Z Tomaszem Parteką , Dyrektorem Departamentu Rozwoju Regionalnego Urzędu Marszałkowskiego, rozmawia Dawid Piwowarczyk.
– Panie Dyrektorze, jak wygląda innowacyjność Pomorza z perspektywy Urzędu Marszałkowskiego? Jakie są atuty i szanse Pomorza jeżeli chodzi o innowacyjność?
– A możemy postawić sobie na początek inne pytanie?
– Proszę bardzo.
– Co to w ogóle jest innowacja? Utarł się dosyć powszechny pogląd wiążący innowacje z technologiami. W świetle takiej definicji byłaby to więc nowa maszyna, urządzenie, nowy środek transportu. Natomiast szersze ujęcie uznaje za innowację sposób myślenia – gotowość do zmian. Można tu użyć trochę przewrotnego sformułowania, że innowacją jest to, co wymyślamy dzisiaj, jutro wdrażamy, a pojutrze jest to już przestarzałe. Innowacja nie jest produktem, lecz procesem. I właśnie w tym ujęciu procesowym Urząd Marszałkowski ma najwięcej do zdziałania. Bo rozmawiamy przecież w gmachu, gdzie pracują samorządowcy, którzy nie mają żadnego bezpośredniego wpływu na technologie.
– Ale i tak mogą zrobić niemało dobrego lub złego dla innowacyjności.
– Tak, to prawda. Są w stanie kształtować otoczenie i zachodzące w nim procesy. Tutaj wracamy do pierwszego pytania i możemy powiedzieć, jakie są szanse i potencjały innowacyjne Pomorza. Oczywiście, nie sposób znaleźć takie wskaźniki i kryteria, dzięki którym można by było szybko i trafnie opisać tak szeroki i złożony temat. Proste spojrzenie to opisanie potencjału naukowego, badawczego i intelektualnego. To jest silna strona. Istnieje też coś takiego, jak gotowość do innowacji – kultura innowacyjna. Uważam, że Pomorze jest ukierunkowane na innowacyjność. Potwierdza to na przykład fakt, że nasze województwo ma najwyższy wskaźnik zakładanych firm na tysiąc mieszkańców. To zaś oznacza gotowość do pracy i zmian, a każda innowacja jest przecież zmianą.
– Jakie czynniki, czy też elementy otoczenia promują, a jakie blokują innowacyjność?
– Oczywiście, są środowiska o większej i mniejszej podatności na innowacyjność. Ważną rolę odgrywają kręgi naukowe, ponieważ cała nauka jest nastawiona na zmiany. Naukowiec musi szukać, eksplorować, tworzyć nowe metody, eksperymentować. Jego działanie jest więc forpocztą innowacyjności. Ale to nie jest jeszcze warunek wystarczający. Ważna jest też otwartość na zmiany i śmiałość ich podejmowania. Kultura innowacyjna musi dotyczyć szerokiego grona ludzi, nie tylko ze środowiska naukowego. Równie ważne, a może nawet ważniejsze jest to, żeby istniała ona wśród przedsiębiorców. Pytanie, czy są oni gotowi do wprowadzania zmian, polegających na przyswajaniu nowych technologii, nowych rozwiązań, pomysłów. Z tym jest chyba jeszcze nienajlepiej.
– Z czego to wynika?
– Problemem jest poziom ryzyka, z którym mamy obecnie do czynienia przy wdrażaniu rozwiązań innowacyjnych. Trzeba zaangażować często niemałe środki, które w dodatku bardzo ciężko pozyskać. A instytucji mogących służyć pomocą na razie brak. Przedsiębiorcy postępują więc z własnego punktu widzenia racjonalnie i nie angażują się w coś, co może być dla nich zbyt ryzykowne.
– Czy możemy obniżyć ten poziom ryzyka? Sprawić, żeby wizja potencjalnych zysków przeważyła nad obawami?
– Tak. W tym momencie dochodzimy do roli samorządu, który nie uczestniczy bezpośrednio w tworzeniu innowacji, ale kreuje warunki dla ich powstawania.
– Na czym polega ta kreacja?
– Po pierwsze, mamy dokumenty programowe, które otwierają ścieżkę do środków wsparcia. Po to została w 2004 roku uchwalona Regionalna Strategia Innowacji, aby sprecyzować cele, priorytety i działania, a także wskazać najważniejsze instytucje, które powinny w tym procesie uczestniczyć. Tutaj rola samorządu wojewódzkiego była wiodąca. Dzięki tym działaniom programowym stworzyliśmy dostęp do środków przewidzianych w Zintegrowanym Programie Operacyjnym Rozwoju Regionalnego. Kolejne, jeszcze większe środki pojawią się w Regionalnym Programie Operacyjnym na lata 2007-2013.
– A co z likwidacją bariery finansowej dla przedsiębiorców?
– Województwo pomorskie jest aktywne w tworzeniu finansowych instrumentów wsparcia dla przedsiębiorców, chcących podejmować działania mające na celu wdrażanie innowacji. Poza funkcjonującymi już funduszem pożyczkowym i funduszem poręczeń kapitałowych, zostanie utworzony fundusz kapitału wysokiego ryzyka Inveno. Pozwoli on na rozłożenie ryzyka wdrożenia innowacji pomiędzy przedsiębiorcę i zewnętrznych inwestorów. To poważny krok naprzód.
– A jak wygląda kwestia budowania zaplecza dla firm zainteresowanych innowacjami?
– Trzecim elementem jest stworzenie instytucji wsparcia. Na tym polu, w porównaniu z Niemcami, Anglią czy Szkocją, mamy bardzo duże opóźnienie. Polski przedsiębiorca, który albo zaczyna działalność, albo chce wejść w branże innowacyjne, napotyka na wielki problem – płytkość polskiego rynku konsultingowego. Funkcjonuje na nim relatywnie niewiele podmiotów, koncentrujących w dodatku swoją działalność głównie na doradztwie ogólnym. Praktycznie nie ma na rynku firm konsultingowych wyspecjalizowanych w innowacjach, a przecież planując działalność innowacyjną, niezbędne jest sporządzenie profesjonalnego biznes planu, który odpowie nam na pytanie o potrzebne nakłady, szanse sukcesu i możliwe zagrożenia. Taka firma doradcza powinna też umożliwiać dotarcie do myśli innowacyjnej. Chodzi więc o firmy, które będą pomostem łączącym przedsiębiorców ze sferą naukowo-badawczą. Potrzebne są takie warunki, w których przedsiębiorca ze swymi pomysłami nie będzie osamotniony. Dzięki naszym działaniom staramy się stworzyć właśnie na Pomorzu takie kompleksowe wsparcie. Chcemy zapewniać dostęp do źródeł pomocy finansowej, wiedzy oraz do profesjonalnych instytucji.
– A czy obecnie jest już wystarczający dostęp do wiedzy innowacyjnej?
– To kolejne zadania dla samorządu wojewódzkiego – tworzenie platformy wymiany informacji, platformy dyskusji. Takim miejscem swobodnego przepływu wiedzy są Fora Innowacji. Odbyło się ich już pięć i przyczyniły się one między innymi do ukształtowania ostatecznej formy Regionalnej Strategii Innowacji. Była też możliwość zaprezentowania doświadczeń tych krajów, które w promowaniu innowacji są już zdecydowanie dalej niż my. Mowa szczególnie o dobrych, sprawdzonych wzorach angielskich i szkockich. To kolejna z form działania samorządu w celu wspierania innowacji.
– A czy mamy jakąś wizję dotyczącą innowacji, która nie tylko zwalczyłaby nasze opóźnienie, ale znacząco przybliżyłaby do czołówki najbardziej innowacyjnych regionów świata?
– Tak, mamy dalekosiężne plany stworzenia proinnowacyjnej struktury przestrzennej. Określamy ten projekt jako Miasto Wiedzy (Science City), a w zasadzie dzielnica wiedzy. Chcemy, żeby za kilkanaście lat – bo jest to projekt kolosalny i długofalowy – metropolia Trójmiasta miała całe dzielnice, gdzie funkcje innowacyjności, nauki i wiedzy będą dominujące. Wzorujemy się tutaj na doświadczeniach i aspiracjach takich miast, jak Newcastle, czy Glasgow.
– Mamy już campusy uczelniane, czym one się różnią?
– Gdy mówimy o Mieście Wiedzy, nie mamy na myśli „gett wiedzy”. To właśnie odróżnia je od campusów uczelnianych. Takie kompleksy mogą być oczywiście częścią Miasta Wiedzy, które powinno skupiać także inkubatory przedsiębiorczości, obiekty edukacyjne czy miejsca zabawy wiedzą. To ostatnio duży hit w Europie. Tworzone są nowe miejsca dostępu do wiedzy, gdzie „oswaja się” ludzi – głównie młodzież – z najnowszymi informacjami ze świata nauki. Ale odbywa się to zupełnie inaczej niż jeszcze całkiem niedawno. Stwarza się praktyczną możliwość przeprowadzania małych doświadczeń. W ten sposób „zaraża się” młodzież wiedzą. Pokazuje się, że nie jest ona nudna i że innowacyjność powinna cechować nas w życiu codziennym. A właśnie to, uczące się jeszcze pokolenie już za chwilę będzie tworzyło innowacyjne jutro. Mamy już zaczątki takich dzielnic wiedzy. Są nimi parki (gdyński i gdański) naukowo-technologiczne, na terenie których powstają coraz to nowsze instytucje. W Gdańsku rozwój takiej dzielnicy opierać się będzie na kooperacji z Politechniką Gdańską i Akademią Medyczną oraz na poszukiwaniu nowych terenów. W tym miejscu rodzi się pytanie o wizję. Niedaleko Gdańskiego Parku Technologicznego przy ulicy Trzy Lipy istnieją duże tereny wykorzystywane jako ogródki działkowe. Tracą one coraz bardziej na znaczeniu i już wkrótce miasto stanie przed problemem ich ponownego zagospodarowania. I tutaj możliwe są dwa rozwiązania. Można te tereny sprzedać deweloperom mieszkaniowym. Gwarantuje to szybki i niemały, ale jednorazowy zysk. Można też przekazać te tereny pod dzielnicę wiedzy i zbudować część Miasta Wiedzy tak, żeby zrodziło się tutaj nowoczesne oblicze miasta. Ta druga opcja nie gwarantuje ani dużych, ani szybkich wpływów do kasy. Daje jednak zdecydowanie coś bardziej wartościowego – widoki na lepsze jutro i pieniądze nieporównywalnie większe, choć w nieco dalszej perspektywie. To wymaga jednak odpowiedniej kultury innowacyjnej samorządowych władz miejskich.
– Patrząc na to co już zrobiono, czy jest Pan zadowolony z Regionalnej Strategii Innowacji i z jej wdrażania?
– Jestem zadowolony ze strategii, natomiast nie z tempa jej wdrażania. Opóźnienia to jednak w dużej mierze wynik spowolnienia tempa rozwoju gospodarczego w ostatnich latach. Innowacje to bardzo specyficzny obszar. Tutaj nie da się budować dokładnego planu czasowego, jak na przykład przy planowaniu inwestycji drogowych. Czasami innowacje wymagają dojrzewania. I w tym względzie jestem bardzo niecierpliwy. Na przykład Politechnika Gdańska kreuje bardzo dobre działania dotyczące komercjalizacji badań i inicjatyw studentów. Założeniem jest, by duża ilość uczących się kończyła studia mając swoją firmę, najlepiej innowacyjną. Ale wdrożenie tych reform, zachęcenie naukowców i studentów do zmiany postaw i aspiracji to proces raczej na lata, a nie na parę tygodni czy miesięcy. Widać jednak pewną kompleksowość działań. Projekt Politechniki współgra z konceptem parku naukowo-technologicznego. Jest już inkubator studencki. Preinkubacja ma natomiast miejsce na uczelni. Wyzwala pewien rodzaj ciśnienia do założenia własnej firmy. Student jest stymulowany do innowacyjności, do działania. Służą temu konkursy, które dają szansę rozpoznania i zakorzenienia w inkubatorze ciekawych pomysłów. Firmy tam powstałe będą następnie wychodziły z inkubatora i trafiały do parku technologicznego. Choć to zdecydowanie właściwy kierunek, na razie mamy tylko incydentalne przypadki. Chciałbym, aby tych inkubatorów było już kilkadziesiąt, i to nie tylko w Trójmieście, ale i w Chojnicach, Słupsku czy Malborku. Wszędzie tam, gdzie istnieje już „ciśnienie” innowacyjne, jednakże nie ma ono dalekiego zasięgu. Wszystkie te reformy wymagają sporo czasu, ale okres lat 2007-2013 zapowiada się pod względem nakładów na innowacje bardzo obiecująco.
– Czy już wiemy, o jakich środkach na innowacje mówimy i czy ostatecznie nie będzie tak, że zostaną wykorzystane na inne cele?
– W tej chwili przy tworzeniu Regionalnego Programu Operacyjnego cały czas ścierają się dwie opcje. Mówiąc hasłowo: jedna chce inwestować w mózgi, a druga w asfalt. Oczywiście, opóźnienie cywilizacyjne regionu, zwłaszcza niektórych jego części, jest bardzo duże. Nie ma dróg, połączeń kolejowych, dekapitalizują się budynki, małe miasta umierają, środowisko nie jest jeszcze w dobrym stanie (chociaż w lepszym niż kiedyś). Prawie wszędzie są wodociągi, ale brak kanalizacji, toteż elementarne potrzeby są nadal niezaspokojone. Musimy jednak znaleźć konsensus, uzgodnić proporcje między kierowaniem środków na nadrabianie zapóźnienia cywilizacyjnego w zakresie infrastruktury a budowaniem warunków dla stabilnego rozwoju. Bez tego drugiego cały czas będziemy z tyłu. Musimy pamiętać, że gonimy świat, który nie stoi, lecz pędzi. Albo więc dobiegniemy do tego rozpędzonego pociągu, albo zostaniemy daleko w tyle. Albo szybki rozwój, albo czerwona latarnia. W najgorszym wypadku zostanie nam tylko pomachać tym, którym się udało i tkwić na peryferiach przez kilkadziesiąt następnych lat. Dogonić ten pociąg to nasze podstawowe wyzwanie.
– Ale w świetle większości badań Pomorze to jak najbardziej peryferia w stosunku do „jądra”.
– Ale pod jakimi względami. Uważam, że jesteśmy peryferiami wysokiej jakości. Zresztą ci eksperci, którzy tutaj przyjeżdżają, też uważają, że Pomorskie ma szanse. Jest bardzo dobra perspektywa związana z lotniskiem i terenami wokół niego. Wszystkie innowacyjne instytucje, przedsiębiorstwa, organizacje gospodarcze po prostu kochają transport lotniczy. Mimo że przepływ myśli, wiedzy i kapitałów odbywa się elektronicznie, to lotnisko znajdujące się w otoczeniu jest ogromnym atutem (perłą) lokalizacji. Z tego punktu widzenia te nasze peryferia są bardzo blisko „jądra”. Na pewno peryferyzujemy się przez wewnętrzną konkurencję. Potencjał wynikający ze statusu metropolii wciąż nie jest w 100% wykorzystany. To są oddzielne możliwości Gdańska i Gdyni, a proces integracji, ściślejszego współdziałania odbywa się bardzo powoli. Taka kooperacja nie jest niczym nowym. Weźmy choćby Rotterdam, Amsterdam czy Hagę – tam nie ma takiego poziomu konkurowania pomiędzy miastami zlokalizowanymi blisko siebie. Są wielkie metropolie niemieckie, które długo budowały związki komunalne głównego miasta i jego otoczenia. Ale na przykład związek komunikacyjny miast wokół Hamburga (16 różnych przewoźników drogowych, kolejowych, wodnych), który powstał dla realizacji wspólnego celu, pokazuje, że taka współpraca jest możliwa i przynosi pozytywne efekty. Choćby jeden wspólny bilet – przewoźnicy rozliczają się między sobą. Wszystko można zorganizować, potrzebny jest jednak pewien rodzaj kultury innowacyjnej i chęć współdziałania.
– Wydaje się, że w Polsce bardzo przydałaby się inwestycja w kulturę oraz znalezienie sposobu prowadzenia rozmów i negocjacji.
– To jest właśnie kwestia kultury innowacyjnej…
– Jak wygląda jej kształtowanie? Czy efekty są zadowalające, czy znowu mamy jakieś opóźnienia, niedociągnięcia?
– W przypadku gdyńskiego parku technologicznego czy powołanego później gdańskiego widać już, w jakim kierunku idziemy i jak to będzie wyglądało za niedługi czas. W Gdyni ta „skorupa” robi się już coraz ciekawsza, jej treść także. Zaczyna dojrzewać myślenie proinnowacyjne w instytucjach naukowych, szczególnie na Politechnice Gdańskiej, Akademii Medycznej. Inne uczelnie mogłyby szybciej kreować odpowiednie instytucje, upowszechniać komercjalizację wiedzy. Na uniwersytetach zachodnich żaden profesor czy badacz innowacyjny nie tyka się problemu upowszechniania i komercjalizowania technologii. Do tego są powoływane organizacje, które penetrują, kto co wymyśla, a następnie namawiają do rozpowszechniania, sprzedaży tej wiedzy. Kontrakt zawarty z danym naukowcem przynosi profity nie tylko jemu, ale też pośrednikowi i uczelni. U nas takich biznesowo zorientowanych jednostek organizacyjnych nadal nie ma. Wszyscy mówią o komercjalizacji badań, ale nie mamy szansy tego wykreować. Co ważne, tamte instytucje wykazują silne tendencje integracyjne. Część uniwersytetów tworzy jedną sieć. Znam przykład brytyjski, gdzie sześć uczelni powołało konsorcjum dla komercjalizacji badań. To daje oszczędność środków i dowodzi, że innowacje powstają dzięki interdyscyplinarności, na pograniczu różnych dziedzin nauki.
– Proszę powiedzieć, jak wygląda działalność Komitetu Sterującego ds. Regionalnej Strategii Innowacji?
– Komitet Sterujący ma dwie funkcje: sterującą i monitorującą. Nie jest to duży zbiór ludzi, grupuje bowiem przedstawicieli czterech reprezentacji: samorządu w osobie: marszałka, tworzącego warunki dla innowacji, przedstawicieli uczelni i jednostek B+R (nauka), przedstawicieli Związku Pracodawców i Izby Przemysłowo-Handlowej (przedsiębiorcy) oraz reprezentantów Biura Wdrażania RIS-P (wdrażanie), którzy raportują co jakiś czas (miesiąc lub dwa) o postępie w powstawaniu odpowiednich instytucji i realizacji działań. Ostatnio na przykład odbyło się posiedzenie komitetu na terenie Gdańskiego Parku Naukowo-Technologicznego, gdzie nastąpił przegląd instytucji już powstałych, jak również tych, które będą tworzone i finansowane ze środków unijnych w przyszłym okresie programowania. Istotna jest także funkcja monitoringu. Strategia zakłada szereg działań, toteż jednym z zadań Komitetu Sterującego jest sprawdzanie, które działania w jakim stopniu są realizowane. Komitet jest także miejscem kreowania nowych pomysłów…
– Tworzenia wizji…
– Tak. Na ostatnim posiedzeniu odbyła się na przykład ciekawa dyskusja, która dotyczyła dzielnic wiedzy. Namawialiśmy władze Gdańska, aby wokół parku technologicznego w rejonie Trzech Lip stworzyć warunki rozwoju nie tylko dla innych instytucji uzupełniających (innowacyjnych obiektów technologicznych), ale też dla odmiennej kultury mieszkania, rozrywki. Chodzi o wykreowanie pewnej wizji, ponieważ często działamy bardzo doraźnie i operacyjnie. Z drugiej strony jeździmy, oglądamy świat i widzimy, że pięć czy dziesięć lat temu, ktoś również miał jakąś wizję. Że w miejsce starych bloków czy fabryk (czy wręcz mieszkaniowych slumsów) powstaje piękna, nowa część miasta. I ta rewitalizacja nie polega na ogrodzonych apartamentach, strzegących spokoju bogatych mieszkańców. Wręcz przeciwnie – powstaje otwarta przestrzeń publiczna, gdzie na „wyższych piętrach” dziać się będzie pod względem technologicznym coś bardzo istotnego, a na „poziomie parteru” zwykli ludzie, będąc bardzo blisko tej wiedzy, zaspokajać będą swoje elementarne potrzeby. Jestem za taką wizją. Mam nadzieję, że ten temat zostanie podjęty w układzie związku metropolitarnego. Musimy wykreować to spojrzenie i wspierać jego wdrażanie. Musimy wiedzieć, czego chcą mieszkańcy Trójmiasta i jak widzą siebie w tej metropolii. Na razie realizują się w mieście konsumpcji, w pogoni za tańszym towarem w wielkopowierzchniowych obiektach handlowych. Ale mam nadzieję, że to minie.
– Panie dyrektorze, jakie działania można jeszcze sfinansować w ramach środków dostępnych ze Zintegrowanego Programu Rozwoju Regionalnego?
– Środki, które zostały na innowacje, są bardzo małe. Wobec tego nie pozwalają na finansowanie trwałych inwestycji w najbliższym roku. Starczą natomiast na stworzenie instytucji wsparcia przedsiębiorstw, które pomagałyby w rozwoju proinnowacyjnym. Możliwe będzie także kształcenie kadr w zakresie zarządzania projektami. Tak zainwestowane środki muszą dać efekt w postaci pomnożonych zysków – wiedza nie może się zmarnować. Informacje o innowacjach nie powinny być tajne, zarezerwowane tylko dla jednej firmy konsultingowej. Ta wiedza musi być znana i propagowana w jak najszerszym gronie.
– Czy jesteśmy w stanie trafić do czołówki najbardziej innowacyjnych regionów Europy lub na początek przynajmniej Polski?
– O Europie na razie wolę nie mówić, natomiast chciałbym, abyśmy znaleźli się wśród najbardziej innowacyjnych regionów w Polsce. Myślę, że jesteśmy na to „skazani”, gdyż posiadamy atuty, o których mówiliśmy na początku, czyli: potencjał naukowy, lokalizacja, infrastruktura i otwartość na innowacje. To cechy, których zazdroszczą nam ludzie z innych części kraju. Fakt, że Pomorze jest w czołówce absorpcji środków unijnych, również wynika z pewnej żarłoczności na nowość, rozwój, realizację założonych celów. To typowe dla społeczeństw zlokalizowanych nad morzem. Na całym świecie miasta tak usytuowane są bardzo otwarte. Muszą przyjmować ludzi z zewnątrz, nie znając ich. To cecha szczególnej mentalności i to właśnie ona jest bardzo istotna przy innowacji. Jeśli zaś chodzi o nasze szanse? W Regionalnym Programie Operacyjnym drugie działanie nosi nazwę „Wsparcie dla innowacji”. Dodatkowe środki będą także dostępne w ramach innego zapisu: „Infrastruktura społeczeństwa wiedzy”. Mamy więc dwa kierunki działań w RPO, które tworzą filary rozwoju innowacyjnego, stanowią podstawę realizacji Strategii Lizbońskiej w województwie pomorskim.
– Czy wiemy już, o jakich kwotach mówimy?
– Jeszcze nie. Jest to ciągłe spieranie się: ile na asfalty, a ile na mózgi. Ja oczywiście optuję za jak największymi środkami na to drugie. W tej chwili mowa jest o kwocie rzędu 8-10%, a zaczęliśmy od 12%. Istnieje jednak prawdopodobieństwo, że w negocjacjach z Komisją Europejską (RPO musi być bowiem negocjowane w Brukseli) usłyszymy: „Kochani, Europa musi być konkurencyjna dla świata. Regiony odgrywają tutaj dużą rolę i nie możecie zaniedbywać tych priorytetów”.
– I proszę przeznaczyć na innowacje nie 10, ale 80% środków?
– Bruksela sugeruje na spotkaniach, aby nawet 60% środków kierowane było na realizację celów związanych nie tyle z innowacjami, co z założeniami Strategii Lizbońskiej. Mowa także o zapisach odnośnie środowiska naturalnego. Ochrona środowiska także jest w dużym stopniu innowacyjna. Oczywiście. Na przykład cała energetyka odnawialna ma w sobie bardzo duży ładunek innowacyjności.
– Proszę mi jeszcze powiedzieć, czy administracja regionalna i lokalna są innowacyjne?
– To jest bardzo dobre pytanie – w jakim tempie urzędy staną się przyjazne dla innowacji w sensie społeczeństwa informacyjnego. Mówimy tutaj o informatycznym urzędzie, w którym wszystko będzie można załatwić przez Internet. W tej chwili Pomorskie jest w grupie województw, które tworzą podstawy takiego systemu. Mamy na przykład program „Wrota Pomorza” koordynowany przez samorząd wojewódzki, ale dający dostęp do wszystkich urzędów na terenie województwa. Chodzi o to, by system był zintegrowany, dawał możliwość dostępu do urzędów, a jednocześnie służył zwiększaniu przejrzystości działania władz. Pamiętam pierwszy rok samorządu, kiedy protokół z posiedzenia zarządu uznawany był za dokument wewnętrzny. W tej chwili wszystkie ustalenia są dostępne, jawne i interaktywne. Jest to z pewnością miara postępu. Oczywiście, nie powinniśmy z tym przesadzać, bo mimo iż ilość komputerów jest ogromna, jest jeszcze sporo ludzi, których na nie nie stać. Możemy wszystko permanentnie zelektronizować, ale duża część społeczeństwa nie będzie mogła w tym partycypować. Znowu wracamy do kultury. Lepiej powoli, ostrożnie oswajać dzieci i młodzież z wdrażaniem nowych form edukacyjnych tak, by chcieli to śledzić i uczestniczyć w rozwoju społeczeństwa informatycznego. Choć techniczna gotowość jest coraz większa (internautów stale przybywa), nie jest to jeszcze całe pokolenie.
– Ale czy sami urzędnicy i urzędy są innowacyjne, czy skostniałe?
– Każdy urząd na świecie ma dużą odporność na innowacje, ponieważ każda zmiana jest dla urzędnika zagrożeniem. Przedsiębiorca musi czuć się zagrożony, gdyż musi przetrwać. Petent dla urzędnika jest na ogół intruzem, a powinien być partnerem. Z tego punktu widzenia urząd jest pewnie mało innowacyjny. Ale mądry urząd tworzy formy innowacyjne, które wymuszają na obywatelu szybkie wypowiedzenie się w jakiejś konkretnej kwestii. Nie zamyka się i nie przekształca w niedostępną twierdzę. Ważne jest też działanie poszczególnych komórek, departamentów. Osobiście uważam, że Departament Rozwoju Regionalnego jest innowacyjny. Dowodem na to jest fakt, iż wykreował Regionalną Strategię Innowacji. Nikt nie nakazał nam stworzenia takiej strategii. Postanowiliśmy ją opracować, bo naszym zdaniem ma ona bardzo ważne znaczenie dla rozwoju Pomorza. W tej części urzędu myślenie innowacyjne jest stale obecne.
– A jak to wygląda w innych urzędach, na przykład gminnych czy powiatowych?
– To są inne światy. Interaktywność tych urzędów jest dobrą miarą podejścia proinnowacyjnego. Ważne, aby burmistrz, prezydent czy starosta był zorientowany na innowację, a nie blokował się z obawy przed nimi. Nie jest wcale tak, że im większe miasto, im bliżej metropolii, tym sytuacja proinnowacyjna zmienia się na lepsze. To się zresztą przekłada na aktywność w ramach korzystania ze ZPORR-u. Trzeba wykreować chęć zmian w aspekcie społecznym czy infrastrukturalnym. Przy czym zmiana polegająca na przegłosowaniu budowy większej ilości chodników nie jest żadną innowacją – to tylko zapewnienie elementarnego poziomu. Ważne jest stworzenie ośrodka, który służyłby i doradzał biznesowi innowacyjnemu. To jednak wymaga wyższego poziomu świadomości, a z tym jest bardzo różnie w poszczególnych samorządach.
– Czy jako Pomorzanie jesteśmy otwarci na innowacje, czy raczej nieufni wobec nich?
– Nie można powiedzieć, że jesteśmy już w pełni rozbudzeni. To nadal bardzo dalekie. Wykorzystujemy proste rezerwy. Brakuje procesu wizyjnego, perspektywicznego spojrzenia w przyszłość 10, 15 lat. Ogromna część spytanych losowo wójtów, burmistrzów czy prezydentów nie umiałaby sprecyzować takiego spojrzenia. Kolejna spora grupa powiedziałaby natomiast, że w natłoku pracy nad budową chodników, dróg i kanalizacji nie mają czasu na wizje prorozwojowe. To nas różni od innych rozwiniętych państw. Tam się rozmawia i myśli nie w perspektywie roku czy dwóch, ale stara się wyprzedzać potrzeby, aby być liderem w trwającym cały czas międzynarodowym wyścigu innowacyjnym i gospodarczym.
– Dziękuję za rozmowę.
Czego innowacyjne firmy oczekują od administracji publicznej i samorządowej?
Barbara Kwiatkowska (Stabilator):
Nasze oczekiwania wobec administracji publicznej to przede wszystkim zwiększenie efektywności działań legislacyjnych, dotyczących kształtowania właściwych i zaawansowanych systemów edukacji oraz proinwestycyjnych warunków prawnych w zakresie innowacyjności. Edukacja nie tylko tworzy warunki wzrostu, ale także rozwija umiejętności dostrzegania i wykorzystywania pojawiających się szans. Za bardzo istotną uważam również konieczność pilnej nowelizacji funkcjonującej od pół roku ustawy o kredycie technologicznym. W aktualnym brzmieniu ogranicza ona przedsiębiorcom dostęp do dodatkowych źródeł finansowania nowych zadań innowacyjnych. Dzieje się tak z uwagi na warunki, jakie już na starcie ma obowiązek spełnić wnioskodawca. Pożądana wydaje się także większa inicjatywa administracji w zakresie organizowania współpracy między samorządami, ośrodkami badawczo-rozwojowymi, przedsiębiorstwami, instytutami technologicznymi i instytucjami finansowymi, która w mojej opinii jest dalece niewystarczająca.
Jan Mioduski (Techno-Service):
Od administracji publicznej oczekujemy czytelnych procedur postępowania, a przede wszystkim skrócenia drogi administracyjnej, uzyskiwania zezwoleń i decyzji. Przydałoby się utworzenie tzw. szybkiej ścieżki, zwłaszcza dla firm realizujących inwestycje wpisujące się w strategię rozwoju regionu, podnoszących konkurencyjność gospodarki, a także tworzących nowe miejsca pracy. Dzisiejsze procedury trwające miesiącami skutecznie zniechęcają, a często – poprzez doprowadzenie do przekroczenia tzw. czasowego punktu krytycznego – uniemożliwiają podjęcie działań inwestycyjnych.
Marek Stawski (Profarm):
Samorząd powinien lepiej koordynować działania instytucji, przedsiębiorstw i uczelni w celu promowania działań innowacyjnych czy zdobywania środków finansowych. Pożądane jest także kreowanie i wskazywanie kierunku inicjatyw mających na uwadze rozwój regionu i jego tożsamość.
Notował Dawid Piwowarczyk, PPG