Rozmowę prowadzi Leszek Szmidtke – dziennikarz „Pomorskiego Przeglądu Gospodarczego” i Radia Gdańsk.
Jedna ze słabości Europy ma charakter strukturalny i wiąże się z jej politycznym rozdrobnieniem. Elity w Europie postulują silniejszą integrację polityczną, trafnie przestrzegając, że w innym przypadku Europa sama pozbawi się wpływów na świecie.
Leszek Szmidtke: Europa, żyjąc swoimi problemami, stawia się coraz bardziej z boku globalnej gospodarki?
Janusz Reiter: Globalny wyścig gospodarczy nie jest czymś nowym, chociaż jego tempo i zasięg to coś dotychczas nieznanego. Europa ma w tej sytuacji dwa handicapy. Pierwszy to kryzys – finansowy, ale w konsekwencji także polityczny. Wierzę, że Europa jednak z niego wyjdzie. Druga słabość ma charakter strukturalny i wiąże się z politycznym rozdrobnieniem Europy. Żadne z dużych państw europejskich nie ma i nie będzie miało statusu mocarstwa globalnego. Niemcy najbardziej zbliżają się do takiej roli, ale tylko w jednej dziedzinie, jako mocarstwo handlowe. Francja i Wielka Brytania to gospodarki o globalnych interesach, ale nie o globalnym znaczeniu. Ta słabość jest wszystkim dobrze znana i przedyskutowana na wszystkie sposoby, ale nie implikuje to praktycznych konsekwencji. Problem ma bowiem naturę polityczną i dotyczy tak delikatnych spraw, jak suwerenność i uprawnienia państw narodowych. Elity w Europie (głównie zachodniej) postulują silniejszą integrację polityczną, trafnie przestrzegając, że w innym przypadku Europa sama pozbawi się wpływów na świecie. Apele te pozostają jednak bez odpowiedzi. Europa jeszcze nie odczuwa wystarczająco dotkliwie tego, co oznacza marginalizacja w kontekście międzynarodowym. Póki co jest tylko jedno pełnowymiarowe mocarstwo globalne – Stany Zjednoczone, co jednak nie zmienia faktu, że ich wpływy na świecie też mają swoje granice, wyznaczane m.in. przez ambicje takich mocarstw jak Chiny, Indie czy Brazylia. Unia Europejska, przy jej wszystkich wewnętrznych słabościach, jest oczywiście znaczącym graczem w gospodarce światowej. Tam, gdzie prowadzi ona wspólna politykę, inni muszą się z nią liczyć. Widać to zwłaszcza w polityce handlowej.
Pojawienie się nowych mocarstw, dynamicznych, a nawet agresywnych w zachowaniu, ogranicza oczywiście wpływy nie tylko Stanów Zjednoczonych czy Unii, ale całego świata zachodniego. W tej sytuacji inicjatywa zawarcia porozumienia amerykańsko-europejskiego w sprawie usuwania barier w handlu i inwestycjach jest wyrazem rosnącej troski obu partnerów wspólnoty atlantyckiej . Taka wielka otwarta przestrzeń gospodarcza byłaby czymś zupełnie nowym, zmieniającym globalny układ.
W kwestiach militarnych kraje europejskie zachowują się inaczej, niż Chiny czy USA – nie tylko dlatego, że mają dużo mniejsze możliwości reagowania. Ogromne znaczenie ma społeczna niechęć do posunięć militarnych.
Zatem nie można ograniczać się do gospodarki. Trzeba wzmocnić pozycję polityczną i tym samym być bardziej aktywnym uczestnikiem światowych wydarzeń, niż do tej pory.
Unia Europejska nie stanie się, przynajmniej w perspektywie kilku lat, pełnowymiarowym mocarstwem. Byłoby to pożądane, ale jest nierealne. Szereg działań zmierza do wzmocnienia jej pozycji i na przykład większego uniezależnienia się od zewnętrznych źródeł energii. Niektóre kraje, jak Niemcy, stawiają w związku z tym głównie na OZE, inne – jak Polska – na gaz łupkowy. W przyszłości surowce energetyczne będą miały większe znaczenie, niż dziś, i trudno będzie konkurować na tym polu z Chinami czy nawet Stanami Zjednoczonymi, które zawsze będą bardziej stanowcze i nie będą bały się używać siły militarnej do obrony swoich interesów gospodarczych. Kraje europejskie zachowują się inaczej nie tylko dlatego, że mają dużo mniejsze możliwości reagowania. Ogromne znaczenie ma tutaj społeczna niechęć w wielu krajach do używania siły wojskowej. Kiedy przed laty ówczesny prezydent Niemiec Horst Köhler, mówiąc o obecności niemieckich żołnierzy w Afganistanie, wspomniał, że bronią oni również gospodarczych interesów swojego kraju, wywołał niesłychaną falę krytyki. Jej efektem było ustąpienie prezydenta ze stanowiska. Jednak w dłuższej perspektywie rozbieżność między obecnością gospodarczą i brakiem możliwości obrony będzie negatywnie wpływała na europejskie interesy ekonomiczne.
Skoro Niemcy nie kwapią się do podejmowania większych wyzwań, trudno będzie o silne wsparcie polityczne, a tym bardziej militarne. Bilans korzyści oraz kosztów też już nie jest tak atrakcyjny, jak przed 2008 rokiem. Czy Niemcy mogą mieć słabszą determinację w ratowaniu strefy euro?
Dla Niemiec dalsze trwanie i rozwój Unii Europejskiej są korzystne i dlatego nadal będą się angażować we wsparcie pomysłów na jej ratowanie. Powodów jest kilka, ale najważniejszy jest ten ekonomiczny: Niemcy jako mocarstwo handlowe potrzebują otwartych rynków. Wspólna waluta sprzyja handlowi i dlatego ogromna większość niemieckiej gospodarki jest za utrzymaniem strefy euro. Niemcy mają też interes polityczny w utrzymaniu integracji europejskiej: ona chroni je, przynajmniej do pewnego stopnia, przed podejrzeniami o dążenie do hegemonii. Z resztą ten problem właśnie się ujawnia: Niemcy ściągają na siebie niechęć tych krajów, którym powodzi się gorzej, i które właśnie dlatego są skazane na niemiecką pomoc. Strefa euro miała pomóc uniknąć takich sytuacji, ale obecna sytuacja wyraźnie pokazuje, że wspólna waluta ma istotne wady konstrukcyjne. Stąd apele powtarzane w Niemczech jak zaklęcie, że potrzeba „więcej Europy”. Tutaj wracamy do zarysowanego na wstępie dylematu: ile inwestuje się tzw. kapitału politycznego w stworzenie wspólnej dla Europejczyków reprezentacji w świecie, a na ile rolę tę nadal mają pełnić państwa narodowe?
Naturalnie, nie ma żadnego konfliktu między Europą a Ameryką, nie ma również rozbieżności w wartościach czy poglądach po obu stronach oceanu. Może nawet jest to istota problemu, ponieważ Stany Zjednoczone potrzebują partnera w działaniu, a nie w poglądach
Czy amerykańsko-europejska strefa wolnego handlu jest próbą zrównoważenia dynamicznego rozwoju Azji Południowo-Wschodniej?
Trwają poszukiwania nowych impulsów wzrostu gospodarczego. Po jednej i drugiej stronie Oceanu Atlantyckiego panuje przekonanie, że stworzenie takiej przestrzeni będzie korzystne. W tle jest również uzasadnienie polityczne, gdyż wspólnota transatlantycka jest w kryzysie. Naturalnie, nie ma żadnego konfliktu między Europą a Ameryką, nie ma również rozbieżności w wartościach czy poglądach po obu stronach oceanu. Może nawet jest to istota problemu, ponieważ Stany Zjednoczone potrzebują partnera w działaniu, a nie w poglądach. Europa nie przekształci się raczej w mocarstwo polityczne, a tym bardziej militarne, więc trzeba szukać innych wspólnych płaszczyzn i gospodarka wręcz sama się narzuca. Ameryka i Europa mają największy udział w światowym handlu, tu też jest największy przepływ inwestycji. Trzecim uzasadnieniem jest wzmocnienie pozycji wobec nowych, globalnych graczy, którzy nie tylko odgrywają coraz mocniejszą pozycję w światowym handlu, ale również mają poważne aspiracje polityczne. Tutaj naturalnie znowu chodzi przede wszystkim o Chiny.
Europejczycy będą się zastanawiali, jaki Amerykanie mają w tym interes, żeby mieć silnego partnera, który może stać się konkurentem…
Kiedyś Francja lansowała taką mocarstwową wizję Europy budowanej w opozycji do Stanów Zjednoczonych. Dziś nie ma takiej obawy, a nawet Europa nie odgrywa takiej roli, jakiej by oczekiwała Ameryka. Europejski potencjał jest dużo większy, niż funkcja jaką pełni Unia lub poszczególne kraje. Gdyby Unia lepiej się zorganizowała, gdyby europejski filar NATO uległ wzmocnieniu – Amerykanie przyjęliby to z zadowoleniem. Przecież Europa powinna interweniować w Afryce Północnej, kiedy trzeba wygaszać konflikty. W przestrzeni gospodarczej oczywiście jest i będzie konkurencja, ale czym różni się ona od konkurencji między firmami z Holandii i Belgii lub Niemiec oraz Francji? Przecież przedsiębiorstwa z różnych krajów unijnych ze sobą konkurują, ale też współpracują. W partnerstwie chodzi o uchylanie przeszkód w dostępie do rynków, a to tylko pomaga w rozwoju firm i gospodarek.
Czy Stany Zjednoczone w przestrzeni politycznej, ale także gospodarczej, potrzebują Unii bardziej zintegrowanej? Może Stanów Zjednoczonych Europy?
Stany Zjednoczone Europy są co najwyżej teoretycznym rozważaniem. USA współpracują najbliżej z poszczególnymi państwami, a szczególnie z Niemcami, Wielką Brytanią oraz Francją, do pewnego stopnia także z Polską. Unia Europejska jako całość, w najbliższych latach, nie stanie się politycznym partnerem USA.
Z amerykańskiego punktu widzenia, która z europejskich dróg jest bardziej pożądana: ścisłej integracji czy może brytyjska, ograniczająca Unię do wolnego handlu oraz inwestycji?
Ponieważ Brytyjczycy mają niewielkie wsparcie w kontynentalnej części Europy, Amerykanie nie mają takiego dylematu. Nie zależy im również na izolacji lub samoizolacji Zjednoczonego Królestwa, gdyż będzie ono poważniejszym partnerem wtedy, gdy Brytyjczycy będą mieli duży wpływ na kształt unijnej polityki.
Doświadczenie sporów pomiędzy USA a niektórymi europejskimi krajami pokazało wartość Unii Europejskiej. Samodzielnie kraje Europy nie są w stanie przeciwstawić się takim potęgom jak np. USA. Razem mogą to zrobić.
A polskie wybory? Integracja oznacza przyjęcie euro, co wywołuje duże obawy i sprzeciwy. Może lepiej pójść w świat samodzielnie jak Korea Południowa, Norwegia lub Szwajcaria?
Nie bardzo wiem, dokąd Polska miałaby dojść taka „samodzielną” drogą. Chyba tylko do Unii Euroazjatyckiej z Rosją. A zamiast teoretycznych rozważań na temat suwerenności i modelu szwajcarskiego, polecam właśnie najnowsze doświadczenia Szwajcarii. Jej banki znalazły się pod presją rządu amerykańskiego, domagającego się danych o kontach obywateli USA. Spełnienie tego żądania oznaczałoby złamanie prawa szwajcarskiego. Sprzeciwienie się Waszyngtonowi prowadziłoby z kolei do sankcji o potencjalnie niszczących skutkach. W tej sytuacji Szwajcaria musiała zmienić prawo. Nie było to łatwe i wywołało w tym kraju wielkie oburzenie. Unia Europejska miała podobny spór z USA – dotyczył on danych pasażerów linii lotniczych. W tym sporze byli dwaj partnerzy o porównywalnej sile. Spór zakończył się kompromisem i pokazał wartość Unii Europejskiej. Samodzielnie kraje Europy nie są w stanie przeciwstawić się takim potęgom jak np. USA. Razem mogą to zrobić.