Herman Andrzej

Dr hab. Andrzej Herman, prof. nadzw. – dziekan Kolegium Nauk o Przedsiębiorstwie w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie, redaktor naczelny „Kwartalnika Nauk o Przedsiębiorstwie” oraz „Economics and Business Administration Journal”, kierownik Katedry Zarządzania Wartością w Szkole Głównej Handlowej.

O autorze:

Wiek XXI, w którego drugą dekadę już wkroczyliśmy, jest wiekiem turbo zmian. W związku z tym dramatycznie rośnie skala niepewności i związanego z nią ryzyka. Już dawno temu w naukach ekonomicznych odrzucono pogląd, który obowiązywał od czasów Pierre’a Simona de Laplace’a, kiedy uważano, iż wystarczy tylko dysponować dostatecznie dużą ilością danych i czasem na ich przetworzenie, aby móc trafnie przewidywać przyszłość i dzięki temu z sukcesem konkurować na rynku.
Szybkość zachodzących zmian i ich skokowość sprawiają, że wszelkie wzorce już w momencie ich powstania stają się przestarzałe. Modeli globalizacyjnych przedsiębiorstw jest tak wiele, jak wiele jest różnych koncepcji teoretycznych na ten temat.
Wielość modeli We współczesnej gospodarce czynnik zmienności i niepewności odgrywa zupełnie inną rolę, niż to miało miejsce w tradycyjnej gospodarce przemysłowej. Obecnie wszystko podlega nieustannym, szybkim i radykalnym zmianom, coraz mniej rzeczy jest pewnych. Wymaga to zupełnie innego podejścia do tworzonych strategii konkurowania na wszystkich poziomach rynku – w tym również na rynku globalnym. Warto więc sobie uświadomić, że nigdy nie istniał i nadal nie istnieje jeden model, który umożliwiłby zbudowanie firmy globalnej. Tym bardziej teraz nie można oczekiwać jego powstania, gdyż szybkość zachodzących zmian i ich skokowość sprawiają, że wszelkie wzorce już w momencie powstania stają się przestarzałe. Modeli globalizacyjnych przedsiębiorstw jest tak wiele, jak wiele jest różnych koncepcji teoretycznych na ten temat. Nie dość więc, że nie ma modelu uniwersalnego, to jeszcze żaden z istniejących modeli i wzorców, które są licznie opisywanie w literaturze, nie realizuje się samoczynnie. W mniejszym lub większym stopniu, zawsze wymagają one pomocy państwa – jego interwencjonizmu. Ma to miejsce również w modelu, który ideologicznie od tej pomocy się odżegnuje, czyli w modelu neoliberalnym, w którym tę pomoc zazwyczaj dyskretnie się ukrywa. Wniosek, który z tego wynika dla Polski, jest taki, że nie wystarczy tylko poprawić całościową instytucjonalną obudowę biznesu w naszym kraju. W szczególności infrastruktura prawna w Polsce powinna być znacznie bardziej przejrzysta, a obsługa administracyjna wyraźnie przyjazna. Konieczne staje się znacznie większe zaangażowanie polskiego państwa i jego różnorodnych agend w postaci zorganizowanej i konsekwentnie realizowanej pomocy polskim przedsiębiorstwom na rynku globalnym.
Aby stać się firmą globalną, trzeba najpierw odnieść widoczny i trwały sukces na rynku krajowym, trzeba na nim produkować i to na dużą skalę.
Znaczenie własnego rynku Czynnikiem, który obecnie w istotny sposób ułatwia stanie się firmą globalną, jest umiejętność wykorzystania popytu globalnego. To on bowiem napędza produkcję w skali prawdziwie masowej i wykraczającej poza rynki krajowe. Jest to warunek konieczny, ale nie jest on wystarczający. Jako globalne nie może być bowiem określane takie przedsiębiorstwo, które od samego początku jedynie korzysta z globalnego popytu (globally born). W ostatnich latach najczęściej określenie to odnosi się do firm małych i niszowych z sektorów „wysokiej techniki”. Aby stać się firmą globalną, trzeba najpierw odnieść widoczny i trwały sukces na rynku krajowym, trzeba na nim produkować i to na dużą skalę. Korzystanie z globalnego popytu nie oznacza więc, że przedsiębiorstwo staje się automatycznie firmą globalną. W dużych tarapatach znalazły się te kraje, które zastosowały model globalizacyjny oparty na rozwoju tzw. pustych korporacji ponadnarodowych, gdzie znaczenie ma tylko faza projektowania i kontroli globalnej sieci dystrybucji produktów, a nie ich wytwarzanie. Obecnie najlepszym tego przykładem jest gospodarka amerykańska. Zwraca na to uwagę Clyde Prestowitz, główny negocjator traktatów handlowych w Azji w administracji prezydenta Reagana, w swojej najnowszej książce poświęconej przyczynom obecnego schyłku amerykańskiej hegemonii gospodarczej w świecie (The Betrayal of American Prosperity). Pisze w niej, że przez większość historii USA były państwem, które aktywnie wspierało rodzimy przemysł, chroniło własny rynek przed nieuczciwą konkurencją, promowało swoje produkty najwyższej jakości poprzez politykę proinnowacyjną i przede wszystkim charakteryzowało się wysoką stopą oszczędności. To wszystko w ostatnich czasach się zmieniło, przyjęto bowiem odmienne i fałszywe idee. Po pierwsze, że to konsumpcja, a nie produkcja napędza rozwój gospodarczy. Po drugie, że wolny handel ma zawsze charakter „win­‑win”. Po trzecie, że wszelka globalizacja jest zawsze dobra, a mechanizm rynkowy ma zawsze przewagę nad interwencjonizmem państwowym. I wreszcie, że transfer procesów bezpośredniej produkcji poza własny kraj zwiększa dynamikę jego rozwoju i dobrobyt, gdyż wkroczyliśmy w epokę globalnej gospodarki usług.
Silna globalna firma może narodzić się także w Polsce – wymaga to jednak nie mniej silnego i konsekwentnego wsparcia ze strony polskiego państwa i jego instytucji.
Zalety interwencjonizmu Z najbardziej ogólnego punktu widzenia można wyróżnić dwa modele globalizacyjne: model euroatlantycki i azjatycki. Ten pierwszy jest w ogromnej mierze związany z globalizacją mikroekonomiczną, czyli taką, która dokonuje się poprzez przedsiębiorstwa. Przykładem sukcesu tego modelu są firmy skandynawskie. W rankingach Banku Światowego, aż cztery kraje z tego regionu świata są wymieniane najczęściej jako te, które mogą pochwalić się ogromnym sukcesem na rynku globalnym: Finlandia, Dania, Szwecja i Norwegia. Na globalnym rynku pojawiają się jednak coraz częściej firmy spoza dominujących dotąd krajów: Japonii, Chin, Indii Korei Południowej i Tajwanu. Jest bardzo wiele nowych, na przykład z Malezji, Singapuru, Kazachstanu, Mongolii, Wietnamu. One także potrafią korzystać z dostępu do globalnego popytu i umiejętnie wykorzystują obecną fazę neoliberalnej globalizacji. Czynią to jednak inaczej i znacznie umiejętniej niż ta pierwsza grupa krajów, bo wykorzystują narzędzia interwencjonizmu państwowego. Warto więc zastanowić się, co stoi na przeszkodzie, aby także polskie przedsiębiorstwa, korzystając z najnowszych doświadczeń innych, zaczęły stosować podobne i jeszcze lepsze strategie konkurowania na globalnych rynkach. Silna globalna firma może narodzić się także w Polsce – wymaga to jednak nie mniej silnego i konsekwentnego wsparcia ze strony polskiego państwa i jego instytucji.

Skip to content