Wiara w gwałtowny rozwój sektora informatycznego w Trójmieście nie ma oparcia w rzeczywistości. Potrzebna jest dywersyfikacja przemysłu i usług. Natomiast jeszcze bardziej Gdańsk potrzebuje promocji na świecie.Zmiany w tym sektorze są szybkie i rynek podobnych firm się rozrasta, także w Trójmieście. Co będzie za kilka lat? Czy wówczas jakaś pomoc samorządu będzie potrzebna? Nie odnoszę wrażenia, że zachodzą szybkie zmiany. Jeżeli spojrzymy na kilka ostatnich lat, to rzeczywiście nasza branża jest rozwojowa, ale coś ją hamuje. Patrząc na całą aglomerację, na potencjał, wartość dodaną wynikającą z jakości życia, Trójmiasto ma wiele zalet. Natomiast w ciągu tych 13 lat zwiększyła się liczba dużych firm informatycznych, ale jest ich nadal kilka, a nie kilkanaście czy kilkadziesiąt. Światowa koniunktura dla takich firm jeszcze trwa, tylko że za 10 lat prawdopodobnie już tak dobrych warunków do rozwoju nie będzie. Dlatego wiara w gwałtowny rozwój tego sektora w Trójmieście nie ma oparcia w rzeczywistości. Potrzebna jest dywersyfikacja przemysłu i usług. Natomiast jeszcze bardziej Gdańsk potrzebuje promocji na świecie. To jeden z wniosków płynących z porównania rozwoju tego sektora w innych miejscach w kraju i poza jego granicami. Dlatego nie wierzę, że czeka nas wielki rozwój w najbliższych latach, skoro do tej pory tego nie zaobserwowaliśmy. Dla wielu firm barierą był brak powierzchni biurowych. Czy 13 lat temu mieliście kłopot ze znalezieniem miejsca? To jest nasza druga siedziba. Kiedy rozglądaliśmy się za nową lokalizacją, pomieszczenia przy Długich Ogrodach wręcz na nas czekały. Dziś jest tyle biurowców, że w Trójmieście ta bariera zniknęła.
Mam zastrzeżenia dotyczące absolwentów trójmiejskich uczelni. Znajomość języków obcych – i to nie tylko niemieckiego, ale także angielskiego – powinna być lepsza. Brakuje też praktycznej wiedzy o biznesie. Wreszcie, bardzo czasochłonna jest nauka pracy w zespole. Absolwenci naszych uczelni są często świetnymi fachowcami, ale nie nauczyli się, jak współpracować, komunikować się z innymi członkami zespołu, z klientem.Starania InvestGDA o ściągnięcie dwóch dużych inwestorów nie powiodły się, ponieważ przeprowadzone przez nich badania wykazały w Trójmieście zbyt małą liczbę studentów oraz absolwentów znających dobrze język niemiecki. Czy Lufthansa Systems natknęła się w Gdańsku na taką barierę? To jest szerszy problem. Mam zastrzeżenia dotyczące absolwentów trójmiejskich uczelni. Znajomość języków obcych – i to nie tylko niemieckiego, ale także angielskiego – powinna być lepsza. W takiej firmie jak nasza cała dokumentacja, bieżąca komunikacja odbywa się po angielsku. Jesteśmy jednak częścią niemieckiego koncernu, więc niezbędny jest też niemiecki. Oba języki trzeba dobrze znać. Absolwentom naszych uczelni brakuje też praktycznej wiedzy o biznesie. Potrzeba jest ta zdobywana na uczelni, ale oprócz tego studenci muszą odbywać w firmach staże. Jeżeli młody człowiek przychodzi do pracy bez takiej wiedzy i umiejętności, dużo czasu trzeba poświęcić na przygotowanie go do przejęcia obowiązków. Wreszcie, bardzo czasochłonna jest nauka pracy w zespole. Absolwenci naszych uczelni są często świetnymi fachowcami, ale nie nauczyli się, jak współpracować, komunikować się z innymi członkami zespołu, z klientem. Co, oprócz poprawy jakości kształcenia, należy zrobić by zwiększyć napływ inwestorów do regionu? Podstawą jest promocja Gdańska i Pomorza w świecie. To powinno być dobrze przygotowane i realizowane na szeroką skalę. Częściej należy sięgać po przykłady firm, które osiedliły się w Gdańsku i są zadowolone z tego wyboru. Czy współpraca samorządów, szczególnie Gdańska i Gdyni, może spowodować, że więcej firm będzie się tu osiedlało? Na pewno. Inwestor szybko się zorientuje, że te miasta chodzą własnymi drogami: dwa lotniska, dwa parki technologiczne, nie jestem pewien, czy jest wreszcie wspólny bilet na komunikację miejską i SKM dla całego Trójmiasta. To nie są miasta odległe od siebie o setki kilometrów. Gdyby miały wspólne centrum promocyjne, byłby większy efekt. Liczy się ściągnięcie firmy, a czy się ona osiedli w Gdańsku czy w Gdyni – nie powinno mieć większego znaczenia. I tak zyskują oba miasta, zyskuje cała aglomeracja. Największym dostawcą absolwentów potrzebnych dla takich firm jak Lufthansa Systems jest Politechnika Gdańska. Dodatkowo, wkrótce Polsko‑Japońska Wyższa Szkoła Technik Komputerowych w Gdańsku zacznie dostarczać absolwentów. Konkurencja między uczelniami nie jest zbyt duża. Korzystamy również z absolwentów Uniwersytetu Gdańskiego, Akademii Morskiej, od niedawna również Wyższej Szkoły Bankowej. Jest więc w czym wybierać i uważam, że taka konkurencja jest wystarczająca. Czy wasze uwagi dotyczące kształcenia, choćby języków czy przedsiębiorczości, są brane pod uwagę? Niekiedy tak się dzieje. Zostałem zaproszony do Rady Przedsiębiorczości Wyższej Szkoły Bankowej i być może dzięki temu będzie lepszy przepływ informacji między naszymi środowiskami. Mam wrażenie, że im mniejsza uczelnia, tym bardziej jest otwarta na oczekiwania firm. Czy korzystacie z dorobku naukowego pomorskich uczelni? Czy były jakieś ciekawe pomysły, które udało się zaadaptować? Nasze potrzeby nie są w tej kwestii zbyt duże i chyba nie było takiego przypadku. Może uczelnie powinny dostarczyć jakieś propozycje? Gdyby uczelnie zaczęły przychodzić z takimi pomysłami, to z zainteresowaniem byśmy się im przyjrzeli. Co tu ukrywać, są na świecie miejsca, gdzie przepływ wiedzy z uczelni do biznesu lepiej funkcjonuje. O firmach z sektora usług biznesowych mówi się niekiedy, że równie łatwo wchodzą, jak i wychodzą. Jakie okoliczności mogą zmusić pana do szukania innego miejsca dla Lufthansa Systems? Każdą firmę można przenieść. Zmiana lokalizacji fabryki samochodów jest bardzo prosta. Jest decyzja, później sprzedaż lub zapakowanie urządzeń i przenosiny do innego kraju lub na nowy kontynent. Decyduje rachunek ekonomiczny i znane są przypadki takich przeprowadzek. W naszej branży wartością są ludzie. Dopóki mamy zapewnioną stabilność podatkową, finansową, ogólne bezpieczeństwo, a także swobodny dostęp do usług i ludzi do pracy, raczej nikt nie będzie myślał o przenosinach. Coraz bardziej rozbudowane wsparcie dla inwestorów, coraz kosztowniejsza promocja każą prezydentom miast zastanawiać się, jakie korzyści płyną ze ściągania inwestorów z branży usług biznesowych. Co miasto zyskuje? Pomijam korzyści płynące z podatków płaconych przez firmy oraz zatrudnionych tam pracowników. Równie ważny, a może nawet ważniejszy, jest wizerunek. Firmy znanych marek, jak Intel, Sony, Lufthansa, przyciągają innych inwestorów. To się przekłada na szybszy rozwój nie tylko w danym sektorze; miasta, w których działają światowe firmy, są też znane na całym świecie. Przez te 13 lat naszą firmę odwiedziły setki, a może nawet tysiące osób. Wszyscy musieli gdzieś mieszkać, jeść, chcieli coś zobaczyć, czegoś posłuchać itp., czyli zostawili w Gdańsku pieniądze. Wielu z nich wróciło z rodzinami jako turyści. Jak wygląda zaangażowanie pańskiej firmy w działalność społeczną? To jest bardzo ważne zarówno dla miasta, jak i dla firmy. Nie jestem zwolennikiem głośnego mówienia o pomocy, chociaż wiem, że niektórzy przykładają do tego wielką wagę, podkreślając znaczenie CSR. Regularnie wspieramy przedstawienia dla dzieci w szpitalu na Polankach. Na Dolnym Mieście znajduje się świetlica społeczna, której pomagamy. Ostatnio pracownicy zorganizowali pomoc dla powodzian, do czego firma się dołożyła. Nasze działania koncentrujemy na najbliższym otoczeniu, a Dolne Miasto potrzebuje takich inicjatyw. Dziękuję za rozmowę.
Pomorski Przegląd Gospodarczy
Instytut Badań nad Gospodarką Rynkową
ul. Do Studzienki 63
80-227 Gdańsk