Kopeć Alicja

O autorze:

Ład przestrzenny - pojęcie utożsamiane z porządkiem, równowagą, stabilnością, spójnością, harmonią i pięknem. Pojęcie będące przedmiotem zainteresowań szerokiej grupy specjalistów: urbanistów, architektów, geografów, socjologów, psychologów, ekonomistów oraz wszystkich tych, którym kształt przestrzeni, jak i zasady, według których przestrzeń ta funkcjonuje, nie są obojętne. O pojęciu tym pisze się, dyskutuje. O pojęciu - bo ład przestrzenny w Gdańsku, tak jak i niemalże w całej Polsce, jest właśnie pojęciem. Jest wyobrażeniem, zjawiskiem niemającym realnego wymiaru w rzeczywistości. W Gdańsku ładu przestrzennego nie ma. W Gdańsku ład przestrzenny "się zdarza" we fragmentarycznych przestrzeniach dzielnic, kwartałów czy ulic, budząc wśród odbiorców zachwyt i tęsknotę za czymś, co deficytowe. Dlaczego XIX-wieczne fotografie Gdańska są lustrem, w którym odbija się przestrzeń harmonijna? Dlaczego my, współcześni, ponad dwa wieki później, wyposażeni w całą armię najnowszych rozwiązań technologicznych, inżynieryjnych, komunikacyjnych, bogatsi również o wiedzę z zakresu socjologii, psychologii społecznej, nie potrafimy żyć w ładzie? Czy ceną rozwijającego się miasta jest utrata ładu przestrzennego? I dlaczego ładu przestrzennego w Gdańsku nie ma? Czy można winić za to niecałkowite pokrycie Gdańska obowiązującymi miejscowymi planami zagospodarowania przestrzennego? I to, że są tereny, na których inwestycje powstają w drodze decyzji o warunkach zabudowy? Raczej nie, bo przecież te fragmenty Gdańska, na których miejscowe plany zagospodarowania przestrzennego obowiązują, nie wyróżniają się szczególnie pozytywnie z tkanki miasta. Czy to skutek dostępności tak różnorodnych w formie i kolorze materiałów budowlanych wykorzystywanych do realizacji inwestycji? Nie, bo to nie ich różnorodność, lecz umiejętność wyboru z szerokiego wachlarza asortymentu wpływa na kształt przestrzeni. Czy to wysokość środków finansowych potrzebnych do wyboru odpowiednich, wysokiej klasy materiałów budowlanych? Też nie, bo przy niższych nakładach finansowych można uzyskać estetyczne obiekty, a wysokie koszty realizacji inwestycji nie są gwarantem wysokiej jakości przestrzeni. Poziom kultury estetycznej? Odbiór ładu przestrzennego może być kwestią smaku i gustu. Tylko, co jest ładne? Czy to, co jest ładne, czy to, co się komu podoba? De gustibus non est disputandum. Są jednak przestrzenie, które obiektywnie odbieramy pozytywnie, nawet jeśli nie potrafimy odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego tak się dzieje. Poziom kultury społecznej? Z nim związane jest postępowanie według tzw. "świętego prawa własności", w myśl którego właściciel uzurpuje sobie prawo do działań przestrzennych, których skutki wykraczają daleko poza strefę prywatną. Zauważalna jest również większa dbałość o dobro "swoje" niż o "wspólne" - traktowane jako niczyje. Zanik tożsamości miejsca? Brak edukacji regionalnej, ignorowanie kontekstualności, wreszcie przyzwolenie na powstawanie architektury tzw. "spadochronowej", mogącej zaistnieć w każdym innym miejscu w Polsce, trwale rzutuje na kształt przestrzeni i jej funkcjonowanie. A może przyczyny braku ładu przestrzennego leżą jeszcze gdzie indziej? Bo cóż można powiedzieć, gdy na świeżo ukończonych ścianach Błędnika, remontowanego przy dużym nakładzie środków finansowych i przy niemałych wyrzeczeniach gdańszczan, widnieją pospiesznie "wysprayowane" bazgroły. Są sytuacje, gdzie na tworzenie ładu przestrzennego miasta mają wpływ nie zapisy miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego, nie cena i rodzaj użytych materiałów, ale elementarne zasady kultury osobistej. Albo ich brak. Czy w ogóle ład przestrzenny jest potrzebny do rozwoju Gdańska, skoro nasze miasto rozwija się bez niego? Może jest tak, że gdy nie dba się o ład przestrzenny - nie narzuca się ograniczeń wielkości i formy nowoprojektowanych obiektów, miasto rozwija się znacznie dynamiczniej. Może szkoda czasu, energii i pieniędzy na ograniczanie inwencji twórczej inwestorów. Może oni bez tych ograniczeń wybudują szybciej, taniej, funkcjonalniej, a przede wszystkim więcej. A gdy będzie budowane szybciej, taniej, funkcjonalniej i więcej, to rozwój będzie szybszy. Może te wszystkie ograniczenia: ustalanie obowiązującej linii zabudowy, maksymalnej powierzchni zabudowy, minimalnej powierzchni biologicznie czynnej, intensywności zabudowy, szerokości elewacji, wysokości i formy zabudowy, rodzaju i kąta nachylenia dachu, a także kolorystyki i rodzaju materiałów - hamują rozwój i zniechęcają inwestorów. A dodatkowo, gdy już inwestor przez to wszystko przebrnie, okazuje się, że efekt i tak nie wszystkim się podoba. Zaraz znajduje się nie jeden nawet, lecz cała grupa tych, którzy zaczynają krzyczeć, że zbyt proste albo zbyt krzywe, zbyt kolorowe albo zbyt szare. A najgłośniej, że brzydkie i jakim prawem - tu - w tysiącletnim Gdańsku! Czyż nie podobnie było z zabudową przy Targu Węglowym - w miejscu budynku LOT-u. Tak zaciekle kłóciliśmy się o przyszły kształt tej przestrzeni, o formę mających tam powstać budynków, o ich funkcje, o to, czy będą odtwarzać przedwojenny Danziger Hof, czy do niego nawiązywać, że nawet nie zauważyliśmy, jak inwestorzy spakowali walizki i wyjechali. Spostrzegli bowiem, że czegokolwiek nie zrobią, to i tak jakaś grupa podniesie larum, że brzydko, że nie tak. A budynek LOT-u jak stał, tak stoi. Niby więc ten ład przestrzenny nie tylko do rozwoju potrzebny nie jest, ale wręcz go hamuje. Niby to tylko wydawanie pieniędzy podatnika i inwestora na urzędników i planistów, którzy chcą urzeczywistniać jakieś tam swoje zasady. Ale wyobraźmy sobie, co by to było, gdyby tych zasad w ogóle nie formułować i zgodnie z życzeniem wielu inwestorów nie określać intensywności, skali i formy zabudowy nowoprojektowanych obiektów architektury. Jak wyglądałaby przestrzeń? Jak byśmy się w niej poruszali? Jak byśmy w niej żyli? Czy tak zdegradowana przestrzeń byłaby jeszcze cokolwiek warta? Czy ktokolwiek chciałby jeszcze w nią inwestować? Zadbana przestrzeń posiada wymierną wartość. Przestrzeń rozwijająca się w sposób niekontrolowany, kształtowana bez namysłu, bez planowania, swoją wartość traci. A wraz z nią tracą wszyscy, którzy są właścicielami jej elementów. Brzydkie, źle funkcjonujące miasto generuje niższe dochody, bo to nie tylko mniej turystów, ale to także zmęczeni i mniej wydajni mieszkańcy. Brzydkie i źle funkcjonujące miasto generuje też wyższe koszty, bo to nie tylko tynk spadający na głowy przechodniów czy kongestia w kłębach spalin, ale też młodzież pijąca pod trzepakiem tanie piwo. To, co może opłacać się w krótkiej perspektywie czasowej, nie musi być opłacalne w długiej. I odwrotnie. Inwestorzy giełdowi to wiedzą. Czas, aby tą prostą zasadę dostrzegli też inni. Ład przestrzenny jest integralnie połączony nie tylko z ładem ekonomicznym, ale też z ładem ekologicznym i społecznym. Razem tworzą spójną całość niczym system naczyń połączonych. Dopóki kompleksowo nie zajmiemy się źle funkcjonującymi elementami, trudno będzie o znaczący i trwały rozwój. Tam, gdzie maksymalizacja zysku zdaje się być nadrzędnym celem kształtowania przestrzeni miejskiej, mało miejsca zostaje na walory przyrodnicze. Może jednak warto spojrzeć na tereny zielone jako na skuteczny i tani sposób kształtowania korzystnych warunków życia i zdrowia mieszkańców. Istotną rolę w kształtowaniu ładu przestrzennego pełni partycypacja społeczna. Udział mieszkańców w kreowaniu najbliższego otoczenia poprzez ich ocenę i artykulację oczekiwań może przyczynić się do wzmocnienia poczucia odpowiedzialności za przestrzeń. Pozytywne jest to, że władze Gdańska dostrzegają potrzebę takiej debaty publicznej. Dzisiejsze działania kształtują przestrzeń przyszłości. Tę, w której żyjemy, dostaliśmy w użytkowanie tylko na krótki czas. Jesteśmy zobligowani do przekazania jej następnym pokoleniom w stanie przynajmniej nie gorszym. Szczególnie, gdy - tak jak w Gdańsku, otrzymaliśmy ją z ogromnym dziedzictwem historycznym, kulturowym, przyrodniczym i swoistym genius loci stanowiącym o jej wyjątkowości. A przecież często brak wiedzy o unikatowych walorach Gdańska jest powodem niewłaściwych działań przestrzennych. Kształtując otaczającą nas przestrzeń, musimy o niej myśleć kompleksowo z uwzględnieniem kontekstualności, tożsamości kulturowej, aspektów ekonomicznych, ekologicznych i społecznych, a także długofalowo, przyczyniając się tym samym do budowania podstaw trwałego rozwoju.

Skip to content