Łukasiuk Magdalena dr

O autorze:

W maju 2006 roku miałam przyjemność uczestniczyć w Pomorskim Kongresie Obywatelskim w Gdańsku. Wygłaszałam wówczas krótką prezentację na temat warszawskich imigrantów z różnych części Polski, w tym także z Pomorza. W tym samym panelu brał udział również Michał Garapich, który badał polskich migrantów w Londynie. Mówiliśmy w dużej mierze jednym głosem. W dyskusji po prelekcjach padł wówczas w naszym kierunku zarzut, że zbyt lekko traktujemy temat, że opowiadamy o szukaniu nowych doświadczeń, nieskrępowanym "buszowaniu", czyli podtrzymywaniu zamierzonej tymczasowości w pracy, w zamieszkiwaniu, w kontaktach społecznych i generalnie: w strategii życiowej, że koncentrujemy się na niezobowiązującym smakowaniu życia, gdy tymczasem migracja to częstokroć dramat braku wyboru, to heroiczna decyzja spowodowana totalnym brakiem perspektyw, to bolesne oderwanie od korzeni, banicja i rozdarcie. Wówczas zdałam sobie sprawę, jak zupełnie inny jest dyskurs emigracji od dyskursu imigracji, czyli innymi słowy: jak bardzo różni się język opisujący sytuację wyjazdu od języka przyjazdu. Zupełnie inaczej widzi się i opisuje migrację z perspektywy miejsca, które trzeba opuścić, a inaczej - z perspektywy miejsca, do którego się przyjeżdża, by rozpocząć nowy rozdział swojego życiorysu; miejsca, które ma w sobie niezbadany potencjał i kusi nowymi możliwościami. Oboje z Michałem Garapichem badaliśmy migrantów w miejscach, do których przyjechali [1], nie koncentrując się specjalnie na tym, co pozostawili. Zresztą sami badani na nowym etapie swojego życia także nie poświęcali specjalnej uwagi temu, co za nimi. Czasem czuć było jeszcze w ich wypowiedziach posmak tamtego języka, często odwoływali się do względów sentymentalnych, do szczególnej atencji, jaką darzą krainę swojej młodości i darzyć będą zawsze. Tu akcenty przesunęły się jednak znacząco w kierunku sentymentu właśnie, ustępując miejsca zupełnie innemu rozkładowi znaczeń praktykowanemu w codziennym życiu. Co więcej, nawet jako system odniesienia strony rodzinne stawały się coraz mniej istotne; kierunki ważnych życiowo porównań przebiegały zupełnie gdzieś indziej. Moje badania socjologiczne koncentrowały się na imigrantach posiadających wyższe wykształcenie, zazwyczaj młodych, którzy przyjechali do Warszawy na przełomie wieków. W Polskiej gospodarce był to czas bessy, którą najpóźniej odczuli absolwenci wyższych uczelni. Gdy jednak bezrobocie dotknęło także tę grupę, wówczas w wielu miejscach wytworzyła się swoista kultura migracji do Warszawy - podtrzymywana i rozwijana przez całe środowiska koleżeńskie czy uczelniane, rzadziej krewniacze - polegająca na migrowaniu do Warszawy jako szeroko praktykowanej strategii życiowej. Jeden z respondentów następująco opisywał to zjawisko: "Pod koniec lat 90-tych, gdy mieszkałem w Toruniu, wydawało mi się, że wszyscy mówią tylko o jednym. O Warszawie i o możliwościach, jakie w stolicy czekają na odważnych. Osobiście miałem jednego dobrego znajomego grafika komputerowego, który zdecydował się na podjęcie pracy w Warszawie. Od razu zarabiał trzykrotność tego, co w rodzinnym Toruniu. Spotykając się z nim na piwie w jednym z toruńskich pubów, śmialiśmy się, gdyż z sąsiednich stolików dobiegały nas rozmowy... o Warszawie i o możliwościach, jakie w stolicy czekają na odważnych" [2]. Wzór migracji do Warszawy jako strategii życiowej młodych ludzi po studiach upowszechniał się bardzo szybko, było to bowiem rozwiązanie sensowne, funkcjonalne i atrakcyjne. W tym kontekście mówi się zazwyczaj o finansowym i zawodowym aspekcie decyzji migracyjnych; w socjologii funkcjonuje termin "migracje zarobkowe" i częstokroć przy jego pomocy próbuje się wyczerpująco tłumaczyć procesy migracyjne. Z moich badań wynika jednak, że - nie umniejszając roli czynnika zawodowego i zarobkowego - nie jest to jedyne, wystarczające wytłumaczenie. Okazuje się bowiem, że migracja jest dla wielu młodych osób także sposobem na wejście w dorosłość, na ostateczne wyzwolenie się z zależności od domu rodzinnego i rozpoczęcie samodzielnego życia. Tym motywom także towarzyszy czynnik finansowy - skuteczne usamodzielnienie wymaga przecież stałej pracy i dochodów pozwalających na utrzymanie - jednak sedno sprawy leży gdzieś indziej: w uniezależnieniu od kurateli rodziców, w chęci praktykowania dowolnego stylu życia, w awersji do scenariusza zakładającego powrót pod rodzicielski nadzór po okresie względnej swobody na studiach. Nie mniej istotnym czynnikiem migracji okazała się sama zmiana, jakaś życiowa wolta, wartościowana coraz bardziej pozytywnie w naszej kulturze, przynajmniej przez wykształconych, młodych ludzi. Jedna z respondentek tak to ujęła: "Nie, nie bałam się. Przed samym wyjazdem właśnie taki radca prawny, który z nami pracował w Elblągu, Radek, mówi do mnie: pani Małgosiu, ale przecież to jest przeprowadzka, pani zmienia swoje życie, wszystko przewraca do góry nogami. Ja mówię: i świetnie, i cudnie, i właśnie o to chodzi. No nie, no pani Małgosiu, pani posłucha, co ja mówię - wszystko przewraca pani do góry nogami, wchodzi pani w nowe środowisko. A ja na to: panie Radku, właśnie o tym mówię" [3]. Częstokroć za decyzją migracyjną nie stała żadna kalkulacja, żadna przemyślana analiza, a jedynie - okazja, szczęśliwy zbieg okoliczności, który nadarzał się przypadkowo. Taka okazja przychodziła z zewnątrz, niespodziewanie, i stawała się wehikułem migracyjnym niejako "przenoszącym" migranta w nowe miejsce. Mogła to być oferta pracy, oferta współmieszkania, miłość do warszawianki, szansa dalszej edukacji, możliwość rozwinięcia biznesu, namowy znajomych, którzy już się przenieśli - cokolwiek. Reakcją przyszłego migranta na taką okoliczność była refleksja: dlaczego nie? Tak więc można powiedzieć, że migrację powodować może cały szereg czynników "miękkich", słabo poddających się tradycyjnej analizie na bazie danych demograficznostatystycznych. I taki jest chyba charakter najnowszych migracji, przynajmniej tych inteligenckich. Nastawienie na zmianę, otwarcie na nowe możliwości, chęć skutecznego wejścia w dorosłość i usamodzielnienia, także finansowego, wreszcie - umacnianie się środowiskowych wzorów migrowania i funkcjonowanie łańcuchów migracyjnych - to wszystko powoduje, że zmienia się sposób migrowania i strategie życiowe związane z życiem po migracji, a więc zmienić się też muszą kategorie i terminy, którymi staramy się opisać te zjawiska. Mnie udało się w tym kontekście zidentyfikować dwa wzory migrowania powiązane silnie ze strategiami życiowymi migrantów: wzór stabilnie nowoczesny i płynnie nowoczesny. Są to oczywiście typy idealne w rozumieniu nadanym temu określeniu przez Maxa Webera, a więc czyste konstrukcje pojęciowe służące raczej rozumieniu rzeczywistości i porównywaniu niż opisujące jakieś faktyczne podziały w życiu społecznym. Pierwszy z tych typów nazywam stabilnie nowoczesnym [4]. Jest to strategia zakładająca realizację tradycyjnego, "solidnego" wzoru rodzinno-zawodowo-mieszkaniowego [5], traktowana jako najwłaściwszy scenariusz życiowy. Wzór ten najczęściej dotyczy par i rodzin, choć nie tylko. Mimo zmiany miejsca, przyjezdny stara się jak najszybciej osiągnąć stabilizację według znanego modelu, i skłonny jest opłacić ją znojem, uporem i konsekwencją. Oczywiście zmienia pracę i - w pierwszym okresie - wynajmowane mieszkania, jednakże postrzega te zmiany jako destabilizujące i wytrącające z udeptanej ścieżki dającej poczucie bezpieczeństwa. Migracja to dla niego przesunięcie w przestrzeni; chce, aby oprócz tego przesunięcia nic się nie zmieniło. Gorączkowo szuka stabilizacji i stara się tak uregulować ważne parametry swego życia, by było jak dawniej - tylko lepiej. Drugi wzór, który wiążę z Baumanowską nowoczesnością, lekką i płynną, jest zasadniczo odmienny. Zakłada on otwartą opcję zmiany i perspektywę buszowania - zarówno w sferze terytorialnej, towarzyskiej, mieszkaniowej, jak i zawodowej. Jedna z autorek analizowanych przeze mnie autobiografii ujmuje to następująco: "Nauczyłam się, że oczekiwanie stabilności na liberalnym, a nawet nieco drapieżnym, warszawskim rynku pracy prowadzi do zguby i frustracji. Jedyna droga to znaleźć przyjemność w zdobywaniu nowych doświadczeń i nieustannym szkoleniu. W ciągu 5 lat trzy razy zmieniałam pracę, znajomi patrzyli z mieszaniną zdziwienia i podziwu, kiedy kończyłam studia podyplomowe - IT w biznesie - w Polsko-Japońskiej Szkole Technik Komputerowych. Szlifując znajomość angielskiego, poznałam pięć szkół językowych, zanim wybrałam odpowiednią dla siebie. Moje obecne kompetencje nie są wyspecjalizowane. Kiedy ktoś pyta mnie o zawód, mówię, że zajmuję się zarządzaniem projektami. I mam to, co cenione najbardziej: elastyczność, odwagę i znam się na ludziach. Moim mottem stało się zdanie: każda zmiana może być potencjalnie zmianą na lepsze" [6]. Migranci zanurzeni w płynną nowoczesność doceniają wolność, anonimowość, "adaptabilność" [7], swoisty ferment i otwartość, których zasmakowali w Warszawie lub które znają z zagranicznych metropolii, gdzie mieszkali wcześniej. Jak typowi Baudellaire'owscy spacerowicze smakują klimat i wdychają atmosferę miejsca w klubach, pubach, poznając nowych ludzi, zmieniając towarzystwo i szukając nowych wrażeń. Są znacznie bardziej nastawieni na przyjemne życie i zorientowani na teraźniejszość. Dla nich lekkość bytu nie jest nieznośna, lecz - kusząca [8]. Wolą świadomie umieszczać się w sieci możliwości, niż paraliżować swoje ruchy długoterminowymi, nieodwołalnymi zobowiązaniami czy decyzjami [9]. Raczej nie tworzą więc zakrojonych na całe życie planów karier zawodowych, a już na pewno nie poświęcają im szczególnego wysiłku i zainteresowania. Są otwarci na kolejne migracje, zwłaszcza że nie szukają stabilizacji, a raczej interesującego, barwnego życia, w którym jeszcze wszystko może się wydarzyć, zaś oparcia upatrują w sobie, w swoim kapitale migracyjnym i sieci powiązań społecznych. Obecnie wydaje się, że intensywność migracji do Warszawy zmalała [10], zaś potencjał migracyjny polskich inteligentów (i nie tylko) przesunął się w stronę migracji zagranicznych. Także polepszenie koniunktury gospodarczej spowodowało większy popyt na pracę, umniejszając rolę dysproporcji między Warszawą a np. Pomorzem w kwestii zatrudnienia i wynagrodzenia. Masowy napływ Pomorzan do Warszawy, który kilka lat temu decydował o rozkwicie migracyjnego Stowarzyszenia Loża Trójmiasto w Warszawie, obecnie znacznie osłabł. Marek Giętkowski, były kanclerz Loży, stwierdził niedawno, że dziś należałoby raczej założyć Lożę Trójmiasto w Londynie - to tam dzieją się najciekawsze rzeczy, tam jest polski ferment, tam napływa najwięcej naszych krajan [11]. Nie zmienia to jednak faktu, że zaobserwowane na przykładzie Warszawy wzory migrowania i strategie życiowe migrantów pozostają w mocy, choć urzeczywistniają się już w zgoła innych dekoracjach. Bowiem pewne zmiany kulturowe już zaszły lub właśnie zachodzą, a kontakt z zagranicznymi metropoliami może je tylko zintensyfikować. Bardzo sugestywnie ujęła to jedna z moich respondentek: "Mój dom jest w Gdyni. Mój dom jest zawsze w Gdyni... Znaczy inaczej - mój dom jest we mnie. Gdzie ja jestem, tam jest mój dom. I wydaje mi się - to jest może taka opinia - wydaje mi się, że nie jestem jedyna, która tak myśli. Ale wydaje mi się, że ludzie, którzy wynajmują mieszkania, agenci nieruchomości i osoby wynajmujące mieszkania, nie powinny przywiązywać aż tak dużej wagi do tego, gdzie mieszkają, jak mieszkają. Znaczy jak mieszkają - na pewno tak. Ale na zasadzie: są już na Zachodzie sieci apartamentów, które są w pełni wyposażone, właśnie dla takich ludzi jak ja. Dzisiaj pracuję tutaj, jutro dostaję fajną ofertę pracy, w związku z tym jestem mobilna i się przerzucam w inne miejsce pracy, do innego miejsca zamieszkania i innego miasta i nie ciągnę za sobą całego balastu. Wydaje mi się, że w ogóle świat zmierza ku temu, bo granice się otwierają, firmy są już multinacjonalne i tak powinno być" [12]. 1 Celowo unikam określenia: docelowych, ponieważ implikuje ono jakąś ostateczność i nieodwołalność, gdy tymczasem wiele osób jest w permanentnej wędrówce, robiąc tylko dłuższe lub krótsze przystanki. 2 Mężczyzna z Torunia, autobiografia nadesłana na konkurs "Gazety Wyborczej Stołecznej". 3 Wywiad z kobietą z Nowego Dworu Gdańskiego. 4 Por. Z. Bauman, Płynna nowoczesność, przeł. T. Kunz, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2006, s. 176 i nast. 5 Można tu przywołać tradycyjne pojęcie "kariery zawodowej" - ibidem, s. 181. 6 Kobieta z Lublina, autobiografia nadesłana na konkurs "Gazety Wyborczej Stołecznej". 7 Por. Z. Bauman, Płynna nowoczesność, op. cit., s. 182. 8 Ibidem, s. 184. 9 Ibidem, s. 193. 10 Piszę: wydaje się, ponieważ statystyki migracyjne produkowane w Polsce nie dają podstaw do żadnych sensownych analiz. W Warszawie jako imigracje rejestruje się wciąż fakty zameldowania na pobyt stały, co samo w sobie jest absurdem. Większość znanych mi migrantów mieszka bowiem latami bez meldunku, w wynajmowanych mieszkaniach, obracając się częstokroć w świecie społecznym złożonym z innych migrantów, niemal bez udziału ludności miejscowej. 11 Inne stowarzyszenia migracyjne, np. Korporacja Absolwentów Akademii Ekonomicznej z Krakowa, mają już swoje zagraniczne placówki. 12 Wywiad z kobietą z Gdyni.

Skip to content