnie. Trzeba jednak zawsze brać pod uwagę to, co do powiedzenia ma kolega z drużyny, trener czy sparing partner i umieć wykorzystać ich mądrość.

Przede mną jeszcze wiele lat grania, ale myślę, że niezależnie od tego, co będzie po zakończeniu kariery sportowej, poradzę sobie w życiu, gdyż chyba jak każdy sportowiec mam w sobie nieco zawziętości i pozytywnego uporu. Niezależnie od tego, co mnie w życiu spotka, gdy pojawią się jakieś trudniejsze momenty, będę walczyła o to, by sobie z nimi poradzić. Wydaje mi się, że każdy, kto miał styczność ze sportem, kto musiał wylać trochę potu, aby osiągnąć sukces, zawsze będzie się starał osiągnąć to, o czym marzy.

Skip to content