Aleksandra Gołdys jest socjolożką, badaczką społeczną i marketingową. Specjalizuje się w badaniach jakościowych, etnograficznych oraz ewaluacyjnych. Współpracowała z Fundacją Rozwoju Społeczeństwa Informacyjnego, Fundacją Dzieci i Młodzieży, Pracownią Badań i Innowacji Społecznych „Stocznia”, Narodowym Centrum Kultury i Towarzystwem Inicjatyw Twórczych „ę”. Członkini zespołu „Projektu Społecznego 2012”, odpowiedzialna za sport powszechny, wolontariat sportowy oraz ewaluację programów społecznych.
O autorze:
Przez teoretyków i praktyków zmiany społecznej w Polsce sport jest traktowany jak nieprzydatne eksterytorium, w którym chodzi o przyrost tkanki mięśniowej, rywalizację, a czasem pieniądze. Tymczasem, gdy np. w badaniach terenowych oglądamy życie małych społeczności lub gdy badamy młodzież, okazuje się, że to sport ma moc angażowania ludzi, skutecznie wyposaża ich w kompetencje i emocje, które mają kapitalne znaczenie dla sposobu, w jaki działają i myślą.
Badania Projektu Społecznego Uniwersytetu Warszawskiego od kilku lat pokazują sport jako obszar, który odpowiednio zarządzany, może być (a czasem już jest) znakomitym generatorem pozytywnej zmiany w wielu, również pozasportowych dziedzinach życia. Sport zmienia. Trzy poziomy oddziaływań.Przez teoretyków i praktyków zmiany społecznej w Polsce sport jest traktowany jak nieprzydatne eksterytorium. Badania pokazują jednak, że sport, odpowiednio zarządzany, może być znakomitym generatorem pozytywnej zmiany w wielu pozasportowych dziedzinach życia.
Poza oczywistością, że regularny wysiłek fizyczny ma dobry wpływ na stan ciała, to z poziomu jednostki bardzo ważną funkcją sportu jest tworzenie nawyków systematyczności, organizowania czasu, samokontroli. Niezwykle istotną (szczególnie z perspektywy szukania powiązań między sportem a kapitałem społecznym) właściwością sportu jest wpisana w niego towarzyskość: większość dyscyplin zakłada współbycie ludzi ze sobą i nawet zupełnie indywidualne (takie jak wydawałoby się wręcz samotnicze bieganie) wiąże się ze spotykaniem różnych ludzi, których łączy np. miejsce, w którym się zwykle biega, cykliczne zawody, kupowanie sprzętu itd.
Wchodzimy więc na poziom grup społecznych, dla których sport jest swoistym paliwem i powodem do pozostawania w kontakcie, poznawania się, a dalej – umawiania (organizowania), negocjowania, wyznaczania sobie celów (zdobędziemy mistrzostwo szkoły!). Powiązania między ludźmi, które tworzą się w kontekście sportowym, są zasobem, który ludzie potem mogą wykorzystywać w innych obszarach życia. Codzienność organizowania sportu to cała rzesza różnorodnych instytucji, które tę organizację (np. zawodów, rywalizacji) umożliwiają.
Korzyści ze sportu na poziomie społeczeństwa zbierają wszystko to, co niepozornie wyglądało na pozostałych poziomach, ale zagregowane do poziomu makro okazują się: skuteczną prewencją przed chorobami w zagadnieniu zdrowia publicznego, edukacją dzieci i młodzieży (wyposażaniem ich w kompetencje kluczowe dla długoterminowego rozwoju), rozwijaniem aktywności organizacji pozarządowych, narzędziem do włączenia społecznego osób, które np. długo nie pracują, są niepełnosprawne. W końcu sport i związane z nim potrzeby ludzi to wielki rynek usług, a kluby sportowe i inne sportowe organizacje są potencjalnie rozwojowymi miejscami pracy.
Rozwój sportu to również innowacje – np. narzędzia IT do zarządzania dostępnością infrastruktury czy kwestie nowego podejścia do projektowania przestrzeni miast i wsi tak, by była ona przyjazna dla ruchu. Wielkim (bo kosztownym) tematem jest kwestia budowania i utrzymywania obiektów sportowych – co często pochłania latami gros środków na sport w gminach, a nie zawsze przynosi pozytywną zmianę w upowszechnianiu ruchu. Te wszystkie wątki trzeba umieć zobaczyć razem, poszukać między nimi synergii i zasobów na ich rozwijanie.
Zarządzanie sportem: zrewidować automatyzmy
Długa lista sportowych funkcji aktywności fizycznej, różnorodna grupa aktorów, którzy zagospodarowują to pole oraz kusząca perspektywa osiąganych celów – to wszystko wymaga zarządzania. Tymczasem, badając sport w Polsce, można odnieść wrażenie, że większość działań ma charakter bezrefleksyjnych starych nawyków o charakterze eventowym. Np. znakomitą większość działań organizacji sportowych stanowią imprezy sportowe. To na nie zdobywa się środki i to one są powodem angażowania się działaczy. Nikt nie wątpi, że w sporcie zawody są bardzo ważne, ale to tak, jakby system edukacji budować wokół olimpiad (nomen omen) przedmiotowych lub egzaminów. Prowadzenie regularnych zajęć dla różnorodnych grup mieszkańców jest po pierwsze nieopłacalne, po drugie – znajduje się poza zainteresowaniem sportowego systemu.Na żadnym poziomie organizacji sportu nie ma działań strategicznych. Gminy nie zadają sobie pytań, czego mogłyby wymagać od finansowanych z ich budżetów organizacji sportowych, a tworzenie strategii rozwoju sportu jest u nich rzadkością.
O sporcie mówi się tylko w kontekście budowania infrastruktury lub przyciągania turystów.Na żadnym poziomie organizacji sportu nie ma działań strategicznych – zapisy w dokumentach dotyczących np. rozwoju regionów mówią o sporcie tylko w kontekście budowania infrastruktury (najlepiej dużego basenu) lub przyciągania turystów. Gminy nie zadają sobie pytań, czego mogłyby wymagać (ze względu na dobro mieszkańców swoich miejscowości) od finansowanych z ich budżetów organizacji sportowych, a tworzenie strategii rozwoju sportu jest u nich rzadkością. Sport jest traktowany jak niezbywalny koszt (o niezmiennych od lat kategoriach budżetowych). Tymczasem dobre rozumienie jego złożoności i bogactwa powiązań, które się w nim zawierają, prowadzić nas powinno do myślenia o sporcie jak o inwestycji o naprawdę wysokiej stopie zwrotu.
By strategicznie planować, trzeba bardzo dobrze rozumieć, co teraz w sporcie mamy:- infrastruktura - gdzie jest i w jakim stanie (a potem bardzo ważne pytanie: gdzie infrastruktury nie ma!),
- organizacje sportowe - czym się zajmują, jakie mają zasoby, z jakimi mierzą się na co dzień kłopotami,
- ludzie sportu - jak wyglądają ich życiowe trajektorie, w czym należy ich wesprzeć, jak i dlaczego „odpływają” od sportu,
- nawyki ludzi – te związane z aktywnością ruchową, pogłębione rozumienie, co jest dla różnych grup społecznych barierą uprawiania sportu .
Ważne, żeby w tworzeniu systemu zarządzania sportem jako priorytetowe traktować stworzenie mechanizmu współdziałania sportu z innymi obszarami życia społecznego i osiąganie zintegrowanych i różnorodnych celów. Nie trzeba „fiksować się” na zwiększaniu liczby medalistów na igrzyskach. Lepsze osiągi sportu wyczynowego są niezwykle ważne (stanowią o pięknie i swoistości sportu), ale budowanie systemu w tym tylko celu jest wbrew logice. Nie ma mistrzostwa bez efektywnych organizacji sportowych na każdym szczeblu, bez prestiżu zawodów sportowych, bez wsparcia dla trenerów najniższego szczebla i bez bardzo szerokiego dostępu do ruchu.
Bezruch instytucji kontra aktywność zwykłych ludzi Przyglądając się polskiemu sportowi, nie można nie zadać sobie pytania: jak to się stało, że obszar, który średnio pochłania kilka dobrych procent naszych budżetów (z poziomu gmin), którego organizacje stanowią 40% wszystkich NGO w kraju, o którym każdy wie, że „trzeba, bo zdrowo” mógł tak długo pozostać „zaimpregnowany” na zmiany. Wydaje się, że w sporcie najlepiej widać, jak degenerują się wszelkie instytucjonalne molochy i scentralizowane hierarchie, które miast wspierać oddolne inicjatywy ludzi, pochłaniają koszty i zastygają w bezruchu. W Polskim sporcie nie brakuje pieniędzy, w polskim sporcie brakuje know how i niestety żaden z aktorów w tym polu nie za bardzo ma kompetencje, by ten know how tworzyć. Nie chodzi o to, że nie mamy specjalistów od sportu – chodzi o to, że potrzebny nam teraz mechanizm wymaga współpracy ludzi z różnych dziedzin i wyjścia poza partykularność swojej dyscypliny czy organizacji. Specjaliści od sportu muszą nauczyć się inaczej działać i przede wszystkim myśleć o tym jak współpracować, a nie jak podkreślać „osobność sportu” czy nawet poszczególnych dyscyplin1.W Polskim sporcie nie brakuje pieniędzy, w polskim sporcie brakuje know how. Nie chodzi o to, że nie mamy specjalistów od sportu – chodzi o to, że potrzebny nam teraz mechanizm wymaga współpracy ludzi z różnych dziedzin, wyjścia poza partykularność sportu i nie fiksowania się na zwiększaniu liczby medalistów na igrzyskach.
Z drugiej strony w sporcie widać siłę samoorganizacji ludzi, którzy rozczarowani instytucjonalną ofertą sami tworzą sobie sport, biegają, jeżdżą na rowerze, opłacają pływalnie. Lokalni trenerzy pracują po 14 godzin na dobę, prowadząc zajęcia na terenach całych powiatów, własnymi samochodami wożąc dzieci na trening czy kupując nagrody za udział w zawodach. Powstają coraz to nowe organizacje sportowe, które nie zmieściły się w starych hierarchiach lub napotkały na opór wysłużonych działaczy. Wysiłek robienia sportu dla ludzi jest umiejscowiony na najniższym szczeblu i nie jest wspierany przez system, dlatego wymaga, niestety, bardzo dużych nakładów pracy i sił. Potężnym ryzykiem w takim stanie rzeczy jest „wypalenie” – uderza w powszechne poczucie frustracji wśród ludzi sportu, którzy starają się działać w domenie sportu powszechnego (czyli organizować sport dla amatorów).
Co więc mamy w sporcie: rozdźwięk miedzy światem instytucji i ich logiką, a działaniami i nawykami ludzi, którzy starają się sami coś zorganizować. Jedni i drudzy potrzebują siebie nawzajem do tego, żeby ich działania miały sens i miały zapewnione trwanie. Wydaje się, że budowanie łączności między nimi powinno być kluczowym celem – organizacje sportowe muszą służyć ludziom i ich wspierać w podejmowaniu działań sportowych, z kolei powszechniejsze nawyki sportowe (a dalej potrzeby związane ze sportem) stanowić będą o rozwoju organizacji i ich sytuacji (również finansowej).Rysunek 1. Odsetek osób deklarujących aktywność oraz liczba klubów sportowych i członków klubów sportowych na 1000 mieszkańców w podziale na województwa.
Źródło: dane GUS i Ministerstwa Sportu i Turystyki
Zestawienie tych powyższych danych: sytuacji klubów sportowych oraz deklaracji o aktywności fizycznej ludzi pokazuje, że na razie nie ma specjalnie powiązania między aktywnością klubów a powszechnością sportu wśród amatorów. W województwach, gdzie mamy dużo klubów (i działaczy) ludzie nie deklarują wcale większej aktywności fizycznej. I choć wytłumaczeń może być bardzo dużo (ludzie są aktywni poza klubami, zadania klubów dotyczą innych dyscyplin, mierzenie deklaracji jest obarczone błędami), to jednak warto zadać sobie pytania jak i po co wspierać kluby sportowe, jakie wyznaczać im cele i jak je weryfikować.
Podsumowanie. Powiązanie.Organizacje sportowe muszą służyć ludziom i ich wspierać w podejmowaniu działań sportowych, a zwrotnie powszechniejsze nawyki sportowe stanowić będą o rozwoju organizacji i ich sytuacji. Budowanie łączności między nimi powinno być kluczowym celem polityki sportowej.
Mamy w Polsce tysiące ludzi i setki organizacji, które zajmują się sportem. Mamy naturalną, zawartą w naszych ciałach potrzebę do bycia w ruchu. Mamy ważne wyzwania dotyczące zdrowia, edukacji i włączenia społecznego. I mamy sport, który odpowiednio przemyślany, może te wszystkie elementy łączyć i sprawić, by ta cała układanka działała.
Na razie:- duże instytucje sportowe są obsesyjnie skupione na wynikach (bo tak są wynagradzane przez system),
- małe organizacje ledwo zipią (bo nie umieją lokalnie integrować wokół siebie środków),
- ludzie (szczególnie młodzi) powoli tracą nawyki bycia w ruchu, bo ten obszar lokalnie jest dla nich mało atrakcyjny/dostępny,
- dużo grup społecznych się ze sportu samo wyklucza (to nie dla mnie, bo: jestem chory, stary, jestem zajętą kobietą, jestem gruby),
- samorządy wydają bezrefleksyjnie pieniądze na sport,
- biznes, by angażować więcej środków na sport potrzebuje poważnej i przemyślanej oferty po stronie organizacji sportowych.
Prawdziwym wyzwaniem i wyzwoleniem ogromnego kapitału będzie połączenie tych wszystkich grup w jeden, działający mechanizm.