Barbarowicz Jerzy

O autorze:

Z Jerzym Barbarowiczem , Dyrektorem Wydziału Kultury i Sportu w Urzędzie Miejskim w Słupsku, rozmawia Dawid Piwowarczyk - Czy samorządy skazane są na bycie współczesnymi mecenasami sztuki? - Zdecydowanie tak. Wynika to między innymi z zapisów ustawy o samorządzie lokalnym, która mówi, że samorząd ma obowiązek zaspakajać potrzeby społeczności lokalnej, w tym też potrzeby w zakresie dostępu do kultury. Samorządy niekoniecznie muszą wyasygnować całe kwoty. Bardzo często samorządy zabezpieczają tylko udział własny. Stowarzyszenia aplikują o środki pomocowe z programów unijnych, programów ministerialnych, czy samorządu wojewódzkiego. Jeżeli stowarzyszenie lub jednostka kulturalna uzyska dofinansowanie, to miasto pomaga sfinansować tylko wkład własny. - Czy samorząd jest dobrym mecenasem? - Uważam, że tak, ale oczywiście wszystko zależy od sytuacji danej jednostki. Wiadomo, że są takie jednostki, które są bardzo bogate, które stać na wspieranie prawie wszystkich ciekawych projektów. Jednocześnie istnieje całkiem spora liczba samorządów, które są bardzo ubogie i dla nich przekazanie wsparcia nawet na pokrycie wkładu własnego jest dużym obciążeniem finansowym i ciężko im pełnić rolę mecenasa. Wydaje mi się, że w przypadku Słupska dobrze wywiązujemy się z tego obowiązku. - Czy finansowanie kultury nie rodzi pokusy, by ją kontrolować, ograniczać? - Powiem tak: to zależy od tego, kto rządzi. Jaką ma wizję władzy, jakie zapędy. Myślę jednak, że czasy ingerencji w kulturę już dawno minęły. Kultura ma duże, coraz większe możliwości wypowiedzi. Jesteśmy w zjednoczonej Europie, gdzie to właśnie kultura świadczy o pozycji państw i regionów, o ich tożsamości. Dlatego samorząd musi wspierać i inspirować zarówno same jednostki, jak i dążenie ludzi do organizowania się w różnego rodzaju inicjatywy, stowarzyszenia wspierające kulturę. - Nie ma więc żadnych nacisków? - Ja osobiście, a kieruję już swoim wydziałem 11 lat i przeżyłem w tym czasie trzech prezydentów miasta, nie doświadczyłem żadnych nacisków, ani też nie byłem świadkiem żadnego przypadku, by władza chciała wpływać na kulturę. Natomiast, co oczywiste, jest ingerencja, by projekty finansowane ze środków publicznych stały na jak najwyższym poziomie. - Czy kultura może stać się wizytówką Pomorza, czymś co będzie magnesem przyciągającym do nas turystów, inwestorów, ludzi poszukujących nowego, lepszego miejsca do zamieszkania? - Jestem przekonany, że jednym z czynników bardzo ważnych w zakresie atrakcyjności regionu jest właśnie kultura. Inwestor chcący wyłożyć duże pieniądze na inwestycje, związać się z regionem na dłużej ocenia wiele czynników, w tym również kulturę. I to kulturę rozumianą szeroko - jako kształcenie na poziomie wyższym, instytucje kultury, ofertę kulturalną. Jestem przekonany, że na tym polu Pomorze jest oceniane bardzo wysoko. Uważam, że Słupsk jest w regionie bardzo silnym ośrodkiem. Wyrazem tego jest to, że niektóre nasze projekty kulturalne są inkorporowane, importowane do Trójmiasta. Dla przykładu powiem, że Sinfonia Baltica pod dyrekcją Bogdana Jarmołowicza bardzo często koncertuje w Trójmieście, jest zapraszana, cieszy się uznaniem. Nasz ostatni Komeda Jazz Festiwal kończył się też na Ołowiance w Gdańsku. To pokazuje, że na pomorskiej mapie kulturalnej istnieją dwa silne ośrodki Trójmiasto i Słupsk, które nie tylko ze sobą rywalizują, ale i potrafią skutecznie współdziałać. - Jak wyglądamy w skali krajowej? - Na pewno nie jesteśmy kopciuszkiem. Nie musimy czuć się kulturową prowincją. - Dziękuję za rozmowę.

Skip to content