Toczyski Witold

O autorze:

Budowanie solidarnego państwa jest najeżone wieloma pułapkami, które rodzą się przede wszystkim z niebezpieczeństwa zastępowania odpowiedzialności i inicjatywy jednostki fałszywą opiekuńczością państwa. Trzeba jednak pamiętać, że opiekuńczość i solidaryzm przyniosły społeczeństwom Unii Europejskiej niezwykłe dobro wspólnotowych marzeń. W polskim przypadku marzenie o solidaryzmie wymaga jednak żywotnej polonizacji, czyli dostosowania do warunków kraju niezbyt bogatego i do tego zarażonego w wielu segmentach spuścizną socjalistycznego oszustwa. Gdzie i jak zatem szukać korzystnych rozwiązań, które nie pozwolą odejść z drogi solidaryzmu, z drugiej strony wysyłając sygnały mówiące o tym, że nieuzasadnionym roszczeniom ludzi biednych i bezradnych trzeba się jakoś opierać, dla ich dobra? Jakie rozwiązania nie będą demolować budżetu i etosu pracy, a ukierunkują ludzi na aktywność gospodarczą, choćby połowiczną?Unia Europejska modyfikuje swoje poglądy na temat opiekuńczych elementów polityki państwa. W Konstytucji Europejskiej obraz przyszłego ustroju został opisany następująco: "Unia działa na rzecz trwałego rozwoju Europy, którego podstawą jest […] społeczna gospodarka rynkowa o wysokiej konkurencyjności zmierzająca do pełnego zatrudnienia i postępu społecznego". Odwołanie do "wysokiej konkurencyjności" ma niewątpliwie stępić socjalny komponent społecznej gospodarki rynkowej, który utrudnia wdrażanie strategii lizbońskiej. Dylemat pomiędzy etatystyczną zmorą opiekuńczości a inicjatywnym społeczeństwem obywatelskim zdolnym do większej ruchliwości i innowacyjności nadal jest głównym problemem Europy. Polska przystała do tych krajów, które w swoich zapisach konstytucyjnych zaakceptowały ustrój społecznej gospodarki rynkowej. Przyjęcie systemu społecznej gospodarki rynkowej nastąpiło pospiesznie, bez głębszej społecznej debaty, na skróty przechwyciliśmy idee tego wielkiego kompromisu, co odbijać się będzie jeszcze długo czkawką poznawczą. Mamy poważny deficyt wiedzy i społecznej zgody, bo nie stoi za nami dyskurs społeczny w masowej skali i wielka praca edukacyjna, którą wykonały w Niemczech fundacje Adenauera, Naumana i Eberta. Jednakże można zaobserwować wzrost zainteresowań tzw. ekonomią społeczną, która ma uwolnić system gospodarczy od prymitywnej opiekuńczości służb publicznych, często na oślep przyznających zasiłki - rozdających rybę zamiast wędki. Trudno jest obecnie w Polsce w pełni ocenić wartość ekonomii społecznej, która raczej kojarzy się z przedsiębiorstwem socjalnym i zatrudnianiem, które ma być ochroną przed bezrobociem. Po prostu nikłe są doświadczenia w tworzeniu przedsiębiorstw prywatnych czy spółdzielczych, które mogłyby poszerzać gospodarczą aktywność w lokalnej skali, w sytuacji, gdy ekonomia społeczna w gruncie rzeczy nie została zaakceptowana przez głównego jej sojusznika i mecenasa - przez samorząd terytorialny. Dzieje się tak dlatego, że wzmocnienie najniższych szczebli organizacji społecznej, rodziny i wspólnot lokalnych, rozwija się w Europie w ramach szeroko pojętego ustroju gospodarki rynkowej, w której więcej jest nurtu socjalnego niż społecznego. Wzmacnianie aktywnych sił społecznych, które tworzą silne więzi lokalne, dobrze przedstawia się w ramach doktryny komunitaryzmu, bardzo popularnej w USA. Ameryka bowiem jest ożywiana siecią sąsiedzkich i lokalnych inicjatyw, które w istotny sposób towarzyszą, współistnieją i modyfikują relacje pomiędzy ludźmi, wprowadzając do ustroju twardych reguł liberalizmu ducha wspólnoty. System wspiera się na odpowiedzialnej wspólnocie, w ramach której powinniśmy mieć swobody i uprawnienia, ale także powinny temu towarzyszyć obowiązki. Stąd też we współczesnych teoriach budowania gospodarki społecznie "wrażliwej" podkreśla się znaczenie zaufania, lojalności i solidarności. Dlatego prezentując schematyczny model ewolucji idei społecznych w ekonomii, zdecydowałem się w szczególny sposób wyeksponować istniejący, ale słabiej praktykowany w Europie, komunitaryzm. 2 Przedstawiona na Rysunku 1. ewolucja systemów ekonomicznych w szczególny sposób pozycjonuje komunitaryzm. Traktuje go jako symboliczny zapis różnorodnych prób, form, inicjatyw i działań zmierzających do samoorganizacji, poszukiwania aktywności gospodarczej związanej z tożsamością i dobrem ogólnym wspólnot lokalnych i samorządowych. Idee komunitarystyczne są jak antidotum na niesprawność społecznych interwencji, które występują w systemach ekonomicznych. Ruchy wspólnotowe pojawiają się zatem jakby na marginesie wielkich formacji ekonomicznych. Ich znaczenie może być większe niż może to wynikać z ich lokalnego charakteru. Składają się one na pewien układ kulturowy, którego wagę wyjątkowo dobitnie ocenił Michael Novak. Pisze on: "Kultury, w których jednostki nie uczą się współpracować, osiągać kompromisów i wprawiać się w praktycznym działaniu na rzecz zbiorowości, nie wykorzystają możliwości demokratycznej polityki i rynkowej gospodarki". W Europie idee komunitaryzmu zostały rozcieńczone w ramach społecznej gospodarki rynkowej czy też w socjalnych mutacjach. Przy czym wspólnym mianownikiem stał się solidaryzm jako idea skłaniająca państwa Unii Europejskiej do użycia szerokiej interwencji za pomocą środków publicznych na rzecz różnych grup ludności, wykluczonych i dyskryminowanych, ewoluując raczej w stronę solidarności zetatyzowanej. Tymczasem czynnikiem decydującym o sukcesie w rozwoju ekonomicznym i społecznym jest solidaryzm oparty na podstawach kulturowych. Odwołuje się do umiejętności budowania współpracy, partnerstwa, dobra wspólnego czy choćby szkoły gminnej jako centrum życia publicznego. Przewagę uzyskało myślenie w kategoriach instytucjonalnych i prawnych ze szkodą dla opisanego wyżej nurtu kulturowego, który jest eksponowany w działaniach określanych jako współrządzenie (good governance ), przyjmując upraszczające założenie, że gen wspólnotowy powinien być wspierany na poziomie lokalnym. Samorząd terytorialny ciągle nie może nabrać masy krytycznej jako wspólnota, jako współrządzenie. Ciągle jest władzą lokalną (w złych gminach łupem jako TKM lub GTW), a nierzadko też mówi się - "idę do Prezydium". Władza lokalna po prostu jest skażona postsocjalistycznymi wzorcami sprawowania władzy i nie potrafi stworzyć odpowiedniego i dojrzałego instrumentarium aktywizowania społeczności lokalnych. W wielu polskich samorządach przyjęto interesujące opcje stosowania zróżnicowanych instrumentów wspierania rozwoju lokalnego różnymi formami społecznych instrumentów wspierania gospodarki, jak np. miasteczka zawodów, kursy, udostępnianie lokali na rzecz inkubatorów przedsiębiorczości i wielu innych. Trzeba jednak stwierdzić, że kreowanie rozwoju lokalnego - struktur, instytucji i kultury umiejętnej współpracy, która zintegruje społeczność - staje się skomplikowanym procesem i splotem działań, które wymagają wiedzy, zasobów, determinacji i wyobraźni. Gospodarkę wspólnotową definiujemy jako złożony system gospodarowania w skali lokalnej, w którym gmina odgrywa kreatywną rolę we wspieraniu tzw. III sektora. Polityka społeczna, gospodarka komunalna, aktywność gospodarcza organizacji pozarządowych, stowarzyszenia producentów, przedsiębiorstwa rodzinne (jak np. we Włoszech czy Grecji), przedsięwzięcia kobiet, przedsięwzięcia samopomocy tworzone przez młodzież, ludzi starszych, niepełnosprawnych, ekologów i inne inicjatywy obywatelskie, elity edukacyjne i kulturalne, programy i projekty aktywizujące społeczności dzielnicowe, miejskie -są to obszary aktywności, które nazwano gospodarką wspólnotową, a szerzej III sektorem gospodarki społecznej gminy. Rysunek 2. przedstawia model gospodarki lokalnej z wyodrębnionym sektorem gospodarki wspólnotowej. 3 Na przedstawionym modelu sektor I i II znajduje się w podstawowym polu rozwoju gospodarczego gminy, w którym władze lokalne odgrywają rolę administracyjną. Szczególnym jednak elementem gospodarki lokalnej jest III sektor, w którym władze lokalne muszą "przekroczyć próg" swojego biurka. Jest to sektor lokalnej gospodarki wspólnotowej. Niezwykle pozytywną rolę mogą w nim odegrać wspomniane firmy rodzinne, aktywność "szarej strefy" gospodarczej, firmy lokalne łączące lokalnych producentów, opierających się na wykorzystaniu miejscowych zasobów czy też nawet organizacje pozarządowe, które wykonują zadania zlecone gminy w ramach aktywności gospodarczej zaspokajającej potrzeby objęte dotąd etatystycznym systemem. Gmina wzmacniając samorządy konsumentów i producentów, ułatwia tworzenie współpracujących sieci na rzecz pobudzenia gospodarczego. Warto zwrócić uwagę na to, że aktywność gminy związana z robotami publicznymi może być traktowana jako sektor lokalnej gospodarki społecznej, ale różni się jednak w naszym modelu od działań gminy wspierającej sieci partnerskie, a nie jednorazowe interwencje. Gmina jest czymś więcej niż inwestorem, administratorem, poprzez system samorządu terytorialnego musi stać się mądrym i dyskretnym animatorem, który włącza aktywność społeczności lokalnej do aktywności społecznej, ekonomicznie racjonalnej, czyli najlepiej jeśli będzie pracą zarobkową. To jest dość zasadnicza różnica. Zadanie, które stoi obecnie przed samorządami, wymaga włączenia się do procesu tworzenia gospodarki wspólnotowej podnoszącej efektywność i racjonalność gospodarki lokalnej. Mechanizmem, który może pozwolić na przełamanie drętwoty w koncepcjach rozwoju gospodarczego gminy, jest wytworzenie systemu sieciowych partnerstw. Wyzwaniem jest tworzenie partnerstw innowacyjnych w różnych segmentach rozwoju społecznego i gospodarczego. Dodać trzeba, że polega ono na równorzędności podmiotów zaangażowanych w partnerstwo, albowiem dominacja jednego podmiotu unicestwia sens partnerstwa. Jest to bardzo trudna sztuka dochodzenia do wartości dodanych, która wymaga cierpliwości, szacunku dla małych partnerów i otwartej postawy. Trzeba chyba wrócić do korzeni samorządu terytorialnego, który jest wspólnotą zarówno z mocy prawa, jak i współdziałania gospodarczego i społecznego. Szerokiej dyskusji i edukacji wymaga odpowiedź na pytanie: jak wciągnąć do tych partnerstw lokalnych aktorów?

Skip to content