Majer Dawid

O autorze:

Mieszkam na granicy dwóch gdańskich dzielnic - Wrzeszcza i Oliwy - na skrzyżowaniu ulicy Grunwaldzkiej i alei Wojska Polskiego. Za oknem mam plac Piłsudskiego i studencki klub Żak. Do samego śródmieścia biegnie ciąg komunikacyjny, którym codziennie jeżdżę do pracy, korzystając na przemian z połączenia tramwajowego albo Szybkiej Kolei Miejskiej. "SKM-ka" jedzie do Dworca Głównego blisko dziesięć minut. Tramwaj zwykle dwa razy dłużej, ale można za to przyjrzeć się życiu ulicy Grunwaldzkiej na jej wrzeszczańskim odcinku. Moje obserwacje dotyczą głównie zwartej zabudowy dawnego Langfuhr, która kończy się przed politechniką, mniej więcej na wysokości Stacji De Luxe. Od dłuższego czasu zadaję sobie pytanie: czy można mówić o kształtowaniu się w tej części miasta równoległego serca urbanizacyjnego? Myślę, że tak. Wrzeszcz był zawsze dzielnicą handlową, która od XIX w. skupiała bogate mieszczaństwo. Współcześnie banki, sklepy, różnorodne punkty usługowe czy niezliczone biura firm stanowią jego wizytówkę. To tkanka, która obecnie tętni życiem równie mocno, co Starówka. Ale jednak inaczej, bardziej nowocześnie i dynamicznie. Zabytkowa część śródmieścia jest pocztówkowo-rekreacyjna. Wykluczywszy kilka poważnych zgrzytów architektonicznych, jej zabudowa to raczej jednolita i reprezentacyjna bryła. Inaczej górny Wrzeszcz. Tutaj oddycha się inaczej. Kwitnie handel i biznes, powstają nowoczesne inwestycje przestrzenne, które swoją estetyką odbiegają już od tradycji w powszechnym rozumieniu. Ten odcinek miasta jest żywy i wciąż nieokreślony. Zdaje się być wyzuty ze swego stylu. Z dawnej, luksusowej architektury wrzeszczańskiej po II Wojnie Światowej zachowało się niewiele. Wykluczywszy dolny Wrzeszcz, stare kamienice to obecnie kilka ulic odchodzących od Grunwaldzkiej. Na trasie Żak-Stacja De Luxe oglądamy nie do końca udane przykłady połączenia sześciennej zabudowy komunistycznej z niszczejącymi kamienicami, które od czasu do czasu urozmaicają swoimi wieżyczkami linię dachów. Ta dysharmonia będzie pogłębiającym się dla Wrzeszcza problemem. Tym bardziej, że mowa o strefie, której nie sposób pominąć, poruszając się wzdłuż trójmiejskiego kręgosłupa komunikacyjnego. Polepszenie ukrwienia Wrzeszcza przyspieszy nie tylko otwarcie Galerii Bałtyckiej. Wpłynie na to również postawienie wieżowców Manhattan Towers w okolicy dzisiejszego Centrum Handlowego o tej samej nazwie czy zagospodarowanie terenów po dawnych koszarach na ulicy Słowackiego. W obliczu tych inwestycji spektakularny projekt wybudowania na terenie stoczniowego Młodego Miasta megapleksu nie stanowi wielkiego kontrapunktu ze strony śródmieścia. Całość organizmu miejskiego i tak ożywi Euro 2012, tyle że jak zapowiadają inwestorzy i architekci, to właśnie z okien Manhattan Towers patrzeć będzie można na letniewską Baltic Arenę. Na rozwój Wrzeszcza wpływa również inne zjawisko. Jest nim wewnętrzna rewitalizacja, jaka przebiega pod znakiem inicjatyw obywatelskich i nowych trendów w życiu społecznym. W starszej części Wrzeszcza mieszkania w kamienicach kupiło wielu ludzi młodych i wykształconych. Nabywcy ci tworzą komórki, które często odbiegają od tradycyjnego modelu rodziny (związki nieformalne, małżeństwa bezdzietne czy tzw. share flat, czyli małe grupy współlokatorskie, które nie są ze sobą powiązane więzami krwi). Są oni bardzo aktywni obywatelsko, uczestniczą prężnie w życiu kulturalnym. Pragną aktywnie wpływać na otaczającą rzeczywistość. Wybrali kamienice, aby uciec nie tylko od blokowisk, ale także od "plombowej" zabudowy gdańskiej Starówki. W ciągu ostatniego roku nieruchomości bardzo podrożały, dlatego teraz boom zanika. Za to bardzo drogie mieszkania w najbardziej reprezentatywnej części Grunwaldzkiej kupują obecnie finansowi krezusi, a ceny stają się powoli konkurencyjne w stosunku do cen mieszkań na śródmieściu. Obie grupy zasilają społeczność Wrzeszcza i można z powodzeniem powiedzieć, że to tu rodzi się nowoczesne gdańskie mieszczaństwo. Swoistym gwałtem na architekturze starych miast była epoka tzw. wielkiej płyty. Symbolem przestrzennej transgresji pozostaną utrzymane w tej estetyce bloki, pawilony, ale też i kamienice sprzed półwiecza kształtem zbliżone do bryły kostki. Niczym obce ciała psują one również harmonię dawnego Langfuhr. Problem ten dotyczy w najmniejszym stopniu modernistycznej Gdyni, w największym zaś nieomal wszystkich historycznych dzielnic Gdańska. Wrzeszcz jest w sytuacji wyjątkowej. Przemierzając okolice Grunwaldzkiej, obserwujemy bogaty tygiel budowlany, przechodzący miejscami w nieznośną kakofonię. Stare ceglane domy robotnicze sąsiadują z blokowiskami i nizinnymi biurowcami z czasów Gierka, by po kilku chwilach ustąpić zabytkowym kamienicom, które z kolei przecinają jeszcze inne relikty komunistycznej architektury. A wszystko w świetle neonowych szyldów, w cieniu billbordów, w odbiciu szklanych witryn sklepowych. Stare, z roku na rok coraz mniej widoczne napisy niemieckie sprzed wojny, zdobią elewacje budynków w towarzystwie współczesnych graffiti i plakatów. Miejscami obraz ten nieomal do złudzenia przypomina fuzję berlińskich ulic. W dawnym Berlinie Wschodnim architektura (oczywiście różniąca się od naszej) została po wojnie załatana przez komunistyczne obiekty. Owocem takich kontrastów jest szpetota sporej części niemieckiej metropolii. Wtórne rozwiązania inspirowane ideami Le Corbusiera uczyniły dla estetyki wielu miast więcej złego niż dobrego. Rzecz jednak nie sprowadza się do kwestii surowego sześciennego modelu budynków, ale również do symetrycznych układów przestrzennych. Dziś nie ma odwrotu od różnorodności architektonicznej i próba jednolitego zagospodarowania przestrzeni miasta okaże się na pewno niekorzystna. Zaś górny Wrzeszcz jest fuzją i musi nią pozostać. Oblicze tej dzielnicy składa się nie tylko z ulicy de Gaulle’a czy uroczej, lecz zaniedbanej wysepki kamienic w okolicy powstającej Galerii Bałtyckiej. Swój głos ma także wysłużony Cristal czy wspomniany już wieżowiec, zwany "dolarowcem". Uważam, że najbardziej rozsądnym zadaniem będzie próba przemyślanego zszycia tych kontrastów. Chaos zmierzający w stronę umownej harmonii uczyniłby Wrzeszcz ulicy Grunwaldzkiej i okolic dzielnicą, której obecny brak jednorodnego stylu stałby się osobliwym wyróżnikiem. Biorąc pod uwagę wydźwięk i charakter zmian społecznych opisanych wyżej, a co za tym idzie perspektywę tworzenia się w tej okolicy bliźniaczego centrum - alternatywy i dopełnienia historycznego śródmieścia - widzę w rozwoju tego odcinka ulicy Grunwaldzkiej możliwość zaistnienia na mapie Gdańska w sposób analogiczny do berlińskiej Kurfurstendamm Strasse. Ta typowo handlowa arteria tętni własnym życiem i stanowi w stolicy Niemiec konkurencję względem takich splotów, jak na przykład Alexanderplatz. Z racji powstających inwestycji i obranych dróg rozwoju Wrzeszcz potrzebuje dużego i nowoczesnego dworca kolejowego. Centra potrzebują również swoich placów. Czy bezimienny i wcale niemały teren, na którym obecnie znajduje się Cristal, nie mógłby po odpowiednim rozplanowaniu pełnić takiej roli? Tajemnica odnowienia i uwspółcześnienia Wrzeszcza w dużej mierze tkwi w tworzeniu nowych funkcji dla starych miejsc. Pierwotnie byłem przeciwny przeniesieniu Żaka do innej części miasta, teraz patrzę na to inaczej. Po pierwsze, z powodzeniem zastosowano wyżej opisany zabieg. Po drugie, wyróżniono i umocniono Wrzeszcz, bo powstał tu silny i twórczy ośrodek życia studenckiego oraz jedna z najważniejszych placówek kulturalnych Trójmiasta. Skoro akcenty na mapie urbanizacyjnej Gdańska zmieniają się, przed miastem stoi ciężkie zadanie reorganizacji ładu architektonicznego. Rzecz nie powinna polegać jedynie na renowacji historycznej twarzy Wrzeszcza. Potrzeba tu działań kompozycyjnych, zakrojonych na dużo szerszą skalę. Wrzeszcz musi bowiem kroczyć ścieżką nowatorskich rozwiązań estetycznych, skoro powstaje tu nowoczesna część miasta. Dobrze jeśli uwolni się od sentymentalizmu czasów przeszłych i postawi przede wszystkim na współczesny funkcjonalizm oraz nowe formy. Nie oznacza to bynajmniej odwrotu od tradycji ani niszczenia czy zaniedbania jego historycznego oblicza. Wprost przeciwnie. Ci czytelnicy, którzy wiedzą więcej niż ja o współczesnej architekturze, domyślają się, że sugeruję rozwiązania postmodernistów. Wiele ubogich elewacji i fasad przy ulicy Grunwaldzkiej domaga się urozmaicenia. Ich wizerunek poprawiłyby zabiegi polegające na zastosowaniu cytatów z minionych epok. Nie widzę jednak sensu w próbie przerabiania ich na modłę historyzującą. W ten sposób stworzono by nowe atrapy i Wrzeszcz stałby się w sensie wizualnym karykaturą. To, co uchodzi jeszcze na terenie śródmieścia, nie przyjmie się w dzielnicy o takich perspektywach rozwoju architektonicznego. Akcenty historyczne wykorzystać można w zupełnie nowych formach, dbając o ich płynność, rozrost i ogólną spójność. Przykładem udanej kompozycji jest choćby oszklony budynek firmy Alianz, który znakomicie wpasował się kształtem w ciąg sąsiednich kamienic. Z kolei mocno naruszona przez ząb czasu fasada kamienicy na ulicy Grunwaldzkiej 44, ze swoim dawnym oszkleniem - odnowiona i należycie uwspółcześniona bardzo okazale komponowałaby się ze stojącym tuż obok budynkiem Banku Pocztowego. To tylko pojedyncze przykłady, które należy pomnażać. Zachowanie różnorodności i umocnienie jej przez bardziej atrakcyjne szwy może dać ciekawe efekty. Tą drogą ład architektoniczny przyszłego bliźniaczego centrum osiągnie swój polifoniczny wydźwięk. Przestrzenną jedność w wielości.

Skip to content