Kalinowski Tomasz dr

dr Tomasz Kalinowski – radca­-minister, kierownik Wydziału Ekonomicznego Ambasady RP w Berlinie (od 2009 r.). Pracownik naukowy bądź współpracownik Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową od 1992 r. Dyplomata, ekonomista – specjalista w zakresie polsko­-niemieckich stosunków gospodarczych, bezpośrednich inwestycji zagranicznych w Polsce, rozwoju regionalnego oraz problemów komunikacji i negocjacji w biznesie międzynarodowym. Członek IZA Policy Fellows w Bonn – niemieckiego think tanku zajmującego się problemami przyszłości pracy.

O autorze:

Jeszcze parę lat temu wątek chiński pojawiał się w Niemczech raczej epizodycznie. Dziś jest obecny niemal we wszystkich debatach gospodarczych na terenie Niemiec.
Czego możemy się nauczyć od Niemców, jeżeli chodzi o obecność gospodarczą w Chinach? Obecność gospodarcza Niemiec w tym kraju ma niewiele podobieństw z obecnością polską. Istnieją przynajmniej dwie ważne niemieckie lekcje dla naszej ekspansji gospodarczej, z których możemy się nieco nauczyć. Wszechobecny wątek Jaka jest obecność niemiecka w Chinach i Chin w Niemczech? Wątek chiński pojawia się niemal we wszystkich debatach gospodarczych na terenie Niemiec, które są związane z funkcjonowaniem małych i średnich przedsiębiorstw, energetyką, systemem edukacyjnym i rynkiem pracy. Jeszcze parę lat temu pojawiał się on raczej epizodycznie. Od zeszłego roku Chiny są pierwszym „zaopatrzycielem” zagranicznym Niemiec. Po stronie niemieckiego importu są w tej chwili krajem numer jeden, a jeszcze parę lat temu były na miejscu drugim, trzecim, czwartym. Natomiast w zakresie ogólnych obrotów handlowych Chiny są dla Niemiec partnerem numer trzy. Czytając nagłówki gazet gospodarczych w Niemczech, można odnieść wrażenie, że stan niemieckich inwestycji bezpośrednich w Chinach powinien być znaczny. Tymczasem niemieckie zaangażowanie kapitałowe w Państwie Środka, w sensie skumulowanej wartości inwestycji bezpośrednich, jest niemal na tym samym poziomie co zaangażowanie Niemiec w Polsce. Niemcy w Chinach zainwestowali łącznie 23 mld euro, w Polsce skumulowany stan niemieckich inwestycji bezpośrednich wynosi 22 mld euro. To wyobrażenie może wynikać z tego, że przy okazji kolejnych wizyt politycznych czytamy doniesienia o rekordowych kontraktach, które podpisują niemieckie koncerny. Ale to zaledwie fragment całego obrazu. W jakich branżach Niemcy zainwestowali w Chinach? Przede wszystkim w tych, w których są tradycyjnymi inwestorami bezpośrednimi, czyli w przemyśle samochodowym, bankowości, budowie maszyn, nieruchomościach. Niemieckie firmy obecne w Chinach, które są zliczane przez statystykę Bundesbanku, to łącznie 1300 przedsiębiorstw, zatrudniających 400 tys. osób i generujących łączny obrót na poziomie 75 mld euro. Nie tylko ChRL Obecność Niemiec w Chinach dotyczy nie tylko Chińskiej Republiki Ludowej. To również niemieckie inwestycje w Hongkongu. W ubiegłym roku niemiecki strumień kapitałowy w Chinach (ChRL) wyniósł 1,6 mld euro, a w Hongkongu 1 mld euro. Zatem z niemieckiej perspektywy Chiny (ChRL) są bardzo ważne, ale nie mniej ważny jest Hongkong. Obserwujemy to również w drugą stronę – zainteresowanie niemieckim rynkiem wykazuje nie tylko kapitał i eksporterzy chińscy (ChRL), ale również kapitał hongkoński. Dwa miesiące temu Hongkong otworzył w Berlinie biuro ekspansji gospodarczej, które obejmuje swoim działaniem całą Europę centralną – Niemcy, Austrię, Polskę, Czechy, Słowację, Węgry i Słowenię. Wbrew pozorom, Niemcy nie są znaczącym inwestorem bezpośrednim w Chińskiej Republice Ludowej. Biorąc pod uwagę zeszłoroczny poziom strumieni kapitałowych, pierwszym inwestorem bezpośrednim w ChRL był Hongkong, a następnie Tajwan, Japonia i USA. Niemcy znalazły się dopiero na ósmym miejscu. Jednak obraz ten ulega pewnej korekcie w kontekście ostatnich wizyt – chińskiego wicepremiera w Niemczech oraz wielu niemieckich ministrów w Chinach, kiedy to podpisano rzeczywiście megakontrakty (koncerny Volkswagen i Daimler) na łączną kwotę 9 mld euro. Koniec pomocy Co przyciąga niemieckich inwestorów i eksporterów do Chin? Skala rynku, liczba ludności, gwałtowna dynamika rozwojowa oraz, oczywiście, wciąż niższe koszty pracy. Pojawia się też jeden nowy element obecności lub nieobecności niemieckiej w Chinach. Do niedawna Państwo Środka było traktowane przez Niemców, a przede wszystkim przez niemieckie federalne ministerstwo ds. współpracy gospodarczej z zagranicą i rozwoju, jako kraj wzrastający, który wymaga pomocy rozwojowej. W ubiegłym roku Niemcy zawiesiły ten status wobec Chin i przestały udzielać im pomocy. Jakie to ma znaczenie? Otóż takie, że federalne ministerstwo ds. współpracy gospodarczej i rozwoju dysponuje jednym z największych na świecie budżetów pomocowych do realizacji interesów Niemiec w dowolnej części świata. Oczywiście, z jednej strony, w ramach takiej pomocy, buduje się oczyszczalnie ścieków, likwiduje problem głodu czy dostarcza elektryczność. Z drugiej jednak strony, wraz z takimi czysto humanitarnymi akcjami, Niemcy poznają również nowe rynki i jest to także pewna formuła obecności gospodarczej w tych państwach. Niemieckie pozycjonowanie Gdzie pozycjonują się niemieccy inwestorzy i eksporterzy na chińskim rynku? Jak już wspomniałem – samochody, budowa maszyn, przemysł chemiczny, sektor produktów luksusowych. Gdzie niemiecki kapitał widzi swoją przyszłość w Chinach? Niemieckie koła biznesowe wymieniają tutaj z reguły następujące obszary: infrastruktura transportowa, produkcja energii elektrycznej, bezpieczeństwo w kopalniach, technologie ochrony środowiska i ochrony zdrowia. To są punkty specjalizacji niemieckiej na przyszłość. Według niemieckich instytucji analitycznych w Chinach bardzo szybko wzrasta stan liczebny klasy średniej. Szacunki mówią o 200 mln obecnie i 680 mln za 10 lat. Zatem liczba osób względnie bogatych i poszukujących dóbr na tym rynku w ciągu 10 lat gwałtownie wzrośnie. Firmy niemieckie, które są w Chinach zaangażowane kapitałowo i eksportowo, raportują jednak dwa poważne problemy. Pierwszy to ochrona własności intelektualnej. Drugim, który w zasadzie będzie dotyczył Polski w mniejszym stopniu, jest konstrukcja chińskich przepisów inwestycyjnych. Są one tak przygotowane, by umożliwić za wszelką cenę przejęcie niemieckich technologii. Przejmowanie to ma czasami niedobrowolny charakter. Skala tego problemu sprawia, że najnowsze technologie są chronione i nie wywozi się ich z Niemiec do Chin.
Niemcy bardzo dbają o ekspansję swojego kapitału i swoich eksporterów na rynkach zagranicznych. Ta dbałość polega również na ogromnej osłonie ze strony wielkiej polityki niemieckiej.
Lekcja dla Polski Niemiecka gospodarka jest niezwykle proeksportowa – Niemcy bardzo dbają o ekspansję swojego kapitału i swoich eksporterów na rynkach zagranicznych. Ta dbałość polega również na ogromnej osłonie ze strony wielkiej polityki niemieckiej i bardzo prężnego, dobrze rozbudowanego systemu niemieckich izb przemysłowo­-handlowych, szczególnie zaś ich przedstawicielstw zagranicznych (AHK). Polska nie ma takiej tradycji i nie daje efektywnej osłony, a już na pewno nie w takim stopniu, jak czynią to Niemcy. To także może być dla nas pouczająca lekcja.

O autorze:

Co we Francji, Grecji, Hiszpanii, Niemczech i Wielkiej Brytanii mówi się o przyszłości integracji Europy?  
francjaFrancja stawia na głębszą współpracę Barbara Nieciak  I radca, kierownik Wydziału Ekonomicznego Ambasady RP w Paryżu Przyszłość Europy, jej kondycja gospodarcza oraz pozycja w globalnym układzie sił zajmują ważne miejsce w debacie publicznej we Francji. Teraz, gdy kryzys w strefie euro został zażegnany, zwraca się przede wszystkim uwagę na potrzebę podjęcia działań mających trwale wesprzeć wzrost gospodarczy i konkurencyjność oraz poprawić sytuację na rynku pracy, zwłaszcza w odniesieniu do osób młodych, wśród których wzrasta bezrobocie. Podkreśla się, że wspólna waluta wymaga zacieśnienia i lepszej koordynacji polityk gospodarczych, dlatego Francja w pełni popiera działania, które mają doprowadzić do pogłębienia unii gospodarczo-walutowej. Prezydent François Hollande, przemawiając na początku lutego przed Parlamentem Europejskim, opowiedział się za koncepcją Europy zróżnicowanej, wyjaśniając, że nie ma to nic wspólnego z budowaniem Europy „dwóch prędkości”. Chodzi natomiast o taką Europę, w której państwa członkowskie w różnych konfiguracjach, czyli nie zawsze te same, decydowałyby o pogłębieniu współpracy czy angażowały się w nowe projekty, na co pozwala mechanizm wzmocnionej współpracy przewidziany traktatem lizbońskim, otwarty dla wszystkich członków UE.
Prezydent Francji opowiedział się za koncepcją Europy zróżnicowanej. Nie ma to nic wspólnego z budowaniem Europy „dwóch prędkości”. Chodzi natomiast o taką Europę, w której państwa członkowskie w różnych konfiguracjach, czyli nie zawsze te same, decydowałyby o pogłębieniu współpracy czy angażowały się w nowe projekty.
W zakresie polityki handlowej we Francji szczególnie akcentuje się potrzebę stosowania zasady wzajemności w stosunkach handlowych z państwami trzecimi, zwłaszcza w odniesieniu do rynku zamówień publicznych. Rozpoczęta pod koniec minionego roku debata na temat transformacji energetycznej kraju z pewnością przeniesie się na grunt europejski, gdyż w kręgach politycznych mówi się o potrzebie stworzenia europejskiej polityki energetycznej, przy czym Francja akcentuje przede wszystkim potrzebę rozwoju odnawialnych źródeł energii. Z kolei w inwestycjach w rozwój nowych technologii i przyszłościowe sektory gospodarki upatruje się istotnego bodźca dla wzrostu konkurencyjności europejskich przedsiębiorstw. We Francji dostrzega się także potrzebę zapewnienia większej konwergencji w sferze społecznej w ramach Unii Europejskiej.  
grecjaSilna Grecja tylko w silnej Europie Wiktor Anselm  kierownik Wydziału Ekonomicznego Ambasady RP w Atenach Utrzymujący się od kilku lat kryzys finansowy, gospodarczy, instytucjonalny (niewydolność państwa), dotykający klasę polityczną i praktycznie wszystkie warstwy greckiego społeczeństwa, zawęża tematykę dyskursu politycznego oraz debat publicznych do problematyki wewnętrznej sytuacji Grecji oraz szans i uwarunkowań na jej wydostanie się z gospodarczej zapaści, kryzysu zadłużenia i utrzymania się w europejskim „,mainstreamie”. Jednym z psychologicznych skutków kryzysu greckiego jest utrwalanie się w świadomości społecznej poczucia „peryferyjności” Grecji, pojawienie się realnej możliwości „bałkanizacji” Grecji i wypchnięcia jej oraz innych krajów Europy Południowej z orbity zachodnioeuropejskiej.
Grecja jest zainteresowana wzmocnieniem strefy euro i przeciwna wszystkiemu, co może ją osłabiać (pod warunkiem, że się w niej jednak utrzyma). (…) opiera ona funkcjonowanie państwa praktycznie całkowicie na zagranicznej pomocy, a jednocześnie korzysta przy tym ze statusu kraju z grupy „pierwszej prędkości”, mimo tego, że to właśnie grecki kryzys stał się bezpośrednim katalizatorem zróżnicowania intensywności integracji we wspólnocie.
Reakcje społeczeństwa na falę pogłosek o możliwym wyjściu Grecji ze strefy euro (a być może i z UE) jednoznacznie wykazały, że mimo rosnącej niechęci do określonych partnerów europejskich (zwłaszcza Niemiec), większość Greków jest przekonanych, że jedynym miejscem dla Grecji są struktury europejskie, a możliwość „powrotu do drachmy” traktuje jako zagrożenie gospodarczą i socjalną degrengoladą. Społeczeństwo greckie jest w większości świadome występowania wyraźnego związku między członkostwem w UE a osiągniętym w ostatniej dekadzie poziomem życia i względnego dobrobytu (nota bene znacznie przekraczającego możliwości realnej gospodarki). Pozytywnego, racjonalnego nastawienia do UE nie są w stanie zmienić głosy krytyczne w odniesieniu do poszczególnych polityk unijnych – w tym np. panujący powszechnie pogląd, że (rzekomo) kwitnące dawniej rolnictwo greckie zdegenerowało się na skutek negatywnych bodźców generowanych przez Wspólną Politykę Rolną. W okresie ostrego kryzysu finansowo-gospodarczego, jaki przeżywa teraz Grecja, ostrze krytyki społecznej i poszukiwanie „sprawcy” nie są jednak zasadniczo nakierowane na czynniki zewnętrzne, w tym np. Brukselę (tak jak chciałyby niektóre skrajnie lewicowe siły polityczne), lecz – zasadnie – koncentrują się na słabościach wewnętrznego systemu politycznego, dysfunkcjonalności państwa, nieudolności i korupcji greckiej administracji. W tym kontekście UE postrzegana jest często jako pozytywna siła sprawcza, porządkująca istniejący stan rzeczy, mająca szanse wymusić na greckich decydentach podjęcie działań, które być może pomogą Grecji wydobyć się z kryzysu i zmienią jej obecny obraz. Rosnąca liczba Greków ma świadomość, że „wymuszona” realizacja programów naprawczych, wdrażanie nadzwyczajnych i niekiedy dotkliwych społecznie środków polityki gospodarczej stwarzają niepowtarzalną (aczkolwiek bardzo społecznie dotkliwą) szansę na zasadniczą modernizację i głęboką, „nierewolucyjną” przebudowę kraju w sferze gospodarczej, politycznej i społecznej. Zmianę, która w innych warunkach wydawała się niemożliwa. Grecja jest zatem zainteresowana wzmocnieniem strefy euro i przeciwna wszystkiemu, co może ją osłabiać (pod warunkiem, że się w niej jednak utrzyma). Co więcej, opiera ona funkcjonowanie państwa praktycznie całkowicie na zagranicznej pomocy, a jednocześnie korzysta przy tym ze statusu kraju z grupy „pierwszej prędkości”, mimo tego, że to właśnie grecki kryzys stał się bezpośrednim katalizatorem wewnątrzeuropejskich reform i zróżnicowania intensywności integracji we wspólnocie. Od lat – jeszcze w okresie przedkryzysowym – Grecja realizowała zasadę „niewychylania się” i popierania silniejszych partnerów w UE, lawirując między Niemcami a Francją. Polityka ta zostanie najprawdopodobniej utrzymana, być może z większym uwzględnieniem lokalnych ograniczeń.  
hiszpaniaHiszpańska walka o powrót do gry Agnieszka Frydrychowicz­‑Tekieli  chargee d’affaires a.i., Ambasada RP w Madrycie Hiszpania przechodzi trudny okres – największy od czasów transformacji postfrankistowskiej kryzys gospodarczy. Nie powinniśmy się zatem dziwić, że w obliczu 26‑procentowego bezrobocia (55% wśród osób młodych) debata o kształcie Unii Europejskiej ma tu charakter marginalny, właściwie jest niewidoczna. Nawet wśród elit rozważania nt. zagadnień instytucjonalnych ustępują doraźnym działaniom antykryzysowym. Rzeczywistość wymaga realizacji drastycznych reform, których kolejne odsłony rząd ogłasza prawie co tydzień. Pierwsze strony ogólnokrajowych dzienników zdominowane są rewelacjami o skandalach korupcyjnych dotykających aktorów hiszpańskiej sceny politycznej – zarówno socjalistycznej opozycji, znajdującej się w całkowitej depresji, jak i – coraz częściej – rządzącej Partii Ludowej… Być może dlatego ta „walka o byt” nie pozwala na luksus spokojnej refleksji na temat przyszłości Unii Europejskiej. Społeczeństwo hiszpańskie przyzwyczaiło się przez ostanie około 20 lat do dobrobytu i pozytywnej opinii „kraju sukcesu”, zdolnego dziecka znakomicie wykorzystującego szanse, jakie daje integracja europejska. Teraz także, dzięki solidarności unijnej, może się realizować sanacja hiszpańskiego systemu bankowego. Przeciętny Hiszpan nie czuje jednak z tego powodu żadnej wdzięczności wobec Unii. Przyjmuje to za rzecz naturalną. Wynika to z tego, że coraz mniej Hiszpanów pamięta moment wyjścia z izolacji po okresie frankistowskim i przystąpienia do EWG, dzięki któremu nastąpił długi okres szybkiego rozwoju gospodarczego, modernizacji i poprawy jakości życia.
Społeczeństwo hiszpańskie przyzwyczaiło się do dobrobytu i pozytywnej opinii „kraju sukcesu”, wykorzystującego szanse, jakie daje integracja europejska. I teraz też, dzięki solidarności unijnej, może się realizować sanacja hiszpańskiego systemu bankowego. Przeciętny Hiszpan nie czuje jednak z tego powodu żadnej wdzięczności wobec Unii.
Mimo powoli opadającego euroentuzjazmu, hiszpańskie społeczeństwo pozostaje nastawione pozytywnie wobec integracji europejskiej i – co interesujące – obecny kryzys nieznacznie zmienił to na niekorzyść (57% Hiszpanów uważa, że korzystne jest członkostwo ich kraju w UE). Panuje jednocześnie przekonane (56%), że ich kraj ma mniejsze znaczenie w Unii, niż powinien. Świadczy to m.in. o tym, że dumni Hiszpanie są niezadowoleni z pogorszenia ich wizerunku na świecie. Hiszpania swoje miejsce widzi w ścisłym jądrze integracji najważniejszych państw członkowskich UE. Sytuacja gospodarcza ogranicza pole widzenia do strefy euro i zacieśniania współpracy w tej grupie, stąd też priorytet ma współpraca z kilkoma najbardziej wpływowymi krajami Eurolandu. Dominująca w Hiszpanii debata dotyczy kwestii gospodarczych i działań antykryzysowych w UE, co jedynie pośrednio związane jest z przyszłością UE. Problematyka, która w tym kontekście jest dyskutowana, to: zarządzanie gospodarcze w UE lub strefie euro, powstanie euroobligacji czy rola i zarządzanie EBC. Na obecnym etapie najlepszym dla Hiszpanii scenariuszem przyszłej UE jest dalsze pogłębianie integracji Unii Gospodarczej i Walutowej. Jeżeli chodzi o pozycję Hiszpanii w UE rząd podkreśla, że jego celem jest powrót Madrytu do odgrywania centralnej roli we Wspólnocie, co planuje zrealizować poprzez wzorcową politykę gospodarczą, której pierwszoplanowym celem jest zapewnienie stabilności finansów publicznych.  
niemcyKonsekwencja „Made in Germany” dr Tomasz Kalinowski  radca-minister, kierownik Wydziału Ekonomicznego Ambasady RP w Berlinie W Niemczech panuje opinia, że 2013 rok może być przełomowy, jeśli chodzi o nastroje związane z kryzysem. W krótkim horyzoncie czasowym udało się zażegnać poważniejsze niebezpieczeństwa, mniej mówi się o czarnych scenariuszach rozpadu strefy euro, ale nikt jeszcze nie „odwołał alarmu”. W sprawach kryzysu ekonomiczno-finansowego Niemcy odgrywają w Europie niewątpliwie doniosłą rolę. Są największą gospodarką strefy euro. W porównaniu z innymi państwami tej strefy mają relatywnie stabilną sytuację makroekonomiczną oraz wyjątkowo dobrą, na tle innych państw, sytuację na rynku pracy (bezrobocie w okolicach 6%) i opanowane nastroje społeczne.
Swoisty konserwatyzm gospodarczy Niemców jeszcze jakiś czas temu był poddawany krytyce. Aktualnie podkreśla się, że dzięki bardzo ostrożnemu wycofywaniu z przemysłu oraz pewnej niechęci do najbardziej nowoczesnych produktów finansowych Niemcy mogli stosunkowo łagodnie przejść przez kryzys ekonomiczno-finansowy.
Wśród często spotykanych ocen, dotyczących stosunkowo łagodnego przebiegu kryzysu w Niemczech, ekonomiści podkreślają swoisty konserwatyzm gospodarczy Niemców. Jeśli jeszcze jakiś czas temu nierzadko można było usłyszeć krytykę, że Niemcy specjalizują się w XIX-wiecznych technologiach (tradycyjne branże przemysłowe higher-medium-tech), to aktualnie podkreśla się, że dzięki bardzo ostrożnemu wycofywaniu z przemysłu oraz pewnej niechęci do najbardziej nowoczesnych produktów finansowych Niemcy mogli stosunkowo łagodnie przejść przez kryzys ekonomiczno-finansowy. Dzięki utrzymaniu (a w zasadzie poprawie) konkurencyjności niemieckich przedsiębiorstw oraz wzrastającej konkurencyjności cenowej ich produktów, towary „made in Germany” zaczęły być postrzegane nie tylko tradycyjnie przez pryzmat wysokiej jakości, ale stały się również atrakcyjne cenowo. W tym kontekście bardzo ważna była także wysoka wstrzemięźliwość płacowa ze strony niemieckich związków zawodowych. Dopiero od mniej więcej dwóch lat w niemieckich firmach odczuwalne są niewielkie podwyżki płac. Przez okres około 10 wcześniejszych lat płace wzrastały raczej symbolicznie, inaczej niż u większości partnerów handlowych Niemiec. Dzięki temu udało utrzymać się dużą część etatów w przedsiębiorstwach. Niemcy widzą, że działania regulacyjne, restrukturyzacyjne w krajach peryferyjnych strefy euro przynoszą wstępne, pozytywne efekty, co jeszcze wzmacnia przekonanie o słuszności preferowanej przez nich polityki. Natomiast w wielu krajach Europy Południowej wyczuwalne są dość mocne nastroje antyniemieckie. Niemcy denerwują innych swoją konsekwencją działania i rezultatami, które owo działanie przynosi. Rola niemieckich władz wobec kryzysu w strefie euro polega nie tylko na konsekwentnym reformowaniu finansów publicznych, ale również na artykułowanej solidarności z państwami słabszymi. Jednym z mocniej akcentowanych zagadnień jest podwyższanie konkurencyjności gospodarek państw strefy, co wywołuje niemało napięć z partnerami – chociażby z Francją, która z kolei w powolny sposób staje się liderem państw określanych w Niemczech mianem „peryferyjnych”.  
wielka_brytaniaPrzede wszystkim wspólny rynek dr Iwona Woicka-Żuławska  radca, kierownik Wydziału Ekonomicznego Ambasady RP w Londynie W Wielkiej Brytanii od dłuższego czasu trwa debata nt. relacji tego państwa z Unią Europejską. Brytyjski rząd rozpoczął realizację tzw. „przeglądu kompetencji”, czyli konsekwencji członkostwa w UE, ze szczególnym uwzględnieniem korzyści i kosztów wynikających z konieczności wdrażania prawa unijnego. Jednym z pierwszych obszarów poddanych analizie jest rynek wewnętrzny. Wspólny rynek uważany jest przez Brytyjczyków za największą „wartość dodaną” Unii. Domagają się oni jego pogłębiania, a zwłaszcza – faktycznego wdrożenia swobody świadczenia usług i stworzenia jednolitego rynku cyfrowego. Wynika to z przewagi konkurencyjnej Wielkiej Brytanii w tym zakresie, jak również z preferowania modelu opartego na liberalizacji handlu i otwartej gospodarce oraz elastycznym rynku pracy.
Część Brytyjczyków jest zdania, że korzystniejsze dla Zjednoczonego Królestwa byłoby wyjście z Unii i wykorzystywanie możliwości, jakie stwarza zacieśnianie współpracy w ramach Wspólnoty Narodów (Commonwealth) oraz ze wschodzącymi gospodarkami; inni takie podejście uważają za mrzonkę.
Wielka Brytania oczekuje od projektu integracji europejskiej, że przynosić on będzie wymierne korzyści jej obywatelom, ale przede wszystkim biznesowi, w tym w szczególności londyńskiemu City. Veto premiera Camerona ws. paktu fiskalnego z grudnia 2011 r. miało być wyrazem obrony interesów brytyjskiego sektora finansowo-bankowego, który w znaczący sposób „dokłada się” do krajowego PKB (14,5% w 2011 r.). Ten ruch spotkał się jednak z krytyką samego City. Warto zauważyć, że nastawienie przedsiębiorców brytyjskich do UE jest bardzo zróżnicowane: przedstawiciele dużych firm są zasadniczo zdecydowanymi zwolennikami udziału Wielkiej Brytanii w rynku wewnętrznym, MŚP natomiast nie są już tak entuzjastycznie nastawione do wspólnego rynku, narzekając na duże obciążenie kosztownymi i często zmieniającymi się regulacjami unijnymi. Dosyć powszechny jest również brak zgody na usztywnianie rynku pracy na skutek wyśrubowanych przepisów UE. Część Brytyjczyków jest także zdania, że korzystniejsze dla Zjednoczonego Królestwa byłoby wyjście z Unii i wykorzystywanie możliwości, jakie stwarza zacieśnianie współpracy w ramach Wspólnoty Narodów (Commonwealth), a zwłaszcza – ze wschodzącymi gospodarkami. Kryzys ekonomiczny spowodował znaczące nasilenie krytyki UE ze strony środowisk eurosceptycznych, słabo słyszalny jest natomiast głos zwolenników członkostwa. Premier Cameron zapowiedział negocjowanie nowych warunków funkcjonowania w UE, jak również referendum za pozostaniem w niej na zmienionych zasadach lub też opuszczeniem. Podkreśla się przy tym, że prawdziwym celem rządu jest skłonienie innych partnerów europejskich do głębokiej reformy Unii, która, w związku z poważnymi zmianami wprowadzanymi w ramach strefy euro, de facto już i tak ewoluuje.

Skip to content